Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Wiedziała, co Margo ma na myśli. Los zawsze zestawiał je w problematycznych sytuacjach, w których dosłowne wskoczenie sobie w ramiona było wątpliwie moralne. Mijały się w pewnych kwestiach, ze względu na odległość oraz sprawy prywatne, takie jak chociażby aktualny stan cywilny. Nigdy tak naprawdę nie poszły na całość, kierując się tylko i wyłącznie uczuciem, towarzyszącym im przy wspólnym przebywaniu. Być może, gdyby tylko wprowadziły w swoje życie nieco więcej szaleństwa, znalazłby w tym sposób na odnalezienie odpowiedniego rozwiązania. Życie składało się z mnóstwa wyborów, kształtujących przyszłość, ale nie wszystkie musiały być tymi właściwymi czy też chcianymi. Najważniejsze było odnalezienie tych złych, wraz z podjęciem próby ich skorygowania, w możliwie najmniej inwazyjny sposób.
Zgodziła się na zachowanie dystansu, nawet jeśli sądziła, że jest w stanie obejmować Margo, bez wprowadzania dodatkowych, intymnych czynności. Miło byłoby poczuć ją przy sobie, ale szanowała decyzję pani doktor, podobnie jak ona, układając się na boku. Rzeczywiście mogłyby nie zasnąć, zbyt rozkojarzone ciałem, przywierającym do tego drugiego. Być może, gdyby były podobnie wymęczone, jak Syrii, nieco szybciej odpłynęłyby w krainę snów, nie poświęcając zbyt długiej analizy dodatkowym oddechom, biciu serca czy dłoni, oplatającej talię.
Również nie miała żalu. Być może powinna, jako żona innej kobiety, jednak Jen dużo straciła w jej oczach. Wyglądało na to, że nigdy tak naprawdę nie poznała swojej oficjalnej partnerki, parającej się przekrętami i nielegalnymi zagrywkami, pod pretekstem wyrównania statusu społecznego.
Dalsze dywagacje w tym temacie przerwał Oliver, domagający się uwagi. Jak się okazało, poszło o przepełnioną pieluchę, którą Beverly szybko zmieniła, pomimo wyraźnie ciążących powiek. Po tym małym manewrze Oliver zasnął niemal od razu, przy pomocy delikatnego, białego szumu płynącego po pokoju. To skłoniło Strand do powrotu do pokoju gościnnego, w którym zasnęła w przeciągu kolejnych dziesięciu minut, wsłuchując w spokojny oddech nie mniej zmęczonej Włoszki.

Pobudka o 6 nad ranem to nic specjalnego. Oliver, który zarządził koniec odpoczynku, wymagał zmiany pieluchy, nakarmienia i samej uwagi, na którą ochoczo odpowiadał piskami, bliżej niesformułowanym gaworzeniem oraz machaniem rękoma. Bez narzekania zjadł mały słoiczek z rzekomymi naleśnikami z musem jabłkowym, z ciekawością przyglądając się pełnoprawnemu śniadaniu, przyrządzonemu przez Margo. Pod naporem jakże ujmującego spojrzenia niemowlaka, Bev zdecydowała się podsunąć małemu kawałek podsmażonego pomidora bez skórki, obserwując w międzyczasie pojedynek siatkarski Włoszek i Polek. Spróbowała nawet pocieszyć Margo po przegranej jej krajowej drużyny, co przyniosło odpowiedni skutek dopiero po rozmowie z bratem, z którym również się przywitała.
Pogoda panująca na zewnątrz była idealna do spaceru. Oliver, przebrany w małe ogrodniczki i koszulkę w dinozaury, zajęty początkowo siłowaniem się z cienkim kocem w końcu odpadł z gry, odsypiając swoje gwałtowne pobudki z nocy. Bev dostrzegła też kilka znajomych twarzy (głównie emerytów) spacerujących po okolicy w drodze do sklepu spożywczego.
- Czasami bywają… bardzo towarzyscy - skwitowała, komentując tym samym swoje rozglądanie się przy niektórych domkach. - W takiej okolicy nie ma się prywatności.
Z racji tworzenia jednej wspólnoty, mało co można było ukryć przed sąsiadami. Szczególnie tymi wścibskimi. Zagadywali podczas koszenia trawników, sadzenia krzewów, tylko po to, aby mieć później o kim gadać przy obiedzie. Ciekawe czy wieszali teraz psy na Beverly, widząc ją z jakąś inną kobietą na spacerze. Chyba, że uznaliby ją po prostu za kogoś z rodziny (swojej, albo Jen) co nie byłoby zbytnio szokujące. Każdy miał prawo do spędzania czasu z kimś innym, niż współmałżonek.
Westchnęła przy pytaniu o wyjazd do Brisbane.
- Będę musiała ją odwiedzić, choćby ze względu na Olivera - nadal była jego matką, a takim lepiej nie odmawiać możliwości spotkania z dzieckiem. - Wolałabym uniknąć sytuacji, w której grozi mi prawnikiem, za ograniczanie kontaktu z synem.
Więzienie to nie miejsce dla dziecka, ale póki Oliver był mały, niewiele będzie z tego pamiętał. To jeden z plusów tej całej, popieprzonej sytuacji.
- Pewnie zobaczę się przy okazji z rodzeństwem - to już brzmiało nieco lepiej, bo dawno nie widziała reszty Strandów. - Przenocuję u nich i złapię samolot do Cairns.
Wzruszyła ramionami, ukazując tym samym, że traktowała małą wycieczkę jak szybki wypad. Nie chciała też dodatkowo stresować syna zmianą rutyny i klimatu, tym bardziej teraz, kiedy sama musiała sprawować nad nim opiekę. We dwójkę to co innego.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Bertinelli wiedziała, że temat wyjazdu do Brisbane był trudny, ale chciała wiedzieć jaką decyzję podjęto. Domyślała się tego już wcześniej, bo Beverly sama wspomniała, że nie ma większego wyboru, ale jednak jakiś istniał. Mogła nie być gotowa na tak wczesne odwiedziny żony (świeżo po aferze). Mogła potrzebować czasu, co każdy – zwłaszcza Jen – powinien uszanować.
Już miała powiedzieć, że więzienie nie było miejscem dla dzieci, ale szybko ugryzła się w język. Czuła, że Beverly o tym wiedziała, ale z drugiej strony to nie jej wina, że żona zawaliła. Że właśnie siedziała za kratkami i pomimo swych błędów chciałaby zobaczyć się z synem. Tego nie wolno odmówić albo z góry skreślać zwłaszcza, że równie dobrze za parę miesięcy Jen mogła wyjść na wolność. Wszystko było możliwe, ale o tym Margo akurat nie chciała myśleć ani tym bardziej dotykać tematu tego co Strand musi albo nie musi robić dla żony.
- A co z rodzicami? Odwiedzisz ich? – Znów poruszyła wrażliwą strunę nieco wykorzystując sytuację, w której pani oficer nie mogła uciec. Nagle nie przyśpieszy i nie popędzi z wózkiem przed siebie, choćby po to aby dać sobie czas na przemyślenie albo uniknięcie tematu, który Margo drążyła dalej. – Myślę, że powinnaś im o wszystkim powiedzieć. – Umyślnie zaczęła zdanie od „myślę” aby dać do zrozumienia, że to tylko jej opinia, z którą kobieta zrobi co zechce. – Posłuchaj, jesteś teraz w trudnej sytuacji i jakby nie było przydałaby ci się pomoc dziadków przy Olivierze. Wiem, że nie chcieli mieć z tobą kontaktu i ostatnio nie byli najlepszymi rodzicami. Nie twierdzę, że powinnaś im wybaczyć i szeroko otworzyć ramiona, ale daj im i sobie szansę na poprawienie tej relacji – choćby odrobinę. – Bertinelli zawsze uważała rodzinę za ważną, dlatego oczywistym było poruszenie drażliwego tematu. Nowa opiekunka Oliviera nie zawsze będzie miała czas a Beverly nie weźmie urlopu w każdej sytuacji. Pomoc dziadków byłaby przydatna przynajmniej na tym początkowym etapie, o ile byli na tyle mobili aby na jakiś czas wprowadzić się te w okolice. To oczywiście była tylko sugestia, bo cała ta pomoc mogła nie wypalić, ale jeśli coś nie zadzieje się teraz to Margo na pewno poruszy ów temat później. Nie odpuści, dopóki widziała szansę na reanimację.
Okolica, w której mieszkała Strand wydawała się przyjemna. Na pewno spokojniejsza od osiedla, w którym wcześniej mieszkała Margo. Idealnie nadawała się dla rodziny z dziećmi i dla osób lubujących się w spacerach, bo to miejsce aż zachęcało do wyjścia z domu.
Idąc zawiesiła spojrzenie na rodzinie przechodzącej drugą stroną ulicy. Rodzice zażarcie o czym dyskutowali, kiedy ich córka skakała po płytkach chodnika omijając linie między nimi. Jej widok przypomniał lekarce o Fanny. Nie, poprawka. To nie tak, że o niej zapomniała. Wczoraj po wzajemnym płaczu z Emmą i kolejnych kieliszkach wina udało jej się złapać dobry humor, ale wciąż było za wcześnie aby mówić, że już się z tego otrząsnęła.
Głos Beverly przywołał ją do porządku. Wydawało jej się, że padło pytanie – czy wszystko w porządku? – na co po chwili przytaknęła i spojrzała przed siebie.
- Czy jest w okolicy kawiarnia z dobrym tiramisu? – O Cannolo albo Cantuccini nawet nie śmiała marzyć, bo to nie było coś co podawało się w typowych (nie Włoskich) kawiarniach. – Albo jakimkolwiek innym ciastem. – Po prostu chciała się przejść do kawiarni. Skorzystać z tego, że miała czas swobodnie przespacerować się do miejsca, w którym wypije kawę i zje ciasto. – Przy okazji.. – Wsunęła dłonie do przednich kieszeni jeansów. – ..nie wiem co robić z mieszkaniem. – Którego aktualnie nie miała. – Na pewno potrzebuję czegoś tylko dla siebie. – Bez obcej współlokatorki w tle. – I.. – Zrobiła krótką pauzę, żeby zebrać myśli i jakoś rozsądnie wyrzucić z siebie wszystko, co myślała. – Po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło myślę, że mogłabym zamieszkać w Lorne. – Ostatnio wspomniała, że szukała mieszkania w Cairns, ale dobrze wiadomo, czemu to robiła i że czyniła to wbrew swym ogólnym odczuciom. – Może masz inne odczucia – Tego Margo nie wiedziała. – ale od samego początku wyprowadzka do Cairns była dla mnie astrazione*. Zrobiłabym to, bo.. – Spojrzała na Beverly nie chcąc na nowo przywoływać ich tamtej rozmowy. – ..sama wiesz. – Żeby niczego bardziej nie komplikować. Żeby znów nie zrobić głupoty i nie wchodzić między Strand a jej żonę. – Tylko, że nie wyobrażam sobie nie móc w wolnej chwili wpaść do ciebie na kawę. – Co w odległości Lorne-Cairns byłoby bardziej utrudnione. – Nie móc porozmawiać i.. boję się, że będę miała problem z wejściem na salę operacyjną. – Czuła, że zboczyła z tematu, dlatego od razu się poprawiła. – Chodzi mi o to, że cię potrzebuję i nie wiem, czy ty potrzebujesz mnie, ale zawsze pomogę ci z Olivierem, bo od tego są przyjaciółki. – Zasznurowała usta czując, że pora dać dojść Beverly do głosu. Nie miała pojęcia, co kobieta o tym myślała ani czy faktycznie jej potrzebowała. Czy w ogóle chciała aby Bertinelli znów zamieszkała w Lorne Bay.

*abstrakcją
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Lekko skrzywiła się przy wzmiance o rodzicach. Napięte przez ostatni czas relacje nie zwiastowały niczego łagodnego przy próbie naprawienia kontaktu. Westchnęła ciężko, wiedząc, że Margo chciała dobrze. Miała same dobre wspomnienia z własną rodziną, świetnie się z nimi dogadywała i trochę jej tego zazdrościła.
- Wiem, powinnam - przytaknęła, zerkając na śpiącego Olivera. Podzielała zdanie Margo. Będzie musiała w końcu powiedzieć o wszystkim rodzicom i liczyła przy tym na wsparcie rodzeństwa. Czuła, że przy bracie i siostrze nabierze nieco więcej odwagi, aby w końcu skonfrontować się z nimi po latach.
- Jedyne czego się obawiam, to powtarzania tego cholernego „mieliśmy rację co do niej”.
Będzie musiała przyznać im rację, bez uciekania od odpowiedzialności. Zawaliła. Na całej pieprzonej linii. Dała się podejść, żyjąc z osobą, której fałszywy obraz przyjęła bez gadania. Straciła czujność i bardzo się za to krytykowała, będąc zawiedzioną samą sobą. Być może ten stan ulegnie poprawie, w miarę upływu czasu. Musiała uzmysłowić sobie i zaakceptować, że każdy popełniał błędy; miał do nich prawo i najważniejsze, to wyciągać z tego wnioski. Nawet najlepszym zdarzały się potknięcia. Nie było lekarz, którzy nie mieli za sobą nieudanych operacji i agentów, którym nie podwinęła się noga. Skreślanie kogoś przez jeden błąd, nie prowadziło do niczego sensownego.
- Spróbuję - uznała, przenosząc spojrzenie na kobietę. Tyle mogła jej obiecać. Im dłużej myślała nad perspektywą samodzielnej opieki nad Oliverem, tym bardziej utwierdzała się w potrzebie pomocy. Dusiła ją w sobie, bo uważała to za ostateczność, ale jeśli miałaby wybierać między swoją upartą dumą, a dobrem dziecka, wybierze to drugie. Dopóki Jen tkwiła w areszcie, mogła korzystać za nią z urlopu macierzyńskiego, jednak ten w końcu dobiegnie końca, a sama praca również była dla niej ważna. Odrobinę obawiała się, że ze względu na sprawę małżonki straci nieco respektu w oczach współpracowników, wychodząc na naiwną idiotkę, trzymającą pod dachem przestępczynię. Z podobnymi myślami będzie musiała się jeszcze zmierzyć i odpowiednio je zracjonalizować, co być może uda się bez terapii.
Ciężko powiedzieć.
Wyłapując dłuższe milczenie pani doktor przywołała ją imieniem. Coś się działo?
- Najbliżej jest tylko lodziarnia, w której mają kawę - z tego, co kojarzyła. - Kawiarnie mają jeszcze w centrum, albo przy wybrzeżu, od strony Sapphire River.
Cóż, dużego wyboru nie było. W porównaniu z Cairns, Lorne Bay było zaledwie wioską, w której brakowało wielu sieciówek, a to sprzyjało rozwojowi lokalnych biznesów. Dwie kawiarnie na krzyż to maks, co oferowała okolica, ale przy spokojnych krajobrazach wychodziło to nawet na plus.
Wysłuchała następnych słów Margo, w myślach już przytakując na jej pomysł. Powinna mieszkać w Lorne. Cairns może i było większe, dawało spore możliwości, jednak w obliczu ostatnich wydarzeń, Beverly zwyczajnie chciała mieć Włoszkę pod ręką. Obie potrzebowały swojego towarzystwa, aby jakoś utrzymać się w ryzach, z czego doskonale zdawały sobie sprawę.
Bez zbędnych słów zdjęła jedną dłoń z poręczy wózka, aby ułożyć ją na ramieniu kobiety. Doceniała to, że mówiła jej o swoich obawach i była szczera w przemyśleniach, bez znaczenia jak niepoprawnie by nie brzmiały.
- Chcę, żebyś wróciła - przyznała, na chwilę zwalniając, aby przypadkiem nie wpakować się z wózkiem na ulicę, albo w inną przeszkodę. - Chcę żebyś przychodziła do mnie na kawę, na co tylko chcesz. I myślę, że Oliver podziela moje zdanie.
Zerknęła na chwilę na śpiącego w wózku chłopca, unosząc kąciki ust ku górze. Z wolna przesunęła rękę po ramieniu Margo, aż mogła dotrzeć do jej dłoni.
- Obie tego potrzebujemy - doprecyzowała, jawnie ukazując tym samym swoje uczucia. - I mogę ci pomóc, dopóki nie znajdziesz mieszkania. To bez sensu, żebyś mieszkała w hotelu, jeśli możesz zająć jeden pokój na górze. O ile nie przeszkadza ci płacz dziecka nad ranem.
To rozwiązanie miało jeden skutek uboczny i całą masę tych pozytywnych. Zdawała sobie również sprawę, jak sąsiedzi mogą patrzeć na obecność obcej baby w domu Strandów, ale to już ich problem. Dopóki jakimś tajnym śledztwem nie dotrą, kto tak naprawdę wprowadził się do jednego z domów, nie będą mieli pojęcia, jakie relacje łączą kobiety.
Bev była w stanie przyjąć to na siebie, szczególnie, że potrzebowała mieć Margo blisko, zarówno dla swojego, jak i jej dobra.
- Obiecuję, że nie będziesz musiała obawiać się pająków - dodała dla zachęty, wspominając zabawną sytuację z hotelowego pokoju.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Przystanęła czując dłoń na ramieniu. Nie łatwo powiedzieć komuś, że się go potrzebowało zwłaszcza w obliczu sytuacji, które komplikowały relację. Starały się jak tylko mogły aby nie czuć się dziwnie, ale to nie łatwe, kiedy jedna z nich miała żonę, wczoraj się pocałowały a w nocy Margo nie mogła zasnąć, dopóki Beverly nie poszła do Olivera. Same to sobie robiły świadomie przebywając w swoim towarzystwie, lecz ciężko wyprzeć się czegoś, co umysł i ciało odczytywało jako coś niezwykle naturalnego. Bertinelli nigdy nie umiała tego wyjaśnić, ale właśnie w ten sposób się czuła; będąc z Bev, śpiąc z nią albo całując. To uczucie towarzyszyło jej również trzy lata temu i tak naprawdę gdyby nie dzieląca ich odległość to już dawno przekroczyłyby wszystkie możliwe granice będąc teraz w zupełnie innym puncie.
Odetchnęła z ulgą słysząc to, czego chciała Strand i opuściła spojrzenie w dół czując na swej dłoni tę drugą. Lekko ją zacisnęła nie myśląc o tym, że ktoś mógłby je teraz widzieć.
- Mówisz poważnie? – zapytała, bo propozycja (nawet chwilowego) zamieszkania razem wydawała się jej szalona. Wczoraj zaledwie po trzech godzinach zaczęły się całować a dziś z samego rana Bertinelli zastanawiała się jak wytrzyma przez cały dzień bez choćby jednej próby przełamania kolejnej granicy. Miałaby testować swoje samozaparcie przez kolejne kilka dni? Nie była robotem. Pęknie szybciej niż przewidywały to społeczne zasady, o ile ktoś kiedyś napisał pracę naukową o tym, po jakim czasie moralnie dozwolony jest seks z kobietą, której żona niedawno trafiła za kratki.
- Ej, miałaś się z tego nie nabijać. – Wcale nie, bo nikt nie obiecywał śmiania się z fobii pani doktor, ale Margo wiedziała swoje. Uniosła obie dłonie tym samym uwalniając jedną z uścisku. – Na swoją obronę powiem, że to poważna trauma z dzieciństwa. – Przeginała i niepotrzebnie się broniła wiedząc, że Beverly wykorzysta każdą okazję aby się z tego nabijać, co musiała jej darować.
Opuściła dłonie w geście poddania się i ruszyła dalej do przodu, bo Oliver zaczął się wiercić przez sen niezadowolony, że wózek się nie rusza.
To bardzo miłe z twojej strony, ale czy nie będzie dziwnie? Dziwniejsze od dziwnego, które już jest? – Nie była pewna, czy dobrze odmieniła słowa, ale w tej chwili miała to gdzieś. Wczoraj obie zgodziły się, że to była nietypowa sytuacja. – Ah, przemyślę to dobrze? – Co innego miałaby powiedzieć? Że nie wie czy utrzyma ręce przy sobie? Że skoro miałaby kolejne okazje to na jednym pocałunku się nie skończy? Że nie wie czy umiałaby przechodzić obok zdjęć Jen jednocześnie myśląc o tym, jak świetnie prezentowały się pośladki Beverly w jeansach, których jeszcze przy niej nie nosiła?
- Chodźmy na lody i kawę, a potem może pojedziemy na plażę? – Pogoda dziś dopisywała, więc mogły z niej skorzystać. Margo też będzie czuć się lepiej poza domem Strand bez ciągłego obwiniania się za to co miała w głowie (a to były bardzo ładno-brzydkie myśli i nie powinna się ich wstydzić).

z/tx2
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ