Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
9.
I frutti proibiti sono i più dolci
Margo & Bev
{outfit}
Nie ma co ukrywać, nieco się zaniepokoiła, widząc wiadomość tekstową, napisaną pod wpływem upojenia. Margo była odważną kobietą. Radziła sobie z większością sytuacji, chyba, że w grę wchodził pająk, jawnie krzyżujący pani doktor plany. Tym razem Strand otrzymała zaledwie garść informacji, łącznie z pytaniem o przenocowanie. Nie ma mowy, aby odmówiła. Podpita Bertinelli zasługiwała na ratunek, który zapewnić miała Beverly we własnej osobie. Niektóre z dzielnic Lorne Bay bywały niebezpieczne, szczególnie po zmroku. Ludzie ginęli w tajemniczych okolicznościach, a młodziaków znajdowano w ciemnych uliczkach, skatowanych na śmierć. Może trochę przesadzała, ale nie chciała nawet myśleć o tym, co mogłoby spotkać sympatyczną panią doktor, kierującą się w życiu altruizmem. Nie pozwoli, aby ktokolwiek się do niej zbliżył i zagroził jej bezpieczeństwu, toteż upewniwszy się, że Oliver grzecznie spał w swoim oszczebelkowanym łóżeczku, wsiadła do Jeepa, odpalając przy okazji elektroniczną nianię, w aplikacji na smartfon. Po tym, jak Jen trafiła pod wymiar sprawiedliwości za swoje występki, pilnowała się dwa razy bardziej. Zawsze sprawdzała czy drzwi od domu są zamknięte, a alarm przeciwwłamaniowy odpowiednio uzbrojony. Małżonka mogła prowadzić interesy z najbardziej parszywymi ludźmi, dlatego lepiej być gotowym na każdą ewentualność.
Wpięła telefon w plastikowy uchwyt przy kokpicie, chcąc mieć śpiącego Olivera na widoku. Chłopiec przypominał niewyraźną kulkę, jak w kultowym Paranormal Acitivity, ale to nic. Ważne, że urządzenie spełniało swoją rolę. Nikt nie nazwie ją dzięki temu wyrodną matką, bo pojechała po koleżankę, zostawiając biedne dziecko w domu. Małemu nic nie groziło. Bev miała pełny wgląd w synka, pokonując kolejne ulice, byle tylko dostać się pod wskazany w wiadomości adres. Może i nadskakiwała nad Margo, niczym szalony amant, ale wiedziała, że ów gest zostanie odpowiednio doceniony. Nie spotka się w zamian z ignorancją i przedłużającym brakiem odzewu, sugerującego zakończenie znajomości. O nie. Margo musiałaby naprawdę spektakularnie ją spławić, aby Strand odechciało się spędzać czasu z tą naładowaną pozytywną energią kobietą.
Na widok znajomej sylwetki zatrzymała pojazd, powoli otwierając szybę po swojej stronie. Miała dziś kaprys na odrobinę żartów, dlatego też od razu przestawiła się na sugestywny ton, lustrując Margo perfidnym spojrzeniem.
- Często pani bywa w tej okolicy? - oparła łokieć o szczelinę szyby, posyłając kobiecie delikatny uśmiech. - Mogę zaproponować podwózkę. Nie chcę od pani żadnych pieniędzy, proszę się nie wygłupiać. Myślę, że dogadamy się w inny sposób.
Mrugnęła w porozumiewawczy sposób, kontynuując swoją komediową rolę. W zależności od stanu w którym znajdowała się Bertinelli, opuściła fotel kierowcy, co by pomóc jej wejść na siedzenie pasażera, albo wskazała miejsce obok siebie, czekając cierpliwie na jej ruch.
Miała również nadzieję, że żaden narwany sąsiad-Casanova nie wybiegnie w stronę Margo, chcąc przekonać ją do wspólnego spijania słodkich drinków, naładowanych jeszcze większą ilością procentów. To nawet lepiej, że nie odbierała Margo z okolic baru, bo wtedy na pewno nie obeszłoby się bez adoratorów, otaczających Włoszkę ciasnym wianuszkiem. Rozgoniłaby ich wszystkich w mgnieniu oka, bez względu na konsekwencje. Tak. Nikt nie będzie bałamucił sympatycznej pani doktor na jej oczach, co to, to nie.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
outfit

Była pijana, o czym wprost napisała w sms’esie. Nie na tyle aby się zataczać, ale wystarczająco aby rozsądnie nie zdecydować się na podróż powrotną samochodem aż do Cairns. Emma wręcz jej tego zakazała (chociaż nie musiała) i zaproponowała swoją kanapę, ale Bertinelli wolała poczekać na odpowiedź od pani oficer. Nie wiedziała czemu, ale od razu o niej pomyślała zanim zgodziła lub nie na opcję spania u Winfield, od której wcale nie uciekała. Po prostu chciała skorzystać z okazji i spotkać się ze Strand, nawet jeśli widziały się zaledwie wczoraj.
Może jednak nie powinna do niej pisać?
Na tę myśl było już za późno. Stała pod domem i czekała zastanawiając się, jak to wyszło, że Beverly miała po nią przyjechać. Równie dobrze mogłaby zamówić taksówkę, o czym myślała wcześniej, ale nie do końca zarejestrowała co dokładnie do niej napisano. Zafiksowała się na pytaniu o adres odznaczający się jej rodzimym językiem i bezwiednie na nie odpowiedziała. Dopiero po wyjściu z domu Emmy ogarnęła, co zaszło i że niepotrzebnie kłopotała Strand.
Nie powinna już tyle pić. To nigdy nie było dobre.
Wpatrywała się w komórkę w drugiej dłoni trzymając torbę z rzeczami, którą ze względu na charakter pracy zawsze woziła w aucie. Nie zauważyła podjeżdżającego samochodu ani nie zareagowała słysząc silnik blisko siebie. Uznała, że to jeden z sąsiadów Emmy właśnie parkował, aż nagle ów sąsiad zmusił ją do uniesienia wzroku. Automatycznie uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd prostych zębów i podjęła się gry udając, że kręci nosem jednocześnie podchodząc do otwartej szyby auta.
- Czekam na koleżankę – oznajmiła z lekkością, jakby faktycznie tak było. – ale myślę.. – zajrzała przez otwarte okno tak, jakby z tej perspektywy mogła ocenić całościowy wygląd nieznajomej z auta...że mogę wymigać się z tego spotkania. – Uniosła wzrok z figlarnym uśmiechem mierząc się z Beverly na spojrzenia. Chciała gry, to ją miała, chociaż zaraz wargi Margo samo się rozszerzyły, bo nie umiała opanować radości na widok kobiety. Trzeba było przyznać, że wino robiło swoje. Bertinelli mogła pić pierwszy kieliszek na smutek, ale kolejne zawsze nakręcały ją pozytywnie. – Głuptas z ciebie.
Obeszła auto, co jak na stan upojenia i w szpilkach poszło jej sprawnie. Na oko na pewno nie była aż tak pijana, jak po wspólnej imprezie z oficerami, więc było z nią dobrze.
- Dziękuję, że przyjechałaś. – Po zajęciu miejsca, rzuceniu torby pod nogi i zamknięciu drzwi niewiele myśląc ucałowała Beverly w policzek. – Przepraszam, że zawracam ci głowę. Wypiłyśmy z Emmą więcej niż przypuszczałam i nie chciałam w tym stanie prowadzić auta. – Po jednym kieliszku może by się skusiła na powrót do Cairns, ale nie po ponad butelce na głowę. – Mogłabym zostać u niej, ale wolałam zobaczyć ciebie. – Miała powiedzieć „nocować u ciebie”, żeby nie wyszło, że natarczywie upominała się o spotkania. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że nie panowała nad myślami i tym co mówiła. Ba, nawet nie zauważyła, że powiedziała coś tak osobistego – wolałam zobaczyć ciebie.
Młody śpi? – Zanim zapięła pas odwróciła się za siebie nie zauważając przypiętego tam fotelika. – Gdzie jest Olivier? – Wzrok szybko skierowała na ekran telefonu, na który pokazała Strand. – Zostawiłaś go samego w domu? Bardzo odważnie. – Mało który rodzić by się na to zdecydował. – Porywasz z ulicy obce pijane kobiety i zostawiasz dziecko w domu, w którym może wybuchnąć pożar. – Mówiła tak, jakby to był jakiś super żart, ale szybko do niej dotarło, że druga część zdania niekoniecznie taka była. – Scusa. Na pewno będzie wszystko dobrze. – Położyła rękę na dłoni Strand, którą trzymała na skrzyni biegów (chyba automatycznej, co?).
O jaaa.. co to był za mecz. Żenada. Upokorzenie. I to na własnym boisku. – Mocniej wbiła się w hotel i zsunęła się nieco niżej wizualnie pokazując jak bardzo była tym zdruzgotana. – Ci Polacy nie dali nam szans. Zero. Na pewno byli na dopingu. – Machnęła palcem niczym karcąca nauczycielka i odwróciła głowę w bok patrząc na skupioną na jeździe Beverly. – Szkoda, że cię przy tym nie było. – Podzieliłaby się z kobietą każdą emocją. – Opiekunka wczoraj się spisała? – Oddała Oliviera całego czy zasranego i zapłakanego?
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie chciała, aby Margo ładowała się jakiemuś randomowemu taksówkarzowi do samochodu, szczególnie, że było już późno. Podpita Włoszka była jeszcze bardziej towarzyska i skora do pogawędek, a typowi mogłoby się spodobać za bardzo. Margo znajdowała się daleko od rodzinnych stron, więc Beverly przejęła odpowiedzialność czuwania nad jej dobrostanem. Chciała zadbać o to, aby dotarła cała i zdrowa do domu. Do jej domu. To przecież nic złego, prawda? Daleko nie miała, a troska o koleżankę była większa od argumentów w postaci dodatkowego spalania paliwa.
- Koleżanka zawsze może się dołączyć - podchwyciła wzmiankę, bardzo mocno wysilając swoje umiejętności aktorskie, aby zabrzmieć jak typowy napaleniec. A jednak, w końcu nie wytrzymała, na co Margo zareagowała tym samym. Przynajmniej obie zdołały przez kilka sekund pociągnąć tę farsę, ku wprowadzeniu do otoczenia szczypty humoru. Ciekawe czy Flądra również sypała żartami czy przypominała raczej sztywną pacynkę, której ktoś non stop grzebał w odwłoku.
Widząc, jak Margo sprawnie przechodzi na fotel pasażera, pozwoliła sobie zostać na miejscu. Oczywiście, gdyby sytuacja tego wymagała, wyszłaby na zewnątrz i szarmancko otworzyła Włoszce drzwi, co by ta bezpiecznie dotarła do celu. Radziła sobie, a to oznaczało stan podpity, nie-krytyczny. Idealnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała, nachylając się nieco w stronę Margo, czym zasłużyła sobie na buziaka. Bardzo przyjemnego i lekkiego, co skłoniło ją do małego uzewnętrznienia.
- Też chciałam cię zobaczyć - przyznała, skąd wynikała jej osobista wyprawa Jeepem do nadmorskiej dzielnicy bogaczy. Oliverowi nic się nie stanie przez ten czas. I tak był zmęczony, a nie chciała młodego męczyć, przekładając go do fotelika, na którym zacząłby marudzić, nim ostatecznie zapadłby w sen. Później znów musiałaby go przebudzić, aby umieścić z powrotem w łóżeczku, więc… tak, podjęła dobrą decyzję.
- Mam alarm przeciwpożarowy - uniosła palec w górę, bo to bardzo ważny szczegół. Na wypadek, gdyby jakaś instalacja zaczynała się kopcić, co było mało prawdopodobne, straż zostałaby od razu poinformowana. Podobnie, jak przy wycieku gazu, co było groźniejsze o tyle, że człowiek potrafił umrzeć we śnie, nie zdając sobie z tego sprawy.
- I to jakie obce kobiety… - podkreśliła wraz z uniesieniem brwi i zlustrowaniem Bertinelli, bo to musiała przyznać - wyglądała świetnie (jak zawsze). Trochę jakby wracała z randki. Tyle, że Margo raczej nie umawiałaby się na romantyczne spotkania z koleżanką z pracy, która najpewniej była hetero. Prawda? Prawda. Po prawdziwej randce mogłaby zechcieć przenocować u tej drugiej zaangażowanej strony, chyba, że wyznawała zasadę niespania na pierwszym spotkaniu. Jedna Margo wiedziała, co tak naprawdę szalało jej w głowie i jakie miała do różnych sytuacji podejście.
Uśmiechnęła się nieco wyraźniej za sprawą dotyku, zainicjowanego przez Włoszkę. Nie obraziłaby się, gdyby trzymała rękę w ten sposób (!) aż do wjechania na podjazd, przy odpowiednim domostwie.
- Masz absolutną rację, byli na dopingu - zgodziła się z teorią, prowadzącą do porażki Włochów. - Możemy się wybrać na następny mecz. Bez znaczenia jakiej dyscypliny.
Najważniejsze były emocje, co w połączeniu z towarzystwem Margo tworzyłoby niepowtarzalną, żywiołową mieszankę.
- Ach tak, Tayla - powiedziała na głos imię opiekunki o filipińskim pochodzeniu. - Poradziła sobie. Dała radę nawet go wykąpać i nakarmić, więc spał jak zabity do samego rana.
Jak zabity w kontekście małego dziecka, narażonego potencjalnie na śmierć łóżeczkową to nie żarty, niestety Bev nie zdążyła pomyśleć o tym tragicznym kontekście, przed wypowiedzeniem wiązanki.
- Zanim będzie mógł iść do żłobka, spędzi trochę czasu z Taylą. Oczywiście, kiedy ja będę miała obowiązki i opieka nad nim będzie trochę w tym wadzić. Póki co, śpi, więc miejmy nadzieję, że nie najdzie go na nocne koncerty.
Nie należała do matek, które wychowanie dziecka w całości oddałyby opiekunkom. Skoro już zdecydowała się na skombinowanie tego piszczącego stworzenia, to weźmie za nie odpowiedzialność, jak na dorosłego człowieka przystało. Oliver nie był wcale aż tak wkurzającym gościem i szło z nim wytrzymać; nawet jeśli się ślinił, wypluwał jedzenie, albo grymasił przy przebieraniu i zmianie pieluchy.
Teraz, kiedy większość sąsiadów dostrzegała nieobecność jej żony, będzie wyglądać dziwnie, wysadzając kogoś nowego z własnego samochodu, prawda? Cóż. Większość osób nazajutrz pracowała, a z Margo miały ten komfort bycia na urlopie wychowawczym/urlopie na skutek przykrych zdarzeń w szpitalu, więc żaden ciekawski nie powinien siedzieć w oknie, w celu pozyskania najnowszych plotek. Trudno. Bev zdecydowanie nie zamierzała rezygnować z goszczenia Margo, tylko dlatego, że ktoś mógłby sobie coś pomyśleć. Niech myślą, co im się tylko podoba.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Cii – upomniała samą siebie, gdy weszła do domu w obcasach, które natychmiastowo zdjęła i równo postawiła pod ścianą tak, jakby były gotowe do wyjścia. Tylko, że Margo nie chciała tego robić. Pragnęła wejść w głąb domu, zrzucić z siebie marynarkę i potańczyć, co zrobiła przez pierwszych parę kroków gibając biodrami. – Wiesz, że dawniej kobietom nie przystało tańczyć? Czytałam dziś taką książkę, w której autorka wspomina, że w dawnych czasach kobiety chodziły na łąki albo do lasów, żeby móc tańczyć pośród drzew i natury. – Prawie idealnie odwróciła się na palcach przodem do idącej tuż za nią Strand. – Tylko, że faceci byli tym faktem przerażeni i wielce urażeni, stąd właśnie pojęcie czarownic, a raczej te wszystkie bzdurne bajki o nich. – Bo czarownice wcale nie czarowały ani nie były brzydkimi starymi babami. Te tak zwane czarownice to kobiety, które chciały poczuć się wolne i jakie wykraczały poza rozumowanie i narzucone przez mężczyzn standardy. Nazywano je tak ze strachu i potępiano, bo powinny robić tylko to do czego zostały wyznaczone przez głowy miast, domów.. przez facetów. – Czuje, że szybko spalono by mnie na stosie. – Zaśmiała się perliście i natychmiastowo zakryła dłonią usta z przerażeniem patrząc na Beverly. Powoli uniosła dłoń palcem wskazując do góry, co sugerowało jej strach przed obudzeniem śpiącego Olivera. Bertinelli nie wiedziała, czy ten nie miał problemów z hałasami czy był nader wrażliwy i każdy dźwięk ponad rozmowę od razu go rozbudzał; każde dziecko było inne.
- Nalejesz mi wody? – poprosiła samej również kierując się do kuchni, w której pośladkami oparła się o blat wlepiając wzrok w wyciągnięty wcześniej telefon. – Muszę napisać do Emmy, że jestem cała i zdrowa. Wiesz, że to moja żona? Moja szpitalna żona. – Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale najpierw skupiła się na napisaniu krótkiej wiadomości z informacją oraz podziękowaniami za udany wieczór. – Personel w szpitalu tak nas nazywa, bo świetnie dogadujemy się na sali operacyjnej. Prawie bez słów. – Nie dosłownie, bo komunikacja była bardzo ważna, ale miały z Emmą coś, czego do tej pory Margo jeszcze z nikim w szpitalu nie dzieliła. – Uczymy się od siebie, poprawiamy i mamy super dynamikę. – Mówiąc o tym zaczęła gestykulować w jednej dłoni wciąż trzymając telefon.
Podziękowała za wodę, której zdecydowanie potrzebowała i jaką wypiła duszkiem jednocześnie zamykając oczy. Gdyby była bardziej pijana powiedziałaby, że to najlepsza woda na świecie, chociaż tak naprawdę teraz wszystko by jej posmakowało. Przejadła już pierwszą gastrofazę i miała nadzieje, że kolejną prześpi, bo przecież musiała dbać o linię. Nie musiała już tego robić dla żony, ale dla siebie, bo była samotną kobietą przed czterdziestką.
- A ty? Czemu jeszcze nie śpisz? – Pora była późna i choć Beverly na pewno potrafiła przeżyć dzień po czterech godzinach snu to jako jedyna pozostawiona na placu boju matka na pewno odczuwała większe zmęczenie. To naturalna i całkowicie normalna kolej rzeczy zwłaszcza, gdy dziecko przebudzało się w nocy i wstawało bardzo wcześnie rano. – Poza tym, że jeździsz po okolicy polując na seksowne damy w potrzebie. – Uśmiechnęła się odkładając telefon na blat w kuchni. Teraz nie miała nic przeciwko gierkom słownym. Na trzeźwo na pewno by się przed nimi wzbraniała, lecz niektóre elementy pozostałyby niezmienne jak chociażby śmiałe gesty, których sobie nie szczędziła. Zawsze była wobec Beverly dotykaśna i choć ich rozmowa w biurze leśnym miała nieco uciąć znajomość, to kolejne wydarzenia spaczyły wydźwięk tamtych słów. Margo o tym wiedziała i była również świadoma, że Beverly także to wie. Po prostu chyba żadna nie chciała wracać do tego, co wtedy zostało postanowione.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie obawiała się, że Oliver gwałtownie wybudzi się za sprawą głosu Margo. Drzwi od pokoju miał zamknięte, a w tle leciał biały szum, który niezwykle skutecznie ułatwiał dzieciom zasypianie. Sama Bev kilka razy korzystała z podobnego nagrania, zasypiając w słuchawkach przewodowych, co budziło w Jen obawę o przypadkowe uduszenie. Nie z nią takie numery! Każdemu spało się lepiej przy szumie suszarki, odkurzacza, albo tego samego, sztucznie wygenerowanego dźwięku.
Z rozbawieniem zmierzyła wzrokiem hasającą Włoszkę, wspominającą o genezie strasznych czarownic. Gdyby nie te odważne kobiety, cała płeć piękna siedziałaby pod ciężkim butem mizoginów, bez szans na realne zmiany. Na szczęście, istnieli mężczyźni racjonalni, tacy którzy zaakceptowali pewne zmiany, prowadzące tym samym do postępu cywilizacyjnego.
- Dobrze, że ci sami faceci nie dożyli czasów, w których kobiety otrzymują prawa wyborcze.
Z miejsca dostaliby zawału, albo wpadli w szał, zakończony spektakularnym samobójstwem.
- A mnie razem z tobą - doprecyzowała, biorąc pod uwagę całokształt swojej osoby. Nie dość, że parała się zawodem raczej męskim, to jeszcze śmiała ukończyć edukację wyższą, a nawet przerobić kilka ekstremalnych treningów, pod okiem specjalistów z dziedziny wywiadu i pozyskiwania danych.
Przy okazji rzuciła krótkie „nie przejmuj się” mając na myśli uciszanie się ze względu na Olivera. Dopóki obie nie wpadną na znakomity pomysł zrobienia spontanicznej domówki z dudniącą muzyką, były bezpieczne.
- Naleję - ciekawsko zmierzyła Margo wzrokiem, jakby chciała tym samym wyłapać poziom jej pijaństwa. Mówiła zwięźle, nie zataczała się i nie leciała w stronę łazienki, a to dobrze rokowało. Sama nie zamierzała dzisiaj pić. Być może, gdyby nie Oliver, wyjęłaby z lodówki wino i zachęciła do wspólnego wypicia przynajmniej jednej lampki, ale teraz kierowała się przezornością. Gdyby syn jej potrzebował, zamierzała dać z siebie wszystko.
Przeszła do kuchni tuż za Margo, odbijając następnie w stronę blatu przy lodówce, gdzie trzymała dzbanek ze świeżą przefiltrowaną wodą.
- Widzę, że się nie ograniczasz - zauważyła sympatycznie na wieść o szpitalnej żonie. Gdyby nadała temu zdaniu poważniejszy wyraz, mogłoby zabrzmieć jak zarzut, czego zdecydowanie nie miała na myśli.
- A macie razem szpitalne dziecko? - nie ironizowała, chciała poznać nieco więcej szczegółów w temacie relacji Margo i Emmy. Cieszyła się, że Włoszka znalazła przyjazne dusze w swoim otoczeniu, przez co nie musiała się czuć aż tak samotna, przebywając na obczyźnie.
Podeszła do wyspy kuchennej i położyła szklankę na blacie, zgodnie z zamówieniem. Z zadowoleniem obserwowała cały krótki proces wypicia wody, co jednoznacznie wskazywało na wysoki poziom pragnienia. Najważniejsze, że żadna z nich nie musiała iść następnego dnia do pracy.
Posłała rozmówczyni delikatny uśmiech, połączony z sugestywnym uniesieniem brwi.
- Nie mogłabym zasnąć z myślą, że błąkasz się gdzieś sama po ulicach czekając na taksówkę, albo leżysz na niewygodnej kanapie, całkiem sama.
Być może nie byłaby sama, ale tego już Bev nie zamierzała prostować. Czy to już brzmiało, jak flirt? Zapytałaby osób trzecich, jednak nikt poza nimi i małym, śpiącym Oliverem pozbawionym zdolności komunikatywnej mowy, nie przebywał na terenie domostwa.
- Na górze są jeszcze dwa pokoje - oprócz tego, który stanowił małe królestwo Olivera. - Możesz mieć całe łóżko dla siebie i świeżą, pachnącą pościel.
Brzmiało bardzo zachęcająco, prawda? Wszystko zależało od samych chęci Margo: tego czy zechce od razu położyć się spać, po uprzedniej kąpieli (w wannie, albo pod prysznicem) czy jednak skusi się na wspólne oglądanie horroru, do czego zbierała się Strand, zanim otrzymała wiadomość od Bertinelli.
Miały wolne, mogły zaszaleć, albo pójść grzecznie spać, jak na osoby w ich wieku przystało.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Jeszcze nie, ale czuje, że dokonamy razem jakiegoś przełomu. – Zamyśliła się ciągle wspominając o Emmie, z którą jeśli dokonają czegoś wielkiego, na pewno nazwą to swoim wspólnym dzieckiem. – Dużo się od siebie uczymy i nie zawsze jesteśmy przekonane co do pomysłów tej drugiej, ale staramy się sobie ufać. Tak powinna wyglądać dobra współpraca. – Włosko Australijskiej medycyny, bo niby ta powinna być jedna, ale co kraj to obyczaj i coraz to nowe prace naukowe będące przełomem i zarazem wyrzucające do kosza wszystko to, co znano do tej pory. Medycyna to wciąż postępująca dziedzina, w której bycie na bieżąco to podstawa sukcesu pozostania dobrym w swym fachu. – Szkoda, że nie możesz nas zobaczyć na sali operacyjnej. – Beverly widziała już Margo w swym żywiole, ale lekarka z chęcią pokazałaby się także z innej strony (tej współpracującej z Winfield). Chciała się tym podzielić; kawałkiem siebie, których miała dość sporo. Nie wstydziła się żadnego z nich a przy Strand zawsze czuła potrzebę wyłożenia wszystkiego na stół. Tak jakby coś sprawiało, że otwierały się w niej wszystkie drzwi. Każda emocja lub myśl była na wyciągnięcie ręki, a przynajmniej do momentu aż Margo tego nagle nie zatrzymywała. W ostatniej chwili mogłaby coś złapać i zachować dla siebie, czego jednak nie chciała robić. Nie umiała, bo czuła, że jej dusza sama wykładała wszystko jak na dłoni. Bertinelli mogła jedynie kontrolować swoje ciało i niektóre słowa, ale nie ukryje tego co miała w oczach.
- Więc z utęsknieniem czekałaś na wiadomość ode mnie? – zapytała z cwanym uśmiechem mogąc droczyć się na temat tego, że Bev nie miała pojęcia, gdzie Margo przebywała ani czy włóczyła się po ulicach. Wiedziała, że kobieta jedynie sobie żartuje nie przyznając do tego, czemu tak naprawdę jeszcze nie położyła się spać. – Bycie samej mam już opanowane do perfekcji. – Teraz z tego żartowała, ale w normalnych warunkach miała dość bycia samą. Nie umiała tak. Jej dusza i ciało potrzebowało drugiego człowieka i gdyby nie umiejętność panowania nad własną desperacją, to już dawno związałaby się z jakimś krzywym kolesiem (bo faceta łatwiej znaleźć), który zaledwie by ją zadowalał, ale przynajmniej byłby pod ręką.
- Jest jakaś inna opcja? – zapytała słysząc o tym, że mogła mieć całe łóżko dla siebie z czego wynikało, że wcale nie musiała być na nim sama. Źle zabrzmiało zważając, że przebywała właśnie w domu rodziny Strand i choć Jen nie była w nim obecna, to i tak Margo stała się intruzem. – Gdzie położyłam torbę? – dodała praktycznie od razu nie dając Beverly możliwości na zareagowanie na poprzednie pytanie. Rozejrzała się na boki nie pamiętając, gdzie zostawiła torbę z rzeczami. To był objaw buszujących w głowie procentów, ale poza tym świetnie sobie radziła.
Wycofała się na korytarz widząc swoje rzeczy przy pozostawionych równo butach.
- Który pokój jest gościnny? – zapytała wskazując palcem do góry. Nie chciała przypadkiem zajrzeć do sypialni Olivera. – A łazienka? – Widziała tylko dół domu i to nie w całości. Nie znała jego rozkładu a błąkanie się po tak dużej powierzchni nie było jej na rękę, co odczuła już wspinając się po schodach. Wiszące na ścianie zdjęcia przypominały jej o rodzinie Strand. Nie umiała sobie wyobrazić jak czuła się sama Beverly rozdarta między wspólnym czasem spędzonym z Jen a jej oszustwami.
Może jednak źle zrobiła, że poprosiła o nocleg?
Z westchnieniem schowała się za drzwiami łazienki. Musiała się ochłodzić i nieco pobudzić krążenie wspomagające pozbycie się z krwi procentów. Nie chciała znów zrobić czegoś głupiego. Wystarczyło, że na trzeźwo czuła się swobodnie w obecności Strand. Po alkoholu – jak wiadomo – była aż zanadto swobodna.

Weszła pod przyjemny letni strumień z początku nie chcąc moczyć włosów, lecz czując wodę na skórze poddała się temu uczuciu. Przymknęła oczy zaczesując mokre włosy do tyłu i przez parę długich chwil delektowała się kroplami wody masującymi ciało. Była pewna, że minęło dużo czasu zanim rozejrzała się za żelem pod prysznic. Po obróceniu ciała po drugiej stronie drzwiczek od prysznica dostrzegła znajomą spokojną twarz.
Bev. Jej własne myśli były bardzo głośne. Głośniejsze od słów, które jak sądziła wypowiedziała wciąż z niedowierzaniem i niepewnością patrząc na kobietę. Nie od razu zarejestrowała, że tamta nie miała na sobie ubrań. Odniosła wrażenie, że zmiana ta zaszła w momencie otwarcia kabiny. Powinna poczuć na skórze chłodniejsze powietrze, ale zamiast tego wypełniła ją fala ciepła kontrastująca z lekko chłodniejszą wodą.
Nie mogła się ruszyć ani unieść rąk. Nie miała pojęcia co się z nią działo, lecz z pewnością wyczekiwała tego aż Beverly do niej podejdzie; aż stanie bardzo blisko, dłońmi dotknie jej policzków i pocałuje.
Margo czuła się jak zahipnotyzowana gotowa wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej. Chciała tego. Pomimo rozsądku i wszystkiego co działo się w życiu Strand, chciała znów przekroczyć granicę. Poczuć drugie usta na swoich, dotyk skóry i muśnięcia palców..

Przebudziła się zbyt szybko otwierając powieki. Jasny ekran telewizora raził ją w oczy, które kolejne przetarła sprawdzając, czy na dłoniach został tusz. Nie. Zmyła makijaż tuż przed prysznicem, który odbyła sama, pomimo przekonującego snu. Cicho jęknęła pełna zażenowania (swymi snami), ale także ukrytego małego rozczarowania z powodu niespełnionej fantazji.
Zerknęła w lewo zauważając oparcie kanapy, na której zasnęła podczas oglądania filmu. Wybity alkohol i po tym przyjemny prysznic zrobił swoje skutecznie lulając Bertinelli do snu.
Zadarła podbródek patrząc tam gdzie wcześniej siedziała Strand. Nikogo nie było. Powiodła więc wzrokiem na ekran telewizora zauważając, że film się nie skończył a został zatrzymany, jakby w ramach przerwy na siku albo dolewkę wody.
Margo uniosła tułów do siadu rozumiejąc, że nie tkwiła w salonie a w pokoju telewizyjnym, który przed dołączeniem do Beverly zrobił na lekarce niemałe wrażenie. Pochwaliła gospodynię, która teraz nagle gdzieś zniknęła. Strand mogła pójść spać do swojej sypialni, ale w takim przypadku raczej wyłączyłaby telewizor zamiast zatrzymywać wybrany przez siebie horror.
Leniwie wstała z kanapy nieschludnie zsuwając z siebie koc i po poprawieniu luźnych spodni od piżamy ruszyła w stronę wyjścia z pokoju.
W kuchni wciąż paliły się ledy umieszone pod szafkami, co umożliwiało swobodne wyjście w ogromną przestrzeń salonowo kuchenną. Nie musiała długo szukać zauważając Beverly stojącą przy wyspie kuchennej. Od razu rozchyliła wargi gotowa przeprosić za przyśnięcie podczas filmu, lecz do jej uszu dotarł cichy szloch. Nie widziała twarzy kobiety, ale lekko drżące ramiona rozwiały wszelkie wątpliwości. Nie miała omamów słuchowych (przez nagłe wybudzenie) ani kolejnego snu (chyba).
Cicho stąpając gołymi stopami po szarym gresie podeszła do Strand od tyłu.
- Bambina – szepnęła zaznaczając swą obecność, która od razu stała się namacalna. Bez wahania objęła kobietę ramionami. Przywarła do jej pleców oplatając rękoma na wysokości klatki piersiowej i nie puszczał. Była tam. Stała i tuliła kobietę, której nie zapytała co się stało. Powód był oczywisty, dlatego nie potrzebowała słów wyjaśnienia. Nie potrzebowała niczego aby zachować się jak człowiek i zapewnić Bev, że wszystko będzie dobrze.
- Będzie dobrze – szepnęła nad jej ramieniem. – Wszystko się ułoży. – Jakoś i być może po grudzie, ale wierzyła, że pani oficer wyjdzie na prostą. – Poradzisz sobie. – Tego mogła być pewna i chciała aby również Beverly w to uwierzyła.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Były inne opcje. Gdyby nie zobowiązanie, które mimo wszystko istniało na papierze, pozwoliłaby sobie na więcej względem Margo. Nie podciągnęłaby tego pod zemstę czy robienie komukolwiek na złość. Nigdy nie potraktowałaby drugiej osoby jako środek do odgrywania się na kimś. Nie wyznawała filozofii one night stand, które samo w sobie brzmiało bardzo przedmiotowo. Nie była w stanie zbliżyć się do kogoś jedynie poprzez pociąg seksualny, bo ten nie budził się u niej, jak za pstryknięciem palców. Być może była zbyt skomplikowana i nudna, jak na teraźniejsze standardy, ale mimo to, nie przejmowała się.
Nim zdążyła wykrzesać z siebie kolejne słowa, pani doktor już przeszła na korytarz, prosto do pozostawionej przy ścianie torby.
- Pierwszy od prawej - sprecyzowała, co by Margo nie błądziła po pokojach. - Łazienka jest zaraz obok.
Jeszcze przed wejściem do Jeepa zdążyła zorientować się w wyposażeniu łazienki, dokładając świeży ręcznik, szlafrok i klapki. Pokój gościnny natomiast cały czas pachniał świeżością, gdyż w użyciu znalazł się tylko raz, kiedy siostra Beverly przyjechała na ślub, całe wieki temu. Od tamtego czasu stał pusty, jako, że to trzeci z pokojów na piętrze robił za małą siłownię i przechowalnię na dwa spore kartony, przywiezione z Canberry i Brisbane. Jak dotąd nie miała czasu, aby uważnie je przejrzeć.

Kazała Margo się nie krępować i korzystać, z czego tylko chciała. Zaoferowała się również ze skombinowaniem piżamy, szczególnie, że takowej Włoszka nie zabrała ze sobą w torbie. Nie mogła przecież przewidzieć spontanicznego nocowania.
Dookoła nie przebywało zbyt dużo osób, zaledwie sama Bev i Oliver, co przekładało się na luźną atmosferę. Z łatwością przekonała Margo do wspólnego oglądania The Houses October Built. Dzisiejszego dnia miała ochotę obejrzeć coś strasznego, ale bez strasznych dzieci w tle. Wybór odpowiedniego tytułu nie był łatwy bo dziwnym trafem ostatnio wypuszczone filmy grozy wręcz lubowały się w dodawaniu do fabuły opętanych, nękanych dzieciaków. Co za cholerny trend…
Paradokument opisujący wycieczkę ekipy znajomych po różnych domach strachu w USA, pokonał Margo, której Beverly nie miała sumienia budzić. Zasługiwała na odpowiedni odpoczynek i miękki materac, dlatego pod koniec filmu wyląduje w pokoju gościnnym, poprzez ingerencję Strand we własnej osobie.
Zatrzymując film mniej więcej po pół godzinie, licząc od początku, zdecydowała się zajrzeć na górę, do Olivera. Chłopiec spał bardzo spokojnie od kilku godzin i nie zapowiadało się na gwałtowne pobudki przynajmniej do wczesnych godzin porannych. Dostrzegła małego misia, mocno zaciśniętego w małych piąstkach. To Jen kupiła tego konkretnego pluszaka jeszcze przed narodzinami Olivera, co sprowokowało u Beverly mocne zaciśnięcie zębów. Rosnący ucisk w gardle zmusił ją do opuszczenia pokoju i udania się do kuchni, w celu zajęcia myśli czymś zwyczajnym; nalaniem wody do szklanki albo przygotowaniem herbaty.
Nie wytrzymała.
Zdążyła wyjąć z szafki szklankę i postawić ją na wyspie. Opierając dłonie na blacie spuściła głowę, czując na policzkach łzy, których było coraz więcej. Prawie się nimi dławiła, co zmusiło ją do cichego pociągania nosem. Jak mogła zostawić ją z tym wszystkim samą? W tym wielkim domu, z jej rzeczami, widmem kłamstw i porzuconym Oliverem. Powinna wziąć się w garść. Zapanować nad wyrzutem emocji, uaktywnionych przez wspomnienie sprzed niecałego roku, kiedy obie planowały pierwsze dziecko. Jak w ogóle mogła dać się podejść tak obłudnej osobie, załatwiającej za jej plecami nielegalne interesy?
Gwałtownie przełknęła ślinę, czując za plecami ruch. Pośpiesznie wytarła łzy i nim zdążyła się obrócić w stronę Margo, poczuła, jak ta ją obejmuje. Łagodnie, z wyczuciem i troską. Nie chciała jej od siebie odsuwać. Pomimo wstydu, związanego z przyłapaniem na płakaniu, pozwoliła na przedłużenie chwili, próbując skupić się na oddechu, równie spokojnym co bicie serca pani doktor. Czuła je na swoich plecach, powoli unosząc głowę. Musiała wziąć jeszcze kilka wdechów, aby nie psuć chwili swoim zapchanym nosem. Bardzo doceniała jej ciepłe słowa i samą obecność, wyciszającą rozszalałe myśli.
- Przepraszam - nie miała za co przepraszać, ale i tak to robiła. Uniosła jedną z dłoni, sięgając do przedramienia Bertinelli. Łagodnie objęła je palcami, zastanawiając się, jak bardzo czerwone oczy teraz miała.
- To tylko jeden z tych gorszych momentów - zapewniła, żeby Margo nie myślała o niej, jak o strasznym wyjcu, wielce ubolewającym nad swoim losem. W gruncie rzeczy nie miała na co narzekać. Posiadała duży dom, syna, stabilną pracę i świetną przyjaciółkę, idealnie obeznaną w sposobach uspokajania ludzi.
Wolałaby poczuć coś jeszcze.
To niedorzeczne.
- Nie martw się - dodała na głos, dosłownie słysząc niestosowne myśli, przebijające się do świadomości. - To tylko chwilowe.
A jednak, z każdym kolejnym oddechem Margo, tuz nad ramieniem, wolałaby wszystko olać i pozwolić ponieść się chwili.
- Powoli… - szepnęła, delikatnie przesuwając ramiona kobiety, aby obrócić się przodem do niej. Cholera, mogłaby na nią patrzeć przez całą noc, gdyby tylko zyskała taką sposobność.
- Wygląda na to, że nie wybrałam najbardziej interesującego filmu, prawda? - zażartowała słabo, nie odwracając tym razem wzroku od brązowych oczu. Chciała zrobić coś więcej, jakikolwiek krok do przodu, ale czuła, że tylko się tym wygłupi. Wyszłaby na dzikusa, gdyby w tym momencie po prostu przyciągnęła do siebie Margo nieco bliżej. To byłoby zbyt gwałtowne. Zbyt dosłowne.
- Jesteś wspaniałą kobietą - już jej kiedyś o tym mówiła. Prawdopodobnie nie raz.
Więc zrób coś z tym.
- Nawet nie wiem… - co bym bez ciebie zrobiła.
Odczekała chwilę. Nie chciała, aby to wybrzmiało zbyt doniośle, albo przerysowanie. Sięgnęła do obu jej dłoni i powoli przyłożyła sobie do policzków. Zamknęła oczy. Potrzebowała jeszcze kilku spokojnych oddechów, czując na skórze kojący dotyk, wzmagający znajome ciepło. Jeszcze trochę i otworzy oczy. Jeszcze tylko chwila.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Każdy wiedział, że Margarita nie była przeciętną osobą. Uczyła się pilnie, była ciekawska, mądra, towarzyska, empatyczna, może nazbyt uczuciowa, kłótliwa (z pasją) i często przesadnie rozgadana, ale miała w sobie również coś, co sprawiało, że czuło się jej własną energię. Emanowała emocjami, jakby spryskała się nimi niczym perfumami, które kolejno otaczały pobliskie osoby. Kiedy była wesoła – czuło się łaskotanie na policzkach. Jej smutek – drażnił oczy i szczypał w gardło. Złość – kuła i była niczym wybuchające dookoła drażniące armaty.
Margo Bertinelli była przeciwieństwem wampira energetycznego.
Nie odbierała witalności a emanowała określoną aurą.
Troska, z jaką objęła Beverly, potwierdzała nietypową naturę Włoszki. Była czymś, co od razu dało się poczuć. Tak jakby w jednej chwili lekarka otuliła Strand najmilszym w dotyku kocykiem. Jakby właśnie oddawała jej całą troskę, którą w sobie miała a czego świadomie nie kontrolowała. Po prostu już taka była. Taką miała duszę i gdyby nie została chirurgiem to być może pod wpływem nagłego oświecenia mianowałaby się uzdrowicielką na odległość albo szamanką.
- Przy mnie możesz płakać do woli. – Musiała o tym zapewnić nie widząc niczego złego w szczerym ludzkim płaczu. W końcu to nie było coś wymuszonego, zrobione na pokaz albo żeby coś ugrać. Beverly płakała, bo miała ku temu powody i nikomu nic do tego.
Rozluźniła ramiona czekając aż będzie mogła spojrzeć w lekko zaczerwienione jasne oczy. W tej chwili mogłaby się odsunąć dając kobiecie większą swobodę, ale zamiast tego nadal stała blisko dłonie układając na drugich ramionach.
- No – zaprzeczyła po włosku. – Film był tak straszny, że musiałam zamknąć oczy i to mnie zwiodło. – Również podjęła się próby żartu i uśmiechnęła delikatnie. Ciepłym wzrokiem starała się wyczytać cokolwiek z drugich oczu. Na końcu języka miała parę pytań. Była gotowa porozmawiać i przede wszystkim wysłuchać Beverly. Przez parę dni Margo nie było, ale to się zmieni. Już zmieniło; po wizycie pani oficer w hotelu.
- Która zasypia na domowych kinie – wtrąciła na temat swej wspaniałości wciąż próbując nieco rozweselić kobietę, ale zamiast tego dostrzegła w jej oczach coś, co kazało Margo nieco przyhamować z ewentualnymi żartami. Jeszcze nie wiedziała co to było, ale chciała się przekonać.
Nawet nie wiem..
Co takiego?
Pytanie jednak nie padło.
Będzie dobrze, Bambina; zamierzała powtórzyć, ale zamiast tego w milczeniu kciukami gładziła jasne policzki. Była ciekawa, co działo się pod zamkniętymi powiekami i czy mogła coś poradzić na ewentualne kolejne łzy.
Lewym kciukiem sięgnęła dalej aż do szczytu nosa, po którym przesunęła opuszkiem w dół, a potem jakby masowała skórę, powiodła nim z powrotem na policzek. Stamtąd niedaleko było do warg, które kolejno dotknęła drugim kciukiem i wtedy znów mogła spojrzeć w jasne oczy.
Zatrzymała się skupiając całą uwagę na niebieskich tęczówkach, które aż same prosiły aby przyjrzała im się bliżej. To był tylko pretekst i zanim się mu oddała opuściła wzrok na wargi. Wraz z głębokich wdechem znów musiała skonfrontować się ze spojrzeniem Beverly i pod wpływem ciepłej i intymnej chwili, zbliżyła twarz do drugiej. Powoli, jakby spodziewała się, że po drodze dostanie naganę, przywarła do drugich warg. Był to delikatny i czuły pocałunek. Wydawało jej się, że nawet nie rozchyliła warg, bo wciąż z tyłu głowy istniała blokada. Ledwie wczoraj Jen trafiła do więzienia a przed paroma chwilami Beverly płakała stając się prawie bezbronną.
Wraz z ciężkim westchnieniem odsunęła swe wargi od drugich. Czubkiem nosa musnęła policzek i zadarła podbródek nieznacznie całując (a bardziej opierając wargi) łuk brwiowy . Ciało jednak pozostało na swoim miejscu a ręce nagle ściskały dłonie Strand, które połączone czuła na wysokości klatki piersiowej. Tak jakby pomimo pojęcia swych działań i tego, że być może nie był to odpowiedni moment, nie chciały się od siebie odsunąć. Jakby to co zaszło nie miało wpłynąć na ich dalsze zachowanie, a raczej pogorszenie stosunków z powodu ewentualnego odczuwalnego wstydu.
- Może obejrzymy film jutro? – zaproponowała pokazując, że w żaden sposób nie zamierzała wypierać się tego, co zaszło. Nie będzie przepraszać, prosić o wybaczenie albo zapewniać, że się poprawi, bo to wcale nie było złe. Może na pewnych poziomach tak, ale jej własne ciało sugerowało co innego. Cholera, nagle poczuła się pobudzona i jak najszybciej chciałaby się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, ale przede wszystkim miała na uwadze dobro Beverly. Miała ją pocieszyć a nie wykorzystywać na wyspie kuchennej (chociaż to drugie wcale nie wyklucza pierwszego). - Idź się połóż. Ja wszystko pogaszę.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Z każdym kolejnym muśnięciem kciuków, czuła coraz intensywniejsze ciepło, rozgrzewające policzki. Tkwiła w zawieszeniu, pomiędzy chęcią oddania się rosnącej temperaturze, a wyjścia na zewnątrz, w celu nabrania w płuca chłodniejszego powietrza. Uspokajała się, dostrzegając postępujące podekscytowanie, związane z tak namacalną, poufną chwilą. Nie chciała się odsuwać.
Każdy centymetr skóry na twarzy łaskotał w ten przyjemny sposób, przy zetknięciu z ciepłymi, delikatnymi dłońmi o chirurgicznej precyzji. Nie było sensu toczyć wojny we własnych myślach; zastanawiać się czy postępuje słusznie przedłużając tak bezpośredni kontakt z drugą osobą. Margo nie była zwykłą kobietą. Nie łączyła je żadna powierzchowna relacja czy też proste koleżeństwo, o czym przekonała się jeszcze podczas pobytu w Syrii. Coś je wzajemnie przyciągało i obie zdawały sobie z tego sprawę. Próbowały ustalić sztywne granice, ale z góry były skazane na porażkę. Jedynie odpowiednia odległość byłaby w stanie utrzymać je na dystans. Żadna z nich raczej tego nie chciała.
Przyjęła powolny, delikatny pocałunek, ponownie przymykając oczy. Palce zacisnęły się nieco mocniej na dłoniach Włoszki, gdy fala gorąca momentalnie uderzyła jej do głowy. Istniało tylko ciche dudnienie, miękkość warg i krótkie napięcie, aktywowane przez speszony umysł. Wątpiła w swoją wartość, za każdym razem gdy przesadnie analizowała tę konkretną relację. Nie powinna skupiać się na tym, co jak brzmiało i czy pewne aspekty do siebie pasowały. Myślała zbyt intensywnie, próbując powrzucać większość zjawisk do odpowiednich szufladek. Niekiedy rozum oraz logika zawodziły, posuwając odpowiedzi na poszczególne rozterki, w nieco innym wydaniu. Na przykład takim, wyrażonym w czynach.
Żadna z nich nie miała już wymówki. Nie mogły zasłaniać się alkoholem, przemęczeniem czy złym dniem. Skłamałyby, a takie rzeczy łatwo wyłapać po lepszym poznaniu drugiej osoby.
Po przerwaniu pocałunku, bezwiednie pochyliła się do przodu, jakby mogła tym samym ponownie złączyć ich usta. Nie naciskała. Pozwoliła sobie na kolejny spokojny wdech i wydech, czując jak ten same wargi oznaczają kolejny element jej twarzy.
Wyczuła zawahanie.
Drobną rezerwę, być może związaną z tym, jak przebiegła rozmowa w kwaterze leśników i do czego miała ona prowadzić. To już raczej nieaktualne. Żadna nie poruszyła tego tematu, ale w duchu obie wiedziały, że pewne założenia przestały obowiązywać. To byłaby jedynie walka z wiatrakami.
Z wolna otworzyła oczy, wbijając następnie spojrzenie w góryny materiał piżamy Bertinelli. Lubiła, gdy nosiła jej ubrania. To tylko bardziej ukazywało ich więź, widoczną w najdrobniejszych elementach.
- Jutro wieczorem? - dopytała, sugerując tym samym przedłużenie pobytu Margo. Nie przyznałaby na głos, że tego potrzebowała. Towarzystwo syna nieco koiło brak kogoś dorosłego w otoczeniu, komu nie bałaby się zwierzać i wymieniać myśli, jednak koniec końców, chciała spędzać czas z Margo. Pragnęła pokazać jej nieco większą cząstkę siebie, czego nie zdążyła w pełni doświadczyć podczas tajnej operacji na Bliskim Wschodzie.
- Przyjdziesz do mnie? - serce zabiło mocniej przy tym pytaniu, które mogła źle zinterpretować. Sugestia zakończenia seansu i pogaszenia świateł brzmiała bardzo wymownie. Nie miała obycia w podobnych sytuacjach, kiedy flirtem, albo zwykłymi słowami nawiązywano do pewnej przenośni.
Spojrzała wreszcie w brązowe oczy, przyciskając złączone dłonie do swojego ciała. Obawiała się, że być może za bardzo podkręca panią doktor, co mogłoby potencjalnie skutkować gorzkim zawodem. Nie miała na myśli niczego cielesnego, gwałtownego czy przepełnionego pożądaniem. Chciała doświadczać wszystkiego powoli, precyzyjnie, bez zbędnego pośpiechu.
- O ile… dobrze zrozumiałam - dodała z cichym, lekko zakłopotanym prychnięciem, za co natychmiast się zbeształa. Naprawdę nie chciała wyjść na niedomyślną idiotkę, zagubioną w mnogości potencjalnych scenariuszy. Być może trochę zniszczyła ich moment, dlatego z wolna pokierowała dłonie Bertinelli do swoich warg, aby z wolna ucałować je, bez przerywania kontaktu wzrokowego. Nie musiały przejmować się drobnymi potknięciami w poważnych chwilach. To właśnie chciała przekazać poprzez spokojny, czuły gest.
- Pójdę się wykąpać.
I zaraz wróci. Da Bertinelli trochę czasu dla siebie, nim przejdzie w stronę sypialni, zgodnie z zaleceniami.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Chciała bez dwóch zdań odpowiedzieć, że Beverly dobrze ją zrozumiała, chociaż sama jeszcze nie wiedziała co chciała osiągnąć dając sobie chwilę na przemyślenie sprawy. Na oswojenie się z tym, co właśnie zaszło i z czym to mogło się wiązać. Bo – cholera jasna – chciałaby bardzo wykorzystać ten moment, pójść na całość nie oglądając się za siebie ani nie patrząc na zdjęcia z Jen, które zdobiły poszczególne miejsca tego domu. Z drugiej jednak strony miała wiele obaw, chociażby przed tym, że być może odda się temu za bardzo, zacznie coś czuć do kobiety i jej dziecka, aż po długim czasie dostanie kopa w dupę, czego po raz drugi nie przeżyje.
Mimo wszystko uśmiechnęła się delikatnie sugerując, że Strand się nie myliła i spotkają się na górze.
Znów czubkiem nosa połaskotała policzek kobiety, jakby szukała dla swych warg miejsca mniej kuszącego do kolejnych działań niż drugie usta. Dała za wygraną i powoli się odsunęła aż w milczeniu każda poszła w swoją stronę.
Panująca wokoło cisza była zarazem przytłaczająca i kojąca. Dawała spokój, ale również zielone światło burzy myśli, która dopadła Margo w chwili składania koca. Już miała położyć go na kanapie, kiedy nagle przypomniała sobie o śnie i o tym, że Beverly właśnie poszła do łazienki – to było nie fair.
Warknęła, klapnęła na kanapę i schowała twarz w kocu mając ochotę się w niego wydrzeć. Jeszcze raz warknęła powstrzymując się przed wydzieraniem na cały głos swej frustracji i bezsilności wobec tego, co się z nią działo, kiedy była blisko Strand. Mogłaby to nazwać prostym zwierzęcym instynktem, ale to nieprawda. W tym było coś jeszcze. Siła silniejsza od ludzkiej woli, którą wyśmiałby niejeden sceptyk.
Wbiła wzrok w ekran telewizora starając się skupić na zatrzymanej scenie, ale nic z tego nie wyszło. Wreszcie pogasiła wszystko i robiła to kierując się w stronę schodów. Tam znów zaatakowały ją zdjęcia, na których obecna była również Jen i kiedy bezwiednie weszła do sypialni Beverly, tam także poczuła obecność brunetki. Stały tam dwa zdjęcia a wokoło było pełno jej rzeczy; komoda z bielizną i szafa z ubraniami. Nie, Bertinelli nie zaglądała do środka, ale domyślała się co mogłaby tam znaleźć.
Poczuła się z tym dziwnie przytłoczona, dlatego wyszła z sypialni uprzednio gasząc światło i wróciła do gościnnego. Na początku zamknęła za sobą drzwi, ale po zrobieniu rundki łóżko-okno-łóżko, wróciła i z powrotem je otworzyła. Uznała, że palące się światło przyciągnie uwagę Beverly i wcale się nie myliła.
Margo siedziała na krawędzi łóżka z początku starając się nie patrzeć na blondynkę, aż tak podeszła bliżej. Dopiero wtedy uniosła wzrok i nie odrywała go aż kobieta usiadła obok.
Strand roztoczyła wokół siebie intensywny zapach żelu pod prysznic połączony z wilgocią, która znów przypomniała Margo o śnie. Starała się jednak skupić na piżamie, jakby ów widok miał w czymś pomóc bez wizji pożądliwego zdzierania jej z ciała.
- Czułabym się dziwnie śpiąc w waszej sypialni – cicho wyznała wyczuwając w powietrzu niezadane pytanie na temat tego, czemu nie czekała w ustalonym miejscu. Wsunęła jedną nogę na materac co umożliwiło przekręcenie ciała tak aby mieć Beverly naprzeciwko siebie. – Czy możemy po prostu się tu położyć? – Nie chciała mówić o tym, jak niektóre elementy w mieszkaniu przypominały jej o Jen, bo to zabrzmiałoby tak jakby miała pretensje. Nie miała. Rozumiała sytuację Beverly i że sprawa z jej żoną była świeża, ale samą Margo tak bardzo to przytłoczyło, że nawet gdyby w jakiś sposób zbliżyłaby się do Strand, to myślałaby tylko o tym jak wielkie świństwo robiła Jen (nie żeby przejmowała się jej uczuciami. Po prostu nie chciała być tą osobą ani tym bardziej myśleć o Jen, kiedy całowała jej żonę).
Sytuacja była trudna i strasznie skomplikowana, ale nie zamierzała od niej uciekać. Wierzyła, że Beverly zrozumie. Ba, że sama stała przed podobnymi i oczywistymi dylematami.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie pozbyć się lekkiego stresu nawet pod prysznicem, w trakcie namydlania ciała i płukania włosów. Obawiała się tego czy nie przesadziła, przyczyniając się tym samym do pogorszenia nastroju Margo. Że też musiała przyciągnąć ją w trakcie małego, emocjonalnego kryzysu…
Nie musiały robić nie wiadomo czego. Pocałunek, który odwzajemniła nie był nawet gwałtowny czy sugerujący pójście o krok dalej. Nie wyczuła w tym wszystkim zapalczywości, a raczej spokój, lekkość i sielską opieszałość, której chętnie pozwoliłaby trwać dłużej. Nie chciała z niczym się spieszyć. Wyjście w oczach Bertinelli na zdesperowaną okrutniczkę, wykorzystująca okazję pod nieobecność żony to ostatnie, co miała w głowie. O czym by to świadczyło? Klasyczna, perfidna zdrada to nic, czym należało się chwalić. Miały z Jen problemy, ale nic by jej nie tłumaczyło, gdyby nagle (zupełnie teoretycznie) zapragnęła rzucić się na Margo niczym narkoman na głodzie. Nie byłoby przesady w tym określeniu. Pani doktor działała na nią w bardzo intensywny sposób. Gdy nie było jej obok, zastanawiała się co robi danego dnia; jak się czuje, czy nie potrzebuje towarzystwa i radzi sobie w nowej rzeczywistości, z dala od rodzinnych stron.
Łazienkę opuściła w czarnej koszulce i cienkich, szarych spodniach, roztaczając dookoła korzenny zapach kosmetyków do kąpieli. Dostrzegając światło w pokoju gościnnym, skierowała do niego kroki, zerkając w trakcie na telefon, wyświetlający obraz z kamery pokoju dziecięcego. Oliver nadal spał, ale sytuacja mogła zmienić się momentalnie. Małe dzieci potrafiły wybudzić się w środku nocy, przebudzone głośnymi dźwiękami, albo zwykłym narobieniem w pieluchę. Głód również wchodził w grę, bo który dorosły nie zasypiał nigdy z pustym żołądkiem? Dzieci oczywiście musiały zgłaszać sprzeciw swoim płaczem, bo bardzo potrzebowały uzupełnienia energii w trakcie zwykłego spania. Co za rozregulowane bestie…
Po przejściu przez próg pokoju zerknęła na Włoszkę, siedzącą u krawędzi sporego łóżka. Dostrzegając zamyślenie na jej twarzy, podeszła bliżej, aby usiąść tuż obok. Mogła się domyślić, że sugestia wspólnego leżenia w sypialni jej i Jen to niekoniecznie dobry pomysł. Dom wciąż był naznaczony obecnością małżonki, chociaż od dłuższego czasu siedziała w areszcie śledczym. Wybranie bardziej neutralnego gruntu (na tyle, ile się dało) wydawało się bardziej komfortowe zważywszy na… ogólne okoliczności.
Poczuła nagłą ulgę, spowodowaną słowami Margo. Nie musiały zrywać z siebie ubrań, wbijać paznokci w skórę czy dyszeć pod wpływem wzajemnej stymulacji. Łagodne podejście kobiety zawsze działało na nią uspokajająco i pozwalało odprężyć się przy sytuacjach, które normalnie wzbudzałyby rosnący stres. To zabawne. Pracowała dla wewnętrznych, tajnych agencji państwowych, przerabiała przesłuchania, niebezpieczne delegacje wielokrotnie ryzykowała własnym życiem. Jednocześnie, czuła się czasami kompletnie zagubiona w romantycznych relacjach, zbyt mocno przejmując się zdaniem drugiej strony czy własnymi posunięciami. Gdyby tylko mogła spojrzeć na siebie z perspektywy swoich najbliższych, być może podbudowałaby tym swoje ego.
- Możemy - przytaknęła, powoli obracają się w podobny do Margo sposób. Krótko spojrzała w brązowe oczy i westchnęła cicho, splatając palce. - Nie chciałam, żeby wyszło dziwnie, wybacz.
Może za bardzo się pospieszyła, podbudowana przyjemnym uczuciem, związanym z obecnością Bertinelli. Nie chciała z tym walczyć. Wolałaby bez przeszkód sięgać do jej dłoni, patrzyć w oczy i obejmować. Nie zastanawiać się czy takie zachowanie przystało żonatej kobiecie, mimo wszystko skłóconej z partnerką. Nie mogła zbyt długo tkwić w takim stanie. W końcu będzie musiała podjąć pewne decyzje, które nie będą łatwe.
- Na pewno jesteś zmęczona, chodź - przesunęła się na jedną połowę łóżka i wpełzła pod kołdrę, sugerując tym samym aby Margo się do niej podczepiła. Noce nie były już tak chłodne, ale obie miały raczej dobre wspomnienia ze wspólnego okupowania ciasnej pryczy obozowej, w Syrii. Nie będzie narzekać, jeśli Bertinelli uzna, że zachowanie odstępu to bezpieczniejsza opcja. Zamierzała przede wszystkim zadbać o jej komfort, jak na przykładną panią gospodarz przystało. Miała również nadzieję, że Oliver nie podejmie się nocnych koncertów prowadzących do nagłego wybudzania. Cóż, małe dziecko to duży obowiązek.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Zawsze jest dziwnie. – Chociaż określenie „dziwnie” nie było odpowiednie. Trzeba jednak przyznać, że za każdym razem gdy znajdowały się blisko siebie przynajmniej jedna z nich była poważnie zobowiązana wobec innej osoby. Najpierw w Syrii Margo (choć po nietypowej sugestii żony) była oficjalnie zajęta a teraz to Beverly w urzędzie widniała obok imienia Jen jako małżeńska para. Nigdy nie przyszło im spotkać się gdzieś pomiędzy, a przynajmniej do tego nie doszło, bo być może było parę takowych szans. Być może za dzieciaka były z rodzinami na wakacjach w tym samym kraju albo podczas misji (państwowych i medycznych) miały być w tym samym czasie w określonym miejscu. To wszystko było możliwe i prawdopodobne, lecz nigdy nie doszło do oficjalnego spotkania poza tymi dwoma razami, kiedy wzajemnie stawiały się w trudnej sytuacji. – Nie zawsze. – Skrzywiła się, bo poprzednie słowa zabrzmiały tak, jakby serio przez cały czas czuły się skrępowane, może trochę winne i zaniepokojone tym, jak bardzo pchały się do siebie, chociaż nie powinny.Głównie wtedy, kiedy uświadamiamy sobie, że jesteśmy we trzy. – W Syrii były w trójkącie z Tessą a teraz z Jen. Jednak świadomie nie odsuwały się do siebie i robiły to obie. Nie było w tym winnych. Jednej strony, która ciągnie za sznurki i manipuluje. Gdyby tak się działo po rozłące jedna z nich zorientowałaby się, że coś było nie halo. Tak jednak się nie stało a po trzech latach nadal coś wisiało w powietrzu, co nawet teraz nie pozwalało im tak po prostu się od siebie odsunąć. Próbowały. Margo była nawet bardzo zdeterminowana, ale nie wyszło.
Po co się oszukiwać?
Powiodła wzrokiem za Strand, która schowała się pod cienką kołdrą. Bardzo mocno chciała przywrzeć do niej, objąć, poczuć i pocałować.
Chciała tego aż za bardzo.
- Zachowam dystans, bo inaczej obie dziś nie zaśniemy. – Uśmiechnęła się na tę marną próbę zażartowania sobie z czegoś poważnego. Nie chciała aby kobieta pomyślała, że zachowanie dystansu było czymś złym. Że tak naprawdę Margo wolałaby aby tamta poszła do drugiej sypialni. Nie, chciała aby Beverly została.
Położyła się na drugiej poduszce. Ułożyła ciało na boku przodem do towarzyszki i bardzo delikatnie się uśmiechnęła. Wystarczyłoby tylko wyciągnąć rękę, przesunąć się, unieść tułów i przejść do miłych pocałunków. To było takie proste.. aż za bardzo. Równie proste było zranienie siebie nawzajem zwłaszcza w tak skomplikowanej sytuacji.
- Nie żałuje – wyznała cicho oczywiście nawiązując do sytuacji z kuchni. To wydawało się oczywiste i Margo w środku czuła, że obie doskonale były tego świadome, a jednak potrzebowała powiedzieć na głos co czuła. Nie żałowała i nie będzie, nawet jeśli wyjdzie na sukę całującą czyjeś żony.
Zamknęła powieki, ale świadomość tego, że Beverly leżała obok nie pozwalała jej tak po prostu zasnąć. Męczyła się przez piętnaście minut walcząc z myślami, aż z pomocą przybył płaczący Olivier. Nie było to coś, co Strand chciałaby usłyszeć, ale nocny płacz był nieunikniony. Bertinelli spojrzała spod lekko uchylonej powieki, jak kobieta wychodzi i przewróciła się na bok z całych sił próbując skorzystać z okazji. Skoro była sama w łóżku, to przestanie się zadręczać innymi możliwościami i po prostu zaśnie.

Olivier nie jako jedyny przebudził się o świcie. Beverly niepotrzebnie przeprosiła za jego płacz, bo to była bardzo dobra pora na pobudkę. Bertinelli nauczyła się żyć z dzieckiem i mogłaby zignorować jego ryk śpiąc dalej, ale dziś był kolejny ważny dzień tym razem dla kobiecej siatkówki. Od razu o tym poinformowała nim zeszła na dół.
Kiedy Strand ogarniała poranne obowiązki z synem – przewinąć, nakarmić, odbeknąć i pobujać – Włoszka pozwoliła sobie na odrobinę swobody w kuchni. Nie grzebała po wszystkich szafkach. Kiedy nie była czegoś pewna pytała Beverly, która z synem na rękach wskazywała palcem albo kiwała głową w kierunku odpowiedniej szafki. Szybko przygotowane proste śniadanie wylądowało na stoliku przed telewizorem. Bertinelli już wcześniej zorientowała się w kwestii transmisji fundując Strand poranek z meczem siatkówki i własnym przeżywaniem każdego straconego lub zdobytego punktu. Pokazała też zawodniczkę, z którą spotykał się jej najmłodszy brat, a na koniec przeżywała, że tamtej na pewno było przykro po przegranej. Prawie od razu zadzwoniła do brata, z którym ponarzekali na mecz punktując głównie wady drużyny przeciwnej. Nie omieszkała pokazać bratu (bo oczywiście, że to była video rozmowa) Beverly, którą ten od razu rozpoznał, bo zgodnie z dawnymi zapowiedziami Margarita opowiedziała rodzinie o znajomej z Syrii.
Po ekscytującym początku dnia i posprzątaniu naczyń wybrały się na spacer przy okazji fundując Olivierowi przyjemną drzemkę w wózku.
- Boisz się sąsiadów? – zapytała mając wrażenie, że Strand rozgląda się na boki, jakby czegoś szukała albo była przez kogoś obserwowana. Uznała to jednak za przejściowy objaw, dlatego od razu przeszła do kolejnego tematu. – Czy już podjęłaś decyzje w sprawie wizyty Brisbane? - Ostatnio rozmawiały tylko o odwiedzeniu Jen, acz wiedziała, że wyjazd do tego konkretnego miasta wiązał się także z ewentualnym spotkaniem z państwem Strand.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ