echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Wyobrażał sobie ten moment od wielu lat. Jak by to było - usłyszeć od kogoś te słowa. W głowie budował całą masę scenariuszy, podstawiając w nie tylko różne twarze. Kreślił delikatnie wszystkie możliwe scenerie, modyfikował te słowa pod kontekst, zmieniał kolejność, w jakiej były wypowiadane. Wszystkie jego miłości - małe i duże - zestawione obok siebie, trzymające się pod ramię i podmieniające tylko ustami w wypowiadaniu tych kilku słów, regularnie torpedowały mu umysł i sny. Przerobił te wszystkie scenariusze już tyle razy, że właściwie ugruntowały się w nim dwa przekonania: po pierwsze, żaden z nich z pewnością się nie ziści, skoro było ku temu tyle okazji, a on wciąż czekał i po drugie, gdyby jednak okazało się inaczej, tyle razy przeżywał już we własnej wyobraźni uniesienia wywołane tymi słowami, że z pewnością znieczulił się już na to wyznanie i jeśli kiedykolwiek go dosięgnie, to nie będzie już tak bardzo magiczne, jak w jego głowie.
Okazało się, że się mylił. Krótka chwila, serce bijące tak szybko - a potem uśmiech Saula, któremu pozwolił się pocałować i przytulić. Do ostatniej chwili nie wiedział czy to dobrze, że wymówił te słowa. Nie miał pojęcia czy reakcja Monroe’a: ten uśmiech, ten pocałunek, to objęcie, miały za zadanie zwyczajnie zamknąć mu usta, żeby zapomnieli najlepiej obaj o tym, co powiedział, czy wręcz przeciwnie - utwierdzić go w przekonaniu, że warto było, że to było dobre, że Saul na to właśnie czekał. Te chwile oczekiwania - niczym na werdykt - wypełnione były niepokojem całego ciała, które poddawał teraz jego dotykowi i układał posłusznie na materacu, odwzajemniając to przytulenie. Być może to było idiotyczne, że do ostatniej sekundy naprawdę nie wiedział; później uzna, że to przecież od początku było oczywiste. Dałoby się to spokojnie wyczytać z tego śmiechu, z pocałunku, z mocnego objęcia. A jednak, dopiero kiedy Monroe faktycznie wyartykułował wprost do jego ucha te kilka słów, do Klausa w pełni to dotarło.
Poczuł, jak nagle zrobiło mu się ciepło, bardzo ciepło. Ciepłota ta promieniowała od klatki piersiowej w inne rejony ciała, była miękka i ekscytująca, i na krótki moment Werner zachłysnął się nią tak bardzo, że zapomniał zupełnie się odezwać. Trwał tak tylko, wciąż ciasno w niego wtulony, wciąż oszołomiony lekko i potrafił myśleć tylko o tym, że to było o tyle lepsze niż w jego wyobrażeniach. I nagle dotarło do niego, że wcale nie musiał już niczego sobie wyobrażać. Mógł tylko wracać wspomnieniami do tego wieczoru w zimnym Monachium, gdzie w jego własnych pierzynach Saul Monroe wyznawał mu właśnie miłość, a on sam zapominał w ułamku sekundy o problemach ze swoim ojcem, o niewygodnej prawdzie o matce, którą musiał wyznać, o tym, że czekało ich jeszcze tyle niewygodnych rozmów - bo w tym momencie zdawać się liczyło tylko to, że mógł być teraz w jego objęciach i odtwarzać w kółko w głowie te słowa, aż do znudzenia, i szukać wzrokiem jego spojrzenia, żeby upewnić się, że w jego oczach odnajdzie jedynie uczucie i szczerość.
- Naprawdę? - spytał ostrożnie, kiedy usłyszał o spędzaniu razem życia. Wydawało mu się to czymś bardzo odważnym do powiedzenia. On chyba by się nie ośmielił. Ale to może dlatego, że doskonale wiedział, że miał jeszcze sporo za uszami i bał się cholernie, że to wszystko w każdej chwili mogło Saula odstraszyć. I jasne, spodziewał się też, że Monroe nie zdążył jeszcze powiedzieć mu wszystkiego o sobie, ale uważał, że jego uczucie było zupełnie niepodważalne: tonął w nim bezbrzeżnie i nie sądził, że kiedykolwiek byłby w stanie się z niego otrząsnąć. Tak jak zawsze to miało miejsce - Klaus Amadeus Werner zakochał się głęboko i oszołamiająco, w taki sposób, który utrudniał swobodne oddychanie.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul nie wyobrażał sobie do niedawna żadnych momentów, gdy ktoś wyznaje mu miłość - zresztą z dwiema osobami już to przeżył. Co prawda kiedyś jeszcze nachodziły go podobne myśli - że chciałby, żeby ktoś kiedyś mu to powiedział i żeby pozostać z tą osobą do końca, założyć normalną rodzinę i być szczęśliwym - ale nie wierzył, że to się kiedyś stanie, bo nie sądził, żeby się sam do tego nadawał. Porzucił takie myśli i uznał, że pozostanie sam, bo nie jest godny bycia z kimś w związku. Miał o sobie jak najgorsze zdanie mimo tego, że przecież pomagał ludziom wokół siebie. Co prawda raczej nie silił się na charytatywność wobec obcych, bo było to poza jego granicami możliwości, ale rodzinie pomagał i wysyłał pieniądze swojemu najmłodszemu rodzeństwu - czy raczej" Samuelowi, który udawał przed bliźniakami i Isaakiem, że cała pomoc finansowa, jaką dostają, jest tylko od niego, bo Saul nie chciał, żeby dzieciaki wiedziały, że to również od niego. Olliemu z kolei kupił niewielkie mieszkanie w mieście i dokładał się do jego studiów. Nie był w stanie dokładać się do problemów obcych ludzi - nie stać go było na to - ale dla rodziny robił, co mógł. No i nie był takim dupkiem, na jakiego się kreował i za jakiego siebie samego miał. Mimo to jednak nie wierzył, że mogłoby mu się przytrafić to szczęście i ktoś mógłby go pokochać.
Aż do momentu, kiedy zauważył, że sam kocha Klausa i zaczął marzyć o wspólnym życiu z nim. Jednocześnie miał przeświadczenie, że to się nie może ziścić, więc kiedy usłyszał to słowo z jego ust, niemal oszalał ze szczęścia, bo dotarło do niego, że to wszystko, to nie były tylko pobożne życzenia i głupie, smarkaczowskie wyobrażenia. Naprawdę był przez niego kochany!
Spojrzał swojemu chłopakowi w oczy z uśmiechem, miłością i czułością, odgarniając włosy z jego czoła.
- Naprawdę - powiedział cicho - chciałbym być z tobą już zawsze... o ile ty też byś tego chciał. Nie za dużo teraz gadam...? Nie wystraszyłem cię? Może się pospieszyłem?
Teraz nabrał wątpliwości, czy rzeczywiście powinien to mówić - może nie? Może to za wcześnie? Ale przecież Klaus przedstawił go ojcu, zabrał go do Monachium, chciał pokazać swoje rodzinne strony. To chyba też był poważny krok?

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus też nie wierzył w to, żeby się nadawał. Klaus, tak właściwie, od najmłodszych lat był karmiony jedną tylko wizją siebie i to tak nachalnie, że po czasie był w stanie uważać, że faktycznie został predestynowany do jednej tylko rzeczy. I to wcale nie było tworzenie rodziny, mieszkanie w jednym domu ani budzenie się przy tej konkretnej wyjątkowej osobie - to życie, do którego wizji przywykł już i którą przyswoił jako swój pewnik, było zimne i smutne, i samotne: tak jak samotne życie musiał wieść Ernst. Jasne, że po cichu łudził się, że umknie podobnemu losowi, jasne, że czasem żywił się fałszywą nadzieją, że coś jeszcze mogło się zmienić - ale przecież zaraz temperował się w myślach, zaraz przypominał sobie o Maurice’u i wszystkich przed nim oraz po nim, którzy utwierdzili go tylko w przekonaniu, że absolutnie nikt nigdy nie chciałby spojrzeć na niego poważnie, jak na kogoś, kogo dało się prawdziwie pokochać.
A teraz nie miał przy sobie zwykłego kogoś - tylko akurat Saula; Saula, który pewnym zbiegiem losu jemu również bardzo się podobał, o kim myślał coraz bardziej dalekobieżnie, komu powiedział przed chwilą, że faktycznie kocha i usłyszał w odpowiedzi, że Monroe czuje to samo. I to wydawało się zbyt idealne, niemal niemożliwe - że faktycznie trafili na siebie w tym całym świecie, że faktycznie żywili do siebie podobne uczucia, że faktycznie chcieli stworzyć coś, co miało sens, choćby na przekór losowy. Klaus nie mógł w to uwierzyć i trudno było go za to winić. Tym bardziej, kiedy Saul powiedział znowu, że chce spędzić z nim życie. Werner nie wiedział czy tak po prostu mu się wymsknęło, czy to było coś rzuconego, bo pasowało do kontekstu, czy to może przez to wino, czy Monroe domyślił się, że zwyczajnie najbardziej na świecie pragnął usłyszeć właśnie te słowa - i jasne, w tym wszystkim gdzieś tliła się nadzieja na to, że może naprawdę po prostu tak czuł, ale Klausowi wydawało się to niepojęte. Niemożliwe.
Dlatego być może przyjął odrobinę wycofaną postawę i dlatego może Saul zaraz zaczął pytać czy go nie wystraszył, a Werner szczerze nie miał pojęcia, co powinien na to odpowiedzieć. Ten dzień potraktował go zdecydowanie zbyt dużą ilością emocji, bo przed chwilą jeszcze płakał sam w tym za dużym tylko dla jednej osoby pokoju i myślał o tym, jak zaprzepaścił wszystko, dopuszczając do głosu swojego ojca, a teraz leżał z Monroem na łóżku i pozwalał mu odgarniać sobie włosy z czoła. Była w nim taka część, która pragnęła zwyczajnie się w tym zatracić - zakląć w tym jednym momencie, pozostać w nim, pozwolić napełnić swoje serce ciepłem i nie myśleć o tych wszystkich negatywnych scenariuszach. Ale była też ta druga, silniejsza - pełna wątpliwości, czarnowidząca i niedopuszczająca do siebie, że to wszystko w istocie naprawdę mogło być takie proste.
- Nie, tylko... - zawahał się, nieprzekonany co do tego, czy naprawdę chciał teraz rujnować im tę chwilę. - Co jeśli teraz tak mówisz, a potem okaże się, że wcale tak nie jest? - Nie sprecyzował, ale przez potem postrzegał ten moment, w którym na jaw wyjdą o nim te wszystkie brudne rzeczy. Na razie jeszcze upierał się w niedopuszczaniu Saula do tego fragmentu swojej historii, ale spodziewał się, że ta bańka kiedyś pęknie. I nie potrafił odgonić z umysłu wizji tego, jak Monroe zostawia go zwyczajnie, połamanego i pustego, na pastwę własnej głowy. I naprawdę nie wiedział czy to było coś, z czego kiedykolwiek byłby w stanie się podnieść. Znowu. Tak jak po Maurice’u.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
- Kiedy potem? - zapytał, nie bardzo wiedząc, o co chodzi - "Potem, kiedy mi się znudzisz"? Nie sądzę, żebyś mi się znudził, bo z każdym dniem kocham cię coraz bardziej i jestem coraz bardziej szczęśliwy, że mogę z tobą być, że mogę z tobą spędzać czas. Jestem z tobą szczęśliwy, Klaus, nawet jeśli niektóre rzeczy musimy jeszcze dotrzeć i uzgodnić - puścił mu oko, mając na myśli ten seks z innymi. Chociaż wierzył, że po ich drugiej rozmowie na ten temat, Klaus rzeczywiście przestał sypiać z innymi: nie mówił o tym, a do tej pory zawsze opowiadał o przygodach seksualnych. Saul więc uwierzył, że wszystko jest pod tym względem w porządku, że chłopak faktycznie przestał i był tylko jego. Bo przecież by tego nie ukrywał, prawda? Wtedy byłoby to rozmyślne kłamstwo, więc Saul nie brał tego w ogóle pod uwagę.
Nie wiedział, że chodziło tu o to, że Klaus obawiał się porzucenia, gdy Monroe dowie się o nim więcej, ale sam obawiał się tego samego, dlatego jeszcze nie zaczął tematu, który postanowił sobie poruszyć, idąc do pokoju. Nie bardzo zresztą wiedział, jak zacząć. "Klaus, musimy porozmawiać"? "Klaus, muszę ci o sobie poopowiadać, wyrzucić z siebie wszystko, bo twój ojciec groził mi wyjawieniem ci wszystkiego, czego się na mój temat dowie"? I co - inaczej by mu nie powiedział? Powiedziałby w swoim czasie, zapewne. Stopniując to i dawkując odpowiednio - przede wszystkim sobie, bo to nie byłyby łatwe rozmowy. A teraz w dodatku chyba trzeba było przeprowadzić jedną, ale zrzucającą bombę na chłopaka.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej się stresował, więc wreszcie odwrócił się na plecy i przyciągnął go do siebie układając sobie jego głowę na ramieniu.
- Tak czy inaczej, to chyba nadszedł czas, żebym może trochę więcej ci o sobie opowiedział, skoro zrobiło się... poważnie... - zaczął niepewnie, słysząc, że to rozpoczęcie tej rozmowy też nie było najlepsze - Wiesz mniej więcej, z jakiego domu pochodzę, bo... no, widziałeś na pewno szramy na moich plecach, mówiłem ci, że ojciec pobił moje rodzeństwo tak, że wylądowali w szpitalu... Mój najmłodszy brat ma raka mózgu i chyba to jeszcze do mnie nie bardzo dociera. Znaczy, niby o tym wiem, ale jakoś chyba mój mózg tego nie przyjął, bo nic nie czuję w związku z tym, jakby nic się nie zmieniło. Chyba jestem jakiś niedorozwinięty emocjonalnie... nie wiem... nie potrafię się tym martwić tak, jak powinienem, powinienem się o niego bać, powinienem cały czas o tym myśleć, a nie potrafię. Wożę go na chemię, ale nie czuję się z tym jakoś... inaczej. Trochę mnie to martwi, ale to tak, jakby... no, nie wiem... jakby był po prostu mały problem, który się zaraz rozwiąże i nie ma się czym przejmować.
Przetarł twarz dłonią i zerknął z niepokojem na Klausa, czekając, co on na to powie. Czy teraz się od niego odsunie uznając że Saul nie potrafi odczuwać głębszych emocji? Czy uzna, że miłość Monroe'a jest też kłamstwem, bo on nie jest do niej zdolny? Czy zacznie go osądzać za to, jak podchodził do choroby Isaaca? On sam siebie za to osądzał: był zły na siebie, że się tym nie zamartwiał, tylko ucieszył się, że młody się obudził po pobiciu i teraz powoli wracał do dawnej sprawności. Bardziej martwiło go to, że chyba ojciec mu jeszcze bardziej uszkodził mózg i młody nie potrafi pisać i czytać, że jest bardziej dziecinny, niż przedtem, ale rak do niego po prostu nie docierał.
- Źle się czuję też z tym, że drugie z mojego rodzeństwa ma wszystkich za idiotów i źle się czuje na świecie, a ja nie wiem, jak to naprawić, bo sam spieprzyłem relację z nią i z jej bliźniakiem. Byłem dla nich chamski przez wiele lat, bo myślałem, że tak jest lepiej: że w ten sposób będę postrzegany jako bardziej męski, taki, jak ojciec by chciał. Myślałem, że nie wolno mi okazywać uczuć i być "miękkim". I w ten sposób zniszczyłem swoje relacje z bliźniakami.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
P o t e m - nie jak się znudzę, tylko kiedy zorientujesz się, jak zajmujący tak naprawdę jestem; jak dowiesz się o wszystkich tych rzeczach, które robiłem i które pozwalałem robić sobie; jak zrozumiesz, jak wiele byłem i jestem w stanie zrobić tylko po to, żeby móc poczuć się chociaż trochę kochanym; jak zdasz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jestem brudną i perfidną osobą, tylko dobrze się kryję. To wszystko pomyślał - intensywnie, szybko - ale nie wypowiedział już w temacie ani słowa. Naprawdę chciał potrafić mu uwierzyć. Tylko to wszystko wydawało się podejrzane - nie umiał nie mieć myśli, że zaraz Saul roześmieje mu się w twarz i uzna to wszystko za żart albo odkryje całą prawdę o nim i uzna, że to najwyższa pora się wycofać, albo sam Klaus w końcu nie wytrzyma, imploduje i rozwali w jednej chwili wszystko to, co powoli starali się wspólnie budować. Martwił się, że kwestią zagrażającą ich relacji nie były jakieś niedopowiedzenia, które można było nadrobić, nieporozumienia, które dało się rozwiązać czy też jakakolwiek rzecz materialna, ale on sam - deptał Saulowi po piętach jak tykająca bomba, odliczająca tylko czas do wybuchu. A na to przecież nie było żadnej rady. Usunąć się albo zgodzić na to niebezpieczeństwo.
Najlepszym pomysłem było chyba cieszenie się tym, co trwało teraz - choć przecież zawsze po tym, gdy to zrobił, wyrzucał sobie w myślach własną dziecinność i naiwność. W tym momencie w głowie huczało mu nadal tylko to kocham, kocham, kocham i miał ochotę poprosić Saula, żeby powiedział to jeszcze raz, dwa albo trzy, bo może wtedy jakoś dotrze do niego znaczenie tego słowa. Ale zanim zdążył rozsądzić czy to nie byłoby aż tak głupie, Monroe zaczął mówić dalej, a Klaus po prostu ułożył się wygodniej na jego ramieniu, jedną z dłoni szukając jego ręki, żeby móc za nią chwycić. Słuchał go uważnie i z powagą, starając się skupić na tym, o czym opowiadał mu jego chłopak i uspokoić jednocześnie skaczące wte i wewte myśli.
- Nie jesteś niedorozwinięty emocjonalnie, Saul - oznajmił w końcu, kiedy mężczyzna skończył mówić o swoim chorym bracie. - Myślę, że to jest taki... mechanizm obronny. Nie dopuszczasz do siebie myśli o tym, że może być źle. Ale to nie jest żadna znieczulica; to oznacza, że bardzo go kochasz i bardzo ci na nim zależy - podzielił się opinią, zastanawiając się czy to dobry moment na przemycenie informacji o matce, której chorobę - zarówno on jak i ojciec - także od siebie odsuwali. Zrezygnował z tego jednak - uznał, że to była pora, żeby dać Saulowi się wygadać, a nie zagarniać tę przestrzeń, zwłaszcza, że widział, jak trudno przychodziło Monroe’owi mówienie o tych rzeczach. - A jak radzi sobie z chemią? - zapytał jeszcze, uznając, że wypadało, nawet jeśli nie był przekonany co do tego, czy mężczyzna faktycznie chciał o tym mówić.
Po chwili Saul opowiadał dalej, a Klaus gładził go lekko po dłoni. Nie martwiło go specjalnie to, jaki był kiedyś - w końcu on sam znał go z najlepszej strony, a kiedy Monroe faktycznie wspominał o swoich błędach, Werner czuł w stosunku do niego tylko większy podziw, bo on sam przecież wstydził się za bardzo przyznawać do wszystkich tych rzeczy, które zjebał. A powinien - wtedy mniej stresowałby się z pewnością, tymi wszystkimi sprawami, które mogły i miały wyjść na światło dzienne, prędzej czy później. Wiedział dobrze, że najtrudniej wybaczało się sobie.
- Ale już taki nie jesteś - odparł więc z przekonaniem, zadzierając głowę do góry, żeby na niego spojrzeć. - A relacje zawsze można odbudować. Myślę, że pewnego dnia to dostrzegą, tylko może potrzebują trochę czasu. A jeśli nie... to cóż. Otaczaj się ludźmi, którym zależy na tobie. - To z pewnością było łatwiejsze do powiedzenia niż wykonania.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul nie miał pojęcia, o czym Klaus myśli - w jego głowie chłopak był... może nie idealny, bo przecież dostrzegał jego wady, ale sądził, że da sobie z nimi radę. Nie wiedział, ile Klaus jeszcze ukrywał, ile jeszcze mu o sobie nie powiedział, ale i tak nie podejrzewał, że to, czego mógłby się dowiedzieć, może zniszczyć jego stosunek do tego chłopaka. Właściwie dlaczego w takim razie bał się, że może zajść odwrotna sytuacja? Że to Werner może - kiedy go pozna lepiej - odwrócić się od niego i uciec? Chyba dlatego, że uważał, że ma za uszami znacznie więcej, niż Klaus, który przecież pochodził z tak zwanego "dobrego domu" (nawet jeśli teraz widział, że ten dom nie był wcale taki dobry i Klaus też przeżywał piekło na Ziemi jako syn mężczyzny, który nie liczy się z niczym i nikim, i uważa, że sam wie najlepiej, co inni mają robić i jak żyć).
Spojrzał kątem oka na swojego chłopaka, gdy ten zapewniał go, że jest dobry - znowu. Dlaczego Klaus tak bardzo w niego wierzył...?
- Może i mechanizm obronny... - mruknął bez przekonania - nie wiem. W każdym razie nie dociera to do mnie. A Isaac... nie wiem tak naprawdę, jak to znosi, bo nie bardzo chce rozmawiać i skupia się na prostych rzeczach, jak szarlotka i piłka. Wiesz, on ma szesnaście czy siedemnaście lat, ale umysł małego chłopca. Rodzice nie zgodzili się go zabrać do lekarza i zdiagnozować, więc nie ma papierów, ale jestem pewien, że ma niepełnosprawność intelektualną. Rzyga od chemii, oczywiście, ale chyba do niego też nie dociera, jak bardzo jest chory i mam wrażenie, że nie do końca rozumie, po co bierze tę truciznę. Chyba ma do mnie pretensje, kiedy go wożę do szpitala, bo potem od tego cierpi.
Westchnął i przetarł twarz dłonią.
- Nie wiem, czy uda mi się odbudować relacje z Viper i Felixem, ale chciałbym.
Patrzył jakiś czas w sufit, zastanawiając się znowu, ile da radę teraz opowiedzieć mu o sobie i czy Klaus nie poczuje się przytłoczony tym, ile informacji nagle uzyska. Prawdopodobnie tak, ale z drugiej strony lepiej, żeby dowiedział się od Saula, niż od swojego ojca.
- Boję się, że jak ci opowiem o tym, kim jestem i co robiłem, to mnie znienawidzisz, ale z drugiej strony jeśli miałbyś to zrobić, to chyba lepiej teraz, prawda? A dowiesz się wszystkiego prędzej czy później, więc... Mogę teraz poględzić?

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus nigdy nie nazwałby swojego życia piekłem. Nie, wiedząc z jakimi doświadczeniami mierzył się chociażby Saul, ale przed nim też inni, którzy przewinęli się przez jego życie. Klaus Amadeus Werner był przecież w czepku urodzony. Od dzieciństwa rozpieszczany, schludnie ubrany, zadbany i zaopiekowany - przynajmniej materialnie - nie musiał nigdy mierzyć się z biedą, głodem czy przemocą ze strony najbliższych (przynajmniej w tym klasycznym, fizycznym rozumieniu). Dbano o to, żeby zawsze miał zapewnione dobre warunki bytowe i rozwojowe, żeby móc piąć się na szczyt i działać w ramach swoich jakże wybitnych, bo ukutych przez ukochanych rodziców, zdolności. Oczywiście, że to generowało problemy - ale czym mogły być jego problemy w obliczu tego, czego ciężar nosił na co dzień Monroe i pewnie każdy z jego rodziny? Powinien uważać się za szczęśliwca. Za złote dziecko. Za tego jednego na kilkanaście tysięcy, któremu naprawdę się pofarciło. Skąd zatem brał się w nim ten cały marazm, którego od wielu lat już nie potrafił zwalczyć?
Oczywiście, że wierzył w to, że Saul był dobry. Ba, nie potrzebował wierzyć - on był o tym przekonany, bo przecież dowody na to dostawał raz po raz, podsunięte jakby wprost pod swój nos. I jasne, być może trochę był świadomy tego, że odrobinę go w tym wszystkim idealizował, ale to przecież było coś zupełnie innego niż z Mauricem - tutaj czuł, że nie tylko dawał, ale dostawał coś w zamian. Coś realnego i wartościowego, a nie jakiś zgniły ochłap owinięty w kokardkę, żeby móc traktować go jak najlepszy prezent i zachwycać się nim jak pies nową zabawką. Monroe sprawiał, że - powoli, opornie, z mozołem - zaczynał na nowo budować w sobie nadzieję, że być może jednak dało się go kochać. To była na razie delikatna myśl, która prawdziwą siłę napędową otrzymała dopiero tego wieczora, kiedy usłyszał do wreszcie, wypowiedziane na głos. Że go kochał. I jasne, rozmawiali teraz o poważnych rzeczach, ale umysł Klausa, co jakiś czas, między tymi zdaniami, powracał uparcie do tych kilku słów, próbując po raz kolejny je przetrawić, znaleźć jakąś pułapkę albo dowód ich nieszczerości.
- To musi być bardzo trudne. Ale radzisz sobie doskonale - zapewnił go łagodnie, w dalszym ciągu spokojnym tonem głosu i bezustannie gładząc wierzch jego dłoni. - I wiesz, diagnozę można zrobić nawet teraz. Jeśli chodzi o pieniądze, to... no, mogę pomóc. To na pewno by się przydało, są przecież różne świadczenia. Nie do końca orientuję się, jak to działa w Australii, ale wątpię, żeby osoby z... trudnościami były pozostawione na pastwę losu - zasugerował, ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał brzmieć tak, jakby się mądrzył, ale jednocześnie czuł się zobowiązany, żeby wyrazić jakoś szerzej zainteresowanie sytuacją rodzinną Saula. W końcu coraz śmielej wyobrażał sobie, że pozna resztę jego rodzeństwa - przecież do tej pory miał do czynienia jedynie z Oliverem (w sytuacjach albo zbyt przyjemnych, albo zbyt nieprzyjemnych, aby móc uznać te wspomnienia za jakkolwiek właściwe) i Zaharielem (którego wziął za kochanka Monroe’a, co było z pewnością jedną z najbardziej żenujących rzeczy, jakie mu się ostatnio przytrafiły). I jednemu, i drugiemu nie zaprezentował się z najlepszej strony, więc był już na drodze do poważnego zastanawiania się nad tym, co mógł zrobić, żeby na pozostałych wywrzeć lepsze wrażenie. A do tego musiał wykazać jakąś inicjatywę. Mimo to, nie chciał jeszcze nękać Saula o przedstawienie się rodzinie - uważał, że Monroe sam to zaproponuje, kiedy będzie gotowy.
Słysząc jego kolejne słowa, naprężył się jak struna, żeby zaraz unieść głowę z ramienia mężczyzny i odwrócić twarz w jego stronę. Przez chwilę po prostu patrzył mu w oczy, aż w końcu złożył na jego buzi trzy, krótkie pocałunki: na czole, nosie i ustach.
- Nie znienawidzę cię. Możesz mi opowiedzieć o wszystkim - oznajmił z przekonaniem, wspierając się z powrotem o jego ramię dopiero, kiedy upewnił się, że Saul zrozumiał, że mówił szczerze.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul był zdania, że piekło w domu może wyglądać bardzo różnie. Najczęściej kiedy ludzie mówią o przemocy, to myślą o biciu, ale przecież krzyk również jest przemocą. Nakazywanie komuś, jak ma żyć, ciągła krytyka, złość, milczenie. To wszystko też była przemoc i potrafiła robić podobne rany, jak przemoc fizyczna. Klaus nie miał wcale łatwego życia, choć Saul nie podejrzewał jeszcze, jak bardzo trudno mu było i jak koszmarne miał dzieciństwo.
- No, można zrobić diagnozę, tak - zastanowił się nad tym, patrząc w sufit i bawiąc się bezmyślnie włosami Klausa - Porozmawiam o tym z Samuelem. To mój najstarszy brat, nie pamiętam, czy ci już mówiłem, że przejął opiekę nad Isaakiem, Viper i Felixem po tym, jak ojciec pobił dwójkę z nich? Podziwiam go za to, bo nie wiem, czy ja dałbym radę, ale zadeklarowałem chęć pomocy mu we wszystkim i on mnie teraz sprawdza. Powiedziałem mu o tym, że wciąż jestem w nałogu, ale staram się przestać - i naprawdę się staram, dla was obu, dla młodych... Dla siebie mniej, ale dzięki wam mam powód do życia. Najbardziej dzięki tobie chyba, bo... bo cię kocham - wciąż trudno mu to przechodziło przez gardło, ale kiedy znów to powiedział, na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech, a jego oczy rozbłysły radością. Mógł to powiedzieć już bez obaw o odrzucenie - Wiesz, Isaaca nazywałem kiedyś małą krewetką, bo jako niemowlak mi ją przypominał, jak tak przebierał odnóżami, leżąc na plecach w kołysce: jakby pływał w oceanie - parsknął śmiechem na to wspomnienie - Nigdy mu o tym nie powiedziałem, ale był taki uroczy. Mały psotnik.
Popatrzył w oczy Klausa, uśmiechnięty i rozrzewniony wspomnieniami.
- Myślę, że sobie poradzimy finansowo, ale dziękuję. Już bardzo dużo dla mnie zrobiłeś - za dużo. Dałeś mi pieniądze na ten sklep, większość wkładu była od ciebie, jeszcze jakiś czas będę ci to spłacać. Nie! - uniósł rękę - Nie mów, że mam nie oddawać: i tak oddam.
Popatrzył na niego nieco zaskoczony, kiedy Klaus zerwał się nagle i pocałował trzy razy, po czym stanowczo oświadczył, że go nie znienawidzi. Saul miał pewne wątpliwości, ale po chwili uśmiechnął się do niego niepewnie i kiwnął głową. Przełknął z trudem ślinę, odetchnął ciężko i zapatrzył się w okno, za którym prószył coraz gęstszy śnieg. Myślał o tym, jak żył, jak o tym opowiedzieć Klausowi w jak najłagodniejszy, a jednocześnie szczery sposób, tak, żeby go nie odstraszyć (mógł mówić, co chciał, ale ewidentnie idealizował Saula i z pewnością nie spodziewał się, co może usłyszeć).
- Niedługo święta... - wymamrotał - Zawsze śnieg widziałem tylko na obrazkach: mimo tego, że połowa świata ma Gwiazdkę w upale i pełnym słońcu, to i tak zawsze są przedstawiane jako śnieżne, białe, ze światełkami przebijającymi noc. Ale moje święta tak naprawdę nie bywały takie... prawdziwe. Bywałem głodny, nie zawsze miałem coś czystego do założenia na grzbiet. U ciebie pewnie zawsze była wspaniała choinka z mnóstwem bombek, a kiedy tylko spadał śnieg, to wychodziłeś na sanki, prawda? Ja nie miałem śniegu, żeby się nim bawić, w domu stawał wiecheć, który jeszcze jako mały dzieciak ozdabiałem rzeczami zrobionymi przez siebie ze śmieci, najczęściej z kapsli albo etykiet od piwa. Potem mi się odechciało. Jako szczeniak zacząłem kraść i... potem się tym zająłem zawodowo. Nie tylko dealowałem dragami, ale też kradłem i byłem paserem. Już tego nie robię, ale to było niedawno, więc spodziewam się, że jeszcze może ktoś z tym do mnie wrócić. Mam nawet gliniarza na karku, który lubi się mnie czepiać i szantażować. Nie mów o tym nikomu, proszę, ja tobie o tym opowiadam, bo sądzę, że powinienem być szczery w związku, a poza tym... hm. Twój ojciec powiedział, że zamierza ci opowiedzieć o mnie wszystko, czego się dowie, więc lepiej, żebyś się dowiedział ode mnie i mógł od razu o tym ze mną porozmawiać, jeśli będziesz miał jakieś pytania.
Teraz mimo wszystko był wystraszony, że kradzieże i paserstwo to już dla Klausa za dużo, że tego nie wytrzyma. Miał jednak nadzieję, że nie, że jakoś to przełknie.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Za każdym razem, kiedy miał okazję porozmawiać z Saulem na temat jego życia, sytuacji w domu i relacji rodzinnych, czuł się rozrywany przez cały tabun emocji, którym do końca nie potrafił sprostać. Przede wszystkim, zupełnie bezsensownie i nielogicznie, było to chyba poczucie winy - tak głębokie, jakby to on sam, osobiście, był winien wszystkich tych nieszczęść, z którymi musiał użerać się Monroe. To właśnie podczas tych rozmów uświadamiał sobie dobitnie, jakie miał szczęście w życiu - takie przyrodzone, niezasłużone zupełnie niczym, przynależne od poczęcia aż do śmierci, a może i dalej, skoro miał już dla siebie przygotowane miejsce w rodzinnym grobowcu swojej matki, trumna w trumnę z nią, tabliczka przy tabliczce. Czuł się tym bardziej podle, kiedy uświadamiał sobie, jak skrajnie niewdzięczny był wobec tej całej dobroci, którą dostawał od świata - jak domyślna mu się wydawała, jak oczywista i, pomimo całej swojej szczodrości, wciąż niepełna, bo przecież wiecznie było mu mało. Z tego powodu często nachodziły go wyrzuty sumienia. Jak można było mieć w s z y s t k o i wciąż czuć się źle, wciąż mieć jakieś pretensje, wciąż domagać się więcej? Jego ojciec miał rację w tej jednej kwestii: nie umiał docenić tego, co się dla niego robiło. Mógł narzekać czasem w myślach na to, że Adalbert nigdy nie wziął go na kolana ani nie przytulił, ani nie potraktował z pobłażliwością, nawet gdy miał dziesięć lat i ciężko przechodził żałobę po matce - ale zaraz uświadamiał sobie, że Saul przecież też nie miał takiego wsparcia, a ponadto wychował się w biedzie, a p o n a d t o ojciec go lał. I nagle tracił we własnych oczach wszystkie prawa do pretensji. Nie miał wcale źle. Spływała na niego dobroć, którą nieustannie odrzucał.
I teraz dotarło do niego, że pokazał przed Monroem, jak wielkim niewdzięcznikiem był, wychodząc wtedy z tamtej kolacji, jak rozpieszczony bachor, obrażony na to, że rodzic nie przyklaskuje na każdy jego pomysł. Zrobiło mu się głupio. Zwłaszcza, że w obliczu tego wszystkiego Saul znowu mówił mu, że go kocha, że jest ważny, że sprawia, że chce mu się żyć - to go odrobinę przerażało. Przecież za niedługo przekona się o tym, że Klaus wcale nie był taki czysty, dobrze wychowany i przykładny, na jakiego się kreował. Przecież już teraz był świadkiem jego skrajnej niewdzięczności, a to była jedynie uwertura. A Saul... Saul był wdzięczny - być może z natury, być może wykształcił to w sobie z wiekiem. Klaus dostrzegał tę wdzięczność, kiedy mężczyzna opowiadał o swoim małym bracie. Wzruszyło go to do reszty, ale sprowokowało jeszcze jedno odczucie, za które było mu wstyd - zazdrość. Bo on też bardzo chciałby umieć być wdzięczny w obliczu posiadania tak niewielu rzeczy. Też chciałby mieć kogoś, o kim mógłby opowiadać z takim rozrzewnieniem.
- Jeśli oddasz, kupię za te pieniądze wszystko, co masz w sklepie i potem zwrócę, ale po terminie, tak żeby kasa już przepadła - zapowiedział, żartując tylko odrobinę, bo istotnie ta bezzwrotna (w jego opinii) pożyczka była jakimś absolutnym minimum, które mógł zrobić, żeby w obliczu tych wszystkich przeciwności losu jakoś Monroe’owi pomóc. Klaus wypierał uparcie fakt, że te pieniądze nie należały wcale do niego, tylko do jego ojca, że Adalbert zorientował się już, że ten niezwykle prestiżowy kurs to bujda, że na pewno będzie wściekły, że być może domyślał się już, co stało się z tą całą gotówką, bo... bo kiedy o tym nie myślał, miał poczucie, że wreszcie zrobił coś dobrego. Żaden żenujący kurs, z którego i tak nie zrobiłby żadnego pożytku, nie był warty tej sumy - ale radość Saula, któremu pomagał rozkładać towar na dzień przed otwarciem już zdecydowanie była.
A potem słuchał go dalej - a im dłużej go słuchał, tym mocniej odzywało się w nim to poczucie winy. Z każdym zdaniem wtulał się w niego mocniej, gładząc go po ramieniu i było mu nagle głupio na samo wyobrażenie o tym, co Monroe musiał sobie o nim myśleć teraz, kiedy zaprosił go do tej rodzinnej posiadłości, która opływała cała luksusem. Nie chciał mówić, że nie był nigdy na sankach, bo Louise Krause-Werner za życia była niezwykle nadopiekuńcza w stosunku do jego zdrowia, a podobne śnieżne eskapady w jej głowie wróżyły tylko zapalenie płuc i wszelkiej maści kontuzje. To przecież nie było najważniejsze, bo w ogólnym sensie Saul jak najbardziej miał rację - Klaus miał wszystko. Miał dobre życie, dobre dzieciństwo, podłogę w prezentach, ogromną choinkę, suto zastawiony stół. Nie wiedział, co to bieda, podobnie jak nie wiedział, co to głód - dopóki sam nie ściągał go na siebie w formie ukarania za nieme przyzwalanie na wszystkie te obrzydlistwa, które z jego ciałem robili tamci ludzie. I za to też było mu teraz wstyd. I za to wybrzydzanie podczas kolacji.
W milczeniu przyjmował do wiadomości wszystkie te informacje - o kradzieżach, o narkotykach, o paserstwie. Może powinien się zezłościć, zirytować albo zaniepokoić, ale nawet, jeśli którakolwiek z tych emocji rwała się do głosu, zablokował ją skutecznie. Nie miał żadnych praw do jego przeszłości, nie mógł się o nią gniewać. Zwłaszcza, jeśli to było kiedyś - Saul powiedział przecież, że już tego nie robi. Jakie miał podstawy do tego, żeby mu nie wierzyć? Przecież Monroe nigdy go nie okłamał. Zanim jednak zdołał poukładać sobie w głowie te wszystkie informacje, mężczyzna przyznał, że mówi to wszystko przez Adalberta i Klaus aż poruszył się niespokojnie, znowu podnosząc się lekko, żeby na niego spojrzeć.
- Mój ojciec powiedział co? - Nawet nie próbował ukryć niedowierzania, wymieszanego z oburzeniem. Zaraz potem prychnął i pokręcił głową. - Odbiło mu zupełnie. Co on niby myślał? Że mi nie powiesz? - Dopiero kiedy to powiedział, zawahał się lekko. Bo w sumie jaką miał gwarancję, że Saul powiedziałby mu o tym, gdyby nie zewnętrzny nacisk? Zaraz jednak pospiesznie odsunął od siebie tę myśl. Powiedziałby. Oczywiście, że by powiedział. Przecież go k o c h a ł . Ułożył się znowu na jego ramieniu, tym razem jednak zadzierając głowę w taki sposób, żeby ciągle móc na niego patrzeć i sięgnął palcami do jego policzka. Starał się odgrywać spokój, choć informacja o tym, że Adalbert zdecydował się szperać w przeszłości Saula, znacznie go zaniepokoiła.
- Najważniejsze, że już tego nie robisz - odparł w końcu, uśmiechając się krzepiąco. - Nie mogę być zły o rzeczy z przeszłości. To by było... niesprawiedliwe. Zresztą, jestem pewien, że miałeś powody, żeby robić to wszystko. Od początku byłeś w trudnej sytuacji, nie miałeś środków, nie miałeś wsparcia rodziny, to jest... to jest jak najbardziej zrozumiałe. - Pozornie wiedział, że próbował w tym momencie na siłę go usprawiedliwić, ale absolutnie nie widział w tym niczego złego. Musiał jako zracjonalizować sobie te wszystkie informacje, które właśnie otrzymał. - Ale zobacz: teraz masz własny sklep, sprzedajesz w nim swoje wyroby, radzisz sobie świetnie. Twoja przeszłość cię nie definiuje - oznajmił i - och! - jak bardzo by chciał móc wymówić te słowa do lustra, z takim przekonaniem, z jakim właśnie dzielił się nimi z Saulem.


Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Parsknął śmiechem słysząc, że Klaus wykupi wszystko ze sklepu, po czym odda po terminie, w którym należałby mu się zwrot pieniędzy. Nie skomentował tego, ale i tak zamierzał oddać chłopakowi przynajmniej część tego, co Klaus włożył w ten sklep, jeśli nawet nie uda mu się uzbierać całości (choć był pewien, że kiedyś da radę to zrobić, tym bardziej, że był dość płodnym jubilerem i zamierzał niedługo zatrudnić więcej ludzi do sklepu).
- Widocznie tak myślał, tak - kiwnął głową, stwierdzając to tonem sugerującym, że opowiedzenie Klausowi o sobie było dla niego oczywistością - tak czy inaczej: to dlatego teraz zalewam cię informacjami, bo w innym przypadku może nie mówiłbym wszystkiego na raz. Wiesz - jednak to sporo... ale może i lepiej, że zmusił mnie do tego teraz, to od razu będziesz miał jasność sytuacji, zdecydujesz, czy nadal chcesz być z takim śmieciem, czy jednak wolałbyś mnie wypędzić i więcej nie widzieć - uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie dotarł do oczu, w których czaił się strach: a co, jeśli Werner rzeczywiście stwierdzi, że to dla niego za dużo? Że nie chce być z kimś takim, jak Saul? Z kimś, kto się puszczał za pieniądze, kto kradł, ćpa, jest pod wieloma względami rozbity psychicznie...? Właściwie, to Saul trochę się tego spodziewał, dlatego mimo, że zamierzał mu powiedzieć o sobie (prawie) wszystko, to wolał tę wiedzę dawkować, ale Adalbert skłonił go do wyznania wszystkiego na raz.
- Chciałbym, żeby moja przeszłość mnie nie definiowała, ale to nie do końca tak jest przecież. Przeszłość to my: to, co robiliśmy w przeszłości stworzyło nas takimi, jacy jesteśmy. To miało wpływ na nasz charakter w podobnym stopniu, w jakim nasz charakter miał wpływ na to, co robiliśmy. Rzeczywiście - sądzę, że musiałem robić to, co robiłem, a jednak... nie każdy z mojej rodziny zajmował się takimi rzeczami. Wiem, że w niektórych zajęciach nie byłem sam, bo na swojej drodze spotykałem niektórych z mojego rodzeństwa, ale Sam... Samuel jakoś sobie poradził, jakoś wyszedł na ludzi, nie potrzebował w życiu ani kradzieży, ani narkotyków, ani ciemnych interesów... A przynajmniej nic o tym nie wiem. Nie potrzebował też... bycia dziwką.
Ostatnie słowa wymówił bardzo cicho i niemal niezrozumiale, bo tego chyba wstydził się najbardziej. Tak, wiedział, że Klaus też sypiał z różnymi osobami, ale nie za pieniądze, tylko dla własnej przyjemności - z jakiegoś powodu to było społecznie lepiej postrzegane, niż branie pieniędzy za seks. Poza tym kiedy był z klientami, Saul uważał, że nie ma prawa mieć żadnych wymagań czy granic: to klient płacił, więc on wymagał, a przyjemność czy nawet dobre samopoczucie Saula nie miało tu nic do rzeczy. To oczywiście nie była prawda, ale Monroe o tym nie wiedział, nie pomyślał, że on również może się na coś nie zgadzać, że również ma prawo wyrażenia swojego zdania, potrzeb czy granic.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Nie mógł nic poradzić na to, że odruchowo zastanawiał się czy Saul faktycznie miał zamiar powiedzieć mu o tych wszystkich rzeczach, niezależnie od ingerencji Adalberta. Czuł się jak hipokryta wiedząc, że byłby zły, gdyby Monroe to przed nim zataił, podczas czy on sam nie rwał się jakoś specjalnie do spowiadania ze swojej grzesznej przeszłości - chociaż to byłby przecież idealny moment, bo skoro już szambo zaczęło wybijać z jednej strony, dołożenie do niego jeszcze odrobiny nieczystości z drugiej nie robiłoby aż tak dużej różnicy. Łatwiej było po prostu słuchać - nawet jeśli otrzymywane informacje nie należały do grona najprzyjemniejszych, nawet jeśli podskórnie odczuwał pewien dyskomfort z powodu wszystkich tych słów. Czy to przez to, że odkąd zaczęli być razem, zdążył już wyidealizować sobie Monroe’a do granic możliwości i te wyobrażenia właśnie zderzały się z rzeczywistością? Możliwe. Zbyt dużo razy powtórzył sobie w myślach, że to przecież wciąż był jego Saul, że przeszłość nie miała żadnego znaczenia, że to, czego się właśnie dowiadywał, nie zmieniało w żaden sposób tego, co do niego czuł. I nie zmieniało, to była prawda - ale taka, która musiała zostać do umysłu mechanicznie wtłoczona.
- Nie widzę tu żadnego śmiecia - odparł z przekonaniem, graniczącym w surowością, bo nie mógł słuchać, kiedy mężczyzna tak o sobie mówił. Zwłaszcza, że w tych słowach Klaus doceniał szczerość w osądzie - nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że Saul naprawdę tak o sobie uważał i to go bolało. Ciężko przychodziło mu zaakceptowanie myśli, że on sam w pojedynkę nie będzie w stanie zmienić tego postrzegania, które w umysł Monroe’a wcisnęli zapewne otaczający go wcześniej ludzie, a które potem zakotwiczyło się tam na dobre, sprawiając, że Saul przyjął je jako własne. - Chciałbym, żebyś mógł spojrzeć na siebie moimi oczami - dodał jeszcze tylko, trochę ciszej, bo zdawał sobie sprawę z abstrakcyjności tych słów. Ale gdyby to wyszło, gdyby to naprawdę się udało, to być może miałoby moc jakoś mu pomóc - bo zobaczyłby miłość, dużo miłości i podziw, jeszcze więcej podziwu, i zachwyt, taki świeży i młodzieńczy, ale jednocześnie już powoli dojrzewający do rangi czegoś wyższego.
A potem Monroe zaczął opowiadać o swoim poglądzie na przeszłość i Klaus bardzo starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo uwierało go takie spojrzenie. Skoro Saul uważał w ten sposób, nagle szanse na to, że będzie mógł któregoś dnia po prostu opowiedzieć mu o wszystkim, zaczęły się drastycznie kurczyć. Jaką mógł mieć gwarancję, że to wyznanie nie będzie dla Monroe’a jednoznacznym potwierdzeniem, że Werner się do niczego poważnego zwyczajnie nie nadawał? Skoro od dzieciństwa był taki - niestały i wyuzdany - jakie były szanse na to, że nagle się zmienił? Bliskie zeru - odpowiedział sobie natychmiast, bo przecież zdążył już Saula zawieść. Nawet niejednokrotnie. I o tym kolejnym razie nadal mu nie powiedział - a powiedzenie teraz zdawało się najgorszym pomysłem z możliwych. Może kiedyś - tak, kiedyś, jak już upewni się, że Monroe go z takiego powodu nie porzuci. To było paskudne rozumowanie, ale Klaus nie potrafił od niego uciec.
Ale zaraz jego uwaga skoncentrowała się znowu na mężczyźnie, kiedy ten zakończył wypowiedź kolejnym wyznaniem, w reakcji na które Werner - odrobinę niekontrolowanie - uniósł brwi. Przez krótki moment wpatrywał się w Monroe’a w milczeniu, jakby starając się zebrać myśli. To nie tak, że był zły albo zawiedziony - raczej po prostu zaskoczony, bo zupełnie się tego po nim nie spodziewał.
- Zamieńmy się - powiedział po prostu, podnosząc się z jego ramienia, żeby zaraz usiąść obok niego i gestem ręki zachęcić, żeby teraz to Saul się do niego przytulił. Jeśli to zrobił, Klaus objął go delikatnie, wspierając policzek o czubek jego głowy. Przesunął palcami wzdłuż jego ramienia, żeby zaraz przytulić go mocniej. Zwykle wygadany, teraz czuł, że nie potrafi odnaleźć w sobie odpowiednich słów - nie dlatego, że wzburzyło go to, co Monroe powiedział, ale raczej z tego powodu, że nie wierzył, że cokolwiek, co powie on sam, ukoi jego nerwy w odpowiednim stopniu. Po chwili milczenia przesunął palce w jego włosy, których kosmyki gładził w ciszy jeszcze przez moment. Aż w końcu uznał, że nie może tego tak po prostu pozostawić bez odpowiedzi, bo w głowie Saula to zabrzmi jeszcze gorzej niż jakiekolwiek słowa.
- Wiem, że pewnie w to nie uwierzysz, ale to nie zmienia w żaden sposób tego, co do ciebie czuję - zaczął ostrożnie. - Amo przecież... też to robi, a jest drugą po tobie najważniejszą dla mnie osobą. I ja zresztą... czasem to robiłem z nim. Tylko nie brałem pieniędzy, on brał, bo ja nie potrzebowałem, ale... sam fakt. Tylko że mam wrażenie, że Amo to lubi, a ty... nie wiem, może się mylę, ale nie wydajesz mi się osobą, która by to lubiła. A ja nie chcę, żebyś robił rzeczy, których nie lubisz. Więc przykro mi, że musiałeś. Bo już tego nie robisz, tak? Bo wolałbym, żebyś nie robił, jeśli to nie jest za dużo. To niebezpieczne i martwiłbym się.
To wszystko nie zabrzmiało choćby w połowie tak składnie, jak by sobie tego życzył.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Czekał w napięciu na reakcję Klausa na wyznanie o tym, że zarabiał ciałem na chleb - to było jedno z najtrudniejszych dla niego wyznań (chociaż żadne nie było łatwe, bo ogólnie rzecz biorąc nie był ani zadowolony, ani dumny ze swojego życia, nie miał się czym pochwalić i uważał, że jest dosłownie nikim i nie zasługuje na prawdziwą miłość i oddanie). Dlatego też kiedy Klaus milczał na ten temat, a jedyną jego reakcją przez jakiś czas była tylko propozycja zamiany, oddech Saula stał się cięższy, a wszystkie jego mięśnie były napięte jak postronki. Dopiero po chwili poruszył się niepewnie i wtulił w Klausa, zwijając się w kłębek i patrząc w okno z nadzieją, że nie usłyszy zaraz, że w takim razie Werner nie wytrzyma z nim, że nie chce być z zaćpaną kradnącą dziwką. Że to za dużo. Czuł, że serce obija się o jego klatkę piersiową w tym cholernym oczekiwaniu, które zdawało się trwać całą wieczność, a każdy oddech drapał w gardło. Nie umiał spojrzeć na siebie oczami Klausa i był przekonany, że gdyby nawet potrafił, to nie byłby dobry pomysł, bo Werner go za bardzo wybielał, idealizował. A teraz Saul mu ten swój idealny wizerunek rozsypywał, choć Klaus do tej pory zdawał się bronić go pazurami - chyba nawet przed samym sobą. Być może nie chciał, żeby ta wizja idealnego, dobrego i niemal świętego Saula rozprysła się jak kryształ o kamienną posadzkę.
- Amo nie jest twoim partnerem - wymamrotał cicho, gdy Klaus w końcu odezwał się na ten temat - i on rzeczywiście robi to dla przyjemności bardziej, niż dla pieniędzy - przecież pieniądze ma. Ja to robię dla pieniędzy, bo ich nie mam i to najłatwiejszy sposób na ich zdobycie. Czy raczej... nie tyle najłatwiejszy, ile najbardziej dla mnie dostępny chyba. Nic nie umiem, do niczego się nie nadaję, uciekałem z domu... robiłem to jeszcze do niedawna. Teraz obiecałem Samowi, że przestanę i chciałbym się tego trzymać również dla ciebie, ale... no, dopóki to robiłem, to nie bardzo miałem też perspektywy na jakąkolwiek stałą pracę.
Westchnął ciężko i popatrzył wreszcie na twarz Klausa, unosząc głowę.
- Wolałbyś, żebym tego nie robił? - zapytał cicho - W ten sposób dorabiam też do tego, żeby utrzymać sklep... Naprawdę chcę ci zwrócić przynajmniej część tego, co w niego włożyłeś. Ale nie, nie czerpię z tego przyjemności, często wręcz jest... źle.
Zamknął oczy i potarł policzkiem o jego ramię, łasząc się w ten sposób.
- A ty... przestałeś sypiać z innymi, tak, jak rozmawialiśmy? Bo jeśli tak, to ja przestanę zarabiać w ten sposób. Bo dla swojej przyjemności już dawno przestałem, nie mam na to ochoty, chce się kochać tylko z tobą. Ale za pieniądze to nie kochanie i nie przyjemność. To praca. I przestanę, jeśli tego chcesz.
Można było nazywać go hipokrytą, ale on tego tak nie postrzegał: przecież jeśli seks nie przynosił mu przyjemności, to się nie liczyło, bo było czymś, czego on często wręcz nie chciał. To był tylko zarobek. To zupełnie co innego, niż sypianie z ludźmi, którzy się Klausowi podobali.

klaus amadeus werner
ODPOWIEDZ