żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
014.
if work isn't fun,
you're not playing on the right team
{outfit}

Jak tylko Morgan dowiedziała się, że w The Last Goodbye pracuje ktoś w wieku zbliżonym do niej i że była to dziewczyna to prawie się popłakała ze szczęścia. Prawie, bo jednak nie mogła tego zrobić. Musiała oszczędzać łzy na kolejne msze, na które już była "zapisana". Okazywało się wbrew pozorom, że płakanie przychodziło jej bardzo łatwo. Myślała, że będzie ciężko, albo, że będzie przesadzać. Było idealnie. Potrafiła się dostosować. Czasami rzeczywiście wylewała z siebie łzy (wtedy najczęściej myślała o swoim zmarłym mężu), ale najczęściej ludzie nie życzyli sobie teatralnego płakania. Wystarczało im skromne ocieranie łez, które nie zdążyły opaść oraz zaczerwienione oczy. To mogła robić bez problemu. Dodatkowo dowiedziała się, że może sobie wspomagać płakanie tymi samymi kroplami, których używają niektórzy aktorzy podczas kręcenia emocjonalnych scen. Na jednym z pogrzebów postawiła sobie jako cel poznanie dziewczyny, o której się dowiedziały. Pracowały w jednym zakładzie, ale jednak gdzieś po drodze się mijały, bo jednak ich stanowiska nie były jakoś specjalnie ze sobą połączone. W końcu jednak udało jej się poznać Mię. Przedstawiły się sobie, wymieniły ze sobą kilka słów, a ostatecznie umówiły się na później w kostnicy. Głównie dlatego, że Mia miała do przygotowania kolejnego nieboszczyka, a Morgan najzwyczajniej na świecie chciała zobaczyć jak wygląda praca jej nowej koleżanki. Miała tylko nadzieję, że nie nabawi się jakiejś dziwnej fascynacji śmiercią. Chociaż już teraz myślała trochę o tym, że w sumie to nie miałaby nic przeciwko temu, żeby swoją karierę związać właśnie z zakładem pogrzebowym. Może niekoniecznie z zawodem żałobniczki, ale jednak śmierć jest jedną z dwóch pewnych rzeczy w życiu. Drugą były naturalnie podatki. Zakład pogrzebowy brzmiał jak świetny pomysł na biznes. Chociaż też niekoniecznie chciałaby robić konkurencję panu Lovecraftowi.
Tak czy siak umówiły się na później. Morgan po mszy, na której wypłakała ostatnie łzy, pojechała do domu, żeby się przespać, umyć i przebrać. Po wszystkim zabrała ze sobą psa, zaszła do sklepu, gdzie kupiła butelkę czerwonego wina i dotarła do domu pogrzebowego.
-Cześć. - Przywitała się z Mią wchodząc do kostnicy. Cieszyła się, że zabrała ze sobą płaszcz. Wiedziała, że będzie tutaj zimno, ale chyba sama atmosfera pomieszczenia dodawała jakiegoś dziwnego chłodu. -Nie wiem czy w sumie powinnam, ale nie mogłam go zostawić samego. - Wskazała na psa, który stał się nieodłączną częścią jej życia po tym jak zostali przyjaciółmi, bo oboje byli bezdomni. Nie była pewna czy to ona adoptowała psa czy pies ją. Wiedziała tylko tyle, że teraz byli ze sobą szczęśliwi, a ona nadal nie miała pomysłu jak dać mu na imię. -Wiem też, że w sumie jesteś w pracy i nie powinnaś, ale przyniosłam wino? - Wyciągnęła butelkę z kieszeni płaszcza i postawiła ją na jakiejś szafeczce. -Przynajmniej nie trzeba się martwić o schłodzenie alkoholu, co? - Zażartowała sobie, ale wyszło sztywno, bo jednak miała świadomość tego, że poza nią, Mią i bezimiennym psem, w pomieszczeniu jest jeszcze ciało. Było to nieco dziwne uczucie. Widziała wiele ciał, bo ludzie upierali się przy otwartych trumnach, ale w tym przypadku było inaczej. Miała zobaczyć ciało zanim zobaczy je rodzina, zanim Mia zadziała swoją magię. -To kogo tam masz na stole? - Teraz to już siliła się na swobodę, ale i to jej wyszło tragicznie. Przypomniało jej się jak musiała w takim stanie oglądać swojego zmarłego męża. Potrzebowali, żeby potwierdziła, że to on mimo, że nie był w żaden sposób zniekształcony czy poraniony.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Biorąc pod uwagę jej doświadczenia ze śmiercią ten zawód był jej niemal przeznaczony. Było trochę jak w My Girl, łącznie z motywem śmierci matki. Tyle, że tam przynajmniej ojciec nie był tak bezczelny, by sprowadzać sobie do domu kochanka i na dodatek odbywać praktyki w zawodzie psychiatry. Brzmiało to tak groteskowo, że nic dziwnego, że Mia poszła w drugą stronę i stwierdziła, że odtąd będzie gadać ze zmarłymi. Zbyt wiele nasłuchała się żywych w czasie różnorodnych terapii i musiała odreagować zbawiennym milczeniem. Poza tym w tej zapadłej dziurze, pełnej dziwnych historii (jak jej koleżanka leżąca na chodniku i przypominająca żabę) ta praca wydawała się stała i porządna. Pewnie wszyscy znajomi jej zazdrościli!
A tak poważnie to nasłuchała się tyle opowieści o trupim jadzie, że poczuła się dziwnie samotna. Na tyle, by zwrócić uwagę na Morgan, która była zawodową płaczką. Dla kogoś takiego jak Ginsberg, ten zawód dopiero był abstrakcją. Ostatnio do każdej śmierci podchodziła zadaniowo i na widok trupa otwierało się jej puzderko z pudrem, więc emocjonalne obnażenie w postaci łez (nawet tych sztucznych) wydawało się jej jazdą po bandzie, ale przecież wszyscy potrzebowali pieniędzy, prawda? Z tego powodu była zaintrygowana nową znajomą i wyglądała spotkania jej, choć zaskoczyło ją, że zaproponowała kostnicę. Tak naprawdę nie było lepszego miejsca na schadzkę pracowniczą, bo nawet właściciel nie tak często tu zaglądał, a w atmosferze niedawnego Halloween mogły razem z trupami postarać się o wywoływanie duchów, co zawsze było przyjemną odmianą od klasycznych pytań o to jaki jest jej ulubiony kolor.
Czarny. Pracuje w końcu w zakładzie pogrzebowym, do cholery.
Uniosła lekko brwi na widok psa, ale nie miała serca go wyganiać. Gdzieś głęboko w środku Mii Ginsberg znajdowała się komórka, odpowiedzialna za pomaganie słabszym i zwierzętom i choć próbowała wykurzyć doszczętnie tę cholerę, ta jedna akurat się nie nadawała.
- Może zostać. Przecież to nie tak, że odgryzie rękę panu Robertsowi - uśmiechnęła się nieco sprawdzając Morgan z poczucia czarnego humoru. To albo się miało albo nie, ale zdecydowanie na plus działało wino, które przytaszczyła dziewczyna. Może i Mia ostatnio rozmawiała głównie ze zmarłymi, ale opijanie swojej zmarłej koleżanki w towarzystwie nowej wydawało się świetnym planem, zwłaszcza że miała chipsy, więc mogły nawet odjebać sziwę. W końcu po matce dziedziczyła konkretne korzenie.
- Mam wolną lodówkę jakbyś chciała - wskazała z rozbawieniem na pojemnik na zwłoki i jak na razie musiała skupić się na pracy, więc wzięła do ręki pędzel. - Pozwala mi pić. Pan Lovecraft - uściśliła, bo pewnie większość pracowników chodziła na lekkim rauszu, ale nie dało się na trzeźwo znieść tych wszystkich funeralnych tematów. Wreszcie oderwała wzrok od swojej dzisiejszej rzeźby (tak właśnie odczuwała to malowanie) i spojrzała na koleżankę. - Pan Roberts. Umarł dosłownie w swojej kochance, musieli go z niej wyciągać, bo cóż, zesztywniał i sama rozumiesz - wyjaśniła i oczami swojej wyobraźni (a ta dziewczyna miała ją ogromną) widziała już minę tej całej młodziutkiej bździągwy, która dopuszczała się nierządu. Mia Ginsberg nienawidziła zdrad. - Nie wiem czy nie będziesz jedyną, która zaleje się po nim rzewnymi łzami. Jak to w ogóle robisz? O czym myślisz? - i dość nonszalancko wzięła od niej wino, by pociągnąć z gwinta.
Można było rzec, że właśnie rozpoczynały pracowniczą integrację i przynajmniej w odróżnieniu od wielu imprez nie groził im seks z towarzyszami.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Po słowach Mii przeniosła wzrok na psa i przez chwilę mu się przyglądała. Nie znała go aż tak dobrze. Nie wiedziała czym się żywił zanim go zgarnęła. Może podjadał ludzi? Pewnie nie ogarniał i jadł wszystko co mu się rzuciło w oczy. Instynkt przetrwania. –To nie tak, że ta ręka mu się jeszcze przyda, nie? – Odpowiedziała żartem i odwzajemniła uśmiech. –Na wszelki wypadek jednak go gdzieś przywiążę. – No jakby Pies zjadł tą rękę, to raczej byłoby już po ptakach. Nie miałaby nic na swoje wytłumaczenie poza tym, że ewidentnie przyprowadziła zwierzę do miejsca, w którym nie powinno tego zwierzaka być. Przez chwilę jeszcze rozglądała się za jakimś stabilnym miejscem, do którego mogłaby go przywiązać. Raczej nie był problemowym psem. W domu tylko leżał i oglądał telewizję, więc Morgan zakładała, że tutaj też taki będzie. Nawet poświęci swój transfer i włączy mu bajki na telefonie. „Zakochanego Kundla” czy coś. –Nie przynieś mi wstydu, okej? – Wyszeptała do niego przywiązując smycz do jakiegoś filara, albo do czegoś naprawdę stabilnego. Nie celowała w żadne liche stoliczki, które były lekkie i stały na kółkach. Wolała nie ryzykować.
-Wow. – Zafascynowana podeszła do pojemnika na zwłoki i dłuższą chwilę mu się przyglądała. Pojebane jak ostatecznie, niezależenie od tego jakim człowiekiem byłeś, wszyscy kończą w czymś takim. No chyba, że czyjegoś ciała nikt nigdy nie odnajdzie i kończy w jakimś pojebanym miejscu. –Poważnie? Ekstra. Ale też się nie dziwie. Nie wiem czy mogłabym robić to co ty. – Niby miała ambicje, żeby rozwijać się w tym domu pogrzebowym. Jakiś jednak głosik w głowie powtarzał jej, że nie będzie się do tego nadawała. Już nawet nie chodziło o pracę w kostnicy. Nie mogłaby nawet rozmawiać z rodzinami pogrążonymi w smutku. Była na ich miejscu i wierzy, że musiało jej być ciężko, bo nie pamiętała absolutnie nic z tamtego etapu. Wiedziała, że musiała wszystko załatwiać albo sama, albo ze wsparciem rodziców swojego męża. Jej rodzice ją olali.
-POWAŻNIE!? – Podekscytowała się trochę za głośno. –Sorry. – Ściszyła głos do szeptu i podeszła do pana Robertsa. –Seks był tak dobry czy pan Roberts był tak stary? – Zapytała przyglądając się ciału. Widziała nienaturalnie jasną karnację. Kusiło ją dotknięcie ciała i sprawdzenie jak twarde jest. Albo czy nadal jest miękkie i ludzkie czy po prostu jest powłoką, która została po tym jak dusza opuściła ten świat. –Długo czekała aż ktoś ją uratuje? – Może Mia wiedziała, a Morgan była niesamowicie ciekawa. Jak taki typ się na ciebie zwali to ciężko będzie go z siebie zrzucić. A już na pewno jak się w tobie jeszcze zakleszczy. Obrzydliwe.
-Jeszcze kwestia tego czy zażyczą sobie mojej obecności na pogrzebie. Na tym etapie wolałabym nie. – Jeszcze ktoś by uznał, że Morgan była inną kochanką pana Robertsa, w której nie zdążył się zakleszczyć na śmierć.
-Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami i zlokalizowała sobie jakiś stołek, na którym będzie mogła usiąść. –Myślałam, że będzie gorzej, że będę musiała to wymuszać, ale ostatecznie to po prostu dostosowuje się do tego co widzę u innych. A jak nie działa to myślę o moim mężu. – Przysunęła sobie stołek, żeby usiąść obok Mii i pana Robertsa. Chciała obserwować Mię przy pracy. –Zmarł. Półtora roku temu. – Dodała szybko, żeby Mia nie pomyślała, że Morgan tkwi w tak dupnym małżeństwie, że na myśl o mężu płacze. –Jak ty się uodporniłaś na to? – Kiwnęła głową w stronę pana Robertsa. –I w sumie na zapach. – Od razu ją to uderzyło w nozdrza jak zeszła do kostnicy. Teraz jednak obawiała się tego, że te wszystkie chemikalia bardziej ją upiją niż wino.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Śmiesznie było obcować w tym miejscu z istotami żywymi. Zupełnie jakby ktoś zakłócił Mii porządek w kosmosie i teraz usiłowała za wszelką cenę przywrócić homeostazę, a przecież nie była zbyt dobra w te klocki. Relacje z ludźmi, którzy nie znajdują się pod nią w pozycji horyzontalnej, były dla niej czarną magią. Głównie dlatego, że musiała wtedy liczyć się z tym, że zechcą jej odpowiadać, a to może nie przypaść jej do gustu. Delikatnie rzecz ujmując, bo przecież pasjami wręcz nienawidziła bliskich, więc niby z obcymi miało być inaczej?
O dziwo jednak Morgan tylko na pierwszy rzut oka wydawała się być niepokojąca i miała psa. Mia lubiła ludzi, którzy traktowali zwierzęta lepiej niż swój gatunek. Jej serduszko wtedy napełniało się czystą radością, którą prezentowała jak panna Addams. Czyli nijak, choć nie mogła odmówić sobie pogłaskania pieska.
- Może znajdę później dla niego smaczki, choć brzmi to dość niepokojąco - jak na tych wszystkich ulotkach antyaborcyjnych, na których wieszczono, że psy rozszarpują płody. Całe szczęście, że już odeszła od Kościoła i mogła z pełną odpowiedzialnością dementować te pogłoski, choć na myśl o tym, że musiałaby przyszywać rękę z powrotem do tułowia, roześmiała się lekko. Znając jej zdolności pewnie wyrastałaby mu z głowy i to byłby dopiero cud!
Za to praca tutaj była boleśnie nudna i Ginsberg dawała sobie rękę uciąć, że jest na tym samym poziomie co każda księgowa. Po prostu one uzupełniały odpowiednie tabelki, a ona plastikowe pojemniki, w których gromadziły się wszystkie wyciągane podczas sekcji ubytki z organizmu. Można było stwierdzić, że gdyby ciało było lepsze w te klocki to mogłaby otworzyć tutaj sklep z częściami na wymianę.
- Mogłabyś jak umiesz malować. Po pewnym czasie zapominasz kogo. Ba, powiem ci, że to lepsze niż te wszystkie cizie, które chodziły do mnie na makijaż. Ci ludzie przynajmniej mają klasę - wskazała podbródkiem na rzeczonego pana Robertsa, ale musiała wreszcie parsknąć. - Dobra, poza nim. Słyszałam, że dwie godziny, ale jeden z łapiduchów mówił, że ponoć krócej. Robią zakłady ile i czy zjawi się na pogrzebie, skoro chyba pożegnała go odpowiednio - nie wiedziała w imię czego opowiada obcej dziewczynie taką anegdotę, ale najwyraźniej była faktycznie słaba w kontaktach międzyludzkich i potrzebowała jakiegoś zainteresowania z jej strony. Nawet jeśli to kierowało się głównie w stronę nieboszczyka, którego Morgan mogłaby opłakiwać. Zabawne, Mia po śmierci matki nie wylała żadnej łzy i jak to dziecko, wykłócała się, by zbadali jej kanaliki łzowe, bo na pewno coś musi być nie tak!
Dlatego na nową koleżankę spoglądała na zjawisko.
- Jeśli pójdziesz to musisz mi robić zdjęcia ze spotkania żony i kochanki - i pewnie komentowałaby dalej, gdyby nie ten krótki fragment, wypowiedziany mimochodem. Też tak robiła, opowiadała, że jej mama się uwiesiła u lampy, a potem przechodziła dalej, zupełnie jakby mówiła o tym jak wieszała firanki. Najwyraźniej to je łączyło i sprawiło, że twarz Mii przyozdobiła się wreszcie w uśmiech, który w reakcji na śmierć męża Morgan pasował jak kwiatek do kożucha, ale zapewne lepsze było to niż jakieś sztuczne łzy.
- To kiedy zmarł i dlaczego? - pewnie kryła się za tym jakaś smutna historia i niepotrzebnie próbowała ją zwyczajnie zbić z pantałyku i sprawić, by stała się powszechna. Śmierć przecież działa się ciągle i nie była niczym wyjątkowym, więc pora była najwyższa, by ją sobie oswoić jak tego psa.
- Mi umarła mama, królik i Mindy - zabrzmiało to jakby pod poszczególnymi kubeczkami ukryła sobie te wszystkie śmierci i teraz nadchodził czas na losowanie trupa, który najbardziej jej namieszał w życiu.
Ciekawa była (a jakże!) na kogo postawi Morgan.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Morgan myślała, że w ogóle nieco inaczej zareaguje na kostnicę. Może pomogło jej to, że przez jakiś czas już pracowała w tym domu pogrzebowym. Może to jak pan Lovecraft o wszystkim opowiadał i jak przedstawiał jej zakład sprawiło, że zmieniła swoje podejście nie tyle do śmierci, ale do samego szykowania ciała do ostatniej podróży? Oczywiście zapach tej wszystkiej chemii w kostnicy był czymś do czego trzeba było przywyknąć. Przychodziło jej to z trudem. Chciała nawet prosić o maseczkę, bo zauważyła, że jakieś tam leżą, ale jednocześnie chciała zaimponować nowej koleżance. Chciała jej pokazać, że będą mogły sobie siedzieć czasami w kostnicy. Sama nie wiedziała czemu tak bardzo jej na tym zależało. Chyba chciała udowodnić sobie i obcym ludziom, których to nie obchodziło, że jest zdatna do tego, żeby funkcjonować „normalnie”.
-Mam nadzieję, że nie ludzkie paznokcie, albo zęby czy coś, hehehe. – Zażartowała, ale nie za bardzo się zaśmiała, bo nie była pewna czy rzeczywiście mogła sobie pozwolić na taki żart. Obejrzała dwa sezonu serialu „Sześć stóp pod ziemią” i wiedziała, że niektórzy woleli, żeby do zwłok się zwracano z szacunkiem. No i że kostnica nie była miejscem na głupie żarty. Poza tym to może miejsce, gdzie Mia mogła sobie żartować, ale Morgan już niekoniecznie? Wszystko przed nią. Dopiero się poznawały.
-Nie wiem czy miałabym do tego dobrą rękę. Nigdy nikogo nie malowałam. – Nawet sobie robiła jakieś tam podstawowe makijaże. Jak wychodziła na imprezy co zdarzało się rzadko, to raczej stawiała na najłatwiejsze tutoriale na youtubie, albo prosiła kogoś, żeby ją umalował. –Cholera… to brzmi nieco traumatycznie. – Nie była sobie w stanie tego nawet wyobrazić. Jeszcze gdyby się okazało, że nie była przywiązana do pana Robertsa uczuciowo, że łączyły ich kontakty tylko seksualne, albo jej przywiązanie do jego pieniędzy to tym bardziej musiało to być traumatyczne przeżycie. Morgan będzie musiała przemyśleć sobie swój związek z Tomem, który jednak był od niej starszy. Co prawda nie był zapuszczony jak pan Roberts, ale lepiej dmuchać na zimne. –Jak to ostatecznie zweryfikują? – Oczywiście pytała o to kto wygra zakład. Będą maglować biedną dziewczynę, która prawdopodobnie dwie godziny leżała pod trupem masakra.
-Teraz to mnie kusi, żeby iść do pana Lovecrafta i go prosić o ten pogrzeb. – Wiedziała, że tak zrobi. W końcu działoby się coś interesującego. Na swój sposób każdy pogrzeb był interesujący. Ludzie w różnoraki sposób radzili sobie z godzeniem się ze śmiercią. Ale teraz mogła być jakaś drama, która sprawiłaby, że Morgan miałaby anegdotkę do opowiadania. –Dobra. Pójdę tam. – Podzieliła się na głos pomysłem, że będzie prosić o pozwolenie na pracę przy tym pogrzebie. Będzie robić zdjęcia. Może nawet ukradkiem uda jej się nagrać filmik. Nie chciałaby robić nic wbrew panu Lovecrafowi, ale nadal była młoda i chciała korzystać z dram, w których nie musiała uczestniczyć.
-Prawie półtora roku. Miał tętniaka. Częste ataki, w pewnym momencie zaczął tracić wzrok, aż w końcu… po prostu umarł. – Pierwszy raz udało jej się o tym opowiedzieć bez jakiegoś widocznego załamania, albo przeżywania tego na nowo. Może to fakt, że mówiła o tym komuś obcemu, przy kim nie chciała obnażać uczuć. Może chodziło o to, że jednak siedziała w kostnicy obok ciała martwego mężczyzny.
-To… Jezu… przykro mi. – Było to niecodzienne zestawienie i nawet nie wiedziała od czego mogłaby zacząć. –Kim jest Mindy? I co się stało z królikiem? – Wybrała te dwie opcje uznając, że może śmierć matki nie będzie tematem, który Mia chciałaby poruszyć. Mogła się oczywiście mylić i może dopyta za chwilę. Na razie te dwie opcje brzmiały bardziej interesująco.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Jej znajomi w kółko wyśmiewali ten rodzaj pracy. Okazywało się, że lepiej dla Mii byłoby tańczyć w tym obskurnym klubie nocnym niż malować zwłoki. Żadna praca nie hańbi, ale już dotykanie trupów było poniżej poziomu dla większości jej rówieśników. Za to ona zaczynała zdawać sobie sprawę, że dużo prawdy jest w tym, że do każdej pracy idzie się przyzwyczaić i po pewnym czasie już nawet zapach nie drażnił jej nozdrzy i była w stanie spokojnie zjeść tutaj kanapkę. To samo zapewne odczuwali zawodowi zabójcy, którzy robili swoje, a potem znikali. Najważniejsze było, by tej pracy nie przenosić do domu, chciałoby się zakrzyknąć, ale jeszcze Ginsberg badała grunt.
Ulżyło jej więc, że Morgan nie jest jedną z tych sztywnych (o ironio!) dziewczątek, które nie znają się na żartach. Sama wybuchnęła głośnym śmiechem i pokręciła głową.
- Ale słyszałam, że na jednym pogrzebie kot dorwał się do ucha i trzeba było je jakoś przytwierdzać - takich opowieści miała bez liku, głównie czerpała je z zaprzyjaźnionych miejsc w sieci, bo to nie tak, że w Lorne Bay odnalazłaby fanatyka tematyki umierania. Na taką małą i podłą mieścinę przypadał jeden zakład pogrzebowy i pewnie dzięki temu tak cudownie prosperował, bo jakoś nie było konkurencji. Oczywiście świetne pracownice- co rozumie się samo przez siebie- też były jego mocną wizytówką, nawet jeśli obecnie planowały nabzdryngolić się nad zwłokami nieodżałowanego pana Robertsa, który odchodził i dochodził jednocześnie. Najwyżej jego cudowny makijaż skończy jutro, nie, żeby ktoś się spieszył z odbiorem tego ciała.
- Normalnie malujesz tak, by nie było widać. Delikatnie. Tu jest na odwrót, musi być przesadnie, bo inaczej wyjdą sine plamy i z makijażu nici - wyjaśniła robiąc ruch ręką, która faktycznie była pewna i dobrze skoordynowana, nawet jeśli jej myśli podążały w kierunku zejścia swojego klienta i magicznej kochanki. - Ciekawe czy umieści to w ciekawostkach na swój temat. Wiesz, takie: byłam na moment nekrofilką - pokręciła głową, bo i jej myśli zajęło to jak zaczną sprawdzać ten czas. - Myślę, że czekają na wyniki stężenia pośmiertnego, by ustalić prawdopodobną godzinę zgonu, ale to i tak marne szacunki, więc tak, pewnie zapytają - westchnęła, bo to nie tak, że Mia nie miała serca i reagowała na wszystko śmiechem bądź obojętnością.
Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że zbyt mocno zżywa się ze swoimi ciałami i potem czeka na opis pogrzebu, który traktowała jak ich wyjście na ostateczną premierę albo Met Galę. Z tego powodu uśmiechnęła się szeroko, gdy Morgan zadeklarowała, że jednak weźmie tę uroczystość.
- Musisz mi opowiedzieć wszystko - i wystawiła mały paluszek, by podbić tę zabawną przysięgę, nasączoną winem. To faktycznie był najlepszy sposób, by uniknąć całego chaosu, które generowało życie. To zaś potrafiło być okrutne, skoro mąż sobie tak po prostu umierał.
- Co najczęściej słyszysz? - zapytała nagle. - Że czas leczy rany czy poznasz kogoś nowego? - dopytała i nie po to, by być oryginalną i zasunąć jej autorskim tekstem, ale dlatego, że chciała postawić się na moment w jej sytuacji i spróbować to wszystko ująć w dręczące ją emocje.
Do rozmowy o króliku (i Mindy, ale mniej) potrzebowała jednak sporej porcji wina. Usiadła wreszcie na wolnych noszach i wskazała na miejsce obok siebie.
- Mindy zastrzeliła z wiatrówki mojego królika, gdy miałam szesnaście lat, a teraz nie żyje. Spadła z czwartego piętra na imprezie - wyjaśniła skrótowo omijając fragment, w którym ona, Mia Ginsberg poszła ją malować, gdy wszyscy wokół panikowali.
W końcu chciała, by Morgan ją polubiła, prawda?
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Morgan nigdy nie rozumiała tego naśmiewania się z ludzi, którzy pracują. Bardziej po prostu rozkminiała jak ludzie mogą wykonywać niektóre zawody. Ale nigdy nie przeszłoby jej przez myśl, żeby śmiać się z kogoś kto najzwyczajniej na świecie pracuje. Co było w tym zabawnego, że ludzie pracowali i zarabiali na życie? Dopóki prace były legalne, to why not? Tym bardziej, że jednak taka Mia odwalała kawał ciężkiej roboty. Była garstka ludzi, która decydowała się na taki zawód umyślnie, a to jednak dzięki takim osobom jak Mia, ci sami ludzie, którzy wyśmiewają jej zawód, mogą oglądać swoich zmarłych w trumnach. Chociaż tego oglądania ludzi w trumnach Morgan też nie rozumiała. Ale nie kwestionowała. Niech każdy robi sobie co chce. Wszyscy będą szczęśliwsi.
Chyba po prostu trzeba mieć dystans do siebie i do pracy, żeby być młodym człowiekiem i pracować w zakładzie pogrzebowym. Zakładała też, że takiemu Lovecraftowi było łatwiej, bo jednak z tego co zdążyła się dowiedzieć, zakład był w jego rodzinie od jakiegoś czasu. Obcował więc z tym wszystkim od zawsze.
- Co ty dajesz! – Zaśmiała się, bo w sumie to chciałaby być na pogrzebie, na którym wydarzyłoby się coś takiego. Nie wiedziała co mogłaby robić poza nagraniem takiej sytuacji. Wstawiłaby to w Internet i może dostałaby 35 miliony wyświetleń i nie musiałaby już nic robić do końca życia. Chociaż nie była pewna czy tak działała internetowa sława. – Masz jakiegoś najgorszego… pacjenta? – Nie wiedziała jak to ubrać w słowa, ale po prostu była ciekawa czy Mia miała przypadek, o którym jak myślała to robiło jej się niedobrze. Albo taki, nad którym pracowała kilka godzin. Albo dni. Nie wiedziała ile normalnie coś takiego zajmuje.
- No w sumie to ma sens. – Pokiwała głową. – A skąd bierzesz te kosmetyki? Idziesz do Sephory ze służbową kartą i kupujesz podkłady od Diora? – Uniosła brwi rozbawiona taką wizją. – Czy są jakieś hurtownie ze specjalnymi kosmetykami dla nieboszczyków? – Może taki podkład dla trupa był trwalszy i bardziej się go opłacało kupować niż taką małą buteleczkę od Diora.
Parsknęła i pokręciła się wokół własnej osi na tym stołku, na którym sobie siedziała. Dwa łyki wina i już jej było wesoło. Pomachała też przy okazji do psa, żeby miał pewność, że o nim nie zapomniała. – Ja bym na bank zrobiła z tego moją ciekawostkę. – Odparła bez wahania. – Może niekoniecznie ujęłabym to tymi słowami. Nie nazwałabym siebie nekrofilką, ale jakbym już otrząsnęła się z traumy to na bank opowiadałabym o tym jak jakiś typ na mnie umarł. – Na bank opowiedziałaby o tym Harper. Harper lubiła takie historie. W sumie to nawet jej opowie o tym typku. Przynajmniej się pośmieją z chwilowej nekrofilki. – Co za pojebana sprawa. – Pokręciła głową i wzięła butelkę, z której pociągnęła łyka. Gdyby Kryminalne Zagadki były nadal nadawanym programem, to na bank, któryś odcinek zostałby poświęcony takiemu czemuś. Musieliby w interesujący sposób wykluczyć, że była to zaplanowana akcja. Była jednak na 80% pewna, że w Grey’s Anatomy, albo w jakimś medycznym serialu był przypadek zakleszczenia.
- Nie ma opcji, żebym nie opowiedziała. – Bez wahania chwyciła mały paluszek Mii swoim małym paluszkiem składając przysięgę. Już wiedziała, że na tym pogrzebie nie będzie starała się zająć jednej z ostatnich ławek. Nie ma takiej opcji. Postara się usiąść gdzieś bliżej, żeby przy okazji powyłapywać jakieś ploty od szepczących między sobą żałobników. A jak nadejdzie czas głównej atrakcji, to chciała być w jej centrum. Oczywiście nie za blisko, żeby nikt nie wziął ją za kolejną osobę, na której denat mógłby się zakleszczać.
- Że poznam kogoś nowego i że wiedziałam na co się piszę i że tego kwiatu jest pół światu. – No i ludzie niby nie byli w błędzie. Wiedziała na co się pisze kiedy brała z nim ślub. Wiedziała, że jest młoda i że ma szansę jeszcze na to, żeby poznać kogoś innego i żeby się zakochać. Problem jednak był taki, że ona nie za bardzo chciała. Leo był miłością jej życia i wątpiła, żeby ktokolwiek mu dorównał, albo temu co do niego czuła. Albo chociażby temu jak sama się przy nim czuła.
Na chwilę zamarła. Już nie kręciła się na tym stołku. Wpatrywała się w Mię z lekko otwartymi ustami. Oczekiwała jakiegoś tekstu w stylu „Lol, żartowałam frajerko”. Niczego takiego jednak nie usłyszała, więc musiała założyć, że Mia mówiła prawdę. – Wiesz, że to co mi powiedziałaś generuje w mojej głowie tysiące pytań i nie wiem jak śmiała mogę być z zadawaniem ich. – No nikt nie zrzucał na kogoś takiej bomby nie oczekując żadnych pytań. – Zacznę skromnie i po prostu zadecyduj czy za mało się znamy, okej? – Zaproponowała, odchrząknęła i nawet się wyprostowała. – Dlaczego zastrzeliła twojego królika? – Może Mia była ze stron, gdzie hodowało się króliki, żeby później zrobić domowy pasztet. Nie oceniała. – Czy jedno jest powiązane z drugim? – Wiedziała, że jeżeli Mindy popełniła samobójstwo w związku z zabiciem królika to pytanie Morgan mogłoby zostać zadane inaczej, ale niestety na chwilę obecną o tym nie myślała. Chciała po prostu wiedzieć więcej.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Zawsze myślała, że tego typu odzywki czy dokuczanie wiąże się z etapem nastoletnim i kiedyś wszyscy wychodzą z tej mentalnej piaskownicy i stają się dorosłymi ludźmi. Najwyraźniej jednak mogła sobie tak wmawiać, a potem jej własna przyjaciółka (RIP Mindy) udostępniła filmik z pogrzebu z jej udziałem i poszła fama, że jest specjalistką od malowania trupów. Nie powinna o tym wspominać, bo jeśli dowiedzą się o tym na komendzie to na pewno zostanie jedną z głównych podejrzanych o jej zabójstwo. Takich rzeczy przecież normalny człowiek nie wybacza i Mia również miała z tym problem, ale to i tak była jedna z najmniejszych zbrodni, do których dopuściła się ta dziewczyna.
Może Ginsberg powinna już szykować sobie dogodną celę. Obecnie w erze rezerwacji na pewno jest jakiś system, gdzie można sobie wcześniej ustalić towarzystwo i godziny spacerniaka. Dobrze, że paski były okrutnym stereotypem, bo źle w nich wypadała. Jak i w takich opowieściach, więc odetchnęła z ulgą, gdy Morgan zaczęła się śmiać.
- Wniosek jest taki, by przywiązywać uszy czym się da - sama się uśmiechnęła szeroko, choć przestała, gdy dziewczyna zapytała o pacjenta, który zajął jej najwięcej czasu. Odpowiedź mogła być tylko jedna. - Topielcy - skomentowała krótko. - Ewentualnie czasami zdarzają się paskudne ukąszenia bądź ataki zwierząt, ale wtedy większy problem jest z fragmentarycznością zwłok - może i się nie uśmiechała, ale mówiła na ten temat rzeczowo, spokojnie, bez grama emocji, które mogłyby ją zdradzić. Oduczyła się traktowania tych ciał jako bliskich i zaczęła je porównywać do sklepowej ekspozycji, w której też trzeba zrobić porządek bądź przetrzeć kurze. Tak było łatwiej, bo inaczej ciągle by się z nimi żegnała i pewnie w kółko przeżywałaby całą gamę emocji, bo znowu nigdy nie była bezuczuciowym robotem.
To był jej sposób na radzenie sobie. To i te historyjki, które faktycznie mogłyby robić karierę na jakiejś platformie społecznościowej.
Roześmiała się jednak, gdy Morgan zasugerowała malowanie trupa Diorem.
- Nie, daj spokój. Dior kiepsko kryje, jeżdżę do Cairns do takiej małej hurtowni, gdzie za kotarą jest taka specjalna sekcja. Nie widuję tam nikogo poza sobą, więc mogę uznać się za specjalnego klienta - wytłumaczyła i podała jej rzeczony puder, który dla żywej skóry był zbyt biały i miał ciężką konsystencję, ale o tym mogła przekonać się sama.
- Serio opowiadałabyś o tym, że jakiś trup na tobie umarł? Myślisz, że twoja przyszła randka by zrozumiała? - próbowała to sobie jakoś wyobrazić, ale w jej myślach pewnie bliżej było do rzucania inwektywami w biedną dziewczynę niż do podziwu. Zdecydowanie Mia znała złych mężczyzn, choć przecież ostatnio kilku robiło całkiem dobre wrażenie. - I fakt, pojebana jak nie wiem. Wyobraź sobie, że ona z nim mogła zajść w ciążę i taki dzieciak potem pyta, skąd się wziął na tym świecie, a ona mu tłumaczy, że tatuś skończył dosłownie i w przenośni. To jeszcze jeden argument za tym, by zawsze mieć przy sobie gumki - zadecydowała, bo choć się nie otrzepała (za dużo dziwnego w życiu widziała) to i tak była nieco tym zdegustowana łagodnie mówiąc.
Ucieszyło ją jednak zawarcie tej przysięgi na paluszek i wystawiła do niej rządek białych ząbków już zapisując w kalendarzu kolejne spotkanie, by obgadać wszystkie szczegóły tego specyficznego pożegnania. I tak właściwie mogły siedzieć tu dalej i plotkować o trupach, a nie babrać się w tak emocjonalny bagaż, bo to nie było już takie łatwe.
Kiwnęła głową podkreślając, że przyjęła do wiadomości jej słowa odnośnie męża i tego, że sobie niedługo znajdzie kogoś nowego. Wprawdzie Mia wiedziała o miłości tyle co o seksie- a była dziewicą- ale wyobrażała sobie, że trudno jest stracić kogoś takiego. Nie chciała tego porównywać ze swoimi zgonami, bo pewnie bolało jeszcze bardziej.
- Ludzie są debilami. Jakby to na tym polegało- na zastępstwie- to byśmy po prostu brali kogoś na noc i wio, następny - zauważyła i chyba to byłby świetny pomysł na kolejną antyutopię, choć pewnie jakiś pisarz już to opatentował, a ona to gdzieś przeczytała i teraz mądrkuje. Zdarzało się jej to zdecydowanie za często.
Za to zdecydowanie za rzadko opowiadała o sobie i reakcja Morgan utwierdziła ją w przekonaniu, że to całkiem słuszna decyzja. Naprawdę chciała zakrzyknąć, że żartowała i wcale tak nie było, ale ile jeszcze ma udawać, że wszystko jest w porządku. Sprawiedliwość do królika czy jakoś tak.
- Myślała, że ślepak nie zrobi krzywdy zwierzęciu. Idiotka z niej - prychnęła. - I nie, nie wypchnęłam ją z balkonu, bo królik. Chciałam, uwierz - westchnęła. - Ale nie jestem takim typem dziewczyny, więc pozwoliłam jej ciągnąć swoje nędzne życie gwiazdy szkoły, studiów i wreszcie przyszłej influencerki. Byłam tak łaskawa, a ona wzięła i umarła - nikt tak jak Mia nie umiał streszczać historii, ale też nad czym miała się rozwodzić.
Śmierć była śmiercią.
- Tyle, że wszyscy teraz myślą, że to ja. Policja głównie - uściśliła, co wskazywało na kaliber jej obecnych problemów.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Pokiwała głową zgadzając się z tym, że uszy należało w takim razie przyszywać. Dobrym rozwiązaniem byłoby też po prostu nie wpuszczanie zwierząt na ceremonie pogrzebowe, ale zdążyła już zauważyć, że byli ludzie, którzy ze swoimi zwierzakami wiązali się tak mocno, że nawet życie po śmierci chcieli z nimi przeżyć. W sumie to Morgan się nie dziwiła. Też chciałaby życie po śmierci spędzić w towarzystwie tego psa, którego przygarnęła, a którego jeszcze nie nazwała, bo czekała na coś odpowiedniego.
- Uuuu. No tak. Mogłam się domyślić. – No w końcu oglądała te wszystkie kryminalne seriale i czytała swego czasu sporo kryminałów. Wiedziała już, że od wody ciało puchnie i często dochodzi do takich zmian, że ciężko było nawet określić dokładną datę zgonu. Śmierć była niesamowita. – O kurde. Nie pomyślałam o tym, a to przecież Australia. A nie oszukujmy się, kangury są pojebane. – Skinęła głową. – Widziałaś ich szpony? Masakra. – Nie chciałaby być rozszarpana przez kangura. Odkąd była osobą dorosłą i wiedziała o kangurach więcej i inaczej je postrzegała, to już całkowicie zmieniła zdanie na temat gry Kangurek Kao. Nic dziwnego, że typ nosił rękawice bokserskie. Jakby bił swoich przeciwników bez rękawic to ta gra byłaby bardziej krwawa. – Nie jestem w ogóle w stanie wyobrazić sobie jak zareagowałabym na widok takiego ciała. Takiego, które wiesz… ma problem z fragmentarycznością. – Na początku cisnęło jej się na usta, żeby powiedzieć po prostu o pociachanych zwłokach, ale uznała, że może w takim miejscu jak ta kostnica powinna się popisać większym szacunkiem do martwego ciała.
- To prawda. Zdecydowanie za drogo kasują za produkt, który wcale nie kryje. – Kiedyś była fanką drogich produktów do makijażu. Teraz niestety musiała zaciskać pasa i cieszyć się tym co miała i na co było ją stać. Czyli w sumie na niewiele. Ale przynajmniej parła do przodu. Wzięła puder, który podała jej Mia i otworzyła go, nachyliła się, żeby go powąchać, bo naturalnie oczekiwała jakiejś nutki banana. Chociaż martwym pewnie było to bez różnicy, bo nie poczuła niczego konkretnego. Pozwoliła sobie nawet palcem dotknąć pudru, który rzeczywiście był przeraźliwie biały. – Na Halloween może idealny. Na co dzień niekoniecznie. – Skrzywiła się i oddała Mii puder, a to co miała na palcu wytarła w spodnie.
- Serio. – Odpowiedziała, a za chwilę znowu się krzywiła, bo wzięła kolejnego łyka wina. Nie powinna pić. Czuła, że nie dość, że kopnie ją alkohol to jeszcze ten smród chemii unoszący się w całej kostnicy. – Jakby nie zrozumiał to czy chciałabym być z kimś kto nie znalazłby humoru w takiej sytuacji? Poza tym chyba bardziej obleśne byłoby to, że uprawiałam seks z kimś tak starym, nie to, że na mnie zmarł. – Zdecydowanie będzie musiała przemyśleć swój związek z Tomem. Może jednak nie było w tym niczego fajnego. Nie chciałaby, żeby Tom na niej umarł. Nawet nie żywiła do niego żadnych gorętszych uczuć, poza odrobiną sympatii. No tak czy siak takiej historii użyłaby jako jakiejś zabawnej anegdotki. A to, że nie dla wszystkich byłaby zabawna, brzmiało jak nie jej problem. – Myślę, że jeszcze gorsze byłoby to, że ona próbowałaby uchronić to dziecko przed prawdą i w ogóle wiedzą o tym jak ten ojciec zszedł z tej planety, ale całe miasto by wiedziało. – Tak, to byłoby zdecydowanie gorsze. Lorne nie było takie duże, ludzie plotkowali, rozniosłoby się to dosyć szybko. Tym swoim wybrykiem, zmarły, skazał całą rodzinę na ewidentne krzywe spojrzenia ze strony mieszkańców, którzy plotkami żyją.
- Często odnosiłam wrażenie jakby ludzie mieli mi za złe to, że miałam po nim żałobę. Jakby żałoba była dozwolona tylko dla starych ludzi, bo młodzi przecież mają jeszcze całe życie na znalezienie kogoś nowego. – A było dokładnie tak jak Mia mówiła. Nie o to chodziło w miłości, żeby w szybki sposób znaleźć sobie kogoś innego. Morgan było aż niedobrze na wspomnienie słów swojej matki, kiedy ta jej mówiła, że przesadza, albo wymyśla i żeby nie udawała, że ona i Leo mieli mieć inne zakończenie.
- Co do… – Westchnęła ciężko i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Czy ludzie naprawdę myślą, że ślepak to jest po prostu wystrzał powietrza? – Nie pierwszy raz spotkała się z tym, że ludzie serio myśleli, że ślepaki nie wyrządzą nikomu krzywdy. – Ja tam cię nie oceniam. Też bym chciała. Słuchaj… John Wick zabił setki ludzi, bo zajebali mu szczeniaka i stał się kultową postacią. – Nie żeby zachęcała Mię do jakiejkolwiek zbrodni. Po prostu pokazywała przykład, na którym ona by bazowała, żeby być wyrozumiałą dla nowej koleżanki. – No cóż… wygląda na to, że karma ją dopadła. – Morgan nie lubiła szkolnych gwiazd i influencerów, bo właśnie ci ludzie zamieniali jej życie w czasach szkolnych w prawdziwe piekło. Nie miała dla nich wyrozumiałości. Poza tym nie można sobie chodzić i zabijać zwierząt i oczekiwać, że nie będzie w związku z tym zadnych konsekwencji. Jeśli nie prawne to przynajmniej karma się nią zajęła.
- Kurwa. – Mruknęła marszcząc brwi. – Przykro mi. – Nie wiedziała co innego mogłaby zrobić, albo powiedzieć. – Wiem, że pewnie nie będę mogła za bardzo pomóc, ale w razie gdybyś czegoś potrzebowała to daj mi znać. – Zaproponowała. – Masz jakieś alibi na noc kiedy zmarła? Czy byłaś przy niej? – No policja skądś musiała mieć te podejrzenia.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Kiedyś fascynowała się tym zagadnieniem tak bardzo, że zaczytywała się w faraonach, którzy do grobowców zabierali też swoich niewolników, bo wierzono, że przydadzą im się po śmierci. Dla niej temat był szczególnie bliski, skoro zajmowali się balsamowaniem zwłok. Po części nawet było jej przykro, że nie miałaby kogo zabrać w drodze ku wieczności, bo wszystko co miała, już było martwe. Czasami myślała też o tym, żeby wreszcie znaleźć jakąś kwaterę i nie pomieszkiwać gdzie popadnie, ale potem i tak okazywało się, że na nic ją nie stać, więc właściwie pewnie w chwili śmierci nie miałaby porządnego nagrobka. Niesamowite jednak, że ta praca tak na nią wpływała, że w ogóle takie myśli krążyły nad jej głową jak sępy. To było bardziej dokuczliwe niż zastanawianie się nad tym, jakiego kleju używać w razie kontaktu zwłok z głodnym psem.
- Kiedyś jeszcze miałam zgłoszenie do domu, gdzie żona próbowała przepuścić męża przez maszynkę do mielenia mięsa. Ogarnij, że musiała obejrzeć Fargo i się zainspirować - aż Mia się wzdrygnęła, bo nie wiedziała co w tym wszystkim było gorsze- czy kangur, który jest nieświadomy swojej agresji czy wybranka życia, która pewnego dnia stwierdza, że już cię nie kocha i trzeba to przemielić.
Dosłownie.
Sama myśl o tym sprawiła, że zrobiło jej się niedobrze i poprzysięgła sobie, że zostanie dziewicą do śmierci. Być może dlatego do tej pory była, bo trudno było się podniecić, gdy za każdym razem przed oczami przesuwał się jej ten obraz. Teraz pewnie zmodyfikuje się do wizji z kangurem w tle, więc powodzenia dla wszystkich panów, którym przyjdzie do głowy zabrać jej wianek.
Poza tym wszystkie jej randki wyglądały podobnie jak ta, choć rzecz jasna, (jeszcze) o Morgan nie myślała w kategoriach dziewczyny do wzięcia. Wszyscy jednak jak jeden mąż chcieli próbować specyfików, dopytywać o zwłoki, a potem stwierdzali, że mają z nią kiepskie skojarzenia i kończyli znajomość. Głównie dlatego szczerze współczuła tej dziewczynie, która musiała zmagać się z dojściem i odejściem jednocześnie.
- Bo ja wiem? Lubię starych dziadów - wzruszyła ramionami, ale nic nie mogła poradzić, że od czasu śmierci Mindy jej głowę skutecznie zawracał pewien lekarz, który nawet przy dobrych wiatrach i nastoletnim ojcostwie mógłby być jej starym. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej zbytnio to, że jest wiekowy ani fakt, że poznała go wtedy, gdy mózg jej przyjaciółki spływał kanałem ściekowym.
Kiedyś opowiedzą o tym swoim dzieciom i zdecydowanie będzie to wybitny pomysł na sitcom.
Za to opowiadanie własnej pociesze o zaliczeniu ojca, który umarł podczas aktu prokreacji brzmiało jak przepis na kiepskie wychowanie, a Ginsberg była specjalistką od takich, więc westchnęła.
- Na moje to w takiej sytuacji tylko wyprowadzka. Najlepiej do innego kraju - pewnie sprawa odbije się echem po lokalnych wiadomościach, więc rówieśnicy takiego dziecka mieliby pełny arsenał. Nie było przecież nic gorszego od bachorów, którzy podłapią temat. Do dziś pamiętała te śmieszne obelgi, że ich matki przynajmniej nie wieszały się na ich widok. Kolekcjonowała je, zapamiętywała, czasami spisywała nazwiska jak Arya Stark, ale nikt jej tak nie wykończył jak podła Mindy. Głównie dlatego, że ona nawet nie zrobiła tego z premedytacją i podejrzewała, że dlatego to było najgorsze. Podobnie jak wszyscy, którzy próbowali pomóc przetrwać Morgan żałobę. Błądzili jak dzieci we mgle kompletnie nie umiejąc się w tym odnaleźć.
Pracowała w zakładzie pogrzebowym, więc na pewno widziała jaką trudność ludziom sprawia łączenie się w żalu.
- To nie jest nowa sukienka, by dało się ją zastąpić. Ludzie są pojebani, prawie tak samo jak kangury - sprzedała jej jeden z bardziej pokrzepiających uśmiechów i kiwnęła ponuro głową, gdy zahaczyli o Mindy. O tę samą, którą wywołała przed chwilą w myślach i którą widywała tutaj, przy lodówkach. Nie mówiła o tym nikomu, bo policja pewnie uznałaby, że to rodzaj poczucia winy, który osiadał ciężko na jej barkach i przywoływał omamy.
Za to chętnie powiedziałaby jej, ale na razie mówiła przyznać się do czegoś zgoła innego.
- Widzisz, bo ja wtedy… gdy ona taka leżała i mózg jej spływał, zaczęłam nakładać jej makijaż. To chyba był rodzaj szoku, nie wiem? Od tamtej pory uczepili się, że to właśnie rodzaj zemsty za moje zwierzątko - westchnęła ciężko. - W sumie powinnam się cieszyć jak mnie zamkną, bo będę miała przynajmniej gdzie mieszkać - wino najwyraźniej rozwiązywało języki i to nie tak jak powinno.
W końcu to była jedna z największych tajemnic panny Ginsberg, oczywiście poza dziewictwem, ale to byłby obciach przyznawać się do tego przed zamężną i owdowiałą (sic!) koleżanką.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Spojrzała na Mię marząc o tym, żeby jej historia okazała się żartem. Wiedziała, że ludzie są posrani. Wiedziała, że są tacy, którzy randomowo są zdolni do tego, żeby kogoś zamordować. W dodatku w tak brutalny sposób. Po prostu była pewna, że takie rzeczy dzieją się w Ameryce. Ameryka była wylęgarnią takich ludzi. Ten kraj miał coś w sobie, że po prostu produkował takich ludzi. Morgan nawet cieszyła się, że nie musiała się czegoś takiego obawiać na swoim kontynencie. A przynajmniej myślała, że nie musiała. Teraz wychodzi na to, że nie można rzeczywiście ufać nikomu.
- Ale… ale to jak ona to zrobiła? – Nie chciała wiedzieć, ale jednocześnie chciała. Typowa ludzka ciekawość, która może tylko doprowadzić do złych rzeczy. Dobrze, że Morgan nie była typem człowieka, którzy rzygał po usłyszeniu czegoś takiego. – Chciała go zmielić jeszcze żywcem czy zabiła go i pokroiła i dopiero uznała, że go zmieli? – To były bardzo ważne pytania. Jak już Morgan miała w głowie wizję kobiety chcącej zmielić swojego męża, to równie dobrze ta wizja mogła być kompletna. W sumie to zakładała, że skoro ten mężczyzna ostatecznie trafił do Mii, to może nie był poćwiartowany. Ale co ona tam wiedziała o składaniu zwłok. Ona tylko je opłakiwała.
Trzeba przyznać, że Morgan rzeczywiście miała tendencję do błędnego określania wielu sytuacji. Już nie raz wmówiła sobie, że jest na randce, gdzie było to zwykłe spotkanie przyjacielskie. Najczęściej miała ten problem właśnie z kobietami. Tutaj (jeszcze) nie myślała o tym spotkaniu jak o czymś co mogłoby być randką. Gdyby jednak tak pomyślała to z pewnością byłaby to jedna z lepszych randek. Temat rozmowy był dosyć niecodzienny, ale najważniejsze było to, że rozmowa się kleiła i nie było jakiejś niezręczności. A jakby nie patrzeć to dziewczyny dopiero co się poznały.
- No cóż… jest w nich coś pociągającego. – Nie miała zamiaru oceniać Mii, bo jednak sama była w związku z typem, który również mógłby być jej ojcem przy nastoletniej ciąży. Wolała jednak o tym nie myśleć. Tak jak w ogóle nie myślała o tym, że jest w tym związku, bo nie chciała tego nazywać związkiem, bo absolutnie go nie kochała i odnosiła wrażenie, że on jej też, ale jakimś cudem ze sobą byli.
- Wcale nie brzmi to tak źle. – Nie żeby namawiała Mię do ucieczki z kraju. Dopiero co ją poznała i na chwilę obecną chciałaby ją poznawać dalej. Po prostu doskonale rozumiała tą chęć. Po wydarzeniach swojego życia sama myślała o tym, że najłatwiej byłoby po prostu uciec. Niestety nie miała gdzie uciec i nie miała środków, żeby sobie tą ucieczkę opłacić. Musiała zostać. Nie miała wyboru. Teraz mogła myśleć o ucieczce, ale nie było już sensu, bo wszystko zaczęło się układać. Nie było cudownie, ale było zdecydowanie lepiej.
- W sensie, że twoją zemstą było nałożenie jej makijażu? – Uniosła brwi. Dobra, samo zachowanie było nieco dziwne, ale z drugiej strony Morgan mogła to zrozumieć. Szok i adrenalina różnie działała na ludzi. Może nie przeżyła tego na własnej skórze, ale niejednokrotnie w książkach, filmach czy serialach widziała sytuacje, gdzie po prostu ludzi tak niesamowicie bolał widok martwych ludzi zranionych, niedoskonałych, że po prostu próbowali temu jakoś zaradzić. Może to było właśnie rozwiązanie dla Mii. Sprawić, że Mindy wyglądała idealnie, żywo. – Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytała, ale nie w żaden sposób oskarżycielski. Z czystej ciekawości. Może Ginsberg miała ku temu powód, ale nikt nigdy jej nie zapytał. Ludzie zdecydowanie woleli innych osądzać zamiast spróbować ich zrozumieć.
- Poczekaj… nie masz gdzie mieszkać? – Zapytała gotowa do pomocy. Wiedziała jak to jest być bezdomną osobą, która nie ma gdzie się podziać. Na bank byłaby w stanie zaradzić, albo pomóc.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Właściwie wychodziło na to, że Australia jest jeszcze gorsza, bo nie tylko trzeba było obawiać się zwierząt oraz trujących roślin, ale również ludzi, którym słoneczko przygrzało za mocno. Mia nigdy nie rozpatrywała tego w kategoriach strachu, bo dotąd należała do ludzi wręcz głupio odważnych zostając niejednokrotnie sama ze zwłokami. Nie, nie obawiała się nieżywych, bo jeszcze się nie zdarzało, by jej trup ożył (choć była taka jedna idiotka…), ale włamywacze czy seryjni mordercy mogli mieć używanie w takiej sali, pełnej lodówek.
Jak dotąd jednak miała na tyle szczęścia, że nikt nie wpadł na szalony pomysł, by ją zmielić i na przykład, dodać do karmy dla swoich piesków. Właściwie to powinna uważać przy kradzieży ogrodowych krasnali, bo ich właściciele bywali dość mściwymi ludźmi, więc można było powiedzieć, że Mia Ginsberg żyła na krawędzi i zbyt często przekazywała spokojnym tonem informacje, które mogłyby zjeżyć włos na głowie.
- Właśnie w tym szkopuł. Zabiła go, nie wiedziała co zrobić z ciałem, więc zaczęła od nogi, ale dała za dużo do maszynki i cóż, zacięło jej się. Sąsiedzi donieśli, że śmierdzi nieświeżym mięsem i tym sposobem on trafił do nas, a ja musiałam szukać dobrych skarpetek - parsknęła. Nie mogła nic poradzić na to, że praca w takim miejscu zapewniła jej dożywotnio czarny humor i nie bała się z niego korzystać. Tyle, że zazwyczaj lepiej się to sprawdzało przy koleżankach z branży (jak Morgan). Te jej z bractwa miały ją za dziwadło, bo interesowała się bardziej rodzajami trumny, a nie błyszczyka do ust. Może dlatego tak usilnie szukała starszego mężczyzny czując, że on przynajmniej nie będzie bał się pokazać z nią w towarzystwie.
Inna sprawa, że wtedy na pewno poszedłby w ruch seks, a nie była pewna czy to odpowiednia pora na takie akcje. Nie, gdy jeszcze trwało śledztwo w sprawie Mindy, a ona sama zmagała się z rodzinnym kryzysem, który skończył się szukaniem lokum, gdzie popadnie. Była jednak młoda i musiała myśleć o płci przeciwnej, choć w zasadzie nie miałaby nic przeciwko znajomości z dziewczyną. Może wtedy byłoby łatwiej? Albo wręcz przeciwnie, dopiero byłby kosmos?
- A ty co? Poszłaś za radą uprzejmych i znalazłaś sobie kogoś? - mogły dalej się bawić w subtelne komentarze, ale przecież na Boga, przed chwilą opowiadała jej o zmieleniu zwłok, więc chyba najwyższa pora, by przestać się krygować.
Kiwnęła głową, gdy pochwaliła jej plan o ucieczce z kraju, choć na razie to i tak były tylko czcze marzenia. Tylko czekać aż dostanie zakaz opuszczania swojej pięknej ojczyzny za to, że była w szoku i postanowiła pomalować swoją przyjaciółkę.
Tak, to chyba nazywał się szok albo jakiś rodzaj traumy. Nie była pewna, nie było też żadnego psychiatry, który by ją usprawiedliwił, więc zewsząd słyszała, że to było dziwne i to pewnie dlatego, że ją zamordowała. To było dość durne, bo kto o zdrowych zmysłach przy zabójstwie rzuca się w oczy i jeszcze kombinuje nad kreską denatki?
- Najgorsze jest to, że nie wiem - przyznała więc zgodnie z prawdą. - Widzisz, to było silniejsze ode mnie. Zobaczyłam, że po śmierci wygląda niedorzecznie i chciałam to zmienić, co okazało się mocno niepokojące dla wszystkich ludzi wokół. Pewnie, gdybym miała odrobinę więcej czasu do namysłu to doszłabym do tego samego wniosku - zauważyła po krótkim namyśle i uśmiechnęła się lekko machając ręką. - Było, minęło, przecież to nie tak, że cokolwiek mi udowodnią - zauważyła, ale przełknęła głośno ślinę, gdy wypowiadała te słowa, bo znała się trochę na systemie sprawiedliwości i cóż, czasami posiadał dziury, a te przeradzały się w historie takie jak ta, w której niewinność może zostać uznana za podłość.
Czymże wobec tego miały być drobne problemy lokalowe?
- Mam na oku mieszkanie. Niedługo będzie moje - odpowiedziała pomijając jednak fakt, że to mieszkanie ma właściciela. Nie chciała jednak Morgan zawracać głowy ani skłaniać ją do pomocy. Bycie wdową było wystarczająco uciążliwe, a pewnie to był zaledwie wierzchołek góry lodowej.
- Dlaczego pracujesz akurat tutaj? - zmieniła temat, w tym była lepsza niż w ukrywaniu swoich problemów.
ODPOWIEDZ