lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, jego serce zdobył tylko pies o cudownym imieniu Werter
Christopher Haynes nie sądził, że nadejdzie w jego życiu dzień, w którym dostanie migreny od przewracania oczami. Najwyraźniej gdzieś u schyłku swojej ryczącej trzydziestki przeszedł przyśpieszoną transformację w kobietę i teraz głowa pulsowała mu jak wściekła, do rytmu jednego z dyskotekowych hitów, które dudniły mu w samochodzie za młodu. Należało więc dodać do jego stanu jakieś sentymentalne wycieczki- cudownie. Podejrzewał, że kres swoich możliwości osiągnie, gdy okaże się, że kupuje dla Pertha (który ogarniał ich apartament w zamian za możliwość mieszkania ze stryjem) swój ulubiony płyn do podłóg. Wtedy już położy się do trumny, którą wyłożą mu aksamitem i stwierdzi, że nadszedł ten piękny dzień, w którym zejdzie z ziemskiego padołu.
Jak na razie przyszło mu tylko przewracać oczami w górę i w dół, gdy jego wydawca zachwalał nową gwiazdę pisarstwa i wręcz onanizował się do fragmentów jej dzieła o tym jak mężczyzn łatwo wyłowić i potem odstrzelać. Dosłownie, ta kobieta użyła takiej frazy, zupełnie jakby była na jakimś polowaniu i swoje trofeum potraktowała jak breloczek. Niemal się zakrztusił wodą- od kiedy na takich spotkaniach przestali podawać alkohol (?)- gdy wyczytywał fragmenty o konieczności celibatu. Już widział te wszystkie idiotki, które pójdą za nią jak w dym pozostawiając mu jedynie niedosyt. Takie bzdury musiała pisać wyłącznie jakaś nędzna kobieta, której zabrakło siły przebicia i mężczyzny.
Najwyraźniej jednak feministki obrosły w niesamowitą liczebność, bo właśnie wysłuchiwał jakie to odkrywcze dzieło i jaki zachwyt i o jejku, panie Haynes, powinieneś brać przykład. Jakoś nie widział się w damskich poradnikach, więc bardzo grzecznie (według niego) podziękował i pewnie spotkanie można było uznać za zakończone, gdyby nie fakt, że ten łysy wydawca uparł się, że może poznać ową gwiazdkę.
Zupełnie jakby Haynes celował w spotkaniach z ludźmi, którymi na wstępie gardził. Najwyraźniej jednak trzeba było bardziej wymownie przewracać tymi gałkami ocznymi, bo wtedy nie trafiłaby się ta wyjątkowa okazja. Dobrze, że pisał kryminały, bo w momencie wymyślił kilkanaście scenariuszy pozbycia się tej kobiety raz na dobre. Niesamowite, że jego wydawca był w stanie zostawić go samego i nie obawiał się, że którykolwiek z nich wcieli w życie.
Tak właściwie nawet można było uznać, że był zaintrygowany, bo oto otwierały się drzwi od biura i miała stanąć w nich autorka tego poczytnego bestsellera, nadzieja wydawnicza we własnej osobie… i do cholery, musiało na jego twarzy odmalować się czyste zaskoczenie, gdy zamiast niej pojawiła się ta dziennikarka od siebie boleści.
- A co ty tu robisz?- i tylko jakieś bóstwa uchroniły go od pytania czy przyszła im zaproponować kawę, bo co innego robiłaby w tym wydawnictwie, prawda?

clancy beardsley
zdolny delfin
enchante #8234
dziennikarka — the cairns post
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Odkąd wyjazd do Iraku wypalił piętno na jej duszy, Clancy Beardsley zamiast piąć się ku górze, leciała w dół. Na łeb na szyję, zaliczając lot, niechybnie mający skończyć się bolesnym upadkiem. Wyjątkowa bliskość ze zderzeniem, pojawiła się gdzieś w momencie, w którym pod osłoną nocy, postanowiła uciec z odwyku przez okienną ramę, a gdy na jej drodze pojawiła się jej siostra, która osobiście ją tam wsadziła, odniosła wrażenie, że jej los był już przesądzony. Życie postanowiło sobie z niej zakpić, zsyłając jej pod nogi pojedyncze kłody, ostatecznie ograbiając zeń cały tartak, czy inne cholerstwo. Nie spodziewała się zatem, że coś, nad czym pochyliła się lata temu w przypływie przekornej myśli, rozpostrze tuż nad ziemią, elastyczną płachtę, gotową nie tyle ją odbić, ale i wynieść niemalże na sam szczyt.

Bo Clancy Beardsley, kilka lat wstecz, gdy jeszcze przesiadywała nad żałośnie nieistotnymi artykułami, postanowiła napisać książkę. Z namaszczeniem przykładała się do każdego rozdziału, przelewając weń całą swoją frustrację, złośliwość, a przede wszystkim nienawiść do każdego samca, który stał się cierniem w jej oku. Po powrocie do Lorne Bay, nie myślała o niczym innym, jak o gorejącym wulkanie ów nienawiści, zalewającym jej serce, ramiona i myśli, ale o pliku tekstowym, schowanym w jednym z folderów na komputerze, najzwyczajniej w świecie zapomniała. W milczeniu znosiła komentarze rzucane pod je adresem przez obrzydliwie seksistowskiego redaktora, pod osłoną powiek tworząc wymyślne plany zemsty, których i tak nie mogła wcielić w życie. Przynajmniej do czasu. Gdy ostatnia kropla goryczy przelała szalę, zamieniła się w maszynę do zabijania pisania. Każde wspomnienie, każdy grymas złości, każdą przemożną chwilę mordu, zamieniając w kłujące jak szpilki słowa. W brakujące rozdziały, których nigdy nie przelała na papier, sądząc, że droga korespondentki wojennej, pozwoli jej na zawsze pożegnać Chrisa Haynesa demony przeszłości. Ich cichy szept doprowadzał ją do szału.

Z czystym zdumieniem obserwowała jak chwytliwy, przetarty setką podeszew temat, nagle otwiera przed nią drzwi, które do tej pory stały zamknięte. Jak redaktor The Cairns Post każde jej dokonać wyboru – albo książka, albo praca w gazecie. Jak jednym, zamaszystym ruchem ściąga wszystko z biurka i wrzuca do torebki, pokazując mu na pożegnanie środkowy palec. Jak nagle jej książka spogląda na nią dumnie zza witryny każdej księgarni, którą mija. Pieprzcie się wszystkie fiuty świata, chciałaby dopisać w dedykacji, ale zamiast tego, pozwala satysfakcji rozlać się po jej wygłodniałym ciele.

Do wydawnictwa przyszła o kwadrans spóźniona, ale przynajmniej trzeźwa jak nigdy dotąd. Jej oczy lśniły blaskiem gwieździstego nieba, gdy otwierała drzwi do biura. Wzrok minimalnie się zmatowił, gdy zderzył się ze stalowo szarym spojrzeniem wbitych w nią tęczówek. Czuła się, jakby całe dotychczasowe życie czekała właśnie na t e n moment. Półksiężyc jej ust przyoblekła czysta złośliwość.

- Najwyraźniej to, czego ty nie potrafisz zrobić - mimo ironii namacalnej w każdej nucie jej głosu, obdarzyła go najjaśniejszym z uśmiechów jaki miała w repertuarze. - Ale spokojnie, Chris. Jestem tu, żeby służyć ci radą. Możesz na mnie polegać - gówno prawda. Gdyby tylko miała moc kastracji za pomocą spojrzenia, na pewno sięgnęłaby po nią w pierwszej kolejności.

Chris Haynes

powitalny kokos
pochmurnica
adria, navy
ODPOWIEDZ