chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Musical wywołał u Bertinelli całą gamę emocji widoczną nie tylko na twarzy, ale również w gestach. Z ledwością powstrzymywała się od śmiałych komentarzy wypowiadanych na głos. Przybrały jednak one formę komunikacji niewerbalnej; śmiała się, kiedy trzeba, marszczyła brwi, w geście zaskoczenia zakrywała dłonią usta, potrząsała ramionami w rytm skocznych piosenek i ocierała łzę wzruszenia podczas smutnych momentów. W złości jedynie gestykulowała ledwie na moment przerywając cielesny kontakt z Beverly, której dłoń szybko odnajdywała. Wtedy – przejęta aktualnymi wydarzeniami na scenie – nawet nie spojrzała w bok. Sięgała na oślep, a jednak ze świadomością, że dobrze wiedziała gdzie znajdowała się druga ręka, która przyciągała ją jak magnes.
Była bardzo zaangażowaną widzką, ale również towarzystwem, bo każdą swoją emocję przekazywała Strand. Zerkała na nią sprawdzając, czy czuła to samo lub wręcz przeciwnie, czy dany moment wywołał w niej odmienne emocje. Czasami też potrzebowała kogoś, kto pokręci głową z dezaprobatą albo uśmiechnie się czule na jej nadmiar wyrażanych emocji. Była Włoszką – ekscytowała się dla efektu – co miała we krwi, więc musiała wiedzieć, czy było to aprobowane i zarazem czy dla tej drugiej osoby potrafiła przyhamować. Opuścić parę, wziąć oddech i się uspokoić.
Kiedy tylko pochylały się ku sobie wymieniając komentarze bywało, że korzystała z ów okazji muskając wargami płatek ucha Beverly albo dając buziaka w policzek. Nie wstydziła się ani nie bała. Nie chciała się ukrywać albo powstrzymywać, więc dopóki ktoś nie wyskoczy na nie z pięściami, to będzie zachowywać się jak każda para okazująca sobie czułość zwłaszcza, że nie zauważyła aby Beverly to przeszkadzało. Przynajmniej w ciemnej sali, w której większość osób było zajętych oglądaniem tego co działo się na scenie.
- Kupiłaś mnie tym musicalem – stwierdziła zanim weszły do wybranej przez Strand restauracji. – Właściwie kupiłaś mnie już wcześniej, ale.. nie spodziewałam się, że zabierzesz mnie na spektakl o drag queen. Nie znałam cię z tej strony. – Nie znała jeszcze wielu stron pani oficer, ale nie spodziewała się aby cokolwiek, co odkryje, bardzo negatywnie wpłynęło na jej podejście do kobiety.
Wciąż rozmawiając przeszła w stronę stolika wskazanego przez kelnera i podziękowała mu zanim zajęła miejsce. Rozchyliła wargi aby mówić dalej, ale mężczyzna od razu zapytał o coś do picia. Bez wahania poprosiła o kieliszek białego wina i dzbanek z wodą (dla nich obu). Nie zamierzała dzisiaj się upijać. Chciała ten wieczór spędzić w pełni świadomie bez procentowego podkręcacza.
Nie uważam, że jesteś super sztywną panią oficer – powróciła do tematu. – ale nie przypuszczałam, że taka tematyka cię kręci. Teraz jednak bez wstydu mogę przyznać, że widziałam wszystkie sezony „RuPaul’s Drag Race”. – Nie była pewna, czy Strand wiedziała, o czym teraz była mowa. Była gotowa opowiedzieć, o czym był ów program i już nie krępowała się przyznać do jego znajomości, bo tak.. towarzyska i otwarta Margarita Bertinelli posiadała w życiu coś, czego się wstydziła (poza największym wstydem – blizną). – Kiedyś też obgryzałam paznokcie – Skoro już powiedziała jedno, to nie zamierzała kryć się z kolejnym. – ale przestałam jak miałam jedenaście lat, bo brat powiedział mi, że od tego będę miała robaki w brzuchu, które w nocy wyjdą mi przez gardło i się uduszę. Od razu mu uwierzyłam. – Starszy brat od zawsze dbał o Margo. Był dla niej wzorem i przyjacielem, którego bardzo kochała. Bez niego nie byłaby tym, kim jest teraz. Kto wie, co by się stało, gdyby się nie urodził albo gdyby umarł w jakimś wypadku.. zapewne zostałaby stewardessą albo agentką nieruchomości. – To podejrzane, że się nie śmiejesz. – Wbiła w kobietę uważne spojrzenie przypuszczając, że ta tłumiła śmiech. Zarzuciła więc nogę na nogę i tę luźno wiszącą na drugiej pokierowała ku Strand. Przesunęła stopą po nogawce spodni na wysokości podudzia prowokując i zmuszając kobietę do poddania się (wyznania tego, co myślała).
Nim jednak doczekała się odpowiedzi kelner wrócił z ich zamówionymi napojami. Przez to wszystko Margo zapomniała spojrzeć do menu, więc zapytała o ewentualne danie z krewetkami, które bez wahania zamówiła. Znów wbiła spojrzenie w Beverly czekając aż ta zamówi coś dla siebie i wreszcie – znów – mogła wrócić do tematu.
- Na pewno też masz wstydliwe sekrety. - Sama Margo posiadała ich kilka, ale nie mogła tak od razu zdradzić ich wszystkich. - Chyba nie każesz mi ich z ciebie "wycisnąć"? - Zrobiła minę mówiącą "a mogłabym" nie kryjąc się z tym, że miała swoje metody.

[oznaczenieBeverly Strand [/oznaczenie]
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Uśmiechała się częściej, niż pamiętała. Nie potrafiła wskazać dnia, w którym z podobnie intensywnym nasileniem unosiła kąciki ust ku górze. Potrzebowała tego. Oderwania myśli od pozostałych, codziennych rozterek, związanych z synem, rozwodem czy stopniowym powrotem do pracy. Nie mogła również wymarzyć sobie lepszej towarzyszki. Margo była zaangażowana w całe wyjście i jak dotąd nie dała Strand ani jednego powodu, aby ta sądziła inaczej. Może z perspektywy osób trzecich wyglądały jak dwie nadmiernie podekscytowane nastolatki, ale tym Bev ani trochę się nie przejmowała. Chłonęła wszystkie uczucia całą sobą, wciąż czują pozytywne emocje po opuszczeniu budynku teatru.
Trzymała ją za rękę, bo mogła i słyszała o otwartości, praktykowanej przez restaurację do której zmierzały. Nikt raczej nie weźmie je za zwykłe koleżanki, jeśli będą wyciągać do siebie dłonie, albo patrzeć intensywnie w oczy.
Była z siebie zadowolona.
- Nigdy nie byłam na żadnym show z drag queen - przyznała, bo to nie ten konkretny klimat zachęcił ją do wybrania tej akurat sztuki. - Uznałam, że na Priscillę nie chodzą ograniczeni, nienawistni ludzie, dzięki czemu będziemy mogły czuć się swobodnie i… przy okazji nie trafimy na przejmujący dramat, którym później dołowałybyśmy się przez resztę wieczoru.
Zadbała o wiele szczegółów, związanych ze wspólnym wyjściem: począwszy od spektaklu, na niewidocznych na pierwszy rzut oka rzeczach, kończąc. Głowiła się również nad wybraniem odpowiedniego lokalu, który oferował dania z różnych stron świata, niekoniecznie z naciskiem na konkretny kraj. Nie wiedziała jeszcze czy Margo lubiła sushi, miała uczulenie na niektóre składniki albo czy w ogóle chodziła do włoskich restauracji, poza granicami ojczyzny. Z każdym kolejnym dniem poznawały się coraz lepiej, co bardzo ekscytowało samą Beverly.
Po zajęciu miejsca również zamówiła dla siebie białe wino, chcąc skosztować odrobiny alkoholowego gustu pani doktor. Strand ostatnio prawie nie piła nic procentowego, nie licząc właśnie pojedynczych lampek wina, raz na jakiś czas. Dopóki była samotnym rodzicem, nie wypadało wychylać mocniejszych trunków, ani nalewać ich sobie do szklanki, przy jednoczesnym trzymaniu dzieciaka na rękach.
- Czyli jestem zwyczajnie sztywna? - wywnioskowała z przyczajonym na ustach rozbawieniem. Jak najbardziej istnieje przecież różnica między byciem super sztywnym, a zwyczajnie sztywnym.
RuPaula znała głównie z pojedynczo widzianych memów, albo gifów, jednak nigdy wcześniej nie widziała jego show, co również przyznała bez bicia. Nie miała na to czasu - to wygodne, ale i całkiem prawdziwe wyjaśnienie.
To prawda, że odrobinę tłumiła śmiech, myśląc przy okazji o tym, jak przeurocze towarzystwo miała dzisiejszego wieczoru. Długo czekała na zrealizowanie planów i gdy wreszcie do nich doszło, chciała zapisać w głowie każdy, najdrobniejszy szczegół. Zareagowała na delikatne, acz znaczące muśniecie na nodze, skłaniające do wyznania myśli. Wpierw jednak podziękowała kelnerowi za dostarczenie wina i po szybkim zerknięciu na kartę dań, zamówiła kaczkę w jakimś fancy wydaniu z kaszą, warzywami i orzechami. Zdążyła pobieżnie przejrzeć menu jeszcze przed dokonywaniem rezerwacji i z góry upatrzyła sobie wybraną pozycję.
Korciło ją mimo wszystko wspomniane wyciskanie sekretów, co podkreśliła sugestywnym spojrzeniem.
- Nie mogę oderwać od ciebie oczu - przyznała zgodnie z prawdą, tłumacząc tym samym brak ewidentnego rozbawienia podejrzanymi zwierzeniami Bertinelli o obgryzaniu paznokci. Pozwoliła swojemu wyznaniu na rozpłynięcie w powietrzu, przed odszukaniem w zakamarkach pamięci jakiegoś wstydliwego faktu.
- Więc… nigdy nie śpię tyłem do drzwi, bo wtedy mam wrażenie, że ktoś może przez nie wejść i wycisnąć ze mnie resztę dziwactw - kontynuowała wątek, lekko ubarwiając go pod koniec. - Ale serio, jeśli nie jestem w stanie ze swojej pozycji przed spaniem spojrzeć w stronę drzwi, albo jakiegokolwiek innego wejścia, nie zasnę.
Musiało to mieć związek z pewną ilością koszmarów, które przerobiła jako dziecko. To już indywidualne predyspozycje, bo przecież nikt się nad nią nie znęcał.
- Powiesz mi czym cię wcześniej kupiłam? - zapytała, jakby w ramach przerywnika przed kolejnym zwierzeniem. Tak naprawdę bardzo chciała poznać odpowiedź, ściśle związaną z rozwojem ich relacji.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Nie mogę oderwać od ciebie oczu.
Pod wpływem tych słów Margo poczuła jak jej policzki zalewają się delikatnym rumieńcem, którego nie próbowała ukrywać dłońmi albo tuszować w inny sposób. Zamiast tego uśmiechnęło się ciepło pozwalając sobie i Beverly na dłuższy kontakt wzrokowy, który momentami wydawał się przekazywać więcej niż słowa.
Poruszyła dłonią, co wydawało się gestem oczywistym, bo w celu pochwycenia kieliszka, a jednak zamiast tego sięgnęła nią dalej czekając na reakcję z drugiej strony. Nie była pewna na ile komfortowo mogły się czuć w Australijskiej restauracji. Nie znała tutejszego podejścia, nawyków oraz jak duża była częstotliwość wpadania na ludzi nieakceptujących homoromantyzmu. Nie wiedziała także, jak do ów tematu podchodziła Strand. Nie rozmawiały o tym, bo nie miały okazji ani też powodów aby rozważać sytuację, której parę miesięcy temu nie planowały. Była jednak pewna, że chciałaby teraz dotknąć dłoni Beverly, przejechać kciukiem po jej wierzchu lub pobawić palcami, choć przed paroma minutami trzymała ją w swojej ręce (i przez ostatnie trzy godziny podczas musicalu).
- Oh, to dlatego śpiąc u mnie na kanapie wierciłaś się i wyglądałaś znad oparcia. – Z początku Bertinelli sądziła, że kobieta nie mogła się ułożyć, ale najwyraźniej rozchodziło się o konieczność określenia czy miała widok na drzwi/wyjście czy nie. – Mam nadzieję, że nie wynika to z potrzeby posiadania drogi ucieczki. – Nawiązując oczywiście do ich wspólnego wieczoru, bo w innych sytuacjach mogło rozchodzić się o odmienne czynniki. – Myślałaś kiedyś o tym, czemu tak jest? – Była ciekawa wniosków, które Beverly miała na swój temat. Samoświadomość była bardzo ważna, nawet jeśli nie znało się konkretnej odpowiedzi a samych czynników mogło być wiele. Margo wiedziała na przykład, że obgryzanie paznokci było objawem autoagresji wynikającej z nieradzeniem sobie z wieloma emocjami, które czuła. Później jako dorosła miała nad nimi większą kontrolę i przede wszystkim wiedziała już jak sobie z nimi radzić.
- Było parę takich sytuacji, ale na samym początku.. jeszcze w Syrii.. – Zamyśliła się na moment chcąc upewnić, czy to na pewno była dana chwila. Szybko doszła do wniosku, że zdecydowanie właśnie wtedy „została kupiona przez wolontariuszkę”. – To była chwila, kiedy oglądałam jak grasz z dzieciakami w piłkę. Wszyscy świetnie się bawili. Dorośli mieli taką samą frajdę jak dzieci i ty.. byłaś zadowolona, zaangażowana i oddawałaś całą siebie. W pewnym momencie pomyślałam, że chciałabym cię taką oglądać częściej. – Że niezwykła frajdę i przyjemność sprawiało jej obserwowanie Beverly. – Że w ogóle chciałabym móc patrzeć na ciebie w różnych sytuacjach. Kibicować, wspierać i mówić, że cię znam. Znam tę świetną kobietę. – Kolejna krótka pauza i szybkie zerknięcie na wino, po które wreszcie sięgnęła musząc rozplątać ich dłonie z uścisku (o ile do niego doszło). – Oczywiście wliczając w to twoje cudne pośladki. – Uniosła kieliszek w geście toastu czekając aż Strand zrobi to samo. – Za naszą pierwszą oficjalną randkę, Bella. – Oficjalną i legalną, która nie powinna przysporzyć kłopotów podczas trwającej sprawy rozwodowej.
Po odstawieniu kieliszka nalała im obu wody do szklanek. Ledwie zerknęła na osoby siedzące przy stoliku obok mając wrażenie, że jedną z nich znała ze szpitala, ale to tylko kaprys umysłu. Szybko powróciła spojrzeniem na Beverly ze wciąż widocznym na ustach delikatnym uśmiechem.
- Powinnam zapytać, czy ja kupiłam ciebie? – Czy do tej pory choć raz jej się to udało? – Bo jeśli nie, to nad sobą popracuje. – Miała jednak nadzieję, że była choć jedna taka rzecz. Że nie były tu - na randce - tylko po to aby się o czymś przekonać, a raczej żeby zagłębić się w coś, czemu dawały choć cień szansy.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie potrzebowała dodatkowej zachęty do ujęcia dłoni Bertinelli. W tym lokalu mogły czuć się zupełnie swobodnie, co Bev zamierzała w pełni wykorzystać, oczywiście bez ostentacyjnego klejenia się do kobiety, co wyglądałoby średnio taktownie, biorąc pod uwagę pozostałych klientów.
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc o kręceniu się na kanapie, czemu nie mogła zaprzeczyć. Musiała racjonalizować sobie poziom bezpieczeństwa panujący w bloku, zamieszkiwanym przez Margo. Była czujna bardziej niż zwykle, na co wpływ miała obecność Olivera oraz Włoszki. Nigdy w życiu nie pozwoliłaby ich skrzywdzić, szczególnie nie jakiemuś zbłąkanemu złodziejowi, albo włamywaczowi, nastawionemu na szybki zysk.
- Kiedy byłam mała, miałam koszmary, że jakiś ciemny cień, albo potwór wchodzi mi do pokoju - przyznała bez bicia, uznając to za kolejny fakt pokroju dziwactw. - Nie zdarzało się to często, ale wystarczyło, żebym zaczęła zwracać na to uwagę Później pojawiły się kwestie bezpieczeństwa, bo… jeśli złodziej będzie chciał wejść do pokoju to droga jest zazwyczaj jedna. Uznaj to za moje zboczenie zawodowe.
Nie patrzyła w podobny sposób na okna, jeśli te raczej nie sprzyjały wspinaczkom i znajdowały się na wyższym piętrze. Co innego na parterze, ale to Strand zdążyła już opanować we własnym domu, zakładając odpowiednie rolety opuszczane na noc.
Słowa nawiązujące do małego meczu obozowego w Syrii oraz „oglądania jej częściej” uwolniły przyjemne ciepło, rozgrzewające ciało. Nie robiła tamtych rzeczy pod publikę. Chociaż działała wtedy pod przykrywką, nie siliła się na gesty, na które nie miałaby ochoty w swoim prawdziwym wydaniu. Przejmowała się ludźmi, wspierała ich i podnosiła na duchu, jeśli ci na to zasługiwali oraz wykazywali chęci. Przez cały okres misji pozostała sobą, bez wprowadzania zupełnie obcych dla siebie zachowań.
Nie spodziewała się również, że pani doktor tak mocno na nią zadziała, przy czym pozwoliła sobie na zgłębienie ów relacji, bo sama tego chciała.
Sięgnęła po kieliszek z winem i delikatnie stuknęła nim o ten drugi, w ramach pierwszego toastu. Korciło ją, aby dopytać czy randka pokrywa się przynajmniej odrobinę z wyobrażeniami Margo, ale o to może zapytać nieco później. Miały jeszcze czas.
Dwa łyki wina zapiła jednym łykiem wody, jakby pilnowała tym samym balansu między alkoholem, a naturalnym napojem. Nie musiała przykładać do tego aż tak dużej wagi; nie piły porto, które szybko mogłoby uderzyć im do głowy.
- Było parę takich sytuacji… - zaczęła identycznie, jak Margo, mówiąc zupełnie zgodnie z prawdą. - Gdybym miała wymieniać je wszystkie pewnie siedziałybyśmy tu przez parę długich godzin.
Nie zamierzała jednak kompletnie pominąć tego tematu. Skoro już się uzewnętrzniały, Beverly nie będzie gorsza.
- Biorąc pod uwagę chronologię - zaczęła, z pokazowo zamyśloną miną, podpierając wolną dłonią podbródek. - Podejrzewam, że stało się to w kontenerze z prysznicami.
W którym przebywały jednocześnie dwa razy, przy czym ten jeden raz…
- I… nie, nie mówię o tamtym momencie - zaśmiała się cicho, wyłapawszy znaczące spojrzenie Włoszki. Ok, wtedy również przykuto jej uwagę, co doskonale zdradzały lekkie wypieki na twarzy, w reakcji na przywołane wspomnienia. Zdecydowanie zasługiwały na spędzenie razem przynajmniej kilku dni dłużej.
- Wtedy, gdy przeprosiłaś mnie za swój wybuch w namiocie medycznym, uznałam, że to bardzo odważne z twojej strony - sprecyzowała, nawiązując do dnia następnego, po kłótni w szpitalu oraz płaczu w spiżarni. - Otwarcie przyznałaś się do błędów przed byle wolontariuszką, chociaż nie byłaś mi niczego winna.
Dani doktor znajdowała się wyżej w hierarchii i mogła po prostu olać jakąś tam kobietę, odpowiedzialną jedynie za noszenie kartonów czy sortowanie przedmiotów codziennego użytku.
- Okazałaś mi współczucie wobec kolegów, a później nawet poniekąd skomplementowałaś.
Bo tak, uznawała szczątkowe podrywy (których wtedy nie brała na serio) za komplementy.
- I jeszcze tak ładnie się uśmiechałaś… wiesz, że żałowałam, że tak szybko wyszłaś?
Nie wspomniała jej o tym nawet w mailach. Wyłapała doktor Bertinelli już wcześniej, ale nie sądziła, że w ogóle będą miały okazję na jakąkolwiek interakcje, pomijając krótkie uwagi co do wydawanego jedzenia albo innych przedmiotów, pobieranych w magazynach. Że pozostanie tylko jedną z wielu twarzy, o których zapomni po powrocie do Australii.
Cieszyła się, że wyszło inaczej.
- To była pierwsza iskra - być może nastąpiła zbyt szybko, ale Bev nad tym nie panowała. - Nic na to nie poradzę, jestem wzrokowcem.
Dodała jeszcze, wzruszając ramionami z przyczajonym na ustach uśmiechem. Mogłaby jeszcze wspomnieć o przygotowywaniu kawy, zaoferowaniu miejsca na pryczy, wspólnym odbieraniu porodu, a także opiece po powrocie z miasta, w fatalnym stanie. Margo wcale nie musiała robić dodatkowego USG żeber; wystarczyłoby konieczne minimum, w obliczu jawnego kłamstwa co do tożsamości. Nawet pomimo uprzedzeń Margo z niej nie zrezygnowała, co okazała wtedy w formie pocałunku, w towarzystwie wojskowych. Cóż, tamtym gestem również bardzo ją kupiła.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Naprawdę? – Nie spodziewała się, że w opisywanym przez Beverly momencie ta chciała aby lekarka została w kontenerze. – Sądziłam, że wolałaś abym wyszła jak najszybciej. – Przeprosiny nie zawsze załatwiały sprawę w stu procentach. Bywało, że ludzie potrzebowali czasu aby emocje opadły albo żeby ocenić szczerość wyrażonej skruchy. Bertinelli nie przypuszczała, że wolontariuszka tak szybko jej wybaczy z wielu względów, do których zaliczała się przepaść między ich funkcjami. W obozach grubą kreską rozdzielało się wolontariuszy, lekarzy i żołnierzy. Każda z tych grup trzymała się „swoich”, więc w przypadku konfliktów rzadko kiedy kończyło się to szczerym oczyszczeniem atmosfery. Margo nieraz miała okazję to obserwować i nie ma co kłamać, ale sama również wsiąknęła w ów podziały.
- Zapamiętać. Beverly jest wzrokowcem, więc trzeba pokazywać się jej z lepszego profilu. – Udawała, że notuje coś w powietrzu nad stolikiem i od razu odwróciła głowę w lewo niby to prezentując wspomniany lepszy profil. Kończąc krótką scenę uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Parę dni wcześniej, zanim na ciebie nakrzyczałam, po raz pierwszy wymieniłyśmy się spojrzeniami. Pamiętam to, bo wcześniej wydawałaś się mnie unikać albo to był przypadek. – Ot, mijały się. – Wtedy pomyślałam, że muszę cię poznać. Tak po prostu – Pstryknęła palcami. – Mówi się, że już w pierwszych trzech sekundach wiemy, czy chcemy poznać daną osobę bliżej czy jednak niekoniecznie. Patrząc w twoje niebieskie oczy wiedziałam to po pierwszej sekundzie. – Wtedy jeszcze nie wiedziała, co mogło być powodem takiego poczucia. Równie dobrze mogło okazać się, że świetnie się zakumplują albo zaprzyjaźnią. Nikt raczej nie sądził, że po paru latach będą siedzieć w restauracji na pierwszej prawdziwej randce. – Trochę się tego przestraszyłam – wyznała kontynuując rozmowę na temat iskry między nimi. – Przypominałaś moją pierwszą szkolną miłość. Pod względem wyglądu a nie charakteru, bo ona – Chiara – okazała się straszną cagna.sukąByłam w niej tak bardzo zauroczona, że długo nie dostrzegałam tego, jak mnie wykorzystywała. Wreszcie, pod wpływem chwili, ją pocałowałam a ona rozgadała o tym całej szkole. Mówiła, jak obleśne to było i.. – Machnęła ręką. – Dawne dzieje. Ty taka nie byłaś, ale z pewnością się w tobie zauroczyłam. – Śmiało mówiła o swoich odczuciach, które w Syrii niekoniecznie były wprost nazywane. Wtedy Margo miała żonę i nie powinna mówić o takich rzeczach na głos. To nie wypadało i sama zresztą nie czuła się z tym dobrze. Targały nią skrajne emocje, bo choć miała na pieńku z Tessą, to miewała ukłucia poczucia winy. Nie powiedziałaby jednak, że żałowała tego, co zadziało się między nią a Beverly. Rozsądnie jednak byłoby to zakończyć wcześniej, lecz stało się inaczej i tego nie zmieni. W tej chwili nawet się z tego cieszyła.
- Wracając do „dziwactw”, to za czasów świetności zespołu Spice Girls, codziennie prawie przez miesiąc z młodszą siostrą odgrywałyśmy jeden z teledysków. – Uniosła wskazujący palec tym samym kupując sobie czas. Odchrząknęła i najpierw zanuciła parę nut zanim zdecydowała się zaśpiewać przedostatnią zwrotkę piosenki: - Slam your body down and zigazig ah~ – Poruszyła ramionami, jak to robiła podczas skocznych musicalowych piosenek i szybko zakryła dłonią usta dostrzegając, że zaśmiewała to nieco za głośno tym samym przyciągając uwagę osób z pobliskiego stolika.
Szybko skonfrontowała się ze spojrzeniem Strand mając nadzieję, że tej nie zrobiło się głupio z powodu swego towarzystwa. Tego Margo by nie chciała.
- A ty robiłaś coś szalonego z rodzeństwem? Miałam bardzo krótki wgląd w twoich rodziców i nie uwierzę, że pomimo to nie szaleliście za młodu. - Dom Strandów mógł wydawać się nad wyraz zbyt sztywny (przez sposób w jaki prezentowali się głównie przedstawiciele rodziny), ale nawet w takich warunkach znajdzie się sposób na szaleństwa.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Nie czułam się wtedy najlepiej - przypomniała, co widać było po jej siniakach, związanych z pierwszym wypadem na miasto, związanym ze śmiercią współtowarzyszy. O dziwo, koszmary pojawiły się dopiero po powrocie do Australii. Będąc na miejscu, w obozie, skupiała się na masie codziennych czynności, bez rozbierania tragedii na czynniki pierwsze. Otrzymywała odpowiednie wsparcie, między innymi od Margo, co bardzo jej pomogło w tamtym czasie. Chociaż Jennifer starała się czuwać nad nią w trakcie powrotu do zdrowia, nie była w stanie w pełni wyciszyć Beverly, targanej wieloma emocjami, związanymi nie tylko z samą misją, tajemniczym rozstaniem, ale i odniesionymi obrażeniami.
- Wolałam, żebyś patrzyła na moje lepsze wydanie, niż tamten kłębek siniaków - przyznała, zupełnie szczerze. Doceniała obecność Włoszki, ale nie chciała dodatkowo jej gorszyć swoim poobijanym ciałem, albo mrukliwymi odpowiedziami, wynikającymi ze zmęczenia.
- Oba profile masz lepsze - co musiała skomentować przy zabawnych wnioskach wyciągniętych przez panią doktor. Dzieliła się przecież samą prawdą.
Przypadek.
Bev nie planowała unikania Bertinelli. Kilka razy widziała ją gdzieś w przelocie, ale nigdy nie miały okazji, aby dłużej ze sobą pogadać. Wolontariusze i tak rzadko kiedy urządzali sobie pogawędki z lekarzami, chyba, że pytali o medyczne komponenty, które należało uzupełnić.
To było bardzo miłe. Sposób, w jaki Margo opisywała zwyczajną wymianę spojrzeń poruszał ją i docierał w odpowiednie miejsca, pobudzające wewnętrzne reakcje.
W przypływie skromności chciała powiedzieć, że Margo nieco ją przecenia, ale jeśli rzeczywiście myślała dokładnie tak, jak mówiła, nie chciała niczemu umniejszać.
Nie potrafiła również zrozumieć, czemu ktokolwiek chciałby sprawiać przykrość Bertinelli przez zaledwie jeden pocałunek. Gdyby koleżanka rzeczywiście nią była, na spokojnie wyjaśniłyby sobie sytuację bez tworzenia wielkiej sensacji, mającej na celu pogrążenie młodej dziewczyny przed całą szkołą.
Znów przyjemne ciepło dało o sobie znać, w odpowiedzi na przyjemne wyznanie.
- Więc…w Syrii miałyśmy względem siebie podobne odczucia - powiedziała na głos, przyznając się tym samym do zafascynowania osobą Margo. - Zamieszałaś mi w głowie do tego stopnia, że po powrocie do Australii nie mogłam się z tego otrząsnąć.
Przynajmniej do pewnego czasu, bo jak wiadomo, nieco później Bev wzięła ślub z Jen. Zmusiła się do ruszenia do przodu, co z perspektywy czasu wcale nie wyszło jej na dobre.
- I przykro mi, że musiałaś przechodzić w szkole przez coś tak okropnego - dodała po chwili, obracając w dłoni kieliszek z winem. - Czasami zastanawiam się czy ludzie wracają do tamtych chwil i żałują swojego postępowania. Wiesz, po paru latach, odstępie czasu.
Ona jak najbardziej miała takie przemyślenia. Nad nikim się regularnie nie znęcała, ale wyrywkowo przypominała sobie, jak nieładnie potraktowała niektóre osoby i żałowała, że w ogóle do tego doszło. Lata młodzieńcze wiązały się z popełnianiem błędów czy nieprzemyślanych czynów, ku uciesze rówieśników, spragnionych sensacji. Najważniejsze, że tamte chwile miała już za sobą i pomimo losowo nawracających fal zażenowania, przeszła z nimi do porządku dziennego.
Ciekawostka na temat Spice Girls przyczyniła się do zaciekawionego uniesienia brwi. Dopiero krótka pokazówka z tekstem piosenki sprawiła, że parsknęła z rozbawieniem, dostrzegając zdezorientowane spojrzenia osób z sąsiedniego stolika. Idąc w ślady Margo zasłoniła dłonią usta, jednak nieznacznie drżące barki zdradzały wyraźne ożywienie krótką scenką.
- Pewnie przerwałyśmy im właśnie super ciekawy wywód o dobieraniu krawatów do koszul, albo czymś równie „ekscytującym” - szeptem podzieliła się swoją myślą, po uprzednim pochyleniu nieco bardziej w stronę Margo. Mrugnęła przy tym porozumiewawczo, ukazując tym samym większą przychylność girlsbandowi, niż nudnawym tematom, dotyczącym garderoby. Nie oceniała, od czegoś trzeba było zacząć rozmowę, szczególnie, jeśli rozchodziło się o nieudolne, pierwsze randki.
W ich przypadku wyglądało to nieco inaczej.
- Kiedy ich nie było, co zdarzało się dosyć często - zaczęła, po wyłapaniu z odmętów pamięci małych szczegółów z dzieciństwa. - Bawiliśmy się w ogrodzie w wojnę. Strzelaliśmy do siebie z procy owocami z drzewek, robiliśmy na siebie pułapki przy krzakach i układaliśmy forty z poduszek i krzesełek. Później ciężko było doprać niektóre plamy, ale opiekunki zawsze stawały po naszej stronie, nawet, jeśli miały przez to więcej roboty.
Pomijając jakieś małe wyskoki, byli zwykłymi dzieciakami, bez ekstremalnych pomysłów, pokroju odpalania fajerwerków w domu, albo urządzania wielkich domówek pod nieobecność Eirika oraz Gratii. Być może sztywna dyscyplina zostawiła na ich psychice trwały ślad, ale nie zniszczyła ich w nieprzyjemny sposób, wymagający późniejszej terapii. Chyba.
Wkrótce kelner przyniósł im główne dania, co sprzyjało podbieraniu sobie nawzajem z talerzy odrobiny zawartości, w celu spróbowania. Bev nie wyobrażała sobie pochłaniania jedzenia w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie siorbaniem wina.
- Masz ochotę na deser? - zapytała w pewnym momencie, unosząc wzrok znad swojej mistrzowsko przyrządzonej kaczki. Przy okazji, bardzo doceniała to, że jak dotąd nikt nie zadzwonił do niej z alarmem, dotyczącym Olivera. Było dobrze, nawet bardzo dobrze.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- To był trudny czas – stwierdziła na temat gwałtownego rozstania oraz dni przed i po. Najpierw ujawnione kłamstwa, cierpienie ciała Strand i udawanie przed żołnierzami, że miała ich zdanie głęboko w poważaniu. Później rozstanie bez oficjalnego pożegnania i pierwsze trudne dni, po których doszło do równie bolesnej rozmowy; pokolorowana wieloma odcieniami szarości. Ni to szczęśliwa z powodu usłyszenia głosu Beverly ni smutna, bo okazało się, że obie miały zobowiązania i życie poza Syrią, w którym nie było miejsca na ich ulotne uczucia.
To co wydarzyło się w Syrii było szybkie, ale intensywne. Bertinelli słyszała parę takich historii u znajomych, ale ciężko było jej uwierzyć w szybkie zrodzenie się wielkich uczuć. Relacja z Tessą nauczyła ją, że nad związkiem należało pracować i dopiero z czasem uczucia wzmagały się rodząc coś poważnego. Jako lekarka starała się też zachowywać rozsądnie, ale nie ukryje tego, że była również romantyczką. Kiedy więc podczas swojej lekarskiej zmiany w Syrii miała czas podumać nad tym co czuła a czego nie, nie potrafiła odnaleźć kompromisu. Musiałaby albo zignorować rozsądek albo swój romantyzm, które w praktyce wykluczały się nawzajem.
Wybrała to drugie przekonując się, że znajomi mieli rację. Szybkie i intensywne uczucia istniały. Pojawiały się znienacka i dawały człowiekowi niezłego kopa. Trudnym jednak było odróżnienie czegoś co mogłoby być stałe i stabilne od ulotnego zauroczenia jedynie mydlącego oczy.
- Wtedy wszystko się zmieniło. Rówieśnicy przestali mnie lubić, zaczęli mi dokuczać i nie chciałam już chodzić do szkoły. – Wtedy też duże wsparcie uzyskała od starszego brata, który choć nie zawsze był dostępny to starał się wspomagać siostrę na tyle na ile mógł. Nie było jednak mocy aby uchronił ją od wszystkich nieprzyjemności, które zaczęły się od nieszczęsnego pocałunku.
- Parę razy widywałam „znajomych ze szkoły”, ale zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. – Nigdy nikt jej nie przeprosił. Nie żeby tego wymagała, ale udawanie że kogoś się lubiło chociaż w szkole dokuczało się tej osobie to słabe zachowanie. – Chiary nigdy potem nie spotkałam. – Słyszała plotki, że tamta wyjechała do Niemiec, ale nie sprawdziła tego ani nie zamierzała śledzić życia swego nastoletniego zauroczenia. – W podstawówce próbowałam wpasować się do pewnej grupy i byliśmy bardzo niemili dla jednego chłopaka. Teraz, jak o tym myślę, to żałuje swoich wyborów. – Postanowiła przyznać się do tego. Rozmawiały szczerze i nie było co ukrywać błędów, wpadek albo złych decyzji, których na pewno parę razy dokonały. Nikt nie był idealny.
Starała się nie śmiać na widok wzroku i miny osób z pobliskiego stolika. Wcale nie czuła się głupio. Była dorosłą kobietą, ale miała prawo na odrobinę szaleństwa nie wykraczającego poza dobry smak. Poza tym, sposób w jaki opowiadała różne historie (z ekscytacją i sporą ilością gestykulacji) od zawsze przyciągał wzrok (poza jej rodzimym krajem), więc przywykła do tego, że ludzie się na nią gapili.
- Opiekunki? – Pokrótce słyszała o tym, że rodziców Strand nie było w domu. Nie zakładała jednak, że zajmowały się nimi opiekunki, bo sama wychowała się w rodzinie, w której dzieci podrzucane były dziadkom, wujkom albo ciociom z sąsiedztwa (rodzonym ciociom też). – Było ich więcej niż jedna? Daliście którejś w kość? – Liczba opiekunek mogła świadczyć o tym, że jedna na raz nie dawała sobie rady albo po prostu w przeciągu wielu lat było ich dużo, bo albo zmieniały pracę albo czuły się wykończone zajmowaniem Strandowymi łobuzami.
Bertinelli bez pardonu pochwaliła wygląd dań, zapach unoszący się znad talerza i rzecz jasna zgodziła się na wszelkie degustacje, bo wszystko co obie zamówiły było przez nią jadane. Miała swoje ulubione smaki i te za którymi nie przepadała, ale ów preferencje wychodziły na wierzch dopiero, gdy trzeba było wybrać miejsce, w którym chciało się zjeść albo zamówić obiad.
- Pytasz o deser czy o.. – Znów zarzuciła nogę na nogę i korzystając z tej pozycji przesunęła stopą po łydce Beverly. – ..deser? – Przegryzła dolną wargę i długo wpatrywała się w jasne oczy korzystając z krótkiej chwili na kokietowanie towarzyszki. – Zjadłabym. Oba. – Puściła do niej oczko i sięgnęła po pozostawioną przez kelnera kartę. – Zamówimy jedno na pół? – Tknęło ją, że Tessa nigdy nie pytała, czy chciała deser. Zazwyczaj kończyło się na tym, że ona go po prostu zamawiała dla nich obu albo nie, jeżeli sama nie miała na nie ochoty. Z czasem to stało się tak oczywiste, że Margo już nie myślała o deserze ani nie wyrywała się z wyborem, co zrobiła teraz i natychmiast odczuła ów odmienność. – Co to są Lamingtony? – Nie słyszała o czymś takim. – Strasznie dużo rodzajów serników. – Podejrzanie dużo, co jak się spodziewała mogło być Australijską specjalnością (chyba). - Jaki jest twoje ulubione ciasto? - zapytała ogólnie, bo takowego wcale nie musiało być w karcie, w której sama zdążyła się zgubić i zrezygnowała z wyboru, który przekazała w ręce Beverly. - Kiedyś mój nonno chciał zrobić niespodziankę nonna piekąc dla niej ciasto na walentynki. Spalił przy tym pół kuchni. Od tamtej pory ma zakaz używania piekarnika i jak sądzę też miksera, bo po ugaszeniu ognia, tam gdzie spalenizna nie doszła były fragmenty niedopieczonego ciasta. - Innymi słowy podczas miksowania ciasto strzelało po całej kuchni i surowe zdążyło się nieco podpiec podczas małego pożaru.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Powiodła dłonią z powrotem do ręki Bertinelli i nieco mocniej zacisnęła na niej palce, chcąc tym przekazać odrobinę wsparcia. Uczyniła to z pewnym opóźnieniem, gdyż z wiadomych powodów nie mogła być wtedy we Florencji, aby podnieść młodą dziewczynę na duchu. Byłaby w stanie pójść na wojnę z całą szkołą; również z nauczycielami jawnie zaniedbującymi całą sytuację. Być może ucznia z wymiany jednak by posłuchali.
- Też miałam takie sytuacje - przyznała względem niefajnego traktowania rówieśników. - Ale z drugiej strony bywałam też pomocna, więc… można uznać, że te złe uczynki trochę się wyzerowały.
Sceptycznie ściągnęła brwi i zmrużyła oczy, bo chociaż chciała w to wierzyć, łatwiej byłoby po prostu przeprosić. Szkoda, że dzieciaki niejednokrotnie unosiły się dumą, bywały samolubne i patrzyły na to, jak reaguje większość. Nikt nie chciał być wyrzutkiem, wytykanym palcami, dlatego do niektórych spraw należało się dostosować. Tak wyglądała smutna, szara codzienność, w większości szkół. Bev miała szczerą nadzieję, że to podejście się zmieniało i Oliver dostąpi znacznie lepszego wydania systemu edukacji.
- Na co dzień była jedna, ale zmieniały się co parę lat, przyjeżdżały głównie z Indonezji - rozwinęła temat opiekunek, wciąż nie puszczając dłoni Margo. - Głównie sprzątały i doglądały nas, żebyśmy nie robili głupot. Ze szkoły wracaliśmy sami komunikacją, albo taksówkami, jak tato akurat sypnął nam większym kieszonkowym.
Wszystko zależało od miesiąca i tego, ile osób zapragnie wyleczyć sobie zęby. Opiekunki z kolei wracały w swoje rodzinne strony z zarobionymi pieniędzmi, więc ich rotacja była dosyć znacząca. Nie na tyle, aby w większym stopniu zaburzało to funkcjonowanie rodziny, ale miało miejsce i każdy się z tym liczył.
Dopiero, gdy na stole pojawiły się potrawy, wycofała swoją dłoń, aby dać Włoszce pełną swobodę ruchów. Zarówno danie z krewetkami, jak i to z kaczką były wyśmienite, dzięki czemu Bev uspokoiła swoje ewentualne obawy, względem wyboru restauracji.
Uśmiech automatycznie powrócił na jej usta, gdy Margo znów trąciła ją pod stołem, pobudzając wyobraźnię. Pomimo lekkiego rozbawienia, połączonego z małą tremą, podjęła się długiej wymiany spojrzeń, delikatnie unosząc jedną z brwi ku górze. Już miała stwierdzić, że wszystko zależało od tego, co konkretnie pani doktor miała na myśli, kiedy ta odezwała się pierwsza, wspominając o zjedzeniu obydwu rzeczy.
Jeszcze trochę i będzie zmuszona do całkowitego rozpięcia wszystkich guzików przy kamizelce. Póki co odpięła ten pierwszy, czując wyraźne ciepło, wspinające się w stronę szyi. Co ciekawe, klimatyzacja w lokalu działała bez zarzutów.
- Pewnie - zgodziła się co do zamówienia jednej rzeczy na pół, zerkając na kartę, którą właśnie przeglądała Bertinelli. Cóż, sernik był całkiem popularnym ciastem w Australii, nieco zapychającym, czego Bev wolała jednak uniknąć. Chyba, że Margo bardzo chciałaby spróbować sernika.
- Takie miękkie ciastka z kokosem - wyjaśniła, przy wzmiance o lamingtonach. - Możemy je kiedyś razem zrobić. Domowe smakują najlepiej.
Może pośpieszyła się z propozycją, ale powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy. Nie miała dobrego doświadczenia w kuchni, szczególnie przy wypiekach, przy czym razem z Margo będą idealnie się uzupełniać.
- Moja mama odświętnie robiła ciasta z gotowych mieszanek. Moim ulubionym było klasyczne ciasto czekoladowe z polewą - Gratia nie miała czasu na sprawdzanie pełnoprawnych przepisów odnoszących się do serników, przekładańców czy innych ciast, wymagających odpowiedniej uwagi oraz dokładności w mieszaniu składników.
- …ale twoje tiramisu stało się dla niego poważną konkurencją podkreśliła wraz ze znaczącym spojrzeniem, przed nadejściem kelnera. Ostatecznie zdecydowała się zamówić kawałek tortu Pavlova, który był tak słodki, że idealnie sprawdzi się do zjedzenia na pół.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Zmarszczyła brwi próbując przypomnieć sobie, czy kiedyś jadła miękkie ciastka z kokosem, ale nawet nie potrafiła ich zwizualizować. Nigdy do tej pory nie miała z czymś takim do czynienia albo miała, ale nie wiedziała jak nazywało się ów ciasto, więc nie mogła powiązać go ze słynnymi Australijskimi wypiekami.
- Pod warunkiem, że dasz się nauczyć piec ciasta. – Mogły współpracować, ale znając możliwości kulinarne Strand ta raczej wymagała przyśpieszonego szkolenia. Margo doskonale widziała się w roli nauczycielki towarzyszącej przy pierwszych poważnych krokach w kuchni i jednocześnie mogły mieć przy tym niezły ubaw. Najpierw jednak Bertinelli znajdzie najlepszy przepis na te całe Lemingtony albo zapyta starszej sąsiadki z parteru. Rodowita i wiekowa Australijka na pewno miała w zanadrzu parę sekretnych receptur.
Zanotowała w pamięci, że Beverly lubiła czekoladowy biszkopt z polewą. To mogło być jedno z ciast, które również nauczy piec kobietę albo najpierw przygotuje je w ramach niespodzianki. Chciała obdarować ją wszystkim co najlepsze, czyli tym co jej smakowało i co lubiła. Nie tylko z jedzenia, ale także doświadczeń, które mogłaby z nią dzielić.
- Tylko nigdy nie mów mojej mamie, że jej tiramisu z wielopokoleniowego przepisu jest prawie tak dobre jak ciasto z pudełka – Uprzedziła tak, jakby już planowała spotkanie obu kobiet. Nie żeby je narzucała, ale też nie chciała chodzić na paluszkach uważając na to co mówiła. Była szczera i wcale nie uważała aby wykraczała za daleko wspominając o potencjalnej rozmowie albo nawet spotkaniu pani Bertinelli ze Strand. Oczywiście jeszcze nie teraz, ale kiedyś.. czemu nie?
- Kiedy wracasz do pracy? – Dopiła wino, którego kosztowała bardzo powoli na przemian z wodą. Nie chciała dziś wykroczyć poza jeden kieliszek zamówiony dla smaku pod konkretne danie. – Powinnam raczej zapytać, czy już jesteś na to gotowa. – Strand nie mogła tak po prostu zostawić domu, a konkretniej Olivera. Musiała znaleźć mu żłobek i odpowiednie opiekunki w razie gdyby potrzebowała paru wolnych godzin po południu. Na pewno też musiała przekonać samą siebie, że była gotowa to zrobić i zdoła nad wszystkim zapanować. Że sobie poradzi. – Pamiętam jak po paru tygodniach macierzyńskiego – Które wzięły na zmianę z Tessą. – nie mogłam wypuścić Amelii z rąk. – Chociaż była pracoholiczką i powinno ją ciągnąć do szpitala. – Bałam się, że nikt nie zajmie się nią tak dobrze jak ja. Że tylko ze mną będzie bezpieczna. – Uśmiechnęła się ciepło na to wspomnienie. Zawsze robiło jej się lepiej, gdy myślała o swojej miłości do Amelii. – Pamiętaj, że zawsze jestem pod ręką. – Z pewnym ograniczeniem w formie pracy, ale to niczego nie zmieni. Do tej pory, od kiedy Jen zniknęła z obrazka, Margo zawsze była pod telefonem, służyła poradą albo pomocą pilnując Olivera, kiedy jego mama musiała pojechać na zakupy. Nie przejawiała przy tym niechęci wobec chłopca urodzonego przez drugą mamę. Nie myślała o nim w ten sposób, bo przede wszystkim myślała o nim jak o dziecku a Margo.. cóż, Margo uwielbiała dzieci.
Kawałek tortu Pavlova okazał się większy niż sądziła. Wszystko dzięki owocowym dodatkom, które przykuwały i cieszyły wzrok. Przy okazji kosztowania słodkości Bertinelli opowiedziała o swoich pierwszych dniach pracy w szpitalu w Cairns. Wcześniej głupio jej było nawiązywać do tamtego okresu czasu, bo jawnie nie przyznawała się do swojej obecności w Australii. Teraz jednak uznała, że już mogła opowiadać o swoich pierwszych krokach w nowej pracy, w której na początku ciężko było jej się całkowicie przestawić na język angielski i często zaczynała nawijać po włosku. Nawiązała do pierwszych pacjentów, z radością opowiedziała o pierwszej operacji i tym, że od razu zauważyła wiele różnic między tutejszą medycyną a Włoską. Dzięki temu mogła zweryfikować swoją aktualną wiedzę oraz podzielić się z kolegami włoskimi metodami, które na szczęście nie były od razu odrzucane na bok.
- Nigdy nie zapytałam cię o szczegóły pracy dla rządu. Cały czas myślałam, że to tajne przez poufne. Nie wiem, czy w ogóle możesz o tym opowiadać. – Widelczykiem przebiła pozostałość twardej bezy, która od razu wylądowała w jej ustach. W międzyczasie domówiła kawę uznając, że potrzebowała odrobiny goryczy przy tak słodkim deserze i jeszcze słodszym udanym wieczorze.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Jak najbardziej była w stanie dać się nauczyć piec ciasta, a przynajmniej spróbować. Zawsze stresowało ją pilnowanie temperatury w piekarniku oraz odpowiednie mieszanie składników, aby cokolwiek z tego urosło. Kiedyś za dzieciaka udało jej się upiec kruche ciasteczka, co traktowała za swój osobisty sukces. Później nie było już tak kolorowo, o czym świadczyły zakalce, które i tak zjadała, bo przecież nie marnowała jedzenia. Dopóki coś było zjadliwe, nie miała powodów, aby kręcić nosem.
Co innego, w przypadku potraw oraz wypieków, serwowanych przez Margo. Włoszka powinna wręcz brać udział w miejscowych konkursach, bo na pewno zawstydziłaby niejedną, tutejszą gospodynię.
- Nie powiem - obiecała, chociaż nie miała kontaktu do pani Bertinelli. Uważała to za minus, bo gdyby kiedykolwiek musiała skontaktować się z rodziną Margo, nie miała dużych możliwości. Być może znalazłaby rodzeństwo pani doktor na portalach społecznościowych, ale skąd tamci mieliby w ogóle ją kojarzyć - odpowiadać na wiadomości, albo inne zaczepki, w formie nawiązywania połączeń?
Odrobinę zamyśliła się w tym temacie, powracając przy pytaniu o pracę.
- Chciałabym najpóźniej w przyszłym miesiącu - przyznała, odczuwając już skutki dłuższej nieobecności w pracy. Nie potrafiłaby w całości poświęcić się roli mamy na pełen etat. Nie czułaby się dobrze w takiej roli, o czym wiedziała jeszcze przed zdecydowaniem się na dziecko. Obie z Jen miały dzielić się opieką, a teraz, kiedy małżonka trafiła do aresztu, wszystko spadło na jej głowę. Nie pisała się na to i próbowała w miarę rozsądnie wszystko ogarnąć, aby nie zabrzmieć jak niewdzięcznica, z pretensjami do własnego dziecka. Nie miała ich. Oliver był oczkiem w jej głowie, nie mniej, samotne rodzicielstwo nie było czymś pożądanym w jej życiu.
- Pogadam z szefem, może da radę wrzucić mnie na regularne zmiany, w nieco mniejszym wymiarze czasowym.
Nie była co prawda matką karmiącą, której przysługiwały dodatkowe przywileje, jednak pozostała jedynym, dostępnym dla Olivera opiekunem. Pracodawca powinien iść jej na rękę, szczególnie jeśli rozchodziło się o państwowe posady.
Uśmiechnęła się, kiedy Margo przywołała w rozmowie swoją córkę. Na pewno codziennie zastanawiała się, jak radzi sobie Amelia, czy niczego jej nie brakuje, jest szczęśliwa i regularnie je. Bev myślałaby w podobny sposób o Oliverze, którego również wolała nie pozostawiać pod opieką kogoś, względem kogo miała wątpliwości.
- Pamiętam - przytaknęła, chociaż po prawdzie, nie chciała zrzucać na Bertinelli zbyt wiele. Cała ta sytuacja musiała być dla niej kompletną nowością: przyjazd w nieznane strony, podjęcie pracy w ciemno, akceptowanie w otoczeniu Beverly osób trzecich, w tym samego Olivera. Nie chciała wręcz podstawiać go kobiecie pod nos, wymagając cholera wie czego. Powinna dawkować wystawianie syna na bliski kontakt z kolejną kobietą, która być może zamierzała wrócić do Włoch pod koniec roku. Jednocześnie, nie miała odwagi, aby wprost zapytać panią doktor o plany. Jeszcze nie.
Podany deser nieco oderwał jej myśli od niesprecyzowanych rejonów, a porządna dawka słodyczy przyjemnie połaskotała jej język. Potrzebowała tego. Teatru, kolacji, deseru wina i samego wyjścia, którego nie chciałaby dzielić z nikim innym, niż Margo. Z przyjemnością słuchała o jej początkowych dniach pracy w Cairns, póki co wstrzymując się o dopytywanie o teraźniejszość. Powrót na sale operacyjne wciąż mógł być drażliwy. Specjalizacja pozwalał przynajmniej na poza zabiegowe rzeczy, takie jak nastawianie kończyn, albo wykonywanie szeregu badań.
Nie spodziewała się również nawiązania do czasów syryjskich, pod kątem swojej fuchy.
- Nie sądziłam, że nadal to będzie cię ciekawić - przyznała z zaskoczeniem, po zgarnięciu odrobiny kremu z bezy. - Więc…
Nachyliła się nieco bardziej w stronę Bertinelli, jakby te wszystkie rewelacje rzeczywiście mogły zaszkodzić bezpieczeństwu wewnętrznemu, również w dzisiejszej rzeczywistości.
- Mieliśmy nawiązać pod miastem kontakt z osobami posiadającymi informacje o technologiach wykorzystywanych przez skrajne ugrupowania, o religijnym zabarwieniu - nie chciała niektórych rzeczy nazywać wprost, mając na uwadze obowiązującą „poprawność polityczną”. Nie była uprzedzona, aczkolwiek pewne grupy bezwstydnie zawłaszczały sobie religie, w celach przyciągnięcia większej ilości zwolenników oraz argumentowania niebezpiecznych praktyk.
- Zabawne, że wtedy wspomniałaś o potencjalnym wzięciu mnie za terrorystkę, bo… naprawdę szukaliśmy terrorystów. Takich, którzy mieli kontakt z ekstremistami w Australii.
Działała dla dobra swojej ojczyzny, poza jej granicami. Początkowo jej praca skupiała się wokół wewnętrznych spraw, jednak po drobnym transferze wytypowano ją do działań zagranicznych, również z racji posiadanych kompetencji. Zawrotnej kariery w ASIS nie zrobiła i zeszła ze sceny, bo tego się po niej spodziewano.
Podebrała łyka gorzkiego napoju, bez najmniejszego grymasu z zetknięciu z surowym smakiem. Skoro i tak dzisiaj za wszystko płaciła, chętnie skorzysta z tolerancji Bertinelli, względem podpijania jej czarnej jak noc, kawy.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Martwiła się o Strand. Sytuacja z Jennifer była trudna emocjonalnie, ale także wpływała na inne aspekty życia. Sama Bertinelli odczuła to podczas rozwodu. Pomimo iż jako chirurg zarabiała dość sporo, to jej kieszenie i finanse mocno odczuły rozstanie z ex żoną. Wszystko kosztowało. Sprawa sądowa, prawnicy, wydłużająca się walka i podziały majątkowe, z których jak na złość Tessa musiała wycisnąć jak najwięcej wykorzystując fakt, że Margo nie miała już siły na wojowanie o cokolwiek. Wystarczy, że bardzo długo walczyła o skazane na porażkę małżeństwo, co wycisnęło z niej sporo energii, której brakowało podczas oficjalnego rozwodu. Miała więc nadzieję i szczerze w to wierzyła (jako optymistka), że Beverly nie dostanie się aż tak bardzo, ale z troski martwiła się o nią.
- Wiem, że to delikatny temat – Finanse zawsze nim były, bo właśnie o nie chciała zapytać i choć w niektórych sytuacjach nie wypadało, to nie czuła aby przy Strand istniały takowe tematy. Może i były one „delikatne”, ale wiele razy poruszały poważne i trudne sprawy, więc to oczywiste, że Bertinelli zainteresowała się również tym. – ale czy dasz radę finansowo? – Nie miała pojęcia, ile zarabiał oficer leśny (zwłaszcza pracując w krótkim wymiarze czasowym) ani ile Beverly dostała w trakcie służby dla kraju. Nie wiedziała także, czy Jennifer pogodzi się z podziałem pół na pół czy wyciśnie z Strand jak najwięcej. Ba, czy więźniarka nie zacznie grozić kobiecie jakimiś swoimi „znajomymi” żądając jakiejś zapłaty. Po tym, co ostatnio mówiła (a co Margo usłyszała od Bev) wcale by się nie zdziwiła, chociaż wierzyła, że wszystko będzie dobrze. Powinno być, ale też chciała dać Strand sygnał, że w razie czego mogła z nią porozmawiać również o pieniądzach.
Ekscytowała się opowiadając o swoich pierwszych krokach w Australijskim szpitalu. Nie ważne czy wspomnienie było świeże czy odległe. Margo zawsze potrafiła wyrazić się w sposób, jakby przeżywała ów chwile od nowa, co dodawało jej słowom kolorytu i większej mocy przebicia się u słuchacza.
- Interesuje mnie całe twoje życie – wtrąciła od razu czując zarazem odrobinę złości o to, że nie mogła wcześniej poznać Beverly. Że nie mogła towarzyszyć jej przy poszczególnych wydarzeniach w życiu i jedyne co jej zostało to wysłuchać opowieści z przeszłości, które chciałaby przeżywać albo chociaż w nich uczestniczyć. Tak, zdecydowanie pragnęła dzielić ze Strand poprzednią część swego życia, ale już nie mogła..
- Brałaś wcześniej udział w podobnych akcjach? – dopytała ciekawa ogółu pracy dla rządu. Wiedziała, że nie usłyszy wszystkich szczegółów, bo nawet nie powinna wiedzieć, co Beverly robiła w Syrii, ale spróbuje dowiedzieć się tyle na ile pozwalał rozsądek i zasady Strand. – Jesteś bardzo skromna jak na kogoś, kto poświęcał życie dla bezpieczeństwa kraju. To bardzo odpowiedzialna i trudna praca. Nie wyobrażam sobie jaką wiedzę trzeba mieć i jak wiele umiejętności posiadać, żeby kogoś przyjęli do A.. – Urwała, bo raczej nie powinna (w restauracji pełnej ludzi) mówić na głos nazwy organizacji, do której należała Beverly. – Ty oczywiście mi nie powiesz, bo jesteś bardzo skromna i nie pozwolisz mi podziwiać się jeszcze bardziej. – Niż robiła to teraz, bo choć nie posiadała pełnej wiedzy na temat tego, o czym właśnie wspomniała, to potrafiła wyobrazić sobie powagę pracy w komórce rządowej.
Z zaskoczeniem obserwowała jak pani oficer podpija czarną kawę i przy tym z niezadowoleniem nie wywala języka. Od razu zgarnęła na widelczyk resztkę kremu z kawałkiem truskawki i przysunęła ku wargom kobiety chcąc wesprzeć ją w walce z mocnym gorzkim smakiem, którego nie była fanką.
- Trochę się stresuje – wyznała cicho korzystając z tego, że o dawnej pracy kobiety również rozmawiały nieco dyskretniej. – Tak długo czekałam na dzisiejszy wieczór – Na jakąkolwiek randkę z Beverly i to co miało być jej zwieńczeniem. – że jestem podekscytowana i zarazem zestresowana dalszym ciągiem. Nie myśl o tym źle. To dobry strach, bo.. zależy mi, żeby wyszło dobrze. – Nie była pewna, czy towarzyszka podziela jej stres, który był naturalny przy wszystkich pierwszych randkach. Wprawdzie ta ich nie była standardowa, bo ich relacja była inna niż par dopiero co się poznających, ale pewne rzeczy robiły po raz pierwszy, o czym Margo nie potrafiła przestać myśleć. Gdyby była małym dzieckiem to teraz z zniecierpliwienia tupałaby nóżkami.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Sądziła, że była w stanie rozmawiać z Margo na każdy temat; nie ważne czy dotyczyłby rzeczy powszechnie gorszących, albo wręcz zakazanych, ze względu na przesadną pruderię. Nic, co pojawiało się w myślach ludzi nie było odosobnionym przypadkiem. Gatunek ludzki tworzył jedną, zorganizowaną całość, byli zwierzętami stadnymi i zwyczajnie potrzebowali siebie nawzajem. Potrzebowali również towarzystwa kogoś zaufanego, komu mogli powierzyć znaczną część swojej osobowości oraz życia, bez uciekania się do kłamstw czy zatajania niektórych faktów.
- Dam - zapewniła Margo, posyłając je pewne spojrzenie. - Jestem na to przygotowana.
Odkąd sięgała pamięcią, starała się zawsze mieć jakieś rezerwy „pod ręką”. Zaliczała do tego pieniądze, jak i zalegające w garażu jedzenie długoterminowe na wszelki wypadek. Nie była szalonym prepersem, przewidującym III globalną wojnę, albo apokalipsę zombie, nie mniej, lubiła posiadać infrastrukturę krytyczną, na wypadek nieurodzaju, zarówno w życiu, jak i na świecie.
- Dałabym ci znać, gdyby było inaczej. Ufam ci.
Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety, przekazując tym samym, że nie obawiałaby się przed nią odsłonić, ukazując swoje słabości. Zrobiła tu już w Syrii i Margo nią nie wzgardziła. Nie potraktowała jej, jak nieudacznika, zasługującego na ekspresowe wyrzucenie ze służb oraz namiotu medycznego. Nie straciła w jej oczach, co brała pod uwagę po nieudanej wyprawie do miasta. To poniekąd zbliżyło je do siebie, czego Strand nie zamierzała się wypierać.
Tak bezpośredniego wyznania, związanego z ciekawością względem jej życia się nie spodziewała. Bywało, że szczerość Margo peszyła ją w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie sądziła, że ktoś kiedykolwiek wykaże podobne zainteresowanie jej osobą, poświęci jej mnóstwo swojej uwagi przy jednoczesnym zachowaniu przyjemnej atmosfery, przypominającej rozmowę przy trzaskającym kominku, pod ciepłym kocem. Przebywały w restauracji, a jednak, w towarzystwie Margo potrafiła przenieść się do innego wymiaru, gdzie ignorowała całą resztę, stanowiącą zaledwie tło ich interakcji.
Tak też było w tym przypadku, co podkreśliła poprzez ujęcie wolnej ręki pani doktor. Z wolna przesunęła po niej palcami i uniosła, aby złożyć dyskretny pocałunek. Nawet jeśli ktoś im się w tym momencie przyglądał - nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Wewnątrz kraju - przytaknęła, przy pytaniu o udział w podobnych akcjach. - Przesłuchiwałam ludzi, związanych z atakami, brałam udział w śledztwach… i miałam tyle nadgodzin, ze nieraz zostawałam na noc w biurze. Takie życie nie sprzyjało poznawaniu wielu osób czy podtrzymywaniu romantyzmu.
Poniekąd cieszyła się więc ze zmiany profesji. Pracując dla ASIO czy ASIS mogła jedynie pomarzyć o zdrowym życiu towarzyskim, jeśli ów osoby niezwiązane były ze służbami specjalnymi. Tak wyglądała smutna rzeczywistość, z której się wyrwała.
Uśmiechnęła się i opuściła wzrok, bo istotnie nie uważała samej siebie za szczególnie wyjątkową. Popełniała błędy i podejmowała lekkomyślne decyzje. W agencji pracowały osoby znacznie bardziej kompetentne od niej, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, nieraz słysząc przytyki z ich strony.
- Nie jestem nikim szczególnym - delikatnie wzruszyła ramieniem, powracając spojrzeniem na twarz Włoszki. - Nie zapominaj, że pilnuję leśnego mchu. To nic specjalnego.
A jednak, pokusiła się jeszcze o jeden zabawny uśmiech, świadczący o dystansie do własnej osoby. Aż dziw bierze, że przy tak wymagających rodzicach nie zamieniła się w chłodną profesjonalistkę, idącą po trupach do celu.
- To nic, co przebijałoby składanie ludzi i wyrywanie ich ze szponów śmierci - zaznaczyła, wskazując tym bezwstydnie na profesję Bertinelli, którą cholernie podziwiała. Nie wszystkich dało radę uratować, ale mimo to, Margo szła do przodu i zachowywała optymistyczne podejście do życia. To bardzo ważna cecha.
Z ochotą pochłonęła kawałek kremu z truskawką, orientując się jednocześnie, do czego nawiązywała pani doktor. Dobrze, że już wcześniej odpięła pierwszy guzik od kamizelki, dzięki czemu pod ubranie dostawało się nieco więcej powietrza, chłodzącego rozgrzane ciało.
- Mi tez na tym zależy - dodała cicho, zawieszając spojrzenie na towarzyszce. Jej postawa była bardzo ujmująca. Gdyby nie oparcie, w formie krzesła, dosłownie rozpłynęłaby się z oczarowania, za sprawą bardzo sugestywnych słów.
Pora na jej odpowiedź.
- Co powiesz na to, że… ja uspokoję ciebie, a później ty uspokoisz mnie? - zapytała sugestywnym tonem, zerkając z bliska w brązowe tęczówki. Przy okazji porwała się na niecny gest złapania Margo za kolano, pod stolikiem.
- Skoro już postanowiła pani doktor zasugerować tak niepoprawne aktywności... zaledwie na pierwszej randce - wymownie uniosła brew do góry, chcąc nieco rozładować stres, o którym wspomniała Margo. Również obawiała się tego czy dobrze wypadnie, ale chęć zgłębienia nieodkrytych dotąd rejonów była na tyle duża, że niwelowała jakiekolwiek myśli, związane z ucieczką, albo wycofaniem się. Nic nie mogła poradzić na to, że Bertinelli działała na nią bardzo.

ODPOWIEDZ