and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Siedział na niewielkim parapecie w kuchni, wyglądając przez okno i paląc czerwone marlboro. Wiedział, że już dawno powinien rzucić palenie, że to go niszczyło, wyżerało płuca, tworzyło dziury, na które nie wymyślono lekarstwa. Czasem pobolała go klatka piersiowa, może czasem też gardło i zanosił się duszącym kaszlem, ale w momentach stresowych, palił, papierosa za papierosem, wciągając wraz z nikotyną szczęście, którego brakło mu w życiu. Przyłapywał się czasem na tym, że myślał w sposób żałosny, bo przecież, w jaki sposób papierosy miały dawać mu szczęście? Miały negatywny wpływ na cały organizm, truł się na własne życzenie, lecz w truciźnie było coś zbawiennego, uspokajające działanie, które w chwilowych sytuacjach pomagało bardziej, niż marihuana.
Ostatnio nie mógł spać. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że zanim zaśnie, przekręca się mnóstwo razy na łóżko, w lewo, w prawo, na plecy — a wszystko po to, żeby później znów mocno jęknąć i ułożyć się na prawym boku, z dłonią wsuniętą pod miękką poduszkę. Brakowało mu w życiu rzeczy, która nadałaby mu jakikolwiek sens; nie wiedział, po co żył, ani dla kogo żył, siostry już dawno przy nim nie było — postarał się o to, by zniknęła z jego życie, podobnie jak on z tego jej. Nie widział sensu w odwiedzaniu jej w nowej rodzinie, miał tylko cichą nadzieję, że Hope, w przeciwieństwie do niego, zaznała w życiu więcej szczęścia, niż zdradzieckiego bólu.
Pory roku zmieniały się tak samo, jak zawsze. Najpierw była wiosna, później lato, jesień i zima, nic zaskakującego, wszystko toczyło się w znanym każdemu rytmie, który z biegiem lat stawał się coraz bardziej nużący. Nie widział radości w promieniach słońca, nie słuchał dźwięku padającego deszczu, wszystko było takie same, zupełnie, jakby świat stanął w miejscu, jakby ziemia przestała się kręcić. Jesień była tylko jesienią, nie widział w niej piękna, nie widział tych kolorów, były, bo były. Liście rosły, liście upadały, liście gniły, tylko szarość i biel. Wiosna po prostu wiosną.
Rozmawiał z Aurorą przez telefon; dziewczyną, która w jego życiu, swojego czasu wniosła wiele radości. Nigdy nie ukrywał tego, że ją kocha, bo przecież tak było, kochał ją, gdy byli razem i kochał ją wtedy, gdy kolejny raz pieprzył sprawę. Chyba tak już miał, niszczył to, na czym mu zależało, jakby uciekał od szczęścia i się go bał... Aurora wróciła do miasteczka po wyjeździe do Australii. Dziewczyna nie miała gdzie się podziać, a on, jak przystało na dobrego człowieka, którym, choć w połowie był, zaproponował jej swoją kanapę. Nawet nie zamykał drzwi; wyszedł pod nią przed budynek i pomógł wnieść rzeczy do mieszkania, przytulając ją na powitanie w sposób delikatny, nie zamierzał przekraczać granic i nie chciał, by czuła się przy nim niezręcznie.
– Wiem, że to nie jest hotel, nie ma tutaj luksusów, ale na czas pobytu, posprzątałem pokój, którego do tej pory nie używałem. Możesz w nim wprowadzić zmiany, jeśli chcesz. – Odparł, drapiąc się po głowie, gdy po w miarę ciepłym powitaniu, zaprosił ją do mieszkania, by pokazać niewielki, acz całkiem przytulny pokój, który specjalnie dla niej, wysprzątał.
Aurora Morel
Chwilowo mieszkałam u Devon, ale ile mogę siedzieć jej na głowie? Między czasie szukałam nawet małego mieszkania, aby po prostu mieć gdzie zamieszkać. Naprawdę nie rozumiem ludzi w tym mieście, tyle złych rzeczy się dzieje wokół nas, a ci dalej żyją głównie jednym tematem. Po większości odmowy lub dziwnym zaakceptowaniu mojej osoby w wynajętym mieszkaniu.. Cóż czułam się dziwnie, zwłaszcza jak byłam kontrolowana na każdy możliwy sposób i tak na szczęście wpadło mi ogłoszenie Kaina. Z początku się temu opierałam, ale po rozmowie zdecydowałam się zgodzić. Na pewno będzie o wiele bezpieczniej, niż w poprzednich mieszkaniach. Nie wspomnę jeszcze o tym, że się znamy to ma swój plus.
Być może nie powinnam mu dawać drugiej szansy, ale teraz jesteśmy przyjaciółmi. Trochę mam mu za złe, że jak siedział w więzieniu to, nie pozwala się tam odwiedzać. Prawie każdy potrzebuje wsparcia drugiej osoby, a on ją odrzucał. Żeby nie było, dalej pamiętam, co zrobił mi kiedyś. Nie da się tego zapomnieć, ale potem pojawił się Avery to wszystko jakoś się naprawiło. Tylko jeśli teraz sytuacja się ponownie powtórzy, nie zniosę tego więcej. Mimo iż tego, że jestem już starsza i on zresztą też. Zakochanie się w Vallezu, było pozytywną rzeczą i jak negatywną w moim życiu nastoletnim, które czasem ponownie wraca jak głupi bumerang.
Przywitałam się z nim po przyjacielsku, również nie chce ruszyć granicy. Być może tak będzie lepiej dla naszej dwójki. Jeśli jej nie ruszymy, będziemy w stanie rozmawiać i spędzać czas. Bez wyrzutów sumienia i niezręczności.
— To miłe.. Tylko ty i parę osób w tym miasteczku patrzy na mnie.. normalnie. Wolę ten mały pokój, niż być obserwowana i kontrolowana. Uwierz mi za nim do Ciebie trafiłam, mieszkałam przez jeden dzień z dziwakiem, który się mi przyglądał — Wydusiłam z siebie, podrapałam się po ramieniu. Kucnęłam przed transporterem mojej kotki i postanowiłam go otworzyć. Dać jej parę minut na poznanie nowego terenu. Zmarszczyłam czoło, totalnie zapomniałam o tym fakcie. Wypuściłam powietrze z ust, nie mając pojęcia jak on na to zareaguje.
— Zapomniałam ci przekazać przez telefon, że mam kota. Oczywiście jeśli coś ona zniszczy odkupię daną rzecz, nawet mogę więcej płacić za czynsz — Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie jest za duże, ale jak trochę go przerobię to będzie przytulne mieszkanko. W końcu zamieszkam w mieszkaniu, nie w wielkim domu. A co najważniejsze, nie będę mieszkać sama, jak przez ostatnie pięć lat. Także to ma jakieś plusy, zagryzłam dolną wargę ze zdenerwowania. — Jak tam Kain?