manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
/ po wszystkich-wszystkich grach

Gdyby ktoś powiedział jej kiedyś, że w jakimś stopniu przejmie się słowami człowieka pracującego dla konkurencji, to w pierwszej kolejności solidnie by go wyśmiała. Zdanie innych niespecjalnie ją interesowało, była skupiona na swojej robocie, na interesach własnego szefa. Mogłoby ucieszyć ją to, że taki Roman Jovic nic nie zarobił po interwencji kogoś "od niej" (chociaż tak właściwie to od jej szefa), ale... No jednak nie w takich okolicznościach. Gdyby o wszystkim wiedziała, nie miałaby z tym problemu, ale nikt, absolutnie nikt, nie będzie wycierał sobie swojego parszywego ryja jej nazwiskiem. Nazwiskiem, które przede wszystkim, miało kojarzyć się z pewnego rodzaju przejrzystością, o ile można było mówić o takowej w przypadku kobiety będącej managerem nocnego klubu. Podpis Wyatt widniał na fakturach, rachunkach, umowach pracowników, ale na pewno nikt nie doszukałby się go na tajemnych rozkazach wydawanych przeciwko Romanowi. Raz, nie miała aż tak wielkich uprawnień, dwa, naprawdę jej to nie interesowało. Lubiła swój gabinet, lubiła kalkulator, cyferki, podatki, a handel bronią, a już tym bardziej wysyłanie kogoś, by przeszkadzał w tym procederze, nie leżały w orbicie jej zainteresowań. Jednego była pewna: ona nic nikomu nie zlecała, ale to, że ktoś miałby powoływać się na nią...
Przeprowadziła w Shadow wewnętrzne śledztwo. O wszystkim powiedziała oczywiście swojemu szefowi, bo nie miała nic na sumieniu i nie chciała robić niczego za jego plecami. Zapewniła go, że ze wszystkim poradzi sobie sama, że w razie potrzeby zwolni, kogo trzeba. O ile zazwyczaj nie chciała wtajemniczać go w personalne roszady w klubie (bo i dlaczego miałoby obchodzić go to, że striptizerka wyleciała, bo przytyła lub barman został zwolniony, bo nie przychodził do pracy (hehe)), tak teraz wolała go uprzedzić, że będzie chodziło o wspomniane wyżej powoływanie się na nią. Za to od razu powinna grozić kulka w łeb, ale nie była w tej kwestii osobą decyzyjną. Może Nate uzna, że powinno się sprzątnąć człowieka, który ściemniał, że manager jego klubu kazał mu mieszać się w handel bronią? Tak. Na to liczyła. To chyba dlatego wciąż była w bojowym nastroju i nie zdążyła się jeszcze przebrać w coś luźniejszego. Wciąż miała na sobie klasyczną małą czarną, ciemnie szpilki, bieliznę i... to chyba byłby na tyle. Chyba że uznamy za część garderoby telefon, który wciąż miała w dłoni. Nie dość, że dzwonił on, to jeszcze ktoś dzwonił do jej drzwi.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy nie słynął z tego, że potrafił przyznać się do błędu i przeprosić. W pracy – wiadomo, gdyby przy kradzieży ktoś złapałby go za rękę, to brnąłby w to, że to nie jego ręka. Podobno pierwsza zasada profesjonalizmu. Inaczej sprawa wyglądała w przypadku… niektórych osób. Wtedy coż, również nie przyznawał się do błędu, ale odczuwał wyrzuty sumienia, którym pozwalał kisić się w środku do tego stopnia, że zaczynało od niego walić zgnilizną. Słowo „przepraszam” również ledwo przechodziło mu przez gardło. Ostatnio (a nawet jeszcze wcześniej, bo tuż po swoim powrocie do Lorne) co prawda poczynił pewne postępy i użył tego słowa w stosunku do Eve, ale oboje zdaje się czuli się z „przepraszam” zawisłym gdzieś nad nimi dość niezręcznie. Nie tak postępowali Paxtonowie. Paxtonowie szli w zaparte w swoją dumę i upór.
O tym, że w stosunku do Makayli przesadził, wiedział niemal od razu po wyjściu od niej. Dobrze, że mieszkała w lesie, to chociaż miał chwilę na odetchnięcie świeżym powietrzem zanim wsiadł do auta. W pewnym momencie miał nawet ochotę wrócić i pogadać na spokojnie, ale uznał że na ten moment było to bez sensu. Pewnie znowu rozpętałaby się między nimi kłótnia i być może talerze poszłyby w ruch. A może nie? Cóż, wolał wtedy tego nie weryfikować. Ale postanowił zrobić to dziś – i uzbrojony w bukiet kwiatów (!) pojawił się pod chatką Makayli. Bukiet nie był wielki, jak ten którym można by pochwalić się na Instagramie. Jeremy kupił go od miejscowej babuszki, która stała z ręcznie robionymi bukiecikami przy ulicy wjazdowej do Tingaree. Jer miał nadzieję, że panna Wyatt doceni ten gest.
Kiedy otworzyła, zanim wydusił jakiekolwiek słowo, obczaił Makaylę od góry do dołu, nieco zaskoczony tym zestawem ubrań. Czy gdzieś wychodziła? Może właśnie wróciła z randki?
– Bardzo doceniam, że tak elegancko się ubrałaś na moją wizytę. Nie musiałaś, ale nie powiem, cieszy oko – stwierdził, kiedy w końcu odzyskał mowę. W międzyczasie wręczył jej bukiet kwiatów, wziął głęboki oddech i… – Przepraszam za nasze ostatnie spotkanie. Niepotrzebnie tak na ciebie wyjechałem – wydusił z siebie w końcu.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Tamtego dnia w ruch poszłyby nie tylko talerze. Jedno nie chciało słuchać drugiego, a nerwowa atmosfera, jaka panowała między nimi, zdecydowanie nie sprzyjała jakiejś spokojniejszej rozmowie. Wyatt i tak była już wtedy nakręcona niespodziewaną wizytą Paxtona, który wydobył jej adres chyba z piekła. Nie dość, że zaburzył jej harmonię, to jeszcze urządził jej awanturę. Nic dziwnego, że nie chciało jej się z nim gadać, a już na pewno myśleć o kolejnym wyjeździe do hotelu w Cairns. Zresztą, nie miałaby nawet kiedy, bo jej prywatne śledztwo nieco absorbowało jej uwagę.
Nie spodziewała się gości. Nie spodziewała się również tego, że Paxton znów pojawi się w jej domu. To dlatego przez dłuższy czas po prostu się nie odzywała, próbując nie tracić wewnętrznego spokoju. W końcu jednak zacisnęła mocniej usta, odłożyła telefon i oparła rękę o framugę drzwi, blokując mu wejście do środka.
- Masz tupet, Paxton. Przychodzisz tu chwilę po tym, jak urządzasz mi awanturę - okej, trochę to uprościła, bo minęło nieco więcej czasu - i liczysz na to, że będę chciała z tobą rozmawiać?
Nie zamierzała się hamować. Nie będzie gryzła się w język. Z pewnością nie należała do grona cichych i potulnych osób, ale zdaje się, że mężczyzna już o tym wiedział. Musiał liczyć się z tym, że Makayla nie powita go dziś z uśmiechem i szeroko otwartymi nogami ramionami. Mimo wszytko musiała przyznać, że przyjemnie było usłyszeć komplement. Zresztą... Kompletnie nie spodziewała się tego, że z jego ust padnie słowo "przepraszam". Szalenie rzadko słyszała je w środowisku, w którym się obracała i zdecydowanie nie pomyślałaby, że ktoś taki, jak Jeremy, może w ogóle je znać. Nigdy nie przyszłoby jej również do głowy to, że mógłby przynieść kwiaty.
- Masz rację. Niepotrzebnie na mnie wjechałeś - zgodziła się z nim. Mimo wszystko zabrała rękę zastawiającą wejście i przyjęła kwiatki. - Tylko wytrzyj buty.
Tak, to znak, że może wejść. Niech tylko Paxton nie pomyśli sobie, że da się ją ugłaskać miłym słowem oraz kwiatami. Co to, to nie. Musiała jednak przyznać, że bukiet był... taki, jak on. Zdarzało jej się już otrzymywać tego typu prezenty od panów w garniturach i miała wrażenie, że mężczyźni licytują się czasami na rozmiar bukietu. Im więcej kwiatów, im lepszy samochód... Nagle pojawia się on i jego kwiatuszki od babuszki. Nie mogła zaprzeczyć, to był spójny obraz. Warto więc pójść do kuchni po jakiś wazon i wodę.
- W lodówce jest piwo - jeśli miał ochotę, mógł się poczęstować. Ona sama postawi na wino. O, już nawet miała otworzoną butelkę swojego ulubionego trunku.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Paxton sam nie życzyłby sobie tego typu niespodziewanych odwiedzin, nawet jeśli w jego drzwiach stanęłaby seksowna brunetka. Już dawno nauczył się, że w większości przypadków niespodzianki były równoznaczne ze złymi wieściami. I tak też było w ich sytuacji, bo ostatnia niespodzianka zgotowana Makayli wcale nie należała do tych przyjemnych.
Przez dłuższą chwilę oboje mierzyli się wzrokiem. Paxton dał brunetce chwilę na zebranie myśli, choć jej obronna postawa raczej jednoznacznie wskazywała na to, jakie podejście miała do jego (kolejnej) niezapowiedzianej wizyty. I nie mylił się, bo tym razem musiałby naprawdę zamienić się w tar(z)ana, żeby przedostać się do chatki chronionej przez Hydrę. He, he.
– Czasami wychodzi ze mnie drama queen – skomentował jej przytyk o awanturze. Nie był dumny za to, że stracił nad sobą panowanie, a jeszcze mniej podobało mu się to, że wyjechał z mordą akurat na Makaylę. – Liczę na to, że wesprzesz lokalny biznes tej miłej staruszki siedzącej przy drodze wjazdowej, której uśmiechowi nie byłem w stanie się oprzeć – dodał unosząc lekko brew. Aż tak wiele chyba nie oczekiwał… no a wytarcie sobie gęby staruszką zawsze na propsie.
Ojj, Jeremy wiedział, że Makayla nawet nie leżała obok cichych i potulnych. No, chyba że tak, Paxton w końcu nie znał jej historii związkowej. W każdym razie dzisiejszego wieczoru oboje odkrywali utajoną osobowość Paxtona, tak utajoną, że sam Jer nie wiedział o jej istnieniu. Możliwe, że dobrze ją skitrał na wiele lat, ale istniało też prawdopodobieństwo, że to Makayla dociskając mu szpilę była zapalnikiem do takich zachowań. Idealna zagwozdka do podzielenia się z terapeutą, do którego się nie chodziło.
– Ach to o to chodziło, o to że ostatnio naniosłem ci błota do salonu – nawet pozwolił sobie na żart zmierzając za nią w stronę kuchni. Kiedy brunetka układała kwiaty w wazonie, Jer zaszedł ją od tyłu i ułożył dłonie na jej biodrach. Nie dlatego, że uznał że skoro przyjęła od niego bukiet, to oznaczało zaproszenie na ruchanko. Po prostu spontanicznie naszło go na taki gest kiedy widział ją w tej czarnej sukience i jego ulubionych szpilkach.
– No proszę, kobieta ideał – wymruczał jej na ucho. Zimne piwo w lodówce, Makayla to jednak umiała w uwodzenie. Pewnie każdy miejscowy drwal był jej. – Jeszcze powiedz, że przyrządziłaś średnio wysmażony stek i będę cały twój. Żartuję – dodał szybko, żeby go nie wzięła przypadkiem za jakiegoś mało cywilizowanego faceta z dżungli.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Dobrze, że oboje mieli podobne podejście w kwestii niezapowiedzianych wizyt. Może nie będą ich sobie składać, chociaż ta dzisiejsza była o wiele przyjemniejsza, niż poprzednia. Nic dziwnego, że Makayla wolała zastawić drzwi, odczekać chwilę i wybadać sytuację, zanim Paxton znów zacznie demolować jej życie i zakłócać spokój.
- Nie wiedziałam, że gustujesz w starszych od siebie kobietach - zerknęła na niego. Oczywiście na tym etapie ich znajomości nie mogła mieć pojęcia, że i ona jest od niego starsza, ale mogło to w czymkolwiek przeszkadzać? - To pani King. Najczęściej handluje kwiatami w środy, kiedy akurat mam wolny wieczór.
Czy to jakiś sygnał podprogowy, który Jeremy powinien wychwycić? Być może. Na pewno. Skoro wiedział już, gdzie mieszkała (swoją drogą, Makayla dorwie kiedyś tego, kto zdradził mu jej adres), to wyjazdy do Cairns powoli traciły sens, a zaoszczędzony czas będzie można spożytkować w nieco inny sposób.
- Tak. Zdecydowanie nie miało to związku z tym, że ostatnio wpadłeś tu jak do siebie i zacząłeś się na mnie wydzierać.
No, ale powiedzmy, że powoli już jej przechodziło. No właśnie. Powoli. Nie mogła przecież tak po prostu przestać się na niego gniewać. Jego wizyta zmusiła ją do wykonania kilku telefonów, a wcale nie uśmiechała jej się zabawa w detektywa oraz węszenie w poszukiwaniu typa podającego się za pracownika Shadow. Wolała poświęcić ten czas chociażby na picie wina i relaks. Może nawet z nim? Nie ukrywajmy, uśmiechnęła się pod nosem, gdy Paxton zaczął "znaczyć teren". Prawdopodobnie mężczyzna nawet miał szansę to dostrzec, bo Makayla nie zamierzała dłużej zgrywać niedostępnej. Nie chciała również udawać, że ten gest nie sprawił jej przyjemności. Nie spodziewała się tego, ale było to miłe. To chyba dlatego delikatnie trąciła nosem jego zarośniętą twarz, gdy Jeremy rzucił kolejnym komplementem.
- Mam w lodówce całkiem ładny kawałek mięsa, który idealni nadawałby się na stek, ale skoro żartowałeś...
Ciężko powiedzieć, za kogo go miała. Tak na dobrą sprawę nie potrafiła go do końca rozgryźć. Wiedziała, że był raczej prostym facetem, ale czy jej to przeszkadzało? Na tym etapie zdecydowanie nie. Dobrze bawić się można w każdym towarzystwie, a Paxton miał w sobie cos, co niewątpliwie ją pociągało. Nie krygował się, nie udawał dżentelmena, tylko wszedł w jej życie z buta, jak po swoje. Otak. To zdecydowanie ją kręciło.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Zaśmiał się pod nosem. – Szczególnie kręcą mnie te z protezą w lewym biodrze – żartował, bo skąd miałby wiedzieć co tam się kryło pod spódnicą i rajtuzami pani King. – No popatrz co za zbieg okoliczności. Wiedziałem kiedy powinienem coś spierdolić – z przekonaniem pokiwał głową, jakby ta cała awantura pomiędzy nimi, a następnie akcja przeprosinowa były starannie zaplanowane co najmniej od paru tygodni.
– A, to – teatralnie machnął dłonią, jakby faktycznie był to jakiś tam mały detal z tamtego wieczoru. – Tak naprawdę jestem tutaj na zlecenie tego palanta, który wtedy się na ciebie wydarł. Kazał powiedzieć, że wychowywał się z dala od ludzi, przy lesie i dlatego czasem zachowuje się jak niecywilizowany Tarzan – i bingo! Pierwszy „Tarzan” w ich rozmowach. Następnie westchnął, nieco poważniejąc. Nie chciał, żeby Makayla odbierała jego zachowanie tak, jakby robił sobie jaja z tej sytuacji. Bo tak nie było, a jego lekki ton był wynikiem próby złagodzenia napięcia między nimi, złapania dystansu. Oczywiście nie zamierzał umniejszać swojej winy, ale nie chciał też wprowadzać grobowej atmosfery, przy której oboje mogliby się już tylko popłakać. Musiał wziąć na klatę swój niewyparzony język i temperament.
– Przepraszam, Kayla. Zachowałem się jak dupek – dodał z lekkim westchnięciem. Widział, że brunetka lekko złagodniała, ale nie mógł przeskoczyć tej części. Sama jego obecność tutaj była wyrazem skruchy, ale pewnie słowa po prostu musiały wybrzmieć.
– No teraz to mnie zagięłaś. Jeśli powiem, że nie żartowałem, pomyślisz że naprawdę przyszedłem tu jedynie się napić i najeść. A jeśli potwierdzę, że żartowałem, to ominie mnie zajebisty stek – zmarszczył brwi robiąc skupioną minę. A następnie delikatnie ułożył podbródek w jej zagłębieniu pomiędzy barkiem a szyją obserwując jak układa dłońmi kwiaty. – A może ty masz ochotę popatrzeć jak to ja przyrządzam steka? Nie mówię, że będzie to przyjemny widok, chociaż kto wie o czym tam fantazjujesz kiedy nikt nie widzi – zafalował zaczepnie brwiami. Nie określiłby się mianem dobrego kucharza, ale co nieco umiał. Z reguły nie stołował się w knajpach i kilka rzeczy umiał przyrządzić całkiem nieźle… o ile akurat nie spał w swoim samochodzie.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
- Aż zaczynam żałować, że jeszcze się takiej nie dorobiłam.
Tak naprawdę wcale nie żałowała. Z protezą mogłaby nie być tak gibka, jak obecnie i zdaje się, że ich znajomość mocno by na tym ucierpiała. No, chyba że postawiliby na igraszki słowne, zamiast tych łóżkowych, bo zdaje się, że zarówno te drugie, jak i pierwsze, całkiem nieźle im wychodziły. Musiała jednak przyznać, dość niechętnie, owszem, że Jeremy był w tym lepszy. Oczywiście miała tu na myśli szermierkę słowną. Chyba nawet nie spodziewałaby się po nim tak szybkich reakcji oraz tego, że w większości będą one raczej trafiały w jej gust. Podobało jej się również to, że mężczyzna nie wywyższał się, nie kreował się na kogoś, kim w rzeczywistości nie był, nie roztaczał przed nią kłamliwego obrazu samego siebie, kogoś, kogo ona mogłaby tylko podziwiać i dla kogo miałaby być jedynie ozdobą, minimalnie tylko cenniejszą, niż drogie spinki do koszuli. Przy Paxtonie... Chyba mogła błyszczeć. Chyba mogła pozwolić swojej głęboko skrywanej gdzieś (hehe, jasne) nutce próżności wyjść z ukrycia i nieco się rozwinąć.
- Przekaż mu, że bycie Tarzanem nie sprawdza się w tego typu sytuacjach - bo w innych to już owszem. - Tak. Zachowałeś się jak głupek - zgodziła się z nim, bo dlaczego nie? - Posłuchaj... Kiedy jestem w pracy, nie rozmawiam o swoim życiu prywatnym. I odwrotnie. Kiedy jestem w domu, nie rozmawiam o pracy - uniosła dłoń z palcem wskazującym, by dać mu do zrozumienia, że szykuje się dłuższy monolog i nie należy teraz jej przerywać. - Zrobię to tylko raz, bo zdaję sobie sprawę z konfliktu naszych interesów. Nie miałam nic wspólnego z tym, co mi zarzucałeś i wyjaśniłam to ze "swoimi" ludźmi. Jak zapewne się domyślasz, rozmawiałam też ze swoim szefem. Nie zdradziłam mu swojego źródła, ale Nathaniel dowiedział się o tym, że ktoś chodzi po mieście i podaje się za pracowników jego klubu. Zrobimy z tym porządek.
No, ona to może nie, bo miała świeżo zrobione paznokcie, ale jej szef, jego ludzie... Być może nie musiała mówić tego wszystkiego i w normalnych warunkach raczej by tego nie zrobiła. Wolała już teraz, od razu, postawić na szczerość, by mogli przejść do przyjemniejszych spraw. Tyle była mu chyba winna, skoro on zdobył się na przeprosiny. Jej to słowo nie przeszłoby chyba tak łatwo przez gardło.
- Ale to doceniam - przytaknęła. Oboje mieli sobie coś do powiedzenia. Im szybciej to zrobią, tym szybciej przejdą do tych przyjemniejszych spraw. - Myślę, że nie tylko stek mógłby cię ominąć - posłała mu znaczące spojrzenie. - Okej, ty dziś gotujesz - być może złapała go za słówko, ale przecież Jeremy nie będzie się teraz z tego wykręcał, prawda? - Przebiorę się w coś wygodniejszego, ale ty czuj się jak u siebie w domu.
I wyrwała mu się, by chwilę później znaleźć się w sypialni połączonej z garderobą. I owszem, z kuchni zdecydowanie dało się tam zapuścić żurawia, a było warto, bo Wyatt właśnie zrzuciła z siebie czarna sukienkę i w samej bieliźnie podeszła do swojej szafy. Czy było ją widać? Owszem. Czy sama zerknęła w stronę Paxtona? Zdecydowanie.
Ty - Tarzan. Ja - Jane.
To dlatego włożyła inną, nieco bardziej swobodna, ale wciąż czarną sukienkę i wróciła do kuchni.
- Dla mnie mocno wysmażony.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy prawdopodobnie sprawiał wrażenie mięśniaka, który nie grzeszył bystrością umysłu. W określonych sytuacjach nawet wolał być odbierany w taki właśnie sposób – zwłaszcza wtedy, kiedy wykonywał polecenia swoich szemranych pracodawców. Nie potrzebowali oni czarusia, który swoją elokwencją podbije serca drabów, z którymi robili interesy. Jer musiał wtedy przybierać pozę mrukliwego i groźnego gościa, mimo że prywatnie lubił bywać zawadiaką i generalnie uważał, że ma całkiem niezłe poczucie humoru. Ucieszyłby się więc wiedząc, że Makayla również to w nim dostrzega, a nie ma go jedynie za faceta z fajną klatą, z którym dobrze jej się rozmawia tylko w języku miłości. Nie przeszkadzało mu też to, że Makayla na jego tle błyszczała. Nie czuł potrzeby bycia na świeczniku i bycia podziwianym, uważał wręcz że taka rola wręcz powinna należeć do kobiety. Oczywiście nie chciał jej też narobić siary, więc brudne buciory zakładał tylko wtedy, kiedy robił na budowie i składał jej niezapowiedziane wizyty. Bo podczas tych zapowiedzianych i umówionych czuł potrzebę dorównania jej kroku no i hej, po prostu chciał jej się podobać i ją kręcić. Nie ma co ukrywać, od czystej fizyczności zaczęła się ich znajomość, a fizyczność ta była oparta na pierwszym wrażeniu, jakie na sobie wywarli wtedy w hotelu w Cairns.
Oczywiście chciał się odezwać i jej przerwać, ale pokonał pokusę i w milczeniu wysłuchał jej monologu. Był nieco zaskoczony tym, że Makayla tak profesjonalnie podeszła do tematu, który równie dobrze mogła olać, skoro oskarżenia Jera były nietrafione.
– Okej. Doceniam to, że się tym zajęłaś. Ja z kolei w przyszłości postaram się lepiej zweryfikować kto od kogo i dlaczego – odparł w końcu, kiedy już jej palec ponownie powędrował w dół. Nie było tak, że stali po przeciwnych stronach barykady, ale faktycznie ten konflikt interesów pojawiał się i zapewne będzie pojawiał się w przyszłości. Grunt, żeby w takich sytuacjach wypracować mimo wszystko jakieś rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące dla obu stron.
– Najpierw danie główne, potem deser – zarządził przygryzając lekko wargę. Co to za zabawa od razu się na siebie rzucać. Hehe, żartuję. Ale co im szkodziło po prostu spędzić razem miły wieczór zanim przejdą do rzeczy. Tak naprawdę niewiele mieli ku temu okazji, bo grę wstępną dość szybko rozgrywali w hotelowym barze. – Lepiej tak nie mów, bo zaraz zacznę rozrzucać skarpetki po całym domu – skomentował z zaczepnym uśmieszkiem jej słowa o tym, że może czuć się jak u siebie. Odprowadził ją wzrokiem i nie czekał, aż wróci i zacznie instruować go co gdzie ma, tylko sam zaczął grzebać jej po szafkach. Sama chciała! Oczywiście zerkał co chwilę na nią przez szparę w drzwiach, z uniesionym kącikiem ust, niespecjalnie się z tym kryjąc zresztą.
– Nie spodziewałem się po tobie lekko wysmażonego – skomentował biorąc się za robotę. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dla kogoś gotowałem – przyznał po chwili. Prawdopodobnie było to… no, być może nawet nigdy biorąc pod uwagę fakt, że w trakcie swojej trasy po wschodnim wybrzeży sypiał głównie w motelach albo w swoim aucie. Może kiedyś zdarzyło mu się, kiedy został u jakiejś damy na śniadaniu, ale najwyraźniej nie zostało mu to jakoś mocno w pamięci.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Nie ukrywajmy, właśnie taka jego "stylówka" zwrócił uwagę Makayli tamtego dnia (właściwie to wieczora) gdy się poznali. Naprawdę nie chciało jej się wtedy rozmawiać z żadnym nadętym biznesmenem. Jeremy miał w sobie cos innego, coś dzikiego, co zdecydowanie ją wtedy kupiło i co chyba procentowało do dziś. Fizyczność była ważna. Szalenie ważna. Gdyby nie ona, prawdopodobnie rozmawialiby ze sobą tylko jeden razy, wtedy gdy Paxton przyszedł do Shadow jako wysłannik swojego szefa, tyle tylko, że wtedy po prostu wynajęłaby mu lożę i na tym zakończyłaby się ich znajomość. Tymczasem ta... Chyba kwitła! Owszem, wciąż dominował w niej ten fizyczny akcent, ale zdaje się, że zamienili dziś więcej słów oraz miłych gestów, niż podczas wszystkich swoich spotkań. To chyba dobrze. Ona nie miała nic przeciwko temu. Gdyby było inaczej, na pewno dałaby temu wyraz już dawno temu.
- I na tym dziś poprzestańmy.
Naprawdę nie chciała rozmawiać o pracy, mimo wszystko chyba ucieszyło ją to, że doszli do względnego porozumienia. Nie miała zielonego pojęcia, co będzie dalej i w jakich okolicznościach przyjdzie im się jeszcze spotkać, ale sztywny podział dom - życie prywatne kontra Shadow - życie zawodowe obojgu im wyjdzie na zdrowie. Może i za spory napiwek załatwi mu dodatkową dziewczynę w klubie, ale zdecydowanie nie zamierzała rozmawiać o tym we własnym domu. Lub w jego domu. W hotelu w Cairns również.
Gdyby tak spojrzeć na to całkiem serio, to chyba przerabiali właśnie pierwszy raz, kiedy zamierzali poświęcić sobie nieco więcej czasu, niż ta wspomniana gra wstępna w barze i czas spędzony w hotelowym pokoju. Nie będą przecież rozmawiać o tajemnicy powstania wszechświata, o teologii ani o teorii płaskiej ziemi. Co to, to nie. Ot, chyba nie zaszkodzi im poznać się odrobinkę bliżej, skoro spędzają już razem czas, zarówno zawodowo, jak i prywatnie, przy czym ten drugi był o wiele przyjemniejszy.
- To byłaby ostatnia rzecz, jaką zrobiłbyś w swoim życiu - odparła, bo jednak naprawdę nie uśmiechało jej się patrzeć na jego skarpety. Mógłby od razu je zdjąć, skoro oboje wiedzieli, czym będzie wspomniany deser i gdzie będzie podany. A żeby niczego mu nie ułatwiać, to całkiem zgrabnym ruchem przysiadła sobie na kuchennej szafce tuż obok kuchenki. I owszem, zrobiła to specjalnie. Mogła wybrać inne miejsce, ale... UPS!
- Skoro już się tego podjąłeś, to teraz musisz sprostać zadaniu. Nie lubię mężczyzn, którzy coś deklarują i zaraz zaczynają szukać powodu, by jakoś się z tego wykręcić - przyznała całkowicie szczerze. - Myślisz, że powinnam w czymś ci pomóc?
Tak, to był test. Mogłaby na przykład pokroić jakieś warzywa; z pewnością nie odpadłaby jej od tego ręka; mogła również po prostu czekać na gotowe danie.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jerowi podobało się jej stanowcze podejście odnośnie rozdzielenia pracy od sfery prywatnej. Paxton nigdy nie posiadł tej umiejętności, bo do tej pory w jego życiu nie istniało coś takiego jak „życie prywatne”. Skupiony był na pracy, która z czasem stała się po prostu jego stylem życia. Nie był Jerem – rodzinnym gościem wieczorami, a Jerem – pracownikiem miesiąca za dnia. Był Jerem – gościem od brudnej roboty o każdej porze dnia i nocy. A dziś wieczorem i zapewne w nocy stanie się Jerem – kochankiem i nie mógł powiedzieć, że taka rola mu nie odpowiadała.
– Kayla, czy ja wyglądam ci na faceta, który próbowałby się wykręcić z obietnicy przyrządzenia głodnej kobiecie kawału mięcha? – spytał unosząc lekko brew, spoglądając na nią z bliska, kiedy tak siedziała na blacie tuż obok niego. Co jak co, ale był słownym gościem. – Myślę, że jedyne co powinnaś to dać mi się dzisiaj rozpieścić – odparł stanowczo, z tajemniczym uśmieszkiem. Ostatnio nabroił, więc chociaż tak mógł odpokutować swoje winy. A odpokutowywanie czasami było równie przyjemne, co grzeszenie!
Wieczór i noc spędzili inaczej, niż zazwyczaj. Oczywiście ten fizyczny aspekt, o którym była mowa wcześniej dominował, ale jednocześnie dużo przy tym rozmawiali i śmiali się. Jeremy nie potrafił co prawda jeszcze otworzyć się przed Makalyą do tego stopnia, żeby sprzedawać jej historię życia podczas tego late night talking, ale i tak miał wrażenie że zrobili w ich relacji jakiś krok. Jeszcze sam nie wiedział do końca w jakim kierunku był on skierowany, ale zdecydowanie nie czuł, że to relacja oparta jedynie na seksie. Choć do bliskości, zaufania i poczucia bezpieczeństwa było im daleko, Jer po raz pierwszy od bardzo dawna czuł, że być może nie był skazany na całkowitą samotność do końca życia.
Ranek nastąpił niespodziewanie szybko. Jeremy zignorował już kilka budzików i wylegiwał się pogrążony w półśnie w łóżku Makayli. W pewnym momencie był przekonany, że zaczyna śnic o lata jego dzieciństwa, kiedy to rodzice puszczali mu bajki z Kaczorem Donaldą i Myszką Miki w tle. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że faktycznie słyszy jakąś kreskówkę ze Skye, Everestem i Marshallem w roli głównej. Z niepewnym wyrazem twarzy zwlókł się z łóżka i ruszył w kierunku salonu.
– Nie wiedziałem, że jesteś fanką porannego bloku Kaczora Donalda – stwierdził z uśmiechem wchodząc do pomieszczenia, po czym zamarł widząc małego, na oko siedmioletniego chłopca siedzącego przy stole, wpatrującego się ekran i jednocześnie malującego coś kredkami świecówkami. - O - jedynie tyle zdołał z siebie wyrzucić. - Cześć - dodał dopiero po dłuższej chwili. - Co tu robisz, chłopczyku? Jesteś tutaj sam? - spytał niepewnie, przysiadając na jednym z krzesełek ustawionych przy stole.
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Nie ukrywajmy, Makayla również nie prowadziła takiego "życia prywatnego", jakiego zazwyczaj spodziewano się pod tym hasłem. Ona również żyła głównie pracą, dlatego nie zamierzała wtajemniczać nikogo z Shadow w swoje relacje z Paxtonem; nie zamierzała również poruszać służbowych spraw w domu. Chciałby raz jeszcze wynająć lożę dla swojego szefa? Niech zrobi to oficjalną drogą. Miał wolny wieczór i chciał spędzić z nią czas? Cóż... Znał już jej adres. Niech tylko wcześniej ją uprzedzi, bo Wyatt naprawdę nie lubiła niespodzianek, nawet tych z przyjemnym zakończeniem.
Chyba nie spodziewała się tego, że może tak po prostu śmiać się podczas randki. W dodatku u niej. Do tej pory nie wpuszczała facetów do swojego domu. Znaczy... Tych facetów, z którymi łączyła ją jakaś fizyczna zażyłość, bo jednak brat, szwagier, jacyś znajomi... To inna para kaloszy. (Szwagier był błędem Matrixa. Przyjemnym, ale jednak błędem.) Ona również miała w zanadrzu kilka sekretów, którymi nie chciała dzielić się z Paxtonem, nie na tym etapie, musiała jednak przyznać, że czas, który razem spędzali, był przyjemny. Może i pozwalał sobie na zbyt wiele i był lekko nieokrzesany, ale chyba właśnie to najbardziej na nią działało. Chyb miała już dość eleganckich i mocno powtarzalnych facetów w garniturach. Jeremy i jego styl... To było coś innego.
Wstała zdecydowanie wcześniej, niż on. Nie była to piąta rano (nieco sobie pofolgowała, bo była szósta), ale obudziła się, bo zadzwoniła do niej opiekunka siostrzeńca. Nagły alarm, nie mogła zająć się chłopcem, więc Makayla bez wahania kazała jej podrzucić go do siebie. Co poradzić, Joey stał w jej hierarchii wartości znacznie wyżej, niż całkiem przyjemny poranek z Paxtonem, więc wybór był prosty.
Tak. Od rana w domku rządziły bajki. Nie. Nie wybierała żadnej z nich. Dowodzenie nad pilotem przejął mały Joey. Ciotka dała mu kredki oraz kartki, a sama wyszła na moment na tarasik przed domkiem, by pogadać z ojcem chłopca. Młody sobie poradzi. To przecież tylko kilka minut rozłąki!
W teorii.
- Cieść - odparł chłopiec, który zobaczył zupełnie obcego pana. Nagle przypomniały mu się te wszystkie opowieści serwowane przez starszych, historie w stylu "kiedyś porwie cię obcy pan" i maluch nieco się zjeżył. No ale ulubiona ciocia chyba nie zostawiłaby go z kimś złym, prawda? - Tjoche jestem, aje tjoche nie jeśtem, bo teś tu mieśkam. I riśuję kotki - no nie skłamał, bo teraz był bez ciotki, spędzał u niej dużo czasu, a i coś tam rysował. Przesunął więc malunek w stronę Paxtona. Tyle tylko, że ani trochę nie przypominało to kotków. Bardziej... Krokodyle lub jakieś inne mieszańce.
- Umieś riśować kotki?

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Nic dziwnego, że Jeremy nie wstał razem z Makaylą, skoro wstała ona o tak dantejskiej porze. Choć sam nie był śpiochem, jego organizm chyba domagał się dłuższego odpoczynku i regeneracji, nie tylko ze względu na intensywną noc. Chyba podświadomie wyczuwał, że może zrelaksować się w tym domku ukrytym w lesie w Tingaree i że poniekąd tej nocy stał się on również jego azylem.
W każdym razie, widok małego chłopca rysującego kotki i oglądającego Psi Patrol nie był czymś, na co Jeremy byłby przygotowany. I nawet jeśli chłopiec nieco bał się obcego pana, to spokojnie – pan bał się chłopca nie mniej niż on nieznajomego.
– Mieszkasz tu? – powtórzył za nim unosząc lekko brew. Od razu zastanowił się, czy wczoraj dostał jakiejś wybiórczej ślepoty i go nie zauważył… czy może Makayla trzymała go zamkniętego w piwnicy. Różne były metody rodzicielstwa… Bo tak, gdzieś tam w jego głowie pojawiło się założenie, że mały chłopiec w domu Wyatt może być jej synem, o którym mu nie wspomniała, bo… w zasadzie nie miała takiego obowiązku. Nie byli parą, a do tej pory czas spędzali głównie w hotelu w Cairns.
Zerknął na rysunek niepodobny do niczego. – Nie, nie potrafię rysoować kotków. Właściwie w ogóle nie potrafię rysować – przyznał. – Za to tobie wychodzi to… bardzo ładnie – dodał z udawanym podziwem. Jer absolutnie nie miał podejścia do dzieci, więc musiał improwizować, ale domyślał się że dzieciaki są łase na pochwały nawet jeśli były pozbawione jakiegokolwiek talentu. Pewnie tak budowało się ich pewność siebie i tak dalej.
– A… gdzie jest twoja mama? Gdzieś wyszła? – spytał po chwili obserwując uważnie dzieciaka. Nic nie wskazywało na to, że była ona w innym pomieszczeniu. Może miała pilne wezwanie do Shadow? No, skoro potencjalnie trzymała dzieciaka w piwnicy, to totalnie możliwe, że zostawiła go tu samopas!
ODPOWIEDZ