echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
007.
nawiedzony gród
przez rozświetlonych okien dwoje
pielgrzym widywał z obcych stron
jak pląsające duchów roje,
pod lutni dźwięcznej cudny ton
{outfit}
Klaus nie potrafił długo trwać w żałobie po własnej godności. Trzymał ją w sercu, szczelnie zamkniętą i w rozumie, gdzie torpedowała go okazjonalnie, ale nie pozwalał jej wypływać na zewnątrz i zniewalać własne ciało. Dla świata wciąż musiał być sobą - wciąż musiał uśmiechać się, całować, wić w tańcu i śmiać; wciąż musiał emanować wyjątkowym rodzajem energii, wciąż musiał przyciągać do siebie ludzi jak magnes. I wciąż nie mógł odpuścić żadnej okazji, żeby się pokazać. Owinął swoje cierpienie w drogie ubrania, schował je pod odpowiednią dozą brokatu i rozświetlacza. Zablokował mu wyjście na zewnątrz pociągnięciem ust czerwonym błyszczykiem. Ból fizyczny już minął; mógł więc z powodzeniem udawać, że nigdy go tam nie było. Mógł wrócić do siebie - gwałtownie i przepełniony wyparciem, jak to miał już w zwyczaju. Mógł znowu wojować świat - nawet tak mały, jak obejmujący Lorne Bay i jego okolice. Mógł żyć.
Ciężko było określić, ile wspomnień jeszcze tliło się w nim żywych do rozpalenia, do czerwoności. On sam udawał, że nie było ich wcale i podobną narrację forsował światu. Wujostwo nie zauważyło niczego, oprócz jego przedłużającej się nieobecności, o której - jak hojnie go poinformowali - mieli zamiar poinformować jego ojca, zwłaszcza, że Klaus nie był skłonny u kogo przebywał bite dwa dni i dwie nocy, i dlaczego. Amo sam w tym czasie włóczył się gdzieś; może przesiadywał w tej nowej pracy? Ciotka regularnie dopytywała, gdzie ten jego przyjaciel tak znika wieczorami, a Werner uparcie powtarzał, że do nie DiFiore jest u nich na odsiadce, tylko on, więc powinni dać mu spokój. Czuł powoli, że zbliżał się koniec tej sielanki, którą sobie - wspólnie z Amo - urządzili, ale dopóki wujostwo wprost nie oznajmiło, że Włoch miał się natychmiast wynieść, Klaus udawał, że nie dostrzega żadnych sygnałów, które mogłyby wskazywać na podobne zamiary.
W pierwszej kolejności, to z nim chciał wybrać się na tę imprezę. To by było coś w ich stylu - zjawiliby się tam we dwóch, niczym objawienie, oślepili wszystkich swoim blaskiem i pozwoliliby sobie utonąć w wirze ciał, podrygujących w rytm muzyki. Ale tym razem miał inną potrzebę. W pewnym sensie czuł się tak, jakby realizując ją zdradzał Amo, więc bardzo solidnie musiał wbijać sobie do głowy, że wcale tak nie było. Chciał pójść z Saulem. Długo mierzył się z tym pragnieniem, nie potrafiąc rozsądzić czy nie było zbyt zuchwałe. Ale wszystko między nimi zdawało się być w porządku, więc... czemu nie? Czuł, że to być może pomogłoby mu utwierdzić Monroe’a w przekonaniu, że wszystko było z nim już w porządku, że nie myślał już wcale ani nie przejmował się tym, co sprowadziło go bite kilkanaście dni wcześniej do jego domu. Poza tym tęsknił. Bardzo. Porażał go ogrom tej swojej tęsknoty, której starał się zanadto nie okazywać, celowo odpisując mu po kilku godzinach lub przesuwając umówione spotkania. Wiedział, że to było czyste skurwysyństwo, ale z jakiegoś powodu uznał to za jedyną racjonalną opcję.
To już nieważne, bo kiedy zjawił się pod jego domem - ustalili to wspólnie, bo od Saula było bliżej, a pogoda sprzyjała spacerowi, a nie korzystaniu z dobrodziejstw taksówek - był zupełnie odmieniony, wizualnie i duchowo, od ostatniego dnia, w którym ostatnio się widzieli. Wcześniej wbił się w swoje przebranie - porządne, perfekcyjne, dopracowane - dyktowane przez odcienie butelkowej zieleni i złota, nałożył cierpliwie doczepiane, szpiczaste uszy, a potem ozdobę na głowę (trochę ciężką, planował pozbyć jej się gdzieś w toku imprezy) i spędził dłuższą chwilę przez lustrem, żeby pomóc nosowi i policzkom zarumienić się pod odrobiną pudru, kościom policzkowym uwydatnić oraz ustom dodać miękkości i giętkości. Być może miał właśnie się zbłaźnić - w końcu szli na imprezę pod gołym niebem do rezerwatu - ale niespecjalnie się tym przejmował; skoro trwało Halloween, on miał zamiar, zgodnie ze swoją prywatną, coroczną tradycją, wyglądać oszałamiająco.
Kiedy się spotkali, pocałował go krótko w usta, promieniejąc przy tym, a potem ruszyli w stronę imprezy. Klaus liczył mocno na to, że Saul będzie w stanie poprowadzić ich odpowiednio i to preferowanie jak najkrótszą trasą, bo choć jego buty były drogie i efektowne, do najwygodniejszych nie należały. Na szczęście Monroe okazał się dobrym nawigatorem, bo nie minęło dużo czasu, a do ich uszu dotarła muzyka, na której dźwięk Werner znowu się uśmiechnął.
Gdy wreszcie dotarli na miejsce, okazało się, że na ognisko zebrała się pokaźna grupa osób. W sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że w Lorne Bay wszelkie imprezy zdawały się występować w znacznie ograniczonej ilości. On sam przecież, kiedy tylko dowiedział się o tym całym zgromadzeniu, podekscytował się niemożliwie na myśl o tym, że mógł znowu wyjść między ludzi, a potem jeszcze bardziej, kiedy zorientował się, że mógł to zrobić ze swoim... t o w a r z y s z e m? To było bezpieczne słowo, choć teraz wiedział już, że wolałby zdecydowanie używać innego. Kiedy przeciskali się między tańczącymi osobami, Werner uśmiechał się wybiórczo do tych, którzy przykuli jego uwagę, jednocześnie wypatrując jakichś znajomych twarzy.
- Myślisz, że będzie tutaj ktoś, kogo znasz? - zagadnął, trochę za głośno, nachylając się nad jego uchem. Mimo wszystko byli w miejscu, gdzie najdosadniej dało się odczuć dudniące basy. - Ja myślę, że spotkamy jakichś moich znajomych. Polubią cię - zapewnił go radośnie, żeby zaraz cmoknąć go krótko w policzek i uśmiechnąć się znowu, a potem pociągnąć go za sobą za rękę do stoiska z alkoholami. Oczywiście, miał w torbie dwie butelki wina, ale to było na czarną godzinę - póki można było czerpać napitki stąd, to taki miał zamiar. Choćby odpłatnie - niezbyt mierziły go wywindowane ceny. Kupił i sobie, i Saulowi po drinku - zwykłej wódce z kolą, bo nie było tutaj co liczyć na coś bardziej wysublimowanego - i odciągnął go na chwilę na bok, w okolice wolnej ławki (prowizorycznej, powstałej z powalonej kłody). Odłożył tam swoją torbę, niezbyt jakoś przejęty względami bezpieczeństwa.
- Wolisz posiedzieć czy iść od razu tańczyć? - spytał, zdeterminowany, aby zapełnić jak najwięcej ich czasu rozmową, dyktowaną własnymi warunkami. Nie chciał, żeby Saul wspominał o tym, co się stało. Chciał tylko móc cieszyć się jego widokiem i towarzystwem.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
outfit

Saul najpierw chciał się po prostu ubrać jakoś ładniej - może w jakąś białą koszulę, kamizelkę od garnituru, czarne spodnie... Dobrze jednak, że zapytał Klausa, czy to przebierana impreza, bo wtedy by się po prostu zbłaźnił. W trakcie wymieniania wiadomości rzucił się do swojej szafy w poszukiwaniu czegoś, co mógłby na siebie założyć. Jego pierwszą myślą było przebranie się za wampira - lubił takie klimaty, a poza tym akurat do tego chyba miałby najwięcej ciuchów. I faktycznie: wygrzebał jakieś skórzane spodnie, odpowiednią koszulę, kamizelkę.. Prawdę mówiąc, nie było to aż takie trudne, biorąc pod uwagę, że zdarzało mu się ubierać w rzeczy, które wielu uznałoby za damskie - podobnie, jak ten kwiecisty płaszcz i kamizelkę. Rzeczywiście jedno i drugie kupił w dziale damskim przez jakąś stronę internetową, ale to nie miało większego znaczenia: Saul ubierał się różnie i choć zwykle nosił "normalne" rzeczy, to bywało, że zakładał na siebie coś innego - Klaus na pewno już kilka razy go takiego widział, zwłaszcza w klubach (i zwłaszcza poza Lorne Bay, bo na wycieczkach zdarzało mu się to zdecydowanie częściej i bardziej wyraziście: bywało wtedy, że się malował i choć nosił zawsze tylko spodnie, to czasami zakładał na nie wręcz jakieś krótkie spódniczki - raz dostał za to w pysk od jakiegoś homofoba).
Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, właśnie założył perukę i kończył się malować. Otworzył swojemu... chłopakowi...? Oddał pocałunek i zaprosił go gestem do środka.
- Daj mi jeszcze chwilę, skończę...
Poleciał do łazienki, wziął czarną kredkę i dorysował jeszcze kilka kresek na policzkach. Później założył przygotowane wcześniej rękawiczki, przypiął kilka łańcuszków i zegarek kieszonkowy - nie pamiętał, skąd go miał. Na pewno nie mógł być dziedziczny: ojciec nigdy nie dał mu nic cennego, a gdyby nawet miał jakieś antyki po dziadkach, to już dawno to przepił. Chociaż może Saul kiedyś to ukradł, kiedy był dzieckiem...? Buszował wtedy dużo po strychu i znajdował różne rzeczy. Ten zegarek na pewno był stary i bardzo dla Saula cenny, nawet jeśli on sam nie pamiętał, skąd go miał.
- Dobra, możemy iść.
Przytulił jeszcze Klausa krótko - on też za nim cholernie tęsknił, myślał o nim już teraz przez prawie cały czas i łapał się na tym, że żałuje, że chłopaka nie ma obok niego w tej czy innej sytuacji, że planuje wspólne wyjścia z nim, wspólnie spędzany czas... Czasem wypisywał do niego smsy o tym, co teraz robi albo dzwonił, żeby mu o czymś opowiedzieć. Klaus często nie odbierał, co go trochę bolało, ale ostatecznie - przecież nie określili się jako związek, tak...?
Nie, trochę się określili. Może nie dosłownie, nie było to powiedziane wprost, ale Saul już tak o nim myślał. Jako o swoim chłopaku. Powiedział mu też, że nie chce, żeby ten sypiał z innymi - sam zresztą też to ograniczył. Ostatnio nie miał ochoty na przygodny seks i od rozmowy z Klausem z nikim nie spał. Już wcześniej jednak było mu z tym źle i choć czasami szedł z niektórymi ludźmi na całość, to coraz rzadziej i bywało, że nagle się wycofywał.
Poprowadził Klausa faktycznie najkrótszą drogą - znał te okolice jak własną kieszeń, bo często chadzał na spacery lasem, nad rzeką... Uwielbiał tutejszą przyrodę i to była jedna z rzeczy, które trzymały go wciąż w Lorne Bay. Ta akurat najsłabiej, ale jednak.
Uśmiechnął się słysząc muzykę. Wciąż miał w pamięci ostatnie wydarzenia, ale nie chciał do nich wracać - nie zamierzał traumatyzować Klausa jeszcze bardziej, a poza tym przyszli tutaj się bawić, a nie rozmawiać o problemach, prawda? Miał tylko nadzieję, że Werner sobie z tym jakoś radzi. Chodziło mu to po głowie i owszem, zdarzało mu się chcieć o to zapytać, ale jeszcze się do tego nie zebrał - trochę się bał, czy nie będzie ta rozmowa wyglądała tak, jak tamta z Isaakiem, kiedy chłopak mu się kompletnie rozsypał. Co prawda było to spodziewane, ale jednak trochę żałował, że wyciągnął z niego, co działo się z Kolumbii; a jednak zrobił to po to, żeby dzieciak mógł to z siebie wyrzucić, żeby wiedział, że ma kogoś przy sobie i że zawsze może mu zaufać. Saul naprawdę był starszym bratem, kiedy było trzeba - teraz wręcz jeszcze bardziej, po wszystkich ostatnich wydarzeniach. Nagle dorósł i szczerze chciał pokazać rodzeństwu, że mogą na niego liczyć, wszyscy. Nawet Viper, która się nie odzywała od czasu pobicia. Saul czasem próbował nawiązywać z nią kontakt, ale póki co kończyło się to fiaskiem.
- Zdążyłeś nawiązać dużo znajomości w Lorne? - zaśmiał się, ale ten uśmiech trochę przygasł, kiedy uświadomił sobie, jakie to były znajomości prawdopodobnie. Nie był pewien, czy chce poznawać ludzi, z którymi Klaus spał.
Chwilę później wziął od niego drinka i popłynął na ławeczkę. Usiadł na niego, chwytając kubek w obie dłonie i wpatrując się w ogień ogniska.
- Chyba chwilę posiedzieć, potrzebuję moment, żeby się rozkręcić - powiedział, zauważywszy, że Klaus wydaje się być aż nadto wesoły. Wydało mu się to podejrzane, ale nie zamierzał oceniać. Napił się i spojrzał na swojego elfa, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć rozmowę - Sklep już prawie gotowy do otwarcia - wypalił w końcu i poczuł się jak kretyn. Będzie gadał o pracy? Naprawdę? - Wpadniesz niedługo?

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Szczerze mówiąc, był przekonany, że Saul postawi na dość standardowy wygląd - myślał, że mężczyzna podejdzie do tego wszystkiego dość zachowawczo i bez szaleństw. Dlatego też zaskoczył się nieźle, gdy Monroe otworzył mu drzwi - ale bynajmniej nie negatywnie. Uśmiechnął się szeroko, pocałował, przytulił i pochwalił też przy okazji, napominając o tym, że nie wiedział, że Saul ma takie rzeczy w swojej szafie - a musiał mieć, bo przecież Klaus dał mu znać o imprezie niespełna dwie godziny wcześniej. Wszedł do środka z przyjemnością, uradowany, że tym razem mógł w pełni docenić jego dom - bez żadnych innych, fizycznie i duchowo bolesnych spraw na głowie. Przechadzał się w kółko, lekko tanecznym krokiem, kiedy Monroe dokańczał makijaż i odkrywał z każdą sekundą na nowo, jak bardzo szczęśliwy był w tym konkretnym momencie - wychodzili razem między ludzi! Na imprezę! Bawić się! Nie spytał jeszcze wprawdzie Saula czy wolno mu było całować go publicznie i trzymać za rękę, ale miał zamiar zrobić to w najbliższej przyszłości - i naprawdę miał nadzieję na to, że mężczyzna się zgodzi. To nie tak, że obraziłby się, gdyby było inaczej - w jakimś sensie by go zrozumiał. Ale na pewno byłoby mu nieco przykro, choć skrzętnie by to ukrył.
Gdy szli razem w kierunku imprezy, w pewnym momencie z pewnością chwycił go pod ramię - dookoła i tak nikogo nie było. Chyba jeszcze nie musiał pytać...? Ten dotyk był ciepły, bliski i miękki; sprawiał, że Klausowi śmiały się oczy, które wędrowały co chwilę do twarzy Saula, zamiast patrzeć przed siebie - potknął się o to solidne trzy razy, ale na szczęście nie zaliczył żadnego spotkania z glebą, tylko skomentował to śmiechem. Coś w nim było innego, coś się zmieniło - wydawać by się mogło, że nienaturalnym dla kogoś, kto niedawno przeżył coś podobnie traumatycznego mogłoby być balansowanie na takiej granicy euforii, ale przecież Werner na wyparciu znał się doskonale jak niemal nikt inny. Podobnie, jak wypierał myśl o prośbie Saula, żeby z nikim innym nie sypiał. Czuł się trochę parszywie przez to, że wciąż to robił, ale przecież... to była tylko prośba, tak? Sugestia może nawet bardziej. Propozycja. Na którą nie zgodził się nawet bezpośrednio, tylko jakoś półgębkiem. To nie tak, że nie potrafił utrzymać w ryzach tego, co miał między nogami; po prostu podoba wyłączność nie była dla niego niczym naturalnym. Sam nie wierzył w to, że Monroe mógłby przez wzgląd na niego zrezygnować z widywania innych osób. Z jego powodu? Tak się ograniczać? Na pewno nie.
- Nie wiem czy dużo, ale trochę na pewno. Chyba nie pobiłem w tym swojego rekordu prędkości, ale... - rozgadał się i dopiero wtedy zorientował się, że uśmiech Saula stracił nieco na intensywności - ale to dlatego, że ty zabierasz mi bardzo dużo czasu - dokończył więc, znowu się do niego uśmiechając. Nie chciał sprawiać mu teraz przykrości, a zorientował się, że podobną gadką faktycznie mógłby. Miał nadzieję, że wnet uda mu się zarazić Monroe’a swoim sielskim nastrojem, który wstępował w niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zawsze gdy zjawiał się gdzieś, gdzie trwała impreza. Usiadł przy nim na ławce, godząc się na taki stan rzeczy - noc była młoda, Klaus był przekonany, że potrwa długo, jeszcze zdążą potańczyć. Upił solidny łyk alkoholu ze swojego plastikowego kubka i skrzywił się odruchowo.
- Ohyda - skomentował i zaraz parsknął krótko, zdając sobie sprawę, że nie miał prawa spodziewać się po podobnej imprezie niczego innego. Dawno nie był na niczym tak... brakowało mu eleganckiego słowa. Cisnęło mu się do głowy tylko prostackim, ale przecież nie chodziło mu o to, żeby miało negatywny wydźwięk. Pejoratywnym? Jeszcze gorzej. Dlatego też zdecydował się nie podzielić tym wyznaniem z Saulem. To przecież nie oznaczało, że nie będzie w stanie doskonale się bawić - zwłaszcza z takim towarzystwem. Gdy usłyszał jego kolejne słowa, przez ułamek sekundy po jego twarzy prześlizgiwało się niezrozumienie, ale zaraz załapał i uniósł wysoko brwi w ramach potwierdzenia, że wiedział, o czym Monroe do niego mówił.
- Oczywiście, że wpadnę. Jeszcze przed otwarciem, pomóc ci porozstawiać te świecidełka. Wiesz, w witrynie, żeby wybrać te najładniejsze i najdroższe, żeby chwytały oko... i w ogóle - zadeklarował, wtulając głowę w jego ramię, ale zaraz wyprostował się, orientując się, że przyszła pora na to pytanie. - Saul, mogę ci tak robić? Tutaj, przy ludziach? - uściślił, bo nie chciał teraz przecież wprawiać go w dyskomfort. Zanim jednak zdążył uzyskać odpowiedź, z tłumu w ich stronę ruszyły dwie sylwetki - jedna z nich już parę metrów dalej machała mocno rękami i przestała dopiero, kiedy stanęła tuż przed nimi.
- A kogo to moje piękne oczy widzą?! Klaaaus? - zagadnęła świergotliwie niska brunetka z krótką grzywką i kolczykiem w przegrodzie nosowej. Fran, bo tak się nazywała, była istnym promyczkiem każdej imprezy w Lorne Bay, których zaliczyła (podobnie jak dziewczyn) co nie miara - zjawiała się zawsze ubrana alternatywnie i stylowo, otoczona zapachem mocnych perfum, z papierosem przyklejonym jakby do palców oraz szerokim uśmiechem na ustach. Werner nie pamiętał, kiedy dokładnie ją poznał, ale musiało to być na krótko po jego pojawieniu się w Australii, potem ciągała go ze sobą po klubach i przedstawiała swoim koleżankom na jedną noc, traktując każdą z nich jak prawdziwą miłość swojego życia. Klaus wiedział jednak, że Fran zupełnie nie wierzyła w miłość. Odbyli kiedyś rozmowę na ten temat o czwartej nad ranem na jakiejś domówce, upaleni ziołem.
- I Klausa jakiś przystojny znajomy, chyba? - dodał zaraz jej towarzysz, bez którego nie ruszała się nigdzie, Patrick, równie stylowy i równie rozwiązły jak ona, tego dnia przebrany za wampira ale w stylu takiego, który urwał się z orgii w burdelu. Zmieniał kolor włosów chyba częściej niż biżuterię (a to już samo w sobie było niezłe wyzwanie) i tym razem były płomiennie czerwone; Werner dobrze wiedział, że to nie była peruka. Razem, w trójkę, potrafili rozpalić każdą imprezę, tchnąć ducha w każdy parkiet i podtrzymać najbardziej toporną nawet rozmowę. Patrick natychmiast usadowił się na ławeczce tuż obok Saula (za blisko), kołysząc w dłoni przyniesionego ze sobą drinka - widać było, ze to jego nie pierwszy tego wieczoru. - Nowy kochaś? - zagadnął ponad ramieniem Monroe’a, spoglądając zbitemu z tropu Klausowi prosto w oczy. - Ładny jest - zawyrokował, żeby zaraz upić łyka ze swojego kubka. Fran stała nad nimi ze skrzyżowanymi ramionami.
- Patrick! - fuknęła na niego, torpedując go spojrzeniem.
- A tak, przepraszam. Ładny jesteś - poprawił, tym razem wbijając wzrok w Saula, a dopiero potem hacząc spojrzeniem o Klausa. Musiał dostrzec jego minę, bo zaraz zaśmiał się krótko. - No przecież ci go nie ukradnę, spokojnie, słoneczko. Mam teraz nowego faceta, zobaczcie - przerwał, żeby wycelować palcem w jednego z mężczyzn rozmawiającego z jakąś dziewczyną przy ognisku. - Ma na imię Dave. Idiotycznie, ale imię zawsze można mu zmienić - rozprawiał dalej, niezbyt przejęty tym, że wystawiał sobie właśnie niezbyt korzystną wizytówkę przed nowo poznaną osobą. - I gada właśnie z dupą Fran...
-Nie mów tak o niej, prostaku paskudny - oburzyła się dziewczyna, zaraz siadając obok Wernera i wzdychając ciężko, wspierając policzek na jego ramieniu. - Nie wytrzymam z nim, robi się coraz bardziej nieznośny - oznajmiła, choć widać było, że to były tylko przyjacielskie przekomarzanki. Zaraz uniosła głowę, wsparła łokieć o kolano i podparła podbródek na dłoni, żeby spojrzeć na Monroe’a.
- A ty, śliczny, ja cię chyba znam, to możliwe? - zagadnęła enigmatycznie i Klaus znalazł w tym okazję, aby się wtrącić.
- Tak, to możliwe chyba, Saul tu mieszka od... urodzenia, prawda? Może tak być, że się znacie... hej, Fran, za co jesteś przebrana? - zmienił szybko temat, starając się odnaleźć jakiś neutralny grunt.
- Jak to za co? - Dobrze grała oburzenie. - Za królową zajebistości.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
wspomnienie o homofobii
Nie zabieram ci go wystarczająco dużo, żebyś się nie szlajał po jakichś spelunach i pukał ze wszystkimi - pomyślał, ale nie powiedział tego na głos: on też nie chciał psuć nastroju. Już wystarczyło, że próbował się nie stresować nadchodzącą rozmowa o tym, że może być zakażony HIV - od kiedy się o tym dowiedział, zastanawiał się, jak zacząć i czy powiedzieć o tym Klausowi, zanim zrobi jakieś badania, czy może potem. I czy rzeczywiście mu mówić, jeśli wynik będzie negatywny - może wtedy nie...?
Mimo wszystko jednak skłaniał się raczej ku temu, żeby mu powiedzieć wcześniej i poinformować, że będzie musiał zrobić test za jakiś czas. Tym bardziej, że cholernie się tego bał i z każdym dniem ciążyło mu to coraz bardziej. Póki co jednak nie wymyślił jeszcze odpowiedniego sposobu, żeby mu to zakomunikować. Teraz próbował odpędzić to od siebie i się bawić - w końcu po to tu przyszli.
Klaus wydawał się aż nadto rozbawiony i Saul zaczął się przyglądać jego oczom, czy chłopak przypadkiem czegoś nie brał: zdarzało im się razem ćpać coś lżejszego i nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby teraz Werner też postanowił wzmocnić sobie wrażenia. Ale chyba nic nie łykał, więc może to był mechanizm obronny...? Saul czasami też go stosował: kiedy miał siłę, robił wszystko, żeby otoczeniu pokazać, że nic mu nie jest. Nie zawsze jednak miał na to siłę - choćby teraz. Zamierzał jednak spróbować ją w sobie wykrzesać i żyć dzisiejszym wieczorem, kiedy już się napije i uda mu się trochę rozweselić.
Popatrzył na chłopaka, kiedy ten zadał mu pytanie, czy może się do niego przytulać przy ludziach. Saul się trochę zawahał, nagle wystraszony i czując, że mięśnie mu się spinają między łopatkami. Nie powróciły do niego dosłownie słowa ojca o męskości i o tym, co jest odpowiednie, a co nie, ale samo uczucie było właśnie nimi wywołane: wtłaczaniem mu przez całe życie do głowy, że bycie niehetero jest złe, że za to się idzie do piekła, jest się potępionym, że jest specjalny krąg w piekle dla takich, jak on, że Bóg to potępia. Słowa księży, grzmiących na gejów, porównujących ich z pedofilami. Słowa ludzi wokół twierdzących, że AIDS to choroba gejów.
Przełknął z trudem ślinę i kiwnął niepewnie głową - nie chciał się dłużej kryć. To było nie w porządku zarówno wobec niego samego, jak wobec Klausa, a poza tym naprawdę chciał z nim być. Już dużo się w życiu naukrywał, dużo przykrości sprawił ludziom, dużo bólu. Miał tego dość. Zazdrościł wszystkim ludziom, którym to nie przeszkadzało, którzy byli otwarcie niehetero i on też tego chciał - uważał, że i tak za późno do tego dojrzał.
Przypomniał mu się Ray, który zawsze na scenie skakał, owinięty tęczową flagą - jemu tez wtedy zazdrościł otwartości i odwagi, której nie potrafił wykrzesać w sobie. Nawet do tego, żeby przed samym sobą przyznać, że nie jest hetero mimo, że był, do cholery, w związku z facetem.
- Możesz - powiedział cicho i uśmiechnął się do chłopaka, a zaraz potem się napił, chyba na odwagę. Odetchnął i wyprostował się na chwilę, rozciągając kręgosłup. Pomyślał o tym, że w szpitalu sam się nie krył z tuleniem do Klausa i płakaniem mu w bluzę. To, co prawda, była nieco inna sytuacja, ale już wtedy wszyscy wokół mogli zobaczyć, że łączy go z Wernerem coś więcej, niż przyjaźń. Później też w domu jego wujostwa się z tym nie kryli - i nie zamierzał się kryć nadal. Te myśli go podbudowały i dały siły do walki z samym sobą, a na jego twarzy wymalowała się pewność. Po chwili położył dłoń na jego policzku i pocałował go krótko, ale czule w usta i uśmiechnął się do niego.
- Możesz - powtórzył już pewniej, mocniejszym głosem. Chwilę później usłyszał jakiś dziewczęcy głos, wymawiający imię jego chłopaka i odwrócił się w tamtą stronę, spoglądając na dwójkę ludzi, zmierzających radośnie w ich stronę. Zgrzytnął zębami słysząc, że jest "nowym kochasiem".
- Nowy chłopak - powiedział, patrząc wyzywająco na chłopaka, który - jak się okazało - miał na imię Patrick. Imię ładne charakter paskudny, najwyraźniej. Chłopak trochę za dużo sobie pozwalał. Saul wstał czując, że Patrick siedzi stanowczo zbyt blisko niego: nie lubił niespodziewanego i niechcianego dotyku, a takim było ciepło uda chłopaka na jego udzie. Skóra go dosłownie paliła w tamtym miejscu, wywołując rosnącą złość, a tego teraz nie chciał: w końcu przyszli się tu bawić, tak?
- Wiem - odparł z uroczym uśmiechem na stwierdzenie, że jest ładny. Oparł ciężar ciała na jednym biodrze, uwydatniając je tym samym i również zakołysał swoim drinkiem, by zaraz się go napić.
Nie był pewien, jak Klaus zareaguje na stwierdzenie, że jest jego chłopakiem, dlatego teraz czuł, że krew w nim buzuje - niemal poczuł, jak rozsadza mu tętnice na szyi. Bał się spojrzeć na Wernera, gotów w razie czego obrócić to wszystko w żart. Zgrabnie więc ominął twarz swojego towarzysza i skierował spojrzenie od razu na Fran, gdy ta zapytała, czy się znają.
- Tak, mieszkam tu od urodzenia, ale bywałem też w świecie, który - jak wiadomo - nie jest tak znów duży, więc mogliśmy się gdzieś widzieć. Jestem Saul - podał jej rękę, a kiedy ona podała mu swoją, Monroe skłonił się szarmancko i ucałował ją z uśmiechem. Ostatecznie był wampirem, prawda? A ci bywali szarmanccy - Miło mi poznać królową zajebistości.
Wyprostował się i z grzeczności wyciągnął też rękę do Patricka.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To zdecydowanie był mechanizm obronny. Łatwiej było uśmiechać się, podrygiwać w tańcu, chodzić sprężystym krokiem i wpadać z powrotem w rolę, niż przyznać, że coś było nie tak. Nie zdziwiłby się, jeśli Saul by to zauważył, ale był mu wdzięczny za niekomentowanie. Właściwie, w toku ostatnich wydarzeń, nauczył się już podejrzewać, że Monroe domyślał się o nim dużej ilości rzeczy - tych, które nigdy nie zostały wypowiedziane. Nie wiedział czy dobrze, chyba trochę się tego obawiał, bo przecież te informacje nie zostały niewypowiedzianymi bez powodu. Bał się też, że kiedy Saul już całkiem go rozgryzie, będzie w stanie przejrzeć przez wszystkie jego bariery ochronne - nie tylko tak proste, jak ta, którą stosował teraz, ale także te nieco bardziej złożone, jak fakt, że nie potrafił przestać umawiać się z ludźmi na jednonocne przygody albo wręcz zaciągać ich ze sobą do łóżka wprost z klubu czy ulicy. Już bardziej wolał opinię rozwiązłego - po prostu, bez żadnego powodu, bez żadnych niedomówień. To też nie było tak, że był w pełni świadomy, skąd to wszystko mu się w ogóle wzięło, ale skoro tym właśnie - erotyzmem - było zapełnione jego życie od tak długiego czasu, to wychodził z wniosku, że nie dało się już tego odwrócić. Że to wszystko, co znał. Że w tym plasowało się jego poczucie bezpieczeństwa, okazjonalnie sprowadzane do parteru przez sytuacje takie jak ta, która wydarzyła się niedawno.
Ale to nie był czas, żeby się nad tym zastanawiać. Klaus miał myśli w zupełnie innym miejscu - przy Saulu, przy tym możesz, które rozbrzmiało najpierw niepewnie, a potem dosadniej, okraszone pocałunkiem i którym nie miał nawet czasu się porządnie nacieszyć, bo wtedy pojawili się Patrick i Fran, jak grom z jasnego nieba, zawsze głośni i nieskrępowani. Ten pierwszy - w wyjątkowo drażniący sposób. Sam Werner nie widział sensu w temperowaniu go, bo przecież zdążył już poznać go na tyle, że wiedział, że ten musiał sobie pogadać, powywyższać się nieco i poudawadniać wszystkim wokół, że najlepiej znał się na życiu, sprawach sercowych i opiniach o różnych ludziach. Wiedział też, że chłopak - jak nikt inny - potrafił czasem być wyjątkowo kąśliwy i nie tyle nie zdawał sobie z tego sprawy, co zwyczajnie nie miał zamiaru niczego w sobie zmieniać. To potrafiło być frustrujące, ale Klaus naprawdę wiele mu wybaczał. Może to z tego powodu, że on i Fran byli jednymi z pierwszych nowych osób, które poznał w tym miejscu? Żywił do niego sympatię. Czasem chyba zbyt dużą, patrząc na to, na ile ten sobie pozwalał.
Kiedy Saul poprawił go nagle, Klaus znieruchomiał i na solidne parę sekund przestał oddychać. Nie wiedział czy bardziej zszokowało go to, że Monroe przyznał to przed nowopoznanymi osobami, czy może zwyczajny fakt, że wymówił to na głos. Nowy chłopak. Chłopakchłopakchłopak. Werner wciąż nie mógł w to uwierzyć. Poczuł ciepło rozchodzące się po klatce piersiowej. Miał chłopaka. Naprawdę go miał. Patrick też chyba nie uwierzył, bo nie skomentował tego nawet (na razie - Klaus dobrze wiedział, że jak już przetrawi tę informację, to przygotuje się do użądlenia jak tropikalny owad), tylko uniósł jedną z brwi w pytającym geście. Fran za to się podekscytowała, bo Fran była naprawdę cudownym człowiekiem - czasem tylko trochę zbyt rozgadanym i dominującym. Werner widział w jej oczach iskierki podniecenia, zupełnie jakby była szczerze szczęśliwa, że naprawdę kogoś miał. Ufał tym iskierkom.
Ucieszył się, że Saul zdecydował się wstać. Nie wiedział, że aż tak kuło go, jak Patrick przysuwał się do niego; był pewien, że paręnaście sekund dzieliło Patricka od wepchnięcia mu łapy między uda i nie miał pojęcia, czemu sam tego nie skomentował. Żeby nie wyjść na paranoika? Nie czuł, że mógł w jakikolwiek sposób rościć sobie do Monroe’a prawa własności. Przecież sam dymał się nadal z różnymi typami i choć nie chwalił mu się już w tym temacie, jakby jednak faktycznie (i słusznie) uważał, że to było coś złego, istniało w nim poczucie, że skoro sobie na to pozwala, to nie powinien zabraniać jemu. Ale c h c i a ł . Bardzo chciał. Z trudem się powstrzymywał.
Potem znowu się ucieszył - kiedy Saul zaangażował się w prostą wymianę zdań z Fran i kiedy pocałował ją w dłoń, a ona zachichotała głupio.
- O boże, Klaus, jaki elegancki ten twój chłopak! - zachwyciła się, a Klaus uśmiechnął się do niej i poczuł coś dziwnego, jakby dumę. Nie wiedział czy to adekwatne uczucie, ale podobało mu się.
Cała sytuacja za to najwyraźniej nie podobała się Patrickowi, bo nawet nie wyciągnął ręki w stronę Saula, tylko odwrócił głowę w stronę Wernera i wtedy właśnie Niemiec zrozumiał, że tak, to był ten moment - nadchodził atak.
- To ciekawe, Klaus, bo myślałem, że nie bawisz się w chłopaków - rzucił, niby nonszalancko, kątem oka zerkając ciągle na stojącego obok Saula. - To tym bardziej ciekawe, że nic mi o nim nie wspomniałeś, jak widzieliśmy się dwa dni temu - dodał zaraz i Klaus już otwierał buzię, żeby się odezwać, ale ten mówił dalej. - A no tak, miałeś czymś zajęte usta.
- Patrick!
- To kłamstwo - odparł ostro, choć poczuł jak krew odpływa mu z policzków. Przeniósł spojrzenie na Saula. - To kłamstwo - powtórzył uparcie i tym razem faktycznie nie kłamał. Ostatni raz spał z Patrickiem solidne dwa tygodnie wcześniej albo i jeszcze dawniej. Racja, to także nie czyniło go świętym, ale z pewnością wypadało lepiej niż te zmyślone dwa dni temu.
- Z tobą też wydaje tyle dźwięków? - Patrick zdawał się zupełnie nieprzejęty tymi gorącymi protestami, które wypłynęły przed chwilą z ust kłamstwa i wciąż nieskrępowanie popijał sobie drinka, teraz skupiony wzrokiem już wyłącznie na Monroe. - To całkiem zabawne czasem.
- Patrick, przesadzasz, zamknij się - Fran próbowała (jak zwykle) ratować sytuację i bardzo starała się nie zabrzmieć przy tym agresywnie, ale na jej twarzy malowało się widocznie napięcie, podobnie zresztą jak na buzi Klausa. Wbijała w Patricka surowe spojrzenie, ale ten wciąż wpatrywał się tylko w Saula, zupełnie nieprzejęty tym, że przyjaciółka próbuje jakoś go przystopować.
- Cóż, kłamstwo czy nie.... - Wzruszył ramionami. - Na pewno zdążyłeś już się z kimś jebać - ostatnie słowo wypowiedział z ostrością i czymś na kształt obrzydzenia, przenosząc wzrok na Wernera. Klaus po prostu wpatrywał się w niego zupełnie zbity z tropu, nie mając pojęcia, jak miał na to zareagować. - Natury nie oszukasz, słoneczko - dodał, uśmiechając się niby niewinnie; zawsze nazywał go słoneczkiem, co na dłuższą metę było irytujące. Fran już podnosiła się z miejsca, najpewniej po to, żeby odciągnąć go na bok i solidnie opierdolić, ale zanim zdążyła choćby stanąć na nogi, Klaus poczuł, jak palce Patricka zaciskają się na jego ramionach i przyciągają na siebie, a jego wargi napierają nagle na usta Wernera. Szarpnął się w odpowiedzi na ten nieoczekiwany zwrot akcji, w reakcji na co Patrick wycofał się z powrotem na swoje miejsce i uśmiechnął zadowolony do Saula. - Widzisz? Tak jak mówiłem. Natury nie oszukasz.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul początkowo nie skomentował słów Patricka, ale jego twarz stężała, a nozdrza zaczęły nerwowo drgać. Zamarł, wpatrując się w tę scenę i przyszpilając obu chłopaków piorunującym spojrzeniem - teraz nie widział, jaką reakcję wywołało w Klausie nazwanie go swoim chłopakiem, ponieważ kiedy na niego spojrzał, ten już zaczął się bronić, że to kłamstwo. Niestety, ale Saul w to nie uwierzył. Wiedział, jaki Klaus jest, wiedział, że wcześniej sypiał z innymi - ale wcześniej się tym wręcz chwalił, a po tej rozmowie przestał. Na chwilę Monroe uwierzył, że faktycznie jest już od teraz jedyny, że Werner przestał się puszczać. Ale z drugiej strony podejrzewał, że to nie jest takie proste: nagle zrezygnować z poprzednich przyzwyczajeń, więc mógł się domyślić, że Klaus tego nie zrobił. Jemu samemu też było trochę ciężko, ale z drugiej strony naprawdę już od dłuższego czasu właściwie nie chciał. Od czasu tej rozmowy nie spał z nikim.
A Klaus najwyraźniej tak.
Poruszył nerwowo szczęką, wciąż stojąc w tej samej pozycji, ale teraz wydawał się jakby cięższy, większy. Wszystkie mięśnie mu się napięły - miał ochotę przywalić temu szczeniakowi, ale miał też w pamięci, że powinien wreszcie dorosnąć, przestać lać wszystkich, którzy go wkurzyli. Miał być odpowiedzialny, tak? Odpowiedzialny. Inaczej Sam go wykluczy - i tak mu nie ufał, i tak miał o nim złe zdanie (i miał rację). Kiedy jednak chłopak pocałował Klausa, Saul nie wytrzymał. W moment znalazł się przy nim, chwycił go za kołnierz i szarpnięciem postawił go na nogi, przyciągając do siebie.
- Wypierdalaj stąd, sssłoneczko - wysyczał przez zaciśnięte zęby - jeśli chcesz jeszcze zachować tę swoją piękną buźkę.
Miał wielką ochotę go pobić i czuł, że jeszcze chwila, a faktycznie to zrobi.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To wszystko działo się tak szybko. Patrick, jego zawstydzające uwagi, jego zmyślne kłamstwo, ten pocałunek, który Klaus odrzucił, choć to teraz wydawało się bez znaczenia. Ręka Fran, która w międzyczasie zacisnęła się na jego kolanie w pocieszającym, a jednocześnie uspokajającym ją samą geście. Patrick taki bywał. Wiedzieli o tym oboje, ona z pewnością dużo lepiej niż on. Wiele razy już zdążyła usłyszeć niewybredne komentarze pod adresem swoich dziewczyn albo siebie samej, choć potrafiła zawsze odpyskować mu na tyle dosadnie, że w końcu faktycznie się zamykał. Teraz to nie zadziałało. Uważała, że przemawia przez niego zazdrość, ale Patrick natychmiast by podobną sugestię zdementował. Był pijany i rozgoryczony faktem, że Dave o durnym imieniu nie potrafił przeprowadzić z nim choćby jednej sensownej rozmowy, tylko ciągle chichotał, śmiał się i chciał się przytulać. To go frustrowało. Teraz nawet wolał gadać z kolejną dupą sprowadzaną przez Fran z Cairns, cholera wie po co, jeśli nie do łóżka, tak naprawdę, zamiast chociażby patrzeć w jego stronę, żeby dostrzec, że całował kogoś innego. To było bez sensu. Powinien patrzeć i się wściec.
Tak jak wściekł się Saul. Klaus poczuł, jak jego mięśnie spinają się gwałtownie. Jego reakcja była opóźniona. W pierwszej kolejności do pionu poderwała się Fran, żeby zaraz doskoczyć do mężczyzn i chwycić Patricka za ramiona. Czyniąc to, zaczęła coś mówić - trudno określić czy do Monroe’a czy do tego drugiego, bo chłopak wpadł jej w słowo, skutecznie ją zagłuszając.
- Puszczaj mnie w tej chwili, ty pierdolona dziwko - odcharknął wprost w twarz Saula, zaciskając gniewnie zęby, ale nie poruszył się ani na milimetr, jakby wierzył w to, że jeśli mężczyzna faktycznie go puści, to udowodni tym swoją dominację. Klaus dopiero wtedy ocknął się ze swojego oszołomienia i - idąc w ślady Fran - poderwał się na nogi, stając dla równowagi po stronie Monroe’a i obejmując drżącymi palcami jego nadgarstek, próbując tym samym skłonić go do puszczenia Patricka. Jednocześnie stał cały czas zwrócony do Saula twarzą; drugą dłoń położył na jego ramieniu, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Saul, odpuść, jest w porządku, słyszysz? - próbował przebić się, ale Patrick wtrącił się w połowie zdania.
- Tak, Saul, odpuść, bo może jutro jeszcze mamy umówione spotkanie, nie? - fuknął, wbijając nagle wzrok w Wernera, ale ten nie mógł tego zobaczyć, skoncentrowany ciągle na Saulu.
- Patrick, kurwa! - warknęła tylko Fran, ciągnąc go za ramię, żeby przekonać do odsunięcia się od toru możliwego ciosu. - Saul, proszę cię, jest pijany, od razu widać, on tak naprawdę wcale nie ma tego wszystkiego na...
- A właśnie, że mam na myśli to wszystko, kretynko zjebana - obruszył się Patrick i Fran aż wstrzymała oddech. Często zdarzało im się nawzajem wyzywać w ramach wygłupów, ale teraz poczuła, że to nie do końca była zabawa; że ta obraza mogła być zupełnie poważna i alkohol niczego tu nie tłumaczył.
- Uspokójmy się, tak? - Klaus starał się zachować trzeźwy umysł; odwrócił na moment spojrzenie od Saula, żeby przejechać wzrokiem po pozostałych. Dookoła wciąż dudniła muzyka i zupełnie nikt nie zwracał na nich uwagi. Znowu zwrócił się do Monroe’a. - Saul, proszę, spójrz na mnie - powiedział wręcz błagalnie, na co Patrick roześmiał się gorzko.
- Myślisz, że lubi patrzeć? Może powinniśmy go zapro...?
- Zamknij się wreszcie, Patrick! - Werner, na co dzień spokojny, wyważony i starający się zachować rozwagę w podobnych sytuacjach, tym razem nie wytrzymał i odwrócił się w jego stronę gwałtownie. Zaraz jednak wziął jeden głęboki oddech i spojrzał na dziewczynę zbitym spojrzeniem. - Fran, błagam, zabierz go stąd, bo...
- Bo co?! Przeszkadzam ci w czymś, kurwa?
- Patrick, idziemy - zameldowała Fran, teraz już zaciskając obie dłonie na jego przedramionach i próbując z całych sił odciągnąć go na bok, ale ten stał uparcie, nie próbując choćby wymknąć się uściskowi Saula.
Klaus czuł się zagubiony. Klaus czuł, że jego serce bije dwa razy szybciej niż powinno. Klaus czuł się zażenowany. Klaus czuł się przerażony. Klaus czuł, że mogło zaraz stać się coś złego, do czego nie chciał nigdy dopuścić i powodem tego wszystkiego znowu był on sam. I, przede wszystkim, Klaus czuł, że Monroe mu nie wierzy. W to, że to kłamstwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego i poza tym... czy myliłby się o dużo? To nie miało w gruncie rzeczy znaczenia czy rzecz zdarzyła się z Patrickiem, czy z kimś innym. Nagle ogarnęły go ogromne wyrzuty sumienia. To miało być przyjemne wyjście. To zupełnie nie tak miało wyglądać.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Dlaczego Saul nie uderzył wcześniej, w czasie tej całej gadaniny? Dawny Monroe, sprzed pobicia Isaaca i Viper by to zrobił - wtedy się nie hamował w ogóle, działał impulsywnie i robił rzeczy wcześniej, niż pomyślał, ale obecny naprawdę starał się być porządny i odpowiedzialny. Próbował pokazać sobie i Samowi, że może. Poza tym powstrzymywał się przy Klausie - dla niego też chciał być lepszym człowiekiem, chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Nie chciał ujawniać przed nim, jakim był w istocie niedojrzałym emocjonalnie dupkiem, że był agresywny, że potrafił uderzyć - z jednej strony po prostu nie chciał pokazywać mu swoich wad, a z drugiej zdążył się zorientować, że chłopak miał nie najlepsze doświadczenia z agresją partnerów, przynajmniej tych jedynie seksualnych. Bał się jednak również mówić o swoich uczuciach, co mogło świadczyć o tym, że nie miał najlepszych doświadczeń związkowych. Saul więc nie chciał, żeby Klaus sobaczył go z tej gorszej strony, nad którą Monroe obecnie bardzo ciężko pracował.
Patrick jednak robił wszystko, żeby go sprowokować, żeby zmusić go do reakcji - właśnie tej, której Saul nie chciał. Ale prowokacje były zbyt mocne, zbyt bezczelne, chamskie. Saul chwycił wreszcie drugą dłonią szczękę chłopaka, ściskając ją na tyle mocno, że wykrzywił mu twarz i prawdopodobnie pokaleczył mu wewnętrzną stronę policzków o jego własne zęby. Kubek z ostatnim łykiem drinka upadł gdzieś pod nogi Saula.
- Nie będziesz się tak zwracać ani do dziewczyny, ani mojego faceta - wywarczał przez zęby czując, jak krew w nim buzuje - Przeproś. Natychmiast.
Chłopak jednak jedynie roześmiał się paskudnie, dlatego Monroe puścił jego szczękę, by wziąć zamach i uderzyć. Zorientował się, że to zrobił dopiero, kiedy Patrick leżał już na ziemi, a z jego nosa płynęła kropla krwi - teraz jednak Saul już nad sobą nie panował. Pochylił się do niego, chwycił znów za koszulę obiema rękami, postawił na nogi i ponownie uderzył, tym razem posyłając go na ławkę tak, że chłopak padł na nią brzuchem, prawdopodobnie obijając sobie żebra.
- Odszczekaj to, gówniarzu! - krzyknął, nie zwracając uwagi na Klausa i Fran, którzy prawdopodobnie próbowali go odciągnąć. Kopnął chłopaka w biodro i wtedy dopiero dotarło do niego, że chyba przeholował. Odsunął się, trąc palcami czoło i dysząc ciężko - Skurwiel. Nie wiem, po chuj mnie prowokowałeś.
Odgarnął włosy z czoła i poruszył ramionami, poprawiając na sobie kostium - Nie zbliżaj się więcej do Klausa ani do Fran.
Nie wiedział, jakie relacje ich łączą, ale wiedział, że na pewno nie wolno było nikomu się tak zwracać do koleżanek.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Wszystko wymykało się spod kontroli. Klaus nie wiedział czy jego umysł w tym momencie torpedowało tyle myśli, że nie potrafił za nimi nadążyć, czy odbijała się w nim głucha pustka. Wiedział jednak, że z pewnością sytuacja była napięta, a wręcz dramatyczna, że połączone wspólnie siły jego i Fran niewiele mogły zdołać, kiedy Patrick wciąż nie zamykał jadaczki (Werner przez chwilę miał myśl, żeby siłą zatkać mu usta, ale ta okazała się równie impulsywna, co niemożliwa do zrealizowania - nie z jego podejściem do ludzi), Saul szykował się do ataku, cały nabuzowany, a oni we dwoje mogli tylko przyglądać się temu i wmawiać sobie, że robili wszystko, co tylko dało się zrobić. Klaus nawet nie czuł się urażony tak bardzo, jak zapewne powinien - ale denerwował się w imieniu Monroe’a. Był wściekły (na Patricka) o tę dziwkę, która nigdy nie powinna paść i (na siebie) za to, że sam mu wtedy nie wywinął. Ale to by było g ł u p i e . Nie potrafił, nie wiedział nawet, jak właściwie to się robiło, a teraz był w zupełności skoncentrowany na tym, żeby ten konflikt jednak jakoś załagodzić, a nie tylko go podsycać. Później będzie to sobie wypominał. Powinien zrobić to, co później zrobił Saul; powinien oznajmić Patrickowi stanowczo, że nie miał prawa odzywać się tak do jego chłopaka.
Ale wciąż nie wiedział czy słowo chłopak przejdzie mu przez gardło. Miał wrażenie, że było oszukane. Jakiś głos w środku ciągle wmawiał mu, że to nie było naprawdę, że Monroe - owszem - mógł używać tego słowa, ale gdyby zrobił to on sam, zostałby wyśmiany. On, jego uczucia, to, jak chciałby postrzegać ich relację. Bał się tego, choć wiedział dobrze, że to był strach nieracjonalny. Ustalili to wspólnie, tak? Czemu Saul miałby okłamywać go w takiej kwestii? To nie miałoby żadnego sensu. A jednak nadal, uparcie i przebrzydle wciskał sobie w głowę, że to wszystko zwyczajnie do siebie nie pasowało. Nawet Patrick to zauważył i nie omieszkał o tym wspomnieć. Klaus nie zachowywał się wcale tak, jakby miał chłopaka. Klaus nie wierzył już od jakiegoś czasu w to, że kiedykolwiek naprawdę będzie miał chłopaka. Klaus uważał, że sposób, w jaki inni mieli swoich chłopaków był skrajnie różny od tego sposobu, w jaki on - podobno - miał chłopaka. To wszystko było obce, nieznane i przerażające - równie mocno jak wtedy, kiedy nie był pewien na czym właściwie stoją.
Teraz to był grząski grunt. Teraz to był śmiech Patricka, odbijający się od uszu, a potem wyprowadzony przez Saula cios, w reakcji na który Fran krzyknęła, a Klaus zamarł, jak to miał w zwyczaju zawsze, kiedy działo się coś, czego się bał. Choć w tym zastygnięciu trzymał wciąż ręce na ciele Monroe’a, ten bez problemu oswobodził się spod jego dotyku, który nie miał w sobie żadnej stanowczości. Dopiero, kiedy do Wernera dotarło, że Patrick huknął o ziemię, zacisnął znowu kurczowo palce na ramionach Saula, tym razem stając za nim i próbując powstrzymać go przed pochyleniem się znowu nad drugim chłopakiem, ale to na nic się zdało. Mężczyzna miał o wiele więcej siły i o wiele więcej gniewu niż on; ciężko byłoby teraz go zablokować.
- Saul! - zawołał, łamiąc głos na jego imieniu, które miał zaraz jeszcze powtarzać wielokrotnie, szarpiąc go za ramiona, za ręce, biorąc pod boki i próbując na wszelkie sposoby zatrzymać to, co zdawało się nieuchronne. Nie słyszał, co w tym czasie mówiła Fran, ale wyrzucała z siebie wiele słów, za to nie mógł nie dostrzec, że stanęła zaraz z nim w jednym szeregu, próbując pomóc mu w odciągnięciu Saula od uderzającego o ławkę Patricka. Klaus czuł na sobie spojrzenia kilku postronnych, którzy musieli zainteresować się sytuacją, ale tak naprawdę to było ostatnie o czym myślał. Kurwa. Próbował wszystkiego. Próbował nim szarpać, próbował go przytulić, próbował go odciągnąć - ale całe te wysiłki nie przynosiły żadnego efektu. Tak naprawdę był zupełnie bezsilny wobec tej sytuacji. Równie dobrze mógłby po prostu stać i patrzeć - nie zrobiłoby to większej różnicy.
Aż wreszcie coś puściło. Ostatni zamach na Patricka wyrażony kopnięciem, wydawał się otrzeźwić Saula. Klaus oddychał ciężko, ale wciąż trzymał go mocno; teraz przywierając ciasno do jego pleców i zaciskając palce na jego łokciach. Fran w tym czasie odsunęła się wreszcie, żeby dopaść do swojego przyjaciela.
- Patrick...? Patrick, słyszysz mnie?
- Ta jebana... - głos Patricka drżał; on cały drżał, tak w zasadzie i widać było, że trawił go ogromny ból. Nie był w stanie samodzielnie podnieść się z ławki. Splunął na ziemię, pociągając mocno nosem. - Jeszcze tego, kurwa, pożałujesz. Wiesz, kim jest mój ojciec, śmieciu?
- Patrick! - warknęła Fran, chwytając go za buzię tak, żeby musiał spojrzeć jej w oczy. - Nie widzisz, co zrobiłeś? Ucisz dupę i wstawaj, pomogę ci... - zaoferowała, choć przecież wcale nie musiała i pewnie nawet nie powinna tego robić. Patrick jednak był oporny i na jej pomoc, i na jej słowa.
- Z daleka, t-tak? Bo co... bo ty tak mówisz? P-poczekaj, Klaus jeszcze będzie do mnie pisał, ż-że...
- Chodź, kurwa. Skończ pierdolić i chodź. - Fran była wyjątkowo uparta w próbach niesienia mu pomocy i w końcu, z trudem, zdążyła skłonić go do podniesienia się z ławki. Werner w tym czasie wciąż trzymał Saula blisko siebie, bojąc się, że gdyby go puścił, znowu stałoby się coś złego. Nie zauważył, że w całej tej szamotaninie rozpiął mu się jeden z guzików tuż przy kołnierzu, odsłaniając znaczny kawałek skóry.
- Przepraszam, on na co dzień taki nie jest - Fran uparcie próbowała dalej go tłumaczyć, kiedy już stali oboje - Patrick z ramieniem przerzuconym przez jej siłę. Wydawała się zdesperowana i wyglądało na to, że odczuwa wyrzuty sumienia za zachowanie swojego przyjaciela. - Nie wiem, co w niego wstąpiło. Miło było cię poznać, Saul, naprawdę, ja... odstawię go chyba do domu i może, no zobaczę, może potem jakoś się zbijemy albo kiedy indziej? - Starała się zachować zimną krew i udawać, że nic się nie stało, choć jej głos też drgał w napięciu i niepewności.
- Tak, dobrze - Klaus odpowiedział jej jakby automatycznie i machinalnie; wciąż nie odpuścić ściskania Monroe’a. - Dobrze było cię widzieć - dodał ciszej i wysilił się na uśmiech, który odwzajemniła.
Patrick, na chwilę jakby przytłumiony upojeniem alkoholowym albo bólem, przebudził się, kiedy dziewczyna holowało go w stronę wyjścia z imprezy.
- NIEZŁA MALINKA, KURWO! - ryknął, tak że z pewnością usłyszało to zdecydowanie więcej osób niż powinno. Klaus w pierwszej kolejności nawet nie zorientował się, że to do niego. Potem dopiero spostrzegł rozpięty guzik przy kołnierzu i poczuł, że cały dębieje.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Nie chciał się już rzucać na Patricka, ale ten gnój robił wszystko, żeby jeszcze bardziej oberwać. Kiedy powiedział, że Saul jeszcze tego pożałuje, szarpnął się w jego stronę w objęciach Klausa, ale nie zamierzał mu już przyłożyć - tylko tak wyglądał.
- Jebie mnie twój stary, szczylu - powiedział i splunął mu pod nogi. Dopiero po chwili trochę otrzeźwiał, kiedy zobaczył minę Fran i zauważył, że Klaus go trzyma, przywierając teraz mocno do jego pleców. Zrobiło mu się głupio. Wyprostował się i otarł usta wierzchem dłoni.
- Przepraszam - wymamrotał do dziewczyny i Klausa - On się o to prosił.
Naprawdę mu się głupio zrobiło, kiedy trochę otrzeźwiał - nie chciał się tak zachowywać, nie chciał pokazywać się z tej najgorszej strony, i to akurat przed znajomą Wernera i przed nim samym. Miał nadzieję, że sytuacja jest dla nich o tyle zrozumiała, że Patrick naprawdę sam się o to prosił, ale jednak Saul wiedział, że nie powinien, że nie tak się rozwiązuje konflikty. Powinien był się inaczej zachować, powinien był to zignorować albo po prostu zabrać stamtąd Klausa. Nie powinien nikogo bić.
Zignorował uwagę Patricka o malinie - nie uznał, że to do kogoś z nich, a może to była po prostu kolejna zaczepka. Ale kiedy już towarzystwo sobie poszło, a on odwrócił się do Wernera, dysząc wciąż ciężko, jego wzrok natychmiast padł na ciemny ślad na klatce piersiowej chłopaka. Zamarł, widząc to i poczuł ból w sercu. Ból zawodu. Przeniósł spojrzenie na jego oczy, ale po chwili tego nie wytrzymał, przewrócił oczami i poszedł po kolejnego drinka. Nie był pewien, czy chce jeszcze wracać do Klausa. To miało być miłe wyjście, zabawa, mieli się cieszyć Halloween, przebrani, bawić się przy ognisku, chlać i cieszyć życiem, odpędzając na chwilę wszystkie problemy. Ale problemy przyszły do nich same.
Kupił dwa drinki i odchodząc od stoiska zawahał się, czy wypić oba samemu, duszkiem, czy dać jeden chłopakowi. Wreszcie wypił oba jeden po drugim, wlewając je sobie do gardła, wywalił kubki i kupił dwa kolejne. Nie mógł tak tego wszystkiego zostawić, trzeba było wykazać się choć tą odrobiną dorosłości i porozmawiać o tym, co zaszło. Wrócił do tej pieprzonej ławeczki, wcisnął kubek w ręce chłopaka i stanął przed nim na rozstawionych nogach.
- To Patrick? - rzucił, wskazując brodą tę malinkę. Starał się uspokoić, chciał rzeczowo porozmawiać, a nie kłócić się, więc wkładał teraz wszystkie siły w to, żeby się uspokoić. Nie było to łatwe, ale było widać te jego wysiłki, bo nie podnosił głosu, a jedynie to, co powiedział, zabrzmiało ostrzej, niż on zamierzał.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
On się o to prosił. Tak, zdecydowanie. Wiedział o tym zarówno Klaus, jak i Fran, która bardziej wydawała się przejęta tym, że Patrick odstawił taką scenę niż faktem, że dostał wpierdol. Podobnie jak Werner prosił się o to, żeby ta malinka w końcu została odkryta; kurwa, co on sobie myślał? To nawet nie tak, że specjalnie planował chować ją przed Saulem - w końcu przez cały ten czas wmawiał sobie, że przecież nie robił niczego złego. Że to nie było tak do końca uzgodnione. Że ich relacja pełna była elastyczności. Że to nie było możliwe - tak całkiem zrezygnować z widywania innych osób. Że Saul z pewnością by tego nie chciał - żeby być z nim uwięzionym już do... do końca ich związku, czyli nie wiadomo do kiedy. Czemu ktoś miałby chcieć być dla niego na wyłączność? On chciał. To znaczy - chciał, żeby Monroe w istocie był na wyłączność, ale ani nie sądził, że mężczyzna mógł potrzebować tego samego, ani nie uważał, że byłby w stanie mu to dać. Miał wrażenie, że to by było sprzeczne z jego naturą.
Natury nie oszukasz.
Nie zdążył jeszcze wyrwać się z otępienia, żeby zapiąć te cholerne guziki, kiedy Saul odwrócił się do niego, a jego wzrok padł centralnie na ten nieszczęsny dowód cudzej bliskości. Werner na moment zapomniał jak się oddycha, choć przecież do tej pory uważał, że jeśli Monroe coś zauważy, podejdzie do tego na spokojnie. Jak gdyby nigdy nic. Nie robisz nic złego, Klaus. Miał zamiar sobie to wmawiać.
- Saul... - zaczął jednak, kiedy ich spojrzenia natrafiły na siebie na krótką chwilę, ale ani nie wiedział, co miał zamiar właściwie teraz powiedzieć, ani nie miał ku temu zbytniej sposobności, bo mężczyzna zwyczajnie przewrócił oczami i odszedł, pozostawiając go w oniemieniu.
Zabolało. Wolałby cokolwiek niż to teatralne odejście w milczeniu. Poczuł, że robi mu się niedobrze i w tym momencie wyrwał się z odrętwienia; powędrował spojrzeniem za jego sylwetką, która kierowała się w stronę stoiska z alkoholem. Musiał wziąć kilka głębokim wdechów. Nie będzie tak źle. Nie mogło być źle. Mieli się bawić, tak? Klaus jakoś to ogra. Może wmówi mu, że to on zrobił tę malinkę? Tak, ciekawe niby kiedy. Po tamtej nocy, której Werner zapukał do jego drzwi, nie mieli już okazji wdać się w jakąkolwiek bardziej namiętną sytuację. To odpadało. Strofował się w myślach za to, że w ogóle przyszło mu teraz do głowy kłamstwo. To było najgorsze, co mógł zrobić.
Opadł ciężko na tę cholerną ławkę. Powinien ograć to tak, jak planował. Tak jak wysnuł w swojej głowie. Bez skrępowania. Powinien wyprzeć z pamięci każde przykre słowo, zrzucone na niego przez zasranego Patricka, który... jak się okazało, miał więcej racji niż Klaus chciałby to przyznać. Z zetkniętymi ciasno ze sobą kolanami i dłońmi wspartymi na ławce, siedział w napięciu ze wzrokiem wbitym w ognisko (zbyt długo, oczy zaczęło go piec, ale on ani myślał odwracać spojrzenia), widok na które raz po raz zasłaniały mu stłoczone sylwetki ludzi. Czekał. Co innego mu pozostało? Mógłby wprawdzie pójść za Saulem, ale to chyba był zły pomysł. Poczuł nagłe ukłucie lęku. A co, jeśli Monroe nie miał już zamiaru wrócić? Ani teraz, ani już w ogóle; ani do jego życia? Ile zdążyli pobyć razem - tydzień? Dwa? Coś pomiędzy? Dwanaście dni. Przecież wiedział dokładnie. Codziennie budził się z tą myślą i satysfakcją, płynącą z odhaczaniem kolejnej liczby na koncie - nie osób, tylko czasu spędzonego w relacji z jednym, konkretnym człowiekiem. Dwanaście dni to było zdecydowanie za mało. Za mało, żeby móc przyznać przed samym sobą, jak ważne było to wszystko, jak bardzo mu na tym zależało i jak bardzo bał się, że to utraci.
Aż w końcu wrócił. Klaus kątek oka co jakiś czas zerkał w stronę stoiska z alkoholem, więc widział, że Monroe nadchodzi. Chwilę wcześniej zapiął te guziki, czując się nagle ogołocony i zaciskał nerwowo palce wokół jednego z nadgarstków, bo nie miał już drinka (zagubionego gdzieś podczas całej tej afery z Patrickiem w roli głównej), którego mógłby popijać nerwowo. Najwyraźniej jednak Saul o tym pomyślał. Werner posłusznie przyjął od niego kubek z alkoholem i napił się od razu porządnie, serią kilku łyków pod rząd, czując, że potrzebuje czegoś, żeby znieczulić się na to wszystko, co przed chwilą się tu rozegrało.
Liczył, że Monroe usiądzie obok, ale on stał i w momencie, kiedy Klaus chciał już rzucić czymś neutralnym, może jakimś żartem, na przełamanie atmosfery, mężczyzna odezwał się pierwszy.
Po raz kolejny poczuł ukłucie lęku, ale starał się bardzo, żeby nie było tego po nim widać. Zebrał się na to, żeby spojrzeć mu w oczy - nie miał zamiaru kłamać i chciał, żeby Saul dostrzegł to, że w istocie nie owijał teraz w bawełnę.
- Nie. Przecież powiedziałem, że to kłamstwo - oznajmił zdecydowanym głosem, trochę zbyt mocno ściskając w dłoni plastikowy kubeczek. - Nie widziałem się z nim już... długo - uzupełnił jeszcze. W jego postrzeganiu dwa tygodnie to naprawdę było długo. - Nie musiałeś go tak bardzo bić - dodał, trochę ciszej, odpływając na moment wzrokiem gdzieś ponad jego ramię. - To mój przyjaciel - te słowa wypowiedział w taki sposób, że z trudem można by było doszukać się tam śladów jakiegokolwiek przekonania.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Po tej odpowiedzi poczuł, że złość w nim znów narasta. Cholera, musiał się opanować, musiał trzymać nerwy na wodzy. Ale - do diabła - nie dało się! Nie, kiedy ten chłopak teraz odwracał kota ogonem, zmieniał temat rozmowy i mówił, że to nie Patrick, bo z nim nie widział się już "długo"!
Napił się, odstawił kubek na trawę obok swojej stopy, wyjął papierosy z kieszeni i zapalił, patrząc na Klausa. Ogień zapalniczki zapłonął na moment w jego oczach, pełnych bólu, żalu, zawodu i złości. Wydmuchał dym tuż obok twarzy Klausa, mając ochotę dmuchnąć mu tym w twarz.
- Długo - powtórzył, wypluwając to słowo. Poruszył nerwowo szczęką, wysuwając ją wojowniczo do przodu i przesuwając językiem po swoich zębach - To nie jest twój przyjaciel. Przyjaciele się tak nie zachowują, to jest jakaś spierdolina, ale tak, masz rację: nie powinienem go tak mocno bić. Nie powinienem w ogóle go uderzyć i przepraszam cię, że mnie poniosło. Ale nie o tym teraz rozmawiamy. Kto ci zrobił tę malinkę? Wygląda jak wczorajsza albo najpóźniej sprzed dwóch dni. Ruchasz się nadal ze wszystkim, co się rusza i chce wsadzić w ciebie swojego chuja?
Nie hamował swojego języka, bo w tym momencie nie miał na to cierpliwości. Do tej pory był łagodny, słodki, wszystko puszczał płazem, nie odzywał się, udawał, że ignoruje te wszystkie imiona, pomyłki, te informacje o wspaniałych w łóżku ludziach, ale teraz już nie miał do tego serca. Trochę żałował, że wcześniej to robił - może nie powinien? Ale wcześniej ich relacja była trochę inna. Wcześniej było...
- To dlatego nie chciałeś, żebyśmy rozmawiali o tym, co nas łączy? Chcesz, żebym był po prostu jednym z tych, którzy cię pieprzą, kiedy akurat masz na to ochotę albo nawet kiedy nie masz ochoty? Bo, wiesz, sądziłem, że jednak łączy nas coś innego, głębszego. Możliwe, że się myliłem - szkoda w takim razie, że nie wyprowadziłeś mnie z błędu te kilkanaście minut temu. W takim wypadku bym nie bił twojego... przyjaciela, tylko pozwolił mu cię całować.
Potarł nerwowo nos wierzchem nadgarstka, wciąż wyraźnie wściekły.

klaus amadeus werner
ODPOWIEDZ