olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Na ten moment nie chciała jeszcze przyznać tego przed choćby samą sobą, ale coraz częściej nachodziła ją taka niepokojąca myśl, że tej nocy, tej jednej pieprzonej nocy której odnaleziono Desiree na tym równie pieprzonym klifie, coś się stało, coś się zmieniło. Może popsuło? I nie miała tu na myśli całego układu świata, który pozwalał na to, żeby ktoś był w stanie krzywdzić jednostki tak dobre, czyste i niezepsute jak ta urocza blondynka; urocza blondynka, która w lutym uśmiechała się do nich anielsko na wspólnej kolacji i wpatrywała się z oddaniem i miłością we Flanna. Zdawali się mieć taki rodzaj relacji, której inni mogą im co najwyżej zazdrościć, choć pewnie trudno było o tym myśleć w momencie, w którym ta biedna dziewczyna miała walczyć o życie. Ainsley jednak - choćby bardzo chciała - nie umiała nadmiernie skupiać na tym swojej uwagi, nie, kiedy coraz śmielej dochodziła do wniosku, że na tym nieszczęsnym klifie coś miało złamać nie tylko Desiree, ale w jakiś pokręcony sposób najwyraźniejj i Richarda. I tak bardzo, jak chciała tu, już, teraz, zaraz zrozumieć o co w ogóle mogło chodzić, tak - naiwnie pewnie - zakładała, że to jest ta odrobina przestrzeni, którą powinna mu zostawić, aż w końcu wygada się sam. W najgorszych snach przecież nie mogła choćby podejrzewać, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.
Sama próbowała zająć się więc pracą, ale nie należało to do wyzwań najłatwiejszych, kiedy naprawdę zdecydowana większość twoich interesów dzieje się w strefach czasowych tak odległych, że aby zgrać się z współpracownikami, nie śpisz. W dzień również tego nie nadrobisz, bo wtedy masz wszelkie obowiązki tutaj, więc sprawa wydawała się być z góry przegrana. I pewnie szybko by sobie odpuściła, ba, nawet podjęła jedną próbę, ale tyle wystarczyło by uderzyła - i to we wręcz fizycznie odczuwalny sposób - ją inna myśl, i to wcale nie było przyjemne. Ainsley bowiem poczuła, że tak naprawdę wcale nie jest u siebie, że nawet nie ma tu specjalnie jakieś większej grupy znajomych i że w jakiś pokręcony sposób tęskni za całym tym gwarem Londynu. Mogła bowiem kochać swojego męża wręcz do szaleństwa, i być w stanie nadal stawiać swoje życie na głowie tylko i wyłącznie po to, aby móc z nim być, ale co jeśli to okazałoby się za mało do tego, by mianować to miejsce jej miejscem na ziemi?
Wzdychała właśnie ciężko, opadając na wygodne krzesło w restauracji w hotelu Riley. Starała się jak mogła, by wyrzucić z głowy te wszystkie smętne myśli, w końcu już i tak wyglądała wystarczająco - nomen omen- smętnie, i nawet najpiękniejszy, najbardziej elegancki komplet od Chanel, dzisiaj nie był w stanie tego uratować. Spojrzała po sobie smutno i już miała się trochę nad sobą poużalać w myślach, kiedy szczęśliwie okazało się, że najwyraźniej mają z Julią zsynchronizowane zegary, bo dziewczyna właśnie pojawiła się przy ich stoliku.
- Przyznaj się, czekałaś gdzieś w ukryciu, by zrobić wielkie wejście po tym jak to ja pojawię się pierwsza - uśmiechnęła się delikatnie na jej widok i wstała ze swojego miejsca, by w końcu ją mocno wyściskać. Cóż, ona mogła wyglądać jak co najwyżej dobrze ubrane siedem nieszczęć, za to Julia - jak milion dolarów i to na dodatek emanujące jakimś szczęściem, jakąś magią, której człowiek miał ochotę jej zazdrościć. Nie zamierzała jej jednak jedynie w końcu słodzić, spotykały się by nadrobić innego rodzaju towarzyskie zaległości. - Flann dał się namówić na odpoczynek? - to szczególnie zapamiętała z ich wymienianych dzisiaj smsów, z drugiej jednak strony nie była się wcale w stanie Flannowi dziwić - gdyby to jej mężowi się coś stało, ze szpitala nie przegoniłby jej nawet żaden, nawet największy huragan. Ledwo o tym pomyślała, a dosłownie przeszedł ją dreszcz. Cóż za abstrakcyjna wizja.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Powrót do szarej (jakby kiedykolwiek w jej życiu coś było szarego i równie przewidywalnego) rzeczywistości okazywał się być trudniejszy niż kiedykolwiek mogła przypuszczać. Nie chodziło nawet o wystawę, choć bez wsparcia Flanna czuła się dość mocno zagubiona, ale właśnie o to, że musiała dzielić teraz czas między właśnie wernisaż, a swojego przyjaciela, który z dnia na dzień coraz mniej przypominał siebie. Uważała się nadal za ekspertkę w tej kwestii i nie mogła spocząć, by mu nie pomóc, zwłaszcza gdy wreszcie to Desiree poprosiła ją o pomoc uznając, że jako jedyna zdoła przekabacić Rohrbacha do zadbania o siebie.
I choć w pierwszym odruchu miała ochotę potrząsnąć nią ze złości- bo kto był w stanie oderwać mężczyznę od niej łóżka- nareszcie zacisnęła zęby i obiecała, że będzie się starać. Robiła to po swojemu, wpadała w wolnej chwili do szpitala i karmiła go, odwoziła do domu, by mógł przebrać się i wykąpać. I słuchała, choć dawno nie czuła się tak zmęczona jego opowieściami. Nigdy. Zawsze Flann przynosił jej spokój, a obecnie szarpał wszystkimi jej nerwami. Najgorsze jednak było to, że nie mogła mu niczego powiedzieć ani uciec daleko. Więzy ich przyjaźni od zawsze było nierozerwalne i jego cierpienie uderzało w nią bezpośrednio i potęgowało uczucia, które Julia próbowała od dawna zakopać. Nie dały się jednak, miała wrażenie, że czekały na najdrobniejszą rysę, by przez to pęknięcie wkraść się do środka i ją przybić. I tylko w tym szaleństwie trzymała ją myśl o Aidenie, który mimo tych wariackich okoliczności rozgościł się zupełnie w jej głowie, choć przecież czuła, że głowę to ona straciła podczas tego wyjazdu. Trzymała to jednak dla siebie tak mocno, strzegła tego delikatnego uczucia szczęścia wiedząc, że ostatnio miało ono w zwyczaju pilnować, gdy zwracało się na nie za dużą uwagę. To właśnie z tego powodu milczała na temat ich weekendu oraz faktu, że ich znajomość nabrała rumieńców. Eufemistycznie rzecz ujmując, ale jak przystało na damę, postanowiła pewne szczegóły zostawić tylko dla siebie i dla mężczyzny, który z nią to wszystko dzielił. Mimo tego nie zamierzała jednak odpuścić sobie spotkania z przyjaciółką i choć Ainsley (słusznie) mogła uważać, że Julia Crane uwielbia robić wokół siebie zamieszanie, chodziło jedynie o to, że musiała jeszcze skoczyć do galerii po drodze, bo ostatnio tryskała nowymi pomysłami i energią twórczą, która zdawała się pasować do niej jak nigdy. A może mimo wszystko, nawet przy tym pieprzonym końcu świata można było być szczęśliwą?
Wiedziała z jakiego powodu nie pozwala sobie jednak na to, by zwariować z tego uczucia beztroski i spełnienia. Każda wizyta w szpitalu sprowadzała ją na sam dół i choć próbowała oddzielić te dwie strefy, nie było takiej opcji. Zdawała się być w końcu jedną z tych uroczych przyjaciółek, zawsze gotowej do pomocy, a jednocześnie nadal wycofanej, choć tego akurat nigdy nie pokazałaby Flannowi. Ani Ainsley, więc na jej widok rozpromieniła się zupełnie ignorując fakt, że nie miała już siły na udawanie i bycie dzielną bez Aidena obok. Postanowiła jednak jak na razie go nie niepokoić ani mu się narzucać, więc kolacja z przyjaciółką wydawała się rozsądnym pomysłem, choć zupełnie nierozważne było strojenie się na to święto i wesoło wpadanie jej w ramiona, gdy tak naprawdę wszystko na tym spotkaniu miało opierać się o jej przyjaciela. A przynajmniej tak zakładała sobie Julia, więc pytanie, jakie padło, nie zdziwiło jej ani trochę.
- Przespał się dwie godziny. Dillon siedział przy siostrze - wyjaśniła ignorując fakt, że od czasu tej pamiętnej nocy i ich kontakt stał się mocno ograniczony. Ba, nie widziała go, a wręcz unikała czując irracjonalny strach w jego obecności. To było tak nowe i nieprzyjemne uczucie, że aż ją otrzepało. - I nie, chciałabym mieć na to czas, ale musiałam jechać jeszcze do galerii. To będzie absolutnie najgorszy czas - i nieco w zamyśleniu dotknęła zawieszki, którą nosiła na szyi od kilku dobrych lat i która zwykle dodawała jej odwagi i wigoru, a tego potrzebowała jak nigdy.
I Aidena, chciałaby, żeby znowu wywiózł ją daleko i zaczarował tak bardzo, by przestała w jakikolwiek sposób myśleć o szpitalu i zgnębionym Flannie. Tylko czy byłaby w stanie raz jeszcze go zostawić z tym wszystkim?
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Nie przyznawała się do tego nader chętnie - bo między Bogiem a prawdą nie było się w końcu czym chwalić - ale zupełnie nie umiała się odnaleźć w momentach takich jak ten, wymagających kilogramów empatii i współczucia dla drugiej osoby. Owszem, była nadal panienką z dobrego domu, z wpojonymi całymi zestawami banałów i banalików odpowiednich na każdą, najbardziej nawet przykrą okazję, jak i nauczoną jak się w każdej jednej chwili zachowywać, ale co z tego, jeśli za tym w jej przypadku nie szło zupełnie n i c? Może to jednak kwestia tego, że przez wszystkie te lata czuła się trochę jak co najwyżej odpowiednio wyhodowana, nie wychowana - w końcu to jej tłuczono do głowy, że ma się nie skarżyć, nie złościć, nie płakać, nie okazywać słabości czy radości w nadmierny sposób, skoro więc samej sobie miała aż tak markować uczucia, jak miała zatem traktować innych, tym bardziej obcych?
W jej głowie żyło wrażenie, że zdecydowaną większość jakichkolwiek uczuć do jakich była zdolna, zamykała na swoim mężu, całą resztę, do zupełnego cna, z czasem przelewając na Julię, i tyle byłoby w temacie życia uczuciowego czy emocjonalnego Ainsley Remington. Życia, które teraz i tak w formie jakiegoś niezrozumiałego dla niej rykoszetu, zostało poważnie nadszarpnięte. Poważnie na tyle, że jakoś nie miała sama z sobą po drodze.
- Nawet te dwie godziny wyglądają w tym wszystkim jak jakiś ostateczny luksus. Co za okrutne szaleństwo, zupełnie sobie nie wyobrażam, znaleźć się na jego miejscu - i jakkolwiek gorzko by to nie zabrzmiało, akurat ona jako żona strażaka - czyli jedynego z ich bananowej ferajny, który w pracy ryzykuje własnym zdrowiem czy życiem - powinna być bardziej przygotowana (?), oswojona (?) z taką ewentualnością, najwyraźniej jednak nijak się to miało do praktyki bo dla niej akurat nadal była to ostateczna wręcz abstrakcja. - I, hej, złapano już tego psychola? - poczuła się na swój sposób dziwacznie zadając to pytanie w ten sposób, ale w końcu nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego drugiemu człowiekowi, prawda? Choć z tym jej niedorzecznym angielskim akcentem nawet ten psychol pewnie brzmiał jakby wyrażała się o kimś z szacunkiem i uznaniem. - Wiadomo w ogóle kto to? Wtedy, jak pojechaliście do szpitala, zostaliśmy u ciebie z Aidenem i przez chwilę rozmawialiśmy, co w ogóle trzeba mieć w głowie by być w stanie tak skrzywdzić drugiego człowieka - pokręciła głową z niedowierzaniem, w palcach miętosząc odrobinę jedną z materiałowych serwetek. To było trochę jak tik nerwowy, zwykle musiała mieć czymś zajęte dłonie, mniej lub bardziej, zależnie od okoliczności. Choć w tym momencie musiała przyznać, że sama nie wiedziała czy stresuje się bardziej samym wspomnieniem momentu, w którym wmanewrowano ją w pozostanie sam na sam z obcym człowiekiem, w obcym miejscu; czy tym, że właśnie zdawała sobie sprawę, że rzeczony doktor Thompson to mniej lub bardziej wylewnie reprezentacja nieodżałowanych (choć ciągle, jak na złość żywych) przyjaciół jej najdroższego ojczulka, a przecież nie trzeba było być żadnym Sherlockiem Holmesem by dodać dwa do dwóch na tyle, by rozumieć że sir Alistair Atwood akurat dobrymi ludźmi to się nigdy nie otaczał. Czy powinna poinformować o tym swoją przyjaciółkę? Chyba czas wypytać o zażyłość ich relacji. Choć może jeszcze nie teraz?
- W galerii coś nie tak? Potrzebujesz jakieś pomocy z tą wystawą? Wiesz, może nie jestem ekspertem, ale zaczynam cierpieć na nadmiar wolnego czasu, może będę przydatna - cóż, obie widziały dobrze, że ten nadmiar wolnego czasu w wykonaniu pani Remington nie ma nic wspólnego z wolną Amerykanką i luźnym robię co chce, ale jeśli zaszłaby tylko taka potrzeba, pewnie byłaby w stanie ograniczyć nawet własne treningi, byle tylko w jakikolwiek sposób ulżyć Julce.
Z Ainsley jednak bywał jeszcze czasem dobry dzieciak. Dobrze, że chociaż to czasem.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Czasami uważała, że jej wrażliwość jest największym przekleństwem. Od dziecka przecież wiedziała, że czuje za bardzo i to za bardzo bywa empatią na tak rozwiniętym poziomie, że nawet teraz czuła się dziwnie zmęczona, choć to nie ją personalnie dotyczył ten atak. Nie chciała odczuwać aż tak dużo, choćby z szacunku do Flanna i jego przeżyć, ale jej własne powracały do niej jak australijski bumerang i sprawiały, że nie mogła usiedzieć spokojnie i co chwilę zerkała na telefon, położony na stoliku. Gdyby tylko dał znać, że jej potrzebuje, pobiegłaby bez zawahania, więc musiała być w pogotowiu.
Tylko, że po dniach życia w ciągłym niepokoju i gotowości sama czuła się tak bardzo nie na miejscu jak się da i wiedziała, że kolejną noc spędzi na czuwaniu, choć znalazła już odpowiednie remedium na tego typu problemy. Wielka szkoda, że chwilowo niedostępne.
- Wiem, że jest mu ciężko - i mało brakowało, a żachnęłaby się, że ogląda to codziennie w jego oczach, ale przecież Ainsley (jeszcze) nie miała złych intencji. - Wykańcza mnie oglądanie go takiego… po tym wszystkim - przyznała i w tych słowach zawierała się cała ich przyjaźń, wsparcie, jakie jej okazał choćby przed rokiem, ale też tamto uczucie, które zdążyło już na dobre przeminąć. - Chciałabym zrobić cokolwiek, by mu pomóc i ułożyć mu w głowie tak, by wiedział, że jeszcze będzie dobrze, ale cholera, nie wiem czy będzie - westchnęła i to doprawdy był rzadki widok- oglądać Julię Crane całkowicie bezsilną i niepewną wszystkiego, co dzieje się wokół. Ją samo tak to zakuło i zbiło z tropu, że wreszcie ocknęła się i spojrzała na nią zaskoczona.
Coś jej nie pasowało. Przecież w noc tej napaści Dillon już debatował o całej sprawie i jasno określał, że Desire była przytomna i powiedziała, że to James Gordon.
- Jej były partner. Dick ci nie mówił? - zaskoczyło ją to bardziej niż fakt, że wymieniała tego typu informacje z Aidenem- na wspomnienie jego imienia uśmiechnęła się jakoś tak bardziej szczerze, a łuna padła na jej twarz. - Tak, w zasadzie się śmiał, że dwa dni później wszędzie był jeszcze większy burdel niż za czasów urodzin, ale żadne z nas już nie miało siły sprzątać po tym wszystkim - napomknęła lekko, zupełnie jakby przeoczając fakt, że mówi swojej przyjaciółce o nowej relacji. Na tyle poważnej, że mężczyzna u niej spędzał noce, choć przecież wtedy miało to zupełne inne znaczenie niż teraz, gdy ze sobą sypiali już jako… Na Boga, Julia Crane nadal nie wiedziała jak to określić, zresztą była przekonana, że żadne z nich nie potrzebuje etykietki tego wszystkiego, co między nimi się działo.
Jedynej dobrej rzeczy, która trzymała ją w jednym kawałku, zwłaszcza gdy nawet w rozmowach powracała do łamiącego się obrazu Dillona, Flanna czy wreszcie Desiree. Ten ogrom cierpienia sprawiał, że nie była w stanie w pełni cieszyć się Aidenem i dlatego mu była taka wdzięczna za ten weekend w całkowitym odosobnieniu od spraw, które do tej poruszały ją jak nigdy odsuwając na bok choćby wystawę, choć ta domagała się uwagi. Nie dało się wszystkiego poprzesuwać wobec własnego widzimisię i choć zrobiła wiele, by spędzać czas głównie w szpitalu, zegar dość okrutnie tykał.
Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy Ainsley zaproponowała pomoc.
- Dziewczyno, kocham cię jak nikogo na świecie, ale potrzebuję mojego artystycznego kuratora, a on jest zajęty na oddziale intensywnej terapii - ale mówiąc to zacisnęła pięści zupełnie jakby chciała pokazać Remington i sobie samej, że da radę to wszystko ogarnąć i jeszcze ktoś (Aiden) będzie z niej dumny. Niesamowite jednak, że dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że kontakt z przyjaciółką urwał się jej dosłownie tamtego dnia, a przecież potem tyle się działo.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Mogła być jednostką całkowicie pozbawioną empatii - choć musiała przyznać, że w jakichś cudownych okolicznościach najwyraźniej okazywało się, że wcale tak nie jest, nie kiedy sen z powiek spędzała jej wizja, w której to ona jest jest na miejscu Flanna, a jej najbliższa osoba na tych wyjątkowych wczasach na oddziale intensywnej terapii - ale nadal była w stanie zauważyć, jak cudowną osobą była Julia. Tak po prostu, zwyczajnie po ludzku - była dobrym i oddanym przyjaciołom człowiekiem, a takie cechy były w dzisiejszych czasach dalekie od podium w kategorii pożądane. Przyglądała się jej więc z wielką uwagą, która musiała aż zahaczać w jakiś zakręcony sposób o troskę (a nie był to widok przeciętny kiedy przychodziło do pani Remington).
- A jak rokowania? - zapytała trochę ogólnikowo, bo po informacji o tym, czy Julia nie wie czy kiedykolwiek jeszcze będzie dobrze mogła w tym momencie spodziewać się wszystkiego. Jak choćby i tego, by zostało jej odpowiednio wytknięte, że się wcale nie interesuje tematem, a Desiree była przecież i jej, całkiem zresztą bliską w ostatnim czasie, znajomą. I wcale nie chodziło o to, jak doskonałej rozrywki razem z Flannem dostarczyli jej i Dickowi, kiedy postanowili rozwalić flannowe małżeństwo akurat na remingtonowym weselu. Mało brakowało, a uśmiechnęła się do tej myśli, złapała się jednak na tym, że w jej głowie złośliwie rezonuje to dobrze. Miała bowiem wrażenie, że dobrze już być przestało, a było to tak przygnębiające, że aż wciągnęła głośno powietrze, by się tej nieznośnej myśli pozbyć.
- Hm, nie wiem jak to ująć... powiedzmy, że Dick w pewnych kwestiach nadal traktuje mnie jak dwunastolatkę, która brzydzi się widoku krwi i zamyka oczy na strasznych scenach w filmach - krótko się nawet zaśmiała, ale tyle byłoby w temacie tego, że cokolwiek mógł mówić jej Dick. Choć z drugiej strony - co, jeśli powiedział a ona tego faktu po prostu nie zarejestrowała? Tamtego felernego wieczoru rozmawiali naprawdę dużo, prawda? - Ale facet siedzi? Albo mają chociaż jakiś trop? - bo no jednak dajcie spokój, to nie była zwyczajna sytuacja, kiedy taki psychol nadal chodził sobie po tym padole łez, dokonując właściwie morderstwa ze szczególnym okrucieństwem, na dodatek takiego, które medialnie nigdy nie zaistniało. Czy to przypadkiem również nie powinno być interesujące?
Pewnie by było, ale nie, kiedy Julia palnęła takim tekstem, że oczy Ainsley z miejsca stanęły w słup.
- Hej, hej, hej, moja panno! - pogroziła jej palcem jak jakiś surowy belfer. - To dla mnie się nie ma czasu, a się prowadza z jakimś wielkim panem chirurgiem? Powinnam się obrazić - i nawet teatralnie strzeliła focha, ba, pewnie nawet by się jakoś perliście roześmiała, ale jednak ani jej zmęczenie tematem, ani to reprezentowane dziś przez Julię, jakoś nadmiernie nie skłaniało jej do takiej ekspresji. - To coś poważnego? Opowiadaj, ja mam czas - choć powinna raczej powiedzieć 'ja mam ci dużo na ten temat do powiedzenia', ale ostatnie co chciała tutaj odstawić to panią marudę, która na dzień dobry psuje wszystkim zabawę. Kilka zdań później już jej zapewne nie będzie to przeszkadzać.
- A takie wyznania, to skarbie, trzeba było mi fundować jakiś rok temu. Teraz już mleko się rozlało, i co ja zrobię? - machnęła w tym temacie obrączką, uśmiechając się lekko. - Cóż, i ja wiem, że moje rozeznanie w temacie malarstwa kończy się na tym obrazie Picasso, który skończył w mojej szafie, ale wiesz, lepsze takie ręce do pracy niż żadne... A nowej asystentki się chociaż doczekałaś? - cóż za błyskotliwa zmiana tematu, pani Remington.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Pewien rodzaj empatii wszedł jej w krew, choć większość jej znajomych słusznie zauważała, że kiedyś ją to pochłonie. Julia jednak nigdy nie potrafiła przejść obojętnie wobec kogokolwiek potrzebującego pomocy, a gdy sprawa dotyczyła kogoś tak bliskiego jak Flann, była gotowa postawić swoje życie do góry. Uznawała to jednak za jeden z rodzajów zadośćuczynienia mu za wszystko, co miało miejsce rok temu w Paryżu. Nigdy o tym nie rozmawiały, zresztą dla Crane ten temat był już praktycznie martwy, ale wówczas to jej przyjaciel postawił na nogi cały oddział, by przyśpieszyć procedury i mogła dochodzić do siebie. Była mu winna znacznie więcej i z tego powodu wiedziała, że nie opuści go do chwili, gdy z Desiree faktycznie będzie lepiej.
- Pewnie będzie wymagać wielu tygodni fizycznego leczenia oraz znacznie więcej terapii psychiatry, ale to twarda dziewczyna. Da radę - odpowiedziała trochę na przekór wcześniejszym słowom, ale nie chodziło tutaj o to, że sobie zaprzeczała. Ona po prostu mocno chciała wierzyć, że trafiło faktycznie na twardego zawodnika i wszystko się ułoży, bo inaczej musiałaby oglądać coś, czego mogłaby nie znieść. Stratę Flanna. Na samą myśl zrobiło jej się przeraźliwie zimno i poczuła, że cała ta rozmowa kosztuje ją jeszcze więcej niż mogłaby przypuszczać. Musiała jednak przyzwyczaić się do tego, że ostatnio w dużej mierze jej życie polegało na przepracowywaniu emocji, z którymi sama Julia nie chciała mieć do czynienia.
Dawniej jednak mogła jeszcze przed tym uciec, a teraz musiała na okrągło się z nimi zmierzać. Po części zazdrościła Ainsley, że była nieświadoma tego wszystkiego, co jej zapewnił w gratisie Dillon tamtej nocy i co powracało do niej w najgorszych koszmarach. O ile jeszcze zdążyła zasnąć, bo przecież ten luksus ostatnio posiadała tylko w towarzystwie Aidena, którego nie chciała jednak wykorzystywać na każdym kroku. Przynajmniej nie w sposób emocjonalny, bo w kwestii fizyczności było zupełnie inaczej.
- Mi o wszystkim opowiadał jej brat - wyjaśniła więc lekko zdawkowo, ale bardzo nie chciała powracać do tamtych wydarzeń i do uczucia przerażenia, jakie wzbudzał w niej teraz ten lekarz. Jeszcze nie mieli okazji się spotkać, ale Crane wiedziała jak bardzo to na nią wpłynie, jeśli już do tego dojdzie. - I nie, zniknął. Pewnie wygrzewa się w słoneczku, skurwysyn jebany - i było coś znamiennego w fakcie, że Julia właśnie używała takich słów, bo nigdy aż tak dotąd nie przeklinała. Teraz jednak to burzyło w niej krew tak bardzo, że byłaby gotowa sama poszukać tego człowieka oraz sprawiedliwości. Jak na razie jednak postanowiła wyhamować, a gdy temat zszedł na Aidena na jej twarzy pojawił się uśmiech, choć na pytanie Ainsley musiała wzruszyć ramionami. To w końcu nie było tak, że jak dzieciaki deklarowali sobie wieczną miłość po całusie, więc trudno było wyrokować, a jednocześnie było coś w ich relacji, co Julię rozgrzewało jak nigdy.
- Nie prowadzam się z nim. Tej nocy zaoferował pomoc i przyjechał do mnie - wolała pominąć w jakim stanie ją zastał i jak cierpliwie ją tulił do siebie powstrzymując jej łzy. - Potem przyjeżdżał, gdy tylko mógł, a w zeszłym tygodniu wyjechaliśmy razem na weekend, by trochę od tego odpocząć - i może dopiero teraz zdała sobie sprawę jak perfidnie to wyglądało, gdy wyjeżdżała daleko, by wreszcie nacieszyć się mężczyzną, który ją uwodził od czasów wesela. - Wiedziałabyś, gdybyś sama się odezwała - musiała jednak wbić jej drobną szpilkę, która jednak była niczym w kwestii wyznania jej wiecznej miłości.
Nieodwzajemnionej i tylko dlatego Julia Crane przewróciła oczami. Zdecydowanie nie z powodu wyboru przez nią męża, który nigdy nie był dla niej odpowiedni, ale cóż ona mogła?
- Asystentki? Tak - kiwnęła głową, ale nie chciała ciągnąć tego tematu, bo chyba by zabrakło przekleństw. - Jak na razie jednak zarzuciłam całą promocję i czekam na to aż Desiree się poprawi - wyjaśniła, co dla niej było po prostu oczywiste.
Dla innych zdecydowanie równało się szaleństwu.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.


Do tej pory przegadały z Julią już pewnie tysiące godzin, zahaczając o tematy zupełnie błahe jak i te całkiem intymne - wszak do dzisiaj mogła śmiać się z pijackiego licytowania tym, czyj romans bardziej tym romansem jest - ale właśnie łapała się na tym, że ich przyjaźń w jakiś zupełnie cudownych okolicznościach omijała do tej pory tematy trudne, bolesne, te niepokojąco kłujące w środku. Nie zamierzała jednak dochodzić czy jest to celowe - w końcu obie były naprawdę mocno prywatnymi osobami i najwyraźniej tak wiele mogło tej bezpiecznej sfery nie opuszczać - czy zupełnie przypadkowe, przepadające gdzieś w odmętach wiecznego braku czasu i jego nadrabiania nawałem innych, szczęśliwszych wydarzeń. Nikt w końcu nie chce się chwalić tym, jak jest mu źle, prawda?
Złapała się na tej myśli w momencie, w którym zdała sobie sprawę z tego, że zamiast iść w ślady Julii i realnie przejmować się stanem Desiree, ona sama gdzieś w środku zaciskała trochę zęby. To twarda dziewczyna, da radę zaczęło złośliwie rezonować jej w głowie, przypominając okres w którym w ten sposób wypowiadano się, owszem, ale o niej samej. Okres, w którym na kolejne podtrzymujące na duchu poklepanie po plecach chciało się jej co najwyżej zwymiotować. I chyba po raz pierwszy od niewiadomo jakiego już czasu dochodziła do wniosku, że gdyby nie Adam, pewnie nigdy nie wróciłaby do takiej formy, w jakiej jest obecnie. Rozczuliło ją to jakoś do tego stopnia, że była naprawdę bliska wyciągnięcia telefonu i wysłania mu jakieś dziękującej wiadomości - w końcu przez cały ten czas od kiedy się rozstali tego nie zrobiła. Czegoś w deseń: wiem, po całości dałam dupy, ale dzięki za wszystko. Pomyślała jednak, że z tym pierwszym to faktycznie, i to nawet aż nazbyt dosłowne i aż nie wiedziała czy powinna się z tego nerwowo zaśmiać, czy czuć się obrzydzoną swoim nieśmiesznym poczuciem humoru. Otrząsnęło ją z tego wszystkiego i to wystarczyło, by wróciła myślami do żywych.
Postanowiła więc grzecznie przytaknąć, jak na grzeczną dziewczynę w końcu przystało.
- Na pewno - i uśmiechnęła się odrobinę ciepło. - Ale, Jezu, co za psychol. To miała być pewnie zemsta za to, że od niego odeszła? - i aż poczuła się tym wszystkim jakoś wewnętrznie przerażona. Co musiał siedzieć w głowie tego faceta, że był w stanie tak okrutnie, tak dotkliwie skrzywdzić drugiego człowieka? Na dodatek tak dobrego, tak delikatną kobietę? Co powstaje w czyjeś psychice, że jest w stanie dopuścić się takiej przemocy, gwałtu? Że tej nienawiści może być tak wiele, że byłby w stanie zabić drugiego człowieka... W imię czego? Gdzieś w środku właśnie uśmiechała się do tego, jak dobrze czuje się z własnym poczuciem bezpieczeństwa, z tym jak pewna pod tym względem jest swojego męża. Szkoda, że nie mogła się jeszcze spodziewać jak delikatną mydlaną bańką jest ta wizja.
Szczęśliwie jednak temat zszedł na pozornie bezpieczny. Aiden w końcu w życiu Julii sprawą nadal wydawał się być świeżą, dziewczyna więc zapewne mogła rozprawiać o nim godzinami. Sama Ainsley jednak aż takiego entuzjazmu w tym temacie nie mogła podzielać. Znała towarzystwo swojego ojca, teraz też teścia. Wiedziała jakimi dziewczynami lubią się otaczać i po co, musiała więc przyznać że Julia w żaden sposób nie wyglądała jak jedna z tych naiwnych idiotek, które liczą na spektakularny happy end z takim mężczyzną. Nie wiedziała jeszcze tylko w jaki - najlepiej przecież delikatny sposób - jej to teraz wyłożyć.
- Musisz mi wybaczyć, moja głowa od pewnego czasu jest w Dubaju - wzruszyła lekko ramionami. Prawie dodała, że równie dobrze mogłaby być tam i ciałem, i pewnie nikt specjalnie nie zwróciłby uwagi, ale przecież nigdy nie była tym smutnym typem człowieka, który się jakkolwiek skarży. - I skarbie, jak facet regularnie pojawia się w twoim życiu, a potem wyjeżdżacie na wspólny weekend to już jest prowadzanie się. Nie powiesz mi, że spędzaliście uroczy czas, z rękoma na kołderce, oddając się czytaniu klasycznej, francuskiej poezji - lekko zaśmiała się, kiwając jej karcąco palcem. - Ale... - i o mało sama nie palnęła się w ten swój durny łeb, że nie potrafiła w odpowiednim czasie ugryźć się w język. Na jaką cholerę ona się w ogóle odzywała? Głupia idiotka.
- Rozumiem. Gdybyś jednak potrzebowała w końcu jakiegoś wsparcia, dawaj znać o każdej porze dnia i nocy - próbowała właśnie zatuszować swoje niefrasobliwe ale. Żeby nie powiedzieć niczego więcej, zajęła się powolnym popijaniem swojego wina.
Milczenie w końcu miało okazać się złotem, prawda?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak naprawdę sama Julia pomimo pozornej otwartości miała problem ze wpuszczaniem ludzi do swojego świata. Nie chodziło o sztukę, choć w kwestii mariażu z nią, szczególne prawa miał jedynie Flann. Po prostu nie potrafiła w typowo dziewczyńskie zwierzenia uznając, że jej bagaż jest znacznie cięższy niż pozostałych i trudno było ubrać to w słowa. Myślenie o zakrywaniu swoich traum jeszcze szerszym uśmiechem zawdzięczała swoim rodzicom i choć nienawidziła tej cechy najbardziej na świecie, nigdy nie potrafiła się jej pozbyć. Tym sposobem nawet jeśli kilkakrotnie w ciągu ostatnich dni sięgała po telefon, odkładała go nareszcie uznając, że postępem było podzielenie się na gorąco emocjami z Aidenem, ale i też Dillonem, choć z tym drugim przyniosło to opłakane skutki.
Nie zamierzała jednak dłużej nad tym rozmyślać wychodząc z założenia, że obojgu wyszło to na dobre. Oboje też skupiali się tylko na powrocie Desiree do pełnej sprawności, choć przyświecał im nieco inny powód. On robił to dla ukochanej siostry, ona dla przyjaciela, którego oglądanie w rozsypce było jedną z najcięższych przepraw. Nie umiała jednak wyjaśnić tego wszystkiego Ainsley, bo pewnie musiałaby w takim wypadku być z nią szczera od samego początku tej znajomości. Wówczas może zrozumiałaby jak bardzo Julia i Flann są ze sobą związani i jak Crane czuje się teraz rozbita po tej napaści na jego dziewczynę.
Tego nie dało się jednak wytłumaczyć i wcale nie zamierzała, nie, gdy sama ledwo stała na dwóch nogach i gdy w mieście nagle zaczął grasować jej brat. Relacja z Aidenem była jedynym światełkiem w bardzo ciemnym tunelu, a jej rozkwit sprawiał, że i Julia rozkwitała czując się chcianą, pożądaną i wolała o tym myśleć niż o Desiree.
Każda myśl o tej dziewczynie sprawiała, że robiło jej się nagle przeraźliwie zimno i czuła się znowu jak porzucona nastolatka, która nie radzi sobie z koszmarami. Spojrzała więc niewyraźnie na przyjaciółkę.
- Tak właściwie z tego co wiem, on znęcał się nad nią wcześniej. Nie powiedziała nigdy Flannowi, więc nie wiem ile to trwało, ale był niezrównoważony. Widziałam go jeszcze przed tym całym zajściem w pubie, próbował sprowokować Dillona - wyjaśniła bardzo skrótowo omijając dyskretnie to w jaki sposób do tego doszło i jak blisko było do tego, by mężczyzna się zatracił i zrobił coś wyjątkowo nieodpowiedzialnego. Dopiero teraz Julia zauważała jak bardzo było to wyreżyserowane, choć nadal nie potrafiła pozbyć się tego palącego poczucia winy. Gdyby nie przerwała tej całej bójki, być może Desiree byłaby zdrowa i bezpieczna.
Siedziało to jej tak na sumieniu, że do tej pory nie zdecydowała się wyznać przyjacielowi prawdy, a przecież mówiła mu o wszystkim. Prawie tak jak Ainsley, choć na jej sugestię o ulubionych sposobach spędzania wolnego czasu z Aidenem, uśmiechnęła się jedynie tajemniczo.
- Głównie na tym wyjeździe poznawaliśmy się lepiej. Miał niedawno urodziny, chciał świętować ze mną, więc dałam mu się porwać do prawdziwego domku na drzewie. Było przepięknie, bardzo artystycznie i elegancko, a poza tym… - i pewnie faktycznie Julia tak łatwo nie wyczerpałaby tego tematu i opowiedziałaby jej nieco więcej (niekoniecznie o samym seksie, ale już o rodzącej się bliskości tak), ale wtedy usłyszała to zawahanie w jej głosie i to nieznośne ale, które było jak ogromna fala, przetaczająca się przez jezioro.
Nie, żeby Crane kiedykolwiek brała czyjąś opinię na serio, nawet wśród tych najbliższych, ale musiała zapytać, skoro już to padło.
- Ale co? - zapytała więc całkiem spokojnie i mimochodem licząc się jedynie z tym, że pewnie pani Remington każe jej pohamować entuzjazm i zwolnić tempo relacji, która faktycznie rozwijała się dynamicznie. Nie sądziła jednak, że skończy się to jakąś przestrogą w kierunku Aidena, bo przecież tak naprawdę Ainsley go nie znała. Julia widziała równiutki szereg czerwonych flag, łącznie z posiadaniem dwóch żon i zdaniem, że pewne relacje są tylko na trochę, ale jej przyjaciółka nie była tego świadoma.
Była jednak ciekawa co ma do powiedzenia, więc uśmiechnęła się i nie dała zwieść się rozmowie o pomocy przy wystawie. W końcu zatrudniła ostatnio dwie dziewczyny, prawnicy dogrywali szczegóły kontraktu z Flannem, więc mogła uczciwie stwierdzić, że wszystko szło w dobrym kierunku. Przynajmniej pod względem zawodowym, ale to zawsze był jakiś plus, prawda?
Teraz chyba jednak przyjaciółka ją zaniepokoiła na tyle, że myślała tylko o tym, co ma do powiedzenia.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Jeszcze przed dzisiejszym spotkaniem ze swoją przyjaciółką próbowała, naprawdę mocno próbowała ułożyć sobie to wszystko w głowie w odpowiedni sposób. Prawda, nie żyła przecież z tym specyficznym poczuciem obojętności pierwszy rok i mogła się spodziewać, że to będzie jej główna - o ile nie jedyna - reakcja i owszem, mogła próbować z tym walczyć, mogła próbować zrobić cokolwiek, ale raczej pozostawało to jedynie w sferze tych rzeczonych prób, trochę niczym mocno grzecznościowa forma dostosowania się do społecznych norm. I między Bogiem a prawdą pewnie niespecjalnie by się tym przejęła. Grace swego czasu żartowała, czego odbiorcą był bodajże Dick, że jeśli chcesz zainteresować czymś Ainsley Atwood, musisz się umówić na minimum jeden sezon w przód. A najlepiej, to jakbyś poczekał ze cztery. I może o ile jej mężowi nie dane się było o tym przekonać, wszak o niego troszczyła się i martwiła jak o nikogo innego, tak już w przypadku całej reszty społeczeństwa to świetnie wpisywało się w realia. Tym razem jednak jej dosyć, no cóż, chłodne podejście zostało wręcz zderzone z tym, jak to wszystko przeżywa Julia i to był zapewne pierwszy moment w historii, kiedy zrobiło się jej naprawdę głupio z powodu tego, że pewnych rzeczy nie potrafi czuć tak jak inni. Najchętniej więc w miarę możliwości porzuciłaby temat, zapewne zasługując już na dożywotni, wątpliwie zaszczytny tytuł królowej śniegu. Czemu więc się tak nie stało?
Kiedy więc Julia mówiła, delikatnie kiwała głową góra - dół, niby twierdząco, a niby tak jakby przyjmowała cały zestaw tych wiadomości. Wiadomości w całym ogóle tak przerażających, że nawet pomimo swojego całego podejścia nie była w stanie objąć tego rozumem. Jak można w taki sposób skrzywdzić, nie wróć - regularnie krzywdzić - drugiego człowieka. Niewyobrażalne.
- Biedna dziewczyna - zaczęła, ale nie przerywała Julii bardziej, kiedy ta mówiła dalej. Miała zapytać, czy przypadkiem to próbował sprowokować nie przerodziło się w cholernie bardzo sprowokował, bo zdawało jej się, że to drugie mogła połączyć z odpowiednim obrazkiem wyrytym w swojej pamięci, w końcu przez cały okres, kiedy brat Desiree występował na jej orbicie w związku z jego przyjaźnią z jej mężem, w tak, cóż, charakterystyczny sposób wyglądał tylko raz. - Jeśli odpowiednio łączę kropki, od tamtego momentu nie minęło już trochę czasu? Jezu, facet musiał się do tego przygotowywać miesiącami - i to już w ogóle było dostatecznie przerażające, że gdzieś tam po świecie nadal łazi sobie taka jedna gnida, której umysł jest w stanie dopracować plan w swoich skutkach tak tragiczny, że zapewne nie jeden autor kryminału chętnie by się nim poczęstował, wypisując w całym swoim talencie bestseller. Czemu tylko nie pomyślała, że takich osób może być więcej?
Pewnie dlatego, że Julia wyraźnie rozpromieniła się, kiedy zaczynała mówić o jej - wróć, ich wspólnym wyjeździe z Aidenem na weekend. Ainsley musiała przyznać, że już dawno nie widziała tego czegoś w jej oczach, kiedy opowiadała o jakimkolwiek przedstawicielu płci przeciwnej i chyba dlatego też zrobiło jej się głupio, że ona sama nie umie podejść do całego ich związku (nie-związku?) entuzjastycznie. Cóż, trzydzieści kilka lat już obraca się w końcu po tym padole łez i pewien obraz zarówno ojca jak i jego przyjaciół, ze swoim najdroższym (dobre sobie) teściem na czele, zdążył się jej już nakreślić. I niespecjalnie była w stanie uwierzyć w to, że wśród tych wilków ktoś okaże się być dobrotliwą owieczką.
- Tak, zdecydowanie to nadal brzmi na nie-prowadzanie się - odpowiedziała z teatralnym przekąsem, choć musiała przyznać, że również się w jakiś sposób na to wspomnienie ich weekendu uśmiechnęła. W końcu chciała dla swojej przyjaciółki szczęścia i tego co najlepsze, więc skoro ona tym szczęściem aż promieniowała, nie była w stanie zareagować inaczej. - I lojalnie tylko przypominam, że nie poza-tym-uje się ze mną. Mów, mów, nie przeszkadzaj sobie - zaśmiała się lekko. Z jednej strony była wyjątkowo ciekawa jej dalszych rewelacji, zresztą jak zwykle kiedy tylko miały okazję się ze sobą widzieć. Z drugiej, nadal gdzieś pod czaszką na samo skojarzenie, że nowym chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki jest reprezentant tego samego gatunku co lord Atwood albo chef Remington, wyskakiwała jej wielka czerwona flaga i robiło się lekko słabo.
Czy powinna zatem ugryźć się w język?
- Ale nic już. Bywam uprzedzona do ludzi, nie przejmuj się mną - machnęła do kompletu ręką. Cóż, Ainsley bywała panią-marudą od psucia innym frajdy, ale wyjątkowo chyba nie zamierzała realizować się w swojej specyficznej roli akurat dzisiaj.
Nie mogła wiedzieć jak wątłe to będą postanowienia.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Czasami pragnęła nie przeżywać tego tak bardzo. Nie chodziło nawet o sytuację z Desiree, która za sprawą Flanna dotykała ją osobiście i nie było możliwości, by podejść do tego inaczej. Nie, miała na myśli swoją wrażliwość w ogóle, która była nieodporna na ludzkie tragedie i krzywdy. Julia nigdy nie potrafiła przejść obok kogoś potrzebującego pomocy obojętnie i była w stanie wiele poświęcić dla innych. Czasami jednak odbijało się to rykoszetem na niej, a nawet sztalugi malarskie nie mogły pomieścić tej wrażliwości, z którą podchodziła do ludzi. Obiecywała sobie, że to ostatni raz, na próżno. Ciągle podobne dramaty wyszarpywały jej nerwy, a sytuacje, których była świadkiem, wymagały reakcji.
Nie potrafiła inaczej.
Sama przeszła piekło i choć pod tym względem była dyskretna i nie zwierzała się nikomu, jednocześnie dbała jak nikt, by jej najbliżsi nigdy nie doznali przynajmniej ułamka tego, co ją zahartowało tak bardzo. Jak wielka to była walka z wiatrakami przekonywała się dziś, gdy nie poznawała nie tylko swojego przyjaciela, ale i człowieka, z którym spędziła udane pięć lat. Miała wrażenie, że przecież znają się na wylot, a ten wylot właśnie rozbił się o to przed czym ich oboje postawiono.
Była to jedna z tych prób, wobec których nawet Julia Crane czuła się jak bezsilna, mała dziewczynka i jeszcze to bardziej ją demotywowało i sprawiało, że przeoczyła nawet komentarz Ainsley. Jeden z tych, które padały zawsze w tego typu sytuacjach i nie oddawały absolutnie niczego, ale przecież nie winiła panią Remington za mało wylewne reakcje. Znała ją na tyle, by wiedzieć, że do wszystkiego podchodzi zupełnie po brytyjsku (choć Szkoci to akurat z łatwością burzyli krew) i na chłodno. Po części zazdrościła jej takiego zachowania, a po części zdawała sobie sprawę, że wynika ono głównie z tego, że raczej z Flannem nie przepadali za sobą, więc to nie był jej ból.
Julia musiała patrzeć inaczej.
- Tak, kilka miesięcy temu. To było jakoś po waszym weselu, spotkałam ich w knajpie i zabrałam Dillona od tego człowieka - i chciała jej powiedzieć, że potem ten sam człowiek winił ją za to pobicie siostry, ale rozmowa z Aidenem dała jej szerszy kontekst dla tej sytuacji, więc nie chciała ortopedy winić. Nie, gdy nadal jego siostra przebywała w tak kiepskim stanie w szpitalu. - Myślę, że musiał dowiedzieć się o Flannie i czekał tylko na stosowną okazję, by ją dopaść. Mam nadzieję, że teraz policja dopadnie jego - i już otwierała usta, by jej powiedzieć o Vinnim, ale temat jakoś (nie)bezpiecznie zahaczył o Thompsona i nie w głowie Julii był brat, gdy wspominała upojny weekend, który przerodził się w dość śmiałe deklaracje. Po prostu nie była jeszcze gotowa o tym mówić i dotyczyło to wszystkich przyjaciół, więc wzruszyła tylko ramionkami.
- Mam ponad trzydzieści lat, nie będę czekać aż poprosi mnie o chodzenie - parsknęła na jej słowa i już myślała, że wszystko się ułoży i sobie poplotkują na temat mężczyzn, gdy nagle doszedł do niej tekst o uprzedzeniu drogiej Ainsley. Tak znienacka i tak okrężny, że miała ochotę wstać i przewrócić stół, by dziewczyna wreszcie się ogarnęła i zaczęła mówić prosto z mostu, co jej na wątrobie leży. Najwyraźniej działo się coś poza świadomością Crane i chciała to usłyszeć od pani Remington.
- Do kogo ty jesteś uprzedzona? Do Aidena? - uściśliła. - Bo jeśli chodzi o to, że jest odrobinę starszy, dla mnie to kompletnie nie ma znaczenia - zauważyła. Po weekendzie nawet wiedziała, jaka różnica jest między nimi i nadal nie uważała tego za coś złego czy wykluczającego. Po tygodniu, gdzie przyjeżdżał wieczorem do niej i upewniał się, że zaśnie, miała w stosunku do niego najlepsze przeczucia. Weekend zaś pozwolił im się poznać fizycznie i na wspomnienie tych odkryć Julii miękły kolana, więc po jej winie można było zauważyć, że to będzie trudna przeprawa, choć jak na razie pytała mocno delikatnie.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Im więcej jej przyjaciółka dzisiejszego popołudnia mówiła, tym mocniej ona sama nabierała przekonania w jak dziwnej, jak specyficznej relacji przyszło im funkcjonować. Bowiem była przecież bardziej niż pewna że Julia jest jej bliższa niż przedstawiciele jej własnej rodziny, czasem w końcu nawet żartowały że są jak siostry z innych matek, stąd ten brak fizycznego podobieństwa. Nagle jednak jak na dłoni, dotkliwie wręcz odczuła, że ich przyjaźń nie jest typową przyjaźnią dwóch kobiet, które zwierzają się sobie wzajemnie absolutnie z wszystkiego, a z wydarzeniami z życia tej drugiej są tak na bieżąco, że można byłoby to nazwać gorącą linią.
Nie, wręcz przeciwnie, Julia teraz zupełnie nonszalancko opowiadała o raczej dosyć gorących wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, bez choćby cienia żenady że jej przyjaciółka może poczuć się zirytowana niewiedzą na ich temat. Jak miałaby niby to zrobić, kiedy i o swoich prywatnych (bo zawodowe są jednak raczej ogólnodostępne w mediach) sprawach nie wynurzała się specjalnie chętnie, a już na pewno nie w momencie w którym zaczynała mieć coraz większe wątpliwości co do swojego pobytu tutaj, a co dopiero do całej reszty. Westchnęła ciężko, bardziej jednak do swoich własnych myśli niż do tego o czym Julia właśnie opowiadała. Zupełnie nie umiała się na tym skupić, co pewnie nie było żadną nowością, tym bardziej nie dla Crane, która w życiu Ainsley została wyciągnięta do tego zaszczytnego grona osób naprawdę bliskich, więc raczej oswojonych z tym, że w jej systemie nie zainstalowano takiej aplikacji jak empatia. Co więcej miałaby więc powiedzieć? Sprawa wydawała się być beznadziejna od samego początku, nie była żadnym ekspertem, by rościć sobie prawa do konieczności roztrząsania tego jeszcze raz.
Zaśmiała się więc w głos, słysząc zdanie przyjaciółki o tym, że nie będzie czekać aż ktoś poprosi ją o chodzenie.
- Czemu nie? Masz trzydzieści lat, nie osiemdziesiąt - ale uśmiechnęła się delikatnie do tej wypowiedzi, bo jej wyobraźnia podsunęła jej odpowiedni obrazek w postaci jej najdroższej Grace, wraz z nadal świeżoupieczonym mężem, ledwo po której? piątej? szóstej rocznicy ślubu? Na Boga, ci ludzie byli po siedemdziesiątce! - To byłoby... urocze? - kontynuowała jednak, nie wchodząc w nadmierne szczegóły, w końcu i tutaj nie była żadną ekspertką. Jej związek z Adamem zadział się sam, tak właściwie niewiadomo jak i niewiadomo dokładnie kiedy, a Dick? Dick miał magiczne umiejętności sprawiania że stawała się jego ot tak, tak jak stoi, o czym przekonał ją... zdecydowanie za dużą ilość razy i właśnie uśmiechała się do tej myśli w ten szczególny sposób, zdradzający jasno, że myśli się o kimś dla siebie wyjątkowo ważnym.
Po czym jednak cały czar prysł, a ona sama poczuła się dziwnie zirytowana tym, że akurat Julia mogła wziąć ją za na tyle małostkową, by przejmowała się czymś tak banalnym jak wiek. Wiek to tylko liczba, wszędzie tak tłuką.
- Och, na litość Boską - prawie jęknęła, co pozwoliło na jakieś for God's sake rodem z sitcomu. - Adam był ode mnie ile lat starszy? Siedem? - tak, ten znak zapytania na końcu oznaczał, że w jej ślicznej główce odchodzi właśnie skomplikowana matematyka związana z odejmowaniem rocznika od rocznika. - I, Jezu, jest. Przecież żyje i ma się pewnie całkiem dobrze - mruknęła z pewnego rodzaju niechęcią, którą niczym jak jakąś gorzką pigułkę przepiła winem. Przepisanie alkoholem problemów wszak jest zawsze najbardziej odpowiednim wyjściem. - Nie chodzi mi o wiek. Raczej o... dobór towarzystwa? Wiesz, po prostu nie ufam mężczyznom z towarzystwa mojego ojca. A im bliżej jego samego są, tym gorzej - wzruszyła delikatnie ramionami i tak, miała nadzieję że dla Julii taka informacja będzie wystarczająca, bo owszem, Ainsley mogła znać biegle jakieś cztery języki, ale nie znała takiego, a którym miałaby wytłumaczyć akurat Julii Crane, że kto jak kto ale ona nie pasuje do roli laleczki, którą można się chwalić przed kumplami w przerwach między nowym Astonem a Rolexem.
Już mistrz James Brown śpiewał, że świat został stworzony dla mężczyzn i najwyraźniej nadal była to prawda uniwersalna.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak naprawdę w życiu Julii Crane działo się tak wiele, że trudno byłoby za tym i tak nadążyć. Wiedziała, że mało kto próbował i nie miała z tym najmniejszego problemu, bo przecież od nastoletniego życia była zakodowana do życia w pojedynkę. Bywali mężczyźni (oraz kobiety), którzy zazwyczaj zmieniali na trochę jej zwyczaje, ale koniec końców najwłaściwiej czuła się jako wolny strzelec. Przyjaźnie traktowała równie nonszalancko zostawiając sobie ogromną przestrzeń. Jedynie Flann umiał jakoś wyłamać się z tego schematu, ale przez wspólną pracę i tak spędzali ze sobą tyle czasu, że pewne kwestie nawet nie wymagały dyskusji. Za to Ainsley zanikała, zwłaszcza od czasów tego niefortunnego ślubu i nie miała jej wprawdzie tego za złe, ale musiała stwierdzić, że nie pochwalała tego wyboru.
W przeciwieństwie do pani Remington wolała się po prostu zdystansować.
Zaśmiała się jednak, bo zdała sobie z czegoś sprawę.
- Wiesz, że nikt nigdy mnie nie poprosił o chodzenie? Miałam to osiemnaście lat i nie usłyszałam tych słów- parsknęła. - Wszystko się jakoś działo samo z siebie i teraz też mam wrażenie, że lepiej jest tak, gdy oboje zachowujemy się jak dorośli i nie wypowiadamy tych słów- ale mimo wszystko coś wiążącego podczas tego weekendu musiała się wydarzyć, bo uśmiechała się całkiem promiennie i była gotowa przyznać, że jednak z Aidenem na dobre zamknęli etap, w którym łudziliby się, że zostaną przyjaciółmi.
Przyjaciele nie wiedzą jak smakują jak śpiewała Cabello i na samo wspomnienie tego jak akuratna jest ta fraza Julii Crane zrobiło się gorąco, choć może chodziło bardziej o słowa Ainsley, które poruszyły w niej nieznaną dotąd strunę.
Nie, nie braku zaufania do Thompsona, którego poznała w zgoła innych okolicznościach, ale faktu jak bardzo ten ich świat jest skupiony na mężczyznach i jak bardzo to oni rozdają karty przerzucając się kobietami jak laleczkami, którymi można się chwalić.
A może to chodziło o to, że jej przyjaciółka myślała, że upadłaby do takiego poziomu, by któremukolwiek mężczyźnie na to pozwolić?
- Nie widzę w Aidenie kogoś z grona twojego ojca- odpowiedziała spokojnie. - Jak go znam to raczej jest daleki od jego wartości. Poza tym, nawet jeśli okazałby się jednym z nim to serio myślisz, że dałabym się wmanewrować w bycie jego bibelotem? Ja? Daj spokój, on dobrze wie, że mną nie da się w ten sposób pokierować. Jest na to zbyt inteligentny i doświadczony- musiała jednak ugryźć się w język, bo przez przypadek zdradziłaby Ainsley, że po dwóch żonach wie swoje, a to zapewne nie byłoby dobrą rekomendacją dla mężczyzny, którego zamierzała bronić.
Nie z powodu weekendu, który spędzili w swoich ramionach, bo Crane nadal była sobą i wiedziała jak mężczyźni pogrywają, by dostać to, czego pragną, ale z powodu wydarzeń sprzed roku, gdy ujęła ją jego bezinteresowność i chęć udzielenia jej pomocy, zwłaszcza gdy dowiedział się, że jest w ciąży. Tyle, że Ainsley o tym nie wiedziała i właśnie to uderzyło Julię, że jakoś od powrotu do Lorne Bay nie ułożyło jej się na tyle, by powiedzieć przyjaciółce nawet nie o samym poronieniu co o ciąży, która miała być początkiem zmian w jej życiu, a okazała się jedną z tych bardziej bolesnych lekcji, która teraz mimowolnie stanęła jej przed oczami.
- Pomógł mi. Gdy ty pojechałaś do Dicka, wsiadł w samochód i przyjechał, bo wiedział jak bardzo to wszystko było wyczerpujące. Był przy mnie, gdy wracałam ze szpitala i nie mogłam oddychać ze zdenerwowania. To on potrafił sprawić, bym zasnęła i nie oczekiwał niczego w zamian, więc do cholery, nie porównuj go z Atwoodem- dopiero teraz się zirytowała czując jak to bardzo jest krzywdzące dla samego Aidena.
ODPOWIEDZ