Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
#1

Gilbert Zeimer był ambitnym człowiekiem, jednak wiedział, że nie od razu Rzym zbudowano. Wiedział też, że na całe szczęście, dramaty ludzkie nie zdarzają się na każdym kroku i nie będzie dostawał na co dzień zleceń, aby pomagać w odnalezieniu człowieka, zabójcy czy czegoś takiego. On bardzo chętnie zajmowałby się takimi rzeczami, poważnymi sprawami, aby czuć, że faktycznie komuś pomaga, że jest w stanie uratować życie, zdrowie czy coś takiego. Niestety, tak to nie wyglądało, może ze względu na to, że mieszkał w nudnym Lorne Bay, a pracował w nieco mniej nudnym Cairns? Może, jednak on pragnął jakiś emocji! Niespecjalnie bawiło go śledzenie niewiernych mężów, czy żon, ale najczęściej się zajmował właśnie takimi sprawami. Płatnymi, rozwiązywalnymi, ale prostymi i polegającym na jeżdżeniu po okolicy i ewentualnie robieniu zdjęć.
Dlatego też, chwilami próbował znaleźć sam jakieś zlecenia. Trzymał rękę na pulsie na różnych okolicznych forach, czytał gazety i szukał tematów. Wtedy sam trochę się interesował sprawą, może próbował skontaktować się z rodziną, proponując swoje usługi. Nie często kończyło się to faktycznie podpisaniem umowy i sprowadzeniem klienta do agencji, w której pracował. Zdarzyło mu się jednak usłyszeć też, że jest dupkiem, że próbuje wykorzystać cudzy dramat i w ogóle nikt go tam nie chce. Cóż, nie było to dalekie od prawdy, nie bójmy się powiedzieć. Jednak nie zrażał się, teraz znowu coś wywęszył, więc próbował rozpracować sprawę samodzielnie. Na razie chciał tylko ogarnąć o co tak naprawdę chodzi, więc można śmiało powiedzieć, że w ostatnim czasie nad wyraz dużo czasu spędzał w Moonlight, a wcale nie miał problemu z alkoholem. Jeszcze, bo każda wizyta kończyła się przynajmniej jednym piwkiem. I obserwowaniem członków rodziny Fitzgerald, bo to oni go w tym momencie interesowali. A raczej fakt, że jeden z ich przestał się pojawiać, a wszyscy inni się zastanawiali o co chodzi. Łącznie z policją.
Czy to nie brzmiało, jak akcja typowo dla ambitnego prywatnego detektywa, który miał bardziej doświadczonych kolegów, którzy by go wsparli, jeśli sam nie dawałby rady? No przecież to była akcja, która mogła być wielkim przełomem dla niego. Szansa, jaka nie zdarza się dwa razy w życiu. Tylko Fitzgeraldowie nie bardzo kwapili się do tego, aby się zgłosić do niego! Teraz więc siedział w barze i obserwował świat. Niektórzy pracownicy baru już go powoli rozpoznawali, bo bywał często, zawsze sam i nie pił nigdy za wiele, co mogło wydawać się nieco dziwne, ale to nic. On się niczym nie przejmował. Teraz jednak jego szklanka z piwem była dość pusta, więc szybko ją wyzerował i odszedł od swojego stoliczka, by przysiąść się do baru do jednej kobiety z rodzeństwa Fitzgerald, którą obserwował od paru minut.. -Cześć-powiedział jak gdyby nigdy nic, sadzając swoją dupkę na krzesełku obok. Miał nadzieję, że nie będzie bardzo przeszkadzać. Nie sądził. -Dla mnie piwo, a dla Ciebie?-zapytał zwracając się do Blanche, chcąc jej postawić drineczka. Na dobry początek znajomości.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ostatnie dni nie były dla Blanche łaskawe. Albo nie, inaczej. Nie były łaskawe dla Fitzgeraldów, bo w strefie czysto osobistej, Blanche powodziło się znakomicie. Na pracę nie narzekała, poznała dziewczynę swojego najlepszego przyjaciela, za którą wręcz przepadała i rozumiała, dlaczego Wren chce spędzać więcej czasu z Daisy (co naturalnie wcale nie oznaczało, że nie była zazdrosna) no i w rodzinnym interesie jakoś tak łatwiej jej było się poruszać niż wcześniej. Bo ona się jednak do papierkowej roboty i zarządzania ludźmi nie nadawała. Zdecydowanie bardziej wolała siedzieć po drugiej stronie baru i rekreacyjnie próbować trunków z ledwo co poznanymi ludźmi.
Może nie tyle nie dopuszczała do siebie myśli o sytuacji Leona, ile starała się żyć tak jak zawsze pomimo tego, co aktualnie działo się w ich rodzinie. Nie był jej obojętny los starszego brata, wręcz przeciwnie. Tylko Blanche miała to do siebie, że nie lubiła być rozmemłana i rozhisteryzowana. Zawsze dosyć szybko brała się w garść i nawet jeśli na początku musiała się zmuszać do zachowania pogody ducha, histeria szybko odpuszczała a Blanche nabierała nowej energii. No bo co komu przyjdzie z jej zamartwiania się i rozmyślania godzinami? Ani nie pomoże tym Leonowi, ani nie będzie jej się łatwiej żyło. Wspierała go, ale na swój własny sposób. Nawet jeśli ten sposób wiązał się z jej wrodzonym, niepoważnym podejściem do życia.
Dzisiejszego wieczoru w Moonlight Bar na twarzy i w zachowaniu Blanche nie było ani śladu po ostatnich zmartwieniach. Nie stała za barem ani na zapleczu jak na dobrą współwłaścicielkę przystało. Zamiast tego swoim własnym zwyczajem siedziała po drugiej stronie, na barowym krzesełku i sączyła sobie powoli swojego kolorowego drinka. Nie było z nią Wrena ani innego równie doborowego towarzystwa, a samotnie nie lubiła się upijać. Chociaż nie wiem czy samotnie to akurat trafne słowo, skoro co chwilę przysiadał się do niej ktoś znajomy ze stałych klientów albo ona sama zagadywała do zupełnie obcych osób. Lubiła myśleć, że w ten sposób przyczynia się do zwiększenia liczby stałych klientów i na tym generalnie polega jej cały wkład w rodzinny biznes.
- Cześć - odwróciła się zaraz do nieznajomego głosu, posyłając jego właścicielowi wesoły uśmiech. Nie chciała nikogo podrywać ani bawić się w te wszystkie gierki. Miała po prostu dobry humor. Jak zawsze. Szybko się okazało, że jej dzisiejsze postanowienie bycia tylko i wyłącznie miłym szlag trafił. Cóż, lubiła robić zakłady sama ze sobą, chociaż jeszcze nigdy ze sobą nie wygrała. Natura śmieszka z nutką domieszki złośliwca najwyraźniej nie zamierzała dać za wygraną, bo kiedy tylko usłyszała pytanie miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Zamiast tego jej uśmiech stał się jeszcze szerszy niż przed chwilą, jednak zamiast wesołości, mężczyzna mógł tam dostrzec jedynie rozbawienie. Niegroźne, bo przecież nie leżało w intencji Fitzgerald złośliwie go wyśmiać.
Odwróciła od niego głowę i spojrzała przed siebie, bo wiedziała, że inaczej zaśmieje mu się w twarz i wtedy naprawdę wyjdzie na złośliwą suczę. Nie minęło pięć sekund, jak pokręciła głową i odwróciła twarz w stronę nieznanego jej mężczyzny. Opanowała wybuch śmiechu, jednak szczere, pozbawione złośliwości rozbawienie nadal widniało na jej twarzy.
- Nie obraź się, ale muszę o to zapytać. Co wy faceci macie w głowie, zadając to pytanie samotnej kobiecie przy barze? I tak nie mam nic do stracenia, więc co mi szkodzi zapytać? Albo jestem taki zajebisty, że wyrwę każdą na taki tekst? a może przeczytałem w internecie, że to działa? Nie próbuję być złośliwa, serio mnie to ciekawi - oparła głowę na łokciu i popijając drinka ze słomki czekała na odpowiedź. Drinka co prawda nie przyjęła, ale chyba zadziałało skoro z nim rozmawiała?

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Nie da się ukryć, że żadne z Fitzgeraldów nie znajdowało się w super sytuacji życiowej. Nie wszyscy mieli tak samo przekichane, jak na przykład Leon, ale żadne z nich nie mogło narzekać na to, że los jest dla nich zbyt łaskawy i zdecydowanie na coś takiego nie narzekają. Z resztą, czy ktokolwiek normalny kiedykolwiek marudzi, że idzie mu w życiu zbyt dobrze? No właśnie, chyba nie... No a jak ktoś jest nienormalny, to zdecydowanie nie ma się co dziwić, ze ktoś ma nierówno pod deklem, a za to już nie można odpowiadać.
Cóż, myśląc i analizując można dojść do naprawdę ciekawych wniosków. Tak naprawdę, to właśnie na tym, w połączeniu z wyciąganiem wniosków polegała praca Gilberta. Nie latał z lupą niczym detektyw Pikachu, ani nie ściągał odcisków palców, bo nie był technikiem kryminalnym, a dodatkowo nie mieli własnego laboratorium - to była jednak domena policji, do której było daleko Zeimerowi i jego współpracownikom. On opierał się na swoich oczach i mózgu, to były jego silne strony. I to właśnie chciał zaproponować Blanche, bo ona, jako siostra Leona, czyli głównego bohatera tej całej siupy. Tylko musiał jakoś zagadać, by była zainteresowana jego usługami!
Czy to, że nie chciał rozmawiać z nią o suchym pysku było czymś złym? Okej, może Zeimer nie był cesarzem podrywu, imperatorem komplementów czy absolwentem wyższej szkoły podrywu, no ale bez przesady, nie zagadał "hej bejbe, spadłaś z nieba? Bo wyglądasz jakbyś spadła na ryj". W gruncie rzeczy, to nawet nie zaproponował, że za tego drinka dla Blanche zapłaci! Może wiedząc, że ma powiązania rodzinne z samym pubem, sądził, że ona weźmie to na swój rachunek, huh?
-Po prostu zauważyłem, że kończy Ci się twój drink. -wzruszył ramionami, bo nie dało się ukryć, ubodło go takie stwierdzenie, że jest tandetny i na tyle durny, że musi w internecie szukać podrywów. A bogiem a prawdą, to on nawet nie próbował jej podrywać! Nie, żeby była jakaś szpetna, no ale chciał angażu, zlecenia, pracy, a nie pójść z nią do łóżka. Na pewno nie tego wieczoru. -Jestem Gilbert-podał jej dłoń, przedstawiając się, już nie wracając do pytania o drinka. Barman wiedział, co on sam chce, piwo.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Blanche uważała, że akurat ona znajdowała się w super sytuacji życiowej i nie, to nie chodziło o to, że czemuś zaprzecza. Jasne, cała ta sytuacja z Leonem jej ciążyła i mogła stanowić pewną rysę na jej idealnym życiu, ale tak poza tym nie miała na co narzekać. Uprawiała zawód swoich marzeń, który jednocześnie był jej pasją. Miała przyjaciół, z którymi spotykała się regularnie i nawet istotne zmiany w ich życiu nie wpłynęły negatywnie na wspólną relację. Akceptowała siebie w pełni, kochała swoje beztroskie życie, potrafiła radzić sobie z traumami i absolutnie nie odczuwała, że czegoś jej w życiu brakuje. Nawet jeśli już trochę w tym życiu przeszła.
Cóż, jedną z licznych wad Fitzgerald było to, że dosyć często oceniała po pozorach. Nie wpływało to za bardzo na jej ocenę danej osoby, bo ona do wszystkich odnosiła się przyjaźnie i naprawdę bardzo rzadko dochodziło do sytuacji, w której wdałaby się z kimś w niemiłą pyskówkę. Teraz na przykład oceniła, że Gilbert nieudolnie próbował ją podrywać ale nie wylała na niego drinka, nie posłużyła się lekceważącym cmokaniem czy wzrokiem a co najważniejsze nie ucięła od razu dyskusji i nie odeszła. Uwielbiała ludzi i bardzo dobrze wiedziała, że są różni, a jeśli swoim zachowaniem nie robił krzywdy jej ani nikomu innemu, no to czemu nie miałaby zostać? Przecież nie sprawił nawet, że czuła się w jego towarzystwie nieswojo. A że dodatkowo lubiła poznawać nowych ludzi, plus nie mogła nie zwrócić uwagi na to, że jest przystojny. I jak bardzo niebieskie ma oczy.
- Och, czyli jednak nie chciałeś mnie poderwać - teatralnie wygięła usta w podkówkę, udając rozczarowanie. Przedstawienie nie trwało długo, bo zaraz powróciła do zawadiackiego uśmiechu, posiorbała przez słomkę i dała znak barmanowi, że chce kolejnego drinka.
- No cóż, twoja strata. A miałeś szansę świetnie bawić się w życiu - dopowiedziała, bo przecież by umarła nie mogą wtrącić swoich durnych komentarzy. Jeśli Gilbert obserwował Fitzgeraldów przez jakiś czas, powinien przynajmniej orientować się jacy mniej więcej są. Powinien na przykład wiedzieć jak wysokie mniemanie o sobie miała Blanche i że nie pierdoliła się w tańcu. Jak miała coś do powiedzenia, to po prostu to mówiła. A że nie znała wstydu i mówiła wszystko, to już zupełnie inna para kaloszy.
- Blanche - przedstawiła się, podając mu swoją dłoń i przyssała się do słomki, kiedy dostała nową szklankę. Nie mówiła nic, tylko patrzyła na Gilberta. Z jednej strony była ciekawa czego od niej chce, skoro PODOBNO nie chciał jej podrywać. A z drugiej chciała zobaczyć kiedy się speszy i odwróci wzrok. Każdy w końcu dawał za wygraną, dzięki czemu Blanche była niekwestionowaną królową bitwy na gapienie się.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Pozytywne podejście do świata, czy do życia, było zdecydowanie pożądaną cechą. Czasem ciężką do posiadania, bo jednak karma jest biczą, a życie lubi dawać po dupie, ale z pozytywnym podejściem do świata na pewno się lepiej żyło. Czy coś dobrego vel lepszego stałoby się, gdyby Blanche chodziła z nosem na kwintę, zastanawiając się, za co, dlaczego i czym się zawiniło w poprzednim wcieleniu. Z resztą, Gilbert trochę już prowadził obserwacje całej zgrai Fitzgeraldów i ich bliskich (a o dziwo jeszcze nie ogarnął, że jego pierwsza miłość z czasów podstawówki, Lily też jest częścią tej familii, brawo on, jako detektyw powinien być lepszy w dedukcji i wyciąganiu wniosków). Wiedział, że każdy uważa sprawę Leona za poważną, lecz nie na tyle dramatyczną, aby go opłakiwać i robić mu ołtarzyki. No chyba, że był taki na zapleczu. Ha! Może powinien się zatrudnić jako barman, aby sprawdzić co tam się dzieje za zamkniętymi drzwiami? Ale spalił, mógł to zrobił zanim chciał się bratać z Blanche, teraz to już po frytkach.
-Hm, tego nie powiedziałem!-zauważył, od razu czując, że stał się pionkiem w grze brunetki i jedyne co może zrobić, aby nie wyjść na debila, czy innego przegrywa, to dać się ponieść i grać tak, jak kobieta mu grała. -Po prostu przyznałem Ci rację, że podryw na nowego drinka nie należy do dość wyszukanych-próbował się wykaraskać z lasu, w który sam, na własne życzenie się wyprowadził. Nigdy nie należał do wielkich podrywaczy, żaden Don Żuan z niego i tak było od samego początku jego chłopięcego życia. Cóż, i tak chyba wyszło lepiej, niż jakby rzucił korek od wanny pod nogi Fitzgerald i zapytał, czy to jej, bo w gruncie rzeczy, był to całkiem fajny korek! Częściej można było spotkać się z tym podrywem na kasztana, ale w Australii chyba takich dobroci nie znają. Bo skąd?
-Odrobina dobrej zabawy nie zaszkodzi. Byle nie za dużo, bo po trzydziestce to może boleć następnego dnia.-zaznaczył, bo cóż, jemu to już bliżej do 40 niż młodzieńczych lat i doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczyło, że w złej pozycji zasnął i już to czuł. No, ale nieważne, nie zamierzał się nad sobą użalać. Nie w tym momencie, może kiedyś? Nie zamierzał już poruszać więcej tematu drinka, bo to już wydawałoby się creepy i dziwne, a w tym wypadku wyjątkowo zależało mu na zrobieniu dobrego wrażenia i kontynuowania rozmowy. Choć jeszcze nie wiedział, co zrobić, aby tego nie spieprzyć i dojść do tego, aby przedstawić się jako detektyw, który dużo da, aby pomóc w sprawie Leona. Musiał to zrobić w odpowiedni sposób i w odpowiednim czasie.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z jednej strony tak i Blanche jak najbardziej dokładnie w ten sposób odbierała swoje podejście do życia. Ale znała też i drugą stronę, kiedy momentami irytowała wszystkich swoim wiecznym optymizmem i olewactwem poważnych rzeczy. Jeśli nie dotyczyły jej prawda, no bo wtedy to już inna bajka. A sytuacja Leona jak najbardziej dotyczyła.
I widać, że Gilbertowi bardzo brakuje kogoś, kto by zarządzał logistyką jego pracy. Kogoś takiego jak Blanche Fitzgerald, rzecz jasna. Pierwsza rzecz, na którą by wpadła to żeby zatrudnił się w Moonlight jako barman i infiltrował rodzinę od środka. Przecież to były podstawy w pracy detektywa, o których Blanche wiedziała a Gilbert nie? Nooo, nie odrobił pan lekcji, panie Zeimer. Ale bratać się z nią może, będzie bardziej niż ukontentowana.
- AHA! A więc jednak chciałeś mnie poderwać i ja wygrałam a tobie teraz głupio - po raz pierwszy tego wieczoru (oraz generalnie ich znajomości), wyrwał jej się rechot starego dziada. Był z nią tak związani, że nawet go nie zauważyła. A gdyby nawet zarejestrowała, to by się jej głupio nie zrobiło. No bo czego niby? Że rechocze jak stary dziad? Ludzie różnie się śmieją i sposobów śmiechu raczej nie da się wyuczyć. Jeśli twój śmiech brzmi jak zarzynana świnia, to już tak będzie brzmiał. Jeśli podczas śmiechu robisz świnkę, to zawsze będziesz ją robił. W najśmieszniejszych dla ciebie momentach wyrywa ci się rechot starego dziada? No cóż, będzie ci już na zawsze towarzyszył. Plus, przed kim niby miałaby się wstydzić? Przed Gilbertem? Dopiero co poznała typa, nawet nie wiedziała czy jeszcze kiedykolwiek go spotka! Zresztą, jak już wszyscy wiedzą, Blanche nie znała pojęcia wstydu, także o czym my w ogóle rozmawiamy. Dosyć trudno się też z nią rozmawiało, bo wydawała się wręcz odporna na wszelkiego rodzaju insynuacje czy flirty, o czym teraz przekonywał się Zeimer.
- Mówisz o mnie czy o sobie? Ja jestem młoda duchem i żadna ilość zabawy mi nie zaszkodzi - odpowiedziała, dumnie unosząc podbródek, by zaraz potem go opuścić i równie dumnie siorbnąć słomką drinka. I właśnie jak tak sobie siorbała to ją olśniło, że przecież już kiedyś słyszała imię Gilbert o że to musiał być on, bo nie znała nikogo innego o tym imieniu. A przypominam, że była samozwańczą królową Lorne Bay i znała tutaj wszystkich. Prawie. Bez żadnego ostrzeżenia uniosła gwałtownie głowę, dzięki czemu wszystkie zagubione kosmyki jej włosów poleciały na plecy.
- A czy ty nie masz czasem młodszego brata? I ten twój brat ma na imię Casey? - Zapytała marszcząc brwi, jakby sama intensywnie zastanawiała się nad swoim pytaniem. Kumplowała się z Caseyem Zeimerem i chyba raz nawet widziała jego starszego brata. I jak tak przyglądała się Gilbertowi INTENSYWNIE, to coś tam w jej pamięci świdrowało, że jakaś taka podobna ta gęba była.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
No na pewno fakt, że do niczego kobieta nie podchodzi na poważnie, nie widzi powagi sytuacji i nie potrafi zachować się jak dorosły, potrafił być denerwujący. Jednak tylko dla osoby, czy osób, z którymi się spędza dużo czasu, żeby nie powiedzieć całe życie, czy załatwiać z nią ważne sprawy wymagające powagi. Na całe szczęście, Gilbert tego jeszcze u Blanche nie zauważył. A nawet jeśli by to widział, to nie miał nic do tego, bo przecież tak oficjalnie, to dopiero się poznawali, przedstawili się sobie. Na dłuższą metę owszem, to mogłoby być wnerwiające. Jednak jak wiadomo, każda potwora znajdzie swojego amatora, więc totalne olewnictwo Fitzgerald w tym temacie było jak najbardziej zrozumiałe i wpisują się w myśl Jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza. Cóż, miało to sens.
HALO, to nie było oficjalne zlecenie, więc musiał infiltrować rodzinę Fitzgeraldów po godzinach, tylko wtedy, kiedy nie zarabia na etacie! Poza tym, wcale nie miał zamiaru znać całej familii od podszewki, bo nie chodziło mu o to, by znaleźć na nich jakiegoś haka, czy informacje, których policja czy ktoś nie ma. Absolutnie, on chciał im pomóc, w związku z czym liczyłby, że sami zapewnią mu informacje, które będą potrzebne, ha! Chciał pracować dla nich, nie przeciwko nim. To była największa różnica, dlaczego jednak nie strzelił sobie w stopę tym, że się nie zatrudnił za barem, czy chociaż na zmywaku!
-To nie tak-przewrócił oczami, bo szczerze mówiąc, jako niedoświadczony mężczyzna w potyczkach z ciętym językiem Blanche, nie widział szansy, aby wygrać tą potyczkę słowną. Choć prawda była taka, że nie chciał jej poderwać per se, aczkolwiek nawiązać jakaś relację, poznać się i pogadać i cóż, zyskać zaufanie. Numerem telefonu zdecydowanie był zainteresowany, randką? Nie powie nie, ale to nie było na szczycie priorytetów. I tak, pogrąża się w tym momencie, sam przed sobą.
-O sobie, nie śmiałbym Ci na dzień dobry powiedzieć, że jesteś stara. Zęby to drogi interes-uśmiechnął się. Cóż czy uważał, że Blanche byłaby skłonna dać jemu, czy innemu przypadkowemu gościowi w ryj? Tak. Wydawała się być osobą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. No i też powstrzymał się przed tym, aby powiedzieć, jej że to nie duch boli po zarwanej nocy, lecz stare gnaty. Jednak tego już nie powiedział.
-Mam nawet więcej niż jednego młodszego brata-powiedział dumnie, bo jego familia była liczna i sporo ich było. Braci i sióstr, a on sam należał do tej starszej gwardii. -Coś odstawił, że go pamiętasz tak dobrze?-zapytał z zaciekawieniem. Nie, nie. Nie miał o nim wcale złego zdania! A już na pewno nie według oficjalnej wersji. Był tym typem mężczyzny, czy brata, który nie pozwoli powiedzieć cokolwiek złego na temat swojej rodziny. Co to, to nie.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Akurat ci co znali ją najlepiej machali na to ręką, bo wiedzieli doskonale, że nie było sensu się przejmować. Plus, czasem jednak w kryzysowych sytuacjach pozytywne spojrzenie pomagało, nawet jeśli było głupkowate. A myśl Jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza było kolejną prawdą życiową, którą Blanche wyznawała i uczyła młodsze pokolenie. Czy testowała je w praktyce na potencjalnych kandydatach na faceta przez zachowywanie się najgorzej jak potrafiła? Możliwe. Czy sama była sobie w dużej mierze winna, że do tej pory nikt jej nie chciał na stałe? Więcej niż możliwe.
Cóż… W sumie prawda. Blanche znała pracę detektywa tylko i wyłącznie z filmów, a tam głównie były motywy, gdzie detektyw pracuje incognito i infiltruje rodzinę. Właściwie to mogłaby pomyśleć o detektywach ze starych filmów Noir, bo tam faktycznie żaden nie bawił się w podchody tylko od razu z grubej rury strzelał. No ale gdyby ją Gilbert o pomoc poprosił, to by o tym przykładzie nie pomyślała, przynajmniej nie na samym początku. Więc może jednak dobrze, że nie poprosił.
- A jak? - Oczywiście, że nie zamierzała mu odpuścić. Sobie nie odpuszczała a miałaby jakiemuś randomowemu typowi, co to najpierw ją podrywa, potem mówi, że nie, potem, że jednak tak a potem, że znowu nie? No niedoczekanie! Ale fakt, bawiła się przy tym przednio, o czym znaczył szeroki, rozbawiony uśmiech na jej twarzy, który nie mógł umknąć uwadze Zeimera. W końcu był szeroki, nie.
- Nie martw się, nie mam serca uszkadzać zębów ładnym ludziom. Zwłaszcza na pierwszej randce - odpowiedziała bezczelnie, uśmiechając się do niego wesoło. Czy go testowała? No trochę tak. Jeśli wytrzyma z nią dzisiejszy wieczór i będzie miał ochotę na następny, to może nawet dobrze wróżyła tej relacji. A jeśli nie to cóż, nie znała go, więc i płakać za nim nie zamierzała.
- Odstawił? Casey? - Wywaliła na niego oczy i się prawie drinkiem zakrztusiła, ale na szczęście płyn wpadł w dobrą dziurkę.
- Dziwnie to zabrzmiało, bo zazwyczaj ludzie pytają mnie co ja odstawiłam. Ale nie, chodziliśmy razem do klasy w podstawówce i liceum. Kumplowaliśmy się wtedy bardzo, teraz mniej. Nie wierzę, że nigdy nie mówił o mnie w domu - absolutnie zero jakiegokolwiek wstydu. Jej pewność siebie przebijała wszystkie inne wady.
- Dobra, przejdźmy do sedna. Bo skoro twierdzisz, że nie chciałeś mnie poderwać to musisz mieć jakiś inny cel, żeby spędzać czas akurat w moim towarzystwie, hm? - No zawsze mogła stwierdzić, że jej towarzystwo jest tak zajebiste, że wszyscy chcą spędzać z nią czas, ale aż tak próżna nie była. Wiedziała, że jest zajebista tak samo jak zdawała sobie sprawę z własnych wad i faktu, że wkurwiała ludzi.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Pozytywne nastawienie nie było niczym złym, nie bójmy się tego powiedzieć. Tylko jest różnica przed widzeniem świata w jasnych barwach, czy tam widzenia światełka w tunelu, od zachowywania się niczym pajac na gumce, niezależnie od sytuacji. Wiadomo, dla niektórych to sposób radzenia sobie ze stresem czy nerwami, złą sytuacją i każdy miał prawo odreagowywać tak jak tylko mu się to żywnie podoba. Po prostu trzeba było się do tego przyzwyczaić. Gilbert na razie nie zamierzał jeszcze Blanche oceniać pod jakimkolwiek względem, rozmawiał z nią pierwszy raz. Pewnie, obserwując ją teraz, czy widując tu i tam w przeszłości, pewne założenia miał na jej temat, to chyba nie było nic dziwnego. Jednak na prawdziwe oceny czas przyjdzie nieco później, jak ją lepiej pozna.
Gilbert był silną i niezależną ko... mężczyzną, nie potrzebował pomocy w czymkolwiek! To znaczy, potrzebował i potrafił o nią poprosić, ale to nie tak, że się na niego patrzyło i chciało się mu pomóc, bo sierotka marysia sama by sobie nie poradziła. Mając tyle rodzeństwa, na które trzeba było dzielić uwagę rodziców wyrósł na samodzielnego, czasem nawet zbyt samodzielnego chłopca. Tak samodzielnego, że sam chodzi po ludziach i oferuje swoje usługi, wiedząc, że ci mogą go potrzebować.
-O proszę, to teraz Ty mnie podrywasz, choć nie na drinka... Na ładne zęby jeszcze nie słyszałem, jednak dziękuje, przekażę mojemu dentyście, który zdziera ze mnie krocie-uśmiechnął się. Cóż, randka? Nie do końca miał taki plan na tą rozmowę, no ale wyjdzie nie dość, że na dupka, to jeszcze że debila, że odmawia takiej pannie. Cóż, zaraz coś wykombinuje w tej swojej łepetynie.
-O proszę, to jednak małe miasteczko-od czasów liceum minęło mnóstwo czasu, a przez usta Caseya musiały się przewijać dziesiątki damskich imion. Nie, żeby był on jakimś specjalnym playboyem, ale wiadomo. Gilbert też już długo nie rozmawiał o swoich koleżankach z klasy.-Na pewno mówił, spokojnie. Nie musisz się obrażać i planować dania mu w mordę-pokiwał głową, aby jego słowa zabrzmiały bardziej przekonująco.
-A może po prostu słyszałem miejskie legendy na temat Twojego ciętego języka i chciałem się sam przekonać? Wiesz, rodzina Fitzgerald nie słynie jedynie z posiadania baru. -powiedział. I od razu wiedział też jak nawiązać do sedna swojego podrywu. -Leona dawno nie widziałem-zaczął niewinnie, spoglądając uważnie na reakcję Blanche. No nie wszyscy wiedzieli do końca co tam się wydarzyło. A Gilbert nieco wiedział i chciał pomóc, bo sądził, że się nada! -Słuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Jestem prywatnym detektywem i chętnie pomogę wam w ... czymkolwiek, co akurat potrzebujecie. Wam, nie policji-wolał zaznaczyć. I szczerze? to na dwoje babka wróżyła, albo dostanie w ryj, nad zębami oczywiście, w nos albo w czoło, albo kobieta okaże się zaciekawiona, co już będzie sukcesem, bo nie będzie ofiar w ludziach.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No, no, no, bez przesady już. Blanche nie była żadnym pajacem na gumce, okej? Bo to też nie było tak, że była jakimś klasowym śmieszkiem, który musiał pajacować, bo bez pajacowania nikt go nie lubił. Potrafiła uszanować, gdy ktoś znajdował się w kryzysowej sytuacji i nie było mu do śmiechu. Dlatego była najgorszą pocieszycielką świata a rady i myśli, jakie potrafiła wtedy z siebie wydusić zdecydowanie nie należały do złotych. Mimo wszystko, warto było ją mieć po swojej stronie. Może niekoniecznie do pocieszania czy słów otuchy, ale chociażby dlatego, że była człowiekiem czynu i zawsze chciała działać od razu. Już nie mówiąc o roli samozwańczej obrończyni uciśnionych, którą akurat brała bardzo poważnie. A zresztą, nie obchodziło jej wcale to co obcy ludzie sobie o niej pomyślą. Nie potrzebowała aprobaty innych, by się dowartościować. Akurat z tym nie miała problemu.
No i w tym się różnili, bo Blanche nie lubiła prosić o pomoc. Nie miała na tym tle żadnej traumy ani nic. Po prostu uważała, że jest tak zajebiście samodzielna i samowystarczalna, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nawet jeśli gołym okiem było widać, że nie jest to prawda. Fitzgerald była uparta jak osioł, co stanowiło jedną z jej licznych wad.
- Nie podrywam, po prostu stwierdzam fakt. Przecież ci nie powiem, że masz brzydkie zęby, kiedy masz ładne. To by był podryw. Takie wiesz, końskie zaloty czy coś - aż parsknęła sama do siebie, bo się trochę ubawiła tymi końskimi zalotami. Podryw na mówienie przeciwności tego co naprawdę się myślało zdawał egzamin w licznych filmach. Czy w prawdziwym życiu też tego nie wiedziała, bo jakoś nigdy nie odczuwała potrzeby żeby to sprawdzić. Zresztą, nawet gdyby odczuła to i tak powiedziałaby to co myśli. Przecież co miała do stracenia, gdyby obcy facet odrzucił jej zaloty? No właśnie, nic.
- Czemu od razu w mordę? Czy ja wyglądam na kogoś, kto daje w mordę każdemu kogo spotka? - Zmarszczyła brwi, bo ją trochę te słowa zdziwiły. To, że powiedziała, że nie wierzy, by Casey nigdy nie mówił o niej w domu miało świadczyć tylko i wyłącznie o tym jak wysokie mniemanie miała o sobie, że wszyscy musieli o niej mówić. A z tym dawaniem w mordę… No cóż, to akurat jej własna, personalna wina. Nie żeby tłukła się o wszystko i z każdym ale zdarzało jej się sprzedać komuś prawego sierpowego. Sporadycznie bo sporadycznie, ale zawsze.
Kiedy wspomniał o jej ciętym języku, na ustach Blanche pojawił się szeroki uśmiech. Tak, akurat z tego zawsze była dumna. Niestety, zaraz musiał wspomnieć o Leonie, a uśmiech stopniowo zaczął znikać. No cóż, mogła się w sumie spodziewać, że przysiadł się do niej niekoniecznie dlatego, że był nią zainteresowany.
- Czyli jednak wcale nie chciałeś mnie poderwać - mruknęła do siebie, po czym westchnęła ciężko, wyciągnęła słomkę z drinka, przechyliła kieliszek by cała jego zawartość jednym haustem znalazła się w jej żołądku, a potem sięgnęłą za bar i wyciągnęła schowaną na specjalne okazje whisky. Cóż, najwyraźniej ta specjalna okazja właśnie nastąpiła.
Wychyliła się jeszcze bardziej, by sięgnąć po dwie szklanki. Rozlała do nich alkohol i jedną przesunęła w stronę Gilberta.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
No nie, bez przesady. Gilbert nie uważał, że Blanche jest pajacem na gumce. Tacy istnieją, zdecydowanie, a przebywanie w ich towarzystwie zdecydowanie było męczące i uciążliwe. W przeciwieństwie do śmieszków czy osób pozytywnie nastawionych, przy których miło się spędzało czas. Gilbert może do największych śmieszków nigdy nie należał, ale uważał, że miał całkiem luźne podejście do życia i potrafił się pośmiać nawet z siebie. Daleko mu było do kogoś takiego jak Blanche, to za wysokie progi na jego owłosione nogi chyba w jakimś poście już o tych owłosionych nogach pisałam, ale nie pamiętam kim, Tajem?. Nie śmiał się porównywać do tak ikonicznej postaci jaką była Fitzgerald. I w tym stwierdzeniu była jedynie kropla uszczypliwości, ale tak po przyjacielsku!
-Szkoda-powiedział, będąc przekonanym, że kobieta tak samo zareagowała chwilę temu, gdy to on stwierdził, że jej nie podrywa. No, bo nie podrywał. Owszem, chciał zapoznać, pogadać i tak dalej, uważał ją za ładną babeczkę, ale sądził, że podrywanie jej w tym momencie było wielce nieetycznie. Choć jakby to ona go podrywała... No nie wypadałoby się przecież opierać.-Cóż, podziękuje mojemu ortodoncie i mamie, która mnie goniła, abym nosił aparat na zęby-wyszczerzył się, bo nie było to wielkie kłamstwo. No, z tym że nie zamierzał mówić rodzicielce o tej rozmowie, co było dość oczywiste.
-Co każdemu to nie, inaczej bym chyba bał się Ciebie zaczepić w tak durny i prosty sposób, jakim było zaproponowanie Ci drinka-przyznał się, że wcale nie uważał tego za najlepszy ruch w jego życiu. W gruncie rzeczy, to taki był z niego podrywacz roku, jak z koziej dupy trąbka i zdawał sobie z tego sprawę, spokojnie. -Ale szczerze mówiąc i nie złość się, wyglądasz na taką, która kiedyś to robiła i może nie raz.-powiedział. Czy to był wątpliwej jakości komplement? Ależ owszem, osobliwy. Miał na myśli, że Blanche wyglądała na taką, co nie daje sobie w kaszę dmuchać, która poradzi sobie w każdej sytuacji. A Zeimer cenił bardziej takie kobiety, niż te sierotki, które trzeba we wszystkim wyręczać. Choć wiadomo, konieczność pomocy kobiecie potrafiło mile łechtać jego ego. Najlepszy byłby jakiś złoty środek.
-No, nie..-westchnął. Cóż, i tak spodziewał się jakiegoś gorszego przyjęcia jego propozycji. Może brunetka nie rzuciła mu się na szyję, nie podziękowała mu, ale również nie kazała mu spierdalać w podskokach. A to już był jakiś plus, prawda?-Słuchaj, jak nie będziesz zainteresowana, to rozumiem i nie było tematu, jednak sądzę, że byłbym w stanie wam pomóc-zagadał, spoglądając na to, co Blanche robi. A szczerze mówiąc, to nie bardzo rozumiał, jak to podsunięcie mu szklaneczki rozumieć. Cóż, przynajmniej tam nie napluła, a to był plus.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że o tej ikonicznej postaci nie powiedział na głos, bo wtedy to już w ogóle Blanche nie dałaby mu spokoju. Znała dosyć dużo osób w Lorne Bay, bo to nie było przecież nie wiadomo jak wielkie miasto, ale czy uważała się za postać ikoniczną? Cóż… Nie sądziła, by znał ją absolutnie każdy mieszkaniec Lorne czy w ogóle całej Australii, więc raczej nie. Chociaż jej wybujałe ego mogło mówić coś zgoła zupełnie innego.
- Ale słuchaj, nie musi być ci wcale przykro. Jak chcesz to mogę cię podrywać na ładne zęby - parsknęła śmiechem, bo aż tak bardzo sama się ubawiła swoim tekstem. Nie było dla nikogo nowością, że Blanche potrafiła rozśmieszyć samą siebie w sekundę. Przynajmniej dla nikogo, kto dobrze ją znał. Gilbert nie mógł tego wiedzieć, więc miało prawo pomyśleć sobie o niej co tylko chciał. I tak, jeśli chciał to mogli zagrać w tę grę. Pytanie tylko, które z nich odpadło by pierwsze.
Kiedy przyznał, że zagadnie do niej o postawieniu drinka było głupie, nie odpowiedziała nic, tylko uniosła szklankę z kolorowym drinkiem na znak uznania, że się przyznał do błędu. Cóż, może inne samotne kobiety w barze oddałyby wszystko, by to do nich podszedł przystojny typek i zaproponował drinka, jednak nie Blanche. Była specyficzna i zdecydowanie nie należała do tego typu kobiet. Nie potrafiła zachwycać się czymś tak… Podrzędnym i mało kreatywnym. Gdyby na przykład wyznał jej miłość w stylu Hana Solo, to o matko! Wpadłaby po uszy i już by z tego kotła nie wypadła.
- Nie ma sprawy. Nie mogę się złościć na coś co jest prawdą, nie? - Uśmiechnęła się szeroko i puściła do Gilberta oko. Bo oczywiście to, o czym myślał sobie na jej temat Zeimer było prawdą. Ale prawdą było też to, że nie raz dała komuś w pysk i nie zamierzała się tego wypierać ani ze skruchą obiecywać, że nigdy więcej już tego nie zrobi.
Blanche rzadko traciła humor, a jeśli już to robiła, tak jak na przykład teraz, wpadała na durne pomysły. Tak jak teraz, kiedy nalała sobie i Gilbertowi whisky do szklanek i nie odstawiła butelki, co tylko miało jednoznacznie świadczyć o tym, że na jednej szklance się nie skończy.
- Nie będziemy rozmawiać o moim bracie - słowa zabrzmiały poważnie i ostro, jednak ani ton głosu Fitzgerald ani uśmiech na jej twarzy wcale nie wskazywały na to, że była zła. Bo też istotnie - nie była.
- Będziemy się upijać, a ponieważ to ty wprawiłeś mnie w ten nastrój, dołączysz do mnie - dodała, jeszcze bardziej przesuwając szklankę z ciężkim alkoholem w stronę mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego wesoło i uniosła szkło, by mogli stuknąć się szklankami.

Gilbert Zeimer
ODPOWIEDZ