lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Musiała stanąć twarzą w twarz z nieprzyjemną prawdą. Musiała w końcu usiąść i powiedzieć Orchid każdą z rzeczy, które męczyły jej sumienie. Musiała wyznać wszystko co stało się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, kiedy to czekała i marzyła o powrocie Orchid do Lorne bay. To było jej największe marzenie, a mimo to robiła rzeczy, które wiedziała, że zranią Castellar jeśli się o nich dowie. Może dlatego, że po pierwszym miesiącu straciła wiarę w jej powrót. Trzymała się uporczywie trzeźwości licząc na ślub, choć jego wizja z każdym kolejnym tygodniem stawała się coraz mniej realna. Zaczynała wątpić, zaczynała podważać, zaczynała zatracać się w swojej depresji i desperacji. Pragnęła jedynie być kochaną wiedząc, że może to dostać najłatwiej u braci, którzy przecież musieli darzyć ją miłością bezgraniczną. W końcu byli rodzeństwem...
Wracała właśnie od Saula po zmierzeniu się z pierwszą dawką prawdy. Nadal trzęsły jej się ręce, nadal nie wiedziała co powinna zrobić, nadal nie wykupiła leków z recepty. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to cała ta sytuacja stanie się jeszcze bardziej realna. Wiedziała, że jeśli tylko pozwoli sobie na leczenie to będzie musiała zaakceptować, że jest chora. Nie była gotowa tego zaakceptować.
Wolała być zwykłą ćpunką niż nosicielką wirusa. Wolała umrzeć w jakimś obrzydliwym squatcie, w przypadkowym miejscu na świecie, z przedawkowania niż mierzyć się do końca życia z piętnem choroby, która sprawnie odganiała każdego. Do tej pory naprawdę sądziła, że to właśnie kokaina ją zabije.
Nie pamiętała już połowy słów, które wypowiedziała do niej lekarka. Nie miała pojęcia kiedy się zaraziła, choć przecież medyczka coś na ten temat wspominała. Nie wiedziała nawet co powinna teraz zrobić poza wykupieniem tej recepty, którą trzymała w kieszeni skórzanej kurtki i, której rogi miętosiła próbując uspokoić dygotanie rąk. Uparcie szukała kluczy do przyczepy, a gdy tylko próbowała otworzyć drzwi to jej upadły na kratkę znajdującą się przed wejściem. Kurwa. Schyliła się by sięgnąć po pęk kluczy do i c h domu. W końcu to miała, w końcu się doczekała, w końcu stała przed domem, który należał do niej i Orchid, może i była to przyczepa, ale Eve kochała ją nawet bardziej niż jakby był to dom z basenem. Luksusy to nie był jej klimat, nigdy. Wzięła trzy głębokie oddechy i przekroczyła próg przyczepy.
-Hola, mi carino - mówiła głosem łamliwym i niepewnym. Normalnie podeszłaby do Orchid i ją pocałowała, ale w tym momencie nie była pewna czy jej tym czynem nie zarazi. Oczywistym było, że nie, ale edukacja Eve od lat była na niskim poziomie. Amalia usiadła na łóżku zerkając na swoją ukochaną i zastanawiając się od czego właściwie powinna zacząć. Orchid z łatwością mogła zauważyć napuchnięte nadal od płaczu oczy Monroe. Położyła ręce na kolanach, ale gdy zauważyła, że zbyt mocno się trzęsą schowała je z powrotem do kieszeni kurtki. Próbowała choć odrobinę ukryć stres, który nią szargał. Tak cholernie mocno bała się ją stracić.-Musimy porozmawiać.- wyrzuciła z siebie jedynie nie mogąc zebrać się na to by powiedzieć cokolwiek więcej, Z czasem. Z czasem się odważy. Przecież musi...

Orchid Castellar
amalia
lachmaniara
sprzedaje jaszczurki — petbarn cairns
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Muszę wyjechać gdzieś, w końcu naprawić sen

Poprzedniego wieczoru została w pracy dłużej, bo musiała pomóc przy rozładowywaniu dostawy do sklepu. Eric dobrze płacił, jej podwójnie, więc miała motywację, a poza tym to zawsze jakieś zajęcie i kilka godzin mniej zastanawiania się nad sprawami, o których wolała nie myśleć. Miała wrażenie, że wszystko wymyka się jej przez palce. Niby ruszała się powoli i do przodu, kupiły z Amalią przyczepę, dostała pracę, planowała ślub z ukochaną, mimo wszystko dalej czuła napięcie. Czy to miało zamiar kiedykolwiek zniknąć, czy może strach zostanie z nią do końca życia? Czasami miała wrażenie, że zahacza swoimi myślami o paranoje i że boi się własnego cienia, jak wczoraj klienta o charakterystycznych dla południowców cechach wyglądu. Była pewna, że w pierwszej chwili zemdleje, a okazało się, że mężczyzna przyszedł po prostu kupić buty. Nie było czego się bać, a ona zwyczajnie przesadzała. Zrobiła się nadwrażliwa i ani trochę się jej to nie podobało. Może miało to związek z burzą hormonów, która przeszła przez jej ciało zaledwie dwa tygodnie wcześniej.

Nie tylko Amalia miała swoje tajemnice. Orchid przeszła w ciągu zaledwie trzech miesięcy więcej, niż ludzie potrafią przeżyć w ciągu całego życia. Wiele z tych wydarzeń spowijała mgła milczenia, bo nie chciała martwić nimi nikogo bliskiego. Czy ta traumatyczna przeszłość była aż taka ważna? Może lepiej było to przemilczeć. Po prostu zamieść wszystko, co niewygodne pod dywan i żyć dalej, skupiając się na teraźniejszości i przyszłości.

Wymęczone ciało pozwoliło jej na spokojny i długi sen. To były kolejne plusy bardziej wymagającej pracy. Kiedy nie miała zbyt wielu fizycznych obowiązków, to ćwiczyła lub biegała. Teraz, gdy odżywiała się już regularnie i przyjmowała odpowiednią liczbę kalorii, mogła pozwolić sobie na większy wysiłek fizyczny i porządny sen w wygodnym łóżku, w świeżej pościeli, a nie na brudnym, zawszonym materacu, okryta kawałkiem szmaty lub workiem foliowym.

Spała jak kamień, podkulając nogi i zgarniając całą kołdrę, którą oplatała nogą i ręką, jakby chciała się do niej przytulić. Ocknęła się dopiero, kiedy usłyszała odgłos upadających za drzwiami kluczy, chociaż jeszcze nie chciała otwierać oczu ani tym bardziej wstawać. Zamruczała coś pod nosem, zwilżyła spierzchnięte wargi językiem i poruszyła nosem, jakby chciała odgonić muchę. Miło było mieć w końcu swój kąt i to nawet milszy, niż ostatnio. Tamto wynajęte mieszkanie nie przypadło jej za bardzo do gustu, było jakby przechodnie, nie do końca ich. Przyczepę kupiły za gotówkę i od razu pod siebie wyremontowały. Czuła się tutaj dobrze, to była zdecydowanie jej bezpieczna przystań, jej gniazdko miłości, kącik bezwarunkowego szczęścia.

Otworzyła leniwie oczy, kiedy usłyszała otwierane drzwi, a potem gdy Amalia usiadła na łóżku i Orchid poczuła jak materac ugina się pod jej ciężarem.

Uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, wyciągając dłoń, aby pogładzić nią rękę Monroe, spoczywającą na własnym kolanie. Wyglądała na spiętą, chociaż to dopiero powoli docierało do Kolumbijki i ścigało ją do rzeczywistości.

Dzień dobry, skarbie 一 powiedziała cicho, unosząc lekko głowę i podkładając sobie pod nią poduszkę, aby lepiej widzieć narzeczoną. Patrzyła na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu, upewniając się, że na pewno ma rację w swoich osądach i coś się stało. Zmarszczyła lekko brwi, słysząc poważny ton i jeszcze poważniejsze stwierdzenie. Poczuła ukłucie stresu, które ścisnęło jej żołądek. Nie podobało się jej to, ani trochę, ale nie widziała dla siebie drogi ucieczki i w zasadzie nie chciała wcale uciekać. Powinna się z tym zmierzyć, na tym polegało dorosłe, odpowiedzialne życie. Ani ona, ani Amalia nie powinny już przed sobą, uciekać, nigdy. Jeżeli to wymagało wysłuchania jej i poznania jej problemów, aby pomóc, to właśnie to zrobi. Bez narzekania, bez bagatelizowania i bez zostawiania jej samej sobie.

Podciągnęła się i usiadła, zbierając kołdrę między nogami i opierając się na niej brzuchem, gdy nachylił się do pocałunku, który jednak nie nastąpił. Zamrugała zdziwiona wycofaniem Amalii i wyprostowała się, przekrzywiając lekko głowę.

Co się stało? 一 zapytała coraz bardziej przejęta.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie potrafiła bez wyrzutów sumienia pocałować Orchid, nie potrafiła się przemóc. Czułaby się winna mając świadomość jak wielką kłamczuchą była. Czuła się niegodna Castellar. Kolumbijka zmagała się z porywaczami, walką o wolność i Los jeden wiedział czym jeszcze, podczas, gdy jej, de facto narzeczona, sypiała z kim popadnie, sprzedawała swoje ciało za pieniądze i roznosiła po Lorne Bay wirusa. Bawiła się, bo była przekonana, że Orchid opuściła ją z zemsty i nie potrafiła sama sobie wybaczyć, że w tak obrzydliwy sposób ją osądziła. Zbyt często raniła ludzi na tyle mocno, że ci się na niej mścili, więc ten tok rozumowania wydawał się jedynym słusznym. Ciężko było jej przyswoić myśl, że komukolwiek mogłoby na niej zależeć bezinteresownie i nieskończenie. Może dlatego, że sama miała problem z okazywaniem takiego przywiązania. Castellar była pierwszą osobą, za którą dałaby się pokroić, pierwszą, do której przywiązała się tak silnie, że miała jej twarz przed oczami, gdy zasypiała, nawet wtedy, gdy leżała w objęciach kogoś innego. Zawsze myślami powracała do niej i gdyby nie to wszystko co się wydarzyło na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy to by już dawno siedziała w samolocie powrotnym do Kolumbii licząc, że znajdzie swoją ukochaną w jej ulubionych miejscach.
Jej ręce się trzęsły, przeskakiwała kostkami w palcach ze stresu. Nie wiedziała od czego powinna zacząć bo nawet nie wiedziała gdzie był początek tego wszystkiego z czego musiała się wyspowiadać. Jej nogi biegały w miejscu jakby chciały okazać jak bardzo Eve pragnie uciec z przyczepy. Bała się, cholernie się bała. Monroe nigdy nie była dobra w konfrontację, unikała ich jak ognia, kiedy to było oczywiste, że to ona zrobiła coś złego. Gdy wina definitywnie leżała po drugiej stronie podejmowała się boju wykrzykując okropne słowa, zupełnie jak na tym felernym grillu, na którym powiedziała o wiele za dużo w kierunku Jane. Właśnie, Jane, musiała do niej napisać smsa by też poszła się przebadać. Musiała iść jeszcze do Olliego, musiała porozmawiać z Klausem, Cardanem, Primrose i pewnie całą masą innych osób, o których teraz kompletnie nie pamiętała. Skąd ich się nagle tak wiele wzięło?
Same odwiedziny u Saula całkowicie pozbawiły ją sił, czuła się pusta i martwa, choć miała jeszcze trochę pożyć. Siedząc teraz obok Orchid nie potrafiła jej nawet spojrzeć w oczy bo tak mocno zjadało ją poczucie winy i wstyd.
-Nie wiem od czego zacząć... Może po prostu ci to pokażę, a potem wytłumaczę.- w jakiś sposób ta metoda wydawała jej się łatwiejsza, mniej inwazyjna. Nie musiała dzięki temu powiedzieć tego wszystkiego na głos. Wyciągnęła z kieszeni pogiętą receptę, nadal nie wykupioną i podała ją do rąk ukochanej.- Badali mnie w szpitalu pod kątem bycia dawczynią dla Isaaca. Okazało się, że nie mogę nią zostać bo nadużywałam alkoholu i kokainy i... Jestem nosicielką HIVa. - im dalej brnęła w tę opowieść, tym cichszy stawał się jej głos. Nie była w stanie odważyć się na pełniejszy i dźwięczniejszy wyraz, A teraz wracam od Saula bo musiałam mu powiedzieć by się przebadał...-Powinnaś za jakiś czas pójść się przebadać, mi amor.- po jej policzkach spłynęły łzy, w ciszy, dokładnie tak jak nauczono ją w domu. Płakać można było jedynie w milczeniu, tak by nikt inny się nie zorientował, tak by nikt nie wiedział, tak by nie musieć się za siebie wstydzić.-Ale...To nie jest wszystko co muszę ci powiedzieć.- przełknęła głośno ślinę i schowała twarz w dłoniach, jakby chciała ukryć się przed całym światem, ukryć się przed jej uwielbioną orchideą.

Orchid Castellar
amalia
lachmaniara
sprzedaje jaszczurki — petbarn cairns
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Muszę wyjechać gdzieś, w końcu naprawić sen

Widziała stres, który z każdą chwilą Amalia coraz bardziej jej pokazywała. W pewnym momencie nie wiedział co z tym zrobić, co zrobić ze sobą. Chciała jej jakoś pomóc, ale dopóki nie wiedziała co się stało i co chciała jej ukochana powiedzieć, to nie mogła się do tego ustosunkować. Trwała tak w niepewności, która pożerała ją od środka. Mogłaby uchylić jej nieba, ale nie miała pojęcia jak się do tego zabrać i które drzwi otworzyć, aby spłynęło na nie trochę blasku. Przygryzła wargę i wpatrywała się w Amalie w napięciu, czekając na jej słowa, jak na ścięcie. W głowie zaczęła tworzyć najgorsze scenariusze, głównie krążące wokół narkotyków, ale tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia czego się spodziewać.

Niezależnie od wszystkiego, co mogła zaraz usłyszeć, nie mogła znieść zdenerwowania, które miotało ciałem Amalii, więc zerknęła na jej drżące dłonie i objęła jedną z nich palcami, po czym odetchnęła, wpatrując się z napięciem w jej twarz. Kochała ją tak bardzo, że była niemalże pewna, że przejdą przez to razem. Chciała wierzyć, że nawet najgorsze ich nie rozdzieli, więc zakładała, że wytrzyma wszystko. Póki co najbardziej obawiała się chyba tego, że Amalia przestała ją kochać i będzie chciała odejść, odrzuci ją. Chyba tylko wobec tego byłaby bezsilna. W końcu nie mogłaby zatrzymać jej siłą, prawda?

Słysząc o tym, że coś jej pokaże, Orchid zmarszczyła brwi, puściła jej dłoń i przejęła receptę, którą powoli rozprostowała i wbiła w nią wzrok, odczytując wszystko, co było na niej zapisane. Tak naprawdę niewiele z tego zrozumiała, nie była lekarzem i nigdy nie miała styczności z lekiem, który widniał na kawałku papieru, który tak mocno teraz ściskała. Domyśliła się jednak, że chodzi o jakiś poważny, zdrowotny problem i przez chwilę myślała, że stanęło jej serce, gdy pomyślała o tym, że być może Amalia chce jej przekazać, że umiera.

Uniosła na nią wzrok dopiero, gdy wytłumaczyła jej, że chodzi o HIV.

Co? 一zapytała bo nagle w jej głowie zapanował chaos. Nie wiedziała wiele o tej chorobie, nie licząc tego jak się przenosi i że jest to poważny stan. Nie była jednak pewna jak poważny. Może jednak miała rację i jej narzeczona umiera? 一 Co to znaczy? Co z tobą będzie? 一 rzuciła kolejnymi pytaniami, narazie ignorując wzmiankę o tym, aby sama się przebadała. Zapewne dotrze to do niej, jak już dowie się wszystkiego o stanie Amalii. Każdego szczegółu.

Oddychanie przynosiło jej trudności i czuła coraz boleśniejsze ukłucia stresu, napięcie, które wzrosło jeszcze bardziej, gdy okazało się, że to nie koniec rewelacji na dziś. Przysunęła się do dziewczyny, gdy zakryła twarz dłońmi.

Amalia? Co chcesz jeszcze powiedzieć? Proszę, nie trzymaj mnie w niepewności 一 poprosiła, przyglądając się jej z wyraźną troską. Była bliska łez, ale powstrzymywała je, wiedząc że pewnie i tak popłyną. Tylko z jakiego powodu? Ze smutku? Ze strachu? Z bezsilności, a może ulgi? Gdyby nie zapowiedź kolejnych informacji, pewnie siedziałaby już z laptopem na kolanach i wyszukiwała wszystkich możliwych informacji o HIV. Chciałaby pomóc, opiekować się nią i odpowiednio wspierać. W dalszym ciągu nie myślała o sobie i badaniach. To była jakaś abstrakcja.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Przyszedł czas wyznać najgorsze przewinienia, a Eve nagle zabrakło głosu. Jak ma o tym wszystkim powiedzieć? Czy Orchid jeszcze kiedykolwiek spojrzy na nią tym samym spojrzeniem? Czy będzie w stanie ją dalej kochać tak jak ją kochała do tej pory? Monroe ponad wszystko nie chciała stracić aktualnego stanu rzeczy. Wierzyła w lepsze, piękniejsze życie u boku Castellar, wierzyła w podróże, w dom, w życie takie jakie sobie wymarzyły, przede wszystkim wspólne życie. Bez tajemnic, bez kłamstw, pełna transparentność.
Eve rzadko kiedy kłamała, chyba że wyznając miłość ludziom, do których nie była przywiązana. Ale to nigdy nie dotyczyło Castellar. W niej była zakochana bez pamięci. Tylko przy niej czuła tak realną, prawdziwą i szczerą wolność. Wiedziała, że może być sobą i nie będzie oceniana, nie będzie krytykowana, nie spotka ją ból. Ale teraz nie była tego taka pewna. Bomba, którą miała zrzucić na nią mogła pokrzyżować wszystko. Mogła na zawsze je poróżnić i zniszczyć ich relacje.
Pytania Orchid tylko jeszcze bardziej ją dobijały, bo ona nie wiedziała. Nie miała zielonego pojęcia co teraz, nie wiedziała jak przebiega życie osoby z HIV, nie wiedziała co ją czeka, jak będzie teraz wyglądało jej życie. Czuła się jak dziecko we mgle. Miała ochotę stanąć po środku tej mgły i się rozpłakać, tak jak płakała na szpitalnym korytarzu w następnej chwili po wyjściu od lekarki.
-Nie mam pojęcia, Orchid. Zielonego.- wzruszyła ramionami podkreślając swoje słowa. Próbowała sobie przypomnieć słowa medyczki, ale była w tak ciężkim szoku, że nie potrafiła wykrzesać z siebie ani jednego wspomnienia.-Muszę wykupić tę receptę. I... chyba.... brać zawsze o tej samej porze. Kurwa, nie wiem, nie pamiętam. Nic nie pamiętam co ta kobieta mówiła.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, których już dłużej nie była w stanie hamować. Spływały strumieniami po policzkach, szyi, aż po dekolt. Otarła twarz rękawem swetra. Wdech, wydech. Poradzisz sobie. Po prostu to z siebie wyduś.
-Przepraszam-wyszeptała i zaszlochała zwijając się w kulkę, opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłonie. Nie potrafiła być teraz dotykana przez Orchid, nie po tym co zrobiła pod jej nieobecność, nie po tym, kiedy czuła się jak ostatnia szmata, którą prawdopodobnie była.-Nie jesteś jedyną osobą która musi się przebadać.- wyszeptała w swoje dłonie nie mając nawet pewności czy Castellar ją słyszy.-Właśnie wracam od Saula. I muszę iść jeszcze do... Olivera. - bo mam chore zapędy do własnych braci. -Spałam z nimi w tym roku. I z Saulem w Brazylii zanim się poznałyśmy .- oto się stało. Cała prawda wyszła na jaw. Teraz już wszystko było w rękach Orchid.-Kain, mój współpracownik, próbował namówić mnie wczoraj na kreskę. Odmówiłam.- dodała czując przypływ szczerości, zupełnie tak jakby chciała wyznać już wszystko co się dało. Wszystko co tylko była w stanie wygrzebać w pamięci wyrzucała z siebie bombardując ukochaną faktami, które mogły być zbyt ciężkie dla niej.-Przepraszam, mi amor. Przepraszam.- szloch odbierał jej siłę. Zaniosła się kolejną falą płaczu. Pociągnęła nosem i znowu otarła swoją twarz chcąc się odwrócić i spojrzeć w oczy Orchid, kiedy ta wyda na nią wyrok. Ostatni akt odwagi.

Orchid Castellar
amalia
lachmaniara
sprzedaje jaszczurki — petbarn cairns
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Muszę wyjechać gdzieś, w końcu naprawić sen

Patrzyła na nią uważnie, bojąc się coraz bardziej, tego co Amalia powie. Nie była na to przygotowana, ale chciała się z tym zmierzyć, chciała ją wesprzeć. Zachorowało, stała się. To mogło przytrafić się prawie każdemu, kto nieostrożnie postępował w sprawach łóżkowych. To mogło również spotkać samą Orchi i co do tego była pewna. Powinna sama się przebadać, nie tylko ze względu na Amalie, ale i na to, co przeszła przez ostatnie miesiąca. Każdy, z którym spała, mógł ją czymś zarazić i powinna to sprawdzić. Przecież mogła przekazać wszystko Amalii, o czym wcześniej nie pomyślała. Była zbyt zakręcona wszystkim, co się stało. Co prawda okazało się, że Monroe już była chora, ale wcześniej Orchid o tym w końcu nie wiedziała. Poza tym HIV to nie jedyna choroba przekazywana drogą płciową. Aż bała się pomyśleć…

Dobrze, rozumiem. Spokojnie. Dowiemy się wszystkiego. Pomogę ci, skarbie. Jestem obok 一 powiedziała szybko, widząc że dziewczyna wpadła w panikę. Ocierała jej łzy, dopóki mogła. Kiedy jej narzeczona schowała twarz w dłoniach, Orchid przysiadła obok, układając dłonie na swoich udach i przygryzając lekko wargę, nie bardzo wiedząc co zrobić. Może powinna zacząć się czegoś dowiadywać, a może pomilczeć chwilę, trwając przy ukochanej, pozwalając jej się wypłakać, dając do zrozumienia, że czuwa i przy nie jest?

Sama oddychała powoli, głęboko, próbując trzymać swoje emocje w ryzach i starając się być tą silniejszą. Musiała spróbować. Jej silna wola posypała się jak domek z kart, kiedy usłyszała kolejne wyznania. W pierwszym momencie nie rozumiała zbyt wiele. Usłyszała o tym, że dziewczyna wraca właśnie od Saula i Olivera, ale w pierwszym momencie uznała, że była u nich się wygadać. Może nawet przez moment ukłuło ją, że najpierw poszła z tym do nich, a nie do niej, ale nie chciała tego oceniać. To w końcu rodzina, najbliżsi, osoby którym można było zaufać bezgranicznie. Osoby, które nigdy by cię nie skrzywdziły, a przynajmniej takie miała wyobrażenia. Przypomniał jej się młodszy brat, którego zawsze chciała chronić, za wszelka cenę, który był jej oczkiem w głowie i któremu nie zdołała pomóc. Obwiniała się o to latami, po części nawet teraz. Kiedyś był dla niej wszystkim i krzywda oraz niesprawiedliwość, które go spotkały, były największą tragedią samej Orchid. Zabrano go za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Ojciec wydusił z jej braciszka ostatnie tchnienie w brutalny. ohydny sposób, sprawiając że świat Kolumbijki zawalił się, że jej psychika na zawsze została dotknięta i nie potrafiła się z tego pozbierać.

Dlatego, tym bardziej, nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała chwilę później.

Spałam z nimi w tym roku. I z Saulem w Brazylii zanim się poznałyśmy.

Nawet nie usłyszała słów, które padły po tym jednym wyznaniu. Przez chwilę kompletnie nic nie trzymało się kupy, ale z każdą sekundą nabierało jakiejś dziwnej całości, nawet jeżeli kompletni nie rozumiała sensu. Nie mogła uwierzyć, że Amalia właśnie przyznała się, że uprawiała seks z braćmi. Rodzonymi braćmi, starszymi, bardziej doświadczonymi. Z osobami, które miały ją wspierać, pomagać, kochać bezwarunkowo i chronić przed całym złem tego chorego świata.

Co powiedziałaś? 一 wykrztusiła z siebie, a jej pytanie zawisło między nimi jak tłusta, obrzydliwa larwa, zwieszająca się na cienkiej nitce z chorego drzewa. Powoli wstała i na drżących nogach podeszła do aneksu kuchennego. Dotarło do niej, że to nie jest nieśmieszny żart. Amalia nie pozwoliłaby ranić jej takimi słowami, gdyby to nie była prawda. Wszystko zaczęło się jej mieszać. Wspomnienia młodszego brata, leżącego bez życia na podłodze jej dawnego domu rodzinnego, Amalia mówiąca o chorobie, w końcu obrazy Saula i Olivera, dotykającego jej narzeczonej, swojej siostry, w sposób nieodpowiedni. Bo przecież to nie jej wina, prawda? To oni musieli ją jakoś zmanipulować, może ją molestowali? Nie potrafiła inaczej na to spojrzeć. Jej Amalia by czegoś takiego nie zrobiła, prawda? Na pewno nie świadomie.

Dotarła do zlewu szybciej, zgięła się wpół i zwymiotowała, nie potrafią powstrzymać odruchu obrzydzenia. Łzy spłynęły po jej policzkach przy kolejnej torsji, kiedy żołądek opuszczała żółć. Zakaszlała i splunęła, na oślep szukając kurka od kranu, żeby odkręcić wodę. W końcu jej się to udało i pospiesznie nabrała w usta chłodnej wody, aby przepłukać buzię i gardło.

Zabiję ich 一 wyrzuciła z siebie szeptem, krzywiąc się i zaciskając zaczerwienione oczy.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Była blisko stwierdzenia, że żałowała wszystkiego co się wydarzyło. Żałowania swoich zażyłych relacji z braćmi, żałowania sprzedawania się za kokainę, żałowania powrotu do Lorne Bay. Wszystko, co spotkało ją od powrócenia z podróży niosło za sobą ból, zarówno ten zadawany samej Evie jak i wszystkim w koło. Raniła do krwi, rozcinała skórę, wyciągała mięśnie i wbijała w nie naostrzone zęby. Łatwiej było jej niszczyć niż tworzyć, ranić niż podnosić, niszczyć niż budować. Zapominała, że każdy z jej czynów niósł za sobą konsekwencje, które właśnie teraz z pełnią siły się na niej odbijały. Uderzały w najczulszy punkt jaki Eva posiadała- w Orchid. Tą, która z początku starała się ją wspierać.
Amalia widziała troskę i zalęknienie w jej oczach, widziała ból i niedowierzanie, widziała chęć niesienia pomocy. A jej słowa, każde kolejne, które po sobie postępowało jeszcze bardziej ją umacniały w przekonaniu, że Castellar była ostoją dobroci. Eva nie wiedziała o bardzo wielu ciemnych sekretach, które uporczywie skrywała Orchid, być może nawet, gdzieś głęboko w sobie, liczyła, że teraz kiedy sama zwierza się ze wszystkiego to i ona się przed nią otworzy, że w końcu, za sprawą tych poronionych relacji z braćmi, staną się przed sobą w pełni transparentne. Obie skrywały stanowczo zbyt wiele by móc mówić o szczerości względem siebie nawzajem. Być może żadna z nich nie potrafiła być w pełni szczera. Eva jak nikt inny teraz wdziała, że łatwiej było kryć przed sobą niewygodności niż stawić im czoła.
-A chcesz jeszcze być obok?- zapytała ze smutkiem w głosie, podniosła głowę by spojrzeć Orchid prosto w oczy. Jej własne były osnute łzami i bólem, których nie potrafiła i nawet nie chciała ukrywać. Ciężko było jej uwierzyć, że ktokolwiek po usłyszeniu informacji o wyroku w postaci choroby wenerycznej chciałby jeszcze trwać przy jej boku. Jednak Orchid nie była byle kim, nie była pierwszą lepszą osobą i ciężko było ją od siebie odstraszyć, nawet jeśli słowa, które wypowiadała mogłyby odpędzić każdego innego. Orchid to nie był każdy. Orchid w tym wszystkim była tak cholernie wyjątkowa.
Kolejne słowa ukochanej zawisły w powietrzu, a atmosfera stała się dużo gęstsza niż w chwili wyznania prawdy o chorobie. Nie wiedziała co mogłaby odpowiedzieć, więc trwała w tym niezręcznym, ciężkim milczeniu obserwując jak jej narzeczona zerwała się z łóżka by podbiec do zlewu. Chciała do niej podejść, przytrzymać włosy, położyć jej rękę na plecach, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i przecież nic takiego się nie stało. Tylko, że się stało. I Eva była tego aż nadto świadoma. Ne ruszyła się nawet na centymetr, zastygła w swojej pozycji, w której opierała twarz na dłoniach i obserwowała jeszcze ukochaną. Jednak, gdy padły kolejne słowa z jej ust, Eva nie dała rady dalej siedzieć bezczynnie. Wstała prostując się niczym struna i spojrzała prosto w oczy Orchid zbierając się na ostateczną prawdę:
-Nie. Orchid, ja tego chciałam. Nie rób im krzywdy bo oni mi jej też nie zrobili.- podkreśliła to tak dobitnie jak tylko się dało wiedząc, że drugi raz tego z siebie wyrzucić nie da rady. Nie mogła pozwolić by Saulowi lub Oliverowi cokolwiek się stało, nie kiedy stali jej się najbliższymi braćmi, nie kiedy wszystko inne wisiało na włosku, a wiedziała, że do nich zawsze może się zgłosić. Nie wiedziała co innego mogłaby powiedzieć, ale jednego była pewna: nie wybaczyłaby sobie, jakby winą za to wszystko byli obarczeni tylko oni.

Orchid Castellar
amalia
lachmaniara
sprzedaje jaszczurki — petbarn cairns
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Muszę wyjechać gdzieś, w końcu naprawić sen

Pociągnęła krótko nosem i wyprostowała się, słysząc pytanie Amalii. Spojrzała na nią z lekkim niedowierzaniem, zastanawiając się co jej siedziało teraz w głowie, że pytała o takie rzeczy. Jak mogłaby nie być? Przecież to wszystko wydarzyło się pod jej nieobecność, tak przynajmniej uważała, i gdyby tylko była cały czas obok, jak obiecała, to może do tego by nie doszło. Nie mogła, i nie chciała, jej zostawić. Nie po tym, co razem przeszły i co do siebie czuły. Taka miłość nie gaśnie przez byle przeszkodę, taka miłość w ogóle nie gaśnie. Chyba nic nie mogłoby jej ugasić. Były sobie przeznaczone i Orchid z uparciem maniaka, totalnego psychola, nie dopuszczała do siebie innej myśli. Rozdzieliliby ją z Amalią tylko wtedy, gdyby oderwali jej zimne, martwe szpony od jej ciała. Tylko wtedy.

Co to za głupie pytanie, Amalia? Wypluj je natychmiast 一 fuknęła, otwierając szeroko oczy. 一 Nigdy nie możesz wątpić w moją miłość i moje oddanie. Nie obrażaj nas 一 dodała, właściwie warknęła, odgarniając wilgotne kosmyki ciemnych włosów za uszy. Wątpiąc w nią, Eva wątpiła również w siebie i swoją wartość, bo według Orchid była warta wszystkiego, każdego poświęcenia i każdej ranie na ciele Castellar, którą poniosła, by tutaj wrócić.

Oddychała głęboko, wodząc rozeźlonym spojrzeniem po twarzy narzeczonej. Jej kolejne słowa wyprowadziły ją z równowagi, która i tak była zachwiana.

Co ty pierdolisz? Zwariowałaś? 一 zapytała zaskoczona, chociaż po chwili zaśmiała się krótko, histerycznie, wycierając kroplę wody, która zawisła na jej nosie. 一 Jestem pewna, że myślałaś, że tego chcesz 一 mruknęła, uśmiechając się pod nosem. Ułożyła dłonie na swoich biodrach, odzianych w krótkie spodenki i zacisnęła palce na materiale, wbijając je sobie w skórę. 一 Krzywdy? Będą mnie błagać o te ich marne życie, a kiedy z nimi skończę nie wyruchają już nikogo więcej 一 powiedziała z zacięciem i ruszyła z miejsca, żeby dopaść do szafki na buty i odzież wierzchnią, z której wyciągnęła kij bejsbolowy, Uniosła go i przyjrzała się mu, jakby oceniała czy wystarczy. Najwyżej uzbroi się w coś stosowniejszego na miejscu, gdziekolwiek to miejsce było, bo przecież nie będzie paradować po mieście z tasakiem. Wsunęła stopy w klapki, poprawiła ramiączko cienkiej, białej koszulki i tyle. Wypadła z przyczepy jak burza i ruszyła przed siebie. Nie miała pojęcia gdzie szukać Saula lub Olivera, ale od czego miała rozum i gębę?

Jak mi nie powiesz gdzie oni są, to będę pytała innych do skutku 一 krzyknęła do Amalii, która wyskoczyła za nią. Po wydostaniu się z niewoli była gotowa na wszystko, dosłownie. Miała zamiar bronić ukochaną i mścić się na każdym, kto ją skrzywdził, bo wiedziała co dla niej lepsze. Zemsta nie była jej obca. Pomściła brata, mordując rodziców, zemściła się za ich przymuszoną rozłąkę, zabijając kilku porywaczy, podczas ucieczki i teraz była zdeterminowana pomścić resztki niewinności ukochanej, które zabrali jej starsi bracia. Nic innego się nie liczyło, a szaleństwo w jej oczach powinno ostrzec teraz każdego, nawet samą Evę.

Złość dawała jej siłę, napędzała ją jak nic innego. Dawno wyzbyła się hamulców i to prawda, że o wielu konsekwencji braku tych hamulców Amalia nie wiedziała. To były tajemnice, które Orchid skrywała głęboko w sobie, zaliczając je do przeszłości, która nie powinna rzutować na ich wspólne życie. Co prawda zasugerowała jej kiedyś, że wypadek jej rodziców wcale nie był wypadkiem, ale o tym, co stało się podczas jej niewoli, Eva pojęcia nie miała. Teraz na pewno nie był to czas na takie zwierzenia i Orchid nawet nie była pewna czy kiedykolwiek znajdzie odpowiednią chwilę.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nienawidziła patrzeć na cierpienie Orchid. Zwłaszcza jeśli miała świadomość, że to ona była jego zaczynem. Ostatnie czego chciała to powodować ból w oczach swojej ukochanej, która przeszła już wystarczająco wiele. Przeżyła piekło by do Evy powrócić, a teraz to właśnie Eva robiła jej drugie piekło. Zrzucała na nią prawdę bez której Orchid żyłoby się dużo lepiej. Przez myśl przeszło jej, że być może nie powinna, że być może lepiej byłoby zachować to wszystko dla siebie. Jednak wiedziała, że nie jest w stanie żyć z tym co wiedziała, a co kryła w sobie już dostatecznie długo. Nie była w stanie patrzeć w brązowe oczy ukochanej i mieć świadomość, że ją okłamuje. Każdego dnia, gdy patrzyła w lustro widziała kłamcę. A teraz, kiedy już wszystko było jasne, kiedy wszystko wyszło na jaw, czuła się chyba jeszcze gorzej.
-Przepraszam, mi amor. Nie wątpię, po prostu... Mało kto by został.- Nikt by nie został. Prawda była taka, że każdy zdrowo myślący człowiek odwróciłby się na pięcie i zostawił ją samą sobie. Porzucił, zagrzebał w wspomnieniach, do których powracałby jedynie z dzikiego sentymentu. Orchid była inna. Orchid jej wybaczała. Być może nawet i zbyt wiele wybaczała. Gdzie leżała granica? Co musiała zrobić Eva, żeby jej ukochana się od niej odwróciła? Co było przekroczeniem norm? Co jeszcze mogłaby zrobić? Wolała o tym nie myśleć.
Nastrój Castellar eskalował stanowczo zbyt szybko, a Amalia nie miała zielonego pojęcia jak temu zaradzić. Wywołała bestię, której prawdopodobnie nie umiała poskromić. Demona, który był do tej pory głęboko skryty. Nie rozumiała dlaczego Orchid założyła, że to do czego doszło między nią, Saulem i Oliverem było wynikiem zadanej jej przez nich krzywdy. Nigdy tego tak nie postrzegała, nawet nie myślała o tym by któregokolwiek z chłopaków o to oskarżać. Zbytnio ich kochała by widzieć ich w ramach oprawców.
-Nie, nie, nie. Orchid! Kurwa, oni mi nic nie zrobili. Przysięgam, ja tego chciałam- dopiero teraz, kiedy mówiła o tym otwarcie, kiedy mówiła o sypianiu z braćmi, zaczynała rozumieć jak wielkim przekroczeniem granic to było. Jak bardzo się stoczyła by sięgać po prostą przyjemność ze strony braci, a nie... kogokolwiek innego.
Gdy Castellar zaczęła się ubierać i sięgnęła po kij bejsbolowy Amalia nie mogła już dłużej siedzieć na łóżku. Zerwała się na równe nogi i dobiegła do Castellar łapiąc z całej siły za broń przez nią dzierżoną.
-Nie pozwolę ci ich skrzywdzić, Orchid.-powiedziała stanowczo, jej głos nabrał powagi, lecz nie było w nim gniewu. Nie potrafiłaby się gniewać na nią. Musiała ją uspokoić, choć nie miała pojęcia w jaki sposób.-To są moi bracia. Najbliżsi mi ludzie poza tobą, rozumiesz to? Nie możesz ich skrzywdzić. Nie ich.- powtarzała w uporze maniaka licząc, że jakkolwiek dotrze do otumanionego gniewem umysłu Castellar.

Orchid Castellar
amalia
lachmaniara
ODPOWIEDZ