sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.
Życie to bul bul bul

Zapowiadał się idealny weekend na wypad nad jezioro. Casper uwielbiał naturę i aktywności na świeżym powietrzu, więc jak tylko zobaczył prognozę pogody to od razu zaproponował Isaakowi wycieczkę. Naturalnie nie chodziło o same zamiłowanie do bycia aktywnym, bo starał się też wykorzystywać każdą możliwą okazję, aby nie musieć siedzieć w przyczepie, niezależnie czy z ciotką czy sam. Nie przepadał za dzielnicą przyczep i za sąsiadami, którzy w jego opinii byli bardzo dziwni, ekscentryczni jak jego ciotka albo patologiczni jak rodzice Isaaka. Czasami wyprowadzał ich psy albo robił im zakupy, żeby trochę sobie dorobić i mieć na drobne rzeczy. Na początku nawet łudził się, że da radę odkładać na studia, ale szybko zdał sobie sprawę, że to mu się nie uda. Być może miał szansę na stypendium sportowe, ale duże ona nie była.

Nikt inny z ich znajomych nie miał czasu lub miał już inne plany, więc zostali we dwójkę, co absolutnie mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - bardzo cieszył się na ich wspólny wypad tylko we dwoje. Odkąd dostał od Monroe kosza miał co prawda momenty zwątpienia w siebie i martwił się, że Isaac nie będzie chciał się z nim dalej przyjaźnić, ale zauważył, że jego zachowanie się nie zmieniło i nawet nie wracał już do tego tematu, jakby nigdy go nawet nie było. Casperowi może i było to trochę na rękę, bo bał się, że się przez to od siebie odsuną. Co prawda czuł głęboki, poetycki smutek związany z odrzuceniem, ale przynajmniej nie został porzucony całkowicie, dlatego postanowił jakoś się pozbierać i chociaż udawać, że wszystko jest wspaniale.

Uśmiechał się do siebie, pakując do plecaka duży ręcznik, trochę przekąsek i butelkę wody mineralnej. Szerokie, luźne kąpielówki włożył od razu na siebie, bo wyglądały trochę jak zwykłe spodenki, więc nie ma co się męczyć i przebierać. Były z takiego materiału, że na pewno szybko wyschną i spokojnie będzie mógł w nich wrócić. Z resztą pewnie nie będzie długo siedział w wodzie, byle się ochłodzić - w końcu nie potrafił pływać. Nie to, że się bał wody, po prostu nigdy nie miał okazji się nauczyć. Matka tak dużo pracowała, że nie zabierała go ani nad jezioro ani na basen. Ze znajomymi zaczął wychodzić zaledwie kilka lat temu i jakoś nigdy się nie złożyło tak, by musiał się pływać nauczyć czy nawet przyznać, że nie umie, co było odrobinę krępujące. No bo kto nie umie pływać w wieku siedemnastu lat?

Podniósł plecak, zarzucił pasek na ramię, a wychodząc przystanął na moment przy dużym lustrze, wiszącym na ścianie i przejrzał się w nim. Poprawił czarną koszulkę z nadrukiem AC/DC, przeczesał palcami ciemne loki i puścił do siebie oczko, po czym ruszył dziarskim krokiem przed siebie i w wyjątkowo dobrym humorze wyszedł z przyczepy, wsiadł na rower i popedałował w stronę ścieżki, która prowadziła wzdłuż wodospadu nad samo jezioro.. To tam miał spotkać się z Isaakiem. Mimo, że Casper miał bliżej do miejsca ich spotkania, to Monroe był tam jako pierwszy i już na niego czekał. Russo jechał dosyć szybko, czując jak koszulka zaczyna lepiej mu się z wysiłku do pleców. Zahamował dosyć gwałtownie i szarpnął kierownica, pospiesznie stawiając stopy na ziemi i przekręcając się, by jakoś zapanować nad rowerem i się nie przewrócić.

Cześć 一 wyrzucił z siebie, kiedy już odzyskał równowagę i powiódł łagodnym spojrzeniem po twarzy kolegi, uśmiechając się delikatnie, jakby odrobinę niepewnie. Zacisnął dłonie na kierownicy, przysiadając na siodełku.

Mam twoje ulubione żelki 一 dodał z nutą dumy w głosie. Specjalnie jechał po te żelki na drugi koniec miasta, bo w sklepie niedaleko dzielnicy przyczep już ich nie mieli. Zmrużył lekko oczy, zerkając na niebo, na którym nie było ani jednej chmurki. Bardzo ładny widok i cieszył się, że zapowiedź pogody zgadzała się z rzeczywistością.

Jedziemy na kładkę czy dziką plażę? 一 zapytał zaraz z nieskrywana ciekawością w głosie. Do celu został im kawałek. Co prawda plaża było trochę dalej, niż kładka, ale nie na tyle, żeby robiło im to jakąś wielką różnicę. Chciał dodać, że na kładce pewnie będzie mniej ludzi, o ile w ogóle jacyś będą, bo ostatnio wywaliło tam sporo glonów, ale powstrzymał się, nie chcąc nic narzucać.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaakowy dzień zaczął się dość spokojnie; spał do godziny wczesnopołudniowej, co przeważnie graniczyło z cudem, bo w domu pełnym ludzi, rzadko kiedy zdarzało się by nikt nikomu nie przeszkadzał; chociaż przeważnie to Viper budził go bez powodu, bo znowu coś odłożył w nie to miejsce, co trzeba albo przypadkiem zgubił coś, czego brak budził kompulsywne zapędy w bracie. Nawet nie musiał się przebierać, bo na noc nie zakładał piżamy; wsunął tylko buty na nogi, wziął jakąś bluzę, która wyglądała na względnie czystą i biegnąc w pośpiechu przez parter budynku, złapał ze stołu jakiś czerstwy kawałek chleba posmarowany czymś bliżej nieokreślonym, wsiadł na rower i zniknął za bramą, pedałując co sił w nogach, by ojciec nie zdążył zauważyć jego obecności; dzięki temu obyło się bez nakazu wykonania miliona rzeczy na farmie, no i przede wszystkim bez kolejnej awantury. Zawłaszcza, że ślady tej wczorajszej malowały się ciemnofiloetowymi barwami wokół prawego oka chłopaka.
O dziwno był za wcześnie, albo za późno i Casper już sam pojechał nad rzekę… lecz nim Isaac zdążył na dłuższą chwilę zaczepić się tej myśli, za plecami usłyszał znajomy głos.
- Cześć! – zawołał o wiele za głośno, machając przy tym ręką jak piesek merdający ogonkiem na przywitanie swego człowieka. Powstrzymał się od kolejnego krzyknięcia, tym razem słowa zaczynającego się na że- a kończącego na -lki, co może i dobrze, bo biedny Kacperek jeszcze ogłuchłby niechcący. Skomentował to jedynie uśmiechem tak szerokim i tak promiennym jakby usłyszał, że wakacje będą trwały wiecznie i każdego dnia będą przesiadywać nad tą rzeką.
- Hmm… na kładkę! – zawołał radośnie po sekundowej zadumie – Będziemy łowić glony! – zaśmiał się, chociaż mówił całkowicie poważnie. Tak, te śliskie, zielone i nierzadko nieco niegrzeczne stworzenia. I to nie tak, że Isaac chciał je zjeść. Nic z tych rzeczy, ale podobno były pyszne! Viper tak mówił, a Viper wiedział takie rzeczy, w książce było napisane! Isaac co prawda jej nie czytał, ale widział obrazek! A na zdjęciu był taki zielony liść i w nim było coś zawinięte. No i Isaac nie wiedział, co w nie zawinąć, a Viper nie chciał powiedzieć co tam mądrego napisali, więc Isaac pomyślał, że może można w nie zawinąć żelki! Nie zamierzał jeszcze wprowadzać Caspera w ten plan, bo nie chciał mu robić nadziei na przysmaki, na wypadek gdyby jednak tych glonów nie znaleźli.
Koniec końców ruszyli w stronę kładki.
- Ścigamy się! – krzyknął już ruszając, zdobywając przewagę nad przyjacielem już na starcie wyścigu – KTO PIERWSZY TEN ZGNIŁE JAJO! – zawołał, a jego głos przedzierał się przez obłoki kurzu, które zostawiał za sobą.
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Patrzył na niego coraz bardziej zafascynowany, chociaż przez chwilę zabolało go ukłucie żalu na widok śliwy pod okiem, która wykwitła na twarzy Isaaka. Jak można było krzywdzić tak doskonałą istotę? Czasami po prostu płakał w poduszkę, kiedy myślał o tych wszystkich krzywdach, których Monroe doświadczał w domu rodzinnym, bo był bezsilny, tchórzliwy, zbyt słaby żeby coś zrobić. Zazwyczaj po prostu nie komentował tego w jego obecności, bo postanowił, że wykorzysta każdą minutę, którą ze sobą dzielili, na odciąganie jego myśli od tych okropnych wydarzeń, zamiast wyciągać je na światło dzienne i ponownie z nim przeżywać. Dlatego się uśmiechał, dlatego kupował mu żelki i dlatego tak dużo żartował, tak głośno się śmiał i zgadzał na każdy jego pomysł, nawet te najgłupsze, czyli większość z nich.

Podziwiał też to, że pomimo tego całego bałaganu i bólu, Isaac promieniał, roztaczając wokół siebie tyle pozytywnych wibracji. Był piękny w każdym calu.

Casper zaśmiał się krótko, widząc jak chłopak mu macha. Czuł radość z tego spotkania, jak z każdego innego. Przy nim zapominał o każdym swoim najmniejszym problemie, bo wszystko nagle było takie proste i jasne, jak blask bijący z wnętrza szatyna, wprost z jego dużych, błękitnych oczu.

Na wzmiankę o glonach zmarszczył brwi, zastanawiając się czemu akurat glony. Czy one były jakieś lecznicze? Na pewno musiało być w nich coś ciekawego albo tajemniczego. Nie kłócił się oczywiście, bo uznał, że to na pewno jakiś bardzo genialny pomysł i miał zamiar wspierać Isaaka w jego relacji najlepiej, jak będzie potrafił. Złowią dużo glonów. Całą górę glonów.

Naprawdę? Oby nie uciekły, zanim przyjedziemy, to jedźmy już 一 powiedział z zapałem, poprawiając ramiączka od plecaka i nakierowując rower bardziej na drogę, żeby z niej nie wypaść jak już ruszy. Zajęło mu to krótką chwilę, a Isaac już pędził i w dodatku zarządził ściganie się. Casper zamrugał trochę zaskoczony, ale pospiesznie wsiadł na siodełko i zaczął pedałować, zastanawiając się czy próbować go wyprzedzić, bo przecież bardzo chciał dać mu wygrać. Okazało się jednak, że wygrany ma zostać okrzyknięty jajem i to zgniłym. Z doświadczenia wiedział, że zgniłe jaja okropnie śmierdzą, a nie chciał żeby Isaac śmierdział. To chyba znaczyło, że nie powinien dać mu wygrać, a żeby nie przegrać powinien bardzo szybko pedałować.

Będę pierwszy! 一 krzyknął więc, pochylając się ze skupioną, zdeterminowana miną, pedałując coraz szybciej, ze wszystkich sił.

Przyjaciel miał już sporą przewagę, ale nie tak dużą żeby Casper nie mógł go jeszcze przegonić. Okazało się jednak, że tym razem los mu nie sprzyjał i Isaac był bez sprzeczności szybszy i dotarł jako pierwszy do celu. Po drodze wiatr wiał mu prosto w twarz, więc na miejscu jego loki były rozwiane na wszystkie strony, co nadawało mu wygląd lekkiego oszołoma.

Jechał tak szybko, że w trakcie hamowania, aby nie wpaść na Monroe, przechylił się i zahaczył nogą o ziemię, wzbijając w górę obłoki kurzu, a rower przechylił się i przewrócił razem z nim. Zdążył się wysunąć i opaść na kępy trawy rosnące na poboczu, przeturlać się i wylądować na plecach, ze wzrokiem wbitym w błękitne niebo i mocno bijącym serce. Rower został na drodze, a jego tylne koło dalej wesoło się kręciło, chociaż już w powietrzu, więc dalej nie jechał.

Jesteś zgniłe jajo 一 powiedział w końcu zduszonym głosem, nie ruszając się z miejsca. Ręce miał rozpostarte na boki, a jego palce dotykał chłodnych źdźbeł trawy. Jeszcze nie był pewien czy coś sobie zrobił, ale narazie nic go jakoś bardzo nie bolało, oprócz prawego boku, którym uderzył o ziemię, ale to też nie było aż tak intensywne, żeby się jakoś przejął.

Nic mi nie jest 一 dodał cicho, mrużąc lekko jedno oko i odkasłując zaciśnięte przez chwilę powietrze z płuc.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Oczywiście, że Isaac nie zdawał sobie sprawy, że się pomylił i zamiast zwycięzcę okrzyknąć „zgniłym jajem”, powinien był powiedzieć, że przegrany nim będzie. Nie miało to jednak znaczenia, w grę wchodziła tylko i wyłącznie wygrana! O tym, że większość zakładów czy wyścigów, Casper przegrywał celowo, chcąc by Isaac mógł się cieszyć, też nie zdawał sobie sprawy i nigdy, przenigdy by mu to nawet przez myśl nie przeszło.
Isaac napierał na pedały roweru, jakby od tego zależało jego życie. Jego nogi pracowały jak niespokojne konie na wyścigach, unosząc się i opadając rytmicznie. Całe jego ciało było w skupieniu, a jedynym celem, jaki miał przed oczami, była wysokość kładki, którą właśnie próbował osiągnąć. Pot spływał mu z czoła, a tchu już prawie brakowało, ale nie przeszkodziło mu to w zwycięstwie!
Gdy wreszcie minął punkt kulminacyjny kładki, z piskiem opon zatrzymał się nagle. Z trudem zdołał zachować równowagę, stając na przednim kole, jednocześnie zarzynając hamulce, żeby nie spaść z roweru. Było to naprawdę imponujące, jak udało mu się zatrzymać bezkolizyjnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka chwil temu jechał z prędkością na granicy utraty kontroli.
Obserwował więc, z zafascynowaną miną, jak szatyn robił fikołki i dopiero po chwili, zbystrzał. Prędko zsiadł ze swojego roweru, rzucił go na pobocze i zbiegł w dół zbocza.
- Żyjesz? – spytał, kucając przy jego głowie, zasłaniając tym samym słońce.
- Chcesz to powtórzyć? – obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i wyrzucił nogi przed siebie, by usiąść obok rozbitka.
- Nagram to dla potomnych. – dokończył swoją wcześniejszą myśl i zaśmiał się radośnie. Po chwili leżał obok Caspera, rozciągając się na trawie i ciesząc się popołudniowym słońcem. Promienie słoneczne muskały jego twarz, a on wydawał się być zupełnie nieświadomy swojego wcześniejszego heroizmu i brawury.
- Opowiem ci dowcip! – zawołał, dłonią zasłaniając oślepiające słońce.
- Przychodzi baba do lekarza i w jednej ręce ma 50 dętek rowerowych
i w drugiej też ma 50 dętek. Lekarz się pyta: Co pani jest? Jestem stu-dętka!
– zaśmiał się głośno nim dokończył swój żart, po którym aż jemu zachciało się pić. Poderwał się więc do pionu, uznawszy że dość już tego leżenia i wyciągnął dłoń w kierunku Caspera. Uśmiechnął się szeroko, wydobywając z siebie całą swoją niezmordowaną energię, gotową do nowych przygód.
- Chodź! Wstawaj!- zachęcał Caspera, a jego ręka była jak znak zachęty. – Idziemy łowić glony! – powtórzył wcześniej przygotowany plan działania, po czym otrzepał koszulkę chłopaka z nagromadzonego na niej kurzu.
- Na pewno żyjesz? – upewnił się, nim ruszyli w kierunku rowerów.
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Oddychał głęboko, chociaż z każdą chwilą trochę spokojniej. Kiedy Isaac do niego podbiegł i kucnął obok, klatka piersiowa unosiła się Russo dosyć miarowo i spokojnie. Uśmiechnął się szerzej, patrząc na twarz przyjaciela, gdy ten zgasił słońce.

Żyję i chyba jednak nie chcę tego powtarzać 一 mruknął i zaśmiał się zaraz beztrosko 一 Kto wie, może to było jednorazowe szczęście 一 dodał, unosząc lekko brew. Napotkał palcami polny kwiatek i zerwał go, po czym uniósł, zbliżając go do warzy Isaaka. 一 Stokrotka. Biała oznacza niewinność 一 mruknął, wsuwając kwiatek za ucho chłopaka. 一 A żółta przyjaźń i dobre samopoczucie 一 dodał, opuszczając dłoń i kładąc ją na swojej klatce piersiowej. Przymknął na moment oczy, a otworzył je dopiero, kiedy Isaac położył się obok. Przekręcił głowę, aby spojrzeć na niego, bo inaczej promienie słońca by go raziły. Dzień bez dowcipu w wykonaniu Monroe byłby dniem straconym, więc już się uśmiechnął, czekając co też ma dzisiaj chłopak w zanadrzu.

Rowerowy żart, to musiało być tak głupie, że aż faktycznie śmieszne. Zaśmiał się więc, a raczej parsknął śmiechem, przekręcając na brzuch, tym samym zbliżając się do leżącego kumpla jeszcze bardziej. Podparł głową na rękach ułożonych na ziemi i odkaszlnął, po czym pociągnął krótko nosem.

Pewnie studentka ruchu drogowego 一 skomentował z głupim uśmiechem, dopełniając suchar kolejnym sucharem, bo sucharów chyba nigdy za wiele. Podniósł się na kolejne słowa Isaaka i z pozycji na czworaka, przeszedł do przysiadu na piętach.

Żyję, żyję 一 odparł, zerkając w stronę kładki w zastanowieniu. Kiedy przyjaciel ruszył w stronę rowerów, on po prostu zaczął się rozbierać. Pospiesznie, jakby od tego zależało jego życie. Zdjął koszulkę, buty, skarpetki i spodnie, zostając w samych szerokich kąpielówkach, zasłaniających mu część ud.

To ja będę łowił z dołu 一 powiedział z zapałem, mając na myśli, że z wody, czyli z dołu kładki. Zostawił swoje ubrania i buty na trawie, wbiegł na kładkę i gdy po niej biegł nawet się nie potknął, po czym na samym końcu odbił się od deski, która zaskrzypiała i wskoczył do wody, obejmując zgięte w kolanach nogi rękami. Odgłos bomby był imponujący, a woda zmoczyła co najmniej połowę niewielkiego mostu. Na szczęście tam, gdzie skoczył, było dostatecznie głęboko, więc nie zrobił sobie krzywdy. Za to kiedy się wynurzył i zaczerpnął tchu, cały był pokryty glonami. Stanął na dnie, a wtedy woda sięgała mu do ramion i zamrugał zdziwiony, bo ledwo co widział przez zwisające mu z głowy, zielone rośliny.

Potwór z bagien 一 mruknął, zachrypniętym głosem, wypluł trochę wody z ust i zaśmiał się wesoło, sięgając dłonią do jednego ze zwisających glonów. Do dłoni też mu się te miękkie, przemoczone badyle przyczepiły, co znowu go rozbawiło.

Musiał wyglądać komicznie, a może nawet faktycznie przypominał morskiego stwora.

Zjadłem Casa 一 mruknął po chwili, trochę zmienionym głosem i znowu się zaśmiał, unosząc do twarzy drugą dłoń, też pokrytą glonami. Dziwne były te rośliny w dotyku, ale nawet mu się to podobało. Miał tylko nadzieję, że nie ma w nich jakichś obleśnych żyjątek, jak jakieś tłuste pijawki.


ODPOWIEDZ