właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
001.
Niejednokrotnie ogarniały go wyrzuty sumienia, że postanowił wrócić do Lorne z czysto egoistycznych powodów, które wydawały mu się swego czasu w pełni uzasadnionymi potrzebami, które Carson powinna zrozumieć. Niejednokrotnie też był bliski temu, aby wybrać jej numer i spróbować z nią porozmawiać, bo regularnie docierało do niego, jak bardzo niezdrowe i popieprzone było to, że od kilku miesięcy nie rozmawiał ze swoją żoną. Czasami też otwierał stronę z biletami lotniczymi, aby zarezerwować miejsce online i wrócić do Londynu, aby wyjaśnić sobie sprawy i poukładać wszystko twarzą w twarz, bo do końca tak naprawdę obydwoje nie wiedzieli, na czym stoją. Niestety, były to tylko chwilowe momenty zawahania, które szybko spychał na bok, ostatecznie unosząc się dumą i nie robiąc nic. Jakby to co najmniej nie on zachował się jak idiota, podejmując paskudnie samolubną decyzję i obrażając się na nią, że nie chciała podjąć takiej same. I jakby to on, a nie Carson, był tutaj głównym pokrzywdzonym, który został postawiony praktycznie przed faktem dokonanym.
Prawda była taka, że wiedział, że przed wyjazdem nie był najlepszym mężem — nie potrafił się odnaleźć w sytuacji, w której nie miał swojego zajęcia, bo wcześniej praca była czymś, co mocno nadawało jego życiu kierunek i wydawała się być czymś bardzo stałym, tak samo jak kierunek jego kariery, który nagle się urwał, jakby okazało się, że ta droga, którą się poruszał przez ostatnie dekady była ślepą uliczką. Postanowił jednak najwyraźniej podnieść sobie poprzeczkę w kategorii najgorszy mąż roku i zamiast próbować pogodzić ich potrzeby i plany, spakował się i wyjechał. A potem postanowił nie zmądrzeć, tylko zamiast tego kupił dom, przejął warsztat i układał sobie wszystko tak, aby tutaj zostać.
Informacja o tym, że Carson jest w miasteczku była dla niego dużym zaskoczeniem i początkowo podejrzewał, że to jakiś żart. Mało zabawny, ale mimo wszystko żart. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie przyjechała tutaj dla niego ani nawet przez niego. Nie miał prawa się o to irytować, jednak robił to. Tak samo, jak wściekał się, że nie dała mu znać zupełnie, że rzeczywiście jest w Lorne. Wielce obrażony odezwał się do niej sam, żeby skorzystać z tej okazji, że była na miejscu i może co nieco sobie wyjaśnić. A może wręcz przeciwnie, pogorszyć jeszcze bardziej ich sytuację? Trudno stwierdzić, bo nie miał zielonego pojęcia, jak się zachować i jak zareaguje na jej widok, gdy szedł na to spotkanie, czując się tak, jakby miał spotkać się z jakąś obcą mu praktycznie kobietą, a nie własną żoną.
Cześć — przywitał się, gdy znalazł się na miejscu, najwyraźniej chwilę po niej, siadając naprzeciwko. — Czyli jednak to nie żaden głupi żart Twojego brata i naprawdę przyleciałaś do Lorne — stwierdził z lekkim przekąsem, przyglądając się jej uważnie z miną, której chyba on sam nie potrafiłby nazwać, gdyby zobaczył ją w lustrze. Kotłowało się w nim w tym momencie strasznie dużo emocji. I to w dodatku trudnych emocji, a on często nie potrafił sobie poradzić nawet z tymi najprostszymi.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
001.
Break the news - you're walking out
to be a good man for someone else
W pewnym sensie jednak Carson przyjechała tu przecież przez niego. Dlatego, że odkąd wyjechał, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w Londynie. Natłok pracy pomagał tylko na początku - pozwalał jej oderwać myśli, ale nie zmieniał tego, że ostatecznie i tak wracała do pustego mieszkania. Mieszkania, które przecież nigdy dotąd nie było tylko jej, zawsze było ich wspólne: ta nagła zmiana sprawiała, że czuła się kompletnie zagubiona. A do tego smutna i sfrustrowana. Czasami była tak wściekła i rozżalona, że irytował ją nawet widok faceta choć trochę podobnego do Joeya, którego mijała w aptece, a w inne dni - czuła się zraniona i chyba trochę upokorzona tym, że okazała się niewystarczająca. Niezależnie od sytuacji pogodowo-emocjonalnej w Londynie, jedno pozostawało bez zmian: nie miała pojęcia, jak to się robi. Powinno być przecież jakiejś miejsce, do którego odkłada się wszystkie te rzeczy: całą miłość, jaką kogoś darzysz, wszystkie elementy składające się na wspólne życie i przedmioty, które zostały po tym związku (te, które nie zmieściły się już do walizki z powodu ograniczeń linii lotniczych) tak samo jak z początkiem wiosny chowasz kurtki i szaliki, bo nie są ci już dłużej potrzebne.
Z całą pewnością nie przyjechała tu jednak dla niego. Nawet jeśli sam powiedział jej, że planuje polecieć do Lorne Bay, chyba jakaś jej część dalej nie była w stanie w to uwierzyć, bo brzmiało zbyt absurdalnie. A nawet gdyby naprawdę zupełnie mu już odbiło i siedział w rodzinnym mieście (scenariusza z kupnem domu, warsztatu i psem nie była w stanie sobie nawet wyobrazić, a pamiętajmy, że Carson utrzymywała się w dużej mierze z wyobrażania sobie różnych rzeczy), to ona chyba zbyt długo mieszkała w Londynie, gdzie nie znała nawet najbliższych sąsiadów. Przed przyjazdem tutaj po prostu wmówiła sobie, że przecież nie są bohaterami serialu, nie będą więc wpadać na siebie na ulicy. Z tego powodu nie zamierzała ani odzywać się do swojego męża, ani spotykać się z nim w Lorne w ciągu tych kilku tygodni. Początkowo planowała twardo trzymać się tego planu i odmówić, gdy Joey się do niej odezwał, ale postanowiła chyba nie być Michaelem Scottem, który wskakuje do pociągu (ani Joaquimem, który opuścił kontynent).
Właśnie dlatego siedziała teraz w kawiarnianym ogródku i była trochę spięta, za lekko się ubrała i miała grzywkę, którą zrobiła sobie dopiero po rozstaniu. Przyglądała się Joeyowi bez słowa, aż wreszcie po prostu wzruszyła ramionami, jakby chciała mu pokazać, co sądzi o jego powitaniu i żartach Oscara. - Nie domyśliłeś się, kiedy umówiłam się z tobą na spotkanie w Lorne? - spytała tylko, bo widocznie postanowiła niczego mu nie ułatwiać. Sięgnęła po kubek i szybko odstawiła go z powrotem, gdy uświadomiła sobie, że chwyciła ten, który robił jej za popielniczkę, a filiżanka z kawą stała obok. Rozejrzała się, zagryzając wargi (ktoś tu chyba unikał kontaktu wzrokowego…), wypuściła powietrze ze świstem i poinformowała: - Na początku roku zwalniam mieszkanie w Londynie, więc jeśli chciałbyś zabrać coś jeszcze z domu, to… to prawdopodobnie dobry moment.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
W jego głowie nie było to coś, co w ogóle powinien rozpatrywać jako prawdopodobne. Zakładał automatycznie, że jeśli miało być to jakkolwiek związane z jego osobą, to tylko po to, aby porozmawiać o rozwodzie. Co miałoby oczywiście sporo sensu, skoro nie chcieli być związkiem na odległość, mając na tyle rozumu, żeby wiedzieć, że trudno trwać w małżeństwie, skoro mieszkali aktualnie na dwóch różnych kontynentach. I choć w jego przypadku wszystko było nowe i wszystko było częścią tylko jego życia, to wcale nie było mu łatwiej pogodzić się z tym wszystkim. W końcu jeszcze nie tak dawno to ona była najważniejszą częścią jego życia i przychodziły momenty, zdecydowanie dłuższe niż wskazuje to określenie, w których naprawdę mocno przygniatała go świadomość, że teraz już nic nie jest ich. A nawet jeśli coś zostało, to raczej po to, aby się tego stopniowo pozbyć. Sama myśl o tym sprawiała, że żołądek mu się zaciskał i czuł się jeszcze gorzej, niż na co dzień, gdy udawał, że jego pomysł był świetny i że udaje mu się żyć pełnią życia, dusząc tak naprawdę to wszystko w sobie, bo był zbyt dużym idiotą, aby się przyznać. Przed sobą, przed innymi i przede wszystkim przed nią.
Atmosfera, jaka panowała między nimi, gdy zajmował miejsce przy tym samym stoliku co ona, była taka, jak się spodziewał, ale i tak trudno uznać, że był na to przygotowany. Dzień był ciepły, jak to w okresie wiosennym w Australii, a on i tak poczuł jakiś ogarniający go chłód, który wcale nie był związany z cieniem, jaki rzucał na ich miejsce duży parasol. Przyglądał się jej być może nieco zbyt uważnie, wyłapując każdą zmianę w jej wyglądzie czy mimice, chociaż przecież nie powinno go to już ani trochę interesować, prawda? On zmieniał swoje życie, ona zapewne swoje, skoro żyli osobno.
Była to nie najgorsza wskazówka, ale siłą rzeczy miałem pewne wątpliwości — rzucił nieco gorzko, uśmiechając się do niej krzywo. Być może były to dość zuchwałe słowa z jego strony. Co najmniej, jakby sugerował, że to on nie mógł na niej polegać, bo to ona postanowiła spierdolić na inny kontynent, zostawiając go, gdy on nie wyraził chęci spełnienia jej zachcianki. Chociaż oczywiście on uważał to za potrzebę, a to oczywiście była znacząca różnica.
Okej — skinął lekko głową, marszcząc na moment brwi w wyrazie lekkiego zaskoczenia, którego też nie powinien odczuwać. To chyba logiczne, że nie chciała dalej mieszkać w ich mieszkaniu, tylko wolała mieć coś, co nie było wspólne w żaden sposób. — Dam Ci znać, jak zastanowię się, czy na pewno nic ważnego tam nie zostawiłem — dodał, starając się zabrzmieć w miarę możliwości neutralnie, jakby wcale nie wzbudziło to w nim jeszcze więcej uczuć i emocji. — Co zamierzasz dalej? — zapytał, całkiem zadowolony wewnętrznie z tego, jak niedbale i nonszalancko udało mu się zabrzmieć w tym momencie. Nie było to łatwe do osiągnięcia.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
Już od kiedy była bardzo młoda, martwiła się tym, że trudno było ją polubić. Nie miała problemu z podtrzymywaniem przyjaźni, ale z nawiązywaniem nowych znajomości: ze sprawianiem wrażenia kogoś sympatycznego, do kogo warto zagadać i z wykonywaniem pierwszego kroku. Wiedziała o tym, dlatego zawsze, gdy nadchodziły duże zmiany - jak rozpoczęcie nowej szkoły, wymiana studencka, przeprowadzka do innego miasta - gdzieś z tyłu głowy czaił się strach, że w nowym miejscu zostanie zupełnie sama. Nawet jeśli byłaby to wyłącznie jej wina: Carson na samym początku potrafiła być dość… onieśmielająca. Nie jak ktoś, kogo się boisz, ale jak ktoś, przy kim nie chcesz zrobić z siebie idiotki. Trzymała dystans, nie starała się podtrzymywać rozmowy, była przemądrzała i oceniająca.
To nawet trochę śmieszne, że tak samo, jak zdarzało jej się zachowywać przy niedoszłych znajomych, zachowywała się teraz przy facecie, z którym spędziła prawie jedną trzecią życia. Ale Joey, który właśnie zjawił się przy jej stoliku, był równocześnie znajomy i zupełnie obcy, dlatego zanim zdążyła się zorientować, odruchowo napięła mięśnie. I w żaden sposób nie zareagowała na jego zaczepkę, nawet nie wywróciła oczami - zamiast tego po prostu wzięła łyka kawy.
Rozejrzała się wokół, wciąż unikając kontaktu wzrokowego (co wyglądało bardziej, jakby Carson go lekceważyła niż jakby ją krępował, kiedy bliższe prawdy było to drugie) i nagle powiedziała: - Oprócz mnie - zabrzmiało to trochę jak pytanie, a trochę nie. Mogła jeszcze zrezygnować i udać, że wcale nic nie mówiła, ale zamiast tego spojrzała prosto na Joeya, robiąc tę samą minę co zawsze, gdy naśmiewała się z rzeczy, z których nie powinna żartować: wciąż dość poważny wyraz twarzy, ale w jej oczach błysnęło rozbawienie. - Zastanowisz się, czy nie zostawiłeś w Londynie niczego ważnego oprócz mnie? - powtórzyła. No cóż, ostatecznie to było jej złamane serce, chyba mogła przynajmniej z tego zażartować. Pokręciła głową na znak, że wcale nie musi odpowiadać i wyprostowała się na krześle, nagle znów trochę bardziej odległa niż chwilę wcześniej.
Położyła sobie dłonie na kolanach, ukrywając ręce pod stolikiem. Mocno zacisnęła palce na swoim przegubie: często to robiła, gdy się denerwowała i nie chciała, by Joey teraz to widział.
- Wypiję kilka kaw w Lorne Bay, wrócę do Anglii, przeprowadzę się i… i będę robiła wszystkie te rzeczy, o których nie musisz opowiadać swojemu byłemu - tu postawiła kropkę. Nie była w stanie nazywać go byłym mężem, ale mówienie o partnerze czy facecie też zupełnie jej nie pasowało.
Ścisnęła drugi przegub, policzyła do pięciu i puściła. Uniosła obie ręce na blat stolika i zaczęła bezmyślnie przesuwać palcem po filiżance. - Mogę ci zadać pytanie? - spytała swoją kawę. - Oczywiście nie musisz mi odpowiadać, ale… jest coś, co mnie męczy - przyznała. Podniosła wreszcie głowę i uśmiechnęła się, w pełni świadoma z tego, że właśnie naraża się na bycie idiotką. - Zostałbyś w Londynie, gdybym cię poprosiła, żebyś został?
Ostatecznie przecież tego nie zrobiła: próbowała go przekonać, że wyjazd do Lorne to głupi pomysł, denerwowała się na niego i od początku stawiała sprawę jasno: nie rusza się z Londynu i nie będzie się bawiła w małżeństwo na odległość. Ale nie poprosiła go nigdy, żeby został po prostu dla niej - skoro Carson wtedy wydawało się, że nie jest w stanie wyjechać tylko po to, by uszczęśliwić Joeya.
I nie dawało jej to teraz spokoju: czy wystarczyłoby, gdyby przełknęła dumę i poprosiła.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
Jeśli jeszcze jakiś czas temu ktoś zapytałby go o to, czego jest w życiu absolutnie pewien, bez wahania odpowiedziałby, że tego, że zna swoją żonę. Że potrafi odczytać jej zachowanie i sposób formułowania zdań, że dostrzega rzeczy, które dla innych wydawały się zupełnie nieistotne i wie, jak je interpretować. Spędzili ze sobą w końcu wiele lat, a on przez ten czas ciągle chciał ją poznawać — czasami bardziej, a czasami trochę mniej, gdy ich uwaga była pochłonięta przez bardziej egoistyczne potrzeby i kwestie, takie jak budowanie kariery. Ta wiedza na jej temat była całkiem przydatna w wielu sytuacjach i w tej chyba również powinna. Jednak trudno było mu z niej w tym momencie korzystać i nie poddawać jednocześnie tego wszystkiego, co o niej wiedział, pod wątpliwość. Niepewność, czy tak naprawdę rzeczywiście dobrze się znali, była bardzo paskudnym uczuciem. Przez ostatnie miesiące pozostawała ona gdzieś z tyłu, cicho szepcząc mu do ucha głupoty, gdy miał gorszy dzień i dopadał go kryzys, ale teraz zdawało się to grać główną rolę w tym spotkaniu, wpływając na to, jak odbierał jej gesty, mimikę i słowa, i na to, jak on sam zachowywał się wobec mniej. Jakby nagle okazało się, że są zupełnie kimś innym, niż wzajemnie o sobie myśleli. Trudno chyba jednak było się temu dziwić, skoro w czasie, gdy był pewien, że może powiedzieć, że ją zna, wydawało mu się również, że pewne jest to, iż zawsze sobie poradzą i ich małżeństwo będzie trwać. Teraz trudno było uznać, że rzeczywiście to się udało.
Zacisnął usta na chwilę, zaczepiając kelnerkę, aby zamówić kawę i odwrócić uwagę od Carson, zachowującej się w sposób, który był dla niego w tym momencie niekomfortowy. I chociaż częściowo zdawał sobie sprawę z faktu, że najzwyczajniej w świecie zasługiwał na jej lekceważącą postawę, to jednak jego duma i ego nie potrafił do końca tego przełknąć, oczekując mimo wszystko jakiegoś szacunku. Jakby to, że przecież się do niej odezwał, chociaż powinna to zrobić ona, bo to ona pojawiła się tu nagle i bez zapowiedzi, i na pewno nie dla niego, było wystarczającym odkupieniem win. Jego brew lekko drgnęła, jednak ostatecznie wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę, gdy padły z jej strony słowa, które w pewien sposób, mimo swojej prostoty, był dość mocno bolesne, jakby mocniej docierało do niego za ich pośrednictwem, że oprócz niej tak naprawdę nie chciał zabierać z Londynu już nic więcej.
Nie zostawiłem Cię w Londynie — stwierdził, starając się brzmieć w miarę możliwości neutralnie, chociaż chyba w efekcie wyszło to bardziej obojętne, niż planował. I niż powinno, bo zupełnie rozmijało się to z tym, co czuł. — Po pierwsze, nie jesteś rzeczą, żebym mógł Cię gdzieś zostawić — przypomniał jej, jakby co najmniej sama miała o tym zapomnieć. — A po drugie to Ty postanowiłaś zostać — dodał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta wyrzutu. Chociaż trudno było stwierdzić, czy związane było to z tym, że rzeczywiście wybrała Londyn, czy może jednak z tym, że wypominała mu swoją decyzję, jakby była jego winą. — Ale skoro takie postrzeganie sprawy jest dla Ciebie wygodniejsze… — dodał, wzruszając ramionami, odwracając wzrok od siedzącej naprzeciwko kobiety, aby podziękować kelnerce za postawioną przed nim kawę. Napił się z filiżanki, nie patrząc na swoją żonę i nie komentując w żaden sposób jej odpowiedzi na zadane chwilę wcześniej pytanie. Nie miał chyba na to nic do powiedzenia, bo co byłoby odpowiednie? Pogratulowanie jej świetnego planu na życie bez niego, w który nie zamierzała go (całkiem słusznie, z obiektywnego punktu widzenia) wtajemniczać? Zwrócił wzrok ku niej dopiero, chwilę później, unosząc brwi w pytającym geście, dając jej jednocześnie znać tym, że jeśli chce, może kontynuować. A gdy faktyczne pytanie rzeczywiście padło, przez kilka długich sekund milczał. Jakby musiał tę kwestię przemyśleć, chociaż tak naprawdę potrzebował chwili na to, aby ukryć zaskoczenie, że w ogóle ją to interesowało.
A to ma jakieś znaczenie? — odbił piłeczkę, robiąc unik, zamiast odpowiedzieć wprost, skoro przecież sam się nad tym wielokrotnie zastanawiał i zawsze dochodził do tych samych wniosków.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
Co to w ogóle za bzdura - pomyślałaby Carson, gdyby wiedziała, nad czym zastanawia się Joey. To, że ją zna, wydawało jej się sprawą zupełnie oczywistą: jasne, że ją zna.
W sposób zupełnie zwyczajny, codzienny: wiedział, jaką piła kawę, czy lubiła długo spać, jaki film mógł jej się spodobać albo co jej kupić podczas zakupów spożywczych. Ale też w taki sposób, który chyba trochę odzierał z intymności: wszystkie te kace, miesiączki, przeziębienia czy grypy żołądkowe, które nagromadziły się przez ostatnich dziesięć lat. Płakanie ze śmiechu, ale też z frustracji. Urządzanie sceny z istotnego powodu lub tylko dlatego, że od rana zdążyła wypić dwie kawy, ale niczego jeszcze nie zjadła. Wszystkie te historie, pozbawione większego znaczenia, które opowiadała mu przy porannej kawie, wciąż z czerwonym śladem po poduszce odciśniętym na prawym policzku - to znaczy: przy jego porannej kawie, Carson zwlekła się z łóżka tylko po to, by trochę z nim posiedzieć, nim Joey pójdzie do pracy - albo tuż przed spaniem, gdy jej wzrok przyzwyczajał się do patrzenia na niego w mroku sypialni.
Zawsze dawało jej to duże poczucie komfortu: znał ją, a mimo to dalej ją kochał. A teraz? Chyba była w stanie zaakceptować to, że przestał ją kochać: oczywiście, że ją to bardzo zabolało, ale na poziomie racjonalnym potrafiła to zrozumieć. Poznali się dawno temu, gdy - z perspektywy czasu - była jeszcze dzieciakiem i mogło się zdarzyć tak, że teraz, trzydziestoletnia, nie była kimś, kogo Joey potrzebował obok siebie. Tak się po prostu zdarza, nawet jeśli żadna ze stron nie ma złych intencji. Ale, na litość boską, niech teraz nie twierdzi, że jej nie zna, skoro to była zwyczajna bzdura.
Przekrzywiła lekko głowę, gotowa mu przypomnieć, że przecież ona tylko żartowała (nawet jeśli wciąż wydawało jej się, że Joey powinien zdawać sobie z tego sprawę po dziewięciu latach), ale coś w jego tonie ją powstrzymało. Nie rozumiała, co tu się dzieje: nie poznawała go i z każdą chwilą coraz bardziej czuła, jak traci grunt pod nogami. Nienawidziła czuć się zagubiona (nawet jeszcze bardziej niż tego, gdy ktoś postanawiał poprawiać ją w kwestiach gramatyczno-leksykalnych), ale w odpowiedzi jedynie zacisnęła wargi. I choć wiedziała, że wdawanie się teraz w pyskówki to prawdopodobnie najgorszy możliwy pomysł - i tak jej to nie powstrzymało. - Razem postanowiliśmy - powiedziała z naciskiem. - Lata temu. We dwoje postanowiliśmy, że zostajemy w Londynie, więc nie będę cię teraz przepraszać za to, że nie zamierzałam zmieniać całego naszego życia przez twój kaprys - wciąż nie umiała postrzegać tego w innych kategoriach. Rozumiała (a przynajmniej twierdziła, że rozumie…) potrzebę zmiany, zmęczenie pracą, a nawet porzucenie jej na rzecz czegoś nowego, ale dlaczego mieliby przenosić się do Australii, żeby Joey mógł sobie posurfować? Naprawdę nie mógł iść na basen w pobliżu ich londyńskiego mieszkania?
I chyba to nawet dobrze, że akurat teraz dostał swoją kawę, bo to pozwoliło Carson złapać oddech. Zupełnie dosłownie: wzięła dwa głębokie oddechy, próbując sobie przypomnieć, że wciąż są w miejscu publicznym, więc nie powinna podnosić głosu. Gdyby nie to, pewnie chuj by ją strzelił (to nie był moment na żadne poetyckie metafory), gdy usłyszała od niego, że patrzy na ich rozstanie w sposób wygodniejszy dla niej samej. Jeszcze jeden głęboki oddech. Wyciągnęła paczkę papierosów i zapaliła jednego. Kiedy po przyjściu do kawiarni poprosiła kelnerkę o dwa kubki - jeden z kawą, a drugi jako popielniczka - nikt nie zaprotestował, dlatego uznała, że widocznie może tu palić.
W odpowiedzi na jego pytanie wydała z siebie ten dziwny odgłos, jeden z tych, które mogą być zarówno śmiechem, jak i pogardliwym parsknięciem. Oczywiście, że to miało znaczenie: choćby takie, że Carson - przynajmniej przez krótką chwilę - była gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co się stało. Zmienić punkt ciężkości: bo może jednak nie chodziło o to, co Joey zrobił, ale o to, czego nie zrobiła ona. Ale dłużej nie miała już na to siły.
- Nie mogę - odparła po prostu. Nachyliła się lekko nad stolikiem, przez co włosy opadły jej na twarz, a ona pokręciła głową, nim znów się wyprostowała. - Nie mogę - powtórzyła, patrząc prosto na niego. I nie chciała. - Nie będę tu z tobą dłużej siedziała i się przerzucała. Jeśli chcesz dalej tkwić w Australii, obrażony na cały świat, to proszę bardzo. Mam tylko nadzieję, że wiesz, że w twoim wieku to już się robi zwyczajnie żenujące - mogłoby to być nawet śmieszne, biorąc pod uwagę jej upodobanie do słowa żenujące, gdyby nie to, że Carson odsunęła krzesło, najwyraźniej gotowa po prostu odejść.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
Gdyby wiedzieli, co im w głowach siedzi ich życie zapewne byłoby prostsze i bardziej skomplikowane jednocześnie. Wiele problemów, jak chociażby to, na czym aktualnie stoją i jaki mają stosunek do siebie nawzajem, byłoby o wiele łatwiejszych do rozwiązania, ale nie da się ukryć, że niosło to za sobą komplikacje na innych polach. Nie było to też niestety możliwe, bo żadne z nich (na szczęście) nie miało takich zdolności, więc należało się pogodzić z tym, że ona nie pozna jego obaw i powodów, dla których się zachowywał głupio albo bardzo głupio tak długo, jak sam jej ich nie wyjaśni i odwrotnie. I chociaż oczywiście, przez lata zebrał bardzo dużo istotnych informacji na jej temat, odkrywając jej osobę w różnych okolicznościach, gdy przechodziła przez dobre momenty i przez te zdecydowanie gorsze, to jednak w aktualnych okolicznościach i tak bardzo łatwo było mu poddać to pod wątpliwość. Jakby potrzebował jakiegoś wytłumaczenia na to wszystko, dlaczego tak bardzo i tak łatwo się pomylił, zakładając że zdecyduje się przyjechać tu razem z nim, żeby mogło to dalej być ich życie, a nie jej i jego zupełnie osobno. I jakby miało pomóc mu to we wmówieniu samemu sobie, że tak naprawdę kochał nie ją tak naprawdę, a w jakimś wyobrażeniu o niej, które okazało się nie być w stu procentach prawdziwe.
Prychnął lekko pod nosem, unosząc kąciki ust w krzywym uśmiechu, który przemknął przez jego twarz, zatrzymując się na niej przez dosłownie kilka sekund. — Tak, postanowiliśmy razem lata temu — zgodził się z nią, a jego ton głosu był zupełnie pozbawiony jakichkolwiek emocji. Przedstawiał w końcu bardzo suchy fakt sprzed wielu lat. — Te lata temu są tutaj kluczowe, sporo się od tego czasu zmieniło — przeżyli wiele kłótni o wszystko i o nic, godzili się niezliczoną ilość razy, aby po każdej burzy móc utwierdzać się w przekonaniu, że są w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Poznawali nowych ludzi, z którymi spędzali czas w czasie i po pracy, ale mimo to zawsze i tak wracali do domu, aby chociaż trochę pobyć ze sobą. Zmieniały się ich ulubione metody parzenia kawy, a jedno ulubione danie zostawało zastępowane przez inne, ich kariery nabierały rozpędu, dając im czasami ogrom satysfakcji po to, żeby innym razem frustrować do granic możliwości. Przybywało im lat, zmieniały się marzenia czasami tak po prostu, a czasami dlatego, że udało im się część z nich spełnić i miejsce na liście można było wypełnić czymś innym. I najwyraźniej jego potrzeby zmienił się na tyle, że był zupełnie różne od tego, jakie miała ona. — Najwyraźniej ja zmieniłem się na tyle, że postanowiłem zacząć ulegać swoim egoistycznym kaprysom — dodał jeszcze, a w jego głosie dało się w tym momencie wyczuć już irytację. Zacisnął szczęki, czując się zupełnie przez nią nie rozumiany, co było bardzo bolesnym uczuciem. Chociaż tak naprawdę nie do końca uzasadnionym, bo przecież nigdy do końca nie wyjaśnił jej, co czuł w tej kwestii. Wcześniej nie wiedział jak, teraz chyba po prostu nie potrafił i nie widział w tym sensu, skoro dla niej był to zwykły kaprys.
Nie możesz czego, Carson? Odpowiedzieć na to pytanie mi czy sobie? Czy po prostu przyznać, że tak naprawdę gówno Cię to interesuje, bo przecież jestem rozkapryszonym typem, który w tym wieku zachowuje się jak gówniarz? — zapytał nieco zbyt ostrzej niż planował, pochylając się nieco w jej stronę i kładąc ręce na stoliku, aby się o niego oprzeć. — Nie zaciągnąłem Cię na to spotkanie siłą i nie będę Cię też na nim siłą trzymał, ale nie pieprz mi teraz, że to ja jestem obrażony na cały świat i zachowuje się żenująco, skoro to Ty tu przyjechałaś i nawet nie miałaś zamiaru się do mnie odezwać — słowo żenująco nie zostało przez niego zaakcentowane w tej wypowiedzi przypadkiem, jak mogła się domyślić. Zrobił to całkiem świadomie, jakby celowo chciał ją dodatkowo wzburzyć.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
Oczywiście, że miała go już dosyć. Można też uznać, że miała dosyć raczej tej rozmowy niż samego Joeya, ale prawda mogła leżeć gdzieś w środku. Nigdy nie była szczególnie dobra w konfrontacjach, zwłaszcza tych, do których dochodziło twarzą w twarz, a ona nie mogła wszystkiego sobie spisać w jakimś edytorze tekstu, a po namyśle całość skrócić o połowę i trochę zredagować. Przed chwilą udowodniła zresztą, że niewiele się w tej kwestii zmieniło, skoro Carson była gotowa odejść, gdy tylko zaczęło robić się nieprzyjemnie. A to sprawiało, że wcale nie było tak łatwo się z nią pokłócić: bo gdy inni byli gotowi wykrzyczeć wszystko, co sądzą, byle tylko oczyścić atmosferę, nawet gdyby miało to zranić drugą osobę, Carson wszystko w sobie dusiła i wycofywała się przy pierwszej okazji.
I jeszcze jeden - dość niefortunny, była gotowa to przyznać - nawyk. Przecież jej głównym zajęciem było pisanie książek. Można to było traktować poważniej (jako sposób bycia w świecie i radzenia sobie z nim) albo mniej (jako zwykłe gryzmoły, które powinna rzucić i zająć się czymś poważniejszym), ale to wytworzyło w Carson bardzo konkretny mechanizm obronny. W tych trudniejszych momentach nie tylko robiła dwa kroki do tyłu, chowając się w swojej skorupce - tej hodowanej od dzieciństwa, gdy mówiono jej, że przecież dziewczynkom nie wypada się złościć - ale też zaczynała patrzeć na tę sytuację i tę rozmowę z dziwacznego dystansu, jakby byli co najmniej bohaterami jej kolejnego opowiadania.
Wiedziała, że to nie było ani zdrowe, ani pomocne, dlatego z czasem nauczyła się na niego złościć - mniej więcej wtedy, gdy zaakceptowała, że Joey faktycznie ją kocha i nie zamierza zostawiać Carson, jeśli tylko podniesie głos. Ale teraz zupełnie mu już nie ufała, dlatego mocniej wcisnęła się w swoje krzesło, krzyżując nogi pod siedzeniem (pilnowała się bardzo, by nawet przypadkiem go nie dotknąć, tworząc między nimi także fizyczny dystans) i przyglądała mu się spokojnie, jeszcze przez chwilę nic nie mówiąc. Chciała wziąć głęboki oddech, ale nie mogła, bo czuła bolesny ucisk na wysokości przepony.
- O zobacz - powiedziała wreszcie, przypominając sobie, że w dłoni wciąż trzyma zapalonego papierosa. Strzepnęła popiół do pustej filiżanki i dodała: - A więc zostaliśmy tą parą, która wydziera się na siebie w kawiarni - trochę było w tym niedowierzania, a trochę ironii. Zaciągnęła się, a wolną dłonią założyła sobie włosy za ucho, bo nie wiedziała, co powinna zrobić z ciałem. Spróbowała odetchnąć raz jeszcze. Bez większego skutku. - Mój ojciec tutaj mieszka - przypomniała mu. Nie wiedziała, co dokładnie usłyszał od jej brata, ale już samo to uważała za wystarczająco dobry powód, by mogła przyjeżdżać do Lorne, kiedy tylko chciała. - Więc nawet jeśli to ci się nie podoba, to nie będę unikać Australii do końca życia, czasami będę go odwiedzać. A skoro się rozstaliśmy, nie sądziłam, że muszę informować każdego byłego o tym, że dokądś jadę. Ale jasne, pomyślę o tym, może po prostu zbiorę was wszystkich w jakiś newsletter i będę wysyłała maila, kiedy będę opuszczać Londyn - nie próbowała nawet ukryć ironii, a w dodatku celowo nazywała go teraz jednym z byłych, jakby chciała go wrzucić do jednego wora z chłopakami, z którym chodziła przez trzy miesiące w liceum. Tak było jej zwyczajnie łatwiej: wmówić samej sobie, że to po prostu kolejne rozstanie. Nic, z czym by sobie nie poradziła.
I tę dzisiejszą kawę też przetrwa.
Zaciągnęła się po raz kolejny, próbując sobie przypomnieć, o czym jeszcze chciała z nim pogadać. Powiedziała mu już o mieszkaniu, ale nie miała siły zaczepiać go teraz w sprawie rozwodu. Odchyliła się nieco na krześle, żeby nie dmuchać na niego dymem, a gdy znów na niego spojrzała, spytała: - Chcesz odzyskać pierścionek? Nie mam go teraz, ale jeśli chcesz, mogę zwrócić, nie ma sprawy.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
Jeśli miała ochotę, to oczywiście mogła odpalić sobie edytor tekstu, aby przeczytać to, co sobie przygotowała na to spotkanie — albo przygotować się tak na następne, jeśli do niego dojdzie w innych okolicznościach, niż podpisanie papierów rozwodowych. Chociaż do tego chyba nawet nie musieli siebie oglądać wzajemnie, jeśli nie chcieli. Problem polegał na tym, że nawet jeśli niesamowicie go w tym momencie wkurzała i frustrowała go tym, że niby była zaraz obok, ale jednocześnie poza jego zasięgiem, to i tak chciał ją oglądać. I jakoś zupełnie nadal nie brał pod uwagę tego, że to miało się skończyć tak definitywnie, bez możliwości powrotu, bo zamkną ten rozdział z mniejszą lub większą (raczej to pierwsze) klasą i każde pójdzie w swoją stronę, układać sobie życie na innym kontynencie. Dlatego między innymi nawet nie wymamrotał niewyraźnie pod nosem słowa rozwód z nadzieją, że go nie usłyszy, nie mówiąc już o tym, żeby poruszyć ten temat wprost: głośno i wyraźnie. Gdy wychodził z domu miał okropne poczucie, że to niemal pewne, że ta rozmowa będzie kręcić się wokół tego tematu, bo to chyba jedyne, co jeszcze jakkolwiek ich łączy. Jednak ona nie szła w tym kierunku i on też nie potrafił. I nie chciał, co chyba było ważniejsze.
Czuł się niesamowicie niekomfortowo, gdy siedzieli naprzeciwko siebie. Nie mógł powiedzieć, że zachowywali się jak obcy dla siebie ludzie: znali się na tyle, że poruszali aspekty ich relacji w taki sposób, aby zabolało, czego świetnym przykładem było to, co powiedziała chwilę później, wrzucając go do worka ze wszystkimi innymi byłymi. Ale jednocześnie ten dystans wydawał się zupełnie nienaturalny, tak bardzo inny od tego, do czego mimo wszystko byli przyzwyczajeni przez tyle lat, że nie do końca potrafił się odnaleźć.
Prychnął pod nosem na jej słowa, bo zirytowały go chyba mocniej niż miały. Albo niż on chciał, żeby go zirytowały. — Och to straszne — mruknął, nachylając się, aby wziąć swoją filiżankę i napić się łyka kawy. — Lepiej byłoby dusić wszystko w sobie i nie powiedzieć nic, hm? — zapytał nieco złośliwie, powstrzymując się przed przewróceniem oczami z irytacją, gdy tylko w głowie próbował przewidzieć jej reakcję. Zamiast tego zacisnął usta, słuchając jej dalej bez słowa, czując jak w środku zbiera się w nim coraz większy ciężar, przygniatający go dość boleśnie i jednocześnie wpędzający go po prostu w gniew. Bo z jednej strony wiedział, że robi to celowo i nie powinien traktować tego do końca poważnie. Ale z drugiej… Skoro celowo robiła to, aby go zranić i zdeptać też jego dumę, to chyba nie było tutaj o czym rozmawiać.
O ile mi wiadomo nie masz żadnego zakazu bywania na kontynencie i w miasteczku, więc śmiało — odpowiedział szorstko, chociaż nie do końca skupiał się na tych słowach. — Ale jeśli wrzucasz nasze małżeństwo do jednego worka z Twoimi dawnymi związkami polegającymi na obmacywaniu się przy szkolnych szafkach w liceum, to zdecydowanie nie musisz mnie zapisywać do żadnego newslettera — dodał, starając się brzmieć możliwie jak najbardziej neutralnie. Wyszło tak dobrze, że jego głos nie zdradzał żadnych emocji i brzmiał po prostu pusto. Tak przynajmniej mu się wydawało.
Po co miałbym go chcieć? — to pytanie wydało mu się zupełnie absurdalne i pozbawione sensu. Nie był jednak nigdy fanem komedii romantycznych, więc może nie wiedział, że dramatyczne kobiety lubiły rzucać pierścionkami w byłych. Bo o tym, że Carson bywała dramatyczna, to oczywiście wiedział. — Pierścionek jest Twój, zrób z nim co chcesz — wzruszył ramionami. — Z obrączk zresztą też — dodał, nie patrząc w tym momencie na nią, tylko na bliżej nieokreślony punkt ponad jej ramieniem, gdzieś w oddali.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
Przecież zupełnie nie chodziło o to - nie miała zamiaru ranić Joeya. Jasne, cała ta sprawa była jeszcze zbyt świeża i zbyt bolesna, żeby Carson była gotowa uznać, że jest ponad to, może zachowywać się jak dorosła i załatwić to wszystko z klasą. Ale nie chciała też z premedytacją go krzywdzić: wszystko, co teraz robiło, miało raczej na celu obronienie samej Carson. Chowała się za ironicznymi komentarzami i wbijała mu szpilki, bo bała się, że inaczej zwyczajnie by się rozpadła. A bardzo nie chciała robić tego przy nim - nie tutaj i nie teraz. Nie zamierzała się do tego przyznać - bo to było dość małostkowe z jej strony, dobrze zdawała sobie z tego sprawę - ale była wręcz zirytowana tym, jak Joey dobrze wygląda. Podświadomie wciąż liczyła na to, że spotka go w tym Lorne Bay nieszczęśliwego - tylko tyle. Nie musiał nawet żałować rozstania z Carson, wystarczyło, by ten wyjazd w niczym mu się nie przysłużył. A on wyglądał na całkiem zadowolonego z obecnego życia (oczywiście wyglądał też na kogoś, kto wylądował przy kawiarnianym stoliku ze swoją byłą i jest doprowadzany do szewskiej pasji, ale wcąż nie był to ten wrak człowieka, na jakiego liczyła Carson), czego trudno było jej nie traktować inaczej niż jak osobistą potwarz.
- Przeszkadza ci to? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie odnosząc się jednak do tego, czy to faktycznie było lepsze rozwiązanie. - Skoro tak, oby twoja druga żona się tak nie zachowywała - przynajmniej nie udawała, że jego pierwsza tak nie robi, hm?
I tak, zdarzało jej się często o tym myśleć w ostatnim czasie. Leżąc wieczorem w żenująco pustym łóżku ignorowała podcast kryminalny, który włączyła do snu i wyobrażała sobie, kim będzie jego nowa partnerka. Joey znajdzie sobie kogoś fizycznie podobnego do Carson czy przeciwnie, tym razem wybierze drobną blondynkę? Szybko weźmie z nią ślub czy, Czy ona też będzie lubiła gotowanie i tworzenie list? A może będzie jego zupełnym przeciwieństwem i będzie gardzić nie tylko sitcomami, ale też żelkami? To - a także palenie - było jej ulubionymi masochistycznymi rozrywkami w ostatnim czasie: wyobrażanie sobie, jak Joey tłumaczy jakiejś obcej lasce, kiedy zrobił sobie konkretny tatuaż.
Pokręciła głową i powiedziała: - To nie moja wina - oczywiście, że nie jej, przecież przyznanie tego nie przeszłoby jej przez gardło. - To, że jesteś moim jedynym byłym mężem, więc nie mogę wam zrobić porządnego newslettera. Tak się złożyło - a Carson miała na tyle przyzwoitości, by nie dodawać zaraz, że jeśli coś się zmieni, doda go do mailingu. Bez problemu wyobrażała sobie różne nowe związki Joeya, ale była nimi zainteresowana o wiele bardziej niż swoimi własnymi. Nie umiała sobie nawet wyobrazić, że miałaby iść z kimś na randkę.
- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. Wzruszyła ramionami i na swoje usprawiedliwienie dodała: - To mój pierwszy raz - nie miała doświadczenia, a nie chciała zostać jakąś złodziejką pierścionków. - Oczywiście nie zamierzam teraz rozliczać się z tobą z wszystkiego, co sobie kiedykolwiek daliśmy, po prostu… ten pierścionek dostałam na bardzo określonych warunkach: wzięłam go, bo zgodziłam się zostać twoją żoną. Dlatego pomyślałam, że teraz mógłbyś chcieć go odzyskać - kiedy to racjonalizowała w ten sposób, właściwie dało się to wytrzymać. Pokiwała głową, słysząc jego odpowiedź. - Okej - powiedziała trochę głupio, a po chwili, chyba tylko po to, żeby w ogóle się odezwać, powtórzyła: - Okej. To co, napiszesz mi, jeśli będziesz chciał coś z domu? - spytała, wstając. Poczuła niezręczność tego, że nazwała ich wspólne mieszkanie domem, ale nic już nie mogła z tym zrobić. Zgasiła więc swojego papierosa w pustej filiżance, polizała Joeya po nosie i zostawiła go w tym ogródku.

joaquim w. monaghan

/zt x2, buzi
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
ODPOWIEDZ