Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Chociaż Olivier wciąż był jedynie małym kabaczkiem, to w żaden sposób nie powstrzymało Caspara przed kupieniem siostrzeńcowi obrzydliwie niepraktycznego prezentu. Podczas gdy Caspar mógł wybrać jakiś ultra turbo przewijak, albo mop, który sam czyści pokłady albo kupy – to wybrał maskotkę, przez którą szczerze mówiąc obawiał się, że kierowca Ubera odmówi przyjęcia kursu.

Na szczęście kierowcą okazał się siedemdziesięcioletni Zygmunt, który gdy tylko zobaczył olbrzymią maskotkę, to zaczął opowiadać o swoich wnukach. Oczywiście Caspara kompletnie nie obchodziły wnuczęta starszego kierowcy, ale staruszek bez żadnego narzekania prowadził samochód do celu. A to było najważniejsze!

W końcu samochód zatrzymał się, a Caspar jakimś cudem się wydostał z samochodu wraz z przerośniętym.... dinozaurem, który miał z dobry metr wysokości. Tak dokładnie, to była to niestraszna i całkiem słodka wersja Triceratopsa. Oczywiście Caspar wiedział doskonale, że kabaczkowi maskotka się nie przyda, ale będąc w sklepie uznał, że w ten sposób ma spokój z kupowaniem dzieciakowi prezentów przez co najmniej dwa lata. Zdecydowanie powinien napisać książkę o oszczędzaniu.

Gdy Caspar już tak stanął na podjeździe, który prawdopodobnie należał do siostry, to szybko uzmysłowił sobie, że nigdy tutaj nie był. Czy ona w ogóle wprowadziła się tutaj, gdy on jeszcze mieszkał z rodzicami? Tak? Nie? Być może? Zresztą, nieważne! Najważniejsze jest to, że czeka ich wielkie pojednanie, reboot znajomości. Wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni i wybrał numer do siostry.

Zdecydowanie nie zamierzał pukać, ani dzwonić pod jakikolwiek numer. A co jeżeli okaże się, że siostra mieszka naprzeciw, a w tym domu mieszka..... Michael Myers?

Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#14

Całe szczęście państwo Strand, którzy jeszcze niedawno zajrzeli do Lorne Bay, postanowili szybko wrócić do Brisbane, w imię swojego pracoholizmu. Kolejne zęby się nie wyleczą, a sprawy prawne nie obronią bez jednych z lepszych specjalistów po tej stronie kraju. Podświadome modlitwy zostały wysłuchane.
Bev miała odrobinę czasu dla siebie. Zdążyła zrobić rano pranie, nakarmić syna, trochę się z nim pobawić, wsadzić w chodzik i właśnie nadrabiała Orwella, przy porządnej szklance espresso wymieszanego z sokiem pomarańczowym. Czuła, że niektórzy smakosze kawy żądaliby kary za taką profanację ich ulubionego, kofeinowego napoju, lecz w zaciszu domowym prawie wszystko było dozwolone. Obiecała sobie, że zacznie się przy okazji rozglądać za przyzwoitym żłobkiem, aby powoli móc ogarniać swoje otoczenie. Co prawda nie miała wiecznego bałaganu w domu, góry prania czy naczyń w zlewie. Wręcz przeciwnie – wyrabiała się praktycznie ze wszystkim, z czego była niezwykle dumna, jednak im szybciej zorganizuje opiekę dla syna, tym prędzej wróci do swojej typowej codzienności.
Ledwo wczoraj odebrała telefon z więzienia od swojej małżonki, oburzonej dokumentami rozwodowymi. Uznała, że po własnym trupie złoży na nich podpis, a poza tym domaga się kolejnego widzenia z synem, co podkreśliła wymownymi słowami ja go urodziłam. Argument na poziomie zdesperowanej pato-matki, ale cóż innego mogła zrobić Beverly, skoro z prawnego punktu widzenia, obie były pełnoprawnymi rodzicami Olivera. Liczyła na to, że w razie bezpośredniego wejścia z Jen na drogę sądową, Gwen pomoże jej wygrać i konkretnie zmiażdżyć żonę argumentami. Nie myślała już o niej, jak o pełnoprawnej partnerce. Przez ostatnie miesiące zgotowała jej istne piekło, chociaż nic nie wskazywało na to, zarówno przed, jak i po ślubie. Wszystko zmieniło się od czasu jej aresztowania, w co Bev początkowo nie chciała wierzyć. Jen nawet nie zaprzeczyła oskarżeniom, co dało Strand sygnał odnośnie dwulicowej natury kobiety.
Westchnęła pod nosem i spojrzała w stronę gaworzącego Olivera, przemieszczającego się w chodziku po korytarzu. Starała się nie wsadzać go do tego wehikułu na dłużej niż godzinę, aby chłopiec nie zamienił się w lenia, odwlekającego naukę chodzenia.
Nagły dźwięk jednego z nudnych, fabrycznych dzwonków smartfona wyrwał ją z zamyślenia, prowokując do spojrzenia na wyświetlacz. Z niezwykłym zadziwieniem, widocznym również na twarzy, nacisnęła zielony symbol słuchawki.
- Halo… ? - mocno zaakcentowała pytanie, lekko zbita z tropu. Z Casparem widziała się dobre lata temu, jeszcze przed tym, jak rozpoczął swoje spontaniczne tournée po Europie i innych, egzotycznych krajach. Czyżby wpakował się w jakąś dziwną sytuację bez wyjścia i koniecznie potrzebował interwencji siostry? A może właśnie deportowali go z jakiegoś RPA?

Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Kiedy tak Caspar stał na tym cholernym podjeździe i w jednej dłoni trzymał telefon komórkowy, a w drugiej tego olbrzymiego dinozaura to doszedł do wniosku, ze być może jego powrót ale nie była tak przemyślany, jak sobie to wmawiał. Czy Beverly w ogóle wiedziała, że Caspar wrócił do miasta? Czy kontaktował się z nią przez te dwa tygodnie? Szczerze i bez bicia musiał przed samym sobą przyznać, że być może wypadło mu z głowy uprzedzenie siostry. Ale przecież regularnie wstawiał treści na Insta! W takim razie to jej wina, jeżeli nie wiedziała o powrocie brata w rodzinne strony. Tak czy siak, najważniejsze jest to, że jakieś dwa tygodnie temu chłopak przeprowadził się do okolicy. There is a new bitch in town. No, troszeczkę stara bitch, ale to już nieistotne.

Chwileczkę poczekał na to, aż jego siostra odbierze telefon. I Caspar bardzo, ale to bardzo chciał wierzyć, że to nie ma żadnego związku z tym, że pewnie ma zapisany jego numer i nie była pewna, czy powinna odebrać- No siema! – przywitał się w końcu z uśmiechem, a nawet ulgą -Gdzie Ty jesteś? – spytał bez ceregieli, albo jak kto woli bardziej prawidłowe określenie to „bez pierdolenia”.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że ona po prostu nie spodziewa się jego wizyty. No i owszem, to poniekąd jej wina, ponieważ nie wyświetlała jego relacji na Insta, ale Caspar postanowił odpuścić dziewczynie. Być może zdarzało się sporadycznie, że na tych relacjach pojawiały się tak dzikie rzeczy, że każdy w końcu by zrezygnował z wyświetlania

-W sensie nie pamiętam pod którym numerem mieszkasz – wytłumaczył po chwili, nieco bardziej zmieszany i zbity z tropu. Im dłużej tak stał na tym podjeździe, tym bardziej nie był pewien w jaki logiczny sposób wyjaśnić, że nie dzwonił do niej przez dwa tygodnie odkąd pojawił się w mieście. Być może odrobinę odwlekał rozmowę z siostrą, która pewnie zapyta go o plany? Przecież on nie miał planu! Caspar mógłby zostać burmistrzem zamieszkanym przez osoby, które zawsze prowadzone są przez instynkt i nie mają czasu na rozważenie wszystkich konsekwencji swojego życia. Ale czy to jego wina, że rodzice sprawiali że jest bogaty, a inni nie mieli tego komfortu i byli zmuszeni do planowania swojego życia?

-A mam coś dla małego! – przyznał z wyraźnym entuzjazmem rozbrzmiewającym w głosie, a dopiero po krótkiej pauzie dodał-No i stoję gdzieś na Twojej ulicy. Nie wiem gdzie się skierować.

Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Mocno zmarszczyła brwi, słysząc jakże niecodzienne pytanie. Jak to gdzie była?
- W Lorne Bay? - powinna przestać intonować kolejne zdanie w pytający sposób, co wprost oznaczało jej zdezorientowanie niezapowiedzianym telefonem Caspara. Czy ten twink grał w jakąś „prawda czy wyzwanie” i ktoś kazał mu zrobić kawał siostrze, przebywającej w innej strefie czasowej? Bardzo możliwe.
Zaraz pokręciła głową i westchnęła, darując sobie podejrzany ton głosu. Nie była przecież super sztywną siostrą, ustawiającą rodzeństwo po kątach. Kiedyś próbowała, przynajmniej te młodsze, do czasu, aż nie doprowadziła ich do płaczu, co przerwało niefortunne podejście do dzieciaków. Tak naprawdę wcale nie chciała zamienić się w rodziców, dyscyplinujących potomstwo na niemal każdym kroku. Caspar miał o tyle szczęścia, że był małym pupilkiem, spłodzonym zapewne w chwili wyjątkowo intensywnych, nieplanowanych uniesień. Tego lepiej nie roztrząsać.
- W domu. Jestem w domu i pilnuję Olivera, jak przez większość czasu.
Chwaliła się czy żaliła? Raczej to drugie. Nie zamierzała narzekać na dziecko, ale tęskniła za swoją pracą. Wieczne siedzenie w domu nie było dla niej, o czym wielokrotnie się w swoim życiu przekonała. Lubiła przebywać na zewnątrz, jeździć po okolicznych lasach, kontrolować stan strumyków, zwierząt czy doglądać stanu flory. To zajęcie, w porównaniu z pracą dla agencji przypominało bardziej emeryturę, ale lubiła je. Czuła się przez to potrzebna społeczeństwu, pomimo ewidentnej przysługi dla gatunku ludzkiego, w postaci przyczynienia się do zaludniania Ziemi. W gruncie rzeczy, ich światu zagrażało raczej przeludnienie, ale to już drugi koniec tego całego kija.
Po raz kolejny uniosła brwi do góry, zadziwiona kolejnym zdaniem, wypowiedzianym przez brata. O co w tym wszystkim chodziło?
- Chcesz mi coś wysłać? - zapytała, wypowiadając na głos pierwszą myśl. - Sto dwadzieścia cztery.
W ciszy, przerywanej radosnym gaworzeniem Olivera, drepczącego w chodziku, czekała na odpowiedź Caspara. Po tym chłopaku mogła spodziewać się wiele. Od dzieciaka był z niego niezły kombinator, co Bev doskonale pamiętała. Cóż, niewiele się zmieniło od tamtego czasu.
Nawet nie podejrzewała, że Caspar może kręcić się po Lorne. Ostatnio wiele się działo w jej życiu: brała rozwód, opiekowała się synem, była po pierwszej oficjalnej randce z panią doktor i… miała wiele myśli w głowie. Zdecydowanie potrzebowała wygadania, nawet jeśli wolała część rzeczy stłumić w środku.
- Och, stoisz na ulicy! - wyrzuciła z siebie wreszcie, nagle wyrwana z małego zamyślenia. - Poczekaj chwilę.
Od razu wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi wejściowych, w drodze muskając dłonią głowę Olivera, siejącego zamęt na swoim rydwanie. Z energicznym zapałem dostała się na zewnątrz, wypatrując znajomej sylwetki brata. Wiedziała jak wyglądał, jako, że od czasu do czasu zaglądała na jego instagramowe konto, co by upewnić się, że na pewno żyje.
Prawie trafił. Stał przy podjeździe sąsiadów, co skłoniło Bev do machnięcia w jego stronę ręką, o czym powiedziała jednocześnie do telefonu. Po odszukaniu się wzrokiem i zakończeniu połączenia, zrobiła dwa kroki do przodu, czekając aż Caspar podejdzie do drzwi.
- Jak to się stało? - była zaskoczona, ale na jej twarzy widniał szery uśmiech. Ostatnio potrzebowała zaufanego towarzystwa, być może obeznanego w najróżniejszych, życiowych perypetiach.

Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Im dłużej Caspar rozmawiał z swoją siostrą, tym bardziej był przekonany, że nie powiadomienie jej o przeprowadzce było błędem. Ile to by im czasu zaoszczędziło! Już dawno siedzieliby sobie w klimatyzowanym salonie, popijali domowej roboty pumptini i życie byłoby całkiem przyjemne. Tymczasem przez to, że Caspar unikał konfrontacji z siostrą do ostatniej minuty, czeka ich długa rozmowa pełna niedopowiedzeń. Słysząc jej zapewnienie, że jest w Lorne bay mruknął coś pod nosem niezrozumiale, co zapewne było wyrzutem skierowanym do samego siebie.

-No nie do końca wysłać – przyznał w końcu niepewnie, a następnie zlustrował wzrokiem kolejne, na których widniały adresy poszczególnych posesji-Bardziej coś w stylu... wręczyć – wyjaśnił nieco zmieszany. Swoją drogą, coraz mniej komfortowo czuł się na tym podjeździe. Ten dinozaur był mimo wszystko, cholera, ciężki! Zielony typiarz wyślizgiwał mu się z dłoni, zupełnie jak jakiś mały bachor, który domaga się pójścia na zjeżdżalnię, kiedy jego ojciec jest A single mom who works two jobs Who loves her kids and never stops With gentle hands and the heart of a fighter. Jednak nie takie trudności Caspar przeżył.

W końcu udało się dojść im do porozumienia, mimo tych początkowych trudności i dosłownie chwilę później Caspar już widział na własną oczy siostrę. Trzeba przyznać, że wyglądała bardzo zabawnie, kiedy była absolutnie i stuprocentowo zaskoczona pojawieniem się długo nieobecnego rodzeństwa. Jak tak dalej będzie zaskoczona, to w końcu jakaś mucha wpadnie jej do ust. Chłopak uśmiechnął się promiennie do dziewczyny, a następnie rozłączył połączenie i wziął w dłoń rączkę maskotki, którą pomachał do siostry.

-Niespodzianka! – przyznał w końcu, błyszcząc przy tym uśmiechem. Dopiero po chwili podszedł do niej zdecydowanym krokiem i przytulił ją bardzo mocno, tak mocno jak ściska się kogoś kogo nie widziało się kilka lat. I to był ten uścisk typu „Dobrze Cię widzieć” a nie „O Boże, to znowu Ty!”, czyli uścisk bardzo miły, przyjemny, a przede wszystkim szczery.

-Przeprowadziłem się tutaj – przyznał w końcu, wciąż wyraźnie zadowolony z tego, że wreszcie jego siostra nie żyje w jego telefonie. Tylko jest ot tutaj! Tuż przed nim -W końcu chyba czas, żebym gdzieś się osiedlił. Więc dlaczego nie wśród swoich ludzi? – spytał wręczając jej tę maskotkę. Zdecydowanie zbyt długo dźwigał zielonego stwora.


Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
W przeciągu roku doczekała się przynajmniej trzech niespodzianek, związanych z przyjazdem bliskich osób do Lorne Bay. Ta mieścina raczej nie przyciągała ludzi do pracy, zawrotnego, nocnego życia, albo nawiązywania wielkich znajomości. Wydawała się raczej małym przystankiem, w drodze do Cairns, gdzie Beverly prędzej spodziewałaby się Caspara. Nie zamierzała jednak narzekać, przyjmując brata z otwartymi ramionami na swoich włościach.
Jak to: przeprowadził się?
- Tutaj? - zaznaczyła z zaskoczeniem, gdy już oderwawszy się od młodszego Stranda, mogła na niego spojrzeć. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
Przynajmniej do niej zadzwonił i spontanicznie się zapowiedział. Gdyby pominął ten aspekt, zapewne spotkaliby się dopiero na mieście, przy zakupach. Czyżby reagowała zbyt żywiołowo i przez ten część osób wolała przemilczeć kwestię swojego przyjazdu do tej nadmorskiej mieściny? Cóż, na Margo wpadła dopiero w szpitalu i gdyby nie to nagłe spotkanie, kto wie, jak długo pani doktor ukrywałaby swoją obecność w okolicy. Idzie zwariować z tymi kombinatorami.
Nie bardzo wiedziała, kogo Caspar miał na myśli przez swoich ludzi. W jego ustach brzmiało to jak zupełna nowość, bo… przez większość czasu jeździł sobie po świecie, zamiast siedzieć u boku rodzeństwa. Musiała w nim zajść jakaś przemiana, którą być może Bev wychwyci w którymś momencie.
- Wchodź do środka, tak - kiwnęła głową, przejmując wielkiego dinozaura, który jak wydedukowała, był prezentem dla Olivera.
- Napijesz się czegoś? Mam trochę… wszystkiego, tak mi się wydaje - ostatnie zakupy zamówiła przez internet i możliwe, że sklep dorzucił jej jakieś gratisowe produkty, w ramach rabatu przy większej kwocie. Nie oponowałaby również, gdyby Caspar zechciał napić się drinka, albo innej, alkoholowej mieszanki. Swoją zrobiłaby nieco słabszą, ze względu na doglądanie dziecka, przebierającego nogami w chodziku. Mały był niezwykle ciekawy nowego przybysza, co podkreślił intensywnym spojrzeniem oraz momentalnym zastygnięciem w miejscu. Wystarczyło jedno słowo ze strony chłopaka, aby malec uniósł ręce do twarzy, przy jednoczesnym wycofaniu się do wnęki w salonie, stanowiącej małe kino domowe.
- Ollie, wracaj przywitać się z wujkiem! - przywołała syna, na co ten pisnął głośno. - Jeszcze miesiąc a zacznie chodzić i gadać. Przedwczoraj miałam wrażenie, że powiedział tata co jest bardzo dziwne z perspektywy bycia synem dwóch bab.
W pierwszej kolejności odstawiła pluszaka na kanapę w salonie, aby mieć dwie wolne ręce do kombinowania napojów, albo przekąsek.
- Targałeś go przez pół miasta? - dopytała, wskazując na dinozaura. - Jest świetny.
Sama by takim nie pogardziła. Jako dziecko bardzo chciała mieć dużego pluszaka, niestety rodzice twierdzili, że takie jedynie zabierają miejsce i skończyło się ledwo na półmetrowym tygrysie, który teraz pewnie zalegał gdzieś w piwnicy w Brisbane.

Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Beverly zadawała bardzo dobre pytania. Jednak Caspar nie był pewien, czy potrafi na nie odpowiedzieć w taki sposób, by nie rozkręcić dramy. A ostatnie czego chciał, to kłótnie i napięta atmosfera. Przecież dopiero sprowadził się na miejsce, wszelkie kłótnie powinni sobie odłożyć w czasie na moment, kiedy już się osiedli i zdąży ją parę razy rozczarować. Oczywiście chłopak wiedział, że siostra przywita go z otwartymi ramionami. Jednak gdzieś z tyłu głowy skrywała się myśl, że sposób w jaki pojawił się w mieście, a także skąd wziął pienionszki na dom może być problemem. Ale może się mylił? Może to była taka projekcja jego własnych myśli?

-Nie przemyślałem tego przyznał w końcu z przekąsem. Nie ma nic lepszego w takiej sytuacji, niż półprawda! Białe kłamstwo, które było na tyle bliskie prawdy, że praktycznie trudno byłoby je podważyć. A obiektywnie patrząc na sposób, w jaki Caspar pojawił się w mieście, to ta pół prawda miała sens-Planowałem od dawna osiedlić się gdzieś, ale nie byłem gdzie. Wtedy rodzice zaproponowali powrót i dopiero wtedy zrozumiałem, że może faktycznie powrót do domu, to faktycznie to czego potrzebuję. Reboot.

Szczerze mówiąc, trudno byłoby określić jak zachowałby się, albo też co powiedziałby gdyby Beverly podważyła jego możliwość nazwania rodziny swoimi ludźmi. Dziewczyna zdecydowanie miała rację i święte prawo podważać jego prawo do tego określenia! Jak pokazały te wszystkie insta stories i inne dowody krążące w sieci, Caspar miał bardzo wielu swoich ludzi, ale niekoniecznie była to rodzina, która spokojnie mieszka sobie w nadmorskiej miejscowości. O wiele bliżej tym swoim ludziom było do drag queens, nieznanych zespołów, bananowej społeczności.

W końcu udało mu się uwolnić od ciężaru olbrzymiego dinozaura, którego z nieukrywaną ulgą wręczył swojej siostrze. Kiedy już pozbył się wielkiego, zielonego balastu, jego ręce były nieznośnie lekkie i odrobinę odrętwiałe.

Kiedy tylko przeszedł próg domu, to rozejrzał się to tu, to tam. Chłopak kroczył w głąb mieszkania, spoglądając na porozwieszane zdjęcia, analizując każdy element wystroju. Być może lowkey szukał swoich własnych zdjęć, ale na ten moment żadnych nie zauważył. Zapytany o to, czy czegoś się napije, chciał praktycznie od razu oświadczyć, że marzy mu się whisky. Nawyk, który naprawdę trudno pokonać! No ale jednak był środek dnia, dlatego uznał, że może to być odrobinę źle przyjęte, zwłaszcza jeśli twierdzi, że próbuje dorosnąć i zmienić swoje życie.

-Jest szansa na mimozę?- zapytał w końcu z uśmiechem, ściągając przy tym okulary przeciwsłoneczne i wkładając je do kieszeni w spodniach. Chociaż zamówiony drink również był jak najbardziej z alkoholem, to zdecydowanie dla kogoś kto w przeszłości wciągnął jakieś kreski, pił każdego dnia, a może nawet okazjonalnie łyknął parę tabletek mimoza była odpowiednikiem czystego soku, samych witamin i dobroci dla organizmu.

Ciało Caspara jest jego nową świątynią. Co prawda trochę zaniedbaną, wymagającą nowego tynku, a może nawet remontu wnętrza. Ale jednak Strand wychodził z założenia, że jest to akceptowalny drink. No, ale dość o drinku, jak pojawił się bombelek.

Mały Ollie wydawał się całkiem słodki, zwłaszcza kiedy trzymał się z daleka. Nadal nie potrafił zrozumieć po co Beverly było dziecko, ale skoro już było na miejscu, chodziło i najwyraźniej nie było na baterie, to on zamierza ją wspierać w tej dorosłej decyzji. Słysząc komentarz parsknął śmiechem-No widzisz, może będzie równie rozgadany, niczym jego wujek – zasugerował z szerokim uśmiechem na twarzy. Oj tak! Beverly na pewno marzy o tym, by wychowywać Caspara 2.0 i przeżywać to wszystko, co przeżywali ich rodzice.

-Przyjechałem Uberem – przyznał w końcu, znów spojrzeniem wodząc po mieszkaniu z podziwem. Chociaż wszędzie były zabawki małego, ewidentnie było to mieszkanie osoby dorosłej, która miała ułożone życie i wiedziała doskonale dokąd zmierza. Caspar jej troszeczkę zazdrościł, a jednocześnie było mu jej żal. Czyżby Beverly nie czekały już żadne miejsce przygody? A może to właśnie misją Caspara było sprowadzić wielkie przygody do Beverly?-Kiedy facet przyjechał, to oczywiście się zdziwił, ale na szczęście przyjął zlecenie. Miałem lekkie obawy.

Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Kilkukrotnie pokiwała głową, słysząc wyjaśnienia brata, związane z okolicznościami przyjazdu do Lorne Bay. Wybrał sobie mało „żywe” miasto, nijak przypominające imprezownię dla studentów oraz wszystkich chętnych, nie mniej, nie zamierzała umniejszać wyborom Caspara. Może rzeczywiście rozpoczął w swoim życiu epizod, w którym chciał chodzić na jogging z jakimiś housewives, pić koktajle z jarmużu i chodzić na jogę w plenerze.
Jakiś czas temu Bev była na spektaklu z drag queens, więc na pewno znaleźliby z bratem wspólne tematy do rozmów. Jeśli chodziło zaś o zdjęcia, nie tak dawno pozbyła się większości, przedstawiającej głownie jej kryminalną żonę. Teraz wolała nazywać ją byłą żoną, bo chociaż Jen oficjalnie nie podpisała się pod dokumentami rozwodowymi, rozkład ich małżeństwa był ewidentny i niepodważalny.
- Pewnie - ochoczo kiwnęła głową przy wzmiance o mimozie, którą musiała wygooglować w telefonie, bo pierwszy raz spotkała się z tak fikuśną nazwą drinków. Bev należała bardziej do zwolenniczek cuba libre, klasycznego ginu, albo jagerbomby. Nic nie stało za to na przeszkodzie skombinowania mimozy, do której składniki naturalnie posiadała, łącznie ze schłodzonym prosecco ukrytym w lodówce.
Mimo upływu lat, wciąż widziała w Casparze swojego młodszego brata, który ledwo odstawał od ziemi, kiedy ona sama uczyła się już na przyrkę. Na pewno nie raz przeklinała jego jazgot czy płacz, bo nie mogła odpowiednio skupić się na odrabianiu lekcji, ale nie oznaczało to kompletnej niechęci do brzdąca. Potrafiłaby wywołać rozróbę, gdyby tylko dowiedziała się o krzywdzie wyrządzonej Casparowi przez innego dzieciaka. Na szczęście, do takich incydentów raczej nie dochodziło. Większość dzieciaków raczej starała się z nimi zaprzyjaźniać, aby później brać udział w fancy urodzinach, albo kosztować namiastki tego całego bogactwa, wynikającego z wiecznie zapracowanych rodziców.
Teraz sama doczekała się dziecka i chociaż jego dosłowna rodzicielka gniła w areszcie do czasu rozprawy, czuła w obowiązku wychowanie syna. Czasami już tak bywało w życiu, że początkowe plany rozsypywały się niczym domek z kart i lepiej ruszyć do przodu, aby czasami nie przegapić życia.
- Wszystko jest możliwe, ma nasze geny - uśmiechnęła się i zerknęła krótko na Caspara, łącząc składniki do drinka. Sobie postanowiła nalać zwykły sok bez dodatków, a raczej, z małym zaledwie shotem prosseco. Tyle, co nic.
- Mogłam się domyślić - skwitowała słysząc o Uberze, wraz z przekazaniem w ręce brata schłodzonego kieliszka z mimozą. - Z resztą, kierowcy pracujący w Uberze widzieli wiele rzeczy. Tak mi się wydaje. Ludzie bywają bardzo kreatywni.
Dobierają się do siebie na tylnej kanapie, przebierają za różne cudaki, albo wożą dziwne przedmioty. Strand ledwo pamiętała, kiedy ostatnio korzystała z taksówki. Ale to nic.
- Już przyzwyczaiłeś się do tutejszych upałów? A może nigdy nie pomieszkiwałeś gdzieś, gdzie jest zimniej?
Bev zupełnie nie wyobrażała sobie Caspara w rodzinnych stronach ojca. Norwegia była dzika jak niedźwiedzie, polujące na pstrągi, a jej młodszy brat wyglądał bardziej jak rajski ptak, uzależniony od tropikalnego słońca. Może i nie przebierał się za żadne drag queens (o ile jej wiadomo) jednak charakter mówił sam za siebie.
Słysząc dukanie Olivera, hałasującego chodzikiem, westchnęła krótko i skierowała się w jego stronę.
- Muszę go wyjąć z tego ustrojstwa, bo jeszcze się rozleniwi i nie będzie chciał uczyć się chodzić. A później, w dorosłym życiu będzie wolał jeździć Uberami, niż zdać prawo jazdy - oczywiście, tylko się droczyła, co podkreśliła krótkim zerknięciem w stronę Caspara. Naprawdę cieszyła się z jego odwiedzin.
Wzięła Olliego na ręce, z zadowoleniem stwierdzając, że mały ślinił się coraz mniej. Najgorzej bywało przed porą karmienia, co świadczyło o wilczym wręcz apetycie.
- Gdzie się zatrzymałeś? - dopytała jeszcze, po kopnięciu piszczącej zabawki, na którą lekko nadepnęła, przechodząc z powrotem do kuchnio-jadalni. Biorąc pod uwagę opiekę nad małym dzieckiem, wcale nie miała w domu bajzlu. Na podłodze walało się tylko kilka pluszaków, które Oliver sam wyjmował z wielkiego kosza, kiedy buszował, poruszając się o chodziku. Niestety, chłopiec szybko się nimi nudził i ciskał na bok, co świadczyło o jego fazie zaciekawienia otoczeniem oraz zainteresowania każdym dźwiękiem czy też kształtem. Nie bez powodu Bev musiała zabezpieczyć wszelkie ostre krawędzie przed małymi rączkami, badającymi niemal każdą powierzchnię.

Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Być może rzeczywiście okolica nie pasowała do żywiołowego Caspara, ale każdy przecież kiedyś dorasta! Prawda? … Prawda?? No cóż, Caspar na pewno lubił myśleć, że jego życie brnie do przodu, nawet jeżeli to było jedyne złudzenie, albo wrażenie jakie miewał po zakończeniu oglądania jakiegoś inspirującego filmu. Owszem, niepokojąco często nie miał sił na gotowanie, albo też pozwalał sobie na całonocne ekscesy, zupełnie jakby rano nie miał żadnych obowiązków no bo przecież nie ma, typ żyje jak jakiś bohater reality show. Ale przecież dorastał i coraz częściej czuł lekką żenadę kiedy musiał zmyślać czym się aktualnie zajmuje! A to już o krok od tego, by czymś się faktycznie zajął.

Wróćmy jednak do „tu i teraz”, bo najwyraźniej Caspar nie rozdrapuje ran z przeszłości, a na przyszłość za cholerę nie ma planu. Wszystko co ten chłopak ma, to teraźniejszość. I może jest przez to bardziej obecny, ale jestem przekonany, że nie do końca ten stan miała na myśli Oprah opowiadając o mindfulness. Kiedy Beverly podała mu kieliszek, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiwnął przy tym głową w podziękowaniu.

-Nadal nie wierzę, że masz dziecko – przyznał wprost, zerkając przy tym na tego małego Tamagotchi, który gdzieś tam kręcił się między nogami. Ewidentnie małe żyjątko nie było zabawką na baterie, a jednak w jego obecności było coś dziwnego, innego-Wciąż zapominam, że jesteśmy na tyle dorośli, że spokojnie mógłbym też mieć swoje. Gdybym tylko chciał. – pociągnął spory łyk mimozy, a następnie marszcząc brwi dodał-No powiedzmy. Wiesz, co mam na myśli

Słysząc uwagę na temat upałów, Caspar uśmiechnął się szeroko i odłożył na chwilę kieliszek gdzieś na pobliski blat. Zdecydowanie jego siostra nie była na bieżąco z jego tiktokami i innymi storiesami, ale może to i lepiej biorąc pod uwagę jakie sytuacje czasem były tam określane, albo też sygnalizowane przez jego znajomych i przypadkowych gości.

-No w sumie większość czasu w Europie spędziłem jednak w tych cieplejszych rejonach, nie licząc pobytu w Londynie i paru innych miastach. Jednak mieszkając w zimniejszych rejonach, ostatecznie zawsze ktoś był na tyle znudzony, że w końcu proponował wyjazd na południe. Więc wychodzi na to, że jestem przyzwyczajony – wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się enigmatyczny uśmiech. Zdecydowanie nie zamierzał wtajemniczać siostry w to, co się wyprawiało na tych jachtach. I tu nawet nie chodzi o to, że to było jakieś „Grindr: Boat edition”, tylko po prostu alpejskie ścieżki na stolikach dziennych, całonocne imprezy i ogólnie bardzo wyniszczający tryb życia. Być może fakt, że rodzice w końcu zagrozili mu odcięciem od finansów uratował mu poniekąd życie, ponieważ w przeciwnym wypadku tamten stan rzeczy nadal by trwał.

-Kupiłem dom w Pearl Lagune, więc Fallon Carrington mogłaby mi pozazdrościć nowej miejscówki – rzucił żartobliwie, wciąż wodząc spojrzeniem za malcem. Znał małego z social mediów siostry, jednak obecność Dżenona w tym samym pomieszczeniu było dosyć nierealna. Jego życie nabrało realnych kształtów. Caspar był wujkiem i musi się z tym naprawdę pogodzić. Teraz tylko czekać na moment, aż Dżenon będzie na tyle duży, że będzie mógł oglądać seriale i filmy. Wtedy wujek dopiero przejmie kwestię opieki!


Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Sama Beverly również nie wierzyła w posiadanie swojego własnego skrzata na wyłączność. Urodziła go Jen tkwiąca za kratkami i chociaż przyrzekała jej miłość do grobowej deski oraz że jej nie opuści, średnio wyszło to całe dotrzymywanie słowa. Tak to właśnie bywa z kobietami. Przynajmniej z takimi, co lubią nabijać innych w butelkę, chociaż ci wyrwali je spod jarzma patologicznych, byłych partnerów. Beverly powinna wiedzieć lepiej. Zamiast pakować się w relację naznaczoną wcześniej przez agresywnego gościa, powinna wszystko na trzeźwo sobie przemyśleć. Nie dała rady. Presja, związana z szybkim skombinowaniem sobie rodziny zrobiła swoje, za co teraz pokutowała, wychowując Olivera prawie w pojedynkę. Gdyby nie najbliżsi, w tym rodzina, już dawno by zgłupiała, biorąc na swoje barki zdecydowanie zbyt wiele obowiązków.
- Nie ma się z czym śpieszyć - stwierdziła, kiedy Caspar wspomniał o swoich potencjalnych potomkach. - Później okazuje się nagle, że kończysz jako samotna matka, chociaż pisałaś się na co innego.
Historia dosłownie z życia wzięta. Bev nie zamierzała się jednak dołować, a zamiast tego parsknęła, jakby ktoś opowiadał jej całkiem zabawny dowcip. Cóż, sama wpakowała się w dzieciaka, ale zamierzała brać odpowiedzialność za własne czyny. Nawet, jeśli jej rola ograniczała się do użyczenia materiału genetycznego do skombinowania potomstwa. Nie wyrzeknie się Olivera, będącego prawie, że jej kopią.
- „Ktoś”? -podłapała, demaskując bezczelnie potencjalnych wspólników swojego młodszego brata. - To dobrze, że miałeś towarzystwo. Trzeba korzystać z życia.
Nie wnikała czy Caspar wyrywał zajęte, mężate albo żonate osoby. Najważniejsze, że nie był zdołowany, pił drinki i jakoś brnął przed siebie. Good for him jak to mówią.
Upiła odrobinę swojego pseudo drinka, po odstawieniu Olivera na dywan, zasłany klockami. Nie chciała emanować przed bratem namiastką patologii, spijając drinka przy jednoczesnym trzymaniu dziecka. Bądź co bądź, dyscyplina wpajana przez rodziców mocno weszła jej w krew.
Nie zamierzała naciskać na Caspara, jeśli ten postanowi milczeć. Oboje byli już dorośli. Bev nie musiała zgrywać zatroskanej starszej siostry, chociaż mogłaby, bo wciąż miewała sny, w których najmłodszy brat był zaledwie pięcioletnim berbeciem, biegającym beztrosko po ogrodzie.
Spijając swoją słabszą wersję mimozy, obserwowała jak Oliver gryzie gumowego klocka. Póki mały jakoś sobie radził, nie chciała zabierać mu w miarę bezpiecznych zabawek. Przejęcie roli przewrażliwionego rodzica - to byłoby dopiero słabe zagranie.
Wysoko uniosła brwi przy wzmiance o zakupie domu w Pearl Lagune. Sama nawet nie myślała o dorwaniu domku na wybrzeżu, chociaż rodzice bardzo hojnie sypali kasą przed oficjalnym zakupem lokum w Lorne Bay. Wolała wybrać spokojniejszą dzielnicę, sprzyjającą wychowywaniu małego dziecka. Dostała, co chciała. Nie jej wina, że była (już prawie) żona okazała się totalną zdzirą, łasą na nielegalną forsę.
- Masz dom z basenem? - wywnioskowała, na co Oliver zawtórował jej zadowolonym piskiem, pełznąc w stronę Caspara. - Nie żeby coś, ale mam nadzieję, że wziąłeś pod uwagę swoją ulubioną siostrę, przy planowaniu parapetówki.
Znając brata, zapewne wyprawi imprezę głośną na całe miasto i Bev na pewno się o tym dowie. Wolałaby jednak zostać ujętą na liście gości, aby sprezentować bratu jakiegoś kaktusa i przy okazji wbić do wypasionej willi kupionej za cholera wie jakie pieniądze. Dopóki Caspar nie miał federalnych na karku, był bezpieczny.
Oliver bardzo lubił kiedy ktoś go podnosił, co próbował wyżebrać od młodszego Stranda, wyciągając w jego stronę rączki. Beverly oczywiście poczuła się w obowiązku zareagować na atencyjną pociechę, chcąc potrzymać go za dłonie, aby szlifował trenowanie chodzenia na dwóch nogach.
- To znaczy, że zostaniesz tu na dłużej? – wywnioskowała, patrząc pytająco na brata. Ta wizja brzmiała całkiem nieźle. Przynajmniej miałaby do kogo wbijać na imprezy, kiedy Oliver siedziałby w żłobku, albo pod okiem opiekunki Tayli z Filipin.


Syn, zakała rodziny, syn martnotrawny — Rodzina Strand
25 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I dreamed a dream
Of you and me
I dreamed that we
Were young
And in that dream
We sailed the sea
To a land
We loved
Chociaż Caspar za cholerę nie nadawał się na ojca, a sam jak już, szukał jakiegoś daddy'ego, mkay to okazjonalnie dalsza rodzina lub inni znajomi rodziców podpytywali go o dalsze plany życiowe. No cóż, studia już dawno za nim – więc pytanie co dalej? Dosłownie typiarze pytali go, czy długo jeszcze zamierza zgrywać nastolatka, a on za każdym razem miał ochotę przyznać, że tak długo, jak rodzice będą tą improwizację życiową finansować.

Zdecydowanie uwierało go typowe pierdololo o tym, kiedy sobie kogoś znajdzie, kiedy pojawią się jakieś dzieci. Chłopak traktował te pytania nieco jak kamyk, który wpadł mu do buta i teraz dawał o sobie znać, a jednocześnie był zbyt leniwy by zdjąć but i usunąć małą przeszkodę. Natomiast ultra mocno docenił siostrę, która utwierdzała go w przekonaniu, że to po prostu nie jest konieczne.

Nie każdy musi być jak rodzina Walker z „Brothers & Sisters”, niektórzy o wiele bardziej odnajdą siebie w Diane Lockhart z „Good fight”. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Początkowo nie zamierzał jakkolwiek skomentować jej słów, jednak z sekundą jego rozbawienie rosło. W końcu nie mógł się powstrzymać i zauważył:

-Co jak co, ale zostanie samotną matką mi nie grozi – zauważył z uśmiechem, wymierzając w nią palcem wskazującym. Oczywiście doskonale rozumiał jej obawy, „słyszał ją”. Oczywistym było, że mówi stricte z własnego doświadczenia, o którym jednak Caspar w mniejszym lub większym stopniu wiedział, był świadomy tego co się działo w życiu jego rodziny. I obchodziło go to! Nawet, jeżeli okazjonalnie nie dawał tego po sobie poznać.

Kiedy siostra podłapała określenie „ktoś”, Caspar uśmiechnął się w bardzo szelmowski sposób. Oczywiście, okazjonalnie w tym czasie był „ktoś”, ale ktosi było na tyle dużo, że niektórych nawet nie pamiętał za dobrze. Zdecydowanie bardziej miał na myśli to, że jego bananowe otoczenie po prostu wymagało zmiany. A on zawsze i z przyjemnością, brał udział w jakichkolwiek tego typu ekscesach. Odkąd sięgał pamięcią, nie miał nic przeciwko temu, by z dnia na dzień wyruszyć do kompletnie innego kraju, bez jakiegokolwiek przygotowania. Życie było za krótkie na to, by obczajać Booking, zwłaszcza że zawsze ktoś, gdzies, miał jakiś summer house.

-Tak! – klasnął w dłonie z uśmiechem na twarzy. Być może Dżenon troszeczkę się wystraszył tej żywej reakcji, a Caspar nawet nie pomyślał o tym ,że malec może być zaskoczony nagłym zrywem wujka. No ale Strand nie miał żadnego filtra pod względem wybuchowych reakcji. Dlaczego? Przede wszystkim nie miał okazji by sobie takowego wypracować, nie przebywał wśród dzieci, nie znał ich życia, języka, ani kultury. Czy w ogóle Dżenony mają jakąś kulturę? No poza tą bakterii, którą każdego dnia aktualizują wpieprzając piasek.-Parapetówka jeszcze przede mną, więc na spokojnie. – przyznał z uśmiechem.

A miał wielkie plany co do tej imprezy! Zamierzał wejść w życie swojego otoczenia z prawdziwym pierdolnięciem. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, a Caspar bardzo, ale to bardzo chciał by było ono prawdziwie niezapomniane.

-No, jeżeli nic się nie zmieni, to zostaję na stałe – zauważył w końcu, popijając drinkiem tę wieść. Zdecydowanie smakował mu zarówno alkoholowy drink, jak i to, jak leżało słowo „na stałe” na języku. Tak, zdecydowanie mógłby zostać tutaj „na stałe”. Nawet jeżeli oznacza to maksymalnie przyszły wtorek, bo nagle zadecyduje, że czas wrócić na Ibizę-Fajnie by było, co nie? – podpytał siostrę z uśmiechem.

Beverly Strand
ambitny krab
paddington5666
brak multikont
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Wszelkie sugestie rodziców, względem szukania kogoś, Bev często kwitowała potrzebą dalszego doskonalenia zawodowego, albo braku czasu, co w trakcie kariery w służbach trafiało do ojca. Z matką było gorzej, co najbardziej widoczne było po jej twarzy. Nie komentowała niczego w dobitny sposób, ale niewerbalnie wysyłała sygnały o byciu nieprzekonaną argumentami córki. Koniec końców Beverly wzięła ślub, a nawet doczekała się dziecka, ale coś w tym wszystkim nie pasowało do wyśnionego obrazu rodziców, co skutkowało zawieszeniem kontaktów na niemal całe trzy lata. Bo jak to tak, nie dość, że znalazła jakąś pannę, to jeszcze gorzej sytuowaną od niej samej? W ogóle nie myślała przyszłościowo! Uważali, że Jen dosłownie obierze ją z kasy, co już prawie się ziściło. Gdy już rozwód zostanie uprawomocniony, cały majątek zyskany po ślubie ulegnie podziałowi. Chyba, że dałoby radę ugrać to inaczej, na co Strand nie miała większej chęci. Wolałaby zamiast tego pozbawić ją praw do syna, aby w przyszłości ta nie szantażowała go alimentami, albo innymi z dupy wyciągniętymi zobowiązaniami. Jej miejsce było w zakładzie zamkniętym.
- Pewnie - mruknęła tajemniczo i z lekkim rozbawieniem, bo jeśli już miałaby mówić o Casparze, jak o rodzicu, to bardziej o swego rodzaju matce, niż typowym ojcu, z pasem narzędzi, kopiącym z dzieckiem piłkę. Obserwowała swojego brata odkąd był małym skrzatem, takim samym jak Oliver. Wydawał się bardziej zniewieściały, niż twardy, co rodziło pewne insynuacje. Ciekawe, jakim cudem rodzice wierzyli w jego możliwe zainteresowanie płcią przeciwną. Może zwyczajnie to wypierali, bo kto, jeśli nie rodzice, powinien dostrzegać takie sygnały od samego początku? Gdyby Caspar niespodziewanie przedstawił jej swoją rzekomą dziewczynę, Bev zwątpiłaby w prawdziwość całego, otaczającego świata. To byłoby jak błąd w Matrixie.
Oliver szeroko otworzył oczy i zatrzymał wzrok na Casparze, co trwało maksymalnie kilka sekund, po których wydawszy z siebie nieokreślony dźwięk, zaczął chodzić po salonie, przy pomocy Beverly. Czasami musiała przytrzymać malca przy sobie, bo ten z rozpędu wpakowywał się w różne meble, albo pozostawione zabawki.
Kto wie, może na parapetówkę do Caspara przyszłaby z kimś, bo pomimo rozwodu nie straciła życia towarzyskiego. Bardziej romantycznego, kontynuowanego z syryjskiej wyprawy, ale to już szczegół. Zapewne coś tam kiedyś napomknęła bratu o fajnej pani doktor, którą wtedy poznała, ale miała na horyzoncie inną chętną i w ogóle, nic nie wychodziło tak, jak powinno. Przynajmniej do pewnego czasu.
Kupno domu na własność w mieścinie takiej, jak Lorne Bay ewidentnie sugerowało pozostanie w nim na dłużej. Bev wolała jednak dopytać, jak to wyglądało w przypadku Caspara, znanego wcześniej z podróży dookoła świata. Na pewno nie zwiedził jeszcze wszystkich miejsc na Ziemi, więc może robił swoje dłuższy przystanek, po którym dom sprzeda i wyjedzie dalej? Nigdy nic nie wiadomo.
W końcu, po przejściu paru kolejnych kroków bezceremonialnie wzięła dziecko pod pachę, co wywołało u chłopca rozbawiony pisk. Przerwa, mama musiała się napić drinka. Nie ważne, jak źle by to nie zabrzmiało na głos.
- Ale mam nadzieję, że to nie przyciągnie częstszej obecności rodziców - zaśmiała się, łykając odrobinę napoju, któremu Oliver próbował się przyjrzeć niezgrabnie wyciągając szyję do góry. Machał rękoma i nogami w powietrzu, co wystarczy mu na kolejne maksymalnie trzy minuty.
Oboje zdawali sobie sprawę, jak ciekawscy potrafili być państwo Strand, względem swoich pociech, pomimo wykonywania pracy, mocno ograniczającej czas wolny. Mieli już swoje lata i mogli przeznaczyć je na większe zainteresowanie, niż wtedy, gdy robiąc karierę zostawiali dzieciaki pod okiem nianiek. Czasami byli aż zbyt dociekliwi.
- Nie opowiedziałeś mi jeszcze o swojej ostatniej wyprawie - podjęła, wykazując tym samym zainteresowanie względem przygód młodszego brata. Skoro już mieli okazję nadrobić trochę czasu, lepiej z tego skorzystać.

ODPOWIEDZ