wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Na razie nie zanosiło się chyba na większe dramy między nimi. Nie uczył jej jednak grać na gitarze, więc nie uszkodzi jego ukochanego instrumentu, nie miała już co zapominać raczej, bo nie planowała powtarzać przecież z nim miłych chwil, których wcześniej nie potrafiłą przypasować do jego zadowolonej z siebie gęby. Oczywiście nadal byli dość specyficzną mieszanką jej zdaniem i pewnie nikt nie byłby zdziwiony, gdyby nagle postanowili zrobić z igły widły i pokłócić się o coś, co nawet do końca mogłoby nie istnieć… No ale, Thea jak na razie nawet trochę się starała, żeby nie być dla niego złośliwą za bardzo, bo zdawała sobie sprawę, że trochę przesadziła w kilku momentach. Jednak bycie względnie miłą (chociaż ona wolała określenie: miłą po swojemu) przychodziło jej o wiele łatwiej, gdy on nie był obrażonym gamoniem. Ale podejrzewała, że jeśli nazwałaby go na poważnie gamoniem na przykład, to by mogli wrócić na wojenną ścieżkę.
Awwwww, jakie to słodkie Fred — spojrzała na niego z rozczuleniem i wzruszeniem wręcz, które co prawda było udawane, ale starała się. — Doceniam to całkiem na poważnie, chociaż teraz chętnie się dowiem, jak byś nazwał moją naturę, skoro nie paskudną — tak, była ciekawskim typem człowieka, pewnie już zdążył to zauważyć. A że on lubił mówić o sobie, to powinien przecież bez problemu na takie pytania odpowiadać. Niby trochę o niej, ale jednak o nim, no najlepiej.
Nie chcesz tego, ja bardzo słabo nadal zarządzam swoim życiem, a co dopiero cudzą karierą — przestrzegła go zupełnie poważnie, bo jednak nie ma co się oszukiwać: nie była w to najlepsza i była tego w stu procentach świadoma. — Także co najwyżej mogę być nie wiem, Twoją szczęśliwą maskotką. Będę Cię odwiedzać raz na jakiś czas, aby obsypać Cię magicznym pyłem wróżki na szczęście, czy coś tam — najwyraźniej na magii znała się tak samo, jak na ogarnianiu dorosłego życia, ale nieistotne. Była to chyba bardzo miła deklaracja z jej strony.
No i głupio byłoby mieć agentkę / maskotkę na szczęście z kartoteką, więc będę się pilnować — potem jakiś plotek to wyciągnie i będzie aferka, a wiadomo, że aferki wcale nie są wskazane w życiu prawdziwej gwiazdy. Przydają się głównie u takich, którzy muszą trzymać się podejścia, że nieważne jak mówią, ważne że w ogóle mówią.
No przecież wiem, Wiktor to tamten, trochę się go cykam, typ jest ode mnie sporo większy — co było możliwe jak najbardziej, bo już sprawdziłam, że kangury olbrzymie mogą mieć nawet po 2 metry wzrostu. A ona była przecież krasnoludkiem!
Mhmm, czekam na instrukcje — skinęła lekko głową, odwracając się w jego kierunku, gdy ostatni z kangurów zjadł jej pokarm prosto z ręki, co nadal uważała za swoje top doświadczeń… No na pewno w tym miesiącu, musi pomyśleć o czym, jak się to plasuje w jej życiowych rankingach. — To co teraz? — była gotowa do roboty i świadoma, że niestety, nie wszystko będzie takie miłe, jak to, co robili przed chwilą.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Wprawdzie Freddiego nikt o zdanie w tym temacie nie zapytał, ale gdyby takie pytanie padło — to mówiłby to szczerze, a nie złośliwie, czy zaczepnie — ale też wcale nie zamierzał powtarzać tych początkowych sytuacji z Theą. Nie tylko kłótni, ale i samego rozbierania się, które ściągnęło na nich całą tę katastrofę, związaną z urażoną dumą, niezrozumieniem i bardzo brzydkimi komentarzami obu stron, których teraz nie było nawet sensu przytaczać. Chociaż zrobiłby to, gdyby faktycznie postanowiła nazwać go gamoniem — bo byłoby to całkowicie zasłużone.
— Powiem ci kiedyś, Thea. When we finally kiss goodnight dał jej słowo, z największą powagą, wymalowaną na twarzy. Unikał w ten sposób prawdziwej odpowiedzi, której jeszcze w głowie nie znalazł. Uśmiechnął się zaraz potem do niej w sposób, który pozwalał kwestionować te wielkie słowa, padające z jego ust, wyzbywając się obaw, że miał udar lub — co też byłoby szalone — zdecydował się jednak przepchnąć ich relację na nieco bardziej romantyczną ścieżkę.
— Jeśli wziąć pod uwagę moją aktualną karierę i to, do jakiej mam prawdziwe predyspozycje, to chyba należy przyznać, że ja też — rzucił w typowo Fredowym, żartobliwym tonie. Chociaż uśmiechnął się z rozbawieniem, to prawdą było, że zahaczył o bardzo grząski grunt, który jego wypracowaną pewność siebie trochę kruszył. Wiedział przecież, że Lorne Bay i karmienie kangurów, a późniejsze grywanie do kotleta nie były tym, co powinien robić przez całe życie. Łatwiej było jednak żartować i snuć plany o wielkiej karierze, niż nagle postawić wszystko na jedną kartę — tym bardziej wtedy, gdy w pamięci miało się ostatnią próbę, zakończoną spektakularnym fiaskiem, połączonym z brutalnie złamanym sercem. — Okej, możesz być szczęśliwą kozą — podchwycił, uśmiechając się do niej lekko. Gdyby nie to, że chwilę temu sama określiła się w ten sposób, Freddie miałby wątpliwości, czy aby przypadkiem za bardzo się nie spoufalał.
Pokiwał za to głową na jej kolejne słowa, uznając, że faktycznie miało to sporo sensu. — Nie musisz się go bać. Jest niegroźny, masz moje słowo — powiedział odpowiednio poważnie i jedną z rąk przyłożył sobie do serca, a drugą uniósł wysoko, na znak, że nie kłamał wcale. Niby nie posiadał pewności, który z nich był faktycznie Wiktorem, ale Freddie dałby sobie rękę uciąć za to, że wszystko pozostawały tak samo niegroźne. — Teraz mniej miła zabawa. Musimy iść posprzątać — wskazał głową odległy kąt, który najbardziej wymagał interwencji. Musieli oczyścić im przestrzeń, co na pewno nie było miłym aspektem tej pracy.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Tak zasłużone wcale nie do końca, bo jednak Fred był trochę gamoniem. Na szczęście całkiem uroczym gamoniem i takim, który trafiał najwyraźniej w jej gust w kwestii ludzi, których lubiła i uważała, że całkiem fajnie mieć ich w swoim życiu. Były to dość zaskakujące wnioski, biorąc pod uwagę, jak ta znajomość się zaczęła, ale jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Najwyraźniej, gdy nie wprowadzali niepotrzebnych komplikacji, potrafili całkiem nieźle się dogadać.
Okrutne, skoro to się nigdy nie zdarzy — zrobiła naburmuszoną nieco minę, ale powstrzymała się przed tym, żeby przewrócić na niego oczami. Buziaczki na dobranoc nie były zdecydowanie czymś, co brała pod uwagę. Nie tylko dlatego, że jednak się z kimś spotykała aktualnie, ale też jednak dlatego, że — jak zostało ustalone wyżej — ta relacja chyba najlepiej sprawdzała się w takiej formie. — Wierzę, że i tak zmiękniesz i mi powiesz — oznajmiła po chwili dość bezczelnie, dając mu do zrozumienia, że wcale się tak łatwo nie podda i jeszcze może kiedyś wykorzysta odpowiedni moment, aby nieco pociągnąć go za język i dowiedzieć się, co o niej sądzi. Przyszło jej oczywiście jeszcze jedno rozwiązanie do głowy, bo była przekonana, że gdyby zaproponowała teraz wymianę informacji, że jeśli on jej powie, co mu chodzi po głowie, to ona powie mu, co sama o nim myśli, to na pewno na to pójdzie (bo był wystarczająco próżny), ale jednak uznała, że to zbyt ryzykowne.
To na pewno nie Ty, Fred. To po prostu świat bywa zbyt złośliwy i łatwo się w tym pogubić — zapewniła go z przekonaniem, przyglądając mu się przez chwilę bardzo uważnie, zdecydowanie uważniej niż wcześniej, bo jednak nawet jeśli jego ton głosu nie wskazywał na to, że było to coś znaczącego, to jednak miała wrażenie, że ten jego rozbawiony uśmiech jest zdecydowanie mniej rozbawiony i nie bardzo obejmuje jego oczy. Całkiem ładne oczy, tak swoją drogą. — Albo trochę moja, skoro do tej pory biedny musiałeś radzić sobie w życiu bez magicznej, szczęśliwej kozy — dodała, już nieco bardziej żartobliwie, wracając do zajęcia, jakie aktualnie miała, chyba nadal karmienia kangurów, ale to i tak była kwestia poboczna, nie oszukujmy się.
Trochę Ci nawet wierzę — zapewniła go, ale mimo wszystko na razie do Wiktora nie podchodziła, co jednak bardziej wynikało z faktu, że mieli inną robotę do zrobienia. — Okej, spodziewałam się tego — pokiwała głową. To nie był pierwszy raz, gdy udzielała się jako wolontariuszka przy pomocy zwierzętom. W schronisku też niejednokrotnie musiała zajmować się tymi najbardziej brudnymi zajęciami, które często brała na siebie już regularnie, bo irytowało ją ciągnięcie losów czy rzucanie monetą, kto ma to zrobić. Pieski to w końcu nie tylko przytulanki i drapanie za uchem, ani nawet nie tylko kąpiele ich i rozczesywanie sierści, ale sprzątanie po nich również. Po kangurach do tej pory nie miała jeszcze okazji, ale przecież nie mogło to być jakieś dużo gorsze. Dlatego zapewne nie zwlekali zbyt długo, tylko zabrali się za ten śmierdzący aspekt tego dnia, aby mieć to jak najszybciej za sobą.

frederick hemmings
ODPOWIEDZ