Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jest wiele rzeczy, których można spodziewać się przy przeprowadzce, lecz jednym, czego Galahad zupełnie nie mógł przewidzieć było spotkanie swojej ex. W końcu jakie były szanse, że oboje przeprowadzą się z Brisbane dokładnie tutaj, a ich pierwsze spotkanie będzie w jego miejscu pracy? Nie miał doktoratu z matematyki, lecz podejrzewał, że szanse były bliskie tego, że wygra w totka nie kupując nawet losu. Zwłaszcza, że była to jego kochanka, a nie żona. Kochanka, którą naprawdę kochał i widząc ją ponownie uświadomił sobie, że wcale o niej nie zapomniał. A już na pewno nie w sposób, w jaki przechodzi się nad końcem związku do porządku dziennego. Przypomniał sobie o wszystkich dobrych i złych chwilach oraz o tym, że to ona była osobą, z którą tak naprawdę chyba był szczęśliwy.
Naturalnie więc, jak każdy dorosły facet, a do tego terapeuta, udał, że właściwie to się nie znają. Przywitał się z nią, przytaknął i szybko wrócił do swoich szpitalnych zajęć. Bo co miał powiedzieć? Hej, dobrze Cię widzieć? Co robiłaś przez te wszystkie lata po tym, jak złamałaś mi serce? Albo może miał wyjśc z własną inicjatywą i powiedzieć jak bardzo w życiu mu nie wyszło? Obiektywnie na to patrząc to właściwie śpi na kanapie u swojej siostry. Nawet jeśli są ku temu dobre powody nie zmienia to faktu, że nie ma nawet stałego miejsca zamieszkania. Żadnego własnego kąta. Jedyne, co mu zostało to pieniądze ze sprzedanego mieszkania oraz jego ukochane auto. Jasne, realizował się profesjonalnie, ale to w życiu nie wszystko.
Na domiar złego to był jeden z tych dni, kiedy z pacjentem poszło coś nie tak, miał kryzys, więc spędził w szpitalu praktycznie cały dzień i znaczną część swojego wieczoru. Wracając do siostry zabrał jeszcze siostrzenicę, zrobił z nią lekcje, ugotował jej kolację i gdy już myślał, że będzie w stanie chociaż na chwilę się zrelaksować, zobaczył świecącą diodę na telefonie. Wiadomość głosowa... Coś, czego nie miał już od lat. Ktoś w ogóle jeszcze tego używał?
Słysząc znajomy głos aż usiadł. Dawno nie wysłuchał tylu epitetów na swój temat, tym bardziej mało pochlebnych. Słyszał, że jest pijana. Zawsze wiedział, kiedy przesadziła z alkoholem. Wspominała coś, że jest na randce, więc pewnie nie powinien się tym przejmować. Zwłaszcza po tym, jak to wszystko zostawili, ale cholera. Nie da się tak po prostu wymazać tego, co do siebie czuli. Nie potrafił odłożyć telefon i zapomnieć. Nie. Poczekał na powrót męża swojej siostry i od razu wskoczył do samochodu.
Na szczęście małe miejscowości miały to do siebie, że nie było zbyt wielu lokali, które nadal serwowały alkohol po północy. Zwiedził dwa bary, a jak mówi stare przysłowie, do trzech razy sztuka. Wszedł do trzeciego, rozejrzał się po sali i tam była...
- Callie! - podniósł niego głos idąc w jej stronę zupełnie nie patrząc na to czy zwrócił uwagę jeszcze kilku innych gości.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
wiz
Myślała że jej pech na szpitalne interakcje musiał się wyczerpać. Świat nie mógł nienawidzić jej aż tak bardzo, żeby podsunąć jej drugiego byłego (doszłego, niedoszłego, bez znaczenia) w tym małym miasteczku do którego uciekła żeby mieć święty spokój. Gdyby chciała wciąż obracać się w kręgach znajomych z Brisbane, trafiać na byłych czy słuchać podczas wyjść o tym który się szczęśliwie zaręczył, który wpadł pod samochód pisząc smsy na przejściu dla pieszych a który wciąż się żali kolegom że zjebał - to zostałaby w dużym mieście, w którym przynajmniej istniały opcje zatrudnienia odpowiadające jej poziomowi wiedzy, talentu i profesjonalizmu.
Moment, w którym jej oczy spotkały się z przechodzącym korytarzem Harringtonem niemal nie spowodował zawału - całe szczęście, że już i tak leżała podpięta do aparatury, w razie czego byłyby większe szanse że personel przywróci ją do życia (którego obecnie, tak szczerze, wcale nie chciała przeżywać). Próbowała udawać że te kilka sekund nie miało znaczenia, a jednak kolejne dni obfitowały w myślach o tym, jaki z Galahada s k u r w i e l. Nie wybaczyła tego, jak zwodził, jak robił nadzieję, jak dawał jej najszczęśliwsze ze wspomnień - tylko po to, by potem potulnie wracać do żony. Nie wybaczyła też sama sobie - tego, że nie trzasnęła drzwiami raz na zawsze od razu po tym, gdy wydało się jego małżeństwo.
A teraz była na randce z facetem, który może nie był 10/10, ale był w porządku. Potrafił rozbawić, dobrze trafił z dwoma czy trzema komplementami, dość oczytany, żeby było o czym rozmawiać… Przystojny, zdecydowanie taki, którego mogłaby zaprosić do siebie… Właśnie wtedy, gdy wieczór dobiegał końca i należało wygłosić pewną deklarację: powrotu wspólnego lub nie, myśli Callie zrobiły pełne kółko do pana psychiatry, który nie zmienił się wcale, choć zmieniło się wszystko w życiu ich obojga.
To doprowadziło do tego, że Callie wyzerowała kilka kolejnych drinków niemal duszkiem, a gdy już zakręciło się jej w głowie, zamiast przepraszać swego towarzysza za swój stan, wybrała połączenie byłego. Tego byłego który nadal wszystko p s u ł, mimo że minęło kilka lat. Towarzysz, zniechęcony jej zachowaniem - co zrozumiałe - lokal opuścił, pytając uprzednio, czy zamówić jej taksówkę. Zaprzeczyła, bo po zakończeniu nagrania zamierzała wypić jeszcze więcej. Najlepiej wszystko, co mieli dostępne w tym przeklętym barze. W Lorne tylko Moonlight trzymało poziom, ale to dlatego, że tym poziomem była pewna Callie Carter.
Właśnie wlewała w siebie kolejną porcję alkoholu, gdy usłyszała swoje imię. Obróciła się w krzesełku, niezdarnie opierając się zbyt mocno - co sprawiło, że krzesło niebezpiecznie zachwiało się do tyłu, a Callie pisnęła i pomachała długimi nogami, żeby złapać równowagę; palce zacisnęły się na drewnianym blacie stołu i po chwili ryzyko upadku było zażegnane. Przynajmniej dopóki nie spróbuje wstać i zrobić kroku na tych szczudłach, bo w tym stanie miałaby problem uskutecznić slalom między stolikami w stronę wyjścia. - Nie, nie Callie - rżnęła głupa kręcąc przy tym głową. - Pomyliło ci się, mnie tu nie ma - błyszczące spojrzenie wypatrywało barmana, a gdy znajdował się w bliskiej odległości… - Proszę pana, dzień dobry, tak, mówię do pana - tutaj, w lewo… Panie barmanie, czy pan mógłby… - nie słyszała siebie uszami osoby trzeźwej, toteż nie zdawała sobie sprawy, że bełkocze bez składu - … Poproszę butelkę tego, co ostatnio.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wsiadając do samochodu był pełen determinacji, to był właściwie odruch, nawet po tych wszystkich latach. Jednakże z baru na bar zaczynał czuć, że ta cała eskapada może nie być najlepszym pomysłem. Rozstali się w nie najlepszych okolicznościach. Ona była słusznie rozgoryczona wiedząc, że przynajmniej w tamtym momencie nie był skłonny odejść od swojej żony. On natomiast miał złamane serce gdy ona tak jednostronnie to skończyła. Rozumiał, lecz to nie sprawiało, że cały ból i rozczarowanie magicznie znikał. Pomimo swojego doświadczenia w zawodzie nie potrafił sobie do końca pomóc. Jak to mówi pewne przysłowie - szewc w dziurawych butach chodzi. Potrafił pomóc dziesiątkom pacjentów, aczkolwiek jeśli chodziło o niego... Sam powinien pójść na terapię, czego oczywiście unikał. Jak zawsze bardzo dojrzale z jego strony.
Wchodząc do kolejnego baru nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Przecież nie była już z nim w żaden sposób związana. Miała swoje życie, w które on nie powinien ingerować. Powinien był przełknąć wszystkie gorzkie słowa i rzeczywiście pozwolić jej w końcu ruszyć naprzód. Całkowicie o nim zapomnieć. Tak było by najlepiej dla nich obojga. A jednak... Odwiedzał już trzeci bar bo nie potrafił po prostu o niej zapomnieć. Nie wiedział, co jej powie, ani co zrobi. Wiedział tylko, że musi się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Później może na niego wyklinać, lecz najważniejsze żeby bezpiecznie wróciła do domu, a co do tego w jej stanie nie był do końca przekonany.
Widząc ją przy barze od razu ruszył w jej stronę. Pozwolił odruchom przejąć kontrolę. Najgorsze było to, że w ogóle się nie zmieniła. Była równie piękna i pociągająca co za dnia, gdy się poznali. Nawet jeśli teraz była już całkiem pod wpływem, zaciągała słowa i chwiała się na własnym krześle.
Słysząc jej instrukcje złapał kontakt wzrokowy z barmanem i szybko, posługując się całkowicie tylko mową ciała zasygnalizował, że jej już wystarczy. W żadnym wypadku nie podajemy kolejnej butelki. Gość na szczęście był na tyle ogarnięty, że zamiast odejść bez słowa do kolejnego kieliszka nalał jej po prostu wody. W swoim stanie pewnie nawet nie poczuje różnicy. Chociaż Galahad chyba powinien się trochę martwić, że w ogóle barmana nie zainteresowało to, że obcy facet wchodzi do baru i przysiada się do pijanej dziewczyny. Tak, znali się, ale czy to było aż tak widać? W każdym razie wsunął się na krzesło obok niej oceniając sytuację.
- Nie pomyliłbym Cię z nikim innym. - to brzmiało jak tani podryw, ale słowa same wyleciały z jego ust zanim zdążył się zorientować, odchrząknął tylko - Jesteś tu sama? - zapytał rozglądając się po sali czy nie będzie zaraz musiał bić się z jej randką.
Podziękował barmanowi, uregulował jej rachunek i przez chwilę po prostu na nią patrzył. Wiedział, co zrobili źle, dlaczego to wszystko nie wyszło, ale nie da się zapomnieć tego, co między nimi było. Zwłaszcza jeśli faktycznie było prawdziwe. Tęsknił za tym co mieli. Tylko, że... Oboje nie byli już raczej tymi samymi ludźmi. Powinien skupić się na tym, po co tutaj przyszedł.
- Callie, dasz się zabrać do domu? - zapytał w końcu patrząc w te piękne oczy.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Liczyła na co innego, lecz gdy barman postawił przed nią kieliszek z płynem który miał być wódką, ochoczo się za niego zabrała. Smukłe palce zacisnęły się na szkle, którego brzeg po chwili objęły pełne wargi, zostawiając widoczny ślad szminki. Niestety… - Et tu, Brute? - zwróciła się pijanym, chwiejnym głosem do barmana, marszcząc brewki w ogromnym wyrzucie. Woda? Serio? Przewróciła oczami, po czym przechyliła głowę w stronę Galahada, którego podejrzewała o ten zamach na jej prawo do samostanowienia. Była pijaną, ale silną, niezależną kobietą przecież! Gdzieś do momentu aż wstanie, i na tych dwunastocentymetrowych szpilkach zaliczy widowiskowego orła. Ż y c i e.
- Dobry żart - skwitowała tani podryw gorzkim uśmiechem. - Już ci się to kiedyś udało. Nie pamiętasz? - ona pamiętała wszystko aż za dobrze. Ten jeden obrazek miał nie opuścić jej pamięci już nigdy. Dwóch nagich, rozpalonych ciał. Uniesienia namiętności. Elektrycznego wręcz dotyku mężczyzny na jej skórze. Ciężkich oddechów, westchnień i jęków, gdy poruszali się we wspólnym rytmie, i ten piękny, intymny obrazek przerwało jego krótkie, wymruczane: Caroline. Było oczywiste, że nawiązywała teraz do tamtej wpadki, która skończyła się nagłym przerwaniem wszystkiego, awanturą, płaczem i poczuciem obrzydzenia Callie do samej siebie.
Obróciła się na stołku by siedzieć przodem do mężczyzny. Prawda była taka, że mogła go przygnieść lawiną pretensji, a jak przychodziło co do czego… Jej smukła łydka niemal automatycznie, bezwiednie drgnęła, by Callie mogła czubkiem buta zetknąć się z jego nogą. Jakby ten niemal niezauważalny punkt styku ładował jakieś baterie, które przez kilka lat Carter doprowadziła do całkowitego wyczerpania. Przynajmniej była na tyle - jeszcze! - opanowana, żeby nie zacząć sunąć nóżką w uwodzicielskim, zapraszającym geście. Jednak nigdy nic nie wiadomo, bo od Galahada była uzależniona niemal na poziomie chemicznym, i trudno jej było z tym walczyć. - Byłam tu z kimś. Dotknął mojego ramienia i nie było fajerwerkwerków - wymamrotała z wyrzutem, plącząc się w sylabach ostatniego słowa. - Problem z fajerwerkami jest taki - rozpoczęło się pijackie filozofowanie, jak gdyby byli na domówce w kuchni, czy na balkonie. - Że pięknie wyglądają, ale jak się je próbuje złapać za rękę, to wybuchają i kończy się tragicznie - Callie Coelho, proszę państwa; teraz błądząca rozbieganym spojrzeniem po przystojnej twarzy tego, który był jej prywatnym fajerwerkiem do czasu. - Dałabym ci szszystko - dodała wymierzając w niego oskarżycielsko palec wskazujący prawej dłoni. Mówiła o przeszłości, ale w tym stanie nie można było od niej wymagać precyzji językowej. - Mogłeś mieć wszystko - westchnęła opuszczając dłoń. - A teraz nie możesz mnie zabrać do domu - odmówiła, po prawdzie bez jakiegokolwiek zastanowienia nad sensem jego propozycji. - Nie, nie. Już zdecydowałam, że będę tu mieszkać - dłońmi pomachała w powietrzu, zaznaczając dziwacznie przestrzeń przed barem. - Poza tym to nie twoja sprawa. Włóż obrączkę i wracaj do Caroline.
Przynajmniej w jej głowie to brzmiało jak rozkaz, jednak w rzeczywistości tak słaby, że zadziałać nawet nie miał szansy.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Najwyraźniej przeliczył się trochę z jej stanem upojenia. Wyczuła ten mały podstęp, którego podjął się z tutejszym barmanem, Widać po jej minie. Kiedyś dawała się na to nabrać. Rzeczy trochę się pozmieniały. Galahad i tak uważał za zwycięstwo to, że nie dostał tą wodą w twarz albo samym kieliszkiem. Żadne z powyższych by go nie zaskoczyło. Może nie była na niego tak wkurzona jak przypuszczał, chociaż nie miał zamiaru brać tego za coś pewnego. Z nią nigdy nie można było być niczego pewnym. W tym dobrym i złym znaczeniu tych słów.
Gdy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy tego wieczoru na chwilę znów zgubił się w jej tęczówkach. Moment nie trwał jednak długo. Dziewczyna szybko sprowadziła go na ziemię przypominając mu tę niechlubną wpadkę, która rzucała się cieniem na całą ich poprzednią relację. Słowa potrafiły ranić, a nikt nie robił tego dzisiaj lepiej niż Callie. Nie potrafił już utrzymać kontaktu wzrokowego. Szybko uciekł wzrokiem do barmana walcząc z naprawdę wielką ochotą by i sobie zamówić jakiegoś drinka, jednak ktoś musiał odwieźć ją do domu. Nie chciał tego rozpamiętywać. Tak, to był jego błąd. Na swoje usprawiedliwienie był wtedy też trochę wstawiony, a był to ich bodajże drugi raz, ale to nie powinno mieć miejsca. Był cholernym dupkiem zdradzając swoją żonę, ale nie był też fair wobec swojej kochanki. Teraz, całkiem zasłużenie, nie miał ani jednej, ani drugiej.
Poczuł czubek jej buta na swojej łydce. Zawsze to robiła, chociaż zazwyczaj o wiele bardziej uwodzicielsko. Nie chciał odczytywać tego jako szansa na to, że nie jest nim całkowicie rozgoryczona i może jedyną emocją, którą go jeszcze daży jest nienawiść. Jako terapeuta wiedział, że takie niekontrolowane ruchy są cholernie ważne. To, co robimy instynktownie jest bardzo ważne i zazwyczaj świadczy o tym, czego naprawdę chcemy, jednakże nie pozwalał sobie tak myśleć. Nie teraz. Nie po tej wiadomości, którą mu zostawiła i tym, jak to powitała. Nie mógł, ale tak cholernie chciał.
- Więc wysłałaś go do domu przed końcem randki? Prawie mi go szkoda. - prychnął, bo wcale przykro mu nie było.
Poczuł uczucie zazdrości słysząc, że ktoś inny jej dotykał. Nawet jeśli tylko ramienia. Nie miał do tego prawa, nie była w żaden sposób jego. To stwierdzenie nie mogło być dalej od prawdy. A jednak... Czuł do niej ten sam pociąg, co lata temu. Mógł z tym walczyć, ale wiedział, że z czasem przegra. Zawsze była dla niego jak narkotyk. Wychodził na hipokrytę specjalizując się w leczeniu uzależnień, a sam ze swojego nie potrafił zrezygnować. Nie z tej pięknej dziewczyny, po której twarzy sunął teraz wzrokiem przenosząc go powoli na usta, które tyle razy całował, szyję na której pozostawiał po sobie ślady. Galahad, ogarnij się!
- A teraz nie mam nic. - dokończył właściwie równie z nią, chociaż w tym się akurat nie zgadzali.
Jego kwaśna mina mówiła jednak wszystko. Wiedział, co stracił. Wiedział, co mógł mieć, a co zaprzepaścił. Te cholerne fajerwerki, miała w tym trochę racji. Nawet jeśli był to tylko pijacki bełkot bez ładu i składu.
- Myślę, że właściciel mógłby mieć do tego pewne ale... - mruknął odruchowo kładąc jej dłoń na odsłoniętym kolanie.
Zdawało mu się, że pamiętał jak to było dotykać jej nagiej skóry, lecz to co pamiętał, a to co czuł teraz nawet się do tego nie umywało. Nawet jego przeszedł delikatny dreszcz. Chciał więcej, potrzebował więcej. Przesunął delikatnie kciukiem po jej kolanie patrząc jej w oczy by po chwili, bardzo niechętnie zabrać swoją dłoń. Nie zamierzał wykorzystywać sytuacji. Miał jeszcze tyle samozaparcia.
- Nie ma już obrączki. Ani Caroline. - odpowiedział równie cicho co ona.
W jego głosie można było usłyszeć wiele negatywnych emocji. Gorycz, smutek, żal, nawet wściekłość. Choć minęło już trochę czasu, a on był z tym pogodzony, nie potrafił jeszcze mówić o tym całkowicie neutralnie.
- Chodź, zawiozę Cię do domu, co? - szybko zmienił temat lekko się do niej uśmiechając i poprawiając niesforny kosmyk znów za jej ucho, tak jak robił to setki razy.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Była wciąż tak samo rozgoryczona, tak samo zła i tak samo złamana jak podczas tej ostatniej rozmowy kilka lat temu. Emocje tamtego dnia były jak ciężki kamień w jej sercu; z tym, że życie toczyło się dalej - bo musiało się toczyć. I wokół tego kamienia rosły kolejne doświadczenia, kolejne relacje, kolejne przeżycia - dobre i złe, a więc kamień wraz z upływem czasu stawał się zarówno głębiej schowany, jak i mniejszy w perspektywie całego jej życia. Kamień nie zniknął - bo zniknąć nie mógł nigdy, ale nauczyła się żyć z tym, że go w sobie nosi. Teraz, gdy los zrobił sobie z nich żart i spotkali się ponownie, kamień dostał rączek i nóżek i próbował się wydostać na wierzch. Na razie Callie potrafiła trzymać go w ryzach - i nie rzucać w mężczyznę kieliszkiem, nie drzeć się i nie wpadać w rozpacz, aczkolwiek niewykluczone, że pełnię jej emocji będzie mógł obserwować w przyszłości. To zarazem dobrze i źle: źle, że wciąż nosiła w sobie żal i urazę; dobrze, że wciąż nie był jej obojętny, że wciąż potrafiła czuć do niego cokolwiek. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło.
Właściciel to stary… — alkohol poluzował jej hamulce barmańskiej zasady poufności (której stosowała się ściśle!), miała więc już sprzedać Galahadowi lokalne ploteczki o tym, do kogo należał Rudd’s i jak to się miało do jej propozycji zamieszkania przy barze. Wówczas poczuła dłoń na swoim nagim kolanie. Noga założona na nogę, na wysokim barowym stołku, wręcz do tego gestu zapraszała - nie mogła więc winić Galahada o to, że uległ. Nie mogła też winić siebie za natychmiastowe urwanie zdania, przymknięcie oczu i ciche westchnienie. Pijany umysł podsuwał pomysł katastrofalny w skutkach: mogłaby delikatnie nogi rozchylić, by umożliwić mężczyźnie przesunięcie dłoni wyżej, aż do uda, co robił wcześniej setki razy. Głośno przełknęła ślinę tocząc wewnętrzną walkę, o której świadczyła przygryziona, dolna warga i ledwo dostrzegalny w nikłym, żółtym świetle rumieniec. Na szczęście i nieszczęście dłoń zabrał; szczęście, gdyż zapobiegł zrobieniu głupoty której na trzeźwo by żałowała i nieszczęście, gdyż po dotyku został jedynie nieprzyjemny chłód. Może był jednak wywołany słowami…? Które, wypowiedziane kilka lat temu, byłyby spełnieniem jej marzeń.
Kolejnej kochanki nie zniosła? — odpowiedziała otwierając oczy, wyrwana z uścisku wspomnień. Wykluczała opcję, że to on rozwiódł się z nią. W tej chwili miała tylko jeden pomysł: znalazł sobie po Callie kolejną dupę na boku, po której Caroline zaserwowała papiery rozwodowe. Na jej twarzy zagościł gorzki uśmiech, z rodzaju tych, które ludzie serwują sobie w hospicjach, i na pogrzebach, gdy dociera do nich absurd i bezsens. Mimowolnie pochyliła głowę w stronę jego dłoni, gdy poprawiał jej włosy. — To wspaniale. W s p a n i a l e — powtórzyła, tonem który mógł sygnalizować, że jest stuknięta. Na szczęście nie - była tylko pijana i pokonana życiem. — Karma za Caroline dogoniła nas oboje — widziała siebie za tak samo winną, nigdy nie próbowała usprawiedliwiać. W chwili w której dowiedziała się o jego małżeństwie powinna wszystko skończyć - nie zrobiła tego, więc była taką samą świnią. Ignorując zmianę tematu zsunęła tyłek z wysokiego krzesełka. Wyczuła grunt pod szpilkami i poprawiła dłonią krawędź podwiniętej nieco sukienki. — Spotykałam się rok z takim facetem. Powiedziałam, że mam raka, i wyjechał kilka dni później — spróbowała zrobić pierwszy krok, drugi… Nie było łatwo, ale na razie dawała radę. Nawalona nie zdawała sobie sprawy z wagi wypowiadanych słów, ani tragizmu sytuacji którą przywoływała; ani z tego, że diagnoza miała być sekretem, którego nie poznał jeszcze nawet jej ojciec. — A teraz nie mam nic — powtórzyła jego słowa. — Idziesz? — ona szła, dzielnie, choć powoli, stawiając kolejne kroki. Jeszcze nie zdecydowała, czy z nim wróci; przyjęła jednak do wiadomości, że zostanie w barze nie było dobrym pomysłem.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Choć od ich bolesnego zerwania minęło już dobrych kilka lat on nadal nie potrafił zapomnieć. Był w niej zakochany. Szaleńczo. Nigdy nie pomyślałby by zdradzić swoją żonę, był cholernie lojalny i w niej również zakochany. Na długo przed tym jak poznał Callie. A jednak... Miała w sobie coś takiego, co sprawiło, że się ugiął. Zapomniał o swoich zobowiązaniach, przekonaniach. Zupełnie się w niej zatracił i nie chodziło tylko o seks, chociaż ten też był niesamowity. Była jego narkotykiem. Zawsze chciał więcej, zawsze wracał. Nie ważne było to, że wiedział jak bardzo źle robi. Jakim dupkiem jest dla swojej żony, ale też dla samej Callie. Przecież nie mógł jej dać tego, czego pragnęła. To na pewno też sprawiło, że przestał się tak starać o swoje małżeństwo. Zaprzepaścił to, co miał z Caroline bo nie potrafił zapomnieć o Callie.
Nie potrafił się jednak zebrać do tego by ją odnaleźć. Wiedział, że ją skrzywdził i nie miał pojęcia jak powinien ją odzyskać. Czy był w ogóle tego wart po tym wszystkim, co zrobił? Miał pewien kryzys osobowości. Nie chciał znów mieszać w jej życiu, dlatego odpuścił. Pozwolił jej żyć własnym życiem. Jednak... Jakimś zrządzeniem losu znów się spotkali. Najwyraźniej nie był to tylko ich osobisty magnetyzm. Może świat próbował im coś powiedzieć?
Tak bardzo jak on reagował na nią, widział również reakcje jej organizmu. To jak urwała w pół zdania. To jak przygryzła wargę, którą teraz tak bardzo chciałby pocałować. Doskonale pamiętał gdzie i jak wędrowała jego dłoń. Mógłby to zrobić. Po alkoholu pewnie by mu na to pozwoliła, ale później by mu tego nie wybaczyła. On sam by sobie tego nie wybaczył. Swego czasu zachował się jak kawał chuja, aczkolwiek zrobienie takiego paskudztwa byłoby na zupełnie innym poziomie. Chciał tego, chciał więcej, ale dzisiaj, jeszcze potrafił się powstrzymać.
Nie potrafił jej teraz powiedzieć, co tak naprawdę się stało. Zniósł kolejny policzek, który był całkowicie zasłużony. Miała pełne prawo tak myśleć. Nie dał jej powodów by robiła inaczej. Nie mogła wiedzieć, że jego żona zrobiła to samo co on i to pewnie jeszcze wcześniej. W końcu ciężko być żoną żołnierza. Jej komentarz mógł tylko skwitować naprawdę gorzkim i kwaśnym uśmiechem. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i dzielnie wszystko znosił.
- Najwyraźniej, chociaż ona święta też nie była. - odezwał się w końcu wtórując jej kąśliwie, chociaż oczywiście nie w jej stronę ,a bardziej swojej byłej żony.
Widząc jak zbiera się ze stołka ułożył się tak żeby ją asekurować. Nie wyglądała na taką, która jest w stanie bez żadnego problemu lawirować teraz między stolikami i jeszcze niektórymi gośćmi. Jednak to, co mu powiedziała sprawiło, że właściwie zamarł w tej komicznej pozycji. Zmierzył ją wzrokiem próbując ocenić czy kłamie. Takie wyznanie wydało mu się tak absurdalne w tym momencie, że nie mogło być prawdziwe. Nie miała powodu by kłamać, ale może po prostu powiedziała to żeby go spławić? To nie była pora. Potraktował to bardziej jako jakąś głupią anegdotkę, jak to pijani mają w zwyczaju wyciągać z tyłka. Zanotował sobie jednak by zapytać ją o to później, jak już wytrzeźwieje.
- Idę. - mruknął szybko się z nią zrównując i zarzucając jej swoją skórzaną kurtkę na ramiona.
Może robiło się już całkiem ciepło, ale w nocy potrafiło być jeszcze dość chłodno, a godzina nie była już wcale taka młoda. Nie pytał jej też o zdanie czy potrzebuje pomocy. Wziął jej rękę i ułożył sobie na plecach. Jego również przesunęła się po jej by dłoń spoczęła na jej talii. Siłą rzeczy musiała się trochę o niego oprzeć. Nie zamierzał ryzykować, że wywali się w tych szpilkach. Miała szczęśćie, że nie wynosił jej właśnie na rękach.
Gdy wyszli na zewnątrz wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył auto, które wdzięcznie zawturowało migaczami. Callie widziała gdy było jeszcze w budowie. Teraz prezentowało się już w pełnej krasie. Piękny, czarny klasyk. Jedyna duma, która mu jeszcze pozostała.
- To... Gdzie mieszkasz? - zapytał odwracając się w jej stronę, co sprawiło, że ich twarze były teraz o wiele bliżej niż przez ostatnie kilka lat. A jego wzrók znów mimowolnie zsunął się na chwilę na jej usta.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Był taki moment w ich relacji, że Callie dzielnie to wszystko znosiła. Dla niego. Dla siebie. Chowała dumę w kieszeń i akceptowała te ochłapy, które mógł jej Harrington zaoferować. Była tak zdesperowana by uszczknąć sobie choć trochę jego uwagi, choć kawałek jego czasu, że przysłaniało jej to listę wad całego rozwiązania. A było ich mnóstwo. Najgorsza ta uderzająca prosto w jej godność: była czyimś brudnym sekretem. Była kimś, do kogo mężczyzna się nie przyznawał publicznie. Była wszystkim za zamkniętymi drzwiami i niczym wśród ludzi. To było skrajnie upokarzające - ukrywanie relacji, powstrzymywanie czułości w miejscach publicznych, liczenie sekund podczas spojrzeń, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Miała żal sama do siebie że na to pozwoliła. Że pozwoliła sobie być czyimś planem B. Że zakochała się w mężczyźnie, który należał do innej. W końcu proporcje zakochania i zranienia uległy stopniowej zmianie, aż Carter odnotowała zasadniczą przewagę tego drugiego. Musiała zakończyć tę relację ostatnim słowem, lecz tak naprawdę o końcu zadecydował Galahad. Mówiąc, kolejny raz, że to nie jest dobry czas na rozwód z żoną. To on wybrał co dalej. Ona tylko to przypieczętowała słowami, by ten chory łańcuch zależności przeciąć raz na zawsze.
Otulona męskim, silnym ramieniem i pachnącą bezpieczeństwem kurtką, stawiała kolejne chwiejne kroki w kierunku wyjścia. Możliwość wsparcia się na jego stabilnym ciele była gwarancją sukcesu, jednocześnie jednak palce Harringtona umiejscowione w damskiej talii odblokowywały niechciane wspomnienia. Wkładała całe swoje skupienie w próby utrzymania prostej linii kroku, choć kołysała się bardzo zauważalnie i Galahad musiał pewnym chwytem przeciwdziałać jej brakowi równowagi. Gdy znaleźli się na zewnątrz wciąż nie rozwiązała wewnętrznego dylematu. Mogła jeszcze zażyczyć sobie, by zamówił jej taksówkę. Nie musiała wsiadać do samochodu - przeszło jej przez myśl, że ukochana Chevy wypiękniała - ale uwagę od tej decyzji odwrócił problem znacznie większej wagi.
Znowu to robisz — mruknęła oskarżycielskim tonem, gdy kolejny raz tego wieczoru przyłapała mężczyznę na wpatrywanie się w jej pełne wargi. — Dlaczego? — pytanie, naiwne w swojej prostocie, skrywało jednak wątpliwość Callie w sens całego tego wieczoru. Skąd się tu wziął? W Lorne? W barze? Dlaczego po tak bezlitosnej głosówce okrył ją kurtką i próbował odstawić bezpiecznie do domu? Nietrzeźwy mózg nie radził sobie z wyzwaniami tej zagadki, aczkolwiek trzeźwy nie miał wcale jutro odkryć wszystkich odpowiedzi. — Nie możesz tak — wymamrotała, jakby chciała mu czegoś zabronić, ale nie do końca wiedziała czego. Mimo wysokich szpilek wciąż nad nią górował, zadarła więc głowę do góry, by z wyrzutem przyglądać się jego przystojnej twarzy. — Nie możesz tu być, nie możesz taki być — akcentowała wybrane słowa, a z tonu wybrzmiewały frustracja i pretensja. Bo miała do niego ogromną słabość. Bo chciała, żeby podjęli wszystkie złe decyzje - żeby popchnął ją gwałtownie w stronę maski, przyparł ciężarem całego swojego ciała do samochodu, żeby zaczął całować tak, jak pamiętała. Żeby kolanem, pewnym ruchem, rozchylił jej nogi, by przylgnąć do niej jeszcze ściślej wszystkimi newralgicznymi punktami. Żeby zanurzył palce w jej włosach, szepnął do ucha parę słów o tym, co chciałby z nią zrobić gdyby nie znajdowali się na środku ulicy… I wiedziała, bardzo dobrze wiedziała, że nie może tego chcieć. Że nie może znów wsiąść do wagonika tego emocjonalnego rollercoastera, że to byłby gigantyczny błąd. Teraz on był winny - bo kusił. Kusił swoją opiekuńczością, której kilka lat temu tak bardzo pragnęła. Sprawiał, że błąd stawał się dla niej niemal nieunikniony. I tego próbowała mu słabym głosem zakazać.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cała ta sytuacja była bez sensu. Ten rozdział miał być już zamknięty dla nich obojga. Nie powinni się byly tutaj spotkać. To pieprzone zrządzenie losu otworzyło zabliźnione już rany. Żadne z nich tego teraz nie potrzebowało. To prawda, że kiedyś pewnie nie pozwoliłby sobie wychodzić z nią prkatycznie wtuloną w jego sylwetkę. Nie powinien mieć swojej dłoni na jej talii, ale jakoś musiał dać jej się na sobie wesprzeć. Za każdym razem gdy musiał nieco mocniej zacisnąć palce na jej skórze walczył ze sobą by nie przesunąć dłoni nieco niżej. Ten pociąg, który nadal do niej czuł był poprostu niezdrowy. Brzydził się tym, że gdy ona była pijana i potrzebowała jego pomocy, jego ciało reagowało w jedyny sposób, jaki do tej pory znało. Pożądaniem. Chciał jej, pragnął jej i zrobiłby naprawdę wiele by jeszcze raz ją posiąść. Ze swoimi dyplomami wiedział jak bardzo destruktywne było to zachowanie, te uczucia, ale nie potrafił ich wyłączyć. To tak nie działało. Jedyne, co mógł zrobić to je zwalczyć, co dzielnie do tej pory robił.
Przynajmniej do czasu gdy wyszli na zewnątrz. W pobiżu nie było już nikogo, a ona była tak cholernie blisko. Tak łatwo byłoby pokonać te kilka centymetrów i wpić się w jej usta. Złapać za te krągłe pośladki, posadzić ją na masce przylgnąć swoim ciałem do jej tak jak robił to już setki razy. Nie odmówiłaby mu. Nie tylko przez alkohol. widział jak nadal na niego reagowała, jak na niego patrzyła. Mogli to mieć, raz jeszcze. Byli tak blisko.
Jednak jej słowa sprowadziły go na ziemię. Uniósł wzrok do tych piękych oczu, w których zakochał się kilka lat temu i które po dziś dzień potrafiły sprawić by zgięły mu się kolana. Miała rację. Nie mógł tak. To już nie było jego miejsce. Może nigdy nie będzie. Dzisiaj był już o wiele starszy, potrafił zachować się dorośle. Jakby nie patrzeć dzieliła ich całkiem pokaźna różnica wieku. Wysłuchał dziesiątek historii swoich pacjentów. Wydoroślał. Potrafił powiedzieć nie. Zarówno sobie, jak i jej. Nie chciał jej już ranić, nie po raz kolejny. Nie zasługiwała na to.
- Przepraszam. - powiedział cicho połowicznie się do niej uśmiechając.
Nie odpowiedział jej dlaczego. Wiedziała. Znała go na tyle by wiedzieć. Powoli i trochę niechętnie zabrał w końcu dłoń z jej talii odsuwając się na bezpieczną odległość. Oczywiście po tym jak upewnił się, że jest w stanie ustać o własnych siłach.
- Nie jestem tutaj na stałe Callie. Pomagam siostrze, wylądowała w szpitalu. - otworzył dla niej drzwi stając tuż obok nich - Możesz mnie już więcej nie widzieć, jeśli nie chcesz, ale daj się chociaż dzisiaj odwieżć do domu. Oboje będziemy lepiej spać. - uśmiechnął się do niej szczerze i wyciągnął do niej dłoń by pomóc jej wsiąść do środka.
Teraz mógł taki być. Nie musiał się kryć, nie miał nic do stracenia. Chociaż chciał od niej o wiele więcej niż tylko podwiezienia do domu, był gotów na tym zakończyć. Nie. Musiał na tym poprzestać. Inaczej byłby tym samym dupkiem, którym był kiedyś.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Przepraszam.
Nie przyjęła tych słów dobrze. Zrobiła krok w tył, ryzykując upadkiem, byle tylko fizycznie i emocjonalnie oddalić się od mężczyzny i jego słów. Mógłby to powtórzyć pięć milionów razy, najszczerzej, ze łzami w oczach - i co z tego? Tak samo zepsute na zawsze było jego „kocham cię”. Co z tego, że kochał, co z tego, że przepraszał - skoro robił jej krzywdę? I nie, nie uważała siebie za ofiarę tej relacji. Nie o to chodzi. Chwile, które spędzała z Galahadem, były piękne - najczęściej. Sama też była winna, bo weszła w relację z żonatym i uważała, że jego rozwód jej się po prostu należy, najlepiej jak najszybszy. Po prostu… Miała wrażenie, że za jego słowami nic się nie kryło. Że to były litery bez podkładki. Jak gdyby banki wyświetlały cyferki w kontach klientów bez pokrycia w walucie i kruszcach. Mógł sobie mówić i nic z tego nie wynikało. Kochał, ale nie zostawił żony. Przepraszał, ale tę relację kontynuował mimo łez i próśb Callie. Minęło kilka lat, i dzisiejsze przeprosiny na pewno wychodziły z innego miejsca… Ale pijana Carter nie umiała tego dostrzec, tym bardziej docenić.
Niech będzie — przystała niechętnie na jego prośbę, dłoń chwyciła i niezgrabnie wpakowała się do auta. Siadając, przyjęła pozycję bezpieczną - złączone nogi skierowała w stronę drzwi, nie kierowcy, jak robiła to kilka lat temu. Wtedy również sięgnęłaby dłonią do jego uda, żeby z kilkunastu minut podróży wyłuskać jak najwięcej bliskości na zapas. Teraz… Teraz grzecznie trzymała rączki przy sobie, smutna, bo nie miał racji. Ona nie będzie lepiej spać. Może nie będzie spać wcale. — Mieszkam w apartamentowcu przy Opal Moonlane, w centrum — dodała zmęczonym tonem, a drogę, z jej inicjatywy, spędzili w ciszy. Dopiero prawie u celu wskazała który z budynków był tym właściwym. To nie tak, że los jego siostry był jej obojętny - ani tak, że nie była ciekawa na jak długo zamierzał zostać w Lorne Bay. To był po prostu ten etap wieczoru, w którym połączenie alkoholu i spotkania przytłoczyło dziewczynę. Bodźce pochodzące z jego dotyku, to, jak na nią patrzył - nie potrafiła być na to obojętna, a jednocześnie nie pozwalała sobie zareagować tak, jak podpowiadała intuicja. Przynajmniej do czasu.
Wysiedli z samochodu, pod klatką Callie wyciągnęła z małej torebki klucze; przyłożyła kółeczko do czytnika, by zamek ciężkich metalowych drzwi ustąpił. Nie miałaby siły się z nimi szarpać, musiała więc polegać na Harringtonie, by szarpnął za klamkę i pozwolił im przejść do środka.
Callie zdawało się, że atmosfera gęstniała z każdą kolejną minutą. Wszystko to, co niewypowiedziane, wisiało nad nimi i utrudniało oddychanie. Nieuchronnie zbliżał się moment powiedzenia dość; Galahad mógł już odhaczyć bezpieczne odstawienie Carter do domu na swojej liście obowiązków. Za minutę mogła leżeć w swoim łóżku, bezpiecznie i samotnie, ale… W tym stanie rozsądek się jej nie trzymał. Możesz mnie więcej nie widzieć brzmiało jak kara, nie jak nagroda za grzeczny powrót do domu. I jeśli miała we łbie choć jedną, ostatnią, szarą komórkę - gdy tylko zamknęły się przed nimi drzwi windy...
Potrafiłbyś? — pytanie bez kontekstu złamało ciszę. — Gdybym powiedziała, że nie chcę — uzupełniła nawet na niego nie patrząc, a gdy ciche piknięcie zasygnalizowało że znaleźli się na właściwym piętrze, wyszła z windy przodem. Stanąwszy pod drzwiami do mieszkania, obróciła się przodem do mężczyzny. Słowa, które opuszczały jej usta, były wynikiem pijackiej głupoty i kobiecej naiwności, Harrington mógł więc - przynajmniej w teorii - zignorować je całkiem i po prostu wyjść. — Potrafiłbyś mnie więcej nie zobaczyć? — kontynuowała, i zamiast celować kluczem w zamek, zrobiła krok w stronę mężczyzny. Patrząc mu w oczy zdjęła jego kurtkę - teraz już naznaczoną zapachem kobiecych perfum. Chłód wieczoru otarł się o nagie ramiona, skutkiem czego delikatnie zadrżała podając mu ubranie. — Potrafiłbyś mnie więcej nie dotknąć? - szeptała, co było idiotycznym wręcz błędem. Tylko co z tego? Nie potrafiła sama nad sobą zapanować, gdy stał przed nią, tak blisko, a głowę atakowały tysiące wspomnień.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdawał sobie sprawę jak mało mogą dzisiaj znaczyć jego słowa. Ich relacja była skomplikowana, pogmatwana. Wiele razy przepraszał. Za to, że się spóźnił bo załatwiał coś z żoną. Za to, że znów musiał wracać do domu. Za to, że za każdym razem też wracał. Chciałby powiedzieć, że wtedy był zupełnie innym człowiekiem, ale to nie prawda. Teraz zachowywał się inaczej. Miał za sobą siłę doświadczeń zarówno swoich jak i swoich pacjentów. Potrafił uczyć się na cudzych błędach, a prowadząc przez te wszystkie lata terapię zdążył się nasłuchać naprawdę ciężkich historii. To trochę tak jakby przeżył kilka żyć, a tak przynajmniej mu się wydawało.
Tak czy inaczej te przeprosiny wychodziły z innego miejsca. Tym razem naprawdę ją przepraszał. Za to, że pozwolił jej odejść. Za to, że nie walczył. I za to, że nawet dzisiaj nie potrafi po prostu zostawić jej w spokoju. Nie potrafi odejść. Nie patrzeć w jej oczy, dotykać jej gładkiej, nagiej skóry. Nie potrafił, to było silniejsze od niego. Potrafił się jeszcze pohamować, lecz na jak długo?
Uśmiechnął się mimowolnie gdy ujęła jego dłoń. Nie był pewien czy się zgodzi. Pamiętał jeszcze jak cholernie uparta potrafiła być. Zamknął za nią drzwi i sam wpakował się na miejsce kierowcy. Silnik rozbudził się przyjemnym warkotem rzędowej ósemki. Chciał coś jeszcze powiedzieć. Jakoś zaangażować ją w rozmowę, jednak cały język jej ciała mówił dość. Wszystko, co miało być powiedziane już zostało. On może jedynie dopełnić swojego dżentelmeńskiego obowiązku i odwieźć ją do mieszkania. Podróż nie trwała długo. O tej porze nie było żadnych korków, a on miał całkiem dobre pojęcie dokąd jadą. To miasteczko nie było w końcu aż takie duże. W drodze bił się jeszcze z myślami. Jazda tym samochodem wybudzała wspomnienia. Zawsze jej mówił, że będzie pierwszą osobą, którą przewiezie. W tym miała mieć pierwszeństwo przed jego żoną. Nawet nie wiedziała, lecz tej obietnicy dotrzymał. Caroline nigdy nie doczekała się odrestaurowania tego cacka, a on jeszcze żadnej kobiety nim nie przewoził. No... Z wyjątkiem swojej siostrzenicy, ale to się nie liczy. Mogli stworzyć razem jeszcze tyle wspomnień, ale oboje to zaprzepaścili, a najbardziej on.
Na miejscu otworzył dla niej drzwi samochodu. Odprowadził pod klatkę i ciągnąc za duże, metalowe drzwi mógł już skończyć. Wiedział, że jest w na tyle dobrym stanie by dotrzeć do swoich drzwi, lecz wiedziony tym samym uczuciem, co wcześniej wsiadł z nią do windy. Pragnął jeszcze tych kilkudziesięciu sekund, minut, które może spędzić w jej towarzystwie bo wiedział, że jeśli się pożegnają może już jej więcej nie zobaczyć.
Wzięła go z zaskoczenia. Uniósł pytająco brwi słysząc jej pytanie przerywające tę grobową ciszę. Znał odpowiedź na to pytanie, nie musiał się nad tym nawet zbyt długo zastanawiać, ale nadal milczał wychodząc za nią z windy. Przyglądał się jej smukłej sylwetce na tle drzwi, których na pewno dzisiaj nie powinien przekroczyć.
Przyglądał się jej pięknej twarzy gdy odwróciła się w jego stronę. Patrzył w oczy, w których zatracał się już setki razy. Usta, które całował więcej razy niż byłby w stanie zliczyć. Stał jak wryty nie cofając się nawet o krok, chociaż powinien. Tym razem to ona robiła coś, czego nie powinna. To wszystko było nie tak, tak cholernie nie tak, lecz czyż tak nie wyglądała ich relacja..?
- Potrafiłbym. - odpowiedział po chwili wpatrywania się w jej tęczówki zupełnie szczerze - Jeśli powiesz, że nie chcesz mnie więcej widzieć dołożę wszelkich starań by tak się stało. - złożył kurtkę na pół trzymając pod nią obie dłonie zaciśnięte w pięści. Tyle potrzebował by jej teraz nie dotknąć - Ale nie o to chcesz mnie zapytać. Chcesz zapytać czy chciałbym Cię już nigdy nie zobaczyć, nie... dotknąć. - znów spojrzał na jej pełne usta i poczuł jak tętno mu przyśpiesza - Na to pytanie odpowiedź jest zupełnie inna. - zakończył nieco niższym głosem patrząc jej głęboko w oczy.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Trzeźwa Callie rozegrałaby całe to spotkanie inaczej. Przede wszystkim nie wykonałaby pierwszego połączenia, które doprowadziło do spotkania z eks. Gdyby jednak jakimś cudem i tak znalazł się w barze, wszystko potoczyłoby się innym torem.
Lepiej poszłoby jej udawanie, że zdążyła o nim trzy razy zapomnieć. Lepiej poszłoby wytyczanie granic i komunikowanie, że nie był mile widziany. Lepiej by się też skończyło, dla obojga - szybko, bezboleśnie, po kilkuminutowej rozmowie o niczym. Bez wracania do tego, co było; bez policzków, które zdążyła mu tego wieczora wymierzyć wspominając różne sytuacje, w których ją zranił.
Pijana Callie - choć już bardziej przytomna - stała przed facetem, który nadal miał nad nią władzę, choć mieć jej nie powinien. Minęło tyle czasu. I dopóki on był w Brisbane, a ona w tej dziurze, było dobrze. Dystans służył zapominaniu. Aż do niedawna. Teraz wszystko działo się od nowa i ogarniało ją to samo uczucie, co kilka lat temu. Całkowitego poddania. Oddania. Mógłby z nią zrobić wszystko. Przelecieć, sponiewierać, coś pomiędzy - bez znaczenia, jutro i tak wróciłaby po więcej. Czy miałoby to być więcej miłości, czy więcej upodlenia, oddawała mu nad sobą całkowitą kontrolę. Nie powinno tak być, ale było. Miał nad nią tę przewagę, której dzisiaj zdecydował nie wykorzystać - i to bardzo dobrze, bo świadczyło o tym, że gdzieś w tym wszystkim zachował do niej choć resztki szacunku. I może w przeszłości im nie wyszło, ale nie był przynajmniej typem, który wykorzystuje pijane laski, które nie są w stanie wyrazić świadomej zgody. Wbrew pozorom to było dość rzadkie - pracująca w barze Callie miała o tym aż za duże pojęcie - i należało docenić to, że Galahad zachował się tak, jak należało.
To bardzo, bardzo… — szepnęła, niemal zalotnie trzepocząc rzęsami niczym postać z kreskówki; po chwili jednak na jej twarzy zawitało rozbawienie. — … Duży mansplaining, nawet jak na ciebie — teraz zrobiła bezpiecznie krok w tył i obróciła klucz w dłoniach, odnajdując ten do drzwi wejściowych mieszkania. — Wiesz co myślę, wiesz co czuję, wiesz o co chcę zapytać, i czego potrzebuję, i czego chcę... — nie był to komentarz stricte złośliwy, natomiast uderzał w obszar, który był dla niej zawsze trudny. Obszar tego, jak manipulował nią podczas ich związku, jakie stosował sztuczki, by zatrzymać ją przy sobie w tym chorym układzie jeszcze przez jakiś czas. Miała kilka lat żeby pomyśleć o wszystkich rozmowach, które odbyli, zwłaszcza w następstwie większych kłótni. Teraz widziała więcej w słowach, których wobec niej używał. Wtedy była całkiem ślepa na to, jak ją zwodził. Albo je obie, nie była pewna.
Odwróciła się, wcelowała kluczem w zamek (nie udało się za pierwszym razem) i otworzyła drzwi. Przeszła przez próg, a następnie odwróciła, by móc drzwi zamknąć. — Trzymaj się — rzuciła tak lekko, jak gdyby nie wydarzyło się między nimi nic szczególnego. Nie było miejsca na jakikolwiek gest - podanie ręki, uścisk czy pocałunek. Tylko kilka słów rzuconych w przestrzeń i ostatnie, krótkie spojrzenie, nim Callie zniknęła za drzwiami, a następnie - z braku zaufania do siebie samej - przekręciła w drzwiach wszystkie zamki.

koniec

Galahad Harrington
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ