architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo dobrze, nawet biorąc pod uwagę pobudkę o niedorzecznie wczesnej porze, jaką była piąta rano. Tak właściwie to wcale nie musiała wstawać tak wcześnie, choć może inaczej - nie musiałaby, gdyby wczoraj do późnej nocy nie pieprzyła z Alfiem o wszystkim i o niczym, zupełnie tak jakby to miała być ich ostatnia wspólna chwila na konwersację. Całość zakończyli wymyśloną naprędce zabawą w prawdę czy wyzwanie. I tak po kilku raczej niezobowiązujących pytaniach i udzielonych na nie odpowiedziach, przyszedł czas kiedy padło pierwsze wyzwanie, i wybrał je Alfie. Poczuła się odrobinę okradziona z własnego pomysłu, ale przecież nie będzie kręcić nosem, szybko więc wymyśliła jakieś podchwytliwe. Zaskocz mnie. Wspólnie doszli jednak do wniosku, że wyzwania na odległość to nienajlepsza opcja, temat zdawał się więc umrzeć śmiercią naturalną i wkrótce skończyli rozmowę. Potem jeszcze wymieniła odpowiednią (czytane jako: bardzo dużą) liczbę wiadomości z Harper - również o wszystkim i o niczym, i tak nad ranem padła niczym najdoskonalsza imprezowiczka. Najdoskonalsza imprezowiczka, która zapomniała dokończyć swojego ostatniego projektu, a gwoli ścisłości nanieść na niego poprawki. A jako, że klient nie zamierzał zmieniać daty ich jutrzejszego (wróć, już d z i s i e j s z e g o) spotkania, musiała to zrobić wczesnym rankiem. Jako, że na takich sztuczkach zjadła już zęby przez cały okres swojej dotychczasowej edukacji, udało się jej to zaskakująco szybko, resztę czasu więc poświęciła na robieniu się na bóstwo. O stałej porze wyszła w końcu z domu, i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły jej, jak cudowny będzie miała dzień. Słońce świeciło radośnie, zielone światła zdawały się zapalać wręcz na życzenie, autobus przyjechał na czas, nie był przepełniony, nikt jej nie zaczepiał i dotarła na miejsce nieniepokojona niczym. Dzień w pracy również był spokojny, klient bez zająknięcia przyjął projekt z naniesionymi na niego poprawkami, w biurze nie działo się zupełnie nic choćby leżącego obok irytującego ją, nawet udało się jej wyrwać wcześniej - co do tej pory nie zdarzało się wcale często. I znowu, światła zdawały się cudownie zmieniać na zielone, autobus wcale nie uciekł, mogła zająć sobie dowolne miejsce - wszystko było wręcz jak zaczarowane, co rysowało na jej twarzy coraz szerszy uśmiech niesamowitego zadowolenia.
Spokojnie dotarła do domu i po odstawieniu całego festiwalu z przeszukaniem torebki na wylot w poszukiwaniu kluczy, kiedy w końcu wcisnęła je w zamek, stwierdziła że drzwi wcale nie są zamknięte. Była jednak bardziej niż pewna, że rano je zamykała, nawet pomimo jej całego dobrego dnia. I oczywiście, jak przystało na kobietę niezależną, samodzielną i odważną, weszła do środka jak gdyby nigdy nic, przecież nie mogłaby się bać żadnego włamywacza?
A już na pewno nie, kiedy okazywał się nim Alfie, w najlepsze przygotowujący dla nich obiad? kolację? Cały stres z niej zszedł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i wyszczerzyła się w ten jeden, specjalny sposób. Nie sądziła, że chłopak tak serio potraktuje ich wczorajszą grę i jednak postanowi ją zaskoczyć. Przeciągnęła spojrzeniem po całym - niedużym jednak - pomieszczeniu i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jak mogła się w nim nie zakochać? Postanowiła jednak jeszcze bardziej podjąć rękawicę, więc zamiast jakiegoś dzień dobry rzuciła tylko zaczepnie:
- Wyzwanie. Też wybieram wyzwanie - i podeszła do niego zdecydowanym krokiem, od razu wtulając się w niego mocno, po czym lekko uniosła głowę i cmoknęła go lekko w brodę: - Nie mogłeś mi zrobić lepszej niespodzianki - bo czy było w jej życiu cokolwiek lepszego niż ich relacja? Czy był w jej życiu ktoś, kto stawał się ważniejszy?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Rzadko udawało mu się zdobyć tak wiele czasu dla siebie. Zazwyczaj obowiązki wygrywały z każdym aktem prywatnego życia i musiał pogodzić się z tym, że tak będzie przez dłuższy czas. Niektórzy specjaliście przestrzegali go nawet, że ten stan utrzymuje się do emerytury, na którą jednak mało który chirurg się wybiera. Musiał więc oswoić się z faktem, że stan zmęczenia w jego życiu jest stanem permanentnym i już nie będzie lepiej.
Kiepska prognoza dla dwudziestolatka, którym był, choć prawda była taka, że ostatnio wręcz chciwie wykorzystywał każdą chwilę na pracę próbując zabić myśli, które pojawiły się w jego głowie po spotkaniu z matką. Nieudanym, bo odkąd lady Buxton przyznała, że doskonale zdawała sobie sprawę z jego obecności, poczuł się jak uderzony w policzek. Myślał, że jest w stanie się z nią (nimi, choć jego ojciec wcale się nie mieszał) pogodzić i powrócić do dawnego status quo, ale obecnie nic na to nie wskazywało. Wręcz przeciwnie, dosłownie cały się przed tym wzbraniał pierwszy raz myśląc już o wyprowadzce z domu na serio i znalezieniu mieszkania. Skoro miał być samodzielny to nie mógł i nie chciał pół życia spędzić na łódce rodziców, nawet jeśli jacht zapewniał mu wszystko wygody. Był jednak ich, ale Alfie stawał na nogi. Z trudem i prawdopodobnie później niż reszta jego rówieśników, ale skoro był stanowczy, wiedział, że sobie poradzi.
O tym wszystkim (i nie tylko) chciał porozmawiać (i nie tylko rozmawiać) ze swoją dziewczyną. Był jednak świadom tego jak mało ostatnio czasu jej poświęca i jak te ich kradzione chwile są cenne, więc gdy padła propozycja, by ją zaskoczyć, obmyślił swój plan sprytnie wykorzystując klucz, który mu wręczyła jakiś czas temu.
Nie umiał gotować, wręcz był potwornie kiepski w tym fachu, ale skoro miała być kolacja to stwierdził, że pasta i dobre wino załatwią wszystko. Tak przynajmniej podawali w telewizji jeszcze, gdy miał czas na śledzenie tych wątków. Może i teraz się zmieniło i zrobi z siebie głupka przed Sage, ale postanowił przynajmniej spróbować obficie podlewając sos winem, by zabić smak nie do końca dobrze dobranych przypraw. Jak widać, starał się, ale za efekty nie odpowiadał, choć zapach był zacny i powoli mógł oswoić się z myślą, że tak zwyczajnie mogłoby być zawsze. Tak w końcu działało wśród zwyczajnych par- zamieszkiwali razem, dzielili się budżetem, stawali się dla siebie wsparciem. To tylko jego matka uważała to za zbytek nowoczesności i forsowała wśród swoich dzieci przekonanie, że jest w tym coś zakazanego i grzesznego ignorując fakt, że sama była jedną z tych zakłamanych…
Mógłby tak długo i dopiero przerzucanie z irytacją makaronu uświadomiło mu jak bardzo jest zdenerwowany, więc z szerokim uśmiechem spostrzegł, że jego ulubiona dziewczyna właśnie przekracza próg mieszkania i nagle wszystko staje się jasne.
- To wcale nie chodziło o wyzwanie - a może nie do końca takie jasne, bo poczuł się w obowiązku, by jej to wszystko powoli wyartykułować. - Chciałem zrobić coś miłego, skoro oboje mamy wreszcie czas i przy okazji o czymś pogadać - pewnie mógłby to łagodniej ubrać w słowa i nie przerazić ją przy okazji na śmierć, ale sam najwyraźniej był w gorącej wodzie kąpany i źle wychodziło mu formułowanie takich zagadnień.
A przecież głównie w tym wszystkim chodziło o całkiem miłą kolację.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Omal się nie zaśmiała, kiedy tak szybko przeszli od zupełnie radosnego powitania - wszak niespodziankę mógł uznać za wyjątkowo udaną, choć była bardziej niż pewna, że ten aromat mieszanki ziół, który dziś zafundował w jej kuchni, zostanie w tym pomieszczeniu jeszcze długo po tym, jak ona sama się stąd wyprowadzi - do poważnej (zapewne jedynie w jej odczuciu) informacji o tym, że powinni o czymś porozmawiać. Bowiem, owszem, zrobiła w pierwszym odruchu dość wielkie oczy, ale szybko postanowiła wrócić do swojej zwyczajnej, raczej bardziej normalnej mimiki twarzy. Odsunęła się od niego minimalnie, przez chwilę przyglądając nadal temu jak skutecznie nadal walczy w makaronem, po czym, z lekkim roześmianiem słyszalnym w głowie powiedziała:
- To musimy porozmawiać na wstępie powinno brzmieć a. niepokojąco, b. bardzo niepokojąco czy c. bardzo bardzo niepokojąco? Muszę się odpowiednio przygotować - mówiła głosem tak poważnym, że aż w teatralny sposób przerysowanym, jednak na sam koniec na jej buzi najpierw zaczął kiełkować delikatny, acz odrobinę cwany uśmiech, który zwiększał się i zwiększał, aż w końcu przeszedł w słyszalny śmiech. Zgarnęła z szuflady wolny widelec i przechyliła się odrobinę by spróbować, nadal przygotowywanego przez swojego chłopaka dania. Przegryzła kawałek przygotowywanej przez niego pasty, zauważając, że faktycznie jego romans z przyprawami dzisiejszego dnia przeszedł wszelkie oczekiwania, ale przecież nie było wcale tak, aby przygotowany przez niego makaron był jakiś niezjadalny, prawda? Poziom zawodowych kucharzy, jakiegoś Ramseya z Remingtonem to to pewnie nie był, ale czy nie każdy od czegoś zaczynał, prawda? Po kieliszku wina wejdzie jak woda. No, może po trzech tych kieliszkach.
Uśmiechnęła się jednak znów szeroko i szczerze:
- Czy powinnam się przebrać w coś bardziej eleganckiego? Może nakryć do stołu? Pomóc ci cokolwiek? - zaczęła rzucać chyba wszystkimi możliwymi pytaniami, jakie właśnie przynosiła jej ślina na język. Z jednej strony przecież nie chciała być żadną księżniczką, która wielce wraca z pracy i teraz będzie jedynie leżeć i pachnieć. Z drugiej, chciała mu mocno pokazać, jak bardzo docenia jego pomysł, gest i ogół starań, które doprowadziły go do pichcenia im dzisiaj wspólnej kolacji. Im dłużej mu się jednak przyglądała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że cała sprawa ma jakieś drugie, może nieukryte ale jeszcze na pewno nieodkryte dno i może jednak zamiast wybierać dwa pasujące do siebie talerze (pssst: nie gwarantowała, że się znajdą), powinna raczej zainteresować się tym tematem? Z partyzanta - w ramach takiego niewerbalnego komplementu - zakręciła się znowu, żeby uszczknąć jeden widelec zawartości z przygotowywanego przez niego jedzenia, po czym wpakowała tyłek na kawałek wolnego blatu gdzieś obok kuchenki i przemówiła ponownie:
- A tak całkiem serio, o co chodzi? O czym chcesz porozmawiać? Coś się stało? - na moment poczuła się jak jakaś taka nie do końca dorobiona kopia zawodowej policjantki, co ukryła delikatnym zawstydzeniem i pewnie minimalnie zarysowanym na policzkach pąsem. Rozejrzała się więc, chcąc to chyba w jakiś sposób ukryć i tym tropem dojrzała przyniesioną przez Alfiego butelkę wina. Skinęła głową w jej stronę i lekko rozbawiona dodała jeszcze: - I obiecuję, że to będzie ostatnie pytanie, ale otworzyć? Polać? Okej, były dwa... - matematyka najwyraźniej w niektórych momentach przestawała być mocną stroną Sage Gilmore, ale to wszystko była wina tylko i wyłącznie Alfiego.
Dla niego w końcu straciła głowę, czyż nie?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Tak właściwie wcale nie chciał jej przerazić. Zupełnie nie było to w jego intencji i nie starał się tak zabrzmieć. Zwyczajnie jednak uważał, że skoro są w związku (a byli i to w całkiem udanym) to najwyższa pora zachowywać się jak dorośli ludzie i rozmawiać na temat wszystkiego, co dzieje się w ich życiu. Wprawdzie jeszcze nie dotarł do etapu, w której opowiedziałby jej przebieg kłótni z matką, ale obecnie był całkiem temu bliski. Z tego też powodu musiał użyć tych zakazanych słów i zaśmiał się, gdy zrozumiał jak Sage je odebrała.
- Spokojnie, to nie tak, że z tobą zrywam, bo masz nieporządek w szafie - parsknął i machnął ręką. Był przekonany, że będzie wręcz na odwrót i to ona zerwie z nim, gdy zrozumie, że z gotowania miał zaledwie dwóję i to na szynach, bo każdą potrawę podlewał dostateczną ilością wina. Dostateczną do tego, by się nabzdryngolić samymi oparami i nie szukać w tym daniu walorów smakowych, rzecz jasna.
To był całkiem ambitny plan w wykonaniu pana doktora, więc gdy jego dziewczyna zadała mu to pytanie, odpowiedź mogła być jedna. Zapatrzył się na nią.
- Lubię, gdy zakładasz ładne sukienki - głównie dlatego, że wtedy z łatwością mógłby z niej je ściągać, ale nigdy nie był aż tak dosadny, więc jedynie uśmiechnął się w jej stronę porozumiewawczo. Nie zamierzał pozwolić jej przejmować sterów w tej kuchni, bo słowo się rzekło i to on miał tutaj gotować, więc był gotów użyć ścierki. - Idź mi już z tym próbowaniem, a sio! - rzucił ze śmiechem, ale gdy nie udało mu się jej odgonić, uśmiechnął się lekko i pozwolił jej zająć miejsce na blacie.
Wiedział, że ta fraza o konieczności rozmowy wywołała w niej popłoch i choć miał początkowo ochotę od razu ją uspokoić, powoli dochodził do niego ten mały chochlik, który sugerował mu, by tę kwestię odciągnąć jeszcze w czasie, choćby po to, by obserwować jak ładnie się denerwuje. Nie było przecież rzeczy, która Sage nie robiłaby w tak piękny i wyjątkowy dla niego sposób.
- Powiedziałem ci. Najpierw kolacja - odrzekł równie tajemniczo i był gotów już przysiąc, że pewnie jego słowa wywołały u niej prawdziwy popłoch, co jeszcze bardziej nakręcało go do tego, by skupić się na dokończeniu kolacji.
Wprawdzie za jej smak i całą resztę nie odpowiadał, ale starał się jak mógł, by było dostatecznie romantycznie, więc na jej propozycję rozlania wina skinął głową i wreszcie wybuchnął śmiechem.
- Hej, przestań się tak stresować. Niedługo pobijesz rekord domysłów, podczas gdy weszłaś do otwartego domu i nawet przez chwilę nie zainteresowałaś się tym, że nie wiem, mogę być włamywaczem? To chyba ważniejsza kwestia, a nie to czy mam ci coś ważnego do przekazania. Coś mam, ale najpierw chcę zwyczajnie zjeść kolację z moją dziewczyną - i podszedł do niej, by wreszcie musnąć ustami jej wargi.
Nie mógł nic poradzić na to, że mógł mu się ten makaron nawet przypalić, a on stęsknił się za nią jak za nikim i musiał jej to okazać.

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Powinna być bardziej domyślna, a przynajmniej rozwinąć w sobie tą cechę na tyle, by wiedzieć że jej chłopak nie mógł mieć złych zamiarów rzucając w eter luźną pochodną złowieszczego musimy porozmawiać. Jak i z tego, że później będzie mógł mieć najczystszego rodzaju frajdę z tego, że oba się tak szybko i tak bardzo na to nakręciła, że nie umiała pozbyć się tej natrętnej myśli z głowy. Co było całkiem zabawne - i zupełnie niezrozumiałe w jednej chwili - bo przecież nie zrobiła nic złego, prawda?
Chyba, że można pod to podciągnąć delikatne zasunięcie mu w ramię jej drobną dłonią zwiniętą w piąstkę. Zasłużył!
- Ej, nie mam żadnego nieporządku w szafie! - pisnęła, aby dodatkowo zaznaczyć swoje oburzenie. Jej nowy dom w końcu nie był zagracony żadnym nadmiarem mebli, a te które się tu znalazły i tak wydawały się być mocno przypadkowe, nie mogła sobie więc do kompletu pozwolić na jakiś wielki, artystyczny rozgardiasz, choć może biorąc pod uwagę jej mniej lub bardziej liczne wycieczki w kierunku jakiegokolwiek zainteresowania sztuką, można byłoby na to machnąć ręką i uznać, że takim ludziom ten rodzaj rozgardiaszu po prostu przystoi. - Powiedz mi lepiej co z moją komodą - zarzuciła mu z zaczepnym uśmieszkiem, jak i delikatnym cmoknięciem. Nie, żeby sprawa była jakoś wielce paląca, wszak nie było tak że jakoś cudowniemorzestawala się mieścić ze swoimi gratami w tym co miała już na ten moment, zresztą wiedziała, że jak mężczyzna obiecuje, że coś zrobi to zrobi. I wcale nie trzeba mu co pół roku przypominać. Chyba że facet jest jej biologicznym ojcem i miał jakąś dożywotkę w zapominaniu o tym, że w jakiejś australijskiej dziurze zostawił kobietę i dwie własne córki. Ale sic!
- A ja lubię gdy mi to mówisz - przysunęła się ponownie by prawie wymruczeć mu swoją odpowiedź, jeszcze brakowało do kompletu by bardziej wymownie się o niego otarła a byłaby więcej niż pewna, że przygotowaną przez Alfiego kolację mogli by spożyć najwcześniej na śniadanie. Wyjątkowo postanowiła zgrywać tą grzeczną (dobre sobie) dziewczynkę i nawet na jego przegonienie od próbowania jedzenia - czy przypadkiem wszyscy nie robią tak w kuchni? - odsunęła się delikatnie i zajęła miejsce dopiero kawałek dalej, na kuchennym blacie. Nie zamierzała licytować się z wyznaczonymi przez niego zasadami i jedynie twierdząco pokiwała głową, trochę tak jakby przyjmowała ten fakt do wiadomości, mocniej jednak by wyrazić pełną zgodę z nim. Za chwilę jednak śmiała się w głos, kiedy oznajmiał jej że zawsze mógł okazać się włamywaczem (dobrze, że nie!) i już miała wejść z nim w wielce głęboką konwersację na ten temat, kiedy Alfie postanowił się do niej zbliżyć, i na dodatek złożył na jej ustach taki pocałunek, że miała wrażenie że gdyby jeszcze nie straciła dla niego głowy, stałoby się to w tej jednej chwili. Poddała się więc jej, nawet nie wiedząc, zupełnie nie licząc się z tym, czy trwała pięć sekund czy dwadzieścia minut. Odsunęła się lekko i mruknęła cicho: - Makaron ci się zaraz przypali, a ja podobno miałam otworzyć wino - i dopiero kiedy się odsunął, by ponownie walczyć z przygotowywanym przez siebie daniem, zsunęła się z tego blatu, śmiejąc się w najlepsze, ale grzecznie udała się w kierunku butelki, o której rozmawiali i szybko, z gracją, zupełnie tak jakby nie robiła niczego innego w życiu, otworzyła ją, polewając jej zawartością do kieliszków. Podała mu jeden, swój zostawiając póki co na blacie i jak na odpowiedzialną gospodynię przystało, zakręciła się bardziej, skupiając na tym by być osobą odpowiedzialną za nakrycie do stołu. Jak na jej standard - wszystkiego nie do pary, i obrusa marki nie wiem skąd się tu wziął wszystko zdawało się wyglądać naprawdę fajnie. Powróciła więc do Alfiego, lekko wtulając w jego bok i niczym niecierpliwe dziecko zapytała:
- Już gotowe? - ona bowiem była aż za bardzo. Oczywiście na wieczór w doborowym towarzystwie.
Proszę bez podtekstów.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Nigdy chyba nie dotarł tak naprawdę w żadnym związku do takiego etapu, gdzie trzeba było w ogóle rozmawiać. Być może brzmiałoby to płytko i niewłaściwie, gdyby nie fakt, że jego staż uczuciowy kończył się dosłownie na jednej dziewczynie. Tej samej, która wmówiła mu ojcostwo, podczas gdy przespała się z kolegą. Nie miał więc zanadto czasu, by szkolić się w byciu w relacji i czasami czuł się jak nieopierzony pisklak, któremu zdarzało się palnąć coś bez głębszego namysłu. Zupełnie jak teraz, bo widział po niej jak reaguje na słowa, które dla niego było oczywiste. Nie zamierzał jednak przyznać się do tego, że to z niego wychodzi znowu młodziutki i niedoświadczony, więc postanowił brnąć w to w najlepsze i obserwować jej reakcje, które były pyszne do obserwowania.
Daleko mu było do łobuza, ale nie mógł oprzeć się drobnej pokusie dokuczania jej korzystając z dostępnego mu arsenału. Był przekonany, że prędzej czy później przyjdzie mu sowicie za to zapłacić, ale nie przypuszczał, że zemsta przyjdzie tak szybko, gdy została mu wypomniana komoda.
Zaśmiał się lekko z jej słów i skinął podbródkiem na drzwi.
- W twojej sypialni. Złożona - przecież głównie po to tu przyszedł i początkowo zakładał, że to będzie jego niespodzianka, ale dość uczciwie stwierdził, że byłoby to głupie w obliczu tego, że obiecał jej już dawno, że złoży tę nieszczęsną komodę. Postanowił więc zmienić swoje plany i spróbować przynajmniej być jednym z tych porządnych partnerów, którzy są w stanie przygotować kolację dla swojej wybranki.
Gdy jednak Alfie skupiał się na jakimś zadaniu, było ono dla niego najważniejsze, więc mogła tak ocierać się o niego bez końca i mruczeć mu do ucha większe sprośności, a on po prostu robił swoje. Taki był i przez to zdecydowanie nie groziło im spożywanie kolacji na śniadanie, choć bardzo go kręciła, zwłaszcza gdy była takim podekscytowanym dzieciakiem, które próbowało jakoś zmusić go do nagięcia swoich surowych zasad.
Po części jednak się to jej udało, bo zanim zaczął szykować makaron, najpierw całował ją namiętnie czując, że faktycznie to byłby nieziemski deser. Z tego przyjemnego letargu zbudziła go ona sama i westchnął teatralnie, ale potem faktycznie się od niej odkleił i skupił na tym co było najważniejsze. Czytaj: ich kolacja, którą wprawdzie musiał obficie podlać wodą, ale była jeszcze do uratowania. Podobnie jak ten cały nastrój, bo wystarczyło nieco Sage zakręcić, a już całkiem zapominała o tym, że mieli o czymkolwiek rozmawiać.
Nie ukrywał, że przypadło mu to do gustu i nie zamierzał zupełnie tego zmieniać, choć wolałby jeszcze skupić się na makaronie, a nie na niej. Tej cechy perfekcjonizmu nie dało się wyłączyć i choć zdawał sobie sprawę, że bywała ona uciążliwa, nie potrafił z nią walczyć.
Z tego powodu ledwie wziął kieliszek do ręki, ale nie upił z niego ani trochę, bo miał zadanie do wykonania.
Mógłby przysiąc, że właśnie dlatego to jego dziewczyna wzbudziła w nim autentyczny strach, gdy podeszła tak blisko. Podskoczył niemal i rozlał czerwoną ciecz na blat.
- Widzisz, jaka gapa ze mnie. Idź się przebierz, zanim ja będę musiał - uśmiechnął się przepraszająco, choć zachowywał się dość… nietypowo.
Nie umiał jednak nic na to poradzić, bo działał instynktownie i nie do końca sobie zdawał sprawę z tego jak tego typu zachowanie może być odbierane przez tę drugą stronę. Być może sam przejął się tą frazą o konieczności porozmawiania, a może jednak gdzieś głęboko w środku wiedział, że przechodzi przez kryzys, ale nie chciał wywoływać znowu do tablicy swoich rodziców.
To wszystko wydawało się dziwne, ale gotowanie go uspokajało, byle mu nikt w tym nie przeszkadzał.

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Pewnie i ona reagowałaby mniej nerwowo na jego sugestię o tym, że muszą porozmawiać, gdyby tylko na przestrzeni lat poprzedzających pojawienie się w jej życiu Alfiego, odrobinę ostrożniej dobierała sobie towarzystwo. Tak właściwie nawet już nie pamiętała, czy dokładnie w takich słowach jej chłopak ujął konieczność porozmawiania z nią dzisiejszego wieczora, ale była bardziej niż pewna, że gdyby wcześniej potrafiła zaangażować się w mniej lub bardziej poważny, długodystansowy związek, teraz łatwiej przyszłoby radzenie sobie w aktualnym. Tym bardziej, że całe jej podenerwowanie było zupełnie niedorzeczne, biorąc pod uwagę, że między nimi nic się nie psuło, a i żadne znaki na niebie i ziemi nie zapowiadały, by którakolwiek ze stron coś w ostatnim okresie wywinęła.
Wręcz przeciwnie, miała wrażenie że jest nawet nie tyle, że dobrze, a wręcz sielankowo i gdyby tylko odrobinę lżej stąpała po ziemi, pewnie już planowałaby im doprawdy spektakularną przyszłość aż do grobowej deski, trochę po gówniarsku, w imię A+S=WNM <3 Jednak nie było z nią tak źle, w zamian więc tylko śmiała się serdecznie kiedy Alfie dosyć pompatycznie wspominał o cóż... pokoju, w którym w tym domu znajduje się łóżko.
- Zabrzmiało to co najmniej tak, jakby ta sypialnia to było spektakularnie wielkie pomieszczenie z oddzielną garderobą, takie akurat pod amerykański standard california king a nie raptem malutki pokoik, mieszczący wąskie łóżko i komodę. W tej ostatniej pewnie nawet szuflady nie będą się wysuwać do końca - na sam koniec odrobinę parsknęła jeszcze tym śmiechem, oczywiście w uznaniu dla swoich umiejętności organizacyjnych. Wróć - z tymi ostatnimi nie było wcale tak źle, przecież oglądała w mieście co najmniej kilka mieszkań lepszych od tego, które zajmuje, szybko jednak przypomniała sobie dlaczego przyszło jej rezydować akurat tutaj. Mogła bowiem może być wielką panią architekt, ale nadal jej zarobki wolały jednak o pomstę do nieba. Odpowiednio czytane oznaczało opłacanie czynszu w naprawdę maleńkim domku w Sapphire River. - Ale doceniam, doceniam mocno ten myk. Mój dzień stał się dzięki temu odrobinę lepszy - cmoknęła jeszcze teatralnie w jego stronę.
Wystarczyła jednak dłuższa chwila w jego towarzystwie, by cały ten dzień zaczynał przodować nad innymi w swojej dobroci. Nie mogło być inaczej, nie gdy całował ją namiętnie - i owszem, ona również pomyślała o zupełnie niewymownym deserze - i nie, kiedy zapominała zupełnie o całym stresie związanym z zapowiedzianą poważną rozmową. Z tego przyjemnego letargu wyrwało ją dopiero rozlane wino i choć faktycznie miała ochotę na chwilę w tej swojej sypialni zniknąć i wrócić w jednej z tych sukienek, w których wyglądała tak obłędnie, że zupełnie by zwariował, teraz się jednak zatrzymało.
- Daj, g a p o - i tak, owszem, głęboko we własnej głowie właśnie wywracała mocno teatralnie oczami, finalnie jednak uśmiechnęła się kompletnie tym wszystkim rozbawiona. Zgarnęła z innego fragmentu blatu rolkę papierowych ręczników, udarła kilka i zaczęła pracować nad zagadnieniem całego tego rozlanego mleka wina. - Przyznaj się - zaśmiała się cicho i krótko a na jej twarzy zagościł zupełnie przebiegły uśmieszek. - Zrobiłeś to celowo, żeby się odpowiednio wcześnie wybrudzić i żebym już mogła zacząć cię rozbierać - wypisana na jej twarzy przebiegłość zaczynała jednak rosnąć i rosnąć, na dodatek znowu wyrosła między nim a blatem i jeszcze do kompletu niespecjalnie mocno wbiła palec w jego klatkę piersiową, by dodatkowo zwrócić na siebie uwagę. Ukradła mu przelotnego całusa i szybciutko wymiksowała się ze swojego poprzedniego położenia. - Pójdę się przebrać - oznajmiła jakby od niechcenia i dosyć nonszalancko oddaliła się w kierunku całej tej swojej sypialni.
Z której wróciła ledwo chwilę później, zapewne zaskakując go swoim wyborem. Nie zmieniła swojego stroju na jedną z tych, dosyć charakterystycznych dla niej, kiecek z kategorii wyjątkowo seksowne vel do zerwania żywcem. Tym razem postawiła na coś potencjalnie wygodniejszego. Jej szumną kreacją okazała się wyglądająca na wygodną, dzianinowa sukienka. Nic ciasno opinającego jej ciało, a raczej niezobowiązującego lejącego się po wszelkich jej wypukłościach. Pewnie jedna z tych rzeczy w typie nic takiego. Pewnie, gdyby tylko nie jej czerwony kolor i dosyć głęboko zaznaczony dekolt, jasno zdradzający brak pod nim jakiejkolwiek bielizny. Podeszła do Alfiego i objęła go delikatnie na wysokości pasa, jak gdyby nigdy nic pytając do kompletu:
- To jak, mogę ci już w czymś pomóc? - cierpliwość bowiem nigdy cnotą Sage Gilmore nie była.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Cóż, jego ostatnie musimy porozmawiać skończyło się oznajmieniem jego partnerki, że jest w ciąży, co oczywiście nie przysłużyło im się zanadto. Jasne, dużo było w tym winy samego Buxtona, który postanowił nie rezygnować ze swojego stypendium, ale i ona zawiniła dając się zapłodnić komuś innemu. Odtąd jednak miał wrażenie, że w każdym związku stąpa po bardzo kruchym lodzie i czekał aż wszystko między nimi zacznie się psuć. Pewnie było to pesymistyczne myślenie i powinien je wykreślić przy tej dziewczynie, ale najwyraźniej to wciąż jeszcze siedziało w nim. Nietypowe więc, że sam użył tego określenia, by wzbudzić jej niepokój, skoro wiedział jak to odczytuje człowiek zakochany.
Być może jednak chciał w ten jeden pokręcony sposób dać jej do zrozumienia, że niezależnie od słów, jakie padną, nie ma powodu do obaw. Nadal ją kochał- tak naprawdę inaczej, dopiero się w niej zakochiwał bez reszty i musiał przyznać, że to było najpiękniejsze uczucie, bo pomimo wcześniejszych wątpliwości, ufał jej jak nikogo, co stanowiło dobrą zapowiedź ich wspólnej przyszłości.
Tej, którą właśnie dla nich kreował zakładając u niej komodę, choć kosztowało go to sporo researchu, pomocy medycznej i wielu innych zasobów, o których jak przystało na prawdziwego mężczyznę, nie zamierzał wspominać.
Nie potrafił jednak nie roześmiać się, gdy przedstawiła mu wizję swojej sypialni. Nie, żeby nie zauważył, skoro ta jego na łódce była większa, ale wcale mu to nie przeszkadzało. I tak najlepiej zasypiało mu się nadal w jej obecności.
- Myślę, że ta niezależność wynagradza ci to, że komoda jest absolutnie niedostosowana do gabarytów tego pomieszczenia - parsknął, bo on dalej nie rozumiał po co jej tyle szuflad, w których najwyraźniej chowała te wszystkie sukienki, o które zawsze ją prosił. - Poza tym jesteś mała, więc cóż, musisz mieć maleńki pokoik - nachylił się, by cmoknąć tego swojego skrzata w czoło i zaśmiał się, gdy trafił jedynie we włosy. Owszem, różnica wzrostu między nimi była na tyle kłopotliwa, że po każdej randce wysiadały mu plecy, ale był lekarzem i planował to jakoś ogarnąć.
Jak i ten cały myk z gotowaniem, choć jak widać na załączonym obrazku, nadal najlepiej szło mu rozlewanie, a gdy zaczęła go tak sugestywnie wycierać, mało brakowało, a stwierdziłby całkiem beztrosko, że wystarczy tego zgrywania koguta domowego i już najwyższa pora skorzystać z ich bliskości, która przecież nie zdarzała się często. Był jednak nader człowiekiem konsekwentnym i skoro obiecał jej kolację, nie zamierzał zaprzepaścić tego zbyt prędkim zdzieraniem z niej ubrań, więc postanowił skwitować to jedynie uśmieszkiem.
Plany miał, a jakże! Gościła w nich niepodzielnie o n a kradnąc mu całkiem doszczętnie uwagę, więc nieco odetchnął, gdy stwierdziła, że idzie się przebrać, bo przecież kolacja dalej znajdowała się w rozsypce, a oni mieli coraz mniej czasu, by się nią odpowiednio zająć. Poprawka, on miał, bo ona pewnie w tym czasie toczyła boje z komodą usiłując dobrać coś odpowiedniego do swojego charakteru.
Gdy ją zobaczył w tej czerwonej sukience, uznał, że misja zakończyła się sukcesem i nawet uśmiechnął się pod nosem, ale dalej spokojnie nakrywał do stołu.
- Ty chyba powinnaś poszukać własnej bielizny, bo jej nie widzę tutaj - skwitował i wreszcie podniósł głowę, by ją otaksować spojrzeniem z góry na dół, z dołu na górę, bardzo dokładnie, wolno i nareszcie jak powinien od początku, ale przecież kolacja im stygła, więc wreszcie odsunął jej krzesło i gestem zaprosił do stołu.
Właśnie tyle miał do powiedzenia w kwestii jej pomocy. Skoro to on miał przygotować, to nie zamierzał pozwolić jej maczać w tym rąk, choć musiał przyznać, że jej niecierpliwość w tym temacie coraz bardziej go intrygowała i zachęcała do złego. Czytaj, do tego, by dłużej przytrzymać ją w tym oczekiwaniu i patrzeć jak doprowadza ją do szału.

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Mało brakowało, a za chwilę płonęłaby przed nim żywym pąsem zawstydzenia, bo musiała mu przyznać rację. Taka wielka była z niej pani architekt, a gdy przychodziło do - bądź co bądź - j e j mocno prywatnego d o m u (hehehe, dobre sobie) to nie było mowy o żadnym wielkim designie, a raczej co najwyżej szyciu z tego z czego się ma. Wróć - szyciu z tego, na co pozwala ci zawartość twojego portfela, a Sage może i zarabiała jako pani architekt lepiej, niż wcześniej kiedy wypruwała sobie żyły na dwóch etatach, ale że była dopiero na stanowisku stażowym oznaczało to uregulowanie czynszu, rachunków, opłat za benzynę i/lub bilet miesięczny, po czym nadal pozostawała w opcji minus dwa pasztety. Cudownie. Właśnie dla takich atrakcji to wszystko robiła.
I pewnie odsadzałaby właśnie od czci i wiary swoją młodzieńczą naiwność, ale z drugiej strony ciąg jej wszystkich wyborów doprowadził do tego, że przyszło jej poznać jej aktualnego chłopaka (zupełnie przepadła w lubieniu tego określenia), więc nawet gdyby finalnie miało się okazać że te wszystkie starania były na nic, i tak nie zamierzała narzekać.
- Skarbie - zaśmiała się w głos, słysząc jego komentarz. - Ta komoda jest absolutnie dostosowana do moich możliwości finansowych a uwierz mi, nie ma na tym świecie żadnej innej cechy, która bardziej przemawiałaby na jej korzyść - postanowiła więc odrobinę wytłumaczyć swój pozornie niefrasobliwy wybór mebla do sypialni. - Dopiero dalej na podium są takie bajery jak fakt, że kolorem niespecjalnie odstaje od łóżka. Albo, że pomieści zapewne wszystkie moje ubrania - dokończyła, dodatkowo opatrzywszy swój komentarz w minkę w stylu sorry not sorry i delikatne, pozornie obojętne wzruszenie ramionkami. Jasne, pewnie że wolałaby mieszkać w bardziej komfortowych - nawet jak na mieszkanie solo - warunkach, ale też nie zamierzała być nieznośną księżniczką kręcącą nosem na to co ma. Nawet, kiedy Alfie zaczynał robić wycieczki w stronę porównań jej mocno wątłej budowy do wielkości tego mieszkania. Zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że regularnie ktoś się do tego odnosi, często w niezbyt przychylnych okolicznościach, w przypadku Alfiego jednak nie umiała mieć mu tego za złe, więc jedynie - jak przystało na dorosłą i dojrzałą (znowu, hehehe, jasne) osobę - wystawiła mu delikatnie język i (łaskawie) pozwoliła pocałować. Tam gdzie trafił, bo zakładała śmiało, że nie do końca chodziło o dosyć randomowy fragment jej włosów.
Liczyła jednak, że tego wieczora zdąży jeszcze całować ją inaczej, tak jak zdążył ją już do tej pory przyzwyczaić, z tą słodką obietnicą na jeszcze i więcej, szybko więc odwidziało się jej bycie grzeczną i ułożoną dziewczynką, a jej powrót do kuchni/salonu/jadalni/niepotrzebne skreślić w tej czerwonej sukience, tak śmiało zdradzającej że pod nią już nie ma zbyt wiele (a było cokolwiek?), i tak mało zostawiającej przestrzeni dla wyobraźni, był mocno celowy. Kiedy więc usłyszała jego - jakże odpowiedni, i jakże we właściwym tonie - komentarz, uśmiechnęła się przebiegle i nonszalancko przejechała dłonią, a właściwie samymi opuszkami palców po linii dekoltu, odrobinę o niego zahaczając i niby przypadkiem tylko trochę-troszeczkę dostając się pod jego materiał.
- Hm, najwyżej pomożesz mi szukać - stwierdziła więc jak gdyby nigdy nic, bo przecież nie po to wkładała właśnie tą sukienkę, by nie pozwolić mu potem jej z siebie zdjąć. Mimo wszystko postawiła wszystko na sprawdzenie silnej woli, najwyraźniej i swojej, i jej chłopaka, bo pozwoliła mu się odprowadzić bliżej stolika, odsunąć - jak na dżentelmena przystało - krzesło, na którym powoli siadła, i dopiero kiedy patrzyli na siebie, siedząc na przeciwko przy stole, sięgnęła po swój kieliszek z winem i odrobinę z niego upiła. Koniuszkiem palca otarła ślady wina że swoich ust, delikatnie go później oblizując i zapytała:
- To co? O czym mieliśmy porozmawiać? - on mógł ją bowiem zestresować, ale najwyraźniej i ona miała w zanadrzu swoją własną, prywatną broń.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Tak naprawdę nie miał najmniejszego prawa do robienia jej wyrzutów o cokolwiek, co było ściśle związane z pracą. Nie, gdy dietę tego szanownego pana doktora zajmowała głównie kofeina i nikotyna i to w takich ilościach, że normalny człowiek zamieniłby się po tych dawkach w zombie. Najwyraźniej te osobliwe rekordy nie dotyczyły jednak lekarzy w trakcie swoich specjalizacji i jakimś cudem stał całkiem prosto na dwóch nogach i jeszcze przygotowywał pełnowymiarowy posiłek, w którym były jakieś kalorie!
Cud, zdecydowanie trzeba było posłać te nowiny do Watykanu.
Nie powinien jej tak wypominać, że szewc chadza bez butów, ale Alfie mimo wszystko bywał człowiekiem złośliwym, a już zwłaszcza wtedy, gdy w czyimś życiu rozgościł się bez reszty i dzięki temu się nieco oswajał z danym człowiekiem. Brzmiało to jak jeden z tych cytatów z Małego Księcia, ale właściwie wszystko było mu jedno póki dziewczyna pokroju Sage mogła mu tak słodko mówić kochanie.
Dzięki temu był w stanie nawet nie przejąć się bardzo tym, że i jego środki są raczej skromne i jeśli nie sięgnie po fundusz powierniczy, jego przyszłe mieszkanie może okazać się jeszcze mniejsze, a on w międzyczasie nabawi się klaustrofobii.
- Ty po prostu jak każda kobieta masz za dużo ubrań- wyszczerzył się i postanowił jednak zejść z tego tematu, bo pochwycił jej język, który mu tak śmiało wystawiała i pocałował ją. Musiał przyznać, że powoli przyzwyczaja się do takich chwil jak ta, gdy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie konflikty remontowe stawały się nieważne, a on mógł skupić się tylko na niej.
Poprawka, na jej sukience, bo gdy wróciła w tej jednej prowokującej kreacji wiedział, że już jest przegrany na starcie i jeśli nawet (o ironio!) zapragnął zyskać przewagę, teraz już prędko ją tracił. Nie był przecież z kamienia i mógł być zmęczony oraz skupiony na gotowaniu, ale na widok takiej kobiety nagle to wszystko się przedawniło i najchętniej już zająłby się szybkim pozbywaniem się jej ubrania.
Nie był jednak idiotą- a tylko bywał- i dobrze wiedział, że robi to specjalnie, gdy pozwoliła sobie na taki, a nie inny komentarz, a jej dłoń zahaczyła dość jednoznacznie o dekolt sukienki, zupełnie jakby ta podła Sage chciała mu pokazać, że miał rację i faktycznie bielizny zabrakło.
- Trudno szukać czegoś, czego nie ma- pokusił się o równie głupi komentarz, ale przecież uśmiechał się przy tym niemal najpiękniej i bardzo chciał ją uwieść tym swoim uśmiechem. Najwyraźniej jednak przejęła po nim pałeczkę i postanowiła skupić się na tej poważnej rozmowie, którą już wcześniej ogłaszał. Nie pozostawało więc nic innego jak tylko dolać im wina i usiąść przy równie mikroskopijnym stole, na którym nie dało się pomieścić nawet wszystkich talerzy. Trochę go przerażało to, że sam niedługo może zmagać się z podobnymi niedogodnościami i kwestią higieny w takim zabiedzonym przybytku, ale gdzieś usłyszał, że wolność nie ma ceny, więc postanowił wreszcie przekonać się o tym na własnej skórze.
Teraz wystarczyło tylko opowiedzieć o wszystkim Sage, bo może i już była świadoma z jaką rodziną przyszło mu się mierzyć, to i tak nie wiedziała jak bardzo to wszystko jest skomplikowane. Dotąd też nie było okazji, by wreszcie przedstawić jej swoją siostrę, przynajmniej tak brzmiała ta wersja oficjalna. Ta nieoficjalna zakładała, że dziewczę może uciec od niego z krzykiem, gdy pozna Claire Buxton.
- Widziałem się ostatnio z rodzicami, głównie na prośbę mojej niedorzecznej siostry. Mama- bo mimo wszystko traktował ją dalej z szacunkiem- stwierdziła, że cały czas wiedziała o tym, że żyję na łodzi. Ona tylko cierpliwie czekała aż ja przyjdę do niej i ją przeproszę. Tak w skrócie, rozumiesz? Jak można być takim… ?- i ugryzł się boleśnie w język, bo słowa, które chciał wypowiedzieć Alfie zdecydowanie nie mieściły się w kategoriach dżentelmena.
Może zdrowiej byłoby, gdyby jednak skupił się na sukience?
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Większość ludzi zapewne skupiałaby się na tym, by rozbijać ich etaty na czynniki pierwsze głównie pod kątem wysokości ich uposażenia (trudno nie myśleć o architekcie czy lekarzu przez pryzmat ich zarobków), sama Sage jednak łapała się coraz częściej na tym - co jest pewnie jakaś oznaką dojrzałości - największym dobrem w ich przypadku był czas. Dla obojga luksus tak reglamentowany, że momenty takie jak ten miała ochotę rozpisywać w kalendarzu, aby uczcić je dla potomności.
Nawet, kiedy w ich trakcie Alfie próbował dokuczać jej na potęgę.
- A wcale nie prawda - żachnęła się, robiąc obrażoną minkę, jedną z tych zarezerwowanych dla małych, obrażonych dziewczynek. Ale czy przypadkiem oba właśnie nie była taką małą, malutką dziewczynką? Czasem pewnie zdecydowanie zbyt mocno nadużywała swojej fizyczności, ale tym razem uniewinniłby ją każdy jeden sąd. Czemu? Prawda jest prosta - żadnej kobiety nie będzie nigdy dotyczył problem nadmiaru ubrań.
Szczęśliwie jednak jej chłopak (uwielbiała to określenie doszczętnie i zamierzała go nadużywać) wiedział kiedy i jak zmienić temat. Teraz więc to ona uśmiechała się najpiękniej i dokładnie wiedząc co i jak powinna w tym momencie zrobić - zdążyła to w końcu wypracować w praktyce przez kilka miesięcy ich związku - by efekt był jeszcze lepszy, przesunęła dłońmi po bokach, od bioder w górę, przez wcięcie w talii, ściągając je ku środkowi tak, by zakończyć pozornie niewinnie poprawiając materiał przy dekolcie.
- Widzisz, masz ułatwione zadanie - rzuciła więc z całą możliwą nonszalancją, na jaką pozwalało jej to, że tak niewiele było trzeba by mogla przyznać, że owszem, ale pewne mniej bądź bardziej wymowne strefy jej ciała stają się w odpowiedni sposób wilgotne. W innych okolicznościach by mu wcale tak łatwo nie odpuściła, ale - co jednak uznawała za nie do końca szczęśliwe - temat zmienił się też jeszcze i to, co mogłaby wyjątkowo przyznać nawet na głos, na niespecjalnie wygodny. Nie, kiedy ona sama ostatnie przygody z własną rodzicielką przypłaciła tym, że musiała wynieść się z rodzinnego domu i przestać do owej odzywać. Może więc w tym był cały szkopuł? Była jeszcze na gorąco, można powiedzieć że mogła występować aktualnie w roli pewnego eksperta choć była to rola z której nie była dumna, ani trochę. Tęskniła za matką czy za siostrą i było to po prostu silniejsze od niej.
- ... wyrachowanym? - spróbowała dokończyć za niego, choć nie była do końca przekonana że to właśnie o to akurat słowo chodzi. Mimo wszystko pasowało do historii, tej jego, i tej wcześniejszej, jej. Oparła (nieelegancko, owszem) łokieć na stole, rękę układając tak by móc podeprzeć głowę na swojej dłoni i westchnęła sobie trochę. - Pewnie powinnam móc znać powód, w końcu wiesz, mam doświadczenie - nawet pozwoliła sobie się trochę gorzko zaśmiać. - Ale jeszcze nie opracowałam jednej konkretnej odpowiedzi na to, dlaczego pozornie najbliższe nam osoby nas zawsze najmocniej ranią. Twoja czy moja matka, one może po prostu muszą mieć tą świadomość że ich musi być zawsze na górze? Niektórych wybitnie to rajcuje, najwyraźniej do tego stopnia, że są w stanie poświęcić całą relację, oby tylko nie przyznać się do błędu - rozłożyła pozornie bezradnie ręce. Jedną wyciągnęła w stronę Alfiego i wymanewrowała nią tak, by ująć jego dłoń i spleść ich palce. Zacisnęła je mocno. - Przykro mi. Musiałeś liczyć na coś zupełnie innego, hm? - zagadała cicho, zostawiając mu pole by mógł mówić swobodnie.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Powinna być świadoma, że pewnego rodzaju dokuczanie jest elementem sympatii. W końcu nie bez powodu w szkole mawiano, że chłopcy ciągną za warkocz dziewczynki, które najbardziej lubią. Sam Alfie wprawdzie nigdy nie był typem takiego dziecka i nawet zastanawiał się swojego czasu czy aby na pewno wszystko jest z nim w porządku. Najwyraźniej jednak bycie kujonem i interesowanie się głównie nauką zakończyło się na jego etapie dojrzewania, bo musiał przyznać, że od pewnego czasu gubił namiętnie za nią wzrok i choć jeszcze nie padły te dwa słynne słowa, zdawał sobie sprawę, że to kwestia czasu. Albo odwagi, bo wbrew pozorom bywał jeszcze czasami całkiem nieśmiałym chłopakiem i musiał przed takimi poważnymi krokami wszystko przemyśleć kilkukrotnie, by nie zrobić z siebie idioty.
Jak wtedy, gdy wyznawał miłość dziewczynie, która wtedy była w ciąży z innym. Nie sądził, że to miało na niego aż tak wielki wpływ, ale zrozumiał, że po tym stał się bardziej ostrożny. Najwyraźniej można było się sparzyć i to tak doszczętnie. Sam sobie nie dowierzał jednak, gdy w jego życiu pojawiła się Sage i postanowił spróbować.
Zresztą kto na jego miejscu nie spróbowałby z taką dziewczyną, na którym patrzył dosłownie wzrokiem zakochanego szczeniaka, choć myśli miał całkiem dorosłe i skupione na momencie, gdy oboje stwierdzą całkiem zgodnie, że nie, sukienka to zdecydowanie przeżytek i powinna się jej pozbyć. Zdecydowanie nie mógł doczekać się tej chwili i mało brakowałoby, a zacząłby odliczać do niej jak chłopiec spragniony rzecz jasna, odpowiednich prezentów. Na razie jednak skupił się jednak na tym, by wciąż to była obietnica, bo obiecał jej kolację, a miarą dobrego wychowania było wstrzymanie się z deserem.
- Nie mogę się doczekać. Trochę się za tobą stęskniłem- przyznał więc całkiem spokojnie jak na człowieka, któremu wzrok za często padał na jej dekolt i nie mógł nic na to poradzić. Skoro jednak grzecznie (powiedzmy) zasiedli do wspólnego stołu, należało skupić się na rozmowie, którą akurat chciał przeprowadzić z nią. Nie dlatego, że potrzebował jej zgody na pewne działania, raczej chodziło o to, że chciał wreszcie podzielić się z nią wszystkim co dotąd zaprzątało jego głowę i sprawiało, że momentami był całkiem odległy.
Za to też powinien ją przeprosić i jednocześnie podziękować za jej wyrozumiałość. Do tego jednak planował przejść później skupiając się najpierw na jak najbardziej solidnym przedstawieniu jej całej tej sprawy z matką.
Tyle, że od razu wprowadzało go w to stan irytacji, bo nie mógł nic poradzić na to, że ta kobieta była dla niego najważniejsza i teraz czuł się niemal jak sierota wyzbywając się tych więzi. Jak dotąd przecież rodzina stanowiła dla niego sedno całej jego egzystencji, a teraz… cóż, chyba powinien prędko zrewidować swoje poglądy, bo nie zanosiło się na to, że jego matka nagle zmieni zdanie i okaże się jedną z kochających go kobiet. A może po prostu kochała go za bardzo? Nie umiał tego ugryźć i na dodatek nie wiedział jak to przekazać Sage, bo może i miała podobne doświadczenia z własną matką, ale to było jednak coś innego. To za każdym razem było coś innego.
- Moja matka jest przekonana, że zrobiła dobrze i nie mogę jej tego wybić z głowy. Spodziewałem się, że przynajmniej przeprosi, a ona oznajmiła, że skoro ta dziewczyna okazała się nic niewarta to miała prawo tak postąpić. Nie sądzę, bym kiedyś to potrafił naprawić i dlatego podjąłem decyzję, że będę wynajmował mieszkanie- zakończył, bo właściwie to było to, o czym chciał z nią porozmawiać.
Mniej więcej, bo nadal uważał, że powinien zacząć od wyznania jej miłości, ale cóż, akurat ta kwestia wymagała
ODPOWIEDZ