chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
outfit

- Twoja mama jednak ma ze mną za dobrze – stwierdziła przed Oliverem, którego trzymała na rękach. Po małej zabawie na macie na podłodze przyszedł czas na bujanie i spacer po domu umożliwiający maluchowi spojrzenie na świat z innej perspektywy. Dopiero z czyiś rąk dostrzegał co było na balatach w kuchni, dekoracje, przedmioty na półkach i że istniał świat za płotem.
- Powiem jej, że dzisiaj ona płaci.
To był ten dzień. Długo oczekiwany i ekscytujący, bo wreszcie razem ze Strand mogły wyjść tylko we dwie.
Nie było łatwo to zorganizować, bo nie były zależne tylko od daty podpisanego przez Beverly dokumentu rozwodowego. W międzyczasie Bertinelli wróciła do pracy na dzień dobry dostając nocne zmiany. Ordynator uznał, że tak będzie lepiej. Nie planowało się operacji oraz zabiegów nocą, więc Margo nie została przymuszona do szybkiego wejścia na salę operacyjną. Z jednej strony to doceniała a z drugiej przez ów zagranie prawie przez tydzień nie widziała się z Beverly. Bywało, że od razu po pracy z samego rana zajeżdżała do kobiety na szybką kawę, ale nie zawsze z tym mogły się zgrać. Oliver miał planowe wizyty u lekarzy albo do Beverly zajeżdżali znajomi z wizytą. Dopiero przy weekendzie pojawiła się okazja tylko, że.. cóż, kolejnym czynnikiem była opieka do dziecka, bez której jedynie mogły śnić o wspólnym wyjściu. Główna niania Olivera rozchorowała się, co z samego rana wywołało nie małe zamieszanie. Przy okazji, czego Margo dowiedziała się podczas rozmowy telefonicznej z Beverly, Lachlan z Miriam chcieli wpaść do współpracownicy na „oblanie rozwodu”. Nie łatwo było się z tego wymigać i choć Bertinelli mogłaby zasugerować aby Strand powiedziała prawdę na temat planowanej randki, to nie chciała na nią naciskać. Nie musiały od razu z tym wyskakiwać, a biorąc pod uwagę aktualną sytuację pani oficer, to od niej zależało kiedy będzie gotowa powiedzieć światu o ich spotkaniach.
Takich spotkaniach, które nadal nie mogły dojść do skutku, bo kiedy gotowa na wspólne wyjście Margo pojawiła się przed domem Strand, ta nagle przypomniała sobie, że nie miała już mleka dla dziecka ani pampersów.
„Chyba żartujesz?”; padło z ust zaskoczonej Włoszki. Niestety Beverly nie żartowała i licząc na to, że krótki buziak załatwi sprawę pognała do sklepu pozostawiając Margo samą z synem.
Wystrojona, wymalowana i wypachniona opiekowała się dzieckiem zastanawiając się, gdzie był brat Strand, kiedy był potrzebny. Bertinelli zmobilizowałaby wszystkich byleby wreszcie móc zrobić to, o czym rozmawiały już dawno. Nie mogło być tak, że cały świat stał przeciwko nim.
To niemożliwe i niedorzeczne, prawda?
Słysząc dzwonek pomyślała, że to niania Olivera, więc bez namysłu ruszyła z nim w stronę drzwi. Otworzyła je bez upewniania się, kto stał po drugiej stronie, od razu doznając zaskoczenia na widok starszej pary, którą kojarzyła tylko ze zdjęć.
- Dzień dobry, my do Beverly i naszego wnuczka.
Oboje bardzo niepewnie spojrzeli na obcą kobietę trzymającą ich wnuka.
- Państwo Strand, zapraszam. Beverly nie mówiła, że dzisiaj przyjedziecie. – Bo mieli przylecieć za dwa dni a nie dzisiaj.. czemu akurat dzisiaj?
Wciąż w pełnym szoku Margo odsunęła się robiąc przejście dla starszej pary, którą wpuściła do środka.
- Chcieliśmy zrobić niespodziankę. Czy córka jest w domu? – Pani Strand uważnie zlustrowała ją wzrokiem zastanawiając się, czemu niania była tak wystrojona. Kto zrozumie młodzież? Teraz nawet nianie odstawiały się jak na wybieg zwłaszcza te całe influensorki, czy jak je tam świat nazywał.
- Beverly wyszła do sklepu. – Nie zdążyła nic więcej dodać, bo pan Strand od razu zaczął ją maglować.
- Pani jest nianią Olivera?
- Nie. Przepraszam. – Nie przedstawiła się, ale to nie jej wina, że nie wiedziała co się działo. To była jakaś szalona abstrakcja. – Doktor Margarita Bertinelli. – Przełożyła Olivera na jedną rękę a drugą wyciągnęła w stronę kobiety (a potem mężczyzny), którą kolejny raz zaskoczyła. Teraz był to silny włoski akcent, z którym jasno i dosadnie wypowiedziała swoje imię nie dając żadnych wątpliwości w kwestii swego pochodzenia.
- Jest pani lekarzem Olivera?
- Nie.
- Lekarzem Beverly?
Pytania padały zbyt szybko i jeszcze żadne z nich nie ruszyło się z przedpokoju. Strandowie nawet nie zdjęli butów wyraźnie dystansując się wobec nieznajomej. Ciągle też patrzyli na wnuka, jakby Margo miała go porwać.
- Nie, ja.. – Zamilkła widząc, jak drzwi wejściowe znów się otwierają i w progu staje równie zaskoczona Beverly, ku której rzuciła spojrzenie mówiące „Pomocy”. W innej sytuacji poradziłaby sobie z każdym rodzicem, ale państwo Strand okazali się bardzo obronni. Jeszcze chwila a by ją zagryźli.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#13
First date... or not
Margo & Bev
{ciuch}
Przekopała prawie całą szafę aby znaleźć coś co nie będzie zbyt casualowe, albo nadmiernie wieczorowe. Przerobiła kilkanaście różnych wariantów, dochodząc do wniosku, że całe wieki temu była na randce z prawdziwego zdarzenia. Czasami wychodziły gdzieś razem z Jen, ale były to raczej małe wypady, na które równie dobrze mogły założyć dresy i bluzy z kapturem.
Tym razem było inaczej. Zamierzała wzorowo wywiązać się z zadania, szczególnie, że to z jej strony wyszło zaproszenie. Gdyby nie Oliver, oczekujący na nadejście opiekunki, sama pofatygowałaby się do Margo, zamawiając przy okazji taksówkę. Nie nastawiała się na wielkie picie, ale brała pod uwagę wino, albo coś o podobnej intensywności.
Czas uciekał jej szybciej, niż zwykle. Gdzieś pomiędzy przekładaniem Olivera z pleców na brzuch i odwrotnie, przebieraniem i oporządzaniem twarzy przy użyciu delikatnego makijażu, doczekała się dzwonka do drzwi. Nie wiedziała, na czym powinna się skupić w pierwszej kolejności, dlatego na samym wstępie wciągnęła Włoszkę do domu i po zamknięciu drzwi ucałowała intensywnie, starając się niczego przy okazji nie rozmazać. Zdążyła obsypać ją przynajmniej dwoma komplementami i zaproponować coś do picia, kiedy nagle zorientowała się w całej chaotycznej sytuacji.
Ze względu na nieobecnego brata, nieco pogubiła się z przeliczaniem zapasów, co wymusiło spontaniczną wyprawę do sklepu. Obiecała Bertinelli, że wrócić najszybciej jak się tylko da, z poszanowaniem własnego bezpieczeństwa.
Dziewczyna zastępująca Taylę, miała pojawić się w przeciągu pół godziny, co Strand odliczała nerwowo, stojąc już w kolejce do kasy, z potrzebnymi fantami. Przeszło jej przez głowę zaangażowanie brata w opiekę nad Oliverem, jednak zdawała sobie sprawę, jak drażliwa mogła to być kwestia. Odkąd zaginął mu syn, nie czuł się na siłach ze sprawowaniem opieki nad kolejnym dzieckiem, które wymagało wiele uwagi. Bev nie chciała również wywierać na nim presji, dlatego postanowiła skorzystać ze sprawdzonej metody.
Do puszki z mlekiem, kilku słoiczków z gotowymi daniami, deserkami oraz dwóch dużych paczek pieluch, dodała dwa batoniki, czując, że przyda jej się odrobina węglowodanów. Idealnie wyrobiła się w czasie. Nie było jej dwadzieścia minut z kawałkiem, za co powinna dostać medal, puchar i szampana. Tyle jednak wystarczyło, aby do domu zawitały osoby trzecie, urzędujące dotąd w Brisbane.
- Już jestem! - zawołała w trakcie otwierania drzwi wejściowych, przeżuwając końcówkę batona, kompletnie nie spodziewając się widoku rodziców. Zamarła po dostrzeżeniu ich, wypuszczając z rąk większą paczkę pieluch.
- Och, przyjechaliście wcześniej - wyrzuciła ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do warg, dostrzegając zagubioną i dosyć zestresowaną minę Margo. Od razu sięgnęła po upuszczoną paczkę, przy okazji kręcąc głową na znak, że nie miała o niczym pojęcia.
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę - stwierdziła pani Strand, nieco uważniej przyglądając się niecodziennemu, odświętnemu wręcz wydaniu córki, dźwigającej przy okazji reklamówkę pełną produktów dla małych dzieci.
- To ona nalegała - stwierdził Eirik, chcący wybronić własne podejście. - Ja chciałem wcześniej zadzwonić, ale Gratia się uparła i…
- Poznaliście już Margaritę? To moja-
- Dosłownie przed chwilą - Ojciec uśmiechnął się do Włoszki, wyraźne zadowolony z jej całokształtu. Skłamałby, gdyby powiedział, że tytuł medyczny nie przyczynił się do wzrostu sympatii. - Zły moment? Idziecie z koleżankami do kina? To dobrze działa na stres powstały po pracy, są na to badania.
Eirik Strand uniósł brwi, zawieszając tym samym pytanie w powietrzu. Przy okazji podszedł do Margo i zaoferował się z przejęciem wnuka, co by pani doktor nie przeciążała pleców. Znał temat zabiegów od podszewki i wiedział, ile się człowiek musiał nagimnastykować przy pacjencie.
- Gdzie tak w ogóle podziewa się twój brat? - Gratia rozejrzała się na boki, jakby dzięki temu mogła dostrzec jakikolwiek ślad po Joe. Cóż, po butach zostawionych w przedpokoju niewiele mogła stwierdzić; Wszystkie wydawały się neutralne płciowo, szczególnie te, w których Bev wychodziła do pracy. Nikt nie chodził po lasach i bagnach w lakierkach albo innych mokasynach.
Beverly ostrożnie zerknęła na Margo, wciąż nie wiedząc, jak odnaleźć się w tym wszystkim.
- Na jak długo przyjechaliście? - dopytała rodziców, na co ci wymienili miedzy sobą spojrzenia.
- Jeszcze nie zdecydowaliśmy do końca. Ale nami się nie przejmuj, mamy pokój w pensjonacie, nie będziemy ci non stop zawracać głowy. W gruncie rzeczy te całe wiejskie krajobrazy dobrze działają na umysł. Można się trochę zresetować.
Skoro mama, zazwyczaj zakopana w różnych, kancelaryjnych sprawach tak mówiła, nikt nie powinien mieć wątpliwości.
- No tak, cóż - obładowana zakupami skorzystała z pomocy Margo, aby część z nich zanieść do kuchni. - Za chwilę będziemy musiały wychodzić.
- Możemy na ciebie poczekać razem z Oliverem, nie ma problemu – Eirik uśmiechnął się do wnuka i zaczął stroić głupie miny, kiedy jego małżonka zaczęła węszyć po kątach, szukając poszlak po Joe (albo kimś innym, być może często odwiedzającym Beverly).
- Zamówiłaś do niego opiekunkę? - dopytał ojciec, wywołując rozbawienie na twarzy bobasa.
- Tak.
- Odwołaj ją, dziadek wszystkim się zajmie.
Miały jeszcze umowne pół godziny, aby złapać taksówkę do Cairns i zdążyć na musicalowy spektakl. Strand cudem dorwała bilety i nawet własnym rodzicom nie pozwoliłaby na przyczynienie się do przełożenia wyjścia.
- Przepraszam cię za tę sytuację, nie miałam pojęcia - szepnęła, kiedy w kuchni razem z Bertinelli zaczęły wyjmować z reklamówki słoiczki dla Olivera. Pozostawało jej mieć nadzieję, że pani doktor nie wpadnie w szał i nie opuści domu, trzaskając przy tym drzwiami. Poza tym, zamierzała jej się odpowiednio zrewanżować.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Wystarczyła chwila aby państwo Strand zmienili nastawienie wobec obcej kobiety. Widząc jak córka wchodzi do domu i nie krzyczy wniebogłosy od razu się uspokoili. Bertinelli ich rozumiała, bo chodziło o bezpieczeństwo ich wnuka. Gdyby Margo przyszła do swego dawnego domu widząc Amelie na rękach obcej osoby również byłaby zła i zdystansowana. Obudziłaby się w niej wewnętrzna lwica i od razu chciałaby zabrać swoje dziecko. To był naturalny odruch. Niestety, jak się ostatnio z Beverly przekonały nie u wszystkich rodziców działał on tak samo. Jedni chronili swoje dzieci a inni się nad nimi wyżywali. Taki był świat, w którym istnieli także bardzo obronni dziadkowie. Ich spojrzenie sprawiało, że człowiek chciał im wszystko powiedzieć byleby nie zrobili mu krzywdy. To samo poczuła Margo, aż nagle – jak za pstryknięciem palca – postawa państwa Strand się zmieniła. Już nie musieli sprawiać wrażenia obrońców stada. Mogli odpuścić i nawet się uśmiechnęli, co Bertinelli od razu odwzajemniła.
Przekazała Olivera dziadkowi i od razu podeszła do Beverly wyłapując jej spojrzenie. Bardzo delikatnie kiwnęła głową na znak, że już było dobrze i wyciągnęła rękę bez słowa sugerując pomoc z zakupami.
- Przy plaży, blisko pensjonatu, jest cudna kawiarenka. – Wiedziała o tym, bo przez pierwsze dni w Lorne Bay pomieszkiwała w pensjonacie, o czym na pewno wspomniała przy którejś rozmowie z Beverly. – Sami pieką przepyszne drożdżówki z różnymi owocami. – Swego czasu rozsmakowała się w nich, ale teraz nie miała po drodze do tamtego miejsca. Niby Lorne Bay było małe, a jednak przy natłoku obowiązków człowiek nie zawsze miał czas aby dodatkowo zajechać na drugi koniec miasteczka po jedną słodką bułkę.
Z kuchni patrzyła jak pan Strand buja wnukiem na prawo i lewo a starsza kobieta wciąż rozgląda się wokoło tak, jakby nigdy tutaj nie była.
- Daj spokój. Nic się nie stało. Po prostu na początku byli.. – Ułożyła palce w taki sposób, jakby były szponami, co miało wszystko wyjaśnić. – Myślałam, że siłą wyrwą mi Olivera z rąk. – Byleby ochronić syna. – Zapytali, czy jestem nianią. Wyobrażasz sobie nianię w takim stroju? Nie wiem, czy byłoby cię na mnie stać. – Z rozbawionym uśmiechem popatrzyła na Beverly, ale nie za długo, żeby państwo Strand nie nabrali podejrzeń.
- Margarito, jaką masz specjalizację?
Słysząc głos mężczyzny od razu zawiesiła na nim wzrok. Z wnukiem na rękach wyglądał niewinnie, jakby wcale przez pewien czas nie unikał córki tylko dlatego, bo nie podobała mu się wybranka jej serca.
- Chirurgia urazowa. – To była bardzo krótka odpowiedź jak na Margo, ale nie trzeba było długo czekać na rozwinięcie. – Najpierw zrobiłam specjalizację z chirurgii ogólnej, ale dotarło do mnie, że nie to chcę robić.
- Odważnie. Musiałaś powtarzać rezydenturę. Ile to lat?
- Beverly, zanim pojedziecie, pokażesz mi co gdzie jest? – Pani Strand pojawiła się tuż przy nich, co Margo uznała za znak i odeszła od blatu kierując swe kroki ku Eirikowi, któremu precyzyjnie odpowiedziała na pytanie. – Niedawno go widzieliśmy a i tak się wydaje, że sporo urósł – dodała kobieta zanim skupiła się na wyjaśnieniach córki w kwestii opieki nad synem i najpotrzebniejszych rzeczy dla niego.
- Przyleciałaś tu aż z Włoch?
- Tak, musiałam zmienić klimat. – Niechętnie kłamała, ale wolałaby przy pierwszym spotkaniu Strandów uniknąć sytuacji, w której opowiada o swoich wątpliwych prawnie decyzjach. Moralnie była czysta. Niczego nie żałowała. Prawnie jednak złamała przepisy i poniosła za to karę.
- Raz z całą rodziną mieliśmy lecieć na wakacje do Włoch, ale młodsza siostra Beverly zachorowała na różyczkę. – Dzieci były jeszcze młode i szybko łapały różne choroby. – Kochanie, a czy pamiętasz, że Beverly miała lecieć na wymianę? – zawołał nieco głośniej, bo kobiety akurat były na schodach zmierzając do pokoiku Olivera, w Bev miała pokazać mamie gdzie co leżało.
- Oczywiście, że tak. Strasznie się tego bałam. Tylko, czemu się nie udało? – Starsza kobieta stojąc w połowie wysokości schodów odwróciła głowę patrząc na idącą za nią córkę.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Pani Strand zainteresowała się tematem drożdżówek, wspominając mężowi, aby o tym pamiętał. Sama Bev nie wyglądała na specjalnie zadowoloną. Darmowa opieka nad Oliverem to jedno. Póki nie wiedziała, jak długo rodzice zamierzają zostać w miasteczku, nie czuła się pewnie. Obawiała się węszenia przy Margo, a także samym Joe. Za jego żoną, Gwen państwo Strand również zdawali się nie przepadać, chociaż zajmowała się prawem i miałaby o czym rozmawiać z teściową. To nie takie łatwe, wkupić się w łaski tej pokręconej rodziny.
- Grozili ci? - dopytała szybko, równie cicho co wcześniej, mając szczerą nadzieję, że w towarzystwie Margo nie padły żadne nieprzyjemne wyrażenia, ani oszczerstwa.
Raczej nic takiego nie miało miejsca, o czym świadczyły dalsze słowa Włoszki o uznaniu jej przez rodziców za nianię. Niezłą mieli wyobraźnię. Ów wzmianka zdążyła również zadziałać na umysł Bev, o czym świadczył przyczajony na ustach uśmiech.
- Może specjalnie bym na to odkładała? - podsunęła, jakby rzeczywiście myślała o zatrudnieniu opiekunki do dziecka, w wystrojonym wydaniu. Byłaby w stanie się na to porwać, ale tylko i wyłącznie, jeśli rozchodziło się o Margo Bertinelli.
Tak jak podejrzewała, ojciec zdążył zainteresować się prawdziwą profesją niani. Sam dłubał przy ludziach od wielu lat i chętnie zgłębiał nowe podejścia oraz techniki, wymieniając opinie z pozostałymi specjalistami, niekoniecznie tylko z branży dentystycznej.
W skupieniu słuchała wymiany zdań między Eirikiem, a Margo, ustawiając w szafce słoiki i mleko dla Olivera. Od tego jakże pochłaniającego zajęcia oderwała ją matka, której zaprezentowała następnie, gdzie znajdują się pozostałe produkty dla małego (jak chociażby obrane, małe marchewki, przygotowane do zmiksowania z groszkiem oraz podgrzania). Potwierdziła również, że Oliver podrósł o całe pięć centymetrów, co według babci wskazywało na jego postawny wzrost w przyszłości. Jak na niemowlęce standardy nie był ani wychudzony, ani nadmiernie nabity; taki w sam raz, jak to mówią.
Zerknęła jeszcze w stronę Bertinelli przy wzmiance o zmianie klimatu, po czym za ponagleniem matki ruszyła w stronę schodów, aby pokazać pokój Olivera.
Nie podejrzewała, że rodzice skupią się na Włochach, wspominając o wymianie, albo planowanych niegdyś wakacjach. Rzeczywiście kojarzyła te sprawy, przystając w połowie schodów, aby zastanowić się na jedną rzeczą.
- Miałam lecieć do Florencji - przypomniała sobie, nieco marszcząc brwi. - Przydzielono mi nawet hostów, ale zachorowałam na zapalenie oskrzeli trzy dni przed i nie mogłam polecieć.
Nikt nie zamierzał wysyłać chorego dziecka na inny kontynent. Bev przepadła wtedy szansa na ciekawe doświadczenia, które zrekompensowałyby rozłąkę z rodzinnymi stronami. Lubiła próbować nowych rzeczy; odwiedzać kolejne miejsca i poznawać ich historię. Możliwe nawet, że przy okazji wpadłaby na Bertinelli, uczącą się w lokalnej szkole.
Po przejściu do konkretnego pokoju, zaprezentowaniu pieluch, poszczególnych kosmetyków oraz nocnika, z którego ostatnio uczyła Olivera korzystać, przeszła do komody z ubrankami, aby wyjąć przykładowe śpioszki.
- Margarita wydaje się miłą dziewczyną - uznała matka, dyskretnie rozglądająca się po pokoju dziecka. Podobnie jak w reszcie domu, nie było tu ani jednego zdjęcia, przedstawiającego Jen. Nareszcie.
- Długo się znacie?
- Jakiś czas - skomentowała krótko, odkładając pochwycone ubranko na wierzch komody, szykując tym samym na wieczór. - Czasami pomaga mi przy Oliverze.
- Na brata póki co nie masz za bardzo co liczyć… - Gratia westchnęła, co sama Bev uznała za słabe podejście. Zamierzała nadal obarczać go winą za zaginięcie wnuka, kilka lat temu? Może i dał trochę ciała, ale warunki również nie były najlepsze. Tłum ludzi, pisk dzieciaków zdecydowanie nie sprzyjały upilnowaniu chłopca. Joseph zapewne znienawidził sam siebie i wystarczająco dużo razy kopał w myślach samego siebie, na nowo przeżywając tragiczne okoliczności. Zasługiwał przynajmniej na odrobinę spokoju, po takim czasie.
Obiecała sobie, że już za chwilę zejdzie na dół i pociągnie Margo w stronę wyjścia, aby nie spóźniły się na konkretny spektakl.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Bertinelli z ochotą opowiadała o swoich kraju, do którego nie udało się polecieć rodzinie Strand. Ciekawa była, skąd wybór akurat tego miejsca, ale nim się odezwała Eirik zapytał o jej znajomość z Beverly. Konkretniej był ciekaw, skąd się znały na co umiała odpowiedzieć, lecz nie wiedziała czy powinna. Czy to nadal była kwestia „tajna”, czy już jednak nie? Czy pani oficer kiedykolwiek opowiadała komuś o swojej poprzedniej pracy? Czy w ogóle mogła to robić? W ułamku sekundy w głowie Margo pojawiło się mnóstwo pytań i zero jasnej odpowiedzi na to, czy mogła powiedzieć panu Strand o poznaniu Beverly w Syrii.
Na szczęście chwilową ciszę przerwały kobiety schodzące na dół. Starsza była w trakcie wywodu na temat Joe, a Beverly wydawała się chcieć opuścić własne ciało byleby być jak najdalej stąd.
- Powinnyśmy już jechać – stwierdziła łagodnie i wyłapując spojrzenie Strand dostrzegła jej aprobatę oraz podziękowanie za to, że sama nie musiała tego mówić (wtedy rodzice mogliby uznać, że chciała od nich uciec).
- Miło było państwa poznać. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. – Uśmiechnęła się do obojga i na sam koniec pomachała do Olivera, który był zbyt zajęty przejściem z rąk dziadka do babci.
Miały jeszcze piętnaście minut w zapasie, ale Margo i tak szybkimi ruchami, jakby faktycznie się śpieszyły, zgarnęła torebkę oraz marynarkę.
- To było.. ciekawe – odeszła na dwa kroki nie chcąc przypadkiem uczynić jakiegoś gestu, który wypatrzyliby rodzice Beverly być może stojący w oknach. - Może do miasta pojedziemy moim samochodem? Postawimy go pod szpitalem, a do pracy pojadę z Emmą. – Zaoszczędzą na taksówce w jedną stronę i przy okazji będą mogły porozmawiać bez trzeciej pary uszu.
Margo zrobiła kolejne dwa kroki w torebce szukając kluczyków do auta aż nagle rozdzwonił się jej telefon.
- Scuza, to mamma. Poprowadzisz? – Nie planowała długo rozmawiać, ale im dłużej będą stać pod domem tym bardziej ktoś mógłby zacząć podejrzewać, że wcale się nie śpieszyły. Poza tym, pomyślała, że po niespodziewanym spotkaniu z rodzicami Beverly przyda się poczucie posiadania kontroli (chociażby nad autem).
Od kiedy Margarita wróciła do pracy pani Bertinelli każdego dnia sprawdzała, jak czuła się jej córka. Chciała znać każdy szczegół i choć mogły rozmawiać ze sobą nawet godzinę, to lekarka starała się teraz ukrócić opowieść. Na wstępnie powiedziała, że była zajęta i nie mogła długo rozmawiać, co wydawało się zostać uszanowane, ale wcale nie zamknęło tej rozmowy. Zatrzymawszy się na skrzyżowaniu Margo najpierw spojrzała na czerwone światło, a potem na Beverly, ku której się pochyliła. Odsunęła od siebie komórkę i szepnęła – Baciami – zachęcając do krótkiego buziaka, czego nie mogły zrobić pod domem. Uśmiechnęła się delikatnie i nie oderwawszy wzroku od Strand z powrotem przysunęła telefon do ucha. Udało jej się przekonać mamę, że miała się dobrze i może jutro opowie co ważnego teraz robiła; na tyle ważnego, że nie mogła rozmawiać z mamą.
- Rodzice. Cieszysz się, że dzięki nim żyjesz, ale czasami bywają upierdliwi. – Margarita rzadko narzekała na swoją rodzicielkę, ale ta teraz wyjątkowo nie chciała uwierzyć w to, że córka była zajęta. Czyżby postanowiła już na niej krzyżyk? Albo wyczuwała, że za byciem zajętą kryło się coś więcej.
- Bella – Położyła dłoń na jej ramieniu i bardzo powoli przesunęła w stronę karku. – jesteś spięta. – Zauważyła to wcześniej, co potwierdziła czując twarde mięśnie pod palcami. – Twoi rodzice są.. – Nie chciała wyjść na szuję, ale.. – ..bardzo krytyczni. – Pani Strand rozglądając się po domu wyglądała bardziej tak, jakby szukała czegoś, do czego mogłaby się przypierdolić. Podobnie jak Eirik, który niby z ciekawości pytał Margo o jej specjalizację, ale tak naprawdę wydawał się czekać aż wyłapie coś, co jej wytknie. Nie mówiąc już o wzmiankach na temat brata.. Tacy już byli. – Mają taką energię. – Nie wątpiła w to, że nie kochali córki, ale swe uczucia okazywali w dość dziwny sposób. – Chyba nie cieszysz się, że przyjechali wcześniej.Chyba, bo ciężko ocenić emocje ukryte pod ogromnym zaskoczeniem. Dopiero, kiedy obie Strand schodziły po schodach Margo zauważyła, że coś było nie tak.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Była wdzięczna Margo, że ta z łatwością podłapała sugestię wyjścia na zewnątrz. Pomimo zakopania topora wojennego, wciąż czuła się mało swobodnie w towarzystwie rodziców. Nie miała ochoty przerabiać w nieskończoność tematu Joe, albo próbować siłą sprowadzić go na miejsce. Rodzice powinni uszanować jego podejście oraz pewną izolację. Zmagał się teraz ze zbyt przykrymi sprawami, aby mieć czas na dodatkowe batalie z matką i ojcem.
Będzie musiała napisać do brata wiadomość, aby ten uważał na grasujących w okolicy rodziców.
Kto wie, co szalonego zdąży przyjść im do głowy.
Westchnęła z niepocieszeniem, kiedy obie z Bertinelli wyszły już na zewnątrz. Eirik napomknął jeszcze, aby Bev napisała wiadomość, jeśli wróci wyjątkowo późno. Lepiej jednak nie zostawiać rodziców samych na noc, co zwiększałoby prawdopodobieństwo wpadnięcia na Joe.
- I niezapowiedziane - dodała, otwarcie przyznając się do nieprzygotowania. Gdyby tylko wiedziała o nagłym przyjeździe, poprzestawiałaby parę rzeczy w domu i zdecydowanie nie zostawiłaby Margo samej, skazanej na podejrzliwy wzrok dziadków, zaniepokojonych bezpieczeństwem wnuka.
Zgodziła się na pokierowanie samochodu Włoszki, z zadowoleniem dostrzegając automatyczną skrzynię biegów. Już dawno temu pożegnała się z manualnymi i nie planowała do nich wracać.
Wyłapała porozumiewawcze spojrzenie, odpowiadając na nie delikatnym uśmiechem. Nie potrzebowała również dodatkowej zachęty do pochylenia się w stronę Margo i odebrania krótkiego (z racji okoliczności) pocałunku, nieco poprawiającego ogólny humor. Chętnie słuchała też słów wypowiadanych po włosku, z których kompletnie nic nie rozumiała. Niektóre wyrazy brzmiały co prawda uniwersalnie, ale do zrozumienia całej istoty zdania posiadała zdecydowanie zbyt mało wiedzy. Powinna niedługo ściągnąć sobie tą młodzieżową aplikację z sadystyczną sową, zmuszającą ludzi do regularnej nauki języków obcych. Być może po pewnym czasie byłaby w stanie pozytywnie zaskoczyć Margo prawidłowo sformułowanym, ładnym zdaniem, w jej ojczystym języku.
- Z przyjemnością zamieniłabym się z tobą rodzicami przynajmniej na tydzień, tak na próbę - uznała, posyłając Margo znaczące spojrzenie. Biorąc pod uwagę fakt, że Włoszka nauczyła się gotować właśnie dzięki mamie, Bev nie miałaby na co narzekać. Gratia z kolei miała zbyt dużo prawniczych kodeksów do przyswojenia, aby nauczyć się przyrządzać cokolwiek, poza prostymi śniadaniami czy kolacjami.
Kątem oka zerknęła ku Margo, gdy ta poprowadziła dłoń na jej ramię. Powoli wypuściła powietrze, starając się w miarę wyluzować. Korzystając z możliwości manewru lewą dłonią, wolną od potrzeby zmiany biegów, trąciła palcami udo kobiety.
- Nie lubię zbyt nagłych zmian w planach - przyznała zgodnie z prawdą, bo poza tą jedna kwestią, rozchodziło się również o inne. - Nie podoba mi się, że znów zaczynają węszyć, również dookoła Joe.
Być może nadali sobie do tego prawo, rekompensując w ów sposób zapewnienie dzieciakom bardzo dobrych warunków do nauki oraz rozwoju zainteresowań. Strandowie byli wszechstronni. Każdy sukces nagradzano, a każdą porażkę doskonale pamiętano, przywołując nieraz w rozmowie, aby wbić do głowy cenną lekcję na przyszłość. Być może próbowali uskuteczniać podobne podejście również w odniesieniu do dorosłych potomków; rozeznać czy Beverly znów nie wpakuje się w szemrany związek, a Joseph nie zgubi kolejnego dzieciaka.
- Przynajmniej Oliver nieco lepiej ich pozna - podsumowała, uznając to za swego rodzaju plus. Dziadkowie prawie zawsze traktowali wnuków lepiej od własnych dzieci i mieli dzięki temu kogo rozpieszczać. Ale dosyć już o Strandach.
- Powiesz mi, jak było w pracy?
To nie tak, że uciekała od tematu. Póki co, nie wiedziała jaką strategie obejmą rodzice, jednak teraz chciała skupić się w głównej mierze na Bertinelli. To miało być ich oficjalne, wspólne wyjście nazywane podświadomie randką, jednak żadna nie porwała się na tak odważne sformułowanie… przynajmniej na aktualnym etapie.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Dobrze, że nie wszystkie plany się zmieniły – zauważyła z cwanym uśmiechem chcąc wykazać Beverly choć jeden plus tego dnia, który jakoś poszedł po ich myśli. Jakoś, bo jeszcze wiele rzeczy mogło je zatrzymać i parę z nich próbowało. Najpierw schorowana niania, brak zapasów dla Olivera i jeszcze państwo Strand, którzy gdyby nie byli tak chętni do zajęcia się wnukiem, również mogliby wszystko zrujnować.
- Mogę do niego za ciebie napisać. – Spodziewała się, że należało powiadomić brata o przyjeździe rodziców, których lepiej aby unikał. Niepotrzebne mu były dodatkowe nerwy, przynajmniej z tego co wiedziała Margo, której Beverly pokrótce opisała jego historię. – Powiedz tylko co. – Zabrała rękę z karku kobiety i odczekała chwilę aż (o ile) dostanie telefon Strand do ręki. Nie chciała sama się po niego szarpać, żeby nie wyglądało, że zamierzała przejrzeć zawartość komórki. Szanowała prywatność kobiety i nie chciała zostać źle odczytana, gdyby zbyt swobodnie zgarnęła sobie małe urządzenie należące do pani oficer.
- Oliver może i tak, ale.. ty? Poradzisz sobie z ich obecnością? – Widziała jak Beverly zareagowała na widok rodziców. Nie chodziło tylko o szok, ale pewnego rodzaju dystans; zero uścisków, całusów albo zadowolenia z ich ujrzenia. Dodatkowo w grę wchodziło napięcie zapewne związane ze wspominkami na temat brata i ogólnym wścibstwem rodziców. Państwo Bertinelli też tacy byli, ale w porównaniu ze Strandami nie roztaczali wokół siebie ciężkiej aury możliwej surowej krytyki, którą mieliby na dany temat.
- Na nocnych zmianach w oddziale jest spokojnie. Były dwa wypadki, ale ordynator nie chciał, żebym jeszcze wchodziła na salę operacyjną. – Z jednej strony chciała się zbuntować, ale z drugiej tylko grała chojraka, bo nie miała pojęcia jakby zareagowała pod drzwiami do sali. – To głupie, bo przecież nikt na co dzień nie wpada z bronią na salę operacyjną. To przypadek jeden na milion, a jednak.. trochę boję się powtórki. – Nadal – chciałoby się powiedzieć – ale to tylko trauma, która już teraz była mniej uciążliwa niż wcześniej. – Muszę po prostu wejść na salę. Przekonać samą siebie, że mogę operować bez obaw o swoje życie. Dam radę. Muszę tylko to zrobić. – Czego teraz przez zakaz ordynatora nie mogła zrobić. – To będzie mój cel na najbliższe dni. – Uśmiechnęła się do Beverly i wzięła głęboki wdech wraz ze spokojnym zlustrowaniem towarzyszki. Szybko ogarnęła ją fala pewności, że gdyby teraz zasugerowała pojechanie do jej mieszkania, Strand by się zgodziła. Ba, poczuła pragnienie zrobienia tego; olania teatru i oddanie się temu, co tak długo zwlekały. Nie chciała jednak wyjść na niewdzięczną i taką, która nie doceniała załatwienia biletów. Chciała iść na musical, ale też pragnęła wycisnąć z ich spotkania jak najwięcej zwłaszcza, że w każdej chwili państwo Strand mogli zadzwonić (bo nie radzili sobie z Oliverem).
Była też jeszcze jedna opcja..
- Bella, jeśli przez tę całą sytuację nie masz humoru na naszą..randkę..to możemy ją przełożyć. – Była niezwykle wyrozumiała. Aż za bardzo, bo mówiła to wbrew sobie. Nie chciała rezygnować ani przekładać. Dawno nie widziały się z Beverly i zdążyła się za nią stęsknić.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
To byłoby zbyt proste, aby tak łatwo rezygnowała z wyjścia na randkę, tylko przez wzgląd na niezapowiedzianych rodziców. Z pewnością zdawali sobie sprawę z tego, że Bev mogła być zajęta i być może na to liczyli; na podejrzenie zmian w życiu, wynikających z aresztowania Jen.
- Nie pozwoliłabym im na zmianę tych konkretnych planów - podkreśliła, zerkając na Margo, ku której delikatnie się uśmiechnęła.
Uznała też, że poinformowanie brata to siostrzany obowiązek. Nie chciała doprowadzić swoim zaniedbaniem do sytuacji, w której Joe zostaje wręcz osaczony przez Strandów. Zasługiwał na spokój oraz samodzielne przetrawienie pewnych wydarzeń z życia.
- Napisz mu, że rodzice zatrzymali się na trochę w Lorne Bay i niech lepiej na nich uważa - podyktowała, bez oporów przekazując Włoszce swój telefon. Westchnęła zaraz i wywaliła oczami, wlepiając wzrok na przednią szybę.
- Nawet nie wiem, jakim cudem da radę ich unikać, jeśli zaczną wpadać bez zapowiedzi. To… niepoprawne.
Miała nadzieję, że rodzice zostaną najdłużej na dwa dni, zanim nadarzy się ważna sprawa prawna, albo pacjent do generalnego remontu uzębienia. Zdarzało się, że państwo Strand łapali słomiany zapał względem czegoś, co nie dotyczyło ich pracy i szybko wracali do poprzedniego stanu rzeczy, bez wprowadzania istotnych zmian.
- Nie musisz zabierać ręki - dodała nieco ciszej, bo w gruncie rzeczy lubiła, kiedy Margo ją dotykała. Nie chodziło jedynie o sugestywne gesty, nakierowane na intymność. Jej dotyk działał uspokajająco i odstresowująco, czego Bev zdecydowanie dzisiaj potrzebowała. Zdawała sobie sprawę, że pisanie wiadomości lewą ręką to swego rodzaju wyzwanie, do którego wcale nie zmuszała pani doktor. Zasugerowała jedynie, że mogła znowu powrócić do miziania jej po karku, kiedy skończy pisać.
- O ile będzie krótka - przyznała, w temacie obecności rodziców. - Muszą ogarnąć, że nie potrzebuję nadzoru z ich strony.
Połowicznie doświadczyła tego będąc dzieciakiem, ale teraz w pełni odpowiadała za samą siebie. Była dorosła i liczyła się również z konsekwencjami pochopnych, czasami zbyt lekkomyślnych decyzji.
Z zaciekawieniem słuchała o wieściach ze szpitala, uważając, że przerwa od wchodzenia do sal operacyjnych to nic głupiego. Niektóre traumy uniemożliwiały kontynuowanie pracy z podobnym zacięciem oraz skupieniem, co doskonale rozumiała. Przerwa była logiczna.
- Dobrze, że ordynator o ciebie dba - kiwnęła głową, uspokajając część sumienia. - Więc nie muszę włazić mu do gabinetu i robić awantury?
Kątem oka zerknęła na Bertinelli i uśmiechnęła się delikatnie. Byłaby w stanie to zrobić, niech Margo sobie nie myśli, że nie. Przy okazji obiecała sobie, że będzie wspierać kobietę w trudnych chwilach i przezwyciężaniu obaw, choćby miała to zrobić w formie podrzucenia śniadania, albo kubka kawy.
- Napisz mi, albo zadzwoń kiedy zaplanują ci pierwszą operację - dodała, nieco tajemniczym tonem, bez zdradzania szczegółów. Będzie wiedziała, aby zjawić się wtedy w szpitalu, choćby i na chwilę.
Nieco pewniej wślizgnęła wolną rękę na odsłonięte udo Włoszki, czując, jak chwila ciszy generuje dodatkową gęstość, wiszącą w samochodowej przestrzeni. To wystarczyło, aby zadziałać na wyobraźnię Strand, z którą nieco walczyła, próbując w całości skupić się na drodze… bez zabierania ręki z bardzo miłej w dotyku podpórki.
Zerknęła na Margo dopiero po usłyszeniu propozycji przełożenia ich wyjścia. Z wolna pokręciła głową.
- Mam na nią ochotę - na tę randkę, o której myślała w zasadzie od dłuższego czasu. Dopiero po sekundzie zreflektowała się, że nie użyła słowa, które sugerowała Margo.
- I… humor również.
Nie zamierzała zadręczać się myśleniem o rodzicach. Wszyscy byli dorośli, więc niech zachowują się w godny sposób i dadzą sobie przestrzeń do spełniania zachcianek, pragnień oraz nadrabiania zaległości.
Lekko przygryzła dolną wargę i znów spojrzała na Margo.
- Powiedz mi o czym naprawdę myślisz - powiedziała, korzystając z kolejnego zatrzymania pojazdu przed sygnalizacją. Poruszyła palcami ulokowanymi na udzie i cierpliwie czekała na odpowiedź, czując jak gorące powietrze zbiera się pod kamizelką, zapinaną na guziki.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nigdzie nie uciekam – odpowiedziała z uśmiechem na temat niezabierania ręki. Potrzebowała jej, żeby napisać wiadomość do Joe i upewnić się, że wybrała dobry kontakt. – Teraz widzę, że muszę ci dawkować swój dotyk. – Fachowo wyczuła u Beverly uzależnienie przy okazji robiąc zadumaną mądrą minę kogoś, kto właśnie diagnozował drugą osobę. Droczyła się na tyle na ile umiała, bo w pierwszym odruchu chciała od razu wrócić dłonią do karku kobiety. To jednak byłoby za łatwe i odebrałoby przyjemność ze stwierdzenia, że Strand polubiła mieć ją blisko i czuć na sobie jej dłoń. To bardzo satysfakcjonujące.
- Biedna – stwierdziła nieco mocniej naciskając palcami na kark, na który ostatecznie pokierowała dłoń. – co musiało pójść nie tak, że odwiedziny rodziców traktujesz jako nadzór? – Jak w wojsku albo innych służbach podczas wizyty dowódców. Wiedziała, że rodzice Strand byli specyficzni, ale czy naprawdę przyjechali do Lorne Bay tylko po to aby zrobić inspekcję? – Może zrobili sobie mini wakacje przy okazji odwiedzając córkę? – To wcale nie musiała być kontrola rodzicielska ani chęć pokazania córce jak miała żyć po akcji z Jen. Oczywiście przesłanki były inne, ale Margo – jak to ona – miała małą nadzieję, że państwo Strand jednak tego nie robili. Nie na pełnej linii (24/7) a tylko pierwszego dnia, po którym zorientują się co i jak, a potem sobie darują ustawianie Beverly i synów do pionu.
- Nie – Olewacko machnęła drugą ręką na znak, żeby pani oficer się nie przejmowała. – Nie musisz być o niego zazdrosna. – Bo z jakiego innego powodu Beverly miałaby robić mu awanturę? Racja.. operacje. – Scuza, mówiłaś o operacjach a ja głupia pomyślałam, że to z zazdrości. To nie tak, że musisz być o niego zazdrosna ani że w ogóle.. – Włączył jej się Włoski tryb, w którym zaczęła nawijać o tym, że Strand mogła czuć co tylko chciała i że nie musiała teraz być na etapie zazdrości o nią, bo czemu miałaby i tak w ogóle ordynator choć był przystojny, to nie w jej typie.
Kiedy wreszcie zorientowała się, że przesadziła, zasznurowała usta robiąc niewinną minę. Powiedziała za dużo, pogrążyła się i żadne próby tłumaczenia się tego nie zmienią.
- Od razu – przytaknęła zgadzając się na kontakt przed operacją. Sama wcześniej o tym myślała i prawie wybrała numer Beverly, kiedy podczas ostatnich zmian przywieziono poszkodowanych z wypadku, ale dzięki zaangażowaniu innych lekarzy nie musiała tego robić. Częściowo poczuła ulgę a częściowo odebrano jej pracę, którą kochała i żaden strach przed wejściem na operacyjną nie mógł tego zmienić. Nie podda się tak łatwo.
Opuściła wzrok na dłoń, która mozolnymi ruchami palców podkreślała swą obecność na jej udzie. Obie dobrze wiedziały, jak miało się skończyć to spotkanie. Śmiałe gesty i bliski kontakt nie pomagał w pohamowaniu się, choćby po to aby nie pognieść ubrań albo nie umazać makijażu. Wystroiły się i nie mogły tego zniszczyć w pięć minut.. bo nie mogły, prawda?
- O tym, że za tobą tęskniłam i żebyś zawróciła, pojechała pod mój blok i.. – Śmiało spojrzała w jasne tęczówki nie musząc niczego więcej mówić. Strand na pewno przeczytała to z oczu Margo, która napaliła się w ekspresowym tempie. Wystarczyło przypomnieć sobie, po co te wszystkie przygotowania, żeby mogły pobyć tylko we dwie (bez ewentualnych przerywaczy). – I boję się, że ktoś albo coś nam dzisiaj przeszkodzi. – Jak chociażby rodzice Strand. – I że cudownie wyglądasz. Wystroiłaś się dla mnie. – Uśmiechnęła się szerzej i znów się pochyliła skradając szybkiego buziaka, bo przecież kierowcy nie wolno przeszkadzać ani tym bardziej go rozpraszać. – Będziemy najseksowniejsze w całym teatrze. - Ludzie mogli im pozazdrościć, chociaż to dzisiaj nie było tak ważne, jak samo bycie razem. Bertinelli to czuła.. czuła przy każdej okazji bycia w towarzystwie Strand.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Zdecydowanie nie godziła się na dawkowanie tak przyjemnej rzeczy, jaką był dotyk Margo. Jeśli już, powinna mieć do niego całodobowy, nieograniczony dostęp, co niestety nie przeszłoby tak łatwo, biorąc pod uwagę opiekę nad dzieckiem czy też pracę. Nikt nie zabroni jej jednak trochę pomarzyć i ułożyć w głowie scenariusz idealny.
Poczuła zdecydowaną ulgę, ponownie czując na karku znajomą dłoń. Chciałaby wierzyć, że to tylko wakacje, ale jeśli już by się na takie porwali, raczej udaliby się za granicę, albo w miejsce nieco bardziej turystyczne, w porównaniu z nadmorskim zwyczajnym miasteczkiem.
- Od zawsze mieli takie ciągoty… jakby wszystko ich interesowało. Jakby we wszystkim mogli się wypowiadać niczym eksperci - rozwinęła, żałując, że jej relacja z rodzicami nie przypominała tych typowych, pełnych serdeczności oraz ciepłych uczuć. Nie była to co prawda żadna skrajność, w której rodzice jej nie przytulają, ani nie podnoszą na duchu, ale Strandowie potrafili być wymagający oraz nieco krytyczni. Bywali tacy również w odniesieniu do samych siebie, więc podobnie wychowywali potomstwo. Beverly zdecydowanie nie zamierzała powielać ich metod. Nigdy nie będzie wywierać na Oliverze żadnej presji, ani narzucać na niego zdania, nieznoszącego sprzeciwu. Będzie nad nim czuwać, pocieszać oraz wspierać, a surowe odzywki oraz wymagania wdroży przy wyjątkowych sytuacjach przy jednoczesnym polu do spokojnej rozmowy.
- Jeśli zacznę ich przypominać w tym ich podejściu… proszę wybij mi to z głowy, zanim będzie za późno - poprosiła, nieco żartobliwie, ale w pełni na serio. Kto wie czy Bev z wiekiem nie odbije i nie będzie wprowadzać do codzienności swojej oraz dziecka jakiejś wygórowanej dyscypliny.
Nagle otworzyła oczy nieco szerzej, słysząc o zazdrości. Nieco mocniej zacisnęła dłoń na kierownicy i rozchyliła delikatnie usta, zerkając krótko na Bertinelli. Cały wywód nieco ją zdezorientował, ale wysłuchała całości, bez porywania się na dodatkowe gesty, albo wyjaśnienia. Jednego była pewna.
- Bywam o ciebie zazdrosna - przyznała, chociaż Margo nie dawała jej do tego żadnych, poważniejszych powodów. No, może poza ogólną, cholernie atrakcyjną aparycją i całokształtem, zapewne przyciągającym niejedną parę oczu.
- Ale… to nic złego - dodała tak dla pewności, bez wyliczania, dlaczego tak się działo i co prowokowało ów myśli. Być może byłoby lepiej, gdyby mogły razem pracować i widywać się niemal codziennie, ale z drugiej strony, nie we wszystkich związkach zdawało to test.
Związkach.
Właśnie zdała sobie sprawę, jak podświadomie zaklasyfikowała swoją relację z Margo, dziękując sobie w duchu, że nie powiedziała na głos niczego niepoprawnego. Były sobie bliskie, całowały się, przytulały, spędzały razem czas, wychodziły na randkę i wyraźnie dążyły do przekroczenia pewnej granicy. Jeśli to nie szło w kierunku czegoś trwalszego, Strand zapewne nie widziałaby w tym sensu. Obie wystarczająco skopał los, aby teraz traciły czas na podchody rodem ze szkoły średniej.
Z przyjemnością odebrała krótkiego buziaka i odwzajemniła komplement, również bardzo doceniając wyjściowe wydanie Bertinelli.
- Chciałabyś, żebym zawróciła? - dopytała, bo oczywiście byłaby w stanie to uczynić. - Dzisiaj to ciebie słucham w pierwszej kolejności. Zrobię cokolwiek mi zasugerujesz.
Niech Margo potraktuje to jako swego rodzaju święto, kiedy Strand w pełni przystaje na każdy kaprys, bez cienia sprzeciwu.
- Ale zanim podejmiesz decyzję, wspomnę, że spektakl to nie jedyny punkt dzisiejszego dnia - uściśliła, przesuwając dłoń na udzie, nieco bardziej w górę. - Zrobiłam nam rezerwację w restauracji, a później… możemy robić, co tylko zapragniemy.
Mogły więc wracać do Lorne, albo zostać w Cairns i wynająć sobie pokój, gdzie nikt nie będzie ich niepokoił.
- Mam awaryjne wyjście na wypadek, gdyby Oliver, albo rodzice sabotowali nasze wyjście - zapewniła, widząc, jak Margo otwiera usta, aby coś dodać. - Mam zaległą przysługę od współpracowników, więc nie masz o co się obawiać.
Może dopiero ewakuacja wspomnianego hotelu, albo pożar rzeczywiście zagroziłby ich wyjściu. Na szczęście prawdopodobieństwo obu zdarzeń było niskie.
- Przygotowałam się - podsumowała z dumą, raz jeszcze zerkając na siedzącą obok kobietę. Mimo wszystko, szkoda, że nie skorzystały z taksówki. Na tylnej kanapie miałaby więcej miejsca do manewrów oraz sposobności na klejenie się do pani doktor.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Wbiła uważne spojrzenie w Strand i poczuła przyjemne ciepło na wieść, że ta była o nią zazdrosna. Nie uważała samego uczucia za coś negatywnego, ale nie chciała też go narzucać, gdyby ich aktualna relacja tego nie wymagała. Tylko, że podświadomie od samego początku do tego dążyły. Do momentu, w którym jedna z nich myśli, że mówiąc – wpadłabym do niego i zrobiła awanturę – przejawia się zazdrość od przystojnego ordynatora. To świadczyło o powadze ich relacji, która nie była jednorazowym albo tymczasowym wyskokiem. Margo dobrze wiedziała czego chciała i choć czasami miała pewne obawy, to sumiennie dążyła do jednego. Do zagłębiania się w relacje z Beverly, z którą krok po kroku przekraczały kolejne etapy. Nie myślała przy tym aby rozglądać się za kimś innym. Miała swoje lata i doświadczenia życiowe w stałym związku. Nie w głowie jej randkowanie z różnymi osobami z sieci. Potrzebowała w życiu czegoś stałego i stabilnego, w czym będzie czuć się swobodnie, pewnie i sama również da od siebie wszystko co najlepsze. Taki poziom zaangażowania ją interesował. Nic więcej.
- Myślałam o tym – przytaknęła jeszcze stanowczo nie odpowiadając ani nie każąc Strand zawrócić. Podzieliła się jednym z wielu pragnień, które mogłyby zrealizować, lecz to nie było coś bez czego by nie wytrzymała (przez kolejne godziny, bo o dniach nie było mowy). – Lepiej nie oddawać mi takiej władzy. Mam w głowie milion myśli na raz. – Gestem dłoni pokazała jak dużo i nawet zrobiła kółka wokół głowy nie wstydząc się przyznać do panującego tam chaosu głównie pod kątem swego życia prywatnego.
Najpierw z ciekawością spojrzała na Beverly, a potem znów na jej dłoń, która bezczelnie przesunęła się bliżej skraju spódnicy.
Wysłuchała wszystkiego do końca starając się pozbyć z głowy obaw o ich dzisiejszy wieczór i ewentualne przeszkody. Myślała o tym, bo chciała aby ów wieczór był udany i choć już dawno nie była nastolatką marzącą o długich romantycznych wielu godzinach (bo wiedziała jaka była rzeczywistość), to cicho w duchu o nich fantazjowała.
- Widzę – podsumowała przygotowanie Beverly, na której niecną dłoń nałożyła tę swoją zabraną z karku. – Doceniam to i ufam, że masz wszystko pod kontrolą, ale tę rękę muszę zabrać. – Objęła dłoń palcami, uniosła ją i ucałowała. – Nie wiem, czy z taką prowokacją wytrzymam do kolacji. – Dalej trzymała dłoń w uścisku i dopóki Strand nie będzie jej potrzebować przy prowadzeniu auta to sobie ją przywłaszczy jednocześnie pilnując, żeby nie wróciła na poprzednie miejsce. Przynajmniej jeszcze nie, bo sama na pewno też długo nie wytrzyma. – Postarałaś się. – Powróciła spojrzeniem na przednią szybę. – Teatr, restauracja.. to bardzo romantico. Chociaż gdybyś zabrała mnie do food tracka to też bym się cieszyła. – Wszystko byleby z Beverly, choć aktualny scenariusz wymagał większego przygotowania i zaangażowania, co dodatkowo wywoływało u Margo przyjemne dreszcze. – Czy teraz.. – Zrobiła krótką pauzę, bo „teraz” nie oznaczało tylko aktualnej sytuacji, ale ogółu. Tego, co musiało się wydarzyć w życiu Strand, żeby wreszcie legalnie mogły razem wyjść. To nie było byle jakie zaproszenie. Wiązało się z nim wiele poważnych decyzji, które blondynka musiała podjąć aby znaleźć się w tym miejscu. To nie wygłupy, teatrzyk ani pierwsze lepsze spotkanie z laską z Tindera. Żeby do tego doszło musiały poczekać na odpowiedni moment a to wymagało od nich nie tylko cierpliwości, ale też wyrozumiałości i dorosłego podejścia do wielu spraw. – ..mogę to nazwać naszą pierwszą randką? – Nieco mocniej zacisnęła palce na dłoni Strand. – Chciałabym wiedzieć co mówić, gdyby ktoś nas zaczepił. – Odrobinę zażartowała, chociaż z ich wyglądem mogły spodziewać się niejednej zaczepki. Wtedy Bertinelli nie chciała zmyślać, że były siostrami albo koleżankami z pracy, które urządziły sobie babski wieczór. Bez względu na to czy trafią na homofoba czy nie. Nie będzie się z tym ukrywać.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Uparcie wpatrywała się w przednią szybę skupiając na drodze, chociaż wiele bodźców prowokowało ją do poświęcenia Margo większej uwagi. Nikt nie powinien się dziwić. Jej towarzyszka miała na sobie bardzo dopasowane ubrania, a poruszane kwestie skutecznie pobudzały wyobraźnię, napędzaną dodatkowo dotykiem na udzie. Poszła na ten kompromis, bo gdyby nie bezpośredni kontakt dłoni z odkrytą skórą, zdecydowanie trudniej byłoby się powstrzymać z zerkaniem ku pasażerce.
Myślała o tym. Tyle wystarczyło, aby skłonić Strand do zlustrowania Bertinelli kątem oka. To naturalne, że myślały o pewnych możliwych scenariuszach, wprowadzanych podczas ich pierwszego, oficjalnego wyjścia. Obie wiedziały, czego oczekiwały, choć nie mówiły o tym wprost, wręcz wyczuwając podświadomie podejście drugiej strony. Nie zawiodą się sobą. Tego Beverly była pewna.
- Mhm… - przeciągnęła, słysząc o milionie myśli na raz. - Więc, to ja powinnam przejąć tę władzę? Wiesz, na wszelki wypadek.
Wraz ze śmiałym stwierdzeniem pojawiło się pokierowanie dłoni w bardzo sugestywnym kierunku. Wydawała się pewna siebie, ale w środku nieco drżała, po części z podekscytowania oraz możliwości doświadczania momentów, o których wcześniej mogła tylko myśleć. Nie była wprawioną łamaczką cudzych serc, albo specjalistką od prostych niezobowiązujących zbliżeń, dlatego w pełni zdawała się na własne przeczucia, podszeptujące trzymanie Margo przy sobie. Chciała tym samym przekazać jej, że dzisiaj była najważniejsza; że zasługiwała na rozpieszczanie jej oraz stosowanie sugestywnych gestów.
Wolała nie mierzyć się w tych przyjemnych chwilach z wątpliwościami, o których myślała wczoraj przed zaśnięciem. O tym na jak długo Margo zostanie w Australii czy w ogóle wiązała swoją przyszłość z tym krajem, czy rozchodziło się jedynie o przystanek na dłuższej trasie.
Jeszcze będą miały okazję o tym pogadać. Pogadają. Wiedziała o tym.
Z niepocieszeniem pokręciła głową, czując, jak jej ręka zostaje przymusowo przesiedlona gdzie indziej. Kolejny pocałunek złożony na wierzchu dłoni wystarczył, aby ją ugłaskać. Nie była zbyt wybredna przy gestach, szczególnie tych, odbieranych ze strony Włoszki.
- Za dużo? - dopytała, zadowolona ze swojej jakże efektownej zagrywki. Być może nieco wystawiała na próbę również własną cierpliwość, ale czerpała z tego dużo przyjemności. Sam dotyk, którym obdarzyła kobietę potrafił przyczynić się do wzrostu temperatury oraz wywołania dreszczy, wzmagających apetyt na więcej. Niestety, w samochodzie nie mogły porwać się na nic konkretniejszego… To znaczy, istniała taka możliwość, ale nieco zamieszałaby w ich planie wspólnego wyjścia, uwzględniającego teatr, kolację i ten trzeci element, który chociaż mogły przyspieszyć, lepiej zostawić na deser.
Przeniosła spojrzenie na Margo, przy drobnej przerwie w wypowiadanych słowach. Słysząc wreszcie to konkretne, podświadome słowo, nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu, widocznego w uniesionych kącikach ust.
- Jeśli pominiemy nasze dwie randki na ławce w Syrii, ta będzie pierwsza - przytaknęła, odwzajemniając uścisk na dłoni. Wtedy, na Bliskim Wschodzie jedynie się „widywały” i chociaż tyle wystarczyło do rozpalenia pewnych uczuć. Dopiero w bardziej sprzyjających okolicznościach mogły mówić o randce z prawdziwego zdarzenia.
- A jeśli ktoś nas zaczepi, to powiem, że jesteś ze mną, więc może spadać na drzewo.
To oczywiste, że nie pozwoli żadnym osobom trzecim na sabotowanie ich wyjścia. Wystarczająco długo się naczekały na tę randkę.
Na miejsce dotarły o odpowiedniej godzinie, co pozwoliło na sprawne zajęcie wydzielonych miejsc oraz przygotowanie na prawie trzygodzinny spektakl. Australijski musical o drag queens wydawał się idealnie dopasowany do wyjścia. Miało być zabawnie, tylko odrobinę dramatycznie i przede wszystkim energicznie. Wyciskacz łez skutecznie zmyłby z ich twarzy nałożony makijaż, przyczyniając również do lekkiego doła, spowodowanego nieszczęśliwym zakończeniem. Dzisiaj zdecydowanie zasługiwały na dobrą zabawę przy dźwiękach znanych hitów z ostatnich lat.
Lekko przyciemniona sala pozwalała na dyskretne pokierowanie ręki do tej drugiej, w odpowiednio grzecznym dystansie. Bev nie potrafiła w całości skupić się na sztuce, co i raz zerkając w stronę siedzącej obok pani doktor. Z przyjemnością obserwowała emocje na jej twarzy, wymieniała uśmiechy oraz komentarze na temat poszczególnych fragmentów. Nie musiały przejmować się tym, cokolwiek działo się na zewnątrz, również w odniesieniu do państwa Strand, wpadających na niezapowiedzianą wizytę.

ODPOWIEDZ