dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
013.

don't be someone sometimes
{outfit}

Wiedział, że opieka nad dzieckiem to nie przelewki, ponieważ od samego początku nie było mu łatwo. Kompletnie się na tym nie znał, a dodatkowo czuł się też tak, jakby bynajmniej nie był do tego stworzony. Choć nikt mu tego jeszcze nie wypomniał (może dlatego, że Sally nie umiała mówić?), cały czas bał się, że popełniał błędy. Nie chciał tego spieprzyć - nie mógł przecież, ponieważ chodziło tu o coś więcej, niż czynność, której efekty można naprawić w oka mgnieniu. Chodziło o dobro, bezpieczeństwo i wychowanie dziecka, co odbijać miało się na nim przez całe życie, dlatego wiedział, jak wiele znajduje się na szali.
To, jak irracjonalne i niepoważne były do tej pory jego obawy, poczuł poprzedniego wieczora. Sally, która przez większość dnia czuła się znakomicie, nagle zrobiła się płaczliwa i marudna. Początkowo założył, że było to zmęczenie, jednak wystarczyło, że wziął ją w swoje objęcia, aby zorientował się, że była rozpalona. Co gorsze, sprawdzone sposoby nie chciały działać, więc po godzinie walki o zbicie gorączki, Graham zdecydował się po prostu wpakować dziewczynkę do samochodu, by później pognać z nią prosto do oddalonego o przeszło godzinę drogi szpitala. Po drodze złamał kilka przepisów, ale dowiózł ich na miejsce bezpiecznie. Tam z kolei czekał ich szereg badań, a później także noc spędzona na obserwacji, przez co nawet nie myślał o obietnicach, które przy okazji złamał. Nie myślał o Addie, która czekała na niego w restauracji.
Nie myślał o tym, że znów ją zawiódł.
Przypomniał sobie o tym dopiero kolejnego ranka. Kiedy Sally została wypisana ze szpitala, zabrał ją do domu, gdzie spędził z nią jeszcze kilka godzin, starając się jakoś ją zabawić. Czuła się dobrze, ale ewidentnie była przemęczona, więc w końcu udała się na popołudniową drzemkę. Dopiero wtedy zdecydował się zostawić ją pod opieką Molly i zajrzeć do Callaghan, która poprzedniego wieczora wysłała mu dość wymowną wiadomość. Zrozumiał aluzję, jednocześnie dochodząc do wniosku, że nie chciał wyjaśniać tego przez telefon. Sprawa była zbyt poważna.
Dotarłszy na miejsce, zastukał kilkukrotnie w jej drzwi. Oparł się o framugę, czekając, aż blondynka mu otworzy. Kiedy w końcu to zrobiła, uśmiechnął się do niej łagodnie. Już na pierwszy rzut okiem było widać, że była na niego wściekła. - Masz chwilę? - zapytał, omiatając ją spojrzeniem. Nie zaprzątał sobie głowy uświadamianiem jej, po co przyszedł, bo czy to nie wydawało się oczywiste? Zamierzał jej to wszystko wyjaśnić.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
008.
All I want
is nothing more
to hear you knocking at my door
{outfit}
Trudno było określić co wczorajszego wieczoru rozczarowało blondynkę bardziej - nie pojawienie się Grahama na kolacji, na którą to on ją zaprosił, brak informacji co się dzieje, czy może zignorowanie wiadomości, którą wysłała. Chociaż to ostatnie zdecydowanie blondynkę zdenerwowało. Niestety, nie mogła tak łatwo sklasyfikować swoich odczuć, bo przecież... Martwiła się tym, co mogło się stać, a co tak skutecznie utrudniło, zarówno stawienie się w umówionym miejscu, jak i uniemożliwiło jakiekolwiek wyjaśnienia.
Wróciła do mieszkania. Nie od razu, cierpliwie czekała pół godziny z przystawką i dwoma kieliszkami wina. Na darmo. Jednocześnie wściekła i zmartwiona, usiadła na kanapie, by wypić jeszcze więcej wina. Obejrzała jakiś głupi film na Netlixie, choć niewiele z niego pamiętała. O wiele bardziej skupiała się na milczącym telefonie niż na zmieniających się na ekranie sekwencjach. A kiedy wreszcie zawibrował i oznajmił nadejście wiadomości, nie była to ta, na którą czekala, ale stała się dziwnym... wybawieniem od natrętnych myśli.
Wcale nie wstała z nową energię kolejnego dnia. Podstawowe, poranne czynności robiła niczym robot. Telefon wciąż milczał, nic dziwnego, że niepokój Addison rósł. Nie mogła znaleźć sobie miejsca - sprzątanie, książka, film, rozmowa z koleżanką, nic skutecznie nie zajmowało myśli. Może spacer okaże się ratunkiem? Mogłaby przy okazji wreszcie spieniężyć ten wisiorek, który dostała jakiś czas temu z okazji urodzin od Kirbyego.
Rozważania przerwało pukanie do drzwi. Ten dźwięk poderwał Addison z kanapy natychmiastowo, a w sercu biła nadzieja, że... Sama nie wiedziała do końca co miało się stać, ale liczyła chyba na rozwiązanie zagadki milczenia. I na to, że powód nie będzie tak dramatycznie przerażający, jak zdarzało się wyobraźni kobiety podejrzewać przez ostatnie paręnaście godzin.
-Żeby napisać smsa? Nie, to trudne, kiedy ma się sprawne obie dłonie, oddycha i jest przytomnym. Szkoda mówić, jakie to skomplikowane, by zadzwonić - odparła tak nieprzyjemnym tonem, że zaskoczyło to ją samą, ale nie mogła poradzić nic na to, że kiedy ujrzała przed sobą całego, zdrowego Grahama... znajdującego się w progu jej mieszkania, jakby nigdy nic.. jedyne uczucie, które nią władało to złość. I to ona wzięła górę nad wszystkim, także zdrowym rozsądkiem.
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie chciał jej zawieść. Nie chciał po raz kolejny okazać się rozczarowaniem, choć wiedział, że odkąd zapoczątkowali tę relację, bezustannie postępował nie tak, jak się tego od niego oczekiwało. Nie zauważał tego od razu - najpierw wydawało mu się, że wszystko układało się dokładnie tak, jak oboje tego chcieli. Nie składał jej żadnych obietnic, ponieważ na te nie czuł się gotowy, ale poza tym nie można było odmówić mu zaangażowania. Polubił Addie, polubił to, jak się przy niej czuł i zwyczajnie polubił też brak samotności. Było im w swoim towarzystwie dobrze, dlatego tym dziwniejsze wydawało się to, jak bardzo uciekał od tej znajomości, kiedy jego życie jeszcze mocniej się skomplikowało. Czy nie powinien przypadkiem u niej szukać ukojenia? Czy nie powinien z utęsknieniem wyczekiwać tych chwil, które mógł spędzić z nią, jednocześnie odkładając na bok inne troski?
Z jakiegoś powodu tak jednak nie było.
Za jego wczorajszą nieobecność nie odpowiadały jednak jego opory. Nie pojawił się na kolacji, ponieważ musiał zażegnać chorobowemu kryzysowi Sally, co nie okazało się takie łatwe. Graham natomiast, jako osoba, która doświadczenia z dziećmi nabierała dopiero za sprawą opieki nad dziewczynką, był tym wszystkim na tyle przerażony, iż najlepszą decyzją wydawała mu się wizyta w szpitalu. Wizyta, po powrocie z której nie myślał już o niczym innym, jak dobro Sally.
I przez to zignorował jej wiadomość.
- Bylem w szpitalu - odezwał się, w ten sposób chcąc uciąć jej zarzuty, zanim zasypie go kolejnymi. W porządku, nie mógł mieć jej tego za złe, ponieważ domyślał się, że musiała się martwić, jednak musiała też zdawać sobie sprawę z tego, że nie wystawiłby jej tak po prostu. Kiedy miał nie pojawić się na umówionym spotkaniu, zawsze ją o tym informował. Nigdy nie było tak, że po prostu się odcinał - to nie było w jego stylu. - Sally mocno gorączkowała. Nie myślałem o tym, żeby zajmować się wiadomościami - dodał, chcąc doprecyzować to, że nie była to byle błahostka. Wiedział, że należały jej się przeprosiny, z tym nie zamierzał polemizować, jednak nie uważał też, że powinien był postąpić inaczej. Gdyby sytuacja się powtórzyła, podjąłby identyczne decyzje i miał nadzieję, że Callaghan zdoła to zrozumieć. Jeśli nie, niewykluczone, że w końcu zmuszeni będą spojrzeć prawdzie w oczy i zmierzyć się z tym, co nieuniknione - z faktem, że ich znajomość nie układała się tak, jak początkowo sobie to wyobrażali.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Perspektywa Addison różniła się nieco od tej męskiej. Przeszłość, która dała początek ich relacji, zdawała się aktualnie odległa. I blondynka z dziś tęskniła za nią cholernie. Za tą nutą niepewności oraz podekscytowania w oczekiwaniu na wiadomość, telefon, spotkanie. Znów czuła się niczym nastoletnia Callaghan, odkrywająca świat i po raz pierwszy smakująca relacji z płcią przeciwną. Nie przeszkadzało Addie to, że brakowało deklaracji. Tak długo, jak atmosfera między nimi pozostawała swobodna i na swój niewinny sposób romantyczna, bo przecież było między nimi przyciąganie oraz chemia, to było okej. Jeszcze bardziej, że było to okej, sprawiało to, że mogli na siebie liczyć - wygadać się po ciężkim dniu w pracy, ponarzekać na sąsiada albo zwyczajnie nie mówić nic i spędzić czas inaczej, by oderwać myśli, czy to podczas wspólnej kolacji, czy jeździe na rowerach lub spacerze brzegiem oceanu. Bez deklaracji, ale jednak mieli siebie. Teraz... Dzieliła ich przepaść. I Addison bała się każdego dnia, że będzie im coraz trudniej ją pokonać. Bo nie, nie mogli jej ominąć, ani udawać, że nie istnieje.
Jedno, krótkie stwierdzenie sprawiło, że cała złość zniknęła, zarówno z twarzy blondynki, jak i całego ciała. Pojawiało się za to zmartwienie oraz troska wymalowane w błękitnych tęczówkach. I nieme pytanie wyrażone spojrzeniem: dlaczego?
Objęła się ramionami, czując nagły chłód, kiedy czekała na dalsze wyjaśnienia. Odsunęła się też na bok, by wpuścić Flannagana do środka. Mimo wszystko nie powinni rozmawiać w drzwiach.
-jak zawsze... - wyrwało się blondynce to krótkie stwierdzenie, a w tonie wybrzmiewało najbardziej jedno odczucie - zawód. -to znaczy... Nie zrozum mnie źle, ale... Czemu nigdy do mnie nie zadzwonisz, kiedy coś jest nie tak z Sally? Nie pomyślałeś, że... że może chciałabym pomóc? - zapytała, nie kryjąc wcale tego, że czuła się odrzucona. Zarówno teraz, jak i za każdym razem, kiedy w milczący sposób Graham stawiał ją przed faktem dokonanym, że ze wszystkim poradzi sobie sam. Nie obiecywali sobie nic, ale wydawało się Addie, że pomimo braku wypowiedzianych obietnic, stali się dla siebie ważni... mogli sobie ufać... i na siebie liczyć... Czyżby znów się pomyliła, jeśli chodziło o wybór mężczyzny, przed którym postanowiła się otworzyć? A z drugiej strony... Czy ona była lepsza, zatajając przed stojącym przed nią Flanaganem doświadczenia z przed dwóch miesięcy? Raczej... niezbyt...
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Chyba niewiele miał w sobie z romantyka, starając się podchodzić do życia raczej zdroworozsądkowo. Nie wychodziło mu to zawsze, zwłaszcza teraz, kiedy sam zaczął gubić się w tym, jaki kształt przybrało jego życie. Choć opieka nad Sally trwała już od kilku tygodni, a Graham powoli odnajdywał rytm, to wszystko nadal wydawało mu się szalenie niezrozumiałe. Myślał również, że robił wszystko, aby po drodze nie popełnić błędu, za który słono mógłby przypłacić, jednak powoli zaczął dostrzegać, że nie zawsze podejmował decyzje idealne. Nie znaczy to jednak, że nie uważał ich za właściwe, bo gdyby przyszło mu się cofnąć do poprzedniego wieczora, postąpiłby dokładnie tak, jak zrobił to wczoraj. Zapomniałby o telefonach i wszystkim tym, co zdawało się nie mieć żadnego znaczenia w obliczu choroby Sally. Liczyło się wyłącznie to, aby jej pomóc - całą resztę dałoby się naprostować.
Tylko czy to rzeczywiście miało być takie proste?
Odetchnął głęboko, kiedy wpuściła go do środka, jednak za tę reakcję bynajmniej nie odpowiadała ulga. Wcale nie czuł się tak, jakby z jego serca zniknął jakiś ciężar, zamiast tego mierząc się ze świadomością tego, iż czeka ich rozmowa, która bynajmniej nie będzie łatwa. Przetarł dłonią twarz i ruszył w głąb pomieszczenia. Przystanął, kiedy doszedł do wniosku, że miejsce nie było już skrajnie nieodpowiednie do dalszego prowadzenia tej rozmowy. - Myślisz, że miałem na to czas? - zapytał, omiatając ją spojrzeniem. Starał się przybrać łagodny ton, ponieważ nie chciał brzmieć tak, jakby ją atakował. Nie to było jego celem. - Nie wiedziałem, co się dzieje, Addie. Żaden ze mnie specjalista od dzieci - przypomniał jej, po czym delikatnie wzruszył ramionami. Przyznawanie się do słabości nigdy nie przychodziło mu łatwo, a jednak w tym konkretnym przypadku nikogo nie zamierzał zwodzić. Choć starał się być dla Sally jak najlepszym opiekunem, to wcale nie znaczy, że nie mogła trafić lepiej. Graham przecież wcale się do tego nie nadawał. - Myślałem tylko o tym, żeby dostać się do lekarza. Przez myśl nie przeszło mi, że mógłbym jeszcze do kogoś dzwonić - przyznał, nie chcąc mówić wprost, że tak naprawdę nie sądził, że ktokolwiek inny mógłby tu coś zdziałać. To dziecko potrzebowało fachowej pomocy, a on zadbał o to, aby mu ją zapewnić. Nie uważał, że zrobił przy tym coś złego, ale może jego perspektywa była zbyt wąska? O tym, oczywiście, też przecież nie pomyślał.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Nie chodziło o żaden romantyzm, a o zwykłą obecność, której ostatnio mieli... Dosłownie jak na lekarstwo. Taki stan rzeczy miał prawo przeszkadzać blondynce, bo zapewne nikomu na jej miejscu nie pozostałby obojętny. W praktyce czuła się, jakby cofnęła się do momentu przed poznaniem Grahama. A może i tej chwili po rozwodzie, bo przecież znów odnajdowała się w rzeczywistości bez mężczyzny zaznaczającego swoją obecność w codzienności Callaghan. I nawet nie była pewna, czy to coś, do czego powinna dążyć, czy może jednak działała nad wyrost nauczona przeszłymi doświadczeniami. Wiadomo też, że złudna nadzieja, chciała, by było to na wyrost, ale dzisiejszy poranek pokazywał jedynie... że chyba wcale tak nie było.
-Myślałam, że nie jestem jakimś kimś z listy kontaktów, kogo można wybrać lub nie - przyznała z wyraźnym rozczarowaniem, zawodem, rozumiejąc aż za dobrze sens słów Flanagana. Wadziła, nie pomagała. Zabierała jedynie czas od tego co ważne, a w żaden sposób nie wspierała. Nie warto więc w sytuacji kryzysowej zawracać sobie głowy tym, co miałaby do powiedzenia, poradzenia, a może uznać, że sama obecność dodałaby odrobiny spokoju. Nie. Była jedynie niepotrzebną przeszkodą, która spowolniłaby działanie. Auć, zabolało. -Graham, nie mogę dłużej udawać, że to jest okej. Nie chcę uśmiechać się i mówić, że jest w porządku, bo oboje dobrze wiemy, że nie jest - zaczęła nieco niepewnie, ale właściwie co miała do stracenia? Przecież to nie tak, żeby wyrzekała się cudownej codzienności. Ten etap znajomości mieli za sobą. Teraz śmiało można było stwierdzić, że dopadł ich kryzys wraz z niezadanym pytaniem: co dalej? Może wreszcie nadszedł czas, by to zdefiniować, nawet jeśli nie miałoby się podobać to obu stronom w równym stopniu. -Czekałam na ciebie, nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego milczysz, a teraz się dowiaduję, że... nie myślałeś o tym, by zajmować się wiadomościami? Byłeś zestresowany, pewnie spanikowany co robić i nie przeszło ci przez myśl, że może mogłabym cię wesprzeć? Ja... Kim ja dla ciebie jestem? Nikim. - pragnęła zakończyć swoją wypowiedź pełną pretensji (nie ma co się oszukiwać) pytaniem, ale to nie miało sensu. Tak to wyglądało z boku. Tak się czuła Addison z każdą kolejną odmową na wspólnie spędzony czas, z każdym kolejnym brakiem odpowiedzi, aż wreszcie ze zwykłym olewaniem, kiedy z ważnych powodów nie mógł nawet napisać, że to robi. Najbardziej jednak bolesne było to, że zdawało się mu nawet nie być głupio. Jakby to dawało mu prawo, by w XXI w. myśleć i zostawić blondynkę na pożarcie własnych myśli... To nie było okej.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Został zapędzony przez życie w kozi róg. Znajdował się aktualnie w położeniu, w którym nie umiał się odnaleźć. Był rozerwany pomiędzy własnymi pragnieniami a powinnością, którą musiał spełnić. To przecież nie tak, że w ogóle nie zależało mu na Addison. W ciągu ostatnich miesięcy naprawdę się do niej przywiązał, jednak powoli zaczynał dostrzegać to, że w związku z obecnością Sally miał dla niej coraz mniej czasu. Nie udawało mu się tego pogodzić, bo może nie potrafił, a może podświadomie wcale nie próbował, nad czym do tej pory wcale się nie zastanawiał? Nie mógł jednak zwodzić jej w nieskończoność i udawać, że wszystko było w porządku, kiedy - tu faktycznie miała rację - nie było. Bił się z myślami, zastanawiając się nad tym, co mógłby jej powiedzieć, jednocześnie uważnie słuchając wszystkich jej słów. Rozumiał je, a przynajmniej tak wydawało mu się do momentu, w którym z jej ust nie padło to ostatnie oskarżenie. Wówczas wypuścił głośniej powietrze, a później przetarł dłonią twarz. Miał wrażenie, że w ogóle się nie rozumieli.
Wychylił się nieco w jej stronę, lekko kręcąc przy tym głową. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien sięgnąć po jej dłoń, jednak ostatecznie się przed tym powstrzymał. Chciał, żeby zrozumiała to, co miał jej do powiedzenia bez zbędnego łagodzenia sytuacji kontaktem fizycznym. - To nie tak, Addie - zaczął, po czym nerwowo oblizał dolną wargę. Nie był zbyt dobry w tego typu rozmowach, zawsze przyprawiały go o dreszcze. - Doceniam to, że jesteś obok i chcesz brać w tym udział, ale… Ciężko mi to ogarnąć. Cała ta sytuacja z Sally… To dla mnie nowość i sam jeszcze tego nie rozpracowałem, więc nie mogę… Nie chcę oczekiwać, że będziesz próbowała się dostosować za każdym razem, kiedy coś się zmieni - wyjaśnił, wędrując spojrzeniem do jej oczu, jakby chciał odczytać z nich coś więcej i sprawdzić, co myślała o tym ona. - Ale masz rację, to rzeczywiście nie jest w porządku - przyznał i pokiwał lekko głową. Nie mógł jej zwodzić, nie próbował tego robić, ale nie da się zaprzeczyć temu, że nie zawsze wszystko szło po jego myśli. A jeśli chciał być względem niej w porządku, musiał chyba zagrać z nią w otwarte karty. - Potrzebuję czasu, żeby to wszystko ogarnąć, więc… Chyba lepiej będzie, jeśli przez jakiś czas nie będziemy się widywać. Dobrze zrobi nam nabranie dystansu - przyznał dość ostrożnie, nie mając pojęcia, jakiej reakcji powinien się spodziewać. W końcu i bez tego była na niego wściekła, a teraz swoim działaniem nie próbował pogorszyć sprawy. Wydawało mu się, że robił coś, co im obojgu miało wyjść na lepsze.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Zapewnienie z ust Grahama, że to nie tak, Addie, nie sprawiło, że blondynka uwierzyła mu naiwnie. Właściwie mężczyzna osiągnął odwrotny skutek, bo kobieta odczuła irytację i rozdrażnienie. Jakby nie umiała ocenić rzeczywistości... Potrafiła to zrobić, miała za to inny problem - nie chciała tego przyznać, ani zaakceptować. Łudziła się bardzo długo, wręcz za długo. I nie umiała poradzić nic na to, że nie wierzyła teraz w zapewnienia, że on doceniał. Bo niby kiedy? Jak? Kolejną, krótką, lakoniczną wiadomością - dziś nie dam rady, odezwę się jutro? Milczeniem?
-Graham.... przecież ja już się dostosowuję - odparła zmęczona, poniekąd też rozczarowana, że tego nie widział. Nie stwierdzała czy on tego od niej oczekiwał, czy może nie, to pozostawiała jemu. Może była też naiwna, bo dla Addison zdawało się naturalne, że relacja dwojga ludzi wymagała kompromisów. Nie miała ku temu nic przeciwko, o ile to nie było tak, że jedynie jedna z dwóch stron była w stanie się na nie zdobyć. A obecnie wyglądało na to, że właśnie tak się działo...
-I... To ma być w porządku? - zapytała z niedowierzaniem, obejmując się mocno rękoma. Czuła, że jej ciało ogarniają nieprzyjemne dreszcze, których wcale nie chciała. Oparła się pośladkami o blat, bo miała wrażenie, że mogłaby po prostu osunąć się na ziemię. -Tylko tyle masz mi do zaoferowania? Nabranie dystansu? Po... Po tych wszystkich tygodniach, kiedy cierpliwie czekałam na swoją kolej? Na pięć minut wyrwane z całego dnia, dla mnie? Myślisz, że potrzebujemy więcej dystansu niż teraz? - zagryzła wargę, nie chcąc przesadzić. Nie obiecywali sobie nic, czuła, że w swojej złości i pretensjach galopuje daleko, ale... równie dobrze to mogła być ostatnia okazja, by powiedzieć co czuje. Może i jedyna, kiedy Graham mógł mieć dla niej chwilę, by cokolwiek usłyszeć. -boże, Graham, udawałam, że nie przeszkadza mi, że mieszkasz z obcą kobietą i bawisz się z nią w dom... A teraz proponujesz mi nabranie dystansu? - pauza. Nie chciała grać kartą zdradzonej żony, ale przecież doskonale Flanagan zdawał sobie sprawę czemu małżeństwo Addison nie przetrwało próby czasu. Zaliczyli jedną kłótnię o to, że kiedy spadła na niego opieka bez zastanowienia postanowił zamieszkać z Molly. Wtedy Callaghan odpuściła. Dziś... Nie potrafiła poradzić nic na to, że jej złamane serce podszeptywało zazdrość o kobietę, wraz z której pojawieniem, zaczęło się wszystko to, co niepisane, psuć. I jedyne, co miało szansę przypieczętować ostatnie miesiące, to słowo, którego tak nie znosiła - koniec. Czy Graham mógł winić Addison, że z jej perspektywy, pozbawionej tak wielu szczegółów, a posiadającej swoje własne urazy oraz ogólny obraz, wyglądało to właśnie tak, a nie inaczej? Znów została wymazana, zastąpiona, ot tak. Wyrzucona. Nie rozumiała. Ani tego, jak się znalazła w tym miejscu, ani dlaczego tak bardzo to bolało. Skoro... To nic znów tak wielkiego... tylko nabranie dystansu... tylko...
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Prawdopodobnie dostrzegł to zbyt późno, jednak obecnie widział, albo przynajmniej zaczynało do niego docierać to, jak bardzo nadwyrężał to, co mu oferowała. Przywiązał się do niej - przywiązał się do myśli o tym, że cokolwiek by się nie działo, on mógł uciec w jej ramiona, jednocześnie nie dając jej chyba niczego w zamian. Dopiero teraz pojął, że to, co on próbował odreagowywać fizyczną bliskością, Addison wolała zastąpić prawdziwą rozmową, za co nie mógł jej winić, ponieważ w przeszłości także nie lubił lekceważyć problemów. Kilka lat temu, kiedy jego żona jeszcze żyła, Graham potrafił zaoferować jej szczerą rozmowę, jednak problem polega na tym, że wówczas wszystko było inne. On także był wtedy inny.
Widział zatem to, jak wiele poświęceń kosztowała ją ta relacja. Widział, że nie poświęcał jej dostatecznie dużo uwagi, dlatego wydawało mu się, że oboje powinni teraz złapać dystans i spojrzeć na tę relację na chłodno, aby dzięki temu ocenić, czego tak właściwie od siebie chcieli. On na pewno potrzebował tego czasu, aby zdefiniować, co tak właściwie mógł jej zaoferować, choć proszenie jej o to mogło być kolejnym pokazem egoizmu z jego strony. Był jednak gotów na odmowę - i zamierzał przyjąć ją z godnością.
- Mi też nie jest łatwo, Addie - odparł być może trochę zbyt szorstko, jednak cały czas miał wrażenie, że patrzyła na to wszystko dość jednostronnie. Jasne, nie mógł jej za to winić, sam zresztą postępował podobnie, przez bardzo długi czas nie starając się zrozumieć tego, jak czuła się ona. Oboje błądzili w tej komunikacji, wysyłając sobie sygnały, których to drugie nie potrafiło zinterpretować. A może raczej to ona wysyłała je jemu, podczas gdy on zagrzebał się w swojej skorupie i udawał, że ze wszystkim zdoła poradzić sobie sam? Problem w tym, że ewidentnie sobie nie radził. - Nie chcę, żebyś czuła się tak, jakbyś została odsunięta na bok. Nie chcę, żebyś cały czas musiała na mnie czekać i zastanawiać się, czy kolejny raz cię nie zawiodę… Bo nie chcę cię zawodzić - podjął, lekko kręcąc przy tym głową. Koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę, czując przy tym, jak powoli zasycha mu w gardle. Nie lubił sytuacji konfliktowych, a teraz czuł się tak, jakby siedział na tykającej bombie. Nie wiedział tylko, kiedy wybuchnie. - Ale teraz nic więcej nie mogę ci zaoferować. Cholera, sam nie jestem w stanie się w tym wszystkim odnaleźć, więc jak miałbym oczekiwać, że ty to zrobisz? Nie mogę wciągać w to kogoś jeszcze - kontynuował, po czym wbił w nią uważne spojrzenie. Czy oczekiwał, że go zrozumie? Chciał tego, ale jednocześnie wcale na to nie liczył, powoli zaczynając dostrzegać, że oboje patrzyli na swoją sytuację inaczej. Mieli różne perspektywy, a być może także różne oczekiwania? Części z nich najwyraźniej nie dało się spełnić, a choć jeszcze niedawno żałowałby tego, teraz nie do końca potrafił. Jego myśli i tak oscylowały wokół czegoś innego.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Nie czuła się z tym dobrze, ale Addison złapała się na tym, że nie potrafiła uwierzyć w słowa Grahama. Ani te, że nie jest mu łatwo, ani w te, że swoimi wyborami nie chce w żaden sposób krzywdzić jej odczuć. Zwyczajnie nie wierzyła. Wzburzenie oraz złość opuściły, jednak ciało blondynki, a wojownicze odruchy zdawały się wyparować. Addie odczuwała za to rezygnację oraz obojętność, bo dotarło do niej... że nie mogła powiedzieć niczego, co w jakikolwiek sposób zmieniłoby tok myślenia Flanagana. Czy czuła zawód? Oczywiście. Jednocześnie nie chciała obnażać się jeszcze bardziej, by napotkać po raz kolejny ten mur. Wystarczająco bolesne było zderzenie się z nim, kiedy przyznała się wprost do zazdrości, co zostało... zastąpione innymi tematami, zbyte milczeniem. Zupełnie jakby to nie istniało.
Zagryzła wargę, zastanawiając się nad jednym - co zrobić z tym, co stało się w ich życiu przed dwoma miesiącami, a szatyn nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Chociaż nie, nie zastanawiała się, a przyglądając mężczyźnie jedynie upewniała, że to nie miało sensu - przyznawanie się dziś. Brzmiałaby żałośne, czułaby się, że próbuje coś ugrać i zatrzymać go na siłę, kiedy on - według Callaghan - nie miał ku temu ani odrobiny chęci, by dać im szansę. Mogła przyznać się od razu, gdy tylko wyszła ze szpitala, ale teraz... Teraz czuła, że na zawsze będzie lepiej, jeśli to pozostanie doświadczeniem w pełni jej. Tak, tak będzie lepiej.
-Rozumiem, a przynajmniej chcę rozumieć - mruknęła nieco ochrypłym głosem. Objęła się ramionami, które niespiesznie potarła, bo chłód odczuwalny aktualnie między nimi dwojgiem, zdawał się atakować blondynkę także fizycznie. -żałuję... Żałuję, że nie mogę być obok i wesprzeć cię w "odnalezieniu się" - dodała wciąż zachrypniętym głosem, drżącym tonem. Zagryzła wargę raz jeszcze, zerknęła w bok, by po chwili wrócić spojrzeniem znów na twarz mężczyzny. Skierowała całą uwagę swoich niebieskich oczu na wyraz twarzy Flanagana oraz jego nieprzeniknionych w tej chwili tęczówek. -Czego oczekujesz od nabrania dystansu? Jak chcesz, żeby to wyglądało? - zapytała, oczekując jasnej odpowiedzi. Nie miała zamiaru się kłocić, nie widziała w tym sensu. Jednocześnie nie będzie też mu niczego ułatwiać. Pragnęła, ba, potrzebowała, by to on teraz określił się jasno. Miała na niego jakkolwiek czekać? Zapomnieć o nim całkowicie? Mieli udawać znajomych? Chciała wiedzieć, potrzebowała wiedzieć, bo... nieważne jaka padnie odpowiedź, to nie będzie to łatwe. Zdawała sobie sprawę, ze zatęskni. Boże, już tęskniła... I widać to było nawet w tym zrezygnowaniu, które Addison miała wymalowane nie tylko na swojej twarzy, ale świadczyła o tym także cała postura Callaghan.
come hold me tight
no_name4451
ODPOWIEDZ