lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dara od kilku dni znów coraz gorzej się czuł, ale nic nikomu na ten temat nie mówił. Nie chciał znów iść do szpitala, nie chciał, żeby ktokolwiek się tym stresował, żeby były jakieś nerwy i niepokój. Poza tym - bal się przyznać do tego szerszemu gronu, które mogłoby wykorzystać te informacje w niewłaściwy sposób. Liczył, że niedługo mu przejdą te zawroty głowy i osłabienie.
Teraz jednak było chyba najgorzej. Tak, jak czasem w ciągu tych kilku dni miewał okresy, że czuł się w miarę normalnie, tak teraz pociemniało mu przed oczami, a z nosa popłynęła krew tak wartkim strumieniem, że aż ciężko go było nazwać jedynie kroplami. Darragh zakrył twarz dłonią, zrywając się ze swojego łóżka i pobiegł do łazienki, nie wiedząc, że zostawia za sobą krople krwi na podłodze. A mieli dziś a Diego malować pokój... Ale o tyle dobrze, że Dara zdołał kupić i przywieść farby, pędzle i folie - tylko był po tym tak wykończony, że nie dał rady już przykryć mebli i podłogi, tylko położył się na łóżku, gdy zaczął się krwotok z nosa.
Pochylił się nad umywalką, natychmiast barwiąc ją na czerwono i puścił z kranu zimną wodę, zanurzając w niej czoło - liczył, że to mu trochę pomoże.

Diego Ortiz
księgowy, przemytnik, handlarz żywym towarem — kolumbia, meksyk, usa, australia
28 yo — 000 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Z kolei Diego od kilku dni czuł się zaskakująco dobrze, co w jego przypadku ostatnimi czasy było naprawdę niezwykłym zjawiskiem. Gdy więc Dara pojechał po farby i cały niezbędny do malowania osprzęt, Ortiz postanowił ten czas wykorzystać na dopieszczenie swej drugiej ukochanej. Zszedł zatem do garażu, delikatnie musnął dłonią manetkę i szepnął czułe - Cześć piękna. – po czym otworzył ciężkie, metalowe drzwi, wpuszczając tym samym do pomieszczenia nieco światła.
Nadszedł czas na Rytuał Czyszczenia – ceremonię, którą sam wymyślił i która przywodziła na myśl obchody jakiegoś tajemniczego kultu. Najpierw wyciągał całe arsenały środków czyszczących, które trzymał w przeznaczonym na to regale, a które uporządkowane były zarówno alfabetycznie, jak i ilością płynu w butelce. Starannie założył rękawice, jakby miał stawić czoła wybuchowi toksyn, a nie by zetrzeć tylko trochę brudu na swoim motocyklu.
Pierwszym krokiem było opłukanie maszyny wodą pod ciśnieniem. Diego trzymał wąż z taką mocą, że pewnie myślał, iż to jedyne co stoi między nim a nieuchronnym wiatrem z apokalipsy. Krople wody fruwały na wszystkie strony, a Diego starannie omijał każdy newralgiczny zakamarek, jakby motor miał uszy i nie lubił, kiedy się moczy.
Garaż wypełniała niezrozumiała muzyka, bo Diego nie tylko rozmawiał ze swoim motocyklem, ale także śpiewał mu przy okazji piosenki, które leciały na bezprzewodowych słuchawkach Ortiza. Po skali jego wokalu można było stwierdzić, że to dobry dzień, a przez głośno puszczoną muzykę, nawet nie usłyszał gdy Dara wrócił z zakupów.
Następnie przyszła pora na delikatne pocieranie myjką, która miała milion włosków. Trzeba przyznać, że Diego traktował tę czynność z miłością godną najszlachetniejszego artysty. Każdy centymetr jego dwukołowca był dokładnie badany, a każdy ślad kurzu albo brudu był wyławiany tak, jakby to był skarb warte złoto.
Ale to dopiero początek! Diego sprawdził koła, jakby miał zamiar dokładnie zbadać, czy wszystkie opony są zdrowe. W rzeczywistości wydawało się, że opony to jedyna rzecz, której nie próbował czyścić na maksa.
Oczywiście, nie mogło obyć się bez specjalnych środków do pielęgnacji. Diego miał całą kolekcję, i stosując je, był tak ostrożny, jakby zamiast lakieru, na jego motocyklu były napisane proroctwa o końcu świata. Gdy już wszystko było gotowe, Diego patrzył na swoje maleństwo z dumą. Był świecący, błyszczący i tak czysty, że można na nim lub z nim było zjeść kolację. Tylko sam Diego był teraz jakiś taki brudny… i przemoczony… i zmęczony…
Puścił więc jeszcze buziaczka swojej wiernej towarzyszce i zamknął drzwi garażu od zewnątrz. Wciąż tanecznym krokiem, chociaż teraz już bardziej zachowawczym, pognał do domu i niemal się wywrócił o puszki z farbą, które kupił Sullivan, przez co przeklął w myślach, lecz powstrzymał się od siarczystego wyrzucenia tego z siebie.
- Już wróciłeś? – zawołał z drugiego końca korytarza, wymijając niezgrabnie zakupy, próbując jakoś utrzymać równowagę.
- Halo!!! – krzyknął jeszcze raz, nie dostawszy poprzednio odpowiedzi i dopiero gdy zobaczył krople krwi na podłodze, podążył jej śladem, przyspieszając kroku i zapominając zupełnie o własnym dyskomforcie wywołanym mokrymi ubraniami.
- O bożu… – rzucił już ledwie słyszalnie, mknąc niczym błyskawica w kierunku umywalki, natychmiast sięgnął po czysty ręcznik, który leżał na półce, i zwilżył go pod bieżącą wodą. Woda spływała z niego, tworząc chłodną i balsamiczną teksturę na tkaninie.
Z ręcznikiem w ręku Diego zwrócił się do bruneta i delikatnie, ale stanowczo, przyłożył go do jego twarzy, tuż pod nozdrzami; a potem zdecydowanie, ale ostrożnie, pomógł mu się przenieść. Delikatnie przytrzymał go pod ręką i doprowadził do zamkniętej deski sedesowej, by pochylony usiadł, a sam kładąc dłoń na jego plecach i masując delikatnie, czuł każdy krąg wyginający się w przygarbionej pozycji Darry; jego palce poruszały się w okrężnych ruchach, łagodnie masując mięśnie pleców, próbując rozluźnić napięcie i stres.
Chociaż serce Diega biło szybciej od obawy o Sullivana, starał się być dla niego ostoją spokoju i bezpieczeństwa. Mimo że krew na ręczniku zaczęła wsiąkać, Diego nie odważył się oddalić się od niego. Chciał jeszcze iść po mokry ręcznik, by położyć go na karku chłopaka, ale nie chciał się odsuwać, nie chciał go puścić, jakby w obawie, że gdy tylko odsunie się na krok, coś się wydarzy.
- Wszystko w porządku? – wymsknęło mu się, chociaż sam nie lubił gdy ktoś zadawał mu to pytanie. Teraz jego głos brzmiał spokojniej, chociaż wewnętrznie drżał z każdą chwilą coraz bardziej. Znał to, wiedział co robić, ale mimo wszystko czuł pewnego rodzaju lęk; bo w ich przypadku zwykłe krwawienie z nosa, może nie być takie zwykłe.
- Widzę, że kupiłeś farby. – bardziej stwierdził niż zapytał, próbując jakoś odciągnąć myśli chłopaka od wykrwawiania się na ręcznik, który szybko będą musieli spalić po całym zajściu, bo to już się z bieli to nie odpierze.
- A ładne kolory chociaż wziąłeś? Jak mają nas po tym zabić, to żeby chociaż było warto. – zaśmiał się, wciąż sunąc swymi zimnymi palcami po koszulce bruneta.

Darragh O'sullivan
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dara nie lubił, kiedy się robił wokół niego szum. Był zawsze bardzo wdzięczny Diego, że ten się nim przejmował, ale jednocześnie było mu zawsze głupio i zawsze miał ochotę go od siebie odsunąć, bo przecież nic mu nie było, nie umierał, było w porządku!
Tylko, że umierał - podobnie, jak Diego - i sam też zawsze się o niego strasznie martwił, kiedy jemu coś się działo. Być może dlatego rzadko robił coś takiego, co mu się cisnęło na usta - rzadko go od siebie odsuwał, bo wiedział, że chłopak po prostu się boi. Bo wie, czym to wszystko smakuje i że najmniejszy krwotok z nosa może oznaczać coś poważnego.
- Ej, nic mi nie jest - wymamrotał trochę niewyraźnie przez ręcznik przyciśnięty do ust i nosa. Naprawdę było mu głupio, że chłopak się nim tak przejął - To tylko głupie krwawienie z nosa, zobacz, już przechodzi.
Odsunął ręcznik i natychmiast po jego wargach i brodzie popłynęła krew, ochlapując spodnie.
- Bywało gorzej...
Z nosem któregokolwiek z nich niekoniecznie, ale grunt, to robić dobrą minę do złej gry.
Pochylił się posłusznie, opierając łokcie na kolanach i przymykając oczy. Dotyk Diego na plecach go uspokajał i rozluźniał - takie gesty bardzo lubił i cenił. Po chwili wahania wyciągnął rękę i chwycił go za dłoń, zerkając w górę z lekkim uśmiechem. Trochę zbladł od tego krwotoku, ale tak naprawdę wyglądał gorzej, niż się czuł w tej chwili.
- Kupiłem farby, tak - potwierdził - Nie wiem, czy im się kolory spodobają, ale właściwie nie pytałem ich, jakie lubią; pytałem tylko, czy możemy przemalować nasze pokoje.
Zaśmiał się, wyobrażając sobie minę Gabriela i Tiago, kiedy zobaczą pokój po malowaniu. Ale może nie będzie tak źle.
- Pomyślałem o zrobieniu gradientu od ciemnego fioletu do takiego jasnego lila, gdzieś pod sufitem możemy dać turkus... Jeszcze trochę żółtego kupiłem. I niebieskiego. Chciałbym, żebyśmy tu mieli kolorowo, ale jeśli tobie się nie spodoba, to damy wszystko w jednym, góra dwóch kolorach. W ogóle moglibyśmy coś swojego tu namalować, a nie tak tylko dać farbę na ściany... jak myślisz?
Odsunął ostrożnie ręcznik od nosa, ale to okazało się nadal być błędem. Podłoga pod toaletą od razu zabarwiła się na czerwono.

Diego Ortiz
księgowy, przemytnik, handlarz żywym towarem — kolumbia, meksyk, usa, australia
28 yo — 000 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
- No co ty robisz! – powiedział z wyrzutem, przysuwając ręcznik z powrotem pod nos Sullivana. Nie chodziło mu o plamy na spodniach, czy na podłodze. Diego nieustannie martwił się o Darrę, codziennie, bez wyjątku. To było coś, co tkwiło w jego umyśle, jak stale tętniąca nuta niepokoju. Martwił się o niego każdego dnia, często bardziej niż o siebie. Mimo że obydwaj mieli podpisane kontrakty na bolesną śmierć w przeciągu najbliższych kilku lat, to obawa o to, że Darragh odejdzie pierwszy, pozostawiając go samego w tej okrutnej rzeczywistości, przeszywała go niczym zimny nóż w sercu. To był koszmar, który nawiedzał go w najciemniejszych chwilach nocy i w najgłębszych zakamarkach jego umysłu.
Miał już słabe serce, które pomimo wielu trudności udawało mu się utrzymać przy życiu. Ale gdyby stracił swą najbliższą osobę, to jego serce, które biło jeszcze dla nich obojga, przestałoby mieć sens. Diego był gotów poświęcić się dla Darragha, był gotów walczyć o każdą chwilę wspólnego szczęścia, choć wiedział, że nie ma kontroli nad przyszłością. Był gotów walczyć do ostatniego tchnienia, ale nie mógł sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Darra odszedł. Myśl o samotności była niemal nie do zniesienia. Gdy zamykał oczy i wizualizował O'Sullivana opuszczającego ten świat, serce Diega pękało na milion kawałków. Była to niewyobrażalna niewspółmierność cierpienia, które by go spotkało. Nie zniósłby samotności, którą by pozostawił po sobie.
Nieraz myślał, że w takiej sytuacji pewnie sam zrobiłby wszystko, by zakończyć swoje życie i dołączyć do ukochanego; ukochanego, któremu nigdy nie był w stanie swej miłości wyznać. Była to myśl przerażająca, ale jednocześnie była wyrazem tego, jak głęboko go kochał. Był gotów iść na skraj świata, byle tylko utrzymać go przy sobie.
Co ranek, gdy Diego budził się obok Sullivana, jego pierwszą myślą było sprawdzenie, czy jego ukochany oddycha, a jego serce bije dalej. Spoglądał na twarz Darry, a gdy widział go śpiącego spokojnie, czuł ulgę.
Jednak Diego nie zdradzał swoich obaw i słabości przed nim, jak zwykle tłamsząc swoje cierpienie w sobie. Starał się być dla niego oparciem i wsparciem, niezależnie od tego, jak bardzo go to niszczyło wewnętrznie.
Tak, jak i teraz. Masował chłopaka po plecach, delikatnie, próbując odebrać jego ból, nawet gdyby miał przyjąć go na siebie.
- Ściągaj te zaplamione spodnie. – zażądał, a zaraz sam wziął się za ich rozpinanie i zsunął je powoli. Po to by po chwili odłożyć je, równo ułożone na umywalkę. Zatkał odpływ w wannie i odkręcił zimną wodę.
- Myślę, że ani Tiago, ani Gab, nie będą mieli nic przeciwko. - stwierdził, a jego głos zagłuszany był przez szum lecącej z kranu wody – A co chcesz namalować? – Diego nie znał się za szczególnie na kolorach, wzorkach i tych całych gradientach. Znał się za to na liczbach i odliczając sekundy odkąd wparował do łazienki, minęło ich już 357, a z nosa Darry dalej sączył się czerwony strumień.
- Chodź, musimy cię schłodzić, zanim się wykrwawisz całkowicie. – nie chciał w tym momencie wspominać o szpitalu, który w tym momencie, po takiej utracie krwi, byłby rozsądną opcją. Znał jednak odpowiedź na tę propozycję, a nie chciał stresować Sullivana bardziej, niż było to konieczne.
- Wskakuj. – polecił chłodno.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaśmiał się słabo, kiedy Diego go ofuknął, że odsunął ręcznik od twarzy - sam nie wiedział, dlaczego wydało mu się to zabawne, ale chyba dlatego, że on uważał, że nic mu nie jest. To, że zbladł i było mu trochę słabo, to przecież nic. Przecież to tylko krew z nosa, nic złego, zdarzało się każdemu, najwyżej może innym nie w takim natężeniu, które potrafiło zwalić z nóg. On jednak jeszcze przecież mógł chodzić i normalnie się ruszać, tak? Popłynie i przestanie, nie ma się czym przejmować.
On starał się nie myśleć o ich chorobie, o śmierci, o tym, że któryś z nich w końcu umrze pierwszy. Kiedy takie myśli go nawiedzały, odsuwał je od siebie natychmiast - za bardzo się tego bał, nie potrafił i nie chciał wyobrażać sobie bólu po stracie Diego i nie chciał w ogóle o tym myśleć. Starał się czerpać z życia, żyć normalnie, jak każdy - może najwyżej mogąc robić trochę mniej, trochę wolniej, ale generalnie chciał robić to, co wszyscy. Chodził na imprezy, cieszył się tym, co ma i nie myślał o chorobie i śmierci. Wiedział, że ona nastąpi, że przyjdzie po niego znacznie szybciej, niż po większość ludzi, za szybko, kiedy on jeszcze nie zdąży się tym życiem porządnie nacieszyć, ale robił wszystko, żeby czerpać z niego jak najwięcej. Być może dlatego czasami przesadzał i jeździł za szybko, pił za dużo, wciągał dragi i szalał. Może dlatego był trochę zbyt wesoły i pozytywny czasami, i wszystko obracał w żart, a martwił się dopiero kiedy któryś z nich lądował w szpitalu. W tych momentach Dara dopiero dopuszczał do siebie wszystkie tłumione przez cały czas emocje i uczucia, cały ten cholerny strach - i wtedy był przerażony, że to już koniec, że ta operacja będzie ostatnią, że powinien się porządnie pożegnać z Diegiem, bo już więcej się nie zobaczą. Siedział przy nim zawsze w szpitalu, kiedy mu pozwalano - a kiedy nie, to siedział na korytarzu czekając na pozwolenie, by zobaczyć się z ukochanym. Samotne noce były najgorsze, bo wtedy wszystkie demony wyłaziły ze ścian i oplatały go swoimi czarnymi mackami, dusząc i ściskając za serce. Tylko wtedy myślał o śmierci i niemal ją widział, jak przychodzi po któregoś z nich. Wtedy też myślał o tym, że chciałby być pochowany razem z Diegiem, we wspólnym grobie, gdzie nareszcie mogliby przestać się ukrywać i udawać, że są tylko kumplami.
Czasami chciał pogadać o tym z Diegiem, ustalić jakiś plan, zająć się ich pochówkiem, żeby nie zostawiać potem drugiego z tym samego. Jeśli wszystko byłoby przygotowane, trzeba by było tylko zadzwonić do domu pogrzebowego i nie zwalać drugiemu z nich na głowę jeszcze załatwiania miejsca i trumny - to byłoby rozsądne, ale takie myśli przychodziły mu do głowy tylko w tych momentach, kiedy któryś z nich był w szpitalu. Wtedy to nie był najlepszy moment, a później... później nie miał serca ani odwagi, żeby o tym rozmawiać: kiedy coś nie było wypowiadane głośno, to tak jakby nie istniało, było tylko w sferze abstrakcji, nie miało możliwości przejść do realnego świata.
Wyprostował się, kiedy Diego zażądał, żeby Dara zdjął spodnie. Zająłby się tym sam, ale wciąż przyciskał ręcznik do nosa, więc kiedy Ortiz się za to zabrał, Sullivan uśmiechnął się szeroko, patrząc na niego z zadowoleniem.
- Lubię jak mi tak robisz, wiesz? - zagadnął - Kontynuuj.
Na chwilę odsunął ręcznik od nosa i zdjął koszulkę, przy okazji brudząc ją krwią. Spojrzał niepewnie na wodę wypełniającą wannę i wzdrygnął się - nie miał ochoty wchodzić do zimnego. Objął Diego za szyję i ostrożnie zanurzył palce stopy, drugą ręką przyciskając znów ręcznik do twarzy.
- Jezu, zimne! - cofnął nogę, ale widząc minę Ortiza, grzecznie wszedł do wanny, krzywiąc się i odruchowo przyciskając łokcie do boków - Nie usiądę w tym, nie dam rady...
I tak wiedział, że będzie musiał to zrobić, więc po chwili błagalnego patrzenia na chłopaka wreszcie zanurzył się, zaciskając zęby, położył się i odchylił głowę na krawędź wanny, trzymając się kurczowo jej krawędzi. Odrzucił ręcznik do umywalki uznając, że jak jest w wannie, to już nie trzeba tamować krwotoku, bo sam kiedyś ustanie.
- Nie wiem, co chcę namalować, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem - odpowiedział na poprzednie pytanie - Może jakieś drzewa? Tajemnicze postacie? Gwiazdy? Zawsze mi się marzyła galaktyka na suficie... Nie wiem, czy bym potrafił, ale może...? Jakbyśmy się postarali?
Trochę mu się kręciło w głowie, ale nadal nie uważał, żeby działo się coś złego. Po prostu był teraz trochę osłabiony, zaraz mu przejdzie, zwłaszcza jeśli mieli w domu jakąś czekoladę.

Diego Ortiz
księgowy, przemytnik, handlarz żywym towarem — kolumbia, meksyk, usa, australia
28 yo — 000 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Niezależnie od sytuacji i otoczenia, Diego był człowiekiem nieugiętym, który nie tolerował oporu czy dyskusji, zwłaszcza wtedy, gdy wiedział, że ma rację. Teraz, gdy Darragh próbował protestować przed wejściem do zimnej wody, Ortiz nie miał zamiaru ustępować. Jego oczy błyszczały nieprzejednaną determinacją, a spojrzenie, które rzucił chłopakowi, było niczym piorunujący błysk. Nie było miejsca na dyskusję ani opór. W międzyczasie równo ułożył zaplamioną koszulkę Sullivana, tuż obok spodni; a następnie zdjął swoją, złożył ją w kosteczkę na zamkniętej desce sedesowej i po chwili zrobił to samo ze spodniami. Nie zamierzał zostawiać Darry samego w tym cierpieniu.
- Przesuń się trochę. - kładąc mu dłoń na plecach, zasygnalizował mu by się odrobinę przesunął, po czym usiadł na oparciu wanny. Zamoczył tylko stopy w zimnej wodzie, sycząc przy tym cicho.
- Wcale nie jest tak zimna. Nie przesadzaj. – zaśmiał się, chociaż woda faktycznie była lodowata, chyba nawet bardziej niż zamierzał plan Diego; ale to drobny i nieistotny szczegół, o którym nikt nie musiał wiedzieć. Rozłożył szerzej nogi, robiąc oparcie dla Sullivana, przyciągnął go bliżej siebie i przejechał parę razy po jego gęstych włosach.
- Galaktyka brzmi spoko… – odparł nieco zamyślony, wciąż gładząc go po głowie. Diego gładził lekko Darragha po plecach, a jego dłonie delikatnie ślizgały się wzdłuż kręgosłupa. To był gest pełen troski i wsparcia, którego nie potrzebował słów, by przekazać swoje uczucia. Czuł każdy kręg w kręgosłupie chłopaka, każdy mały niespójny detal, który tworzył anatomię jego ciała. Pod palcami odczuwał zimną skórę Darragha, która delikatnie drżała w reakcji na chłodną wodę w wannie.
- Z kosmosem będzie o tyle łatwiej, że jak zrobimy parę kolorowych plam to będzie wyglądać gwieździście. – dodał nadal zamyślony.
- Ostatecznie możemy wszystko umazać farbą i nazwać to dziełem impresjonistycznym. – zaśmiał się głośno. W głowie nadal odliczając sekundy. Odliczanie czasu było jak rytmiczne bicie serca, które naprowadzało go na właściwą ścieżkę działania. Sekundy stawały się mikroświatem, mikrokosmosem, w którym zawierały się wszystkie ich obawy, nadzieje, troski i pragnienia. Były to jednostki miary, które oddzielały ich od pewności, od stabilności, od przeszłości i przyszłości.
Gdyby nie te odliczane sekundy, Diego mógłby zacząć układać rzeczy, które tu nie były na swoich miejscach. Była to jego reakcja na chaos, sposób radzenia sobie z niesprawiedliwością i nieporządkiem, jakie przynosił świat. Jednak teraz musiał zignorować ten zwyczaj, by skupić się na Sullivanie.
- Lepiej ci już? – jego głos był zatroskany, a każde kolejne przejechanie po włosach Darry, było nieco sztywniejsze, jakby jego paliczki zamieniały się w kostki lodu, przez co trudniej było kontrolować dłonie. Wyciągnął rękę i z kieszeni spodni wyjął nadgryzionego batona.
- Z buziaczkiem, lekko nadgryziony, ale może wystarczy.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przesunął się, zgodnie z prośbą Diego - nie sadził, że chłopak usiądzie za jego plecami i włoży nogi do tego lodu, ale zwrócił uwagę na to syknięcie, gdy stopa jego partnera znalazła się w wodzie - czyli jednak było zimno, tak? A on siedział w tym cały, zanurzony do połowy żeber. Niedługo po wejściu do wanny miał już mocną gęsią skórkę i zaczął się trząść, ale fakt, że chyba mu to pomagało na krwotok z nosa, bo płynęło coraz mniej. Oparł się skronią o kolano Diego i wpatrzył w korek, który rozmywał się przez fale w wodzie - to był fascynujący widok. Głaskanie, które dostawał od swojego chłopaka też go uspokajało i pozwalało zapomnieć o tym, dlaczego w ogóle został do tej wanny wpakowany. Co prawda krew teraz płynęła powoli po jego policzku na kolano chłopaka i po jego łydce do wody, ale Dara się tym nie przejmował; nie zauważał też, że się trzęsie, bo przestał odczuwać ból skóry związany z zanurzeniem w lodowatej wodzie - teraz nie czuł już nic poza tym, że było mu dobrze i czuł się kochany. A to było najważniejsze dla niego - najważniejszy w jego życiu był Diego i tak naprawdę większość rzeczy robił dla niego i po to, żeby być blisko niego.
Również się zaśmiał słysząc o impresjonistycznym dziele będącym po prostu mazajami kolorowej farby - to nie brzmiało tak znowu źle.
- Możemy tak zrobić, a potem powiemy wszystkim, że każdy widzi tam to, co chce i że to dlatego ma taką głębię w sobie. Tak, jak te wszystkie dzieła sztuki w galeriach sztuki współczesnej: kolorowe kwadraty czy inne pisuary... To przecież sztuka, tak? Wystarczy wnieść sracz do galerii.
Reagował mimowolnie na ten dotyk na kręgosłupie: to było jedno z najczulszych miejsc na jego ciele i najbardziej... pobudzających, zwłaszcza kiedy dotykał go Diego i kiedy robił to w taki sposób: delikatnie, powoli, czule, badając palcami nierówności pod jego skórą. Gdyby nie było mu tak cholernie zimno, to prawdopodobnie by się nakręcił bardziej, ale w tej sytuacji tylko jego plecy wyginały się nieznacznie, reagując na ten dotyk.
Krew powoli przestała mu płynąć z nosa, zatrzymana widocznie przez zimną wodę.
- Lepiej - odpowiedział na jego pytanie i oderwał się od jego kolana, by spojrzeć na batona. Parsknął śmiechem, ale wziął podarunek i pochłonął na kilka gryzów: najwyraźniej jego organizm bardzo się teraz domagał czekolady. Położył potem papierek na brzegu wanny, opłukał swoją twarz i nogę Diego, po czym wtulił się w niego, przysuwając się bardziej i obejmując jego rękami.
- Dziękuję. Jesteś kochany. A jak mnie stąd wypuścisz, to pójdę do kuchni, zjem jeszcze trochę czekolady i będziemy malować.
Trudno było go zrozumieć przez to, że szczękał zębami i nie był w stanie tego opanować - było mu cholernie zimno i potrzebował teraz jakiegoś ciepła - na przykład właśnie przytulenia do Diega.

Diego Ortiz
ODPOWIEDZ