szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Wszystkie najcieplejsze wspomnienia z domu wiążą się z kuchnią, w której spędzał bardzo dużo czasu już jako dzieciak. Początkowo pomagając babci lub mamie, potem samodzielnie próbując swoich siły przy kuchence, przy której musiał stać na krześle, aby widzieć dobrze, jak zachowują się przygotowywane w najdalej stojących garnkach potrawy. Niejednokrotnie jego dziecinne pomysły kończył się prawdziwą katastrofą i wymagały odłożenia kieszonkowego zamiast na lody, to na nową patelnię, którą spalił i szlabanem na wychodzenie z kolegami. Nie zniechęciło go jednak to wszystko, chyba wręcz przeciwnie. Czasami wydawało mu się nawet, że te liczne awantury, które sam powodował, gdy ze względu na brak wiedzy o mało nie wysadził domu w powietrze lub poparzył się dość mocno, uodporniły go na to, jak miało wyglądać jego życie później. Za mało, ale przynajmniej pozwoliło mu to przetrwać w tym trudnym świecie odrobinę dłużej.

Gdy inni jego koledzy i koleżanki dzielnie walczyli, aby zdobywać jak najlepsze stopnie, starali się o stypendia sportowe i zdobywali dodatkowe punkty na wymarzone uczelnie udzielając się na zajęciach dodatkowych, on bazgrał na marginesach zeszytu, zapisując tam kombinacje smaków, które pojawiał się w jego głowie w bardzo przypadkowych momentach. Inspiracja płynęła z każdej strony, a on nigdy nie chciał przegapić potencjalnego wielkiego odkrycia. Na nudnych lekcjach rysował dania, które chciałby składać, a potem spędzał całe popołudnia w domowej kuchni, próbując — czasami z sukcesem, a czasami bardzo nieudolnie — je stworzyć i zaprezentować rodzinie, która chyba czasami miała naprawdę dość tego jego szaleństwa. Rodzice martwili się o to, że nie dostanie się na studia, na które on nie chciał nawet iść, przyglądając się z mieszanką obawy i rezygnacji jego zachowaniu. Wielu mu dokuczało, nazywając go babą albo maminsynkiem, chowającym się za spódnicą matki i babci w kuchni, zamiast chodzić na imprezy albo na mecze z kolegami. Na nim to jednak nie robiło najmniejszego wrażenia. Załapał się do jednej z lokalnych knajp do pracy i dalej robił swoje.

Poniósł jedną porażkę po szkole średniej, gdy próbował się dostać do jednej z trzech wymarzonych szkół gastronomicznych. Ostatecznie się udało, a on wyjechał do Paryża, aby rozpocząć naukę w prestiżowej szkole, stanowiącej mekkę wielu światowej sławy kucharzy: Le Cordon Bleu. Wiedział, że to nie tylko moment, aby nauczyć się jak najwięcej, ale też, aby się wykazać. Kariera w świecie gastronomii jest trudna, a wybicie się stanowi ogromne wyzwanie. Nie miał znajomości, które mogłyby mu w tym pomóc, dlatego musiał polegać na swoim talencie, o którym był szczerze przekonany. Bronił swoich pomysłów i nie bał się wychodzić przed szereg, co pomogło mu zostać zauważonym. Docenienie poskutkowało stażem w prestiżowych lokalach. W jednym z nich po zakończeniu nauki został na nieco ponad rok, aby awansować z pomocy kuchennej na samodzielnego szefa.

Ogromne ilości oprawianych skorupiaków i ryb, przygotowywania cytrusów i innych owoców, które piekły go w ręce, gdy sok dostawał się pod rękawiczki, na zranioną skórę dłoni i wiele tysięcy sztuk sztućców wypolerowanych, kilkaset mniej lub bardziej groźnych oparzeń oraz innych urazów później został szefem kuchni w restauracji na Sycylii. La Madia posiadała już dwie gwiazdki Michelin, a jego zadaniem było nie tylko je utrzymać, ale najlepiej zdobyć kolejną. Presja była na tyle duża, że przez pierwsze trzy tygodnie nie jadł nic innego poza daniami, które testowali do menu, a przerwy od pracy miał tylko po to, aby zwymiotować ze stresu, zapalić lub zrobić szybką drzemkę na zapleczu zanim wrócił do pracy. Nie miał nawet wynajętego mieszkania, jego rzeczy stały cały czas u kumpla ze szkoły kulinarnej i czekały, aż się nimi zajmie, co jednak było na dalekim planie, bo zdecydowanie łatwiej było kupić nowy t-shirt i bieliznę w pobliskim markecie, niż tracić czas na ogarnięcie życia.

Sukces był przepustką do dalszej kariery w świecie kulinarnym. Wyjechał do Stanów, aby zajmować się kolejnymi restauracjami, w jednej z kolejnych dwóch zdobywając gwiazdkę, zanim przekazał pałeczkę swojemu sous chefowi i pognał dalej, po drodze jakimś cudem znajdując czas na ślub. W pracy i przy ludziach był niezwykle charyzmatyczny i z ogromną łatwością nawiązywał kontakty. Wydał książkę kulinarną, pojawił się kilka razy w telewizji śniadaniowej jako odkrycie gastronomicznego świata i nawet zasiadł w jury jakiegoś gównianego programu kulinarnego na Netflixie. To właśnie w takim Marcy zakochała się Talisa — hiszpańska piękność, która zawróciła mu w głowie na jakimś drętwym przyjęciu, na którym był szefem kuchni. Niestety, dość szybko okazało się, że Marcy w domu jest zupełnie inny niż na zewnątrz. I że choć ją kochał, to zdecydowanie mniej niż swoją pracę.

Miesiąc miodowy skończył się zdecydowanie szybciej niż się spodziewali, a czułe chwile coraz częściej zastępowane był przez czas spędzony osobno i coraz bardziej żarliwe i wybuchowe kłótnie, w których ich wizje na życie się rozjeżdżały. On coraz mniej radził sobie z presją, co tylko dolewało oliwy do ognia — wytrącenie go z równowagi i zachwianie jego kruchej samooceny stawało się niezwykle łatwe i w pewnym momencie zaczął odnosić wrażenie, że kobieta robi to celowo. Ukojenie, które kiedyś znajdował w kuchni, nie przychodziło. Sukcesy wydawały mu się coraz mniej znaczące, antydepresanty i leki na ataki paniki pojawił się na stałe w jego menu, a lęk przestał odstępować go na krok. Momentami miał wrażenie, że przestaje oddychać, innym był pewien, że zemdleje w trakcie wydawki, a jego nogi zdawały się być jak z waty w najmniej odpowiednich momentach. Budził się w nocy, nie mogąc się ruszyć, zalany zimnym potem, mobilizując się do wstania tylko po to, aby iść do pracy o kilka godzin za wcześnie i próbować uspokoić się w trakcie gotowania.

Rozwód był nieunikniony, chociaż ani trochę nie pomagał mu w poskładaniu się do kupy. Zresztą, chyba nawet nie próbował tego robić, tak naprawdę. Brnął w to wszystko głębiej, licząc naiwnie, że uda mu się znowu przesunąć granicę swojej własnej wytrzymałości, aby jednak wytrwać i wrócić do tego, co było. Ostateczną porażkę poniósł, gdy obudził się w szpitalnym łóżku. Szef kuchni, który żywił się kawą i papierosami to w tej branży całkiem normalny widok, jednak najwyraźniej jego własny organizm miał już dość. Odszedł z pracy, a może ją stracił — sam nie jest do końca pewien, jak podsumować rozmowę, którą odbył z właścicielem swojego ostatniego miejsca zatrudnienia przed powrotem do Australii. Nie zrobił tego oczywiście od razu. Przez prawie dwa tygodnie nie wychodził z łóżka i nie był pewien, ile by to trwało, gdyby nie wypadek jego braci.

Nie był przesadnie blisko ze swoim rodzeństwem. Zapewne dlatego, że nigdy nie był blisko tak naprawdę z nikim. Potrafi słuchać, ale gdy ma mówić szczerze i od serca o sobie i swoich emocjach, to ma wrażenie, że się dusi, więc po prostu porzucił wszelkie próby. Śmierć najstarszego z ich całego rodzeństwa i śpiączka następnego w chronologii brata były jednak czymś, czego nawet on nie potrafił zignorować. Wrócił w rodzinne strony, aby na swój dość żałosny sposób okazać wsparcie rodzinie, nie odzywając się jednak i nie zwierzając nikomu z tego, co działo się u niego. Został na miesiąc, spędzając większość czasu w rodzinnym domu i na plaży, której brakowało mu zdecydowanie bardziej, niż mu się wydawało.

Nie potrafi sam wskazać, jak doszło do tego, że nagle zamiast tylko pomóc z ułożeniem menu do restauracji w okolicy, został tam szefem kuchni. Coraz bardziej rozgoryczonym i wkurzonym na świat oraz przede wszystkim na samego siebie szefem kuchni, Który już dawno przestał wierzyć w swoje umiejętności w środku, ale na zewnątrz woli pokazywać się od strony złośliwego i przemądrzałego dupka, który zjadł wszystkie rozumy i lubi gwiazdorzyć niż przyznać się, że jest przegrywem i frajerem, za którego naprawdę się aktualnie uważa. I chociaż wie, że mógłby rzucić tę robotę z dnia na dzień, wyjechać znowu i nie obracać się za siebie, to jednak nie od końca potrafi, bo boi się, że jeśli podda się kolejny raz, to nie uda mu się po raz kolejny podnieść.


Ciekawostki:
— Na jego dłoniach jest całe mnóstwo blizn po skaleczeniach i zacięciach. Ma również sporo pamiątek po poparzeniach, w tym jedną dużą bliznę na prawym boku po tym, jak jeden z sous chefów wylał na niego gorący tłuszcz.
— Mówi płynnie po francusku i potrafi dogadać się po włosku. Jego zdaniem bez tego pierwszego języka trudno być naprawdę dobrym kucharzem, a włoskiego nauczył się w czasie pracy w restauracji we Włoszech.
— Uważa, że przy odpowiednim zbalansowaniu smaków, każde połączenie, nawet to najbardziej abstrakcyjne i dziwne, może okazać się naprawdę świetnym pomysłem. Oczywiście nie musi, ale dopóki się tego nie sprawdzi, to nigdy nie można mieć pewności.
— Nic go tak nie irytuje jak ludzie, którzy mówią, że czegoś nie lubią, chociaż nigdy tego nie spróbowali ani nawet nie powąchali. Albo jedli raz w życiu w bardzo ubogiej formie i wykonane przez amatora bez wiedzy i doświadczenia. Jego zdaniem takie odrzucanie smaków sprawia, że życie jest po prostu nudne i ubogie.
— W szkole gastronomicznej ukończył podstawowy kurs sommelierski, a wino jest jego dużą pasją. Uwielbia dopasowywać różne jego gatunki do potraw, aby przedłużyć i uzupełnić w odpowiedni sposób ich smak.
— Jeśli już o winie mowa: jest przygotowany na koniec świata, bo ma ogromną kolekcję tego trunku z różnych stron świata. W przypadku ataku zombie, katastrofy klimatycznej czy innego dziwnego najazdu obcych po prostu upije się do nieprzytomności i poczeka na śmierć, nie będzie zgrywać bohatera walczącego o przetrwanie.
— Tak naprawdę nie wierzy ani w zombie, ani w atak obcych ani w nic innego w tym stylu. Wróżki, przepowiednie i horoskopy to wszystko rzeczy, na które ze szczerą pogardą prycha.
— Jego tryb życia nadal pozostawia dużo do życzenia. Pali sporo, nie ogranicza kawy ani alkoholu, a jego posiłki nadal są bardzo nieregularne. Ale i tak je zdecydowanie lepiej i dba o kondycję fizyczną o wiele sensowniej niż jeszcze rok temu.
— Zdaje się być bardzo przemądrzałym człowiekiem, co jednak tak naprawdę nie wynika wcale z tego, że uważa się za lepszego czy najlepszego w danej dziedzinie. Spowodowane jest to przede wszystkim bardzo niską samooceną, która aktualnie dość mocno utrudnia mu życie.
— Poza tym, że śmiało można uznać go za artystę w kuchni, to świetnie rysuje. Dlatego wymyślając nowe dania przygotowuje nie tylko listę składników i technik do wykorzystania, ale także robi szkice różnych propozycji podania, aby móc wybrać ostatecznie najlepszą i przekazać narysowany wzór swoim współpracownikom.
— Cukiernictwo nie jest jego ulubionym zajęciem i robi to naprawdę rzadko. Najczęściej desery i wypieki przygotowuje podczas organizowania rodzinnych świąt. Albo wtedy, gdy nie wie, jakby miał kogoś inaczej przeprosić, bo jedzenie to zdecydowanie nie tylko jego życie, ale też sposób na wyrażanie uczuć,bo słowami zupełnie mu to nie wychodzi.
marcello finnley reddington
07/01/1995
lorne bay
szef kuchni
salsa bar and grill
sapphire river
rozwodnik, panseksualny
Środek transportu
Posiada auto, którym porusza się głównie do pracy. Planuje zakup łodzi, gdy znajdzie czas, co zapewne może nie nastąpić nigdy.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Jak na pracoholika przystało - najwięcej czasu spędza w pracy. Można go spotkać też w barze brata i kręcącego się po okolicy bez większego celu w poszukiwaniu inspiracji.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzeństwo.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
marcello "marcy" reddington
Jeremy Allen White
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
ODPOWIEDZ