wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
008.
Czasami nie mogła pozbyć się myśli, że jej życie pozbawione jest sensu — nie robiła w końcu z nim nic, a jej wyuczonym zawodem jak na razie było jedynie bycie córką bogatego ojca. Niby specjalnie się tego nie wstydziła i korzystała z tych pieniędzy, bo czemu nie. Ale momentami czuła, że najzwyczajniej w świecie jest to dość żenujące i mogłaby w końcu zacząć robić coś ze swoim życiem. Tylko niestety to coś nadal było dla niej zagadką, której nie potrafiła rozwikłać. Albo bała się rozwikłać, sama nie wiedziała do końca, bo samo zastanawianie się nad tym wpędzało ją nieco w panikę. W takich momentach właśnie ratunkiem był jej wolontariat w schronisku, w którym w ostatnim czasie spędzała większość swojego czasu. Pieski i kotki zajmowały głowę na tyle, że człowiek nie myślał za bardzo o tym, jaki burdel ma w swoim własnym życiu i przy okazji robił coś pożytecznego. I to w dodatku dla najfajniejszych stworzeń.
Inne zwierzaki w jej serduszku oczywiście też zajmowały dość wysokie miejsce, dlatego nie zastanawiała się nawet pół sekundy, gdy zgadzała się, aby następnego dnia zamiast do schroniska, udać się do sanktuarium. Brakowało im rąk do pracy, a w schronisku na chwilę obecną byli ze wszystkimi dodatkowymi rzeczami wyrobienia, dlatego też mogli udzielić wsparcia kolegom i koleżankom zajmującymi się mniej domowymi stworzeniami. Zamiast więc do dobrze znanych sobie czworonogów, udała się następnego dnia rano do sanktuarium. Zgłosiła się w odpowiednim miejscu, pokazano jej, gdzie ma zostawić rzeczy, dano kilka formularzy do podpisania, a potem pokierowano ją, aby mogła dotrzeć do odpowiedniego miejsca. Miała znaleźć tam kangury oraz ich opiekuna. Rozglądała się dookoła po drodze, starając też się nie zgubić, co o dziwo jej się udało. Całkiem cieszyła się z tego, z jakimi zwierzętami ma pomagać, bo przecież dopiero co jej dawna znajoma ze szkoły mówiła, że jednego z nich adoptowała i dała mu na imię Wiktor — koniecznie musiała go znaleźć, ale to dopiero po tym, jak znajdzie “gościa od kangurów”.
Halo? — gdy dotarła na miejsce słyszała, że ktoś gdzieś się krząta, więc uznała, że tak będzie jej łatwiej go zlokalizować. A gdy się wychylił, uniosła dość wysoko brwi, gdy zobaczyła kim jest ten gość od kangurów. — Jesteś gościem od kangurów? — zapytała z lekką wątpliwością w głosie, bo zupełnie się go tu nie spodziewała. — To dość zaskakujące — przyznała, bo nie zamierzała kłamać, że jej to nie zdziwiło, skoro było wręcz odwrotnie. Może nie powiedziałaby, że był ostatnią osobą, której by się tu spodziewała, ale po prostu przez myśl jej to nie przeszło. Z wielu różnych powodów, chociaż jakby miała mówić prawdę to nie było wśród nich tego, że o nim nie pomyślałą ostatnio ani razu. Mogło jej się to zdarzyć, ale nie planowała się tym chwalić.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
004.
na górze róże, na dole kangury, freddie to słonko bez żadnej chmury
{outfit}

Gdyby nie wieczorne brzdąkanie w Moonlight, Freddie też dotarłby do momentu, kiedy należy swoje życie odrobinę przemyśleć. Grywanie w barach może i nie spełniało jego ambicji na tyle na ile powinno, ale pozwalało spychać wątpliwoci na bok, pozwalając mu wierzyć, że wcale nie popadł w smutną stagnację.
Z drugiej strony, gdyby wreszcie wyjechał z tego nieszczęsnego miasteczka, by podbijać Amerykę tak, jak to sobie jako nastolatek zdołał wymarzyć, to potrzebowałby jedynie kilku tygodni, by dorosnąć do myśli, że brakowało mu znajomych terenów Tingaree. Piaszczystych, australijskich plaż, ludzi, których tutaj znał i nawet kangurów, które w tej pierwszej, poważniejszej pracy dokarmiał. Większość z nich posiadała swoje imię i chociaż przyklejał im je przypadkowo, bo za nic nie radził sobie z rozróżnianiem, który tak naprawdę był Clintonem, a który jeszcze wczoraj skakał jako Clifford, to wcale go to nie zniechęcało. Wręcz przeciwnie, gotów był utrzymywać, że wszystkie te zwierzątka potrafił już rozpoznawać na tyle sprawnie, że zrobiłby to niemal z zamkniętymi oczami. Co byłoby bzdurą tak wielką, jak większość słów, które z jego ust padały, gdy brał sobie za cel zaimponowanie komukolwiek.
Kiedy zgarniał rzeczy niezbędne mu do pracy, dowiedział się o towarzystwie, które miało go wesprzeć w najmniejszych rzeczach w czasie pracy. Freddie rzecz jasna nie gardził pomocnikami — nawet jeśli trzeba było im cierpliwie tłumaczyć wszystko krok po kroku. Pozwalało mu to odpocząć, zrzucając na nich najczarniejszą robotę, która — komuś takiemu, jak Freddie-urodzony-książe niekoniecznie pasowała. Nawet gdyby poświęcił tej myśli dłużej, niż kilka krótkich sekund, nie wziąłby pod uwagę możliwości, że jego przypadkową pomocnicą i koleżanką okaże się nie kto inny, tylko Amalthea. Nic więc dziwnego, że brwi uniósł wysoko, gdy już udało jej się zwrócić jego uwagę i aż rękawice ściągnął z dłoni.
— Jesteś dzisiejszym wsparciem dla gościa od kangurów? — odbił, brwi unosząc, bo chociaż wyobraźnie miał raczej bujną i dobrze rozbudowaną, to i tak miał problem z ułożeniem sobie w głowie tego, jak mała była na to szansa. Z matematyką lubił się raczej średnio, ale był gotów zakładać, że to szansa jak jeden na milion (a nawet jeśli nie, to ładnie to brzmiało). — Bardzo zaskakujące — przyznał. Z tego wszystkiego sam na chwilę stracił rozeznanie, czym zajmował się, zanim tutaj przyszła, by mu przeszkodzić.
— Jesteś gotowa na super ciężką pracę? — zapytał chwilę potem, bo musiała wiedzieć, że nie zamierza jej oszczędzać. Nawet jeśli nie tak dawno temu śpiewał jej z dedykacją Madonnę, to nie było aktualnie miejsca na jakieś łaskawsze podejście ze względu na znajomości.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Mogła mu w takim razie zazdrościć, bo niestety, ona nie miała pojęcia, co robić, żeby te wątpliwości spychać. I żeby mieć coś, co by było jakimś wymarzonym kierunkiem, do którego by dążyła tak, jak on starał się dążyć do przodu z muzyką. Było to chyba miłe. Mieć cel i te sprawy. Ona po swoich zawirowaniach na koniec szkoły odkryła dość dobitnie, że tak naprawdę nigdy nie miała konkretnego celu. A już na pewno nie był to jej cel. Dzisiaj jednak naprawdę nie chciała o tym myśleć. Była tutaj po to, aby oderwać głowę i zamierzała się tego trzymać.
Czy Freddie, na którego aktualnie patrzyła, jej w tym pomoże? Miała mieszane uczucia co do tej współpracy, jednak nie zamierzała marudzić i wybrzydzać, że chciała pomagać komuś innemu. Poza tym, chyba już nie byli na etapie obrażania siebie i bycia dla siebie chamskim. Kto wie, może zostaną naprawdę dobrymi znajomymi po tym, jak razem będą opiekować się kangurami? Chociaż Thea nie oszukiwała się, że będzie to lekka przeprawa i że będzie robić tu same miłe rzeczy. Trochę o życiu wiedziała, mimo wszystko, a o pracy ze zwierzętami akurat naprawdę całkiem sporo.
Mhmm, dokladnie tak — przyznała, przyglądając mu się uważnie, gdy przytaknęła na jego pytanie. — Bardzo — potwierdziła, bo przecież wcale nie kłamał. — Jak długo zajmujesz się kangurami? Śpiewasz im też i grasz, jak mają zły dzień? I który z nich to Wiktor? — zadała mu całkiem sporo pytań, wchodząc do jakiegoś tam pomieszczenia, które było obok, aby wziąć sobie rękawice. Były jej trochę duże, ale to nic, da radę.
Na super ciężką pracę byłam nastawiona od wczoraj — naprawdę, wiedziała od początku, że nie będzie to lekki dzień i na pewno się zmęczy. — Nie jestem co prawda pewna, czy jestem nastawiona na super ciężką pracę z Tobą, ale chyba damy radę — wzruszyła lekko ramionami i założyła rękawice. — Od czego zaczynamy? — zapytała, unosząc lekko brwi. To on był tu gościem do kangurów, więc to on wiedział, co trzeba zrobić, aby kangury były zadowolone, proste. — Może od ustalenia zasad — wpadła na to w tym momencie, bo chyba odrobinę miała podejrzenia, że Freddie będzie oszukiwał. — Jesteś szefem, ja grzecznie pomaga, ale nie możesz zrzucać całej najgorszej roboty na mnie, tylko dlatego, że jestem mała i nie znam się na tym — powiedziała, starając się zabrzmieć jak najbardziej groźnie i poważnie. Oparła dłonie na biodrach nawet, wyglądając pewnie dość groteskowo w tym momencie, bo nie do końca pasowało to do jej drobnej postawy.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Prawdopodobnie na niewiele się w tej kwestii zda. Pewność można mieć jednak co do tego, że z powodzeniem jej myśli odwróci — nawet nie ze względu na siedzącą w nim potrzebę przejawiania względem Thei masy złośliwości. Mieli całkiem sporo do zrobienia, a że wiązało się to ze zwierzętami, to niekoniecznie klasyfikowało się do kategorii miłych, lekkich, czy pachnących. Freddie, chociaż nie od dziś wiadomo, że w żyłach krążyła mu błękitna krew, przyzwyczaił się jednak do tego całkiem porządnie, dostrzegając w tej sytuacji prawdopodobnie potwierdzenie dobrego serduszka — w końcu wyróżniało to każdego, prawdziwego księcia w bajki.
Prawda była jednak taka, że wolałby odpowiednio wcześniej wiedzieć, że pomocne ręce miały należeć do nikogo innego, jak Amalthei, która nadal plasowała się w roli niepewnych nieco znajomych.
— Cztery lata około. Niestety nie mam czasu na zabawianie ich muzyką. Poza tym są kiepską widownią — wyjaśnił. Nigdy nie próbował, ale był niemal pewien, że jego szef niekoniecznie doceniłby ten przejaw artyzmu z jego strony. — O tamten. Wiktor jest wojownikiem, to widać na pierwszy rzut oka — wyjaśnił, wskazując w stronę jednego z kangurów, tego samego, którego dwa kwadranse wcześniej, nazwał w głowie Olafem, bo znowu próbował wytrącić mu z ręki wiadro pełne wody. Tylko ktoś wkurwiający mógł zostać nazwany w ten sposób.
— Super ciężka praca ze mną to nadal praca ze mną. Maksimum plusów, których się nie spodziewałaś — dodał nieco zuchwale, zapominając świadomie, że mogła mieć nieco różne zdanie. W końcu nie posiadał żadnej pewności, poza swoją wiarą i naiwnością, że go lubiła. Kiedy usta otworzył, by wydać jej pierwsze polecenia, ta uprzedziła go swoimi słowami. Tymi, które sprawiły, że lekko brwi uniósł, zaskoczony jej bezczelnością, która pozwoliła mu na chwilę uwierzyć, że to ona zamierzała dyktować mu warunki. — O proszę, a ostatnio tak oburzyło cię słowo maławytknął, pomijając całkowicie sedno jej wypowiedzi. Przyjął jednak jej wymogi do wiadomości i potwierdzi to nawet lekkim skinieniem głową.
— Nie zamierzam wysyłać cię do sprzątania kup od razu. Na razie wspólnie idziemy je nakarmić — wyjaśnił. Nie wykluczał, że zapracuje na to, by jednak otrzymała najgorsze z zajęć, ale tak długo jak będzie znośnie miła, zamierzał być uczciwy. Nie chciał zniechęconych wolontariuszy, którzy nigdy więcej nie będą chcieli pojawić się, by im pomóc.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Cóż, podejrzewała, że na pewno nie będzie się z nim nudzić i nie zemdli jej od zbyt miłej i słodkiej atmosfery — to raczej brała za pewnik. To, że nie będzie tu pachnieć kwiatkami też oczywiście uwzględniała tak samo, jak i kwestię tego, że trochę się tutaj zmęczy. Co prawda na to, że będzie pracować w towarzystwie Freda nie była gotowa, ale jednak dość szybko ten fakt przetrawiła. I chyba nawet uznała ostatecznie, że to całkiem przyjemna niespodzianka. Mimo wszystko trochę wiedziała, czego się po nim spodziewać no i znali się już, więc nie musiała martwić się, że będzie jakoś dziwnie czy niezręcznie. To znaczy taką miała nadzieję. Ich lekkie złośliwości na pewno nie był tutaj problemem, bo przecież nie pozostanie mu wcale dłużna — z tym sobie poradzą. Ale jakby trafiła na jakiegoś chamskiego gbura albo seksitę, to cóż — wtedy byłby większy problem.
Dlaczego? Zamiast bić brawo próbują przywalić Ci w nos? — zapytałą z zaciekawieniem, przyglądając mu się z lekkim uśmiechem, bo trochę sobie żartowała. Chociaż nie do końca, oczywiście — nadal chciała poznać odpowiedź na to pytanie, oczywiście. — Tak o nim słyszałam i nie było to kłamstwo, rzeczywiście wygląda na najbardziej przypakowanego — przyznała, gdy wskazał jej odpowiedniego kangura, który był adoptowany kangurem Harper. Wróciła jednak dość szybko wzrokiem do Freda, bo przecież mieli do ustalenia zasady.
Wiadomo, ale nie chcę Cię też zawstydzać, jak okaże się, że jestem lepsza w super ciężkiej pracy od Ciebie — przewróciła oczami, bo w sumie co innego pozostało jej odpowiedź na takie słowa z jego strony? Nie przytaknie mu przecież.
Jestem świadoma, że nie jestem najwyższa — przyznałą z przekąsem. — Ale bardzo nie lubię, jak ktoś to wyciąga, jakby było to uzasadnieniem na wszystko i najważniejszą cechą — dodała, marszcząc lekko brwi, wyraźnie niezadowolona z tego, że ludzie tak robili. On też to zrobił, gdy sugerował, że to przez to, że jest mała, zachowuje się w taki sposób wobec niego. A to wcale nie było tak.
To bardzo miły początek — przyznała, gdy wspomniał o karmieniu. — Jakie są zasady, których trzeba przestrzegać? Nie karmiłam nigdy kangurów. Tylko koty, psy, konie, foki i żółwie — podejrzewała, że nic z tego nie było podobne, biorąc pod uwagę, jak bardzo kangury się różniły od zwierząt, z którymi miała jakieś tam doświadczenie, więc czekała na jego wskazówki.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie z pełnym przekonaniem utrzymywał — jak łatwo się domyślić — że pozostawał możliwie najlepszym kompanem. Był złotym chłopcem, idealnym do wspólnego grania na gitarze (prawie się przekonała), picia (to sprawdziła) i nawet do późniejszego przerzucania kangurzego gówna (a ta przyjemność dopiero przed nią). Jego zabawna część osobowości (która pozostawała rozwinięta równie mocno, co ta książęca), próbowała przekonać Freddiego do tego, by wcisnąć w jej ręce najgorsze zajęcia gdzieś po drodze, testując trochę cierpliwość Thei. Co kolidowało z tym, co zdążył jej powiedzieć, potwierdzając teorię, że Henderson sprawiała, że w biednym Freddiem zaczynały walczyć ze sobą dwa wilki.
— Tylko raz się zdarzyło — zapewnił ją, nie pogłębiając tematu. Potrzebował wprowadzić nutkę tajemniczości do tej rozmowy, chociaż uśmiech, który wkradł się na usta Freddiego mimowolnie dość, zdradzał, że nie mówił do końca poważnie. Prychnął oburzony na jej słowa, pozwalając sobie zmierzyć ją spojrzeniem, które jasno dawało do zrozumienia, że Thea nieznacznie się zapędziła w tej chwili. Nie musiała pamiętać ich wspólnej nocy, by i tak dostrzec jego mięśnie, nad którymi pracował skrupulatnie od kilku długich lat. — Oczywiście, nie wątpię w twoją super moc, bo kobiety też potrafią być silne — zapewnił ją, nie chcąc wyjść na seksistę w żadnym wypadku. — Ale mam kilka długich lat doświadczenia i przewagi nad tobą — przypomniał jej, prostując się jeszcze, by wypowiadane słowa podkreślić odpowiednio poważną posturą. Nie prężył jednak mięśni, oszczędzając sobie tego.
— Jeśli tylko to zapamiętam, to nawet nie wyciągnę tego. Chyba że sama zaczniesz, szukając sposobu na oburzenie mnie. Wtedy wszystkie chwyty stają się dozwolone — wygłosił. Jeśli nie będzie go prowokować, postara się uszanować, że to jedno określenie działa na nią dość prowokująco. Nie szukał przecież świadomie punktu zaczepienia, który doprowadziłby do awantur i kłótni — tak, jak wcześniej.
— Przez to, że są karmione, są bardzo leniwe. Czekają na jedzenie, aż podasz im pod nos, ale są zupełnie niegroźne. Leniwsze są tylko pandy albo koale. Nie pamiętam. Mamy tutaj mieszankę, którą możesz wysypać sobie na dłoń i karmić je z ręki, nie ugryzą cię na pewno — zapewnił ją, sięgając po jedno z wiader, które przyniósł wcześniej, Otworzył je i przesypał do takich nosidełek, które na pewno mieli, a potem jedno z nich wyciągnął w kierunku dziewczyny, by mogła je sobie wygodnie nałożyć, zanim wejdą do środka.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Trudno było przeoczyć ten fakt, co Fred o sobie w takich kwestiach myśli. Jeśli jednak uważał, że zaganianie Thei do najgorszych prac w tym sprzątania najobrzydliwszego gówna, jest zabawne — to chyba jednak powinien się poważnie zastanowić, czy aby na pewno nie został zbyt mocno w czasach wczesnego liceum. Jeśli tak, to jednak Thea będzie musiała poważnie zastanowić się nad tym, czy mogą przejść do etapu bycia dobrymi znajomymi, bo okres liceum nie należał aktualnie do jej ulubionych wspomnień. Chyba, że chciał jednak się jej pozbyć, wtedy może nie będą w nim walczyć dwa wilki więcej i będzie mu w życiu lepiej, czy coś.
Pokiwała głową lekko rozbawiona, uznając jednak, że da mu spokój z tym tematem, przynajmniej na razie. Być może przyjdzie moment podczas tego wspólnego dnia, że postanowi go trochę odpuścić, aby jednak jakąś ładną piosenkę tym słodkim kangurkom zaśpiewał, ale na razie było na to zdecydowanie za wcześnie. Najpierw przyjemności, potem zabawa (być może cudzym kosztem, a być może wcale nie).
Mówisz dokładnie tak, jakbyś wątpił, ale nie będę się tym przejmować — stwierdziła bardzo lekko i nonszalancko, wzruszając przy tym ramionami, zadzierając głowę do góry, aby spojrzeć na jego zadowoloną z siebie gębę, ignorując to, jak dumnie się teraz prezentował. — Ta zuchwałość może Cię jednak kiedyś zgubić — dodała, jakże filozoficznie i wspaniałomyślnie. — Jestem prawie pewna, że w halloween złamałam jakiemuś typowki nos — dodała jeszcze, casualowo oczywiście i bez żadnego przechwalania, jakby co najmniej zajmowała się tym zawodowo, a nie robiła raz na sto lat (chociaż moje kobiety lubią najwyraźniej łamać nosy — dopisek autorki). Na samo wspomnienie tego dziwnego ogniska i dalszej imprezy z okazji halloween, zrobiła nieco naburmuszoną minę, bo jednak nie było to zbyt udane wyjście pod względem w sumie wszystkiego. Do dziś na treningach nieco bolał ją nadgarstek, ale liczyła, że po prostu niedługo przejdzie. Samo. Nie była fanką szpitali. — Całe szczęście, że szybko się uczę — uśmiechnęła się do niego, skupiając się jednak ponownie na tym, co do niej mówił, a nie na jakichś tam mało istotnych wspomnieniach. Które mimo tego, że była wtedy praktycznie trzeźwa, znikną zdecydowanie szybciej z jej głowy niż to, co uciekło jej na trochę związanego z Fredem.
Przecież ja nigdy nie staram się Cię oburzać ani robić Ci na złość… — stwierdziła nieco bezczelnie z miną niewiniątka i nawet rzuciła mu przy tym bardzo urocze i niewinne spojrzenie spod rzęs. Doskonale wiedziała, że potrafi wyglądać na słodką i niestety musiała przyznać, że wiele osób miało rację, że to lepiej pasowało do jej twarzy i do całej postury. Pewnie dlatego tak rzadko z tego korzystała.
Mam nadzieję, że nie kłamiesz, lubię mieć dłonie, wszystkie palce i generalnie ręce — stwierdziła, unosząc lekko brew, biorąc od niego pojemnik z jedzeniem, aby się przygotować i poczekać, aby wejść z nim na wybieg dla kangurów, żeby najpierw zobaczyć, jak on sam się względem kangurów zachowuje i jednak trochę się poduczyć.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie prawdopodobnie wcale nie próbowałby się bronić przed przypięciem mu łatki dziecinnego. Wiedziałam, że skrupulatnie szukał sposobu na to, by sobie na podobne określenie jakoś mimowolnie zaplanować. Chociaż godne pochwały wydawało się to, że walczył z tą swoją naturą. Z jaką skutecznością to się jeszcze okaże, gdy tylko Thea powie cokolwiek, co jego przystojną mordę skrzywi na przykład. A jednak pewności miał sporo co do tego, że potrafiła mu bez większych problemów na odcisk nadepnąć.
Prostą drogą do przekonania Freddiego było oczywiście zapewnienie mu odpowiedniej ilości pochlebstw i miłych słów. Co powinna zachować w pamięci, jeśli zamierzała namówić do czegokolwiek, na co zwykle by się nie porwał. Przez sztuczną skromność i niechęć do ściągania uwagi, jak już. A nie dlatego, że nie chciał się od swojej artystycznej duszy zaprezentować na przykład.
— Ja zuchwały? — powtórzył i nawet ręką chwycił się w okolicy serca, by podkreślić, jak wielkie zaskoczenie i oburzenie obudziło w nim to stwierdzenie. — Nieźle. Czym sobie na to zapracował? — zapytał szczerze zainteresowany. Nie zamierzał jej brawa bić, ale jeśli okaże się, że faktycznie sobie sam na to zapracował, to nawet miłe słowa uznania pojawią się w jego głowie. I tak tylko zostaną, bo nieszczególnie blisko było mu do wypowiadania ich na głos. Oczywiście Freddie miał całą masę zalet, ale jednak nie należało do nich komplementowanie ludzi na każdym kroku. Skąpi takich przyjemności, żeby robiły większe wrażenie, gdy już jego usta opuszczają.
— Mógłbym ci uwierzyć na słowo, gdyby nie to, że nie mogę — wygłosił. Powieka mu nie zadrżała nawet, gdy mówił te słowa, jakby faktycznie wierzył, że mają one odpowiednio dużo sensu. Odrobinę jednak posiadały, bo przecież miał okazję poznać tę stronę Amalthei, gdy jej trochę za skórę zachodził celowo.
— Chodź, ja zacznę, to może poczujesz się pewniej — zaoferował, a potem, gdy już nabrał ziarna do nich, to ruszył w stronę kangurów, by zademonstrować jej, że faktycznie zaliczały się one nie tylko do niegroźnych, ale dość leniwych zwierząt — które zainteresowały się nim dopiero, gdy zatrzymał się na tyle blisko, by mieszanka znalazła się w ich zasięgu. A gdy pierwszy z nich poczęstował się z jego dłoni, to wyciągnął drugą ręką, pokazując jej kciuka. — Wszystkie palce! Są bezpieczne, inaczej bym się nie pchał do tej roboty, bo bardzo ich w życiu potrzebuję — przypomniał. Wcale nic takiego na myśli nie miał, ograniczając się jedynie do faktu, że przecież wybrakowany nie mógłby grać na gitarze.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
To chyba akurat dobrze, że był tego świadomy. Gdyby udawał, że wcale tak nie jest, albo co gorsza — żył w jakimś wyparciu i błędnym przekonaniu, że absolutnie nie można mu przypisać żadnych mniej pożądanych u ludzi cech, to pewnie byłby w tym wszystkim zdecydowanie bardziej wkurwiający. A tak w sumie wychodziło na to, że potrafił w tym wszystkim być całkiem zabawny. NIe zawsze, czasami bardziej ją wkurzał i musiała przewracać oczami, ale wiedziała też w jakimś stopniu, że sama sobie na to pracowała w wielu momentach. W niektórych uważała, że całkiem słusznie trzymała się swoich racji i zdania, w innych zdarzało jej się to robić tylko po to, żeby w sumie go wkurzyć, więc cóż. Sama miała w sobie nieco z dzieciaka nadal.
Dokładnie Ty, Fred — zapewniła go zupełnie poważnie, że absolutnie się nie pomyliła. — Och już nie udawaj, że zraniłam Twoje serduszko — pokręciła głową, widząc jego teatralne zachowanie, ale uniosła lekko jeden kącik ust w lekkim uśmiechu. — Nie myślałeś może, żeby spróbować zostać gwiazdą musicali? — uniosła brwi. — Bo coś mam wrażenie, że na deskach teatru mógłbyś się odnaleźć prawie tak dobrze, jak przy Madonnie — to nie pierwszy raz, gdy decydował się na przerysowaną i bardzo dramatyczną reakcję na jakieś zachowanie czy słowa. Czy łączenie jednego z drugim ułatwiało jakoś zrobienie kariery? Nie miała co do tego żadnej pewności, ale podrzucić pomysł zawsze warto. Chyba. — Czy jak powiem, że był skończonym dupkiem, to wystarczy? — zapytała, marszcząc brwi i nos, na wspomnienie tego niemiłego zdarzenia. — Posługiwał się bardzo niecenzuralnym słownictwem w moim kierunku, bo świętowałam to obrzydliwe, pogańskie święto, czy coś — przewróciła oczami. — A potem zrobił mi to, więc musiałam się bronić — pokazała mu nawet swojego siniaka na nadgarstku, który został jej po tym, jak tamten typ ją zaczął szarpać i ten nadgarstek boleśnie ściskał. — Jemu polała się krew z nosa, mi wylał chyba sztuczną krew na głowę, więc nie wiem, to chyba kwita — uznała bardzo lekko. Była trochę z siebie dumna, szczególnie że nie była sama i nie martwiła się tylko o siebie, ale też o znajomego, który potrzebował ratunku, ale jednak nie uważała, że zasłużyła na order.
Człowiek małej wiary, który jeszcze się zdziwi — prychnęła niczym obrażony kot, idąc jednak oczywiście za nim do zwierzaków, aby zająć się robotą, bo tak naprawdę wcale się nie obrażała. — Mam same nieodpowiednie pytania w głowie, więc może jednak spróbuje je nakarmić, zanim mnie zwolnisz — mruknęła, przyglądając się jego dłoni, z której rzeczywiście żaden palec nie ubył. I niby Fred nie mógł jej niby zwolnić, a ona wstydzić się niczego nie musiała, ale jednak wolała rzeczywiście nakarmić pierwszego kangura, co było całkiem super doświadczeniem, aż się szeroko uśmiechnęła zafascynowana, gdy rzeczywiście zaczął jej jeść z ręki.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Potrafił zrozumieć, że Thea potrzebowała odrobinę więcej czasu na to, by dorosnąć do etapu, kiedy w pełni doceni jego książęce poczucie humoru. Nikt — i mówił to z pełnym przekonaniem sam Frederick Hemmings — nie rodził się idealny. Z drugiej jednak strony, czułby się rozczarowany i zadziwiająco smutny, gdyby po jego mądrych słowach, nie czekała go krzywa mina i wywrócenie przez nią oczami, bo po tych kilku, odbytych dotychczas rozmowach, zdążył już do tego całkiem mocno przywyknąć. Dzięki temu miał pewność, że to, co mówił, było zabawne. Bardzo pokrętna logika, ale dowodziła jednego — Freddie zawsze i na zawsze pozostawał śmieszkiem tej dwuosobowej grupy.
— Ranisz je nieprzerwanie, odkąd cię poznałem — wygłosił śmiertelnie poważnie, nie zamierzając wychodzić z tej przesadzonej roli. — Dziękuję bardzo za tę podpowiedź. Rozważę taką opcję i jeśli się uda, a ja kiedyś odbiorę nagrodę, to ci ją zadedykuję — zapewnił, przechodząc dość sprawnie od rzuconego złośliwie pomysłu, do etapu, gdzie staje się najjaśniej błyszczącą gwiazdą. Posłał jej jeszcze szeroki uśmiech, potwierdzający oczywiście, że mówił poważnie — jak zawsze. Gdyby miał włosy, to odrzuciłby je jeszcze dla bardziej przesadzonego i teatralnego efektu.
— W takim razie zasłużył nawet na więcej, niż rozwalony nos — przyznał, ściągając brwi, bo nie brzmiało to miło. Freddie szczerze gardził każdym, kto nie rozumiał słowa nie, dlatego dumny był z Thei niemal tak mocno, jakby był na miejscu i wszystko to z boku podziwiał. Chociaż nie miał okazji, jak wiadomo. — Na dziwne imprezy chodzisz — zauważył gdy lekko brwi ściągnął. Nie brzmiało to bezpiecznie na pewno. Miło jednak, że nic jej się nie stało, bo jakby miał być szczery, to musiałby przyznać, że lubił ją taką, jaka była — złośliwa, czepliwa i uparta. Na pewno nie życzył jej, by jakiś obcy i zbyt nachalny facet się w to mieszał.
— Śmiało. Nieodpowiednie pytania to moja specjalność — zachęcił ją, z uśmiechem, który sugerował, że Freddie żadnych tematów się nie bał. Nikogo nie było poza kangurami, ale te nikomu nie powiedzą, że podczas karmienia ich ta dwójka ucinała sobie prywatną pogawędkę. Zmniejszało to też szansę na to, że straci pracę, która wcale pracą nie była. — I jak się bawisz? — zagadnął, zerkając na nią przez ramię, gdy karmiła kolejne kangury. Sam nabrał trochę mieszanki w dłoń i przeszedł kilka kroków, podchodząc do najmniejszego z nich.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Nikt, czy nikt poza nim? Bo jednak była to istotna kwestia, którą powinien nakreślić ludziom, jeśli z nimi rozmawiał od czasu do czasu na takie poważne tematy. Ona nigdy siebie za ideał specjalnie nie uważała, więc cóż. Być może to właśnie tym powinna sobie tłumaczyć, dlaczego chyba mimo wszystko uważała go za nie najgorsze towarzystwo na ziemi. I dzięki temu ta jego pokrętna logika miała jakieś pokrycie z rzeczywistością, bo chyba był to jej dość dziwny sposób na okazywanie tego, że jednak odrobinę ją bawił. Czasami. A czasami nie, ale wtedy raczej mówiła mu o tym w bardziej dosadny sposób, niż przewracając oczami i wdając się z nim w jakąś dyskusję, która raczej bardziej niż kłótnie przypominała coś na kształt przekomarzania.
Och nie, cóż za okrutne zachowanie z mojej strony — rzuciła, teatralnie wręcz przerażona i gdyby nie to, że miała już ubrane robocze rękawice, to zakryłaby na pewno usta dłońmi, aby ukryć swój szok i niedowierzanie. — Musisz mi wybaczyć, pracuję nad sobą, ale z paskudną naturą wcale nie jest tak łatwo wygrać — zapewniła go jeszcze co najmniej tak, jakby właśnie tłumaczyła się dyrektorce, że to ostatni raz, gdy próbowała wysadzić szkołę w powietrze jakimiś eksperymentami chemicznymi w laboratorium po lekcjach, czy coś. Jednak bez problemu mógł wyczuć w jej głosie ironię i dostrzec nieco złośliwy uśmiech na jej twarzy. Trudno było stwierdzić, czy rzeczywiście cokolwiek się dla niego starała, czy jednak wcale nie.
W takim razie tym bardziej trzymam kciuki, zrobię wtedy sama na tym jakąś zawrotną karierę na instagramie na pewno — totalnie, w dzisiejszych czasach pewnie niewiele więcej było potrzebne, żeby zostać inspiracją czy inną muzą wszystkich artystów, czy coś w tym stylu. Niby nie marzyła o sławie, no ale czy można unikać jej, gdy sama puka Ci do drzwi i w dodatku wcale nie trzeba pokazywać gołego tyłka na fotkach, żeby ją osiągnąć? No byłoby to co najmniej nie przedsiębiorcze.
Też tak sądzę, ale jestem grzeczną dziewczynką i znam umiar — zapewniła go. — I paragrafy, na podstawie których można uznać, że obrona własna wykroczyła poza granice obrony własnej — mruknęła jeszcze pod nosem, bo cóż. To też było ważne. Dobre dziewczyny nie mogą patrzeć na świat zza krat, kto by motywował Freda do zostania gwiazdą na Broadwayu?
Ta była całkiem normalna, ale najwyraźniej nie wszystkim w okolicy się podobała — nie było to kłamstwo, po prostu w pewnym momencie wszystko odrobinę wymknęło się to spod kontroli. Powinien teraz docenić, że nie była złośliwa i nie powiedziała, że na tej nie spotkała jego, więc i tak mogła zaliczyć ją do najnormalniejszych, na jakich w ostatnim czasie była.
Przyglądała mu się przez moment, unosząc lekko brwi, jednak ostatecznie nic nie powiedziała. Nie zamierzała z nim rozmawiać na dziwne tematy ani dzielić się z nim rzeczami, które przypadkowo pojawiał się w jej głowie i nie do końca wypadało poruszać je z jakimś typkiem podczas wolontariatu w sanktuarium dla zwierząt.
Wiktor wygląda na poważnego kangura, nie mogę go rozczarować, skoro dopiero się poznaliśmy — oznajmiła, odwracając się do mężczyzny, aby zająć się podopiecznymi.
Wspaniale — przyznała bez jakichkolwiek oporów i nawet spojrzała na niego (o dziwo Freda, nie kangura) z szerokim uśmiechem. — I mam wszystkie palce, więc rzeczywiście: nie kłąmałeś — dodała, bo jednak powinna to chyba docenić.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Liczył się przecież z tym, że miał wady i pozostawał tak samo świadomy ich, jak całej masy zalet, którymi potrafił oczarować ludzi. Oczywiście dostrzegał, że sama Thea wydawała się nieco bardziej na jego wdzięki oporna, ale zdołał to przełknąć. Jego duma zaakceptowała bolesny fakt niepamiętania miłych chwil, które razem spędzili na rzecz zakopanego topora wojennego. Co było jednak odmianą na tyle miłą, że gdy żyli w zgodzie, to cały czas utwierdzał się tylko w przekonaniu, że Amalthea była naprawdę dobrym towarzystwem — do rozmowy, przekomarzania się i nawet karmienia kangurów. I nie miałby nic przeciwko, gdyby ten wniosek uczepił się go na dłuższy czas, niezastąpiony żadnym niepochlebnym, wynikającym z ponownego niezrozumienia.
— Nie bądź taka krytyczna w stosunku do siebie. Ja bym nie nazwał twojej natury paskudną na przykład — zapewnił ją. A przecież zdążyła go poznać na tyle, by wiedzieć, że jego słowa miały całkiem sporo mocy. I nie mówił tego w ramach grzeczności żadnej, czy odwetu za ten plan na życie, który mu sprzedała kilka chwil wcześniej. Kierował się jedynie szczerością, płynącą wprost z fredowego serduszka. W którym przecież zazwyczaj brakowało miejsca na inne osoby, bo to Freddie zgarniał dla siebie całą przestrzeń. — Chyba byś musiała zostać moją agentką wtedy — zauważył z powagą. Jak już będzie zbyt ważny na poboczne rozmowy z ludźmi, to naturalnie przyda mu się ktoś, kto go wyręczy. A kto sprawdziłby się w tej roli lepiej, niż ktoś, kto mu ten wielki sukces przewidział? Pomoże jej też rzecz jasna rozkręcić odpowiednio karierę na Instagramie w ramach podziękowania.
— Rozsądnie. Jeszcze nie stać mnie na kaucję za ciebie — zauważył. W żadnym razie nie wierzył, że byłby osobą, po którą zdecydowała się zadzwonić, ale nie przeszkodziło mu to w tym, by zachować całkowicie poważny ton i nawet pokiwać głową, jakby wierzył, że naprawdę — któregoś dnia będzie mogła robić takie głupoty, a on sypnie tymi milionami ze swojego konta, by nie spędzała później nocy na niewygodnej pryczy. Dziwny był to scenariusz swoją drogą.
— Ty akurat karmisz Kevina — mruknął. Nie miał pojęcia, czy był to ten sam kangur, czy może inny, bo tak naprawdę przyklejał im zupełnie przypadkowe imiona. Zamierzał jednak — jak w każdym innym aspekcie swojego życia — zgrywać odpowiednią mądralę. — Ale na pewno doceni twoją delikatną i subtelną naturę — przyznał, karmiąc kolejnego, rozleniwionego kangura, podsuwając mu dłoń pod nos. Ostatniego z kolejki. Po którym przeniósł wzrok na Theę, która wydawała się tak podekscytowana, że aż mu się cieplej na tym serduszku pełnym Freda zrobiło.
— Świetnie, możemy iść dalej. Gotowa? — zapytał, otrzepując swoje rękawice z resztek, które jeszcze na nich pozostały, a potem spojrzał na nią uważnie.

ODPOWIEDZ