21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
wróciła do lorne bay z dyplomem z literatury, za to bez dalszego pomysłu na siebie
..........dwa.

Spotkała Tammy Chataway w barze, przy barze, pod który koleżanki niemal wypchnęły ją w celu uzupełnienia opróżnionych już z kolorowych i przesłodzonych drinków szklanek.
Nie tego się spodziewała – ale, z drugiej strony, niby czego? Że w momencie, w którym ponownie skrzyżują spojrzenia fajerwerki wystrzelą, a one jednym uśmiechem wymażą wszystkie zawieszone pomiędzy nimi niedopowiedzenia? Chyba podświadomie pragnęła po prostu, aby uczucia jawniej wyrysowały się na twarzy Chataway; pragnęła nie posiadać złudzeń wobec tego, że przez ten czas dziewczyna zatęskniła za nią równie mocno. Aby jakimś słowem, gestem, dała jej jakiś znak, który pozwoliłby przespać jej noc spokojnie i nie obudzić się z największym kacem moralnym stulecia. W końcu przyjeżdżając tutaj obiecała sobie, że będzie unikać jej do momentu aż z ręką na sercu będzie móc przyznać, że nadszedł moment by wyjaśniły sobie wszystko to, co pozostało pomiędzy nimi niewyjaśnione – a ten moment absolutnie nim nie był. Świadczyło o tym przyspieszone bicie serca i świadczyło uczucie niepokoju, który – Lu mogłaby przysiąc – zaciskał swoją dłoń na jej wnętrznościach, powodując dyskomfort który tylko cudem najprawdopodobniej nie malował się jeszcze na jej twarzy.
Cześć, Tammy – rzuciła niby niezobowiązująco, modląc się tylko o to, aby trzy lata rozłąki wymazały brunetce z pamięci wszystkie małe tiki i zachowania, które w pierwszej kolejności sygnalizowały u Lu nerwy. Stukanie paznokciami o blat baru, obsesyjne smaganie palcami skóry okrywającej obojczyk; wszystko to jeszcze od szkoły średniej wskazywały na to, że coś ją trapi i choć nie wyłapałoby tego niewyćwiczone oko, Lu nie mogła mieć nadziei że umknęłoby to osobie, którą swego czasu uważała za najbliższą sobie. – Co tutaj robisz?
Nie była w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście oczekiwała szczerej odpowiedzi; czy bez zająknięcia przełknęłaby na przykład wiadomość o tym, że ktoś zaprosił ją tutaj na randkę. W międzyczasie, gdy uwaga barmana skupiła się na niej, zamówiła drinki dla grupy – zastanowiła się jednocześnie, czy gdyby wypiła swojego na raz przed kontynuowaniem rozmowy ze swoją eks byłaby nazajutrz w stanie ewentualnie palnięte głupstwa wytłumaczyć tym, że po prostu zdążyła się upić.

Tammy Chataway
powitalny kokos
funfel
yo — cm
about
she tastes like birthday cake and storytime and fall
But to her, I taste of nothing at all

Tamisha Chataway, odkąd tylko pamięta, stara się twardo stąpać po ziemi. Kiedy była mała, babcia powtarzała jej, że aby nie zabłądzić, powinna zawsze trzymać się ścieżki. Zupełnie jak Dorotka w krainie Oz albo Czerwony Kapturek w strasznym lesie, Tammy porusza się jedynie wyznaczonym śladem, nigdy nie oglądając się za siebie. Wie, że powinna iść — zawsze do przodu — aż do samego końca odrobinę wyboistej drogi.
To, co zostawia się w przeszłości, nie może być niczym więcej, niźli wspomnieniem. Czasem szczęśliwym, pachnącym świeżymi kwiatami i łechcącym serce jak ciepłe promienie wiosennego słońca. Innym razem — smutnym, mrocznym; takim, o którym chciałoby się zapomnieć, ale sam fakt jego istnienia czyni nas wyjątkowymi.
Tammy nie rozdrapuje dawnych ran. Nie zerka za siebie, nie zatrzymuje się, nie cofa. Zamiast tego prze do przodu, wiecznie biegiem, jakby bojąc się, że coś — lub ktoś — lada chwila ją schwyci, szarpnie, zepchnie z obranej drogi.
Wydawało jej się, że Lourdes — Lu — już dawno została w tyle. Rozpłynęła się we mgle ciasno obejmującej te wspomnienia, które Chataway trzymała skryte głęboko w sercu. Obraz Bellingham, jej uśmiech i błysk pojawiający się w ciemnych oczach, zawsze wzbudzały w Tammy uczucia, bez których kiedyś nie mogła żyć, a obecnie stały się nieprzyjemnym ciężarem.
Zapomnienie nie przychodzi łatwo. Musiała się nieźle natrudzić, żeby pewnego dnia przestać szukać dłoni Lu, rozglądać się za nią w tłumie, krzyczeć jej imię na środku szkolnego dziedzińca. Usunęła z playlisty wszystkie piosenki, które kiedyś obłudnie nazwały własnymi, głęboko do szafy wepchnęła kilka drobiazgów, które otrzymywała w tamtych czasach na ważne okazje.
Bywały jeszcze dni, w których przyłapywała się na rozpamiętywaniu: gdzieś w gęstwinie tańczących ciał przemykała jej znajoma sylwetka, czyjś głos do złudzenia przypominał jej o dawnej ukochanej. Czasem, kiedy zamykała oczy i pochylała się w stronę kogoś obcego, pachnącego tanim alkoholem lub papierosami, czuła na ustach dotyk miękkich, znajomych warg. Nigdy dotąd nie zdarzyło się jednak, by ujrzała Lu tak wyraźnie.
Mruga kilka razy, nim dociera do niej, że wcale nie śni. Ta dziewczyna, która właśnie opada na jeden z barowych, wysokich stołków, naprawdę zna jej imię. Dostrzega w jej oczach te iskry, szuka spojrzeniem tego uśmiechu i mruga jeszcze dwa razy, tym razem trochę mocniej, żeby upewnić się, iż Lu nie zniknie.
— Co ja tu robię? — powtarza głupio, postukując paznokciami o drewniany blat. — Obawiam się, że moje „korzystam ze zniżki, bo barman jest moim kumplem” nie zabrzmi nawet w połowie tak interesująco, jak twoja historia, Bellingham. — Kąciki jej ust rozciągają się w delikatnym łuku. — Chcę wiedzieć, co przywiodło cię z powrotem do tego miasta, czy to tylko przystanek w długiej podróży i powinnam raczej zapomnieć o tym, że w ogóle tu byłaś? — żartuje, jednocześnie kiwając głową na barmana i prosząc, by całe zamówienie złożone przez Lu objął odpowiednio wysoką zniżką.
Zdrowie Lu i jej nowych przyjaciół.

lu bellingham
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
wróciła do lorne bay z dyplomem z literatury, za to bez dalszego pomysłu na siebie
Zaśmiała się po części z grzeczności, po części w próbie zamaskowania pewnego dyskomfortu. Jednocześnie pokręciła odchyloną do tyłu głową, zaraz wracając wzrokiem na twarz Tammy, za szerokim uśmiechem kryjąc wszystkie smutki i obawy, których nie potrafiła zwerbalizować. – Dostałam dyplom i postanowiłam znaleźć swoje miejsce w świecie. Lorne Bay wydało się najsensowniejszym pierwszym krokiem – wyjaśniła, wzrokiem omiatając twarz brunetki jakby chciała dostrzec na niej jakiekolwiek dowody zmian; nowe zmarszczki, wywołane słońcem piegi czy nawet otaczające twarz loki ułożone w sposób, którego wcześniej nie widziała. Na krótko zagryzła dolną wargę. Nie powinnaś zapominać, cisnęło jej się na wargi, choć nie miała dość odwagi by wypowiedzieć tego życzenia na głos. Kimże w końcu była, by decydować za nią? Okropną egoistką, nikim więcej. Już jednym wyjazdem złamała Chataway serce; dlaczego miałaby pozwolić na to, by historia zatoczyła koło? – Na ten moment nie planuję nigdzie się wybierać. Chyba za wygodnie mi na utrzymaniu u taty – wyjaśniła, po znajomym cieple wiedząc, że jej policzki przybierały już odcień czerwieni. Nie wiedziała, dlaczego czuła potrzebę tłumaczenia się Tammy; zaimponowania jej, udowodnienia, że trzyma się dobrze, a powrót w rodzinne strony nie był podyktowany głupim impulsem. Prezentowała historię tak, jakby nie było w niej męczącego problemu, który spędzał jej sen z powiek. Jakby faktycznie uznawała Lorne Bay za swoje miejsce, a nie przyjechała tu wyłącznie po to, by – nawet przypadkiem – dowiedzieć się tutaj czegoś o sobie.
Nie zmieniłaś się przez ten czas – palnęła, nie zastanawiając się nad tym dwukrotnie. Na moment odwróciła od niej swój wzrok i przemknęła spojrzeniem po twarzach pozostałych zgromadzonych w lokalu ludzi. – Lorne za to już tak – westchnęła, czując, jak zupełnie niezależnie od siebie marszczy brwi. Odrzuciła na jedno ramię włosy, które wcześniej sprawnie zgarnęła palcami i odwróciła swój barowy stołek tak, by swobodnie przyglądać się swojej byłej dziewczynie. – Co u ciebie słychać, Tammy? Mam wrażenie, że ze sto lat nie rozmawiałyśmy – nie rozmawiały tylko trzy, prawdę mówiąc, ale jeśli Chataway chciałaby teraz Lu wprowadzić w każdy szczegół swoich ostatnich trzydziestu sześciu miesięcy, Bellingham nie narzekałaby zupełnie i cierpliwie wysłuchałaby jej do końca.
Miała wrażenie, że coś zaciskało swoją dłoń na jej wnętrznościach i powodowało jawny, fizyczny dyskomfort. Kłucie w okolicach serca przypominało jej, że jeszcze do niedawna Tammy była dlań osobą ważną, w pewnym momencie nawet najważniejszą – świadomość tego, że tak teatralnie spierdoliła to wszystko była niemalże jak uderzenie w policzek z otwartej dłoni.
Obiecała sobie, że nie zadzwoni do niej z Brisbane i tejże obietnicy dotrzymała. Teraz, zbyt dumna by przyznać na głos, że cały ten czas tęskniła jak cholera, musiała zmierzyć się z konsekwencjami swoich akcji.

Tammy Chataway
powitalny kokos
funfel
ODPOWIEDZ