stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Może tak i mówił, że nie lubi zaskakiwać i prosty z niego człowiek, ale to niezbyt prawda. Może chciał do tego dążyć, ale przeróżnie to się układało. Nie do końca tak, jakby sobie to przewidział, zwłaszcza w pewnych relacjach, a konkretnej tej jednej z Addie. Właściwie do tej pory była dość nieszablonowa, a przez to zaskakująca. Kiedyś nie myślała, że zakocha się w gościu, którego mogłaby uznać za stalkera. Kiedyś nie pomyślałaby, że utrzyma kontakt z kimś, kto ją upokorzy przed całym światem. Kiedyś... Callaghan zdecydowanie miała inny pomysł na to, jak ma wyglądać jej życie oraz codzienność. Dziś chyba nadszedł czas, żeby godzić się z tym, że gówno z tego wyszło i może próbować cieszyć się z tego, co ma. Tyle że nie do końca potrafiła, co zapewne prezentowała wszelkimi pytaniami dzisiejszego wieczoru.
Nie chciała wnikać w to jak wyglądała relacja, którą tworzyła z Grahamem. Poniekąd ze względu na to, że sama blondynka kompletnie się pogubiła o co w tym chodziło. Nie potrafiłaby odpowiednio wyjaśnić więc Kirby'emu co jest na rzeczy. Jednego tylko była pewna - nie jest tak, jak chciała. Pomimo wszelkich starań by było okej, daleko temu związkowi było do nawet akceptowalnie. Przekonywała się o tym coraz bardziej każdego dnia, ale chciała udawać... że jest inaczej. Tylko nie miała sił, ani się tłumaczyć, ani tego znosić. Na całe szczęście... Vanderberg nie pytał, a pomimo wszelkich nieprzyjemności między nimi, zdecydował się po raz kolejny być. I może tego Addison nie pokazywała, ale.. naprawdę doceniała.
-Chyba uznałam, że pora powiedzieć sobie wszystko o tamtej sprawie i nie wracać - odparła, jakby nigdy nic, wzruszając ramionami. Tak jakby to stanowiło najoczywistszą rzecz pod słońcem, jak fakt, że trawa jest zielona na wiosnę.
Callaghan nie przeszkadzało milczenie, które im towarzyszyło po drodze powrotnej do domu. Nie paliła się też, żeby ją przerywać, gdy znaleźli się we wnętrzu. Analizowała to, co powiedział Kirby przed swoim pytaniem.
O depresji... Zastanawiała się... Jak to wtedy wyglądało między nimi. Jakim wsparciem była, a jakim nie... I żałowała... Pewnych spraw. Ale nic na razie nie mówiła. Zawiesiła się, zdjęła buty automatycznie, a z letargu wyrwało blondynkę dopiero pytanie o dodatki. -Pieczywo będzie okej - mruknęła, wchodząc za Kirbym do części kuchennej. Nie chciała robić mu większego kłopotu. I tak zwaliła się całkiem niezapowiedziana. -Co planowałeś robić? - zapytała, reflektując się może nieco zbyt późno, że na sto procent w czymś musiała mu przeszkodzić. -poszukam kubków, zrobię herbatę - zaproponowała, bo może więcej wina nie było zbyt mądrym pomysłem. Czajnik znajdował się w widocznym miejscu, zajęła się więc na początek przygotowaniem podstawy i podstawiła przedmiot pod kran, by uzupełnić w nim wodę.
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
O nie, nie. Kirby zdecydowanie był prostym człowiekiem. Moment kiedy jego życie się pokomplikowało był momentem, w którym po prostu był w poważnej depresji. Oczywiście nie chciał się do tego przyznać i uważał, że jest po prostu załamany tym, że już nigdy nie będzie dobry w piłkę, ale teraz, jak na to patrzył z perspektywy czasu, to wiedział, że był w depresji. To też depresja pchnęła go do robienia głupich rzeczy, jak na przykład zdradzania Addie. Szukał szczęścia i lekarstwa tam, gdzie nie powinien go szukać. Tym bardziej, że lekarstwa były mu proponowane przez cały sztab lekarzy, którzy się nim zajmowali i którzy chcieli tego, żeby wrócił do dawnej formy. Po prostu Kirby próbował być mądrzejszy od specjalistów i skończył jak skończył. A jeśli chodzi o pozostałe sprawy to był prosty. Zawsze mówił prawdę, nie potrzebował wielu rzeczy i starał się niczego sobie nie komplikować. I nie komplikować też niczego innym, chociaż on sam był swoim własnym priorytetem. Był panem swojego życia. Nie cudzych. Nie był odpowiedzialny za cudze szczęście czy nieszczęście. Oczywiście do pewnego stopnia, bo wiedział, że był odpowiedzialny za jej nieszczęście kiedy zrujnował ich małżeństwo. Ale od tamtego czasu wkroczył na pewną ścieżkę w życiu i był bardzo zen.
-Okej. – Jej odpowiedź miała sens. Akceptował to i nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby oskarżyć ją o kłamstwo. Była to prosta odpowiedź, ale musiała być szczera, bo jednak nigdy wcześniej Addie o to nie zapytała. Może to był jej moment. –To masz jeszcze jakieś dalsze pytania w związku z tym? – Nie chciał o tym rozmawiać, ale też widział w jakim stanie była jego była żona. Może potrzebowała tego, żeby naprostować swoje obecne życie, żeby rozwiązać sobie kilka spraw. Był gotowy poświęcić się na to, żeby jej trochę ulżyć. Jak już i tak otworzyli tą puszkę Pandory, to mogli równie dobrze kontynuować. Nie było raczej nic co mógłby powiedzieć, żeby ją dobić, albo zranić. Albo, żeby pogorszyć ich obecne relacje. Przeszłość była przeszłością.
Skinął głową, podszedł do zlewu, żeby umyć ręce i po tym jak wytarł je w ściereczkę przeszedł do lodówki skąd wyjął garnek z gulaszem. Ustawił go na duży palnik i włączył pod małym ogniem. Zamieszał trochę i pozwolił, żeby gulasz się podgrzewał, ale żeby jednocześnie się nie zagotował i nie zrobił z siebie kleika złożonego z rozgotowanych warzyw i rozlazłego mięsa.
-Nic specjalnego. – Odparł sięgając po deskę do krojenia, nóż do pieczywa i w końcu chleb, który od razu zaczął kroić. –Planowałem trochę poczytać, a później iść spać. – Nie chciał mówić o Lego, bo jednak to było jego intymne przeżycie, które chciał zostawić sam dla siebie. Poza tym ludzie mają tendencję do przepraszania, że przerwali coś takiego, ale nikt nie miał pretensji o przerywanie czytania. To też nie tak, że chciał, żeby ktoś miał o to pretensje. Po prostu z czytaniem jest tak, że podnosisz książkę i czytasz. Układanie Lego jest rytuałem.
-Kubki i herbata są w szafce nad czajnikiem. – Od razu podpowiedział, żeby nie musiała się czuć skrępowana zaglądaniem po szafkach. On sam nie miałby nic przeciwko, bo przecież niczego w tej kuchni nie skrywa. Gdyby był odpowiedzialny za kupowanie wyposażenia do tego domu to miałby tylko jeden kubek, jeden talerz, jedną miskę, jeden widelec, jedną łyżkę, jedną łyżeczkę i jeden nóż. Był jedną osobą, więcej nie potrzebował. Niestety jego agent, Albert, zadbał o to, żeby Kirby mógł przyjąć maksymalnie trzech gości. Stary, dobry Albert wiedział, że jak kupi więcej rzeczy niż jest potrzebne to Vandenberg się wkurwi.
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Może Addison powinna zapisać się do Kirby'ego na jakieś szkolenie/warsztaty z tego bycia zen. Zdecydowanie skorzystałaby z tego, a już najbardziej, by skupić się na tym, że szczęście w codzienności zależne jest od niej, a nie od kogoś innego. Jakby nie było - Callaghan od dawna, a może i od zawsze, uzależniała radość od obecności drugiego człowieka. Możliwe, że wynikało to z dość licznej rodziny, która bardzo długo miała ze sobą dobry kontakt, wspierała się i cóż... To ciepło, pomimo niewielu funduszy, zdawało się rekompensować wszystko oraz uskrzydlać. Czy można było ją za to winić, że szczęśliwe dzieciństwo, pełne miłości rodziców, zainspirowało ją, by spróbować znaleźć coś podobnego i stworzyć we własnej dorosłości? Chyba nie. Aktualnie, jednak... Powoli zaczynało docierać do Addie, że nieco za bardzo trzymała się tego planu, który zwyczajnie mógł być niewykonalny dla niej... Może pora rozejrzeć się za wersją b? Och, gdyby tylko to było tak łatwe...
Pokręciła głową, a dla wzmocnienia swojej wypowiedzi, a także rozwiązania wszelkich wątpliwości dodała werbalnie: -Nie. Zostawmy to już w przeszłości.
Tak uważała, że będzie lepiej. Potrafili z jakiegoś powodu wciąż ze sobą rozmawiać, na swój dziwny sposób również się o siebie troszczyć (dobra, on o nią, u niej bywało różnie). Nie musieli też w żaden sposób dyskutować o zdradach. Stały się, nie cofną czasu. Nie zmienią biegu wydarzeń. Nie ożywią na powrót małżeństwa. I nie zmienią tego, co czuli tuż po wyjściu na jaw prawdy, ani jego zakończeniu. Teoretycznie Addie miała wreszcie klarowny obraz powodów, zamierzała się go trzymać. Spróbuje też się odciąć od tamtego etapu. Tym bardziej, że bardzo chciała wierzyć w te wszystkie miłe słowa, które o niej powiedział dziś Vanderberg. I teraz, będąc w stanie upojenia alkoholowego, zdawało się to możliwe, by uwierzyć.
-Poczytać... - powtórzyła po nim, nieco z niedowierzaniem, o czym świadczył sam ton, jak i lekko uniesione brwi. Nie dyskutowała jednak bardziej, bo co się będzie kłocić, jakie ma obecnie Kirby przyzwyczajenia, skoro od dobrych czterech lat nie mieszkali razem? Mogło zmienic się wszystko, dosłownie wszystko. A, że nieco się zmieniło, świadczył już o tym sam fakt przygotowania przez byłego męża gulaszu, także tak... Addie guzik wiedziała o aktualnym Kirbym, i to na własne życzenie. -dzięki - zdecydowanie ułatwiło to Callaghan przygotowanie im herbaty.
Po kilku minutach takiego krzątania, niezobowiązującej rozmowy, mogli zasiąść przy drewnianym stole i zająć się gulaszem (ewentualnie sama Addison jadła, a Kirby obserwował, nie jestem pewna czy też je). Oczywiście pochwaliła umiejętności byłego partnera, bo nie spodziewała się, że mogło mu to wyjść aż tak smaczne. Zdecydowanie miała za mało wiary w niego, za co się nieco wewnętrznie wstydziła. Dopili niespiesznie herbatę, kontynuując rozmowę na lżejsze tematy, blondynce od czasu do czasu potrzeć twarz, by nieco się otrzeźwić, aż wreszcie Addie zapytała: -Mógłbyś odwieźć mnie do mieszkania? - bo czuła, że niewiele brakowało, by zasnęła z głową na stole. Zwyczajnie była zmęczona - emocjami, tymi niezbyt pozytywnymi. Alkohol dokładał swoje. I cóż, Addison nie chciała sugerować, że prześpi się u niego na kanapie. Zresztą, to chyba nie byłoby zbyt rozsądne rozwiązanie. Powinna wracać. Tylko... wcale nie chciała, bo przecież czekało na nią puste, zimne mieszkanie... no, ale... Taka była rzeczywistość.
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby byłby okropnym nauczycielem. Nie miałby do nikogo cierpliwości. Poza tym jemu samemu osiągniecie tego wewnętrznego spokoju, który miał teraz zajęło bardzo długo. Poza tym jak ktoś go nie zna to nigdy nie powiedziałby, że ten człowiek ma jakiś wewnętrzny spokój. Kirby wiecznie wyglądał na poirytowanego, albo wściekłego. Nie odzywał się jak nie musiał, a jak już się odzywał to często był odbierany jako ktoś niemiły, albo chamski. No i w sumie zdarzały się sytuacje, że właśnie taki był. Ucząc Addison tego wszystkiego, na początku może by się starał, ale jego pokłady cierpliwości były naprawdę ograniczone. Gdyby nie załapała wszystkiego dostatecznie szybko, to zrobiłoby się niemiło.
- W porządku. Zostawmy to w przeszłości. – Zgodził się i powiedział to na głos, żeby lepiej zapamiętać, że oboje zdecydowali, że przeszłość powinna zostać przeszłością. Porozmawiali, Addie nie była chętna na dalsze ciągniecie tematu, a dla niego był to znak, że po prostu nigdy już do tego nie wrócą. A przynajmniej miał taką nadzieję. Niewiele miał złych wspomnień ze swojego życia. Właściwie to te złe mógłby wymienić używając palców u jednej ręki. Jednym z takich wspomnień był rozwód i wszystko przez co przechodził, co doprowadziło do tego rozwodu. Nic dziwnego, że był bardzo chętny do tego, żeby zostawić to wszystko za sobą. Może jak nie będzie o tym myślał to w końcu wspomnienia się zatrą, a on nie będzie pewien czy to była prawda czy jego wyobraźnia.
- Poczytać. – Potwierdził i przerwał szykowanie gulaszu, żeby na nią spojrzeć. Przez sekundę przyglądał jej się podejrzliwie, bo nie wiedział o co chodzi. Czy czytanie było jakimś sekretnym kodem, którego nie rozumiał? Coś jak ludzie noszący koszule z ananasami na urlopach i rejsach wycieczkowych? Zawsze lubił czytać. Wyciszało go to i pozwalało mu na ułożenie myśli w głowie. Wolał to niż ćpanie czy chodzenie po klubach nawet za czasów młodości. Nie pociągnął jednak tematu. Nie chciał prowokować jakiejkolwiek wymiany zdań, która mogłaby zakończyć się w przykry sposób. Skinął tylko głową na jej podziękowanie i zamieszał w gulaszu.
Kirby sobie również nałożył porcję gulaszu. Co prawda mniejszą, bo niedawno jadł i nie był głodny, ale jednocześnie nie chciał być kripem, który siedzi naprzeciwko Addie i patrzy jak ta je. A opieranie się o blat i udawanie, że się nie gapi nie wchodziło w grę. Lubił patrzeć na swoich rozmówców.
- Jasne. – Chciał nawet zaproponować, że mogłaby tutaj zostać na noc. Farma była duża, on miał wolne pokoje. Wiedział jednak, że Addie nie przystałaby na taką propozycję, a on nie miał zamiaru jej przekonywać i namawiać. – To zacznij się powoli szykować. Ogarnę w tym czasie naczynia i podjadę autem. – I jak powiedział, tak też zrobił. Wstał, zebrał miski po gulaszu, opłukał je w zlewie i załadował do zmywarki. Resztki pieczywa schował do chlebaka, przetarł nawet stół i ruszył na korytarz, żeby zmienić buty i pójść po auto. Nie chciał, żeby w ciemnościach chodziła po nierównych terenach. Jeszcze sobie skręci kostkę i będzie to wina Kirby’ego. Jak już podjechał to wyszedł z auta, bo jednak musiał zamknąć dom.
-Gotowa? – Zapytał stając obok.
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Blondynka nie miała ze sobą za wiele, tak więc szykowanie do powrotnej drogi zajęło niewiele czasu, zapewne jakieś trzy minuty, po których znalazła się na ganku. Nocna cisza otoczenia farmy działała kojąco na Addie, podobnie jak ciepły wiatr smagający niewinnie zaróżowione policzki. Uśmiechnęła się sama do siebie, uznając, że to wcale nie był taki głupi pomysł, by się tu pojawić. Nie zrobiła przynajmniej niczego, czego mogłaby na trzeźwo żałować. Dziwna ulga towarzyszyła całemu temu spotkaniu, a na jego koniec pojawiła się w Callaghan lekkość... Zaskakujące, że przyjaciela znalazła właśnie w Kirbym. Niemniej... skoro już zdała sobie z tego sprawę, to chciała to doceniać, tak na co dzień.
Z zamyślenia wyrwał ją silnik auta, które pojawiło się przed nią za szybko. Mogłaby spędzić tak jeszcze kilka, a może i kilkanaście minut. Zamiast dalszego trwania w milczeniu, które pozwalało zanurzać się w naturze, Addison kiwnęła głową, nieco zbyt energicznie co odczuła przez ukłucie w karku, sięgnęła więc dłonią w tamto miejsce by je rozmasować, kiedy już zmierzała na miejsce pasażera.
Droga nie należała do tych z ożywioną rozmową, ale to z prostego względu - Addie zasnęła o wiele wcześniej niż planowała, bo już kilka sekund po ruszeniu z pod farmy. Oczy otworzyła dopiero, kiedy samochód stanął przed jej budynkiem mieszkalnym. Uśmiechnęła się zawstydzona, nie będąc pewną, czy udało się ocknąć wraz z przybyciem na miejsce, czy może biedny Vanderberg spędził tu kilkanaście minut, czekając na śpiącą królewnę...
-Dziękuję Kirby za dziś, dobrej nocy - powiedziała i choć to zawsze on był bardziej wylewny w jakiekolwiek okazywanie sympatii, dzisiejszej nocy to Addison zdobyła się na przyjacielskie muśnięcie porośniętego jednodniowym zarostem policzka mężczyzny. Zebrała się dość szybko, tak samo też zniknęła w środku, nie odwracając się za siebie. Z podobnym postanowieniem w swojej głowie - nie wracać do tego co było, a cieszyć się tym co tu i teraz. Cóż, sama blondynka była ciekawa, jak długo się to jej powiedzie... i czy w ogóle.

/zt
come hold me tight
no_name4451
ODPOWIEDZ