Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.
Despite the impossible odds and all the
distance between us, I still hold out a small hope you really do come home some day.
{outfit}

Był pewien tego, że nie podejmuje dobrej decyzji. Nikt nie lubi takich niespodzianek. Czuł, że się jej narzuci w momencie, w którym chciała być sama. Nie do końca powiedziała mu wprost, że chciała być sama, ale tak odczytywał jej zachowanie. Serce pękało mu na myśl, że działo się coś o czym nie chciała z nim rozmawiać. Żył przerażony myślą, że być może chciała z nim porozmawiać, ale on był akurat w pracy. Albo był zmęczony po pracy i jedyne o czym marzył to prysznic i położenie się. Od jakiegoś czasu odnosił wrażenie, że się od siebie odsunęli, ale zakładał, że jest to coś normalnego. W końcu oboje pracowali, a jej zbliżała się rocznica śmierci brata. Wiedział, że potrzebowała czasu na to, żeby przez jakiś czas pozwolić sobie na nostalgię, smutek i wspomnienia. Nie chciał tego naruszać.
Z drugiej jednak strony, nadal miał w głowie obawę, że być może chodzi o coś więcej. Nie chciał się bawić w proroka, nie chciał snuć domysłów i nastawiać się na jakieś negatywne rzeczy. Kochał Philly i ufał jej całkowicie. Dlatego też zdecydował się na ten krok. Postanowił wziąć długo odkładany urlop i wykorzystać go na wizytę w rodzinnych stronach. Co prawda Lorne Bay nie do końca było jego domem, ale miał tutaj kuzynkę. Caitriona była osobą, u której się zatrzymał. Do Lorne dotarł wczoraj, późnym wieczorem. Nie było więc sensu zajeżdżania na farmę, której po ciemku pewnie nawet by nie zlokalizował. Przenocował u kuzynki, rano się ogarnął, zjadł śniadanie, wynajął auto i pojechał pod wspomniany kiedyś przez Philly adres.
Zaparkował auto, zgasił silnik, ale nie wysiadł od razu. Przyglądał się budynkowi mieszkalnemu i jeszcze przez chwilę zastanawiał się czy powinien to robić. Nikt nie lubi niespodzianek. Ludzie udają, że je lubią, ale naprawdę nie uwierzyłby w to, że ktoś lubi być zaskakiwany w każdy możliwy sposób. Nie czuł się tutaj mile widziany. Nie zapraszała go, nie proponowała, żeby przyjechał tutaj z nią. Przymknął na chwilę oczy i przemówił sobie do rozsądku. Przesadzał. Nie wiedział skąd się biorą te wszystkie negatywne myśli. Wychodząc z auta nadal obserwował dom. Tym razem skupiał się na oględzinach fachowca. Myślał o tym co zrobić, żeby nadać wyglądowi zewnętrznemu nieco blasku. Żeby go ożywić. O to też go nie prosiła. Zastukał głośno w drzwi i zrobił dwa kroki w tył. Tym razem przyglądał się terenom. Piękna okolica.
Obrócił się w stronę drzwi w momencie, w którym usłyszał, że się otwierają. –Cześć. – Przywitał się i na sam widok kobiety, którą kochał, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Jedyne co mógł zrobić to nieco ten uśmiech zminimalizować. Mimo wszystko nadal czuł się niepewnie. –Przyjechałem sprawdzić czy jest coś z czym będę mógł ci pomóc. Odniosłem wrażenie, że masz ręce pełne roboty. – Tęsknił za nią. Dom był bez niej pusty. Nie wiedział jednak czy chciała usłyszeć takie słowa na powitanie. Najchętniej to jeszcze tego samego dnia wróciłby z nią do domu. Do Melbourne.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Odwlekając powrót do Melbourne, mogła spodziewać się tego, że niepokojony Ronan zdecyduje się w końcu na przyjazd w jej rodzinne strony, jednak wierzyła, że te kilka zdań, które zamieniali w ciągu całego tygodnia, zdoła odwieść go od tak irracjonalnego pomysłu. Nie doceniała jednak swego narzeczonego, który kupił bilety i wsiadł na pokład samolotu do Cairns, gdzie zorganizował sobie wynajęte auto i ruszył w stronę Lorne Bay, kierując się bezpośrednio na jej farmę.
Spędzając wieczór z książką w dłoni, nie spodziewała się żadnych gości. Obecnie nikogo tu nie spraszała przez wgląd na to, że dom jej dziadków, przeobraził się w opustoszały magazyn, którego pokoje wypełniały kartony z rzeczami jej brata. Część planowała przekazać potrzebującym weteranom, część wyrzucić, a jakieś pojedyncze rzeczy zostawiła sobie lub podarowała Thomasowi, który chciał pozostawić coś sobie na pamiątkę. Całe szczęście wciąż miała kanapę i wyprała sobie swój ulubiony koc, który znalazła w swym dawnym pokoju na piętrze. Potrzebowała wyciszenia i odciążenia głowy, która przepełniona była życiowymi dylematami. Ciszę te przerwało pukanie do drzwi, które - zważywszy na porę - mocno ją zaskoczyło. Odkryła się i wskoczyła w kapcie, po czym ruszyła sprawdzić, kto nawiedzał ją o tak późnej godzinie. Cicho liczyła na Winfielda, choć starała się za wszelką cenę zdusić w sobie te myśl.
RONAN?! — rozszerzyły się jej powieki, a ona zastanawiała się jak to możliwe, że Ashford znalazł się po tej stronie kontynentu. O niczym jej nie wspominał, dlatego w pierwszej kolejności pomyślała, że coś się stało ale.. na pewno zawiadomiłby ją przez telefon. Chciał zrobić jej niespodziankę, wiedziała to; był niesamowitym facetem, który w przerwach między pracą starał się robić wszystko by ogień w ich związku nie zdołał zgasnąć. Najwidoczniej, problemem była ona, skoro pomimo tylu starań, pozwalała na to by między nich wdarł się chłód. — Co ty tutaj robisz? — odparła i zdobyła się na uśmiech, choć wewnątrz czuła przerażenie. Wiedziała, że wszechświat pragnął ja ukarać za to, że pocałowała Thomasa i właśnie dlatego, jej narzeczony zjawia się właśnie t e r a z przed jej domem. Miał wyczucie czasu, nie ma co.
Wiesz, że nie musiałeś, prawda? To przecież kawał drogi.. — odparła i wyciągnęła w jego stronę ramiona, by móc zawisnąć na jego szyi. Wbrew wszelkim wątpliwością, zdążyła zanim zatęsknić i cieszyła się widząc jego promienną twarz. Nie zdążyła jednak podjąć żadnej decyzji, dlatego udawanie, że nie miała wątpliwości co do ślubu, przychodziło jej z olbrzymim trudem.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że nie potrafił czytać w myślach i nie dowiedział się przez ścianę, że jego narzeczona po cichu liczyła na to, że odwiedzi ją ktoś inny. W sumie to tak trochę nie mógłby się jej dziwić. Pewnie akurat on był ostatni na liście osób, które mogłyby ją tutaj odwiedzić. I to ze względu na dzielący ich dystans, a nie ze względu na chęci. Chociaż kto wie? Może Philly tak bardzo chciała się od niego odciąć, że nie chciałaby jego wizyty, a nawet o tym nie myślała. Może czuła się bezpiecznie z myślą, że nie przemierzyłby dla niej takiego dystansu. A tu flop. Wolał wydać te pieniądze na bilet samolotowy i na wynajęcie auta niż spłacić długi.
-Niespodzianka? – Odpowiedział niepewnie. Czuł, że to była bardzo udana niespodzianka. Udana dla niego, bo udało mu się ją zaskoczyć, ale raczej efekt nie był zbyt pozytywny. Oczywiście momentalnie zaczął żałować tego, że tak się tutaj pojawił. Nie powinien jej robić takiej niespodzianki. Powinien dzień przed wylotem powiedzieć jej, że przylatuje. To i tak byłaby wystarczająca niespodzianka. Przegiął. Przegiął i to poważnie. –Tęskniłem za tobą. – Nie było co kłamać na ten temat. Wyjechała na chwilę, została na dłużej, jak pracownicy w McDonaldsie. Nie sądził, że jej wyjazd tak się przeciągnie, a ona przez telefon unikała też wyznania mu kiedy rzeczywiście do tego domu wróci. No i spoko. Nie miałby z tym problemu, gdyby nie to, że jej odpowiedzi wydawały się nieco zbyt wymijające. –Poza tym miałem kilka dni zaległego urlopu i uznałem, że to idealny moment, żeby to wykorzystać. – Normalnie planował to zostawić na święta, żeby spędzić więcej czasu z nią i może z rodzicami. Teraz jednak wolał się skupić na tym, żeby ich związek do tych świąt wytrzymał. Chociaż w idealnym świecie to chciałby, żeby ten związek wytrzymał dłużej niż do świąt. Na przykład do końca świata.
-Wiem. Ale chciałem. – Miał nadzieję, że gdyby rzeczywiście potrzebowała pomocy to nie czułaby obaw i od razu by do niego uderzyła. Miał nadzieję, że ich związek wyglądał właśnie tak, że wiedzą, że mogą na siebie liczyć niezależnie od tego z jakim problemem mieliby się mierzyć. Widząc jej wyciągnięte ramiona poczuł chwilowy przypływ ulgi. Rozluźnił się i podszedł, żeby pospiesznie ucałować ją w policzek i przytulić do siebie. Pozwolił sobie nawet na to, żeby przeciągnąć to przytulenie i nacieszyć się znajomym zapachem i ciepłem jej ciała.
-Jak się czujesz? – Zapytał w końcu się odsuwając. Nie wypuszczał jej jednak z objęć chcąc się jeszcze tym momentem nacieszyć. –Wyglądasz na… wypoczętą. – Nie, żeby kiedykolwiek w jego oczach wyglądała źle, ale spodziewał się raczej tego, że będzie przemęczona i styrana życiem. A tutaj proszę! Oczywiście na koniec uśmiechnął się do niej, żeby nie było, że to coś złego, że typka jest wypoczęta.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Ze wszystkich osób, które mogłaby podejrzewać, Ronan był po prostu o s t a t n i ą. Liczyła, że to Thomas, niewzruszony jej głupim, pijackim wyskokiem a nie przykładowo sąsiad, którego wizyta o tak późnej porze, mogłaby wskazywać na jakieś problemy których i tak już miała pod dostatkiem. Targana stresem i wątpliwościami odnośnie zbliżającego się wesela, potrzebowała dystansu, nowej perspektywy oraz przestrzeni do namysłu, a w ostatnim czasie, ich mieszkanie w Melbourne, wydawało się być ciaśniejsze niż zwykłe; większość dnia, spędzała w nim sama, jednak nadal czuła się przyduszona ogromem spraw do załatwienia i zbliżającym się dniem wesela. Tutaj, mogła skupić się na pracy i cieszyć swobodą, która gwarantowało życie na wsi, dlatego niechętnie myślała o tym co działo się pod jej nieobecność w domu — zwłaszcza, że psa miała ze sobą, a Ronan najpewniej i tak zajmował się pracą. Cieszyła się jego obecnością, choć przez krótką chwilę, poczuła, że skończył jej się czas do namysłu. Znów towarzyszył jej ten nieprzyjemny ścisk w żołądku.
Gdybym wiedziała, że przyjedziesz, zrobiłabym większe zakupy albo przygotowała dom. Panuje tu obecnie chaos i bałagan — odparł, odwracając się w stronę salonu, który wypełniały stare, nie przyozdobione meble. Wszystko znajdowało się obecnie w kartonach, jednak mebli nie zamierzała ruszać. Pozostawi je nowym właścicielom, a oni zdecydują co chcą z nimi zrobić. — Tak? A bardzo? — zapytała, splatając ręce na wysokości piersi i uśmiechnęła się zadziornie. Jego nagły przyjazd sprawił, że odrobinę panikowała i czuła jeszcze większe wyrzuty sumienia, spowodowane tym cholernym pocałunkiem, który n i g d y nie powinien mieć miejsca. Przecież brzydziła się zdradą i kochała swego narzeczonego, a stres był naturalną częścią tego całego ślubnego szaleństwa. Postąpiła niewłaściwie i naprawdę pragnęła móc cofnąć czas, choć ta krótka chwila, mocno zakorzeniła się w jej myślach. Tfu, tfu!
Nie przyszło by mi do głowy, że wykorzystasz go właśnie w ten sposób. Nie jesteś fanem małych miasteczek, a tym bardziej takich wsi. Nie chce byś zmarnował urlop nudząc się albo co gorsza, porządkując mój rodzinny bajzel — odparła czując wyrzuty sumienia. Poświęcił się dla niej, choć była tak potworną partnerką w ostatnim czasie. Zmartwienia ulotniły się, gdy poczuła bijące od niego ciepło i zapach znajomych perfum. Pachniał domem, który zostawiła za sobą tygodnie temu i choć obawiała się powrotu, musiała przyznać, że tęskniła za swą kuchnią, sypialnianym łożem i kolekcją książek, zdobiącą regal w salonie.
I wierz mi, że dopiero dziś, znalazłam chwilę na odpoczynek. Kupiłam czajnik by napić się herbaty, uprałam stary koc i sięgnęłam do książki, którą znalazłam u brata w pokoju. Poprzednie dni były dość intensywne, zważywszy na to ile pudeł zapełniłam — wyjaśniła mu i rozłożyła ręce wzdłuż swego ciała, klepiąc dłońmi o swe biodra. Dom nie wyglądał jak pięciogwiazdkowy hotel ani żadne spa, lecz nazajutrz gdy będzie jasno, pokaże mu ilość zaniedbanych metrów oraz kartonów w stodole, które czekały na to by wywiozła je do ośrodka dla weteranów. Żeby tak się stało, musiała najpierw odezwać się do Winfielda, a póki co, brakło jej odwagi. Przyjazd Ronana, też najpewniej mocno to odwlecze. — Zrobić ci coś do picia? Albo może jesteś głodny? — zapytała, robiąc szybkie rozeznanie w głowie, odnośnie tego co obecnie posiadała w lodówce.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prawda była taka, że gdyby nie miał tego dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak, to rzeczywiście by nie przyjechał. Nie przeszłoby mu to przez myśl, bo przecież musiał pracować. Musiał pracować i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby tracić dni urlopowe na takie niezapowiedziane niespodzianki. Miał je przecież oszczędzać na czas jak już zostaną małżeństwem. Żeby mogli spędzić ze sobą czas po ślubie, żeby mogli być mężem i żoną. Żeby nie musiała się czuć samotnie zaraz po ślubie. Ronan wiedział, że dużo pracował. Wiedział, że przesadzał. Nie miał jednak innego wyboru. Musiał pracować. Miał kontrakty, które miały terminy, a on miał długi do spłacenia. Chciał, żeby mogli wieść spokojne życie. Obawiał się tego, że Philly go zostawi, bo zda sobie sprawę z tego, że bycie z Ronanem jest zbyt dużym stresem i jednym wielkim znakiem zapytania w kwestii finansowej.
Zaśmiał się. –Przestań. Przyjechałem pomóc, a nie dokładać ci zmartwień. – Jeszcze tego brakowało, żeby wydawała pieniądze i robiła jakieś zakupy. Nie był wymagającym człowiekiem. Chyba. Miał przynajmniej taką nadzieję. –Nie mam z tym problemu. Serio. Wiesz, że oglądam takie syfy na co dzień. – No może nie na co dzień, bo przecież to nie tak, że każdego dnia remontuje inny dom jak Katarzyna Dowbor. No, ale był pod wrażeniem tego do jakiej ruiny ludzie są w stanie doprowadzić swoje domostwa zanim zdecydują się na remont. Naturalnie rozumiał, że nie wszyscy mają pieniądze na takie rzeczy, ale czasami to ludzie przesadzali. –Nie ma słów, które opisałyby jak bardzo. – Odpowiedział odwzajemniając uśmiech. Nachylił się jeszcze, żeby obdarować ją delikatnym pocałunkiem. Dla potwierdzenia, że rzeczywiście tęsknił. Gdyby wiedział, że miała teraz w głowie inny pocałunek to pewnie nie całowałby jej, żeby oszczędzić jej niepotrzebnego zagmatwania. Przykre.
-Ja też. Więc poniekąd ta niespodzianka dla ciebie była też niespodzianką dla mnie. – Był raczej rozważnym człowiekiem. Nie robił takich głupot jak tracenie urlopu na spontaniczne ściągnięcie swojej narzeczonej do domu. Kosztowało go to dużo wysiłku, myślenia, trudów i ogólnie kombinowania. No bo przecież musiał rozkminić jak odpokutuje to, że wydał pieniądze na lot do Lorne i teraz tracił też pieniądze na wynajmowanie auta. –Dlaczego miałbym nie porządkować twojego rodzinnego bajzlu? Twój bajzel jest moim bajzlem. – Był już gotowy na to, żeby złożyć jej przysięgę małżeńską. Co jej było też jego. Co jego było jej. Proste. Oprócz Thomasa. Mogła go sobie zatrzymać. Chociaż był przystojny.
-Dobrze. Odpoczynek jest ważny. Tym bardziej, że poza wysiłkiem fizycznym masz tutaj też dużo przestrzeni dla mentalnego zmęczenia. – Mógł się tylko domyślać przez co przechodziła porządkując ten dom. Nie próbował nawet udawać, że rozumie. –Jak już masz ten czajnik to w sumie będę głupi jak nie skorzystam. – Zażartował i zrobił krok, żeby wejść do środka, ale się zatrzymał. –Chyba, że chcesz odpocząć. Mogę wrócić rano. – Zaproponował. Sama wyznała, że to pierwszy raz od jakiegoś czasu jak może sobie odpocząć. Nie chciałby się jej narzucać. W swojej głowie miał ułożone, że miał być tutaj pomocą. Dla niej jednak mógł być kolejnym zmartwieniem. Tego nie chciał.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Wiedziała, że jej wyjazd nie był czymś na co powinna decydować się t e r a z, gdy na jej barkach spoczywały przedślubne obowiązki. Powinna usiąść ze swym narzeczonym, wybrać ostatnie dekoracje i poinformować plannerkę, która przypominała jej o tym przynajmniej raz w tygodniu. Rocznica śmierci brata nie była czymś, co powinna jednak odkładać w czasie, zwłaszcza, że minęły trzy lata, a ona po raz pierwszy odważyła się odwiedzić jego grób. Ronan doskonale rozumiał te kwestie, a także odwlekaną sprzedaż farmy na którą w końcu się zdecydowała, dlatego nie kręcił mocno nosem, gdy poinformowała go o swych planach, dotyczących powrotu do miasteczka. Trwało to jednak zbyt długo i mogła spodziewać się pytań z jego strony ale nie przypuszczała, że blondyn zjawi się t u t a j. Wiedziała, że Ashford spróbuje przyspieszyć cały ten proces i zechce zabrać ją do domu ale ona wcale nie była na to gotowa — nie kiedy tak nabałaganiła.
Właściwie twój przyjazd jest tego najlepszym dowodem — odparła, a gdy ten pochylił swą twarz, nieco speszona musnęła jego usta. Pocałunek ten smakował gorzko i jedynie spotęgował ciążące jej wyrzuty sumienia, dlatego wydostała się z uścisku i ruszyła w stronę kanapy by na szybko złożyć koc. Czuła się jak mała dziewczynka, która ukrywała przed rodzicami trzymanego w pokoju czworonoga i bała się, że jeden niewłaściwy ruch, sprawi, że straci kontrolę nad trzymanym za zębami językiem. Nie mogła mu powiedzieć o tym, że pijana całowała przyjaciela swego brata, którego ledwo znała; był to błąd o którym należało zapomnieć. — Zostało mi już tylko upranie reszty zakurzonych zasłon na piętrze i wystawienie ogłoszenia o sprzedaży farmy — odparła, choć pewnie w jego ocenie, miała mnóstwo czasu na to by się tym zająć. Mijały tygodnie, a ona wciąż nie zdobyła się na to by wpuścić do tego domu obcych ludzi i oprowadzać ich po domu pełnego rodzinnych wspomnień. — To pewnie zajmie mi trochę czasu, znaczy się, znalezienie kupców. Nie wiem czy jest sens wracać do Melbourne, jeśli zaraz znów będę musiała się tu pojawić — dodała, chcąc zyskać na czasie i zapowiedzieć narzeczonemu, że nie planowała rychłego powrotu do domu. Liczyła, że Ronan zmuszony będzie wrócić wkrótce do pracy.
Rano? Myślałam, że to zrozumiałe, że zostaniesz tutaj — skrzywiła się i spojrzała na niego skonsternowana. Byli narzeczeństwem i bez względu na targające ją wątpliwości, nie pozwoliłaby spał gdziekolwiek indziej. Ruszyła w końcu stronę kuchni i wstawiła wodę w czajniku, między czasie przygotowując dodatkowy kubek z herbatą.
Zbliżają się święta. Wiesz co to oznacza? — zawołała, a gdy mężczyzna stanął w futrynie, odwróciła się w jego stronę i oparła tyłem o kuchenny blat. — It's time for presents and exchanging kisses. Time for singing Christmas songs — uśmiechnęła się ciepło i zagryzła wargę. Uwielbiała ten czas i pierwszy raz, zapragnęła spędzić je tutaj, na rodzinnej farmie, gdzie rok w rok rodzina Salberg zasiadała do jednego stołu, ubierała choinkę i nad ranem rozpakowywała prezenty.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ronan nie chciał tego całego planowania ślubu zrzucać na nią. Nie uważał, że to jest tylko zajęcie dla kobiety. Chciał wziąć z nią ślub równie mocno co ona z nim (a przynajmniej tak sobie wmawiał, hehs). Po prostu jego praca jak zwykle była ważniejsza i ostatecznie kończyło się na tym, że Philly zostawała z tym sama. Tak samo jak absolutnie nie miał do niej pretensji o to, że wyjechała zamiast planować ślub. Ślub można było przełożyć, albo przesunąć. Miała do załatwienia rodzinne sprawy. Nie miał z tym problemu. Bardziej martwiło go to, że tak długo nie wracała i kontakt z nią był… sporadyczny. Wiedział, że Lorne to mała miejscowość, ale wątpił, żeby naprawdę były takie problemy z zasięgiem.
- No to może niespodzianka się nie udała, ale przynajmniej dowiodłem tego, że tęskniłem. – Zażartował, ale nie do końca czuł, że jest to odpowiedni moment do żartów. W sumie dla niego był, bo jednak chciałby, żeby atmosfera się rozluźniła, ale nie wiedział czy to jest odpowiedni sposób, żeby ją zmienić. Najchętniej to by ją zapytał wprost, ale no jednak dopiero co przybył. Nie chciał tak szybko psuć atmosfery. Ogólnie to nie chciał jej psuć w ogóle, ale po prostu musiał wiedzieć na czym stoi.
- Serio? To brzmi w sumie jak końcówka roboty. – Zdziwił się, ale w dosyć pozytywny sposób. Naprawdę zakładał, że mu powie, że jest ze wszystkim w ciemnej dupie i że będzie musiała tu zostać jeszcze na jakiś czas. A tutaj proszę, okazywało się, że być może wrócą do domu szybciej niż zakładał. – Jak skorzystasz z pomocy jakiegoś pośrednika, to będziemy mogli wrócić do domu. – Zasugerował, bo jednak jego życie bez Philly w Melbourne było jak ten mem. Nie znajdę lepszych słów na określenie tego co czuł biedny Ronan w wielkim Melbourne. Był w otoczeniu miliona ludzi, a jednak bez niej był niesamowicie samotny.
- Oh. Okej. – Teraz to jednak był zaskoczony. Przecież nie musiała tutaj być. Dobra, nie było jakoś super u niego z hajsami, ale był gotowy znaleźć coś, żeby ją wspomóc w wynajęciu pośrednika. Najwyżej pożyczy od Cat, albo od rodziców. Coś by wykombinował. – Czyli zamierzasz tutaj zostać i prowadzić sprzedaż tej farmy? – Zapytał wprost, bo nie było co kręcić.
- Nie dawałaś mi w sumie informacji na jakim etapie jesteś i gdzie sama nocujesz, więc założyłem, że farma nie jest zdatna do użytku. Poza tym nie chciałem ci się narzucać. – Rozumiał, że była to nieco dziwna sytuacja, ale jednak miał świadomość tego, że jego pojawienie się tutaj mogłoby być niemałym zaskoczeniem. – Zatrzymałem się u Cat. – Wyjaśnił, żeby nie było przypału, że sobie wynajął jakiegoś Sheratona, albo śpi pod mostem. Pewnie spałby w samochodzie, bo to już ma w zwyczaju robić.
- Wiem. – Uśmiechnął się szeroko, bo kochał święta. Miał już dla niej nawet kupiony prezent, na który musiał trochę odkładać, ale wierzył, że warto było. – Mam nadzieję, że spędzimy je w domu. W Melbourne. – Dodał licząc na to, że ktoś będzie chciał sprezentować ukochanej osobie farmę na Święta i odciążą tym samym Ronana i Philly.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Problemem nie był natłok obowiązków związanych z planowaniem własnego ślubu, a fakt, że za kilka miesięcy miała zostać ż o n ą. Mieli związać swe życie, założyć rodzinę i zestarzeć się w obecności wnuków, biegających po pięknym, dużym ogrodzie. Wszystko brzmiało tak pięknie i nierealnie! Miała to na wyciągnięcie ręki, a mimo to drżała na samą myśl o byciu panią Ashford — samotną i stęsknioną za bliskością małżonka, skupiającego się na rodzinnym interesie. Akceptowała to i milczała, rozumiejąc to, że dbał o rzeczy, które były ważne dla niego i jego rodziców, jednak nie chciała dłużej czuć się mniej istotna. Zamiast jednak porozmawiać i dojść do jakiegoś kompromisu, Philomena wybrała najprostszą drogę, jaką była ucieczka na rodzinną farmę. Może wcale nie pragnęła walczyć o związek w którym była na drugim miejscu?
Przestań tak mówić. Jesteś bezkonkurencyjny w robieniu niespodzianek — westchnęła, przyznając, że zawsze potrafił ją zaskoczyć. Nie była jednak pewna czy pragnęła by wyskakiwał jak Filip z konopi, gdy grała na czas i odwlekała powrót do ich wspólnego domu. Nie była gotowa ani na to by dopiąć ślubne przygotowania na ostatni guzik ani na szczerość, która być może pozwoliłaby im podjąć wspólną decyzję i odrobinę odwlec w czasie zawarcie małżeństwa. Wiedziała, że zrobiłby to dla niej ale jednocześnie, zraniłaby go — czego oczywiście nie chciała.
Pragnienia łamią serce, męczą nas.
Nie chce pozostawiać farmy dziadków w rękach pośrednika. Chce mieć pewność, że zamieszkają tu porządni ludzie, może dzieci — wyjaśniła, widząc jak uśmiech schodzi z jego twarzy. Dostrzegła rozczarowanie i po raz kolejny poczuła ciążące na jej barkach wyrzuty sumienia. — Wiem, że mój pobyt w Lorne mocno się wydłuża ale to miejsce tak wiele dla mnie znaczy, Ronan. Nie potrafię wyrzucić do kosza życia, które wiodłam zanim poznałam ciebie. Wychowałam się tu — dodała, przegryzając policzek.
Nie ma tu zbyt wielu wygód ale da się tu normalnie funkcjonować. Dlatego proszę, zostań — poprosiła, nie chcąc by facet, który pokonał dla nią taką odległość, włóczył się po hotelach. Może gdy znów zaznają odrobiny czułości, brunetka poczuje, że wszystko jest na właściwych torach, a pojawiające się wątpliwości to zwyczajny stres przed ślubem, który dotyka całą masę kobiet? W pierwszej kolejności powinna zapomnieć o pocałunku z Thomasem, bo o ile nie zamierzała przyznać się do tego przed Ronanem, o tyle musiała wyzbyć się wyrzutów, które wyniszczą ją od wewnątrz.
A może moglibyśmy spędzić je tutaj? Moglibyśmy kupić i ubrać razem choinkę. Na pewno znaleźlibyśmy jakieś tanie ozdoby na tutejszym jarmarku — zaproponowała, spodziewając się niezadowolenia ze strony blondyna.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w obecnym momencie życia więcej go w tym domu nie było niż było. Naprawdę podziwiał Philly za to, że przy nim trwała i była wyrozumiała. Dlatego tak bardzo bał się tego momentu. Że w końcu zaczęła mieć dosyć tego, że jest sama. A najgorsze w tym wszystkim było to, że on jednak miał kontrakty do końca tego roku. Jak ze wszystkim się wyrobi, to będzie miał zdecydowanie więcej czasu. Oczywiście o ile nie nabierze sobie nowych kontraktów. A nie planował, bo jedyne o czym myślał to to, żeby być z nią, żeby wziąć ślub i żeby mieć normalny dom i poprawną relację z narzeczoną i żoną. Nie chciał być człowiekiem, który całe życie siedzi w pracy. Wiedział, że na razie takim był, ale obiecywał sobie, że to tylko chwilowa sprawa.
- No tak. Ma to w sumie sens. – Skinął głową próbując ją zrozumieć. No i ją rozumiał. Wiedział ile ta farma dla niej znaczyła, ale jednocześnie nie rozumiał takiego przywiązania do przeszłości. Były teraz możliwości, żeby rzeczywiście zatrudnić pośrednika i nie musieć martwić się o sprzedaż farmy. Nie potrzebowali kolejnego problemu na głowie. Mieli masę swoich. No może nie mieli, a przynajmniej nie w oczach Ronana, ale po prostu wiedział, że związek, w którym ona będzie siedziała tutaj na tej farmie, a on wróci do Melbourne, mógł zostać narażony na konsekwencje, na które on nie był gotowy. – Wiem. I rozumiem. Nie proszę cię, żebyś wyrzucała to życie do kosza. – Rozejrzał się po pomieszczeniu i próbował sobie wyobrazić jak Philomena się tutaj wychowywała i że rzeczywiście miała przywiązanie do tego miejsca. – Po prostu myślałem, że wiesz… że mamy teraz życie w Melbourne. – Może gdyby nie fakt, że budował domy zawodowo, to miałby inne podejście do tej sprawy. Dla niego domy były po prostu domami. Wspomnienia o tej farmie mogła mieć nadal. Mogła je mieć mieszkając z nim w Melbourne.
- Wiesz, że akurat ja wygód nie potrzebuję. – Jeżeli o niego chodziło to on równie dobrze mógłby zamieszkać w jakiejś jaskini i dobrze by się bawił. Pewnie nawet nie przeszkadzałaby mu wilgoć wpływająca na jego włosy. – Dobra. To zostanę skoro mnie tak gorąco prosisz. – Przewrócił teatralnie oczami i ucałował ją szybko w usta. – Będzie okazja, żebyś mi trochę o tym domu poopowiadała. I pokazała go. Może będę w stanie w czymś pomóc. – Już i tak miał zboczenie, że zawsze woził ze sobą skrzynkę z narzędziami, więc może będzie w stanie pomóc z jakimiś drobnostkami, które ona przeoczyła.
Dobra. Takiej propozycji się nie spodziewał. Tym bardziej, że naprawdę chciał po prostu wrócić do domu i zapomnieć o tym, że musiał wydać spore pieniądze na bilet do Lorne. – Nie jest to głupi pomysł. – Przypomniało mu się, że związek, a później małżeństwo to masa kompromisów, do których będzie musiał się przyzwyczaić, żeby byli szczęśliwi. A Phiolemenę kochał i jego priorytetem było uszczęśliwianie jej. – W porządku. Możemy spędzić święta tutaj. – Zgodził się. Wiedział, że to jest dla niej ostatnia szansa, żeby spędzić święta w domu, który tak wiele dla niej znaczył.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Tylko to przywiązanie do rodzinnej farmy i przeszłości posiadała, nie chciała z tego rezygnować. Była to cześć jej życia, która ukształtowała ją jako człowieka i wyparcie jej było równoznaczne z wyparciem tego kim obecnie była. Tylko tutaj mogła poczuć obecność zmarłej rodziny, której w swym życiu potrzebowała najbardziej.
Ale tęsknie za życiem tutaj. Wyjechałam stąd trzy lata temu, gdy wszystko mi się posypało ale teraz, gdy tu wróciłam, boleje na sama myśl o powrocie do Melbourne — odparła, starając się przetłumaczyć jak najdelikatniej się da, że wciąż była przywiązana do tego miejsca. Było jednak prawdą, że wspólne życie wiedli gdzie indziej i nie mogli zrezygnować z niego tylko dlatego, że złapały ją sentymenty ale .. to tutaj czuła się jak w domu, bez względu czy był u jej boku czy nie. Większość czasu i tak spędzał w pracy, więc jakie to miało znaczenie?
Uśmiechnęła się i pokręciła barkami, ciesząc się z faktu, że postanowił zostać na farmie. Nie chciała by krzątał się po znajomych czy motelach w okolicy; przecież żyli razem. I choć tęskniła za nim, wiedziała, że jego obecność tutaj może ukrócić jej pobyt w Lorne, a nie była gotowa na to by stawić czoła przedślubnym obowiązkom.
Wygód może nie ale jestem pewna, że ciepłą wodą w wannie nie pogardzisz. Zawsze marzyłeś o tym by zamienić na nią nasz prysznic — odparła, opierając się pośladkami o stary, kuchenny blat. Wystrój nie był nowoczesny, tak samo sanitarka ale łazienka wciąż była gotowa do użytku. W pierwszej chwili, ciężko było się przyzwyczaić do braku tych wszystkich dogodności ale wraz z upływającym czasem, zdążyłaś się przyczaić. — Jeśli tak bardzo rwiesz się do pracy, to możesz jutro przyjrzeć się ogrodzeniu za domem. Ostatnio przyłapałam Rodneya jak przedostał się na sąsiednie pole — wskazała na owczarka australijskiego, który wpatrywał się w przybyłego właściciela.
Sugerując by spędzili święta tutaj, była pewna, że Ronan postanowi wrócić do Lorne, do swojej rodziny. Zniechęcenie go do siebie sprawiało, że czuła mniejsze wyrzuty sumienia względem odwlekania wszystkich spraw związanych z organizacją ślubu. Może gdyby i on miał pewne wątpliwości, zdecydowałby się odwlec także sam ślub?
Naprawdę? — odparł zaskoczona, a gdy usłyszała gwizdanie czajnika, odwróciła się i zalała kubek wrzątkiem. — A co z twoja rodziną? Wiem, że chciałeś spędzić święta z rodzicami — dodała i podała mu ostrożnie kubek, zachęcając by usiedli w salonie.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zamurowało go. Takiego wyznania się nie spodziewał. Wiedział, że była przywiązana do farmy i że chciała się wszystkim zaopiekować do końca, ale nie pomyślał o tym, że myślenie o powrocie do Melbourne będzie dla niej tak bolesne.
- Okej. Rozumiem. – Znowu, nie rozumiał, ale chciał być po jej stronie. Chciał rozumieć. Chciał być wspierającym partnerem. – Tylko powiedz mi, bo muszę wiedzieć. – Uśmiechnął się nieco nerwowo, bo naprawdę pragnął sobie wmówić, że teraz to on przesadza i widzi rzeczy, których nie ma. – Chodzi o powrót do Melbourne ogólnie czy po prostu dopóki nie sprzedaż farmy? – Musiał wiedzieć. Inaczej jakby to był dom. Ludzie domy kupują bardzo często, jeszcze częściej mieszkania. Z farmami jednak tak nie było, bo na farmie pojawiały się dodatkowe obowiązki. No chyba, że ktoś po prostu chciał mieć dom z naprawdę sporym terenem. To czy zostanie zagospodarowany to już dodatkowa kwestia.
- To prawda. – Rozchmurzył się, bo prysznice były bardzo wygodne, ale jednak każdy człowiek marzył o tym, żeby raz na jakiś czas wziąć sobie jakąś gorącą, relaksacyjną kąpiel. Nawet jeżeli była to upalna Australia. Chciałby wyjść z takiej kąpieli i cieszyć się zapachem płynu z bąbelkami. – Dosłownie nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałem okazję wziąć taką kąpiel. – Pewnie jak jeszcze mieszkał w domu rodzinnym. Wanny były super, ale w takiej Australii to przyjemniejsze było posiadanie prysznica, żeby człowiek szybko mógł się ochłodzić i odświeżyć po upałach, które są wiecznie obecne. – Wiesz, że ja zawsze się rwę do roboty. – Nie był typem domatora, który lubił się lenić na kanapie i wpatrywać w ekran telewizora. Gdyby nie miał pracy jaką ma, to z pewnością nie byłby szczęśliwym człowiekiem. – Nie ma problemu. Dawno nie wykonywałem takich prac. Na farmie. – Nawet się trochę ucieszył. Pracując w Melbourne musiał się dostosować do współczesnych trendów i stawiać jednakowe domy bez charakteru.
- Naprawdę. – Odparł i zmarszczył na sekundkę brwi. – Dlaczego jesteś tym taka zdziwiona? Wolałabyś, żebym odmówił? – Zażartował i odsunął się na krok, żeby zrobić jej więcej miejsca do rozlewania tego wrzątku. Wykorzystał tą okazję, żeby wysunąć dłoń w stronę psa i sprawdzić czy ten go polubi. – Ty jesteś moją rodziną, Philly. – Nie miał co do tego wątpliwości. Wziął od niej kubek i ruszył za nią do salonu, gdzie zajął sobie jakieś miejsce obok niej.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Nie chciała go niepokoić, jednak nie zamierzała udawać, że powrót do Melbourne był obecnie dla niej łatwi i przyjemny. Farma była dla niej domem przez ponad dwadzieścia lat i tylko ona, wiązała ze zmarłą rodziną, której obecność odczuwała, przechadzając się po starych korytarzach domu. Każda zadra na ścianie i uszkodzenie miało swoją historię do której wracała obecnie z uśmiechem; po śmierci brata, obawiała się, że powrót do wspomnień, wywołał by jedynie cierpienie ale teraz, rozumiała, że należało je zachowywać, by nie stracić części samej siebie.
Nie wiem — rzuciła krótko, nie potrafiąc odpowiedzieć na to pytanie s z c z e r z e. Jego domem nie było Lorne i wiedziała, że stawiając na szczerość, wyrządziłaby mu krzywdę. Obecnie kierował nią strach, niepewność ale i tęsknota za dawnym domem. — Nie myślałam, że kiedykolwiek będę mogła zaznać tu spokoju ale teraz, kiedy znów tu jestem, nie potrafię się z tym miejscem rozstać. I chyba nie chodzi tylko o dom ale o cała okolice, ludzi — dodała, wzruszając ramionami.
Obawiała się, że prysznic będzie jedyną przyjemna rzeczą, którą tu doświadczy. Nie był z tym miejscem w żaden sposób związany i spędzanie tu urlopu, wiązało się z historiami duchach, które trzymały ją kurczowo w miasteczku. Za nic w świecie nie mogłaby go zmusić do tego by porzucił życie w Melbourne, jednak sama także nie chciała żyć wyłącznie według czyichś oczekiwań. Dotychczas, czuła się szczęśliwa u jego boku i nie rozmyślała zbyt wiele nad powrotem do rodzinnego miasteczka, jednak teraz, rozważała taka opcję. Jak jednak miała pogodzić swoje pragnienia z tym, czego pragnął Ronan?
W takim razie korzystaj i weź dłuższą kąpiel — zaproponowała, wspominając drugą noc w domu dziadków, kiedy to uprzątnęła cała łazienkę i pozwoliła sobie na odrobinę relaksu. Prawda jednak było, że w upalne dni, lepiej sprawdzały się prysznice, które pozwalały szybko schłodzić ciało i się odświeżyć; leżenie w chłodniejszej wodzie nie było już tak przyjemne.
Lubisz spędzać święta z cala rodzinę — wzruszyła ramionami, tłumacząc swoje zaskoczenie. Pomimo wszelkich wątpliwości, nie chciała spędzać świąt samotnie, dlatego gdyby nie zechciał z nią zostać, najpewniej wróciłaby do Melbourne. W Nowym Roku, najpewniej planowałaby kolejna podróż do Lorne.
Uśmiechnęła się, słysząc jego rozczulające wyznanie, jednak nic nie odpowiedziała i zajęła miejsce na kanapie, podkulając nogi.
Spotkałam ostatnio znajomą ze studiów, która zaoferowała mi prace w tutejszym sanktuarium dla zwierząt. Poszukują opiekuna młodych koali — rzuciła, wciąż zaskoczona propozycją. W Melbourne, miała jedynie możliwość pracowania ze zwierzętami domowymi i rzadko zdarzało się, że była wzywana w dzikie tereny.

ronan ashford
ODPOWIEDZ