Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Od przyjazdu do Lorne Bay czuł się nieswojo. Każda mijana uliczka wywoływała w nim wspomnienia - niby przyjemne, ale denerwowała go nostalgia, którą odczuwał. Zapomniał już o swoim dawnym życiu. Mało pozostało w nim z faceta, który za życiowy sukces uznawał otwarcie stolarni. Teraz był zupełnie nowym człowiekiem i czerpał pełnymi garściami z tego co przyniósł mu los. Miał wrażenie, że z wieloma osobami, które kiedyś były dla niego istotne, obecnie nie będzie potrafił już rozmawiać. Z jednej stony wiedział, że to jego wina, bo zaniedbał Lorne Bay, ale z drugiej w zasadzie mało zależało mu na byle jakich znajomościach. Już dawno stał się fanem zimnej kalkulacji, która jasno mówiła, że nie każda relacja się opłaca, a wiele z nich to tylko zmarnowany czas i stres. Nie mniej jednak nadal kilka osób z Lorne miało szczególne znaczenie w jego życiu, a może też inaczej... Tony po prostu wiedział, że wciąż będzie umiał rozmawiać z nimi tak samo jak za dawnych lat.
Z Francisem znali się od dziecka. Byli nie tylko kuzynami, ale przede wszystkim przyjaciółmi i dlatego też utrzymywali dobry kontakt nawet po wyjeździe Anthonego z miasta. Hundington czuł, że jeśli ktokolwiek mógłby go obecnie zrozumieć to właśnie Francis.
- Wybacz, mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo . - Dobrze wiedział, że Francis stał przed barem równe 12 minut. Winfield nigdy się nie spóźniał. Tony zaś musiał odbyć długą rozmowę ze swoją narzeczoną, która dotyczyła niczego innego, jak zbliżającej się uroczystości ślubnej. - Musiałem, ważny telefon - usprawiedliwił się, unosząc przy tym aparat ku górze jakby naprawdę prowadził przed chwilę jakąś znaczącą konwersację, a nie dysputował na temat smaku ciast. Oczywiście Winfield nie mógł wiedzieć o tym, że Tony kłamie jak z nut. W sumie Anthony opanował tę sztukę do perfekcji, inaczej już dawno by zwariował wiecznie musząc tłumaczyć się ze swoich decyzji narzeczonej. To nie tak, że jakoś nagminnie ją okłamywał. Po prostu wolał zaoszczędzić jej stresów, gdy te były całkowicie zbędne. - Co tam u Ciebie? Jane wie, że dziś wrócisz późno? - Zagadnął, gdy już wybrali odpowiedni stolik i zajęli za nim miejsce, a miła kelnerka przyjęła ich zamówienia.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
3.

Kiedy Anthony wysłał mu adres, siłą rzeczy Francis wzniósł oczy do nieba, ale nie był na tyle dziecinny, by robić z tego problem. Po prostu z góry zaplanował, że zamówią i usiądą gdzieś w rogu, ale i tak były to problemy na później. Tak długo, jak był w pracy, nie pozwalał sobie na to, by zajęcia z czasu wolnego rozpraszały go podczas wypełniania obowiązków. Cieszył się, że Huntington wrócił, zaskoczyła go niby wiadomość o zaręczynach, ale czy negatywnie? Raczej nie... blondyn nie miał już dwudziestu lat, a sam Francis nigdy nie był wielkim fanem uciekania od założenia rodziny. Każdy żył, jak chciał, jednak dla Winfielda poczucie, że ma się kogoś na świecie, o kogo można zadbać, było niezwykle ważne. Niby wiedział, że wiele sierot boryka się z takimi potrzebami, ale nie lubił sobie tego tłumaczyć w ten sposób.
Na spotkanie oczywiście przybył punktualnie, chociaż do ostatniej chwili wypełniał dokumenty, których zawsze było więcej, niż czasu unormowanego przez zakład pracy. Normalnie zostałby w ratuszu po godzinach, by wszystko dopiąć, ale dzisiejszy wieczór miał być inny. Nie przebrał się, jadąc prosto do baru, w którym po przyjściu ściągnął marynarkę. Mały Tony znów się spóźniał... już nie taki mały, ale za dzieciaka, a raczej czasów nastoletnich, kiedy nieco się otworzył, lubił go tak nazywać. Widząc go wchodzącego po prawie kwadransie, tylko pokręcił głową, jakby wcale nie było to ich pierwsze spotkanie od dawna.
- Czekałem na ciebie tyle, ile się spóźniłeś - zauważył prostolinijnie, nie dając mu forów, po czym zrzucił z siebie marynarkę, bo w barze było całkiem ciepło. Krawat już dawno ściągnął, zostawiając go w samochodzie. - Janey wie, że jeśli ją informuję, to raczej o tym, że wrócę wcześniej - zażartował, chociaż zdawkowo. Taka prawda, oni wiecznie wracali późno. Można by powiedzieć, że na tym etapie małżeństwa to norma, ale czy nie traktowałby tego, jak wymówki? - A co? Ty musisz spowiadać się narzeczonej? - rzucił kąśliwą uwagę, przez chwilę przypominając sobie, jak to było kiedyś, gdy miał nieco mniej lat, mniej odpowiedzialności, mniej doświadczeń, których nigdy nikomu by nie życzył. Zreflektował się ostatecznie wyciągając rękę, by klepnąć go w ramię. - Dobrze cię widzieć, młody. Wyrabiasz się w końcu - pochwalił, pozwalając sobie na ten drobny, przyjacielski przytyk, który nie miał nieść za sobą niczego złego. Dawno już nie pozwalał sobie na tyle swobody, a już na pewno nie w tym miejscu, w którym naprawdę nie chciałby zobaczyć ani swojej siostry, ani Leona... szczególnie we wspólnej konfiguracji.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Głupi. Czemu zapytał o Jane, gdy tak naprawdę nie chciał poruszać tematu związanego z jej osobą. Nie dość, że za sobą nie przepadali to była związana z przeszłością Anthonego, o której dawno już zapomniał, a przynajmniej tak sobie wmawiał.
Uniósł kącik ust w lekki uśmiechu, gdy kuzyn wspomniał o wracaniu wcześniej. Doskonale wiedział jaki z Francisa pracoholik i w zasadzie ostatnio mógł się z nim ścigać w tej roli chociaż nie pracą, a prywatnym życiem powinien w większym stopniu zasnuwać swoje myśli. Jednak nie robił tego, a im więcej czasu spędzał w biurze, tym trudniej było mu wracać do domu, narzeczonej i problemów związanych z dniem, który w zasadzie miał być kwintesencją szczęścia.
- Nie, skąd! - Zaprzeczył zbyt ekspresyjnie, aby uznać jego słowa za prawdziwe. - Po prostu mamy sporo kłopotów związanych z tym ślubem - wyjaśnił spoglądając przy tym znacząco w stronę urządzenia, które odłożył na blat stołu, przy którym zasiedli. Dobór słów Anthonego też pozostawał wiele do życzenia, bo zdecydowanie całe to wesele zaczynało odbijać mu się czkawką, ale robił dobrą minę do złej gry. Ostatnimi czasy opanował to zachowanie do perfekcji. - Hope chce bym był zaangażowany bardziej, bo ona sama nie ma czasu i eh... Dzwoni z każdą pierdołą. - Komu jak komu, ale Francisowi mógł powiedzieć prawdę, bo bystre spojrzenie kuzyna i tak czytało z niego jak z otwartej księgi. Już za dzieciaka, Winfield zawsze wiedział, gdy Tony mówił nieprawdę. Nie miał pojęcia jak to robił, ale ilekroć buchnął mu diskmena, albo podprowadził zaskórniaki ze skarbonki - Francis od razu widział podejrzanego w Anthonym. - Dzięki i wzajemnie - mruknął spoglądając na kuzyna z lekkim grymasem niby niezadowolenia na twarzy, ale złamał go odrobiną uśmiechu. - Chociaż wyglądasz na bardziej zmęczonego niż zwykle - dodał, bo jednak widywał Francisa na różnych etapach jego życia. Był przy nim w momentach, o których nawet ciężko jest wspominać, ale także podczas chwil, które nadawały życiu łagodniejszych barw. W każdym razie Tony sądził, że obecnie życie kuzyna powoli wracało do normy, ale w takim razie dlaczego w jego twarzy znów widział to specyficzne, nieodgadnione zmęczenie...

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Wiedział co nieco o ślubach, w końcu sam miał już za sobą dwa. Był więc świadomy tego, ile kosztuje organizacja każdego z nich, nie tylko pieniędzy, ale też czasów, stresu, nerwów. Nie znał narzeczonej swojego kuzyna w takim stopniu, w jakim by chciał, ale domyślał się, że pewnie oczekuje od Tony'ego więcej zaangażowania, niż blondyn chciałby po sobie dać. To chyba taka męska przywara, liczą, że ich udział powinien skończyć się po wręczeniu pierścionka, a później ograniczać już tylko do wspierania wyborów małżonki. Niektórym kobietom było to na rękę, ale najwyraźniej Hope do nich nie należała.
- Kłopotów? Nie macie dwudziestu lat, Hope nie jest w ciąży i macie wystarczająco dużo pieniędzy, by nie liczyć każdego centa - zauważył dość rozsądnie i rzeczowo. Zawsze lubił podchodzić do tych spraw z chłodną kalkulacją. - Dlaczego po prostu nie znajdziecie sobie kogoś do pomocy? - zapytał wprost. Owszem, dobrze jest zrobić wszystko samemu, ale też zatrudnienie profesjonalisty wiele ułatwia. Przerwał jednak na moment, bo kelnerka przyniosła im ich zamówienia, które złożył sam Winfield zanim jego kuzyn się pojawił. - Te pierdoły są pewnie dla niej dość ważne. To ma być jej wielki dzień - wiadomo, że w razie potrzeby zawsze stałby murem za kuzynem, ale też... znał jego podejście do życia, wiedział jak przez jakiś czas szalał i teraz czuł się w obowiązku do sprowadzania go do pionu, pokazywania, że jak dobrze zrobił decydując się na następny krok. Dlatego też wolał podkreślać, że zachowanie Hope to coś normalnego, a nie jedynie irytujące, kobiece wymysły. Uniósł szklankę z old fashioned i zamieszał nią w powietrzu, by zaraz upić odrobinę płynu. Uwagą Tony'ego się nie przejął, a przynajmniej tą pierwszą, bo druga już nie była mu na rękę. Wolałby, aby o nim niekoniecznie rozmawiali, ale jako, że przy kim, jak przy kim, ale przy kuzynie mógł sobie pozwolić na nieco luźniejszy ton, uśmiechnął się kącikiem ust, posyłając mu spojrzenie skrywające delikatną kpinę. - Nie wszyscy są tacy młodzi i pełni wigoru, jak ty, maluchu. Kiedy będziesz w moim wieku, też będziesz zmęczony - pozwolił sobie na tą żartobliwą wypowiedź, która głównie miała zbagatelizować podjęty przez blondyna temat. Faktycznie w jego życiu nie układało się najlepiej, ale nie chciał marnować spotkania z Huntingtonem na takie tematy, tym bardziej, że ten powinien skupić się aktualnie na planowaniu swojego ślubu.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Kłopotów, bo... Tony najzwyczajniej w świecie miał coraz mniej cierpliwości do tego całego weselnego szaleństwa. To źle. Nawet bardzo źle, bo nie tak powinien postrzegać ten dzień. Z własnej winy i zaniedbania zaczynał mu nadawać jakiś pejoratywnych cech i właściwie dobrze, że wyspowiadał się z tego Francisowi. Ten, zresztą jak zwykle, przejawiła zdroworozsądkowe podejście, które w obecnej sytuacji było Tonemu niezwykle potrzebne.
- Wiesz, że nawet o tym nie pomyślałem? - Przyznał się z miejsca. Właściwie to o niewielu rzeczach związanych ze ślubem myślał. Owszem zależało mu, ale wolał aby to Hope była osobą decyzyjną, gdy on będzie ją tylko wspierał i dopingował we wszystkim. - Wspomnę o tym Hope, może faktycznie to najlepsze rozwiązanie, bo ani ona, ani ja nie mamy czasu na to szaleństwo.. - Znów niezbyt trafny dobór słów, ale pewnie potrzeba czasu, aby z lekkiego poirytowania Tony zmienił podejście na łagodniejsze. W tym mógłby pomóc chociażby alkohol, którego ostry smak przyjemnie podrażnił gardło Anthonego, gdy ten skosztował zawartość swojej szklanki. - Macallan? - Spytał spoglądając na kuzyna z zaintrygowaniem. Jeszcze kilka lat temu taka rozmowa z Francisem byłaby nie możliwa, ale Tony wskoczył na pewien pułap, w którym mógł podać sobie rękę z Winfieldem w pewnych męskich kwestiach. Co nie znaczy wcale, że nadal nie pił zwykłego piwa... To znaczy w sumie nie pił, ale nadal lubił, tylko, że jakby niekoniecznie miał kiedy je spożywać, bo w jego nowym świecie pewnych rzeczy już robić nie wypadało.
- Maluchu...- Powtórzył za kuzynem i znów zakręcił trzymaną przez siebie szklanką. - Widzę niezwykle musiałeś za mną tęsknić, skoro nadal pozwalasz sobie na taki czułe słówka - dodał układając usta w zadziornym uśmiechu. - Może ta tęsknota przyprawiła ci tych zmartwień.. I zmarszczek? - Nie odpuszczał, ale nie chciał być też natarczywy. Znał Winfielda i wiedział, że jeśli ten będzie chciał to sam coś powie, a w przeciwnym wypadku jakiekolwiek formy naciskania na jego osobę mogą okazać się odwrotne w skutkach. - Co tam u Jane? - Po ciul spytał, skoro nie chciał o tym rozmawiać? Ciężko powiedzieć, ale miał wrażenie, że odkąd przyjechał do Lorne Bay pewne związane z żoną Francisa kwestie bezpośrednio wpływały na nastawienie Tonego i jego uporczywe trzymanie się na dystans od miasta. Oczywiście sam wprost nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą, ale z jakiegoś powodu ponownie wspomniał o Jane, a więc...

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Czy Francisa zaskoczyło to, że jego kuzyn nawet nie pomyślał o profesjonalnej pomocy? Nieszczególnie. Nie dlatego, że wątpił w zdolności organizacyjne Anthonego. Wręcz przeciwnie, wiedział, że blondyn na przestrzeni lat bardzo się zmienił na tym polu i osiągnął dość sukcesów w swojej branży, by dziś móc być z siebie dumnym. Po prostu... nadal uważał, że niekoniecznie dobrze radził sobie w tematach około rodzinnych. Nie można mu było mieć tego za złe, każdy był inny, a najwyraźniej i tym razem Tony był na dobrej drodze, skoro zdecydował się na małżeństwo, zamiast nadal żyć swoim życiem, nie szukając zobowiązań.
- Szaleństwo - złapał go za słówko. - Chyba musisz popracować nad doborem słów, bo jeszcze urazisz swoją przyszła małżonkę - zauważył pół żartem, pół serio, by zaraz zawiesić wzrok na szklance swojego kuzyna. Skinął głową, kiedy ten zapytał o alkohol. - Mają tu dobry wybór - podsumował, chociaż była w tym jakaś niechęć, na którą wcale nie chciał sobie pozwolić. Nie lubił w sobie takich dziecinnych odruchów, doszukiwania się powodów do zazdrości, która nie była niczym powodowana. Stare dzieje już nie wrócą - wiedział o tym, ale jednocześnie... jakiś niesmak pozostawał. Najwyraźniej nawet on nie był mistrzem zdroworozsądkowego podejścia do każdego aspektu życia. Dobrze więc, że towarzystwo jego kuzyna z powodzeniem skupiało na sobie uwagę Francisa.
- Nie będę zaprzeczać, w przeciwieństwie do ciebie ja zawsze byłem rodzinnym typem - wzruszył ramionami, nie dając się podejść, a nawet nieładnie wysuwając ten atak. Miało być to jedynie niegroźnym przytykiem. Wiedział, że Anthony nie porzucił Lorne z kaprysu, a żeby coś osiągnąć. Z resztą Francis też na kilka lat zniknął nie tylko z miasta, ale i z kraju, więc kim był, by go oceniać? Chociaż wolał już wychodzić na podłego i trzymać się tego tematu, niż zbaczać z niego na kwestie swojego małżeństwa. Wiedział jednak, że stałe unikanie odpowiedzi wyda się podejrzane.
- Skupia się na pracy policjantki, lubi to, czasem nawet wydaje mi się, że jest taka, jak kiedyś, ale... - zawahał się na moment. Nie lubił mówić o swoich problemach, nie uważał też, że opowiadanie o cudzych jest sprawiedliwe, tylko, że nie miał niczego złego na myśli i ostatecznie, miał tutaj obok swojego kuzyna, a nie jakiegoś przypadkowego typa. - Ale bywają też gorsze momenty. Dużo przeszła, potrzebuje czasu i przestrzeni, więc staram się jej to wszystko zapewniać - mruknął, unosząc smętnie szklankę do ust, by się z niej napić. Nie czuł się z tym wszystkim dobrze, z tym, że nie mógł pochwalić się tym, jakim perfekcyjnym mężem był, tym, że jego małżeństwo jest idealne. Doszukiwał się w tym wszystkim własnej winy i co najgorsze, wiedział, że robi to słusznie. Jednocześnie... naprawdę kochał Janey, więc nie potrafił tak po prostu odpuścić.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Uniósł lekko brwi, gdy Francis powtórzył po nim to niefortunne określenie, chociaż może wcale nie było takie nietrafne? Wiadomo, kochał Hope, a ślub był ich wspólną decyzją, ale obecnie mieli wiele na głowie i przygotowania weselne napędzały ich życiowe tornado jeszcze bardziej.
- Myślę, że ona ma na ten temat podobne zdanie - odparł po chwili i wyprostował się na krześle pocierając przy tym zarost dłonią. Dał sobie kilka sekund pauzy, aby móc zebrać myśli. Nie chciał przed kuzynem wyjść na kogoś, kto bagatelizował to całe ślubne wydarzenie, gdy po prostu był nim tylko zmęczony. - Sama pracuje zbyt wiele, a potem ma pretensje, że nie mamy na wszystko czasu - dodał w gwoli wyjaśnienia, a jakby Francis dopytywał już miał przygotowanych kilka słów o tym jak cholernie nienawidził, gdy brała dodatkowe dyżury w szpitalu. Wracała po nich wyczerpana, bez siły i chęci na cokolwiek. Dla Tonego pracowała zbyt wiele i powinna zwolnić, zająć się ich priorytetami, gdy on zarabiał pieniądze. Tak.. To było niesprawiedliwe podejście, ale nikt nie powiedział, że Huntington kierował się jakąś wyrozumiałością. Przeprowadzając chłodną kalkulację wychodziło na to, że to Hope powinna nieco zwolnić. Kariera jej nie ucieknie, a teraz ich związek potrzebował jej atencji, bo Tony był zbyt zajęty.
- Przykro mi więc, że tęsknota za mną odbiła się na twoim samopoczuciu, ale teraz skoro już tu jestem... Powinno być lepiej, prawda? - Obydwoje wiedzieli, że rozmowa dotyczyła zupełnie innego tematu, ale by zapytać o cokolwiek wprost musiało upłynąć nieco czasu i znacznie więcej alkoholu.
W słowach Francisa wyczuł, że mimo pięknych zapewnień coś między nim, a Jane uległo zmianie odkąd stracili syna... Nie chciał wracać wspomnieniami do tamtych, ciemnych dni, ale Lorne nieustannie wymuszało na nim wygrzebywanie starych, bolesnych historii.
- Dobry z ciebie facet, Francis... Tylko mam nadzieję, że w tym wszystkim także nie zapominasz o sobie - odpowiedział niby tak lekko, ale gdzieś rosła w nim obawa, że Winfield oddałby wszystko dla Jane, zatracając przy tym samego siebie. - I cieszę się, że Jane odnalazła się w Lorne, ja mam wrażenie, że już kompletnie tutaj nie pasuję - dodał wodząc przy tym wzrokiem po tych wszystkich twarzach wokół. Niektóre z nich doskonale znał, inne pamiętał, gdy nosiły mniej zmarszczek i zmartwień, ale mimo tego każda z nich wydawała się niezwykle obca. Poza tym w opowieści o Janey, Anthony łapał się na tym, że między słowami poszukiwał informacji, których tam nie było... Może trochę liczył na to, że Francis sam się domyśli o czym chciałby wiedzieć Huntington. Pytanie tylko, czy na pewno chciał o niej rozmawiać. - Teraz ja stawiam - oznajmił wzywając kelnera. Szkło było puste, a przed nimi jeszcze tyle tematów, o których zapewne ani jeden, ani drugi mówić nie chciał, ale potrzebował.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Nie chciał się z nim kłócić o to, jakie podejście do tego wszystkiego miała narzeczona kuzyna, w końcu nie znał jej najlepiej, a Tony raczej tak, ale z tego, co wiedział, kobietom zwykle po prostu zależało. Nawet, jak przy okazji miały inne priorytety. Poza tym całkiem dobrze rozumiał sytuację blondyna, bo przecież jego żona, zanim zdecydowała się na karierę policjantki, sama była lekarzem. Dobrze wiedział, ile czasu pochłaniała taka kariera, ale nigdy mu to nie przeszkadzało, bo sam był pracoholikiem.
- Musicie o tym porozmawiać... oboje dużo pracujecie i zarówno ty, jak i Hope macie do tego prawo - no niestety, zdrowego rozsądku Francisa nie dało się przeskoczyć. - Poza tym spójrz na to, jak na plus tej relacji. Możecie poświęcać się karierze, nie pozostawiając żadnego z was w tyle. U mnie i Janey to działa - wzruszył ramionami. Przynajmniej działało. Nadal działa, ale już nie tak, jak kiedyś... kiedyś wydawało się to idealne, respektowanie własnej przestrzeni i radość w tych momentach, gdy dzielili wspólnie czas, a teraz? Wdarł się między nich dystans, praca stała się wymówką, a wspólne spędzenie kilku chwil pewnego rodzaju wymogiem, który musieli spełniać, by nazywać się jeszcze poprawnym małżeństwem. W tym wszystkim wciąż dla ogółu byli idealną parą i chyba bardziej o tę opinię dbali, niż o faktyczną relację, której ta dotyczyła.
- Powinno? Sam nie wiem... zobaczymy - rzucił nieco smętniej. Nie chciał dotykać pewnych tematów, ani pokazywać się w roli kogoś, kto potrzebował wsparcia. Wolał być tym, który go udzielał, niezachwianym filarem na którym inni mogli się podeprzeć. Przyznanie się do tego, że sam mógł sobie z czymś nie radzić godziło w jego dumę i poczucie własnej wartości.
- A niech mnie, Anthony Huntington i poetycki bełkot - przecież nie mógł ulec tej chwili, musiał obrócić ją w żart, kręcąc przy tym głową na boki, jakby w niedowierzaniu. - Co to narzeczeństwo z tobą zrobiło? - dodał złośliwie, ale nie stało za tym nic złego, poczuł się przez to, jakby znów miał nieco mniej lat. - Zarówno ty, jak i Janey, czy nawet ja, nie przyjechaliśmy tutaj, jak do obcego miejsca... powrót to nie zaczynanie od nowa, odnalezienie się to kwestia czasu - wkradł mu się w to wszystko nieco mentorski ton, ale nic nie mógł na to poradzić. - Poza tym każde z nas ma tutaj rodzinę, to wiele ułatwia - zerknął na kuzyna z boku, patrząc na niego nieco uważniej. Powoli zaczął się domyślać, że być może, Anthony niekoniecznie chciał rozmawiać o Francisie i jego żonie, ale jeszcze o kimś, tylko, że przy tym Winfield nie był fanem znęcania się nad kimś, czy też sugerowania powrotów do mostów, które zostały już spalone. W jego mniemaniu Anthony dobrze zrobił, przywożąc tu ze sobą Hope.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Przytakująco kiwał głową słuchając słów Francisa. Wiedział, że kuzyn miał rację, ale nie potrzebował wysłuchiwać tych wszystkich objaśnień. W zasadzie z miłą chęcią uciąłby temat ślubu, bo wzbudzał on w nim rozdrażnienie. Swoją drogą nie zwiastowało to niczego dobrego, ale Huntington nauczył się już, że lepiej pewne odczucia ignorować. Ciągłe analizowanie i dociekanie było męczące, a bez tego żyło się znacznie łatwiej.
- Faktycznie pod tym względem pasujemy do siebie idealnie, bo nie będę oszukiwał, ale jakby miała mi narzekać wiecznie na mój brak czasu to bym chyba oszalał... I tak już wystarczająco wiele smęci bez powodu, ale... Kobiety tak mają, prawda? - Kiedyś Tony w życiu nie wyraziłby się w taki sposób o swojej partnerce, ale wtedy wierzył w szczeniacką miłość i wieczne motylki w brzuchu. Potem dotarło do niego, że rzeczywistość bywa niezwykle brutalna, a związki niekoniecznie ociekają ubrane są tylko w dobre chwile. Wolał więc zacisnąć zęby i trwać w tym co było, bo według wszelkich kalkulacji był na wygranej pozycji, a Hope była dla niego najlepszą partnerką, co z tego, że niekoniecznie idealną. Nikt w tym zasranym świecie taki nie był.
- Wolisz bym walił wprost? - Spytał unosząc przy tym nonszalancko jedną z brwi. Nie zrobiły na nim wrażenie żarciki kuzyna. Raczej dopatrywał się w nich ucieczki od tematu, bo widział w postawie Francisa swego rodzaju niepewność. Szczególnie gdy ten mówił o swojej żonie. Poza tym, Tony uważał, że Winfield od dawna skupiał się w dużej mierze tylko na niej, swoją osobę traktując jako mniej istotną w tym całym przedsięwzięciu zwanym małżeństwem. - Chociaż nie wiem, czy to ma sens skoro tak lubisz zapewniać jej tę przestrzeń i czas... - Mruknął pod nosem, bo temat Janey nie miał iść w tym kierunku, a jednak.. Nie to żeby Tony był uprzedzony do żony Francisa. Wręcz przeciwnie, swego czasu byłą mu bardzo bliska, ale życie postawiło ich po przeciwnych stronach barykady, a więc siłą rzeczy, Anthony brał stronę kuzyna, nawet jeśli ten absolutnie nie prowadził żadnego konfliktu, ani nie potrzebował wsparcia. A raczej myślał, że nie potrzebuje. - Chciałbym wierzyć w twoje słowa - burknął, bo cóż... Niechęć do Lorne była w nim duża, ale przy tym sztucznie nakręcona do czego przed samym sobą przyznać się już nie umiał. - Ta, rodzinę... - Westchnął przecierając przy tym twarz dłonią. - Tam też nie czuję się najlepiej. Chciałbym im pomóc, ale Melis niekoniecznie chce ze mną gadać - wyjaśnił, po czym upił solidny łyk alkoholu. Kontakty z siostrą nie szły mu najlepiej w ostatnim czasie. Tony doskonale wiedział o problemach finansowych rodziców, ale gdy zaoferował pomoc spotkał się z odmową i niekoniecznie wiedział co powinien z tym dalej zrobić.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Wiedział ile zmian zaszło w Anthonym odkąd wyjechał z Lorne, ale należał do grona tych osób, które uważały to za coś dobrego. Wyrwał się, zrobił karierę, poznał kobietę na poziomie, wyrósł i przede wszystkim dojrzał. Miał powody do dumy, chociaż najwyraźniej wciąż było w nim kilka cech, które z punktu widzenia Francisa już takie dobre nie były. Chociażby to, jak wypowiadał się o kwestiach około małżeńskich, ale też nawet Winfield nie był na tyle zasadniczy, by go potępiać. Wielu mężczyzn czuło pewnego rodzaju przerażenie na myśl o zmianie stanu cywilnego.
- Nie jestem fanem uogólniania... jeśli mnie pytasz, to sam mi trochę smęcisz - posłał mu nieco łobuzerski uśmiech, ale wolał w ten sposób, niż zwracać mu uwagę, że być może nie wszystko między nimi działa tak, jak powinno. Jemu Jane nie smęciła, ale też... oni po prostu nie rozmawiali za wiele ostatnio, nie wiedział sam co było gorsze. - No, ale... jeśli ją kochasz, to chyba za całokształt, hm? - zapytał prostolinijnie, unosząc szklankę do ust, z której ponownie wypił nieco alkoholu. Nie był fanem upijania się, ale czuł, że tej nocy na dwóch drinkach się nie skończy. Tylko pytanie który z nich potrzebował tego bardziej.
- A myślałeś, że wolę zawoalowane podchody? - zmarszczył czoło odpowiadając pytaniem na pytanie, jakby co najmniej został urażony. Może rzeczywiście tak właśnie było. - Lubię wiedzieć, że zapewniam jej to, czego potrzebuje - poprawił jego wypowiedź, nieszczególnie zadowolony tym, jakich słów użył kuzyn, ale cóż... sam się prosił o bezpośredniość, więc teraz raczej nie powinien na nią narzekać. Mimo podejścia Tony'ego sam był pewien, że ten w końcu oswoi się z tym miejscem. Może nawet szybciej, niż mógłby sam się tego spodziewać. Sądził, że jego słowa skupią blondyna na kwestii rodziny Jane, ale najwyraźniej kłopoty związane z własnym rodzeństwem były dla niego ważniejsze. To dobrze, z jakiegoś powodu Francisowi przez to ulżyło i nawet uśmiechnął się pod nosem. - Przejdzie jej, dopiero co zjawiłeś się w mieście, daj siostrze czas - polecił, jakby nie był to wcale taki trudny do przeskoczenia problem. - Z resztą, zjednaj sobie resztę rodziny, to Melis też w końcu spojrzy na ciebie przychylniej. Masz brać ślub, to powinno was zbliżyć - zauważył, jakby tej oczywistości sam przyszły pan młody nie dostrzegł. Liczył na to, że w rodzinie Huntington szybko wszyscy się dogadają, tym bardziej, że nie mieli aktualnie łatwo. Francis sam cały czas się interesował, jak się im powodzi, ale wiadomym było, że też nie mógł przesadnie się mieszać, aby nikogo nie urazić.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
- Może i smęcę... Nie będę się z tym spierał. -Nawet nie mógł, bo Francis miał rację. Tony musiał wyluzować, bo takie analizowanie w kółko tego samego tylko zniechęcało go mocniej do czegoś, co w gruncie rzeczy miało przynosić zupełnie odwrotny efekt. W każdym razie potrzebował właśnie takiego zdroworozsądkowego i poukładanego Winfielda, by ten okiełznał gonitwę myśli, jaką Anthony miał w głowie. Pod tym względem zawsze mógł liczyć na kuzyna. Ilekroć coś się sypało, a Tony dostawał białej gorączki, kilka słów zamienionych z Francisem pomagały mu dokonać bardziej opanowanego i trzeźwego osądu. Nie dało się odmówić Francisowi rozwagi i zasadniczości, nawet jeśli czasami był wręcz zbyt poważny to... Nie ma się co oszukiwać, nie jeden na miejscu Winfielda już dawno skończyłby ze sobą, a on twardo szedł na przód, nawet jeśli ostatnio znów miał pod górkę. - Oczywiście. Hope jest niesamowita, gdyby nie była nie kupiłbym pierścionka, prawda? - Odpowiedział ponownie przywołując na twarzy uśmiech, a zaraz potem wzniósł lekko dłoń z drinkiem, jakby w geście toastu za swoją narzeczoną. Jej kupił pierścionek, bo poza nią miał już wszystko.
- Nie, ale chciałem być delikatny - wzruszył ramionami, nim jedno z nich przełożył za oparciem krzesła, gdy zmienił pozycję. Nie odrywał przy tym spojrzenia od kuzyna, którego słowa w zasadzie ponownie odnosiły się do tego samego. - A ona tobie też zapewnia to czego potrzebujesz? - Dopytywał, bo jednak wciąż Jane była w centrum, a nie Francis i to drażniło Tonego. I naprawdę nie patrzył na żonę kuzyna przez pryzmat własnej przeszłości, ale obawiał się, że właśnie tak to może zostać odebrane. Ponownie wspomnienia zaczęły pojawiać się gdzieś z tyłu głowy, a Huntington może nawet i wyczekiwał momentu, gdy w bardziej bezpośredni sposób przyjdzie mu się z nimi skonfrontować w rozmowie. - Dam, ale nie tylko o nią chodzi... Nie wiem co z Tilly, a Hamlet... Kurwa... - Wrócił do poprzedniej pozycji, opierając przedramiona na blacie stołu i na moment chowając twarz w dłoniach. - Powinienem się cieszyć z tego co mam, a patrząc na nich czuję się winny własnego powodzenia... Jakby mi się w ogóle nie należało - wyjaśnił, bo też była to szczera prawda. Jego rodzina przeżywała kryzys, a on opanował sobie ślub marzeń. Jego rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, a Melis nie miała ochoty przyjmować pomocy od Tonego. Każdy gdzieś pogubił się w życiu, tylko złote dziecko Tony dalej szedł wyznaczoną mu ścieżką i w momencie, w którym powinien na moment z niej zejść i obejrzeć się za siebie, on uparcie parł na przód bojąc się tego co pozostawił w tyle.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
To dobrze, jeśli sam miał świadomość tego, jak się zachowywał. W gruncie rzeczy Francis nigdy nie miał o Tonym złego zdania. O nikim z rodziny Huntington. Kuzyni byli dla niego tak samo ważni, jak rodzeństwo, dlatego co by się nie działo, chciał aby u wszystkich w życiu panowała przynajmniej zadowalająca stabilizacja.
- No tak powinno to wyglądać - odpowiedział z nieco innej strony. Liczył na to, że właśnie dlatego Tony zdecydował się na ten ślub, bo Hope była kobietą, z którą chciał spędzić resztę życia. - Oświadczałem się dwukrotnie i za każdym razem nie było łatwo - dodał jeszcze, jakby w formie pocieszenia. Zdecydowanie wolał rozmawiać o przyszłym ślubie kuzyna, niż o własnym małżeństwie. Przede wszystkim, mimo, że wiedział, że Anthony chciał dobrze, to jednak Francisa denerwowało to, co sugerował. Jakby chciał mu pokazać, że Jane nie stara się dla niego tak, jak kiedyś, a przecież nie było to prawdą.
- Tak, Tony. Wróciła za mną do Lorne, pozwala mi przesiadywać w pracy do późnej nocy, gdy tego potrzebuję, a potem towarzyszy mi na wszystkich eventach. Jest idealną żoną, po prostu... - nieco się uniósł w tym wszystkim. - Po prostu śmierć naszego dziecka ją zmieniła. Oskarża o nią i siebie i mnie, a najgorsze jest to... że ma do tego prawo - proszę. Nie chciał o tym mówić, wolał tego unikać, ale miał wrażenie, że jak nie wyrzuci z siebie tych kilku słów, to Tony mu nie odpuści. Jednym susem opróżnił swoją szklankę do dna i tym razem to on uniósł dłoń, by zwrócić na siebie uwagę kelnera i poprosić o kolejne drinki, nawet jeśli w szkle jego kuzyna wciąż widniał alkohol. Z resztą Tony też miał nienajlepszy humor. Oboje weszli na tematy, które do łatwych nie należały i pewnie każdemu z nich wygodniej było mówić o sprawach tego drugiego.
- Sądziłem, że z Tilly dogadujecie się całkiem nieźle - zauważył od tej strony. Poza tym skrzywił się nieco analizując jego drugą wypowiedź. - Gówno prawda, to twoje rodzeństwo, na pewno jest z ciebie dumne - pozwolił sobie na tą dość dosadną, jak na siebie wypowiedź, ale jednak był tu prywatnie i dość szybko wypił dwie szklanki mocnego alkoholu. - Ale po prostu są zagubieni, mieli swoje problemy i nagle zjawiasz się, więc nie wiedzą, jak mają się zachować. Twoi rodzice, mam wrażenie, chcieli, żeby Tilly poszła twoimi śladami, więc może zacznij to wkupywanie się w ich łaski od niej? Melis zostaw sobie na sam koniec, skoro nie chce nawet z tobą rozmawiać - znów podszedł do tego strategicznie, planując z rozwagą działania. Nie podejrzewał Tony'ego o jakieś głupie postępowanie, ale wyraźnie pogubił się w tym wszystkim, jednak jak na dłoni było widać, że chce dobrze. Przynajmniej Francis miał taką nadzieję.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
ODPOWIEDZ