Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#8

Na całe szczęście, to początkowe zagubienie w domu swoich przyjaciół Molly i Graham mieli już za sobą. Wciąż czuli się, a przynajmniej ona czuła się jak intruz, jednak zdecydowanie już nie stresowała się, jak chciała przestawić coś z jednej półki na drugą, lub kupić coś nowego, aby poczuć się bardziej jak u siebie.
Na całe szczęście wzajemne relacje opiekunów małej Sally się rozwijały i choć trudno powiedzieć, aby były jakoś bardzo zażyłe, brunetka przyzwyczaiła się do obecności dziennikarza każdego jej dnia i musiała przyznać, że chwilami lubiła spędzać z nim czas. Choć były też momenty, że totalnie go nie rozumiała, ale jedno wiedziała o życiu. Każde silne uczucie, pozytywne czy negatywne jest lepsze od obojętności. Jej nieudane narzeczeństwo zdecydowanie tego ją uczyło.
Dlatego też, gdy jednego pięknego zimowego wieczora wspomniała, że ma propozycję, niemal nie do odrzucenia, a po jej wysłuchaniu Flannagan popatrzył na nią jak na kretynkę, to się tylko uśmiechnęła. Okej, to było bardzo szalone, zwłaszcza jak na nią. Była mieszczuchem, a żyła właściwie na terenach należących już do buszu. Wolała siedzieć w wygodnym fotelu (a ten w sypialni Sally był nad wyraz wygodny!) i czytać książkę, a nie pielić grządki czy kosić trawnik. A jednak w pewnym momencie wymyśliła, że korzystając z domu z ogrodem, powinni coś zrobić. Nie, nie posadzić krzaczki truskawek, by ich podopieczna mogła zjadać codziennie owoce prosto z krzaczka (co generalnie nie było głupim pomysłem), ale aby zbudować niewielki kurnik i kupić parę ptaszysk. Nie były to jakieś mocno wymagające zwierzęta, nie trzeba było poświęcać im godzin dziennie, by je pielęgnować, karmić i zabawiać ( w przeciwieństwie do.... koni?), drogie w utrzymaniu również nie były, a składały dodatkowo jaja i można było oszczędzić na zakupach. Zjeść też można było, ale o tym akurat Molly nie myślała, bo w życiu by własnoręcznie niczego nie zabiła i miałaby problem aby zjeść coś, co jeszcze przed chwilą biegało koło jej nóg.
Jakże było jej zdziwienie, kiedy Graham się na te kurczaki zgodził. Widać, że nie był zachwycony, a raczej nie podzielał entuzjazmu, ale zgodził się. Niczym małe dziecko przekonujące rodzica, Adams obiecała, ze sama się zajmie zbudowaniem, lub kupieniem kurnika i ogrodzeniem kilkunastu metrów kwadratowych, by te im nie przeszkadzały. Cały proces trochę potrwał, ale w końcu nadszedł ten wielki dzień. Molly zadzwoniła z drogi do Grahama, że wiezie pieć kurczaczków i że jak tylko podjedzie, to powinien wziąć Sally i czekać na nią w ogrodzie. W końcu to też miała być atrakcja dla dziewczynki!
-Już jestem, cześć-uśmiechnęła się do mężczyzny i pomachała ręką do ślicznotki na jego ramieniu, a sama podeszła do nich z kartonowym pudełkiem, które przywiozła z farmy za miastem, która specjalizowała się w kurach i jajkach. -A co my tu mamy-zapytała, podekscytowana biorąc małą, żółtą kuleczkę w dłoń. Właściwie, to w dzieciństwie nie miała nigdy żadnego zwierzęcia, więc to była dla niej nowość.
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
014.

life is better with chickens around
{outfit}
On nadal nie czuł się tutaj w pełni swobodnie. Nie odpowiadała mu myśl, że miałby cokolwiek zmieniać w miejscu, które należało niegdyś do jego przyjaciół i to właśnie oni budowali tu swoje życie. Nie chciał tego zmieniać, bo w ten sposób jeszcze bardziej urzeczywistniłby to, że już ich tu nie było. Jakaś jego część wiedziała, że było to irracjonalne - Monica i Cedric nie żyli już przecież i nigdy nie mieli do tego miejsca wrócić, jednak Graham zachowywał się tak, jakby ich powrót był jak najbardziej realny. Tłumaczył sobie to tym, iż chciał, aby Sally wychowywała się w miejscu, w którym mogłaby poczuć ducha rodziców i chociaż w ten sposób się do nich zbliżyć. Była to przykra wizja, ale chciał wierzyć, że będzie to dla niej dobre.
Z tego powodu dość sceptycznie podchodził do kwestii zaadoptowania kurczaków. Po pierwsze, wychodził z założenia, że żadne z nich nie miało dostatecznie dużo czasu, żeby się nimi zajmować. Po drugie, wydawało mu się, że skoro ledwie radzili sobie z opieką nad dzieckiem, drób też z łatwością zdołają zawieść. I po trzecie, była to kolejna ingerencja w królestwo ich zmarłych przyjaciół, które wcale nie posiadało aż tak dużo miejsca dookoła. Był to przecież domek w środku lasu, nie do końca przystosowany do tego, aby trzymać tu zwierzęta. Wydawało mu się zatem, że Molly oszalała nieco, ale kim był, żeby jej zabraniać?
Gdy dziś pojawiła się w domu z kartonem kurczaków, zdał sobie sprawę z tego, że jego mało entuzjastyczna zgoda i brak wiary w jej zamiary nijak miały się do rzeczywistości. Dotarło do niego, że brunetka rzeczywiście zdecydowała się dopiąć swego, przeogromnie go tym zaskakując. To zaskoczenie było wymalowane na jego twarzy w momencie, w którym Molly znalazła się na podwórku i pokazała Sally jednego z kurczaków. - Jeśli nie chcesz, żeby go zgniotła, lepiej go schowaj - przypomniał, robiąc krok w tył. Dziewczynka, którą miał na rękach, wyciągnęła dłoń w kierunku ptaka, najwyraźniej uznając go za ciekawą zabawkę. Wolał nawet nie myśleć o tym, co stałoby się, gdyby go dosięgła. Choć miała zaledwie rok, uścisk miała na tyle mocny, iż populacja kurczaków z całą pewnością straciłaby jednego członka. - Czyli naprawdę zamierzasz zajmować się kurami? - zapytał z nutą wątpliwości w głosie. Nadal nie wierzył, że to mogłoby się udać, ale może po prostu jeszcze dobrze jej nie znał i nie wiedział, na co było ją stać? Może i w tej kwestii mogła go jeszcze zaskoczyć.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Graham i Molly rozmawiali na temat zmian, wspólnie podjęli decyzję, że będą starali się zachować dom Sally jak najbardziej przypominający ten, który opuścili Cedric i Monica tamtego feralnego dnia. Było to zrozumiałe, jednak wprowadzanie niewielkich zmian, wraz z rozwojem dziecka, czy z innych potrzeb, nie wydawał się być niczym złym w oczach Adams. Graham wydawał się być nieco bardziej restrykcyjny w tym temacie, do czego miał pełne prawo - gratis otrzymywał prawo weta. W końcu musieli myśleć nie tylko o Sally, ale o sobie nawzajem. Co wciąż było dość problematyczne, bo nawet pomimo wspólnego mieszkania, nie znali się jeszcze na wylot. Potrzebowali więcej czasu, a kto wie, czy to w ogóle kiedykolwiek nastąpi.
Temat kur był przegadany, Molly nie zamierzała udawać drobiowej specjalistki, jednak trochę o tym poczytała, porozmawiała z osobami, które coś takiego same robiły i Molly była pewna, że dadzą sobie radę. To nie był pies, którego trzeba zabierać na długie spacery, czy kot, którego trzeba było głaskać. Kobieta była naprawdę chętna, aby spróbować takiego wyzwania. Jeśli się nie sprawdzą - na pewno w okolicy znajdzie się ktoś w okolicy, kto z chęcią odbierze ptaszyska od nich, poświęci się (znaczy się, Molly to zrobi) jeden dzień aby posprzątać ogródek i będą mogli spuścić zasłonę milczenia na ten epizod. Na pozór wydawało się to być przemyślane. Jednak jak wyjdzie w praktyce, się zobaczy... Mogło to faktycznie być szaleństwo.
Kobiecie wydawało się, że jej współlokator zdał sobie sprawę, że to nastąpi, tak jak ona była gotowa to zrobić.
-Wiem, że skończyłby jak jej gęś Pipa, z wyciągniętą szyją-uśmiechnęła się, bo chwilowo była bardzo podekscytowana, co przerodziło się na jej dobry nastrój. Nie ma co się dziwić, że Sally najłatwiej było złapać maskotkę właśnie za szyję, bo jej mała łapka dawała sobie radę to objąć i nie musieć się bać, że jej to wypadnie z rączki. -Podobny do Twojej gęsi, co?-zapytała dziewczynki, która wydawała się być zainteresowana tym, co Molly jej pokazuje. Jednak nie da się ukryć, Graham miał rację, więc złapała inaczej kurczaka, by ten nie uciekł jej, ale też dawał możliwości złapania przez kogoś innego. -A pamiętasz jak robi kura?-zapytała, bo książeczki o dźwiękach wydawanych przez zwierzątka i Sally zaczynała coś łapać.
-Tak-odpowiedziała Grahamowi. Była pewna, że da sobie całkiem sama radę z tym całym pomysłem, w końcu miała tych kur pięć, a nie pięćdziesiąt. Jak będzie naprawdę, to było dobre pytanie, okaże się w przyszłości. -Mam jeszcze w bagażniku taki płotek, czy kojec, jak zwał tak zwał, żeby nigdzie nie uciekały. -I żeby Sally się do nich nie dobrała, ale nie musiała tego mówić na głos. -Jeszcze się do nich przekonasz, Graham-powiedziała, wiedząc, że jak ptaki podrosną i zaczną składać zdrowe jajka, po które można będzie wyjść w piżamie, aby zrobić jajecznicę na śniadanie, to mężczyzna spojrzy na ten temat inaczej. -Chcesz pogłaskać? Są takie milusie w dotyku-powiedziała do Grahama, ale podejrzewała, że jakby dziennikarz zdecydował się na taki krok, to ich roczniak może okazać się zazdrosny i też chcieć pomiziać kurczaka, a to już ustalili, że mogłoby się skończyć dość dramatycznie.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie znał jej dobrze, zatem nie wiedział, czego tak właściwie powinien się spodziewać. Miał cichą nadzieję, że ten temat umrze w przedbiegach, ale jak widać, Adams postanowiła postawić na swoim i tym naprawdę go zaskoczyła. Niewykluczone, że odrobinę również mu tym zaimponowała, choć tego naturalnie nie zamierzał powiedzieć na głos, dodatkowo też zamierzając dać jej czas, aby odpowiednio się wykazała. Miał bowiem pewne obawy względem tego, czy początkowy zapał utrzyma się, czy może jednak lada moment całe to przedsięwzięcie zakończy się fiaskiem. Sam był pewien, że prędko przyjdzie jej tego pożałować, bo nawet jeżeli kury nie wymagały spacerów, nie znaczy to wcale, że mało było przy nich roboty. To jednak spoczywało już wyłącznie na barkach Molly, ponieważ Graham już na samym początku zaznaczył, że nie zamierzał się w to mieszać i planował w tym postanowieniu wytrwać. Naprawdę nie potrzebował dodatkowych obowiązków.
Przyglądał się uważnie części zapoznawczej, cały czas starając się nadzorować ewentualny ruch Sally. Nie nad wszystkim mógł zapanować, ale chciał uniknąć ewentualnej katastrofy, bo nie chciał nawet wyobrażać sobie tego, jaką histerię obudziłoby zgniecenie kurczaka przez dziecięcą rączkę. Sam zresztą też nie pisał się na oglądanie takich rzeczy, dlatego wolał podejść do sprawy ostrożnie. A choć ogromny był z niego sceptyk, nie da się zaprzeczyć temu, że kącik jego ust uniósł się nieznacznie za sprawą tego widoku. Czyżby odrobinę go to jednak rozczulało? - Czyli nie zamierzasz puścić ich wolno po podwórku? - zapytał i lekko pokiwał głową. To akurat była dobra wieść nie tylko dlatego, że w ten sposób mogli uniknąć uciekających kurczaków. Miała ich też ominąć nieprzyjemność wpadania w zwierzęce kupki, co nigdy nie było szczególnie fajne. Nawet w obliczu tego, że rzekomo zwiastowało zostanie sołtysem - Grahamowi przecież nigdy nie spieszyło się do władzy.
Spojrzał na Molly tak, jakby była niespełna rozumu, kiedy zaproponowała mu głaskanie kurczaka. Początkowo naprawdę zastanawiał się nad tym, czy była poważna, ale wystarczyło jedno ukradkowe spojrzenie, by zdał sobie sprawę, że tak właśnie było. Wciągnął głębiej powietrze i lekko pokręcił głową, a później ujął we własną dłoń dziecięcą rączkę i razem z Sally pogłaskał kurczaka. Dziewczynka roześmiała się radośnie, a Flanagan ponownie przeniósł spojrzenie na jej opiekunkę. - Jesteś szalona - skomentował, choć kącik jego ust nadal pozostawał wykrzywiony w uśmiechu. Może rzeczywiście nie miał być do tego aż tak negatywnie nastawiony, jednak do tego nie przyznałby się na głos. - Zamierzasz wprowadzić je tu dzisiaj? - zapytał, bo wydawało mu się, że wymagało to jeszcze trochę przygotowań, ale ostatecznie przecież w ogóle się nie znał. Wiedział tylko, że lata temu panował jeszcze ten dziwny zwyczaj, kiedy to małe kurczaki przez pewien czas trzymało się w domu w kartonie. Czy powinien obawiać się, że i Molly miała taki zamiar?

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Czy to dobrze, że się nie znali jeszcze na wylot, czy raczej źle? To chyba zależało trochę od sytuacji i do nastawienia do życia. Można by śmiało powiedzieć, że w tym momencie życia obojga, jak nigdy potrzebowali stabilności i tego, by już nic ich nie zaskakiwało. Może potrzebowali trochę nudy w swoim życiu, jednak Molly czuła potrzebę, by odnaleźć siebie na nowo, w tej jakże nowej dla siebie sytuacji. Stąd ten pomysł na kurczaki. Skoro już miała zamieszkać na terenie rezerwatu, choć wolałaby w sercu miasta, czuła, że aby się tam dobrze czuć, musi zrobić coś dla siebie. Jednak pamiętała, że dzieli dom i życie z Grahamem, więc brała go pod uwagę. Myślała o tym, jak on zareaguje, czy nie będzie miał coś bardzo przeciwko. Miała nadzieję, że to wypali i oboje będą w miarę zadowoleni z tego. A przynajmniej Flannagan to zaakceptuje. Brak narzekania to już wiele.
Te małe żółte, jeszcze nieopierzone kurczaki były urocze, nie dało się ukryć, jednak wcale nie przypominały kur, które miały zapewnić im dostęp do świeżych jaj. Jednak na razie trzeba było się nimi zająć i faktycznie bronić przed małymi, ale silnymi i szybkimi łapkami Sally. Są ludzie, którzy uważają, że dzieci powinny wychowywać się ze zwierzętami bo ma to pozytywny wpływ na ich rozwój. Tylko chyba ludzie mieli na myśli psy i koty, a nie takie drobne ptaki i miało to swoje powody.
-No co Ty Graham, przecież one zmieściłyby się pod bramką i trzeba było je po całym osiedlu szukać...-zauważyła. Może większe ptaszory można było puścić całkiem luzem, w końcu te nie latają, więc nad płotem by nie przeleciały, ale Molly tak czy siak wolała trzymać je w kojcu, czy tam za płotem, aby mieć jakąś władzę nad nimi. I nad tym, gdzie zwierzęta się załatwiały. Ktoś taki jak panna Adams zdecydowanie była osobą, która nie chciałaby pobrudzić swoich butów przez przypadek. Nie mówiąc już o tym, że Sally powoli zaczynała chodzić i ona to już na pewno nie powinna dzielić kawałka trawnika z żadnymi zwierzętami!
To pytanie było jak najbardziej poważne. Nie zadałaby go, gdyby nie fakt, że sama miała zwierzaczka w rękach i był miły w dotyku, czego wcale się nie spodziewała. Z resztą, to chyba był jedyny moment, aby faktycznie głaskać kurę, bo jak ta dorośnie, to będzie to co najmniej dziwne! -Nie wiem, jak potraktować te słowa.-przyznała z rozbawieniem. Była naprawdę podekscytowana, jak dziecko przed pierwszą gwiazdką. Brunetka widziała ten moment zawahania, a nawet uśmiech u dziennikarza. Chyba z każdą chwilą był coraz mniej przeciwny temu pomysłowi. Nie, żeby pochwał, ale nie był przeciwnym. A to już coś. Pierwszy krok do tego, aby w dalekiej przyszłości przyznał, że może Molly jest szalona, ale w takim pozytywnym aspekcie, a sam pomysł wcale nie był taki zły. Wiadomo, to na pewno trochę potrwa, nie dość, zanim mężczyzna tak stwierdzi, to jeszcze będzie gotowy do powiedzenia tego na głos.
-Tak, muszę rozłożyć im ten płotek i prowizoryczny domek. -przytaknęła. Na całe szczęście Molly odebrała te podlotki od doświadczonego hodowcy kur, który nie dość, że jej wszystko powiedział, to jeszcze wiele przygotował. Dzięki temu kobieta odebrała ptaki tak wyrośnięte, aby mogli je wypuścić w ogrodzie, zamiast trzymania w domu. Spokojnie. -Ale poradzę sobie sama-zapewniła. W końcu miała swój różowy zestaw narzędzi i potrafiła się nimi posługiwać!
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Uniósł jedną brew ku górze, a później lekko pokiwał głową, najwyraźniej przyjmując do wiadomości to, co miała mu do powiedzenia. Graham kompletnie nie znał się na zwierzętach gospodarczych. Wiedział oczywiście, że wymagały sporej ilości zainteresowania i prawdopodobnie jeszcze więcej pracy, dlatego sam bynajmniej się w to nie pchał. Uważał przecież, że już przy Sally mieli zbyt wiele zobowiązań, jednak nie zamierzał niczego zabraniać Molly. To nie była jego rola, bo poza faktem, że mieli wspólnie zaopiekować się dzieckiem przyjaciół, nie łączyło ich nic. Nie miał prawa wpływać na te z jej decyzji, które nie dotyczyły małej.
Bez wątpienia wprowadzała do jego codzienności odrobinę kolorytu. Nie wiedział jeszcze, jak dokładnie się z tym czuł, ani co miał dzięki temu osiągnąć, jednak musiał przyznać, że codzienność wydawała się nieco przyjemniejsza, kiedy działo się w niej tak wiele, po części właśnie za sprawą Molly, która notorycznie go zaskakiwała. Bywały dni, kiedy miał tego dość, bo był zwyczajnie zmęczony, jednak zdarzały się również chwile, kiedy potrafił to docenić. Dzisiejsze popołudnie było chyba jedną z nich.
- Na pewno? Sally pewnie chętnie pomogłaby ci z aranżacją - odparł z przekąsem, oczami wyobraźni widząc to, jak dziewczynka wprowadziłaby do tej pracy odrobinę chaosu. Nie była jeszcze na tyle rozumnym dzieckiem, aby faktycznie do czegoś się przydać, a jej koordynacja ruchowa pozostawiała przy tym wiele do życzenia. Jedyną osobą, z której Molly rzeczywiście mogła mieć pożytek, był Graham, tylko czy on w ogóle garnął się do tego, aby z czymkolwiek jej pomóc? Zapierał się przecież, że przy tych jej wymarzonych kurczakach nie kiwnie nawet palcem. - Zostaw to na razie - odezwał się, poprawiając Sally, którą dalej trzymał na rękach. Na widok kurczaków wierciła się nieznośnie, przez co on sam chciał czym prędzej wrócić do domu. - Zjedzmy coś, a jak Sally zaśnie, pomogę ci z tą zagrodą. Nie będziesz musiała mordować się z tym przez resztę dnia - zaproponował, najwyraźniej trochę mięknąc. Nadal uważał, że nie będzie zajmował się drobiem, ale z podstawowymi rzeczami mógł jej odrobinę pomóc. Nie, żeby nie wierzył w to, że sama sobie z tym poradzi - względem tego nie miał nawet cienia wątpliwości, ale po co miała męczyć się z tym sama? Ostatecznie przecież byli tutaj po to, aby sobie pomagać.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Faktycznie, Grahama i Molly nie łączyło zbyt wiele i nie bardzo wypadało, by wtrącali się w swoje życie prywatne, w to co robią po godzinach pracy i poza zmianą przy Sally, tak jednak mieli pełne prawo mieć swoje zdanie na każdy temat, na jaki chcą. To, co robiła Molly, było szalone i Flannagan miał pełne prawo do tego, by powiedzieć tak na głos. To nie była krytyka, a przy odpowiedniej modulacji głosu, można było uznać to za żart. Nawet zabawny, choć niesamowicie prawdziwy. Czasem jedyne, co nam pozostaje, to tylko się zaśmiać, bo żadna inna opcja nie wchodzi w grę, nie wydaje się być sensowna.
Molly była osobą, po której nie wiadomo czego można było się spodziewać. Czy kawałka ciasta przywiezionego po wizycie w biurze w Cairns, z cukierni, którą ktoś polecił, czy właśnie pomysł na kurczaki. Chwilami naprawdę zastanawiała się, czy nie przegina, czy nie narzuca się za bardzo dziennikarzowi, czy ten nie ma jej powoli dość. Byli tylko współlokatorami, których łączyła wspólna odpowiedzialność za małą dziewczynkę, więc granica, co wypadało, a czego nie wypadało robić byłą dość... niewyraźna. Jednak widząc uśmiech ze strony mężczyzny, czy inny sposób akceptacji tego, co akurat wymyśliła, stwierdzała, że chyba za bardzo się wszystkim przejmuje. Jeśli będą potrafili się rozgryźć, przewidzieć swoje zachowania i wiedząc jak druga strona zareaguje, będzie można śmiało powiedzieć, że się totalnie zasymilowali i są dobrymi współlokatorami. Niestety, to jeszcze trochę potrwa, choć powoli było widać światełko w tunelu!
-Co do aranżacji to nie jestem pewna, ale jeśli trzeba będzie zagonić kurczaki w kąt, to jestem pewna, że będzie pierwsza do tego-zaśmiała się. Zdecydowanie połączenie Sally i małych kur zasieje nawet więcej niż odrobinę chaosu, a chyba żadne z nich, tak samo jak żadne ze zwierząt absolutnie tego nie potrzebuje. Choć przy Sally osiągnięcie stanu zen było totalnie niemożliwe, nawet czytając ulubioną książeczkę o zwierzątkach tuż przed snem. W każdej chwili można było usłyszeć wykrzykiwane dźwięki, jakie postacie tej wybitnej literatury, wydają. Nie ma nudy, zdecydowanie to było określenie na domowników. -Ja?-zapytała, bo akurat patrzyła w zupełnie inną stronę, zastanawiając się, gdzie dokładnie rozłożyć wybieg dla ptaszorów. -Mam nadzieję, że nie masz na myśli jakiegoś dania z kurczaka....-wysiliła się na żart. Jajka, to żaden problem, ale kobieta absolutnie nie brała pod uwagę jedzenia swoich podopiecznych. Nawet jeśli to nie ona miałaby je zabić. Po prostu przyjaciół się nie je! Chyba w ogóle trzeba będzie zmienić dietę, bo jedzenie kurczaków może stać się dość... dziwne. - Jakbyś mi pomógł, to jestem pewna, że wyrobimy się w pół godziny, a nie tak jak skręcając kuchnię dla Sally-zauważyła, przypominając sobie, jak zmarnowali cały wieczór na skręcenie zabawki, która powinna być niczym skomplikowanym. -Dobra, to tylko wyciągnę to z bagażnika i zaraz będę. -Powiesz papa do ptaszków?-zapytała podchodząc do Sally i łaskocząc ją po stopie, co spowodowało, że zaczęła się jeszcze bardziej kręcić na rękach Grahama. - pa pa, pa pa-powtarzała do dziewczynki.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Kilka miesięcy temu po prostu by spanikował. Na jego barki spadła wówczas zbyt duża odpowiedzialność, w której on nie potrafił się odnaleźć, ponieważ była dla niego czymś zupełnie nowym. Była w dodatku czymś tak poważnym, iż w umyśle Grahama raz po raz odzywał się ten cichy głosik, który podpowiadał, że nie mógł tego spieprzyć. Za wszelką cenę chciał stanąć na wysokości zadania, w ten sposób wywierając na sobie przeogromną presję, która skutkowała jeszcze wyraźniejszym stresem. Uginał się pod nim, ale ku jego zaskoczeniu musiał stwierdzić, że codzienność spędzana z Molly sprawiała, że myślał o tym coraz mniej. To właśnie te jej drobne szaleństwa odciągały jego myśli od tych nieprzyjemnych rejonów i sprawiały, że sam stawał się dla siebie bardziej wyrozumiały. Widząc, że na jej twarzy gościł uśmiech i to samo działo się z Sally, powoli dochodził do wniosku, że zobowiązania, których się podjął, mogły nie wychodzić mu tak znów najgorzej. Zdecydowanie dostrzegał w niej więcej pozytywów, niż na początku, choć o tym nie zamierzał mówić głośno. Nawet jeżeli zaszły w nim jakieś zmiany, Graham nadal był mężczyzną niezbyt wylewnym. Nawet w przeszłości, kiedy budować trwały i poważny związek ze swoją żoną, nie potrafił rozmawiać z nią o uczuciach. Dopiero z czasem zaczął coraz bardziej się na to otwierać, zatem niewykluczone, że i z Molly podzieli się kiedyś swoimi obawami. Na razie było na to jednak zdecydowanie za wcześnie.
- Na razie lepiej nie namawiaj jej do zapędzania ich gdziekolwiek. Wiesz, że słabo u niej z orientacją w terenie, a chyba nie chcielibyśmy, żeby któryś z tych kurczaków zginął pod jej nóżką - stwierdził i zerknął na Molly wymownie. Sally pozostawała przecież tylko dzieckiem, w dodatku takim, które nie zdawało sobie jeszcze sprawy z tego, jakie konsekwencje mogło wywołać swoim zachowaniem szczególnie wobec organizmów żywych. Jeśli więc doszłoby do katastrofy, to ich dwójka ponosiłaby za nią odpowiedzialność, a Graham bynajmniej nie chciał mieć na sumieniu kurczaka. Może jednak powinien był pomyśleć o tym, zanim dał Molly nieme przyzwolenie na ich adopcję? - Myślałem raczej o frytkach i paluszkach rybnych z piekarnika - odparł z uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w ich kuchni nie gościły ostatnio zbyt wykwintne dania. Na ich przygotowywanie po prostu nie mieli czasu. - Spróbuję ją położyć i zajmę się przygotowaniami - rzucił jeszcze, a kiedy dziewczynka pożegnała się z ptakami, Graham zabrał ją do środka. Dzień pełen wrażeń rzeczywiście sprawił, że zasnęła całkiem szybko, dzięki czemu mogli zjeść w spokoju, a później zajęli się złożeniem domku dla kurczaków. I nawet im się to udało.

zt.

life is better with chickens around[/url]
ODPOWIEDZ