Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1

Stresowała się rozmową z bratem. Czy to nie było nienormalne? Stresowała się niczym nastolatka, która musiała przyznać się, że nabroiła. I w sumie to właśnie tak się czuła. Mimo że do nastolatki to przecież było jej daleko, ona wciąż czuła się jak nastolatka która wpadła. Dlatego tak bardzo zwlekała by przekazać wieści Dickowi. Chociaż tak w zasadzie powinno być jej przecież łatwiej. Od kiedy tylko zobaczyła te dwie kreski, była przekonana, że najtrudniejsza rozmowa jaka ją czeka, była z głównym zainteresowanym, a mianowicie z ojcem jej dziecka. A okazało się, że Oliver zniósł to wyjątkowo spokojnie. I to jakie otrzymała od niego wsparcie... no po raz kolejny przekonała się, że był on naprawdę kochany i mogła na niego liczyć, cokolwiek się nie działo. Dlaczego więc teraz, przekonana, że jakoś to będzie, że sobie poradzą i to ogarną po prostu, bała się pogadać z Remingtonem? Cóż, prosta sprawa. Dużo łatwiej byłoby jej przekazać te wieści, gdyby była w ciąży z kimś, z kim się oficjalnie spotykała, z kim widziała swoją przyszłość... niestety, ale Oliver wcale nie był taką osobą. Sypiali ze sobą okazjonalnie, Richard nie miał okiazji go nawet nigdy poznać i mimo ogromnej sympatii Soph do chłopaka, nie planowała wcale bawić się z nim w dom i zakładać rodzinę. I to był właśnie cały powód, dla którego tak bardzo się stresowała tą rozmową. Ale niestety, w nieskończoność tego ukrywać nie mogła. I zdała sobie z tego właśnie dzisiaj rano, kiedy podczas ubierania się, ledwie dopięła swoje ulubione spodnie. I nie, to nie tak, że miała już jakiś wielki brzuch, którego nie dało się ukryć, bo jeszcze pod szerszymi ubraniami nie było widać żadnych oznak ciąży, ale jednak fakt, zaczynał być on nieco widoczny. Wciąż minimalnie, ale jednak to uświadomiło Sophie, że nim się obejrzy, już go nie schowa. A naprawdę nie chciała sytuacji, że Dick coś dostrzeże i domyśli się sam. Dlatego w końcu sięgnęła po ten telefon i napisała do niego.
Kierując swoje kroki do remizy w której pracował jej brat, wciąż nie była przekonana co do tego miejsca. Chciała porozmawiać z nim w spokoju i naprawdę nie miała ochoty, by w trakcie tej rozmowy, ktoś lub coś im przerwało. Jednak był w pracy, więc było to możliwe. Ostatecznie jednak stwierdziła, że skoro już się zebrała w sobie, by z nim pogadać, to nie mogła się teraz wycofać. Dlatego w końcu weszła do remizy, jak do siebie, na szczęście nikomu się nie musiała tłumaczyć, bo jednak ludzie już ją tutaj kojarzyli, więc od razu skierowała swoje kroki w kierunku gabinetu komendanta.
- Hej - przywitała się krótko, po czym zamknęła za sobą drzwi i opadła na krzesło naprzeciwko Dicka. - Jak leci? - patrzcie ją, jaka mistrzyni small-talku! No ale hej, przecież nie wypali tak od wejścia już, hej, słuchaj, jestem w ciąży, nie?

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Ostatnie dni były raczej niepokojące i wiedział, że jest to jeden z doskonałych eufemizmów dla określenia stanu, w którym sufit walił mu się dosłownie na głowę. Nie zamierzał jednak być z tych nawiedzonych, byłych ćpunów, którzy na skutek potknięcia nie wychodzą z meetingów dla osób uzależnionych. Wręcz przeciwnie, uznał, że emocje, które udzieliły mu się ze względu na tragiczną akcję pomocy poszkodowanej to jedynie sygnał, że z jego organizmem wszystko jest w porządku. W końcu uaktualniła mu się wersja z empatią i współczuciem, a te do
datki dotąd były dla jakichś zaawansowanych, a nie dla Dicka po odwyku. Z tego powodu czuł się dziwnie rozstrojony i dnie praktycznie spędzał na komendzie ignorując święto narodowe, jakim był zjazd do ich domu jego żony.
Właśnie dom- na domiar złego okazywało się, że remont to wcale nie są przelewki i musieli załatwić tyle pozwoleń i kwitów, że był przekonany, że w toku ustaleń sprzedał gdzieś własną nerkę i niekoniecznie doczytał drobny druczek o tym, że nie będzie to po jego śmierci. Tak naprawdę ostatnio niewiele czytał, a jeśli już to skanował wzrokiem dokumenty dotyczące akcji, by wybronić Dillona przed dyscyplinarką, choć sprawa była już z góry przegrana. Jak i jego walka z nałogiem, choć na dyżurze nie groziło mu nagłe zerwanie się po działkę.
Nie, gdy umówił się z siostrą. To zabawne, że latorośl z innej matki nie nadepnęła mu na odcisk tak bardzo, że był w stanie ją nawet szanować. Pewnie wynikało to z tego, że w tym toksycznym środowisku bogatych żon, tak interesujących jak paprotka była świeżym powiewem inteligencji i to takiej nieudawanej jak te pieprzone cycki rzeczonych żon. To wystarczyło, żeby traktował ją odrobinę lepiej jak pospólstwo, które nie było z nim wcale spokrewnione.
Z tego też powodu wybrał całkiem bezpieczne spotkanie na remizie czując, że musiało się coś stać. Podejrzewał, że ich szanowny ojciec wreszcie wykorkował na zawał po zużyciu całej fiolki viagry na wannabe żonę numer cztery, ale postanowił nie spoilerować sobie tej przyjemności i rozsiadł się wygodnie w fotelu oczekując na wieści.
Zamiast tego sprzedała mu jakże skandaliczny i wcale nie taki podejrzany small talk, na który przewrócił po swojemu oczami.
- Do brzegu, Sophie, do brzegu - bo swoją drogą, leciało absolutnie wręcz paskudnie i to dosłownie, bo miał wrażenie, że nawet jego nos reaguje alergią i tak tęskni za kokainą, że ciągle ma ten pieprzony katar.
Szkoda tylko, że nie dało się przy tym wyłączyć równie pieprzonego głodu, zwalającego go wręcz z nóg.
- Potrzebujesz pieniędzy czy mam znowu kogoś pobić? - uściślił i już wyjmował portfel, bo takie problemy akurat mógł załatwiać od ręki, prawda?
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sophie zdecydowanie z ostatnim czasie zasłużyła sobie na medal dla najgorszej siostry w Lorne Bay. Nie była z tego dumna, ale tak skupiała się przez jakieś ostatnie dwa miesiące tylko na swojej osobie (no i kiełkującym w jej nowym życiu, rzecz jasna!), przez co nie za bardzo wiedziała, z czym zmagał się aktualnie Richard. To znaczy, nie odcięła się tak całkowicie, ale ich kontakt ostatnio raczej ograniczał się do krótkich smsów, w najlepszym wypadku jakimś telefonem, ale z takich rozmów tak naprawdę nie dało się przecież wyciągnąć zbyt wiele, prawda? Zwłaszcza, jak cały ten czas miało się w głowie głównie swoje zmartwienia, a tych przecież Soph nie brakowało. Chociaż te wciąż jej w pełni nie opuszczały i obawiała się, że nie opuszczą dopóki nie wyda na świat tego swojego dziecka... aczkolwiek wtedy pojawią się następne, więc cóż, była już do końca życia skazana na zamartwianie się o innych.
Westchnęła ciężko na jego słowa. Okej, czyli jednak życzył sobie walenia prosto z mostu... niech mu będzie! Nim jednak zdążyła to z siebie wyrzucić, z jego ust padły kolejne słowa, na które dla odmiany tym razem ona przewróciła oczami.
- Jezu, przestań - warknęła wręcz, widząc jak sięga po portfel, no bo zirytował ją po prostu. A chciałabym przypomnieć, że targały nią hormony, więc wkurzenie jej było znacznie łatwiejsze niż normalnie. No ale skąd to miał Dick wiedzieć, prawda? Aczkolwiek... pisała przecież, że to nie o pieniądze chodzi, więc po cholerę znów zaczynał? Kwestii pobicia kogoś za nią też wolała nawet nie poruszać, bo dawno nie była już tym dzieckiem, które przylatywało do brata, żeby na kogoś skarżyć, żeby 'coś mu powiedział'. Była już dorosła i sama potrafiła takie sprawy załatwiać. Znaczy, sama nikogo nie pobije, to prawda, po prostu dorosła do tego, by odpuścić, zamiast napuszczać brata, o!
- Będziesz wujkiem - wyrzuciła to w końcu z siebie i chciałabym napisać, że od razu poczuła się lepiej... ale było to kłamstwo. Momentalnie bowiem spięła się i utkwiła uważne spojrzenie w Dicku, by zaobserwować uważnie jego reakcję. Której naprawdę się obawiała! Ale o powodzie tych obaw już pisałam, więc nie będę się powtarzać.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie winił ją ani trochę za to, że zajęła się własnym życiem. Pewnie to była jedna z tych cech dorosłości, że zmieniało się priorytety i rodzeństwo przestawało pełnić kluczową rolę. Poza tym akurat oni nie mieli szansy wychować się razem, więc nie mógł zwierzać się z jej własnych rozterek. Ba, Dick sam należał do raczej skrytych ludzi, więc trudno było mu ogarnąć wszystkie swoje emocje (o ile jakieś w ogóle posiadał) i wyłożyć je przed własną siostrą, którą i tak traktował jak małą dziewczynkę. Wprawdzie była już dorosła, legalna (z młodszymi zdarzało mu się sypiać, ale nie był z tego dumny), ale dla brata zawsze miała pozostać tę blondynką z warkoczykami, którą podrzucał mu ojciec jak zgniłe jajo.
Do tego akurat każde z dzieci Othello musiało się przyzwyczaić, bo chef Remington niczego nie traktował tak poważnie jak swojej kuchni. Cała reszta, nawet jego dzieci były jedynie przystawkami.
Niesamowite, że po latach nauczył się załatwiać problemy tak jak on i gdy tylko młoda (Sophie, ma na imię Sophie) wpadła, postanowił zbyć ją portfelem. Najwyraźniej geny staruszka były za silne i zachowywał się w dużej mierze jak on, choć zawsze się od tego odżegnywał. Słusznie więc postanowiła mu zwrócić uwagę, choć jej ton wydawał mu się lekko podejrzany. Zupełnie jakby przeczuwał to najgorsze, które miało nadejść, ale to akurat zawdzięczał intuicji strażaka. W końcu ludzie tacy jak on musieli w mig wyczuwać zagrożenie, niezależnie od tego czy to był pożar, wypadek czy morderstwo pierwszego stopnia, jakiego sam dokona na człowieku, który zapłodnił jego małą siostrzyczkę.
Do cholery, ona jeszcze oglądała do niedawna Disneya!
- Kto? - wycedził. - Kto to ci zrobił? - i pewnie powinien skupić się na tych dobrych wieściach, bo przecież powiedziała mu wprost, że zostanie wujkiem, ale obecnie zdecydowanie nie potrafił. Nie, gdy miał przed oczami jedną z tych paskudnie dosadnych scenek, w których jego rodzona siostra UPRAWIA SEKS. I tak, mógł być człowiekiem dorosłym, mógł nawet sam mieć żonę i szykować się na perspektywę rodzicielstwa, ale to zupełnie zbiło go z tropu i wydawało się, że oto nadchodzi wielka apokalipsa i Dick Remington zdecydowanie zostanie jej jeźdźcem jak tylko jego siostra będzie miła i zdradzi mu tę wielką tajemnicę.
Nie zamierzał jednak grzecznie w tym czasie siedzieć w fotelu, ba, nie wytrzymałby zdecydowanie, więc zaczął przechadzać się po gabinecie starając się wybić z głowy pomysł, by zacząć palić przy swojej ciężarnej siostrze. Właściwie to palić to on mógł, ale tego sukinsyna, który do tego doprowadził.
- I jak mogę ci pomóc? - zapytał w końcu, bo dobry był z niego chłopak, tylko trochę narwany.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No tak, ciężko tutaj mówić o wspólnym wychowywaniu się, biorąc pod uwagę dzielącą ich różnice wieku. Zawsze była tą młodszą, uciążliwą siostrzyczką, podczas gdy on był dla niej taki dorosły (nawet jeśli zupełnie się tak nie zachowywał, w jej oczach właśnie taki był). Dopiero całkiem niedawno, ta wiekowa granica między nimi zaczęła się zacierać. Bo oboje już byli przecież dorośli, mieli własne życie, zakładali swoje rodziny. Tylko szkoda, że niewiele zmieniło się w patrzeniu Dicka na Sophie i wciąż potrafił traktować ją jak dziecko, którym już dawno przecież nie była! Okej, mogła robić głupie rzeczy, ale Remington jest ostatnią osobą, która powinna się w tej kwestii wypowiadać, czyż nie?
- Czy mógłbyś przestać zachowywać się, jakbym miała piętnaście lat? - rzuciła stanowczo, znów zirytowana jego doborem słów. Bo brzmiało to tak, jakby ktoś siłą ją wziął i zapłodnił, a to wcale przecież nie było tak! Okej, nie było to też tak, że poszła z nim do łóżka z miłości, ale to już mało istotny szczegół. I to nie tak, że była zaskoczona jego reakcją. Przecież nie spodziewała się, że zacznie jej tutaj skakać z radości pod sufit, bo jego siostra urodzi dziecko. Nie, nie, zdawała sobie sprawę, że się wkurzy i nawet nie mogła mieć mu tego za złe, biorąc pod uwagę, że sama była wściekła (chociaż tu różnica - bardziej na samą siebie niż Olivera) gdy ujrzała wtedy te dwie kreski na teście. Od tamtego czasu zdążyła jednak nabrać dystansu, no i jak już chyba wspominałam, od samego 'winnego' całego zamieszania, dostała takie wsparcie, że uwierzyła, że jakoś to będzie, po prostu. Teraz miała jednak dużo trudniejsze zadanie, bo musiała również przekonać do tego Richarda. A dodatkowo wyperswadować mu z głowy pomysł zamordowania ojca jej dziecka. No jakby umówmy się... bez niego, to ona tego nie ogarnie, okej? - Nie miałeś okazji go jeszcze poznać... - możliwe, że tymi słowami jeszcze dolała oliwy do ognia, ale nie zastanawiała się nad tym. Ale sprawa była prosta - nie poznał, bo ciężko żeby Sophie przedstawiała bratu chłopaka z którym po prostu sypiała. Chociaż tak naprawdę ich relacja wychodziła poza okazjonalne lądowanie w łóżku (i to głównie po pijaku), ale była na tyle skomplikowana, że samej ciężko było jej ją określić, co dopiero gadać o niej z innymi. Tak naprawdę to powinna zacząć od obgadania właśnie z Oliverem, na czym oni tak naprawdę stali.
- Ni... - tak, zaczęła mówić, że nie potrzebowała jego pomocy, bo przecież nie po to tu przyszła, żeby o nią prosić. Ale urwała momentalnie, bo w jej głowie zapaliła się lampka. Zawsze była dobra z kombinowaniu i knuciu, by uzyskać coś, na czym jej w danym momencie zależało i teraz znów postanowiła tę umiejętność wykorzystać. - Jedyne co możesz dla mnie zrobić, to postarać się ochłonąć. - zaczęła spokojnie, ale to nie było wszystko o co zamierzała go prosić, o nie. - I obiecać, że nie tkniesz Olivera. - dodała, celując (niby)groźnie palcem wskazującym w brata. Teraz to się nie wymiga... a spróbuje tylko zrobić mu krzywdę, to się mocno pogniewają, ot co!

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
To było niestety silniejsze od niego i miał wrażenie, że problem dotyka większości starszych braci. Trudno było przestawić w głowie obraz maleńkiej dziewczynki, która chodziła za nim krok w krok z wizją dorosłej pannicy. Na dodatek takiej, która uprawia seks. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, ale nie zamierzał po prostu myśleć o tym za często. Co z oczu, to z serca czy jakoś tak. Nie była to więc jego wina, że przetrawienie pewnych nowin i to na dodatek TAKICH zajęło mu znacznie więcej czasu niż powinno, a on sam poczuł się dziwnie tym skołowany. Można było rzec, że jeśli ojciec rodził się w bólach, to tym bardziej dotyczyło to wujka, który na dodatek dopiero został zaatakowany tą informacją.
Musiał się mocno z nią oswoić, więc posłał jej miażdżące spojrzenie.
- Patrz, a po części się tak zachowujesz. Wpadłaś z kimś, kogo ja nie znam?! - i tak, Dick był całkiem mądrym chłopcem i szybko połączył kropki, które właśnie mu beztrosko i nonszalancko rozrzucała. Największą, rzecz jasna, była ta znajdująca się w jej całkiem płaskim brzuchu. Pewnie rozmyślałby nad tym dłużej, ale doszedłby do porodu i nie powstrzymałby już fali mdłości, która targała nim tak zawzięcie jakby to on był w ciąży, a nie jego piętnastoletnia (dobrze, jedynie mentalnie) siostra. I musiał serio powstrzymywać nie tylko swój odruch wymiotny, ale i rozbujaną chęć podpalenia tego jegomościa i tym razem brak wezwania do niego straży pożarnej. W końcu do cholery, ten człowiek zapłodnił jego siostrę i skoro to była luźna relacja to Dick całkiem słusznie domniemywał, że może zostać na lodzie, a z tego już prosta droga do samotnego macierzyństwa i bólu porzucenia.
Nie jego wina, że akurat własnej siostrze próbował tego zaoszczędzić, choć przecież nie znał całej historii. Ani dotąd personaliów tego nieszczęśnika, który nieświadomie zadarł z Dickiem Remingtonem. Można było z całą pewnością stwierdzić, że to nie był jego szczęśliwy dzień i powinien już ewakuować się z kraju.
Zapisał sobie imię na karteczce.
- A ma może jakieś nazwisko? - zapytał z zainteresowaniem, bo przecież ten pseudonim mogła wymyślić na poczekaniu. Uderzyło go, że równie dobrze mogla nawet nie wiedzieć, czyje to jest dziecko, co stawiałoby ich wszystkich w kłopotliwej sytuacji. - Ojciec wie? W sensie nasz ojciec? - ten pewnie byłby zachwycony perspektywą wnuka, bo ostatnio chyba wpadał w demencję starczą i opowiadał jedynie o pozostawieniu dziedzictwa. Nic dziwnego, skoro jego własne dzieci wyrzekły się kuchni i swoją karierę widzieli wszędzie indziej. Obecność potomka, nawet wnuka mogłaby sporo zmienić w jego przyszłej drodze ku wieczności.
Do cholery, Sophie nawet musiała uszczęśliwić ich ojca. Nie wiedział, czemu w tym momencie jest na nią taki wściekły, czego wcale nie zamierzał okazać. Nie, gdy była w tym pieprzonym, błogosławionym stanie, a jego atakowały wspomnienia z czasów, gdy sam miał zostać tatą i dosłownie to skopał.
Nie były z gatunku tych sympatycznych.
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może i faktycznie było to coś całkowicie normalnego, ale coś czego Sophie nie potrafiła zrozumieć. Nie była starszym bratem, więc ciężko postawić się na jego miejscu i spróbować zrozumieć jego punkt widzenia. Nie była nawet starszą siostrą, może w takim wypadku chociaż w pewnym stopniu rozumiałby. I jasne, ona też się o brata martwiła, ale jednak to nie było to samo. Dzieliło ich 8 lat różnicy, więc praktycznie od kiedy pamiętała, on był prawie dorosły! Chociaż, wbrew temu co jej teraz zarzucał, to on całe życie zachowywał się praktycznie jak dzieciak. I jak tak teraz na niego patrzyła, to była przekonana, że niewiele się w tej kwestii zmieniło.
- Oho, więc to są twoje kryteria? - owszem, uniosła się, ale jeśli Dick myślał, że dziewczyna będzie milczeć i potulnie tylko przytakiwać i odpowiadać grzecznie na jego pytania, to niestety, ale grubo się pomylił. - To jest największy problem? Że nie przedstawiłam go Tobie? - z jednej strony może i troszkę rozumiała co miał na myśli, ale jak już weszła w bojowy nastrój to nie miało to większego znaczenia. - Gdybym wpadka z tamtym dupkiem, który kurwił się z innymi za moimi plecami, wszystko byłoby okej, bo jego chociaż poznałeś, tak? - no trochę chamska zagrywka z jej strony, wyciąganie całkiem niedawno zakończonego związku (wciąż nawet jego imię nie przeszło jej przez gardło, stąd nazwanie go po prostu 'tamtym dupkiem') i próba zagraniu na uczuciach Dicka (o ile on takowego miał w ogóle) ale sam się o to prosił! A przynajmniej takiego zdania była Sophie.
Bo jakoś ona w tym całym zachowaniu Richarda nie dostrzegała tej troski, którą rzekomo się kierował. Dobra, niby był jej bratem i powinna była go znać na tyle dobrze, by wiedzieć, że jego zachowanie nigdy nie było takie oczywiste, no ale w tym momencie nie miała siły na to, by analizować każdy jego ruch i każde słowo. Po prostu.
Przewróciła oczami widząc jak zapisuje sobie imię Olivera na kartce. Czyli jednak miał przerąbane i na niewiele się zdadzą jej prośby tu, by brat nie robił mu krzywdy. Westchnęła ciężko, no tak była naprawdę naiwna wierząc w to, że wymusi tą obietnice na Dicku... W końcu jego imię zobowiązywało, co?
- Monroe - tak, poddała się. Zbyt dobrze wiedziała, że Remington w końcu by wyciągnął z niej tą informację, lub zdobył by w inny sposób, za wszelką cenę. Chociaż to wolała sobie oszczędzić. I zdawała sobie sprawę z tego, że to nazwisko mogło mu coś mówić i raczej nie cieszyło się zbyt dobrą sławą w miasteczku, ale (znów naiwnie) miała nadzieję, że nie pociągnie tego tematu i nie będzie musiała się tłumaczyć, a co za tym szło, bronić Olivera.
- Nie, jeszcze nie. Właściwie niewiele osób wie, jesteś jednym z pierwszych - odparła, wzruszając ramionami. I akurat w przypadku ich ojca, to tak jak słusznie zauważył, nie wstrzymywała się by mu przekazać wieści z obawy przed tym jak zareaguje. Najpierw po prostu wolała osobiście przekazać Dickowi. Była bowiem prawie pewna, że gdyby powiedziała ojcu, ten z radości rozpowiedziałby te wieści całemu światu. A tak zdecydowanie jej brat nie powinien się dowiedzieć. Dlatego najpierw przyszła tu do Richarda. Tatuś dowie się w swoim czasie.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wiedział, że oboje raczej nie mieli szans dorosnąć. Może Sophie w mniejszym stopniu pamiętała jednak to, co dla Dicka Remingtona było wręcz porażającą codziennością. W końcu ich tatuś może i był odpowiednim sponsorem i fundował swoim dzieciom ot tak, gwiazdkę z nieba, ale nie szczędził za to swoim żonom ciosów. Dick zdawał sobie sprawę, że skłonność do agresji wraz z wybuchowym temperamentem odziedziczył głównie po nim. Niezależnie od tego czy dziewczyna była tego świadoma czy też idealizowała ojca jak każda królewna tatusia, Richard zdawał sobie sprawę, że po tym wszystkim trudno być człowiekiem dorosłym.
Zbyt duże brzemię go uwierało i sprawiało, że przynajmniej on miał zamiar mocno przemyśleć kwestię założenia rodziny. Ta, zresztą, nigdy nie była nadrzędnym celem w jego życiu i posiadanie żony niewiele w tej kwestii zmieniło. Być może dlatego, że Ainsley była przy nim od zawsze i traktował to jako coś naturalnego. Podobnie było ze znalezieniem uroczej farmy czy adopcją jej koni. Takiej miłości życzyłby sobie dla młodszej siostrzyczki i musiał być lekko rozczarowany, gdy okazywało się, że jednak nie doświadczyła związku tego rodzaju.
Z tego powodu przewrócił oczami, gdy naskoczyła na niego.
- Dobrze wiesz, co bym zrobił temu padalcowi! - wtedy głównie ona powstrzymała go przed średniowiecznym nabiciem jego głowy na pikę i powieszeniem jej na ogrodzeniu domu Sophie. Sąsiedzi pewnie uznaliby to za idealny motyw halloweenowy, a on dopiero miałby satysfakcję. - Chodzi o to, że ja go nie znam i nie wiem, jakie ma wobec ciebie intencje i plany! Chcesz w ogóle urodzić to dziecko? - dopytał, bo nawet jeśli jego siostra powiedziałaby mu wprost, że nie to przyjąłby to na klatę i nawet na nią zaczekał u lekarza.
Zaakceptowałby wszystko, może prawie wszystko, bo gdy usłyszał nazwisko jegomościa od dziecka, zjeżył się niesamowicie.
- Monroe? Brat Saula?! - ale przecież skąd Sophie mogła wiedzieć, że panowie dorastali razem i niegdyś byli nierozłączni. Niegdyś to było słowo- klucz, ale Dick zdecydowanie nie zamierzał drążyć tego tematu, zwłaszcza jeśli obaj mieli zostać wujkami tej kruszyny. Może jednak była szansa na to, że się dogadają i obejdzie się bez rozlewu krwi?
Jak na razie jednak pozytywnym aspektem całej tej sytuacji był fakt, że przestał krążyć po gabinecie i skupił się na swojej siostrze, która przecież była w stanie błogosławionym i nie powinna się denerwować. Wprawdzie to objawienie do Remingtona doszło później niż powinno, ale nigdy nie był zbyt lotnym człowiekiem, a już na pewno nie w chwili tak okrutnego stresu, który wręcz wywalał mu wszystkie bezpieczniki.
Uśmiechnął się jednak w końcu, gdy jego siostra wspomniała, że jest pierwszym, które dotykają te wieści. Jeszcze nie wiedział do końca czy szczęśliwe- wszak chciał dla niej najlepiej- ale skoro już mleko (sperma) się rozlało, to trzeba było z tym żyć.
- Gratuluję - wydusił w końcu i to słowo było bodaj najtrudniejszym, jakie padło w tej konwersacji i wcale dziwnie nie zabrzmiało po pytaniu wprost o aborcję. Tyle, że Dick znał swoją siostrę i wiedział, że ta i tak nie będzie brana pod uwagę.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdecydowanie Sophie pamiętała swoje dzieciństwo zupełnie inaczej aniżeli Dick. Nie miała szansy pamiętać okresu, kiedy jej matka żyła razem z ich ojcem, bo trwało to zbyt krótko po tym jak przyszła na świat. W przeciwieństwie też do Dicka, dziewczyna miała okazję zasmakować matczynej miłości - kobieta wychowywała ją do 8 roku życia, więc dzieciństwo Soph wyglądało naprawdę zupełnie inaczej. I dopiero mając te 8 lat trafiła do ojca, którego wówczas traktowała jak bohatera który uratował ją przed wyjazdem z Lorne Bay. Więc tak, mogła idealizować ojca i dlatego też teraz czasami mogła zwyczajnie nie potrafić zrozumieć brata i jego podejścia do życia.
I akurat ona zawsze marzyła o tym, żeby własną rodzinę założyć. Była typową dziewczynką, która bawiła się lalkami, naśladowała swoją mamę na każdym kroku i już wtedy wiedziała, że kiedyś będzie mamą. I chociaż wiele lat minęło, to z roku na rok to pragnienie wcale jej nie opuszczało, a wręcz nabierało na silę. I to właśnie z tego powodu, gdy poznała tego jedynego, jak przynajmniej jej się wydawało, już w głowie myślała o ślubie i dzieciach. I jasne, to wszystko szlag jasny trafił, w momencie gdy przyłapała go w łóżku z inną, ale nie znaczyło to od razu że zamierzała bojkotować pomysł zakładania rodziny.
Jasne, nie tak to miało wyglądać, ale Sophie po prostu przekonała się po raz kolejny w swoim dwudziestosześcioletnim życiu przekonała się, że nie zawsze wszystko musi iść według naszych planów. Dlatego zamiast się załamywać i zamykać w sobie, po prostu musiała zmienić swoje plany i tyle.
Słysząc jego słowa, troszkę złagodniała, uświadamiając sobie, że była jednak nie fair, zarzucając Richardowi, że byłby zadowolony, gdyby dziecko było tamtego dupka. No ale powiedziała to w emocjach i nie zamierzała go w tym momencie za to przepraszać!
- Tak, chcę - odpowiedziała spokojnie, ale stanowczo. Jeszcze jakiś czas temu nie była wcale taka przekonana, dlatego nie miała za złe bratu tego pytania, tak samo jak nie miałaby za złe Oliverowi, gdyby zechciał je zadać. No ale mocno przemyślała sprawę, a miała sporo czasu żeby to przemyśleć, bo przecież już jakoś od dwóch miesięcy o ciąży wiedziała, a dopiero całkiem niedawno zaczęła się tą informacją z kimkolwiek dzielić. - A Oliver nie zamierza mnie z tym zostawić samej - zapewniła go, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że brat mógł nie do końca wierzyć w jej słowa. Bo o ile ona wierzyła w zapewnienia Olliego, Dick nie miał do tego podstaw - faktycznie go nie znał, skąd więc miał wiedzieć, że to nie jeden z tych palantów, którzy zapewniają, że wezmą odpowiedzialność, a potem wychodzą po mleko i nie wracają nigdy.
- Ten Monroe - przytaknęła cicho, wyczuwając złe wibracje, obserwując reakcję Remingtona na nazwisko jakie miało nosić jej dziecko. I chociaż trochę cisnęły jej się na usta słowa 'kimkolwiek jest Saul', ale ostatecznie je sobie darowała. Bo tu nie chodziło o to, że nie miała pojęcia, że Oliver posiadał brata o takim imieniu, to bardziej była kwestia tego, że podświadomie wiedziała, że wcale nie przypadkowo padło akurat jego imię z ust Dicka. Jednak obawiała się, że tak naprawdę wolała nie wiedzieć, skąd ta dwója się znała i to byłoby dla niej w tym momencie za dużo.
Zaskoczyły ją te gratulacje. Dopiero gdy dotarło do jej uszu to jedno słowo, przeniosła swoje spojrzenie, które od dłuższego czasu wbite miała w biurko, znów na Dicka. I udało jej się nawet dostrzec ten jego uśmieszek! I wreszcie, może niesłusznie, może za wcześnie, trochę jednak odetchnęła z ulgą.
- Dzięki - mruknęła, mimo wszystko wciąż nie do końca przekonana. No ale trudno, żeby teraz nagle po tym jednym słowie które padło z jego ust, zapomniała o wszystkich pozostałych które padły wcześniej. - Damy radę, serio - zapewniła go, chociaż te jej słowa mogły zabrzmieć troszkę dziwnie. Bo kogo miała na myśli, mówiąc 'my' - siebie i brata, siebie i Oliliego? No cóż, kwestia interpretacji!

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Być może gdyby faktycznie u niego przykład szedł z góry i jego matka byłaby bardziej rodzicielska niż pamiętał to doczekałby się dziecka. Trochę dziwnie myślało mu się o tym, że jego córka skończyłaby trzy latka, a teraz odwiedzał ją na cmentarzu. Jej matka za to całkowicie zniknęła z horyzontu i zapewne musiał w tej kwestii podziękować własnemu teściowi, że nie wniosła przeciwko niemu oskarżeń. Najwyraźniej dobry czek był w stanie załatwić nawet coś tak niedorzecznego i ponoć prawdziwego jak matczyna miłość. Z drugiej strony czemu on się w ogóle dziwił? Dziewczyna była straumatyzowana, a ich kochany tatuś nasyłał jeszcze na nią całą kancelarię prawniczą, żeby nie wyszła sprawa z synkiem i jego miłością do przemocy. Odziedziczonej, zresztą, po Othello.
Dobrze, że Sophie akurat tej historii nie słyszała i wszystko toczyło się poza jej udziałem. Dowiedziała się jedynie o odwyku i jeszcze wtedy mu gratulowała wytrwania w czystości, choć przecież to nie było żadne osiągnięcie. Brał po tym jeszcze częściej i dopiero chęć naprawienia wszystkiego za radą Diviny poskutkowała tym, że obecnie był czysty, choć zmagał się jak mało kto z chęcią zapomnienia się w objęciach kokainy.
Teraz musiał jednak swoje pragnienia czy też plany odsunąć na bok, bo jego siostra wymagała opieki, a to, że w międzyczasie popełniła największy mezalians spotykając się z kimś z takiej rodziny musiało budzić jego sprzeciw. Niezależnie od tego, co myślał o Saulu i jak dawniej się kumplowali, obecnie wiedział, że to jedna z tych familii, których należało unikać. Może inaczej, pobawić się nimi było wolno. Wykorzystać ich, jeszcze lepiej, ale już wychowanie z kimś takim dziecka brzmiało jak jeden z tych horrorów, rodem z opieki społecznej.
- On się w ogóle nadaje na jakieś wychowanie? - dopytał więc może cierpko, ale to była dość paląca kwestia, której nie poznaje się poprzez sypianie z kimś, nawet to najbardziej udane. Musiał zdecydowanie do tego nawiązać, nawet jeśli groziła mu ekskomunika, bo jak znał swoją siostrę to przeczuwał, że była już mocno wkręcona w tę relację. Tak już miała. On był socjopatą i praktycznie nie czuł niczego, a ona wręcz odczuwała wszystko. Najwyraźniej podzielili się nierówno, ale nie był stratny, bo on dostał jeszcze w spadku zdolność racjonalnego myślenia, a jej trochę go brakowało.
Westchnął, miał być wsparciem, więc kiwnął głową dając jej do zrozumienia, że przyjął do wiadomości, kim jest ojciec dziecka i choć niesamowicie go świerzbiło, tym razem postanowił zwalczyć pokusę i nie próbować go zabić od razu.
- Powinniście wpaść do mnie i do Ainsley na kolację - to wcale nie brzmiało jak przyszłe przesłuchanie, ale hej, musiała mu to wybaczyć. Zawsze będzie tym starszym bratem, który będzie się nią opiekować, więc na jej komentarz, że dadzą radę, parsknął delikatnie. - Obiecujesz? Wtedy ewentualnie przewiozę młodego wozem strażackim - obiecał, choć nawet kiepski w dzieciach Dick Remington zdawał sobie sprawę, że do takiej wycieczki jeszcze sporo wody upłynie.
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cóż, może gdyby Sophie była bardziej zorientowana w sytuacji brata, potrafiłaby go bardziej zrozumieć? Może wtedy próbowałaby przeprowadzić tę rozmowę nieco inaczej? Może starałaby się być bardziej delikatna? Bo to zrozumiałe, że po tym co przeszedł, ta wiadomość, którą mu przyniosła siostra, spadła na niego jak bomba. Ale nie miała przecież o niczym pojęcia, dlatego nie mogła ogarnąć reakcji brata. No poza tym, że nieco go znała i zwalała to na jego charakterek. Co w sumie też nie było aż takie dalekie od prawdy.
- A ja się w ogóle nadaje na jakieś wychowanie? - odbiła piłeczkę, splatając ramiona na klatce piersiowej. Dobra, wiedziała o co chodziło Dickowi i może troszkę zgrywała głupią teraz, ale no... nie miała ochoty na pogadankę Remingtona, na temat tego, że nie jest to odpowiedni dla niej typ itepe, itede. Zdawała sobie z tego sprawę, ale litości, przecież nie spotykała się z nim z myślą, że kiedyś założą razem szczęśliwą rodzinkę! No ale teraz mleko się wylało, jak sam Dick zauważył i nie było za bardzo odwrotu, tak?
Z drugiej strony, Sophie wychodziła z założenia, że każdy zasługiwał na szansę i dlatego nie zamierzała skreślać Olivera tylko ze względu na jego nazwisko. Zwłaszcza, że uważała, że akurat ten Monroe i tak wyszedł na prostą! Był w końcu lekarzem, do cholery, to chyba też o czymś świadczy, prawda?
Kolejne słowa tak dla odmiany to na nią spadły niczym bomba. Zamurowało ją. No bo... przecież nie byli z Olliem parą, żeby chodzić razem na rodzinne obiadki! Okej, mieli mieć dziecko, ale prawda była taka, że nie ustalili jeszcze jak właściwie miało to wyglądać. Oboje musieli się jeszcze oswoić z myślą, że zostaną rodzicami, a kwestia wspólnego rodzicielstwa, no była jeszcze do ustalenia po prostu. Wiedziała jednak też, że nie mogła tego tak po prostu powiedzieć Dickowi. Zdawała sobie po prostu sprawę, że w ten sposób wszelkie dotychczasowe próby przekonania, że jakoś to będzie, że dadzą radę i że Oliver wcale nie był taki chujowy jak się jej bratu wydawało, po prostu zostałyby zakopane głęboko pod ziemią. Nie, nie, nie mogła tego zaprzepaścić!
- Pogadam z nim - odparła, brzmiąc jak najbardziej pewnie, mimo iż totalnie nie była do tego przekoanna, ale cii! Musiała to ukryć. To czy miała zamiar faktycznie pogadać z Oliverem, to była inna sprawa. Ale dopóki się Dick o to nie będzie upominał, miała zamiar to przeciągać w czasie ile się da, o!
Również parsknęła, słysząc obietnice brata. Ale równocześnie odetchnęła nieco z ulgą. Taka gadka już zdecydowanie bardziej jej się podobała. Pozostawiała w niej bowiem nadzieję, że może faktycznie nawet Dick się przekona, do całego tego jej rodzicielstwa.
- Obiecuje - przytaknęła, chociaż oboje dobrze wiedzieli, że absolutnie nie było to coś, na co miała wpływ Sophie. Nawet w parze z ojcem jej dziecka. - Ale niestety nie mogę Ci obiecać, że urodzę syna - dodała, kręcąc głową z uśmiechem. Typowy facet, oczywiście, że zakładał, że to będzie chłopiec. W tym momencie zaczęła zastanawiać się nad tym, czy takie samo podejście ma Ollie? Czy również tak bardzo chciałby syna? Czy jednak jest z tych, co to marzy o małej księżniczce, córeczce tatusia? Ciekawe, oczywiście o tym, też nie rozmawiali...

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Właściwie najwięcej szło zwalić na jego troskę o siostrę. Tak naprawdę mało było ludzi, których Dick otaczał opieką, przez co zdarzało mu się mocno przedobrzać, jeśli o to chodzi. Wiedział jednak, że są z Sophie tak naprawdę zdani tylko na siebie. Ich ojciec nigdy nie był rodzinnym typem i choć miał zwariować na rzecz przyszłego potomka, równie dobrze w tym czasie mógłby albo rozwodzić się z tym podlotkiem (w wieku swojej córki) albo otwierać kolejną restaurację w Europie albo startować w wyborach. Nic dziwnego, że Dick zdawał sobie sprawę, że są w tym we dwoje.
Ewentualnie we troje, bo liczył jeszcze do tego Ainsley, która była już zaprawioną w bojach ciocią. Zabawne, że jakoś z trudem przychodziło mu liczenie ojca dziecka, ale tak, Remington doskonale wiedział jak to jest i jak czasami ciąża może przerosnąć mężczyznę.
- Ty? Od małego bawiłaś się lalkami i chciałaś zostać mamusią - roześmiał się i westchnął. Nie powinien nikogo skreślać na starcie, ale jednak zbyt dobrze znał tamtą rodzinę i wiedział, że Sophie może bardzo cierpieć, a tego nie chciał dla niej. Można było więc powiedzieć, że ten cały Oliver miał u niego kredyt zaufania. W innym wypadku już planowałby na zimno vendettę mając do dyspozycji wszystkie dane. Jak na razie jednak dochodził do wniosku, że lepszy jakiś ojciec niż żaden (nie czerpał tego ze swojego przykładu) i postanowił poczekać cierpliwie na rozwój wydarzeń. Zawsze zdąży w razie czego srogo się na nim zemścić.
- Żadne pogadam z nim, bo zadzwonię do niego ja - zagroził jej jednak i spojrzał na swój napięty terminarz na laptopie. Musiał zgrać nie tylko swój kalendarz, ale przede wszystkim ten swojej żony, a to dopiero było wyzwanie. - Za dwa tygodnie od dzisiaj - termin został wyznaczony, więc mógł odetchnąć z ulgą i przejść do bardziej przyjemnych kwestii takich jak układanie sobie w głowie płci swojego małego siostrzeńca.
Prawda była jednak taka, że nawet jeśli urodziłaby się dziewczynka to Dick zwariowałby doszczętnie na jej punkcie. Nie miewał żadnych preferencji, choć akurat on stawiał na chłopca, którego nauczy jak być dobrym strażakiem. Wprawdzie dziecko miało nie mieć dobrych wzorców rodzinnych, ale przecież od tego miało wujka. Uzależnionego od kokainy oraz przemocy, ale to zdawał się kategorycznie pomijać uśmiechając się do swojej siostry.
- Wiesz, mówią, że nieważna płeć, byle tylko było zdrowe i odziedziczyło wszystko po Remingtonach - wyszczerzył się, bo przecież to była najlepsza rodzina na świecie. Może i z normalnych ludzi w tej familii mógł wyróżnić tylko Sophie (pewnie geny zadziałały odpowiednio), ale i tak Dick zadzierał nosa, jeśli chodzi o rodzinę. To była jedna z jego cech wrodzonych.- Potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy, mieszkania, dobrej położnej? Żony moich podwładnych ciągle rodzą, więc mam namiary - dopytał, bo naprawdę starał się być tym najlepszym bratem, nawet jeśli w głowie musiał przestawić sporo i dojść do etapu, w którym jego mała siostrzyczka zostanie matką.
Na razie wydawało mu się to lekko nierealne, nawet jeśli nadal starał się traktować ją jako dorosłą.
ODPOWIEDZ