chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Przebijałoby? – Zmarszczyła brwi. – Bella, to nie konkurs. – Uśmiechnęła się ciepło i pokiwała głową na boki. Nie myślała o porównywaniu ich pracy oraz jej znaczenia w świecie. Nie myślała też aby w jakiś sposób konkurować ze Strand albo z kimkolwiek innym. To była domena Tessy. – Ja robię swoje a ty swoje. Twoja praca – ta i poprzednia – również jest ważna. Robiłaś wszystko aby ludziom w tym kraju żyło się bezpiecznie i teraz też ich ratujesz. – Bertinelli spodziewała się, że nie było to częste, acz zagubionych turystów na pewno znalazłoby się sporo nie mówiąc już o pozostawionych w lesie dzieciach; jedno z nich Beverly uratowała. Szkoda tylko, że potem wszystko zrujnowali rodzice dziewczynki. – Pamiętasz, co zrobiłaś w Syrii? Pojechałaś do niebezpiecznego miasta i prawie dałaś się powystrzelać byleby sprowadzić ciała swoich towarzyszy i znaleźć zapasy. Czegoś takiego nie robią przeciętniacy ani tym bardziej „nie szczególni ludzie”. – Bo za taką miała się Strand. Za nikogo szczególnego. – Najwyraźniej będę musiała codziennie ci o tym przypominać. – Zrobi to choćby w formie codziennych sms’ów – Mam wrażenie, że już ci to mówiłam. – Czyżby zapomniała? Możliwe. Z ust Margo bardzo często padało dużo słów. Nie żeby się nad nimi nie zastanawiała i nie kodowała, ale biorąc pod uwagę świeżość relacji nowych informacji na temat drugiej osoby było dość sporo. Trzeba było zrobić miejsce na nowe historie, anegdotki i zakodować to co najważniejsze przy okazji pamiętając o innych osobach (jak chociażby o rodzinie, która podczas rozmów telefonicznych dokładała Margo bardzo dużo nowych informacji).
Wyznaczyła sobie za cel aby wbić do głowy Beverly wiarę oraz znaczenie jej pracy. Nie dostając żadnych sygnałów o tym, że kobieta nie lubiła być oficerem leśnym nie było powodów aby podważać jej aktualne stanowisko. Należało jedynie podkreślić, że poprzednia oraz ta praca miały znaczenie. Ona, jako osoba, miała znaczenie. Że była kimś szczególnym.
Zerknęła na bok, bo w tej chwili zależało jej aby nikt postronny nie usłyszał o tym, co mówiła. To były jej intymne wyznania przeznaczone tylko dla uszu Strand. Nie wstydziła się ich, ale chciała sprawić aby były one tajemnicą, którą dzieliłyby tylko we dwie.
- W jaki sposób? – W pierwszej chwili nie dotarła do niej dwuznaczna sugestia w sposobie uspokojenia siebie nawzajem. Wystarczyło jednak przedłużyć wymianę spojrzenia aby na twarzy Margo pojawiło się zrozumienie; uniosła brwi, wyprostowała się i ułożyła wargi w lekki dzióbek jakby mówiła ‘uuu’ jednocześnie będąc pod wrażeniem sugestii.
- Nie ma co się oszukiwać, pani oficer. – Umyślnie odpowiedziała w ten sam sposób na „per pani”. – Obie wiemy – Jeszcze bardziej pochyliła się w stronę Beverly jednocześnie lekko rozchylając własne nogi tym samym dając dłoni kobiety większy dostęp, ale też znak, że była otwarta na wszystko. – że to tak się skończy. – Choćby miały tylko pójść na późnią kawę albo skręcać u Margo szafkę, to nie było żadnej mocy aby dokończyły którąkolwiek z tych czynności. – Nie wstydzę się tego. – Mówiła to co myślała i była stu procentowo pewna do czego obie zmierzały. Ba, chciała to zrobić już wcześniej sugerując zrezygnowanie z teatru i zawrócenie do Lorne Bay. – Ani fantazji o tym, jak zlizuje czekoladę z ciała pani oficer. – Mówiąc to wszystko cały czas mierzyła się z jasnymi oczami będąc wystarczająco blisko aby czuć nieodpartą chęć wpicia się w drugie usta. – Skoro już jednak kolejność została wyznaczona, to muszę z tym poczekać. – Lekko uniosła kąciki warg szanując decyzję podjętą przez Beverly. Nie żeby zasugerowana kolejność uspokojenia się była ostateczną, której musiały się trzymać, ale wyznaczała ona pewien komfortowy schemat, w którym Strand miała poczuć się dobrze. Ostatnim razem, w mieszkaniu Margo, rozmawiały o niepewności blondynki co do swego doświadczenia tylko z jedną kobietą. Być może to – najpierw ty a potem ja – miało dać Beverly większe poczucie nie tylko kontroli, ale także zmniejszenia ewentualnego stresu, co Bertinelli uszanowała.
Jedno jednak mogę przyśpieszyć – dodała wyłapując zbliżającego w ich kierunku kelnera. Poprosiła go o rachunek znacząco zerkając na Beverly. – Pojedziemy do mnie? – To była dłuższa droga niż do hotelu, ale.. – Będziesz spokojniejsza mogąc – w razie czego – szybciej zjawić się w domu. – Margo od razu „odpukała w niemalowane”. Nie chciała zapeszyć, ale brała pod uwagę wiele scenariuszy, w których niestety jeden z nich zakładał, że ktoś im dzisiaj znów przeszkodzi.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Niejedna osoba uznałaby jej podejście za autosabotaż. Brak pewności siebie był raczej uznawany za wadę przy czym… zdecydowanie nie to czuła Beverly. Chociaż miała w kompletnym poważaniu zdanie losowych osób, słuchała tego, co mieli do powiedzenia jej rodzice czy współpracownicy. Na aktualnej posadzie wszyscy zdawali się ją akceptować, co w poprzedniej pracy nie zawsze miało miejsce. Krytyka była na porządku dziennym i gdyby nie dyscyplina, wypracowana w domu, znacznie szybciej zrezygnowałaby z fuchy, wymagającej stalowych nerwów, działania pod presją oraz z bezpośrednim narażeniem życia. Wszystko to, plus twarde przyjmowanie siarczystej krytyki, czasami kompletnie bezzasadnej, popartej jedynie obserwacjami, albo zaniepokojeniem pozostałych pracowników. Cieszyła się, że trafiła na bezpieczniejsze rejony, nie mniej, duma rodziców nie pozwalała jej zapomnieć o swego rodzaju degradacji. Ukrywałaby przed Margo własne odczucia, gdyby nie była pewna jej reakcji oraz ogólnego podejścia do tematu.
- Mówiłaś - przytaknęła, co uczyniła z wdzięcznością. - Pisałaś… i to nie raz.
Doceniała również gotowość do codziennego przypominania o pewnych faktach, do których sama wracała bardzo sporadycznie. W Syrii odnalazła Margo, ale przy okazji doświadczyła nieprzyjemnych wydarzeń, pozostających z nią do końca życia. Dało radę zminimalizować ich natężenie w myślach, spędzić cały dzień, tydzień, miesiące bez przywoływania niektórych obrazów, jednak kompletne uwolnienie od nich nie wchodziło w grę. Pozostawała zwyczajna akceptacja, co Strand przepracowała po powrocie do Australii, cierpliwie i bez narzucania na siebie dodatkowej presji.
Obie doskonale wiedziały, jaki sposób uspokajania miała na myśli. Początkowo sądziła, że Margo tylko się zgrywa, w co uwierzyłaby dalej, nawet po dostrzeżeniu olśnienia, wstępującego na twarz pani doktor. Miały podobne poczucie humoru, co rodziło sporo podobnych sytuacji, o zabarwieniu ironicznym albo przypadkowo komediowym.
Nie o tym teraz myślała Beverly, przesuwająca dłoń nieco dalej, zachęcona ułatwieniem dostępu. Nie zamierzała porywać się na coś bardzo nieodpowiedniego, jak na moralne standardy - przynajmniej w odniesieniu do przestrzeni publicznej. Chciała jedynie pożywić się namiastką kolejnej atrakcji, której zapowiedź wisiała w gęstym powietrzu oraz jednoznacznych spojrzeniach. Podchodziła do tego ostrożnie, ale nie planowała trzymać rąk przy sobie czy uciekać wzrokiem na bok. Zamierzała w całości chłonąć przyjemne doznania, choćby miała się ugotować pod wpływem intensywnego oddziaływania pani doktor.
- Mhm - lekko uniosła brwi przy niespodziewanym wyznaniu, doprawiającym wizje, pojawiające się w głowie Bev. - Przyznaj, że jednak trochę się wstydzisz. Troszeczkę.
Mówiła przed chwilą o małym stresie, więc nic się przed Strand nie ukryje. Miała świetną pamięć, jeśli chodziło o fakty, wypowiadane w rozmowie, co szlifowała pilnie podczas swojej kariery w służbach specjalnych. Pamiętała więc o wszelkich drobiazgach, chyba, że kompletnie się wyłączała, czego zdecydowanie nie chciała robić przy Bertinelli. Pragnęła słuchać wszystkiego, co miała do powiedzenia, nie ważne czy narzekała, przesadnie gestykulowała, albo przestawiała się na włoski, którego w większości nie rozumiała. To nie była dla niej żadna przeszkoda.
Była wytrzymała. Przetrzyma zarówno tę wymianę spojrzeń, jak i drogę do wspomnianego mieszkania. Nie będzie łatwo, ale użyje całej siły woli, by sprostać wyzwaniu. To się okaże, z jakim skutkiem.
Musiała niestety cofnąć dłoń pod stołem, żeby sięgnąć do portfela, zanim to Margo podejmie decyzję o płaceniu. Do tego nie mogła dopuścić. Skoro sama wyszła z inicjatywą i zaproszeniem, to ona płaciła i robiła dzisiaj za szofera. Nie czuła żadnych skutków wypitego alkoholu, więc mogła spokojnie zasiąść za kierownicą w drodze powrotnej.
- Oczywiście, odstawię cię do domu, pomogę ci w wypakowaniu reszty pudeł i dokręceniu kranu w łazience.
Uśmiechnęła się do kelnera, trzymającego terminal do płatności, zupełnie naturalnie, jakby wcale nie przemycała dwuznacznej wiadomości, przeznaczonej dla uszu Bertinelli. Już miała wspomnieć o przejawianej nadziei względem tego, że kran nie przeciekał zbyt bardzo i nie zastaną na miejscu małej powodzi, jednak darowała sobie te wszystkie metafory, schowane pod płaszczykiem technicznej katastrofy.
Pozostawało jej mieć nadzieję, że da radę skupić się na drodze i Margo nie rozproszy jej do granic możliwości.


/ ztx2
ODPOWIEDZ