Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
w odróżnieniu od innych sytuacji podobnych tej, Angelo był w stanie dostrzegać to co się wokół niego działo. Emocje na twarzy Gabi, jej zaskoczenie, to jaka jest później wycofana i zraniona. Chciała to załagodzić, ale on nie potrafił, rozpędzał się jak startujący samolot i było już za późno na przerwanie jego startu, moment decyzyjny został minięty bezpowrotnie i teraz mógł tylko lecieć dalej, alb rozbić się boleśnie na pierwszym zakręcie. Widział jej przerażenie, jej strach o własne życie, znał to spojrzenie. Patrzył na nią i znów czuł jakby stał nad jedną ze swoich ofiar, nie nad ukochaną sobie dziewczyna. Był na nią wściekły, oburzony, zdegustowany. Było mu niedobrze na myśl, z iloma jeszcze chłopakami pokroju Joe spała. Był wkurwiony, że nie powiedziała mu prawdy, że nazywała go przyjacielem, bo tak, okłamała go, nie powiedziała prawdy, nawet po wszystkim. Ceniła sobie szczerość, którą Angelo zawsze starał się jej dawać, nawet na te niewygodne tematy, a teraz poczuł się ta jakby to on dostał tego policzka, nie ona. Był zraniony w życiu tylko raz i w tamtym momencie obiecał sobie, że to już nigdy się nie powtórzy. A powtórzyło. To było to, o co się właśnie bał, dlatego nie wchodził w związki. Ciągłe problemy, jakieś kontrole, brak wolności, ograniczenia i jeszcze takie sytuacje jak ta. Nie dopuszczał do siebie ludzi i kobiet z wielu powodów, ranił, nim został zraniony, a teraz znów to czuł. Nie miał na to wpływu, że odebrał to w tak, a nie inny sposób. Po prostu się tak poczuł i tyle. A teraz pokazał to Gabi, nie przebierając w słowach, choć bardzo hamował się przed zrobieniem jej krzywdy. A chciał. Bardzo. Z wielu powodów, których być może Gabrielle Glass nie rozumie i nigdy nie zrozumie, nie będąc w jego skórze i głowie.
Stał nad nią niczym kat, Angelo Denaro w pełnej krasie, dysząc, patrząc z góry na jej żałośnie zwinięte na podłodze ciało. Nic nie miała na swoją obronę? No jasne kurwa, a co ma powiedzieć... złapana za rękę kurwa. Z prawej pięści zaczęła ciec krew, znowu ją zmiażdżył, ledwo się zagoiła. Nie zwracał na to jednak uwagi, nawet nie czuł bólu, bo wszystko skumulowane było w nim, w środku. Zaciskał silnie szczękę i czekał, aż coś powie, cokolwiek...
I w końcu coś z siebie wydusiła. Mógł się tego spodziewać, prychnął i zaśmiał się gorzko w odpowiedzi, kręcąc głową. Jej zachowanie tylko potwierdzało jego spojrzenie na tą sprawę. Nie była taka grzeczna i niewinna za jaką się miała, za jaką miał ją on... Kochał w niej tą skromność, delikatność, dobro, jej małe łóżkowe doświadczenie i niewinność. A teraz okazuje się, że... to tylko iluzja którą mu stworzyła. Zrobiła z nim dokładnie to, co on zawsze robił z kobietami.
- Nie jesteś ani trochę lepsza ode mnie. - Rzucił z pogardą i dokładnie takim wzrokiem zmierzył jej żałosne nagie ciało, które nieporadnie próbowała teraz przed nim zakryć. Jego obraz Kwiatuszka, kochanego, niewinnego, nieskazitelnego Kwiatuszka, który był kompletnym jego przeciwieństwem został zrujnowany. Nie była w cale inna niż inne kobiety.
Była dokładnie taka sama.
Ścisnęło go w gardle, zalał go znowu gorąc, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz i zrobiło się niedobrze. To było koszmarne uczucie, musiał stąd wyjść. To, że go wyjebała to jedno, on sam chciał to teraz zrobić. Nie mógł na nią patrzeć... Dlatego w końcu odwrócił się i wyszedł z tej zjebanej łazienki, zbierając wszystkie swoje rzeczy już bez słowa, poruszając po mieszkaniu nerwowo. Dużo tego nie było, zajęło mu to może z minutę, po której wejściowe drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.

Miał do niej ogromny żal. Pierwsze emocje powoli opadały, gdy jego nogi nerwowo i bardzo szybko kroczyły po ulicach miasta zamyślony, z kłębiącymi się w głowie rozterkami. Z zarzuconą przez prawe ramię torbą szedł przed siebie bez celu, zostawiając za sobą plamy krwi. Dłoń krwawiła, ale długo nie zwracał na nią uwagi. Może po godzinie, gdy dotarł na kraniec miasta, dopiero gdy usiadł na jakimś kamieniu, wpatrzony w wodę, poczuł ukucie. Spojrzał na swoją dłoń, była znowu cała rozjebana, wystawały z niej kawałki roztrzaskanej płytki... Zaczął je wyjmować w zamyśleniu, jego głowa parowała, wciąż był w niej czysty chaos, choć już nieco mniej burzliwy niż wcześniej. Zatrzymał się przy nim jakiś młody chłopak i spytał, czy potrzebuje pomocy. Najpierw zlustrował go zimnym spojrzeniem, a później zaprzeczył tylko głową. Młody mężczyzna zignorował te fakt i wyjął z torby apteczkę, okazało się, że jest ratownikiem i idzie właśnie do pracy. Angelo pozwolił mu sobie pomóc.
- Ares. - Odezwał się w końcu, po tym jak chłopak gadał i gadał i zapytał go o imię.
- Mam nadzieję, że nie laliście się przy plaży? Mój szef ma na tym punkcie pierdolca.... O co poszło? - Chłopak miał na jego oko może z dwadzieścia, może parę lat... niewiele był starszy od jego Gabrielle... Jego... Nadal była jego? Poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku, jakby miał zaraz zwymiotować. Zrobiło mu się duszno.
- Nie. To nie po bójce. - Wyjaśnił krótko, uspokajając ratownika. Wyglądał słabo, był blady, a minę jakby przed chwilą umarła mu cała Rodzina. Był wściekły i smutny, rozżalony, zawiedziony, zdradzony, oszukany... Po dwudziestu latach ranienia innych i zapomnienia jak to jest stać po drugiej stronie, teraz tu był. I za chuj nie wiedział jak sobie z tym poradzić.
- To co ci się chłopie stało... wezwać pomoc? - Lary, bo tak miał na imię dostrzegł jego bladość, złe samopoczucie i chyba wywnioskował, że mógł stracić dużo krwi, może jakiś udar? Skończył mu opatrywać i owijać dłoń bandażem, siadając obok Aresa, przyglądając uważnie jego zachowaniu, jakby się bał, że mu zaraz tu facet zemdleje.
- Kobieta. Kobieta się stała. - Spojrzał na niego dość jednoznacznie.
- Ach. - Chyba zrozumiał. - Najlepszym lekarstwem byłaby więc jakaś wóda... zaprosiłbym, ale właśnie zaczynam zmianę. - Poklepał wytatuowanego osiłka po twardym ramieniu. - One wszystkie są takie same Ares. Nie przejmuj się. Ja miesiąc temu odkryłem, że narzeczona bzyka się z jakimś typem za hajs. Bo jej kwiatków nie kupowałem... Daj spokój. Szkoda gadać. I szkoda łamać za nie kości... Lepiej jedź z tym na prześwietlenie, na moje oko nie wygląda to najlepiej. - Wstał i schował apteczkę do plecaka. - Naprawdę muszę lecieć. Jak chcesz pogadać, albo po prostu się napić, to po zmianie lecimy z chłopakami do McGinty's.. gdzieś koło 18. - Zarzucił plecak na ramiona i spojrzał na Aresa pytająco. - Co ty na to?
Zamyślił się chwilę nad odpowiedzią... w zasadzie, to może nie był taki głupi pomysł?
- Może wpadnę. Dzięki Lary. - Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi wspierająco i zniknął, zostawiając Angelo na tym jebanym głazie samego. I znów uderzyło... Musiał to wszystko przemyśleć.
Obiecałem sobie, że nigdy więcej na to nie pozwolę. Nie mogę kurwa... Ale to Gabi. Czy na pewno? Sam już kurwa nie wiem, nie znam jej... Wydawała się taka inna, potrzebowałem właśnie takiej osoby. Uzupełniała moje braki, wydawała se taka dobra i szczera. Nie wiem, czy mogę jej ufać. Kurwa, jak o tym myślę, zbiera mi się na pawia. Co bym w tym telefonie jeszcze znalazł? Żałuję, że nie przejebałem go wcześniej, mogłem sprawdzić też inne wiadomości. Nie zaufam jej teraz, kurwa mać, a ufałem tylko jej... Ciekawe, czy teraz też szuka sobie jakiegoś kumpla do bzykania na pocieszenie żeby coś kurwa poczuć... Nie Angelo. Nie myśl tak. Ale jak mam tak kurwa nie myśleć? To mnie zabija. Myślałem, że miała może z jednego partnera przede mną, tak się zachowywała. Zaraz się okaże, że posuwała ją cała szkoła. I za każdym razem jak się pokłócimy będzie szukała kolejnego chłoptasia... Obrzydliwe. I co teraz? Muszę to chyba zakończyć raz na zawsze. Nie chcę. Kurwa muszę.
Wstał i odwrócił się w stronę drogi prowadzącej do domu Gabi. Zrobił dwa kroki i się zatrzymał. Odwrócił się znowu w stronę morza, w które wcześniej patrzył pogrążony w swoich myślach.
Poczekaj. Na co kurwa mam czekać? Nie chcesz tego. Chcę. Chcę? Kurwa.
Złapał się za głowę i znowu usiadł.
Jeśli to zakończę, już nigdy nie będę szczęśliwy, kurwa! Może tak musi być? Za to wszystko, co robiłem i robię kobietom. Bóg mnie ukarał...
Jego myśli były coraz mroczniejsze, głowa podsuwała coraz to gorsze wizje i obrazy.
Skoro okłamała mnie z jednym "przyjacielem", mogła zrobić to też z innymi. Nie umiem na to inaczej spojrzeć.
Nie mógł tego opanować, nie mógł myśleć racjonalnie, owładnięty zazdrością i zranieniem. To, co przytrafiło mu się w przeszłości zmieniło go na zawsze, a teraz wracało. Ze zdwojoną siłą. Zależało mu na tej gówniarze, kochał ją, a może tylko wyobrażenie o niej? Czy to możliwe? Że idealizował sobie jej obraz, który został teraz wyjęty z ramki i okazany w całej swojej krasie? Odkrył zakryte elementy, których nie chciał widzieć, a teraz, gdy je dostrzegł, nie mógł się z nimi pogodzić? To mu rozwalało łeb. Chciał cofnąć się w czasie i nigdy jej nie poznać. To był błąd. Niepotrzebnie otworzył bramę tych murów zbudowanych wokół swojego serca, to był tylko początek. Im dłużej ze sobą byli, tym więcej rzeczy zaczynało wychodzić, co jeszcze wyjdzie? Chyba nie chciał się przekonać.
Spędził na tym jebanym kamieniu kilka długich godzin. Nawet nie wiedział, kiedy minął praktycznie cały dzień. Ignorował telefon, który co jakiś czas dzwonił, ignorował powiadomienia sms, ignorował je wszystkie. Myślał, ciągle myślał, rozważając za i przeciw, kalkulując ryzyko, próbując myśleć na chłodno,spojrzeć na to z innej strony, ale nie potrafił. Gabrielle nawet się nie broniła... Nic. Że to nieporozumienie, czy że to tylko jednorazowa przygoda. Nic nie powiedziała, jakby jego przypuszczenia były słuszne. To go zastanawiało, to było dla niego niemym potwierdzeniem. Toczył ze sobą batalię. Z jednej strony miał zasady, według których kroczył przez życie, a z drugiej chciał je trochę nagiąć. Dla niej. Na myśl, że miałby to zakończyć, miażdżyła mu się klatka piersiowa. Teraz, kiedy w końcu obdarzył kogoś uczuciem, miał z tego zrezygnować? Tyle razem przeszli...
Ale nie potrafił jej już ufać. I to było najgorsze. Nie wiedział, czy będzie w stanie patrzeć na nią tak samo.
Robiło się późno. Spojrzał na zegarek, było chwilę po 18. Zebrał się, kupił sobie po drodze jakiegoś hot doga i poszedł do baru, do którego miał zaproszenie. Lary i dwóch jego kumpli, jak się okazało starszych, byli już na miejscu. Jeden z nich był prawie w wieku Angelo, a drugi kilka lat może starszy od Larego. Angelo nie chciał się za bardzo odzywać i opowiadać o swojej historii, ale dobrze zrobiło mu oderwanie głowy i posiedzenie w męskim gronie. Okazało się, że każdy z nich jest wolny. Ten w jego wieku rozwiódł się kilka lat wcześniej i miał trójkę dzieci, a ten środkowy by gejem i twierdził, że faceci są jeszcze gorsi. Wypił z nimi piwo, drugie, walnął dwa shoty i stwierdził, że więcej już nie pije, bo musi na trzeźwą głowę ogarnąć sobie jeszcze jakieś lokum. Wtedy został zapytany, co się stało, że nie ma gdzie spać, myśleli, że żona, albo narzeczona go wyjebała. Zaśmiał się gorzko i wyznał, że ma osiemnastoletnią laskę, u której w telefonie odkrył dzisiaj taką, a nie inną rzecz. Nie wdawał się w szczegóły, ale to co powiedział wystarczyło. Lary twierdził, że laski w tym wieku już takie głupie są, że nie rozumieją jeszcze intencji mężczyzn dookoła i pewnie ma stado takich kolegów, co do niej zarywają. Już sam nie wiedział, czy chciał to usłyszeć, czy nie. Gej stwierdził, że na pewno to nie była jednorazowa akcja i na bank tych "przyjaciół" było więcej, a jego rówieśnik doradził po prostu rozmowę i zaproponował, że dzisiaj może u niego zostać. Angelo spojrzał na kolejnego shota, którego podsunął mu Lary w zamyśleniu. Nowi kumple zauważyli jego zawiechę i znów został poklepany po plecach. Jack, bo tak nazywał się mężczyzna w okolicy jego wieku, zauważył, że Ares nie ma już ochoty tu siedzieć, więc spytał, czy wraca z nim do niego. Zastanawiał się chwilę nad tą odpowiedzią i w końcu zgodził się, żegnając z dwójką pozostałych nowo poznanych mężczyzn. Okazało się, że Jack mieszka w tej samej dzielnicy co Gabrielle. Angelo wysiadł z taksówki i spojrzał w stronę jej bloku w zastanowieniu.
- Wytrzeźwiej najpierw, chodź. - Jack domyślił się, co chodzi po głowie Aresa.
- Wiesz co... Myślę, że masz rację. Idę do niej.
- To nie jest dobry pomysł, jest późno, a ty jesteś pijany.
- Wiem.
- Angelo spojrzał na Jacka. - Dlatego teraz muszę iść, bo jutro wytrzeźwieję i znowu będę na nią wkurwiony. Dalej jestem, ale też chce iść. - Zmarszczył brwi, da niego to miało sens. Jack widział, że nie ma co się z nim kłócić, pokręcił więc głową zrezygnowany.
- Jakby co, to pisz.
- Jasne. Dzięki stary.
- Poklepał go po plecach i ruszył w stronę mieszkania Gabi.
Szedł, szedł... i nagle zobaczył u kogoś kwiatki w ogródku. Rozejrzał się na boki, nikogo nie było, więc wszedł sobie na czyjąś posesje i wesoło zerwał cały bukiet różnych kwiatów. Zrobił jak najbardziej kolorowy się dało, chuj, że zaorał komuś całe podwórko i ukradł wchuj badyli. Ucieszony jak głupi, wyszedł dumnie z ogródka i uśmiechając pod nosem szedł lekko niestabilnym krokiem dalej. Było już naprawdę późno, zastanawiał się, czy matka Gabi jest w domu, na pewno była... Teraz do niego dotarło, że Gabi mogła jej powiedzieć. Stanął przed drzwiami do ich mieszkania i tak chwilę się zastanawiał, czy to na pewno dobry pomysł. Trzymał w ręku ten dość pokaźny bukiet kwiatków, z których nadal sypała się ziemia, bo nierówno i źle je powyrywał. Napisał do Gabi smsa. I kolejnego i kolejnego, żeby na pewno usłyszała. Miał na tyle trzeźwy umysł, by zorientować się, że dzwonienie dzwonkiem to nie jest dobry pomysł. Nie wiedział ile wie Beatrice. A chciał porozmawiać z Gabi.
Chuj, że była już druga w nocy.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jeśli kogoś kochasz całym sercem, duszą i ciałem i ta osoba odwzajemnia twoje uczucia stajecie się dla siebie jednakowo podatni na zranienia. Odsłaniacie przed sobą wszystko, pokazujecie się z tej dobrej jak i złej strony, ładnej, brzydkiej, w najlepszych i najgorszych chwilach życia, ale jesteście w tym razem, dopóki nie stanie się coś, co tę relację bezpowrotnie przetnie.
Ból zadany przez osobę, którą się kocha jest niewyobrażalnie głęboki, dotkliwy, przeszywający na wskroś. To tak jakby paść ofiarą śmierci tysiąca cięć, rodem z krainy Wikingów.
Gabi przyjęła na siebie już wiele ostrzy, jedno po drugim, znosząc wszystko z godnością i wysoko podniesioną głową, starała się być silna, ignorowała krwawiące rany, zalepiała je plasterkami składającymi się z własnej empatii i stawiania dobra innych ponad swoje własne. Każda z niewidzialnych sznyt wydawała się już być zagojona, ale myliła się, każda z nich w tym momencie została rozdrapana i na nowo zaczęła krwawić.
Jak miała się bronić? Co miała powiedzieć? Nie umiała sklecić żadnego rozsądnego zdania, będąc w kompletnym szoku, a przecież zawsze miała tyle do powiedzenia. To, co jej w tym momencie zrobił zmiotło ją z planszy. Jej umysł wyglądał teraz jak kard z filmu, w którym główna bohaterka doznaje amnezji i przed oczami pojawiają jej się kadry z życia w postaci zdjęć, które pochłaniają płomienie, spalając te fotografie na popiół, który ulatuje z wiatrem.
Romantyczne kolacyjki, delfiny, cudowna noc przy latarni morskiej, cały wyjazd na Sycylię, a pomiędzy inne drobne rzeczy, jak wspólne poranki przy śniadaniu, leniwe wieczory przy serialach, wspólne napieprzanie w gry na konsoli — to wszystko bladło, zamieniało się w czarno białe, pozbawione radosnych barw fotografie, które pochłaniał piekielny ogień. Czy w jednej, krótkiej chwili można ot tak, automatycznie przestać kogoś tak szaleńczo i bezgranicznie kochać?
Jeśli można porównywać ludzi do zwierząt to Gabrielle zdecydowanie byłaby Goldenem, ile razy nie dostanie wpierdol, tyle razy macha ogonkiem i wpatruje się miłośnie w człowieka, nadal go uwielbiając i pragnąc jego atencji, choć teraz kompletnie tego nie czuła. Wręcz przeciwnie, ogarnął ją obrzydliwy chłód, jakby do gorącej, zaparowanej łazienki wślizgnął się Dementor i wysysał z niej całe szczęście. Czuła się dokładnie tak jak opisał to Ron i Pani Figg — tak jakby już nigdy nie miała być szczęśliwa.
Oczywiście, że chciała wszystko wyjaśnić, powiedzieć, jak było, jak wszystko wyglądało z jej perspektywy, porozmawiać na spokojnie, bo przecież można to było załatwić zupełnie inaczej, tyle że Angelo się nakręcił i nic tej kuli armatniej nie mogło zatrzymać. Był jak śniegowa kulka spadająca ze szczytu góry, a jej słowa jedynie mogły ją zwiększyć, wprawić w gigantyczny pęd, który skończyłby się zwyczajnym morderstwem, popełnionym jakby w afekcie, na jej drobnym ciele, które ta kula dosłownie by zmiażdżyła. Chciała mu dać czas, chciała dać mu się wygadać, nawet rzucić w nią najgorszymi obelgami, ona potrafi dużo znieść, rozumie, że w złości mówi się i robi różne rzeczy, bo sama wczoraj zachowała się kompletnie irracjonalnie i nieadekwatnie do sytuacji, powiedziała kilka słów za dużo, których żałowała. On nie wydawał się żałować niczego, ani pół słowa, ani tego, że tak mocno cisnął ją o ścianę, silnie złapał za gardło, wymierzył cios w policzek. Wręcz przeciwnie. Patrzył na nią jak na śmiecia, jak na obrzydliwego robaka, którego należy rozgnieść.
Ocenił ją po kilku wiadomościach, nie rozumiał jak wtedy się czuła, jak bardzo ją skrzywdził, jak bardzo potrzebowała mieć kogoś obok, do kogo mogła się przytulić. Joe sam się nawinął, był w odpowiednim miejscu o odpowiedniej dla niego porze, wykorzystał to jak bardzo zraniona była Gabrielle, jak wrażliwa i naprawdę potrzebująca czyjejś bliskości, miał nadzieję być lekarstwem na całe zło, jakie ją wtedy spotkało. I był, ale tylko na kilka minut, oboje się w to wpakowali, a później wszystko potoczyło się samo i nie tak jak powinno.
Gabrielle dużo czasu zajęło pogodzenie się ze stratą przyjaciół, którzy w zasadzie nimi nie byli, skoro tak ją potraktowali, a ona głupia i tak zapewne by do nich poleciała, gdyby tylko znów ją do siebie dopuścili. Tak to jest, gdy ufasz ludziom, chcesz być dla nich dobrą i robisz wszystko, żeby tylko cię zaakceptowali. To zawsze w niej było i chyba nigdy się nie pozbędzie tej desperackiej wręcz potrzeby akceptacji. Niby nie jest zupą pomidorową, żeby każdy ją lubił, ale ona tego potrzebuje, bo bez tego usycha jak niepodlewany kwiat. I tak bardzo się zmieniła przez te ostatnie kilka miesięcy. Nie potrafiła odmawiać, mówić jasno i wyraźnie NIE. Zawsze zgadzała się na wszystko, była na każde skinienie małego palca każdego, kto jej potrzebował, ale dziś umiała już nieco w asertywność i stawianie granic. Kiedyś nie pomyślałaby, że może być zazdrosna i z tej zazdrości chcieć wydrapać komuś oczy, dziś... Zrobiłaby to bez wahania, rzuciłaby się z pazurami do kudłów jakiejś laski, gdyby tylko śmiała spojrzeć na jej ukochanego — ona, która brzydzi się przemocą. Mimo wszystko i tak dojrzała, choć nie tak bardzo jakby mogła, ale to dobrze! Dzięki temu, że nadal patrzyła na świat przez różowe okulary i była takim radosnym promyczkiem szczęścia, który łaskotał każdego po nosie, gdy pojawiała się w pomieszczeniu. Nie umiała być egoistką, zapatrzoną w siebie, skupioną na własnych potrzebach.
Żałosne... Była żałosna, złamana, dosłownie rozsypana w drony mak, jak lustro, w które ktoś uderzył kamieniem. Teraz dokładnie było widać, że wcale nie jest silną, młodą kobietą, tylko słabym i wrażliwym dzieciakiem, który nie nadaje się do związków, bo w tym momencie już nie chciała walczyć, to ją zwyczajnie przerosło. Angelo przesadził, ale on nie umie inaczej, i tak się bardzo dla niej starał, próbował hamować swoje napady złości, ale dziś, w tak ważnej chwili, w której mogli zwyczajnie i spokojnie porozmawiać, zawiódł na całej linii nie tylko raniąc dziewczynę fizycznie. Słowa, które wypadały z jego ust takim potokiem raniły jeszcze bardziej, wzrok sprawił, że z Gabi wyparowała cała godność, całe poczucie własnej wartości. Czuła się zawstydzona, cholernie zagubiona, nie wiedziała, jak ma się zachować i jedyne co przyszło jej go głowy, to wywalenie go z mieszkania.
Chciała mu powiedzieć, że w takim razie nie ma zbyt wysoko zawieszonej porzeczki, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, nie chciała go ranić, mimo iż on zmieszał ją z błotem, nie potrafiła mu wygarnąć, a wszystko ze strachu o własne życie. Nie potrafiła też opanować łez, drżenia rąk, dolnej wargi. Nie zwracała nawet uwagi na to, że krwawi mu ręka, w tak ciężkim była szoku.
- WYJDŹ.- powiedziała już ostrzej, ale nie krzyczała. I... wyszedł. Ona siedziała na tej podłodze i aż podskoczyła kiedy trzasnął drzwiami. I to był koniec, koniec czegoś pięknego co jeszcze kilka minut temu ich łączyło. Wyrwał jej serce i zabrał ze sobą, pozostawiając w klatce piersiowej ziejącą czernią, głęboką dziurę.
Kiedy wyszedł Gabi skuliła się jeszcze bardziej, położyła się na zimnych kafelkach w pozycji embrionalnej i pękła. Dosłownie zaczęła wyć jak wtedy w swoim samochodzie kiedy to pierwszy raz doszło do rozstania. Ból był teraz nieporównywalnie większy, ale łzy takie same. Paliły ją w policzki, szczypały w gardło, miała wrażenie, że opuściła swoje ciało i patrzy na taka żałosną siebie na tej podłodze z góry. Nawet nie wiedziała ile czasu tak leżała i płakała, godzinę... Dwie? W końcu łzy przestały płynąć, oczy wyschły, podobnie jak ciało. Z łazienki została wyssana cała para, zrobiło się zimno, tak przeraźliwie cicho i zimno, że ta cisza zaczęła dzwonić w uszach. Nie mogła tak leżeć przez cały dzień. Matka nie mogła zobaczyć jej w takim stanie, nikt nie mógł. Usiadła powoli, żeby nie zakręciło się jej w głowie, następnie wstała, nadal z bardzo pustym wzrokiem. Omiotła spojrzeniem łazienkę, pęknięty kafelek, pokryty krwią. Jak ona się z tego wytłumaczy matce? Może lepiej wyjść z domu i nie wrócić, dopóki nie wyjedzie na kolejną delegację? Tylko dokąd pójdzie? Przecież nikogo nie ma, jest całkiem sama. Nie ma nawet do kogo zadzwonić, żeby się pożalić, wygadać. Dlaczego ona zawsze jest oparciem dla każdego, a kiedy jej ktoś jest potrzebny to nikogo nie ma?
Spojrzała w lustro, wyglądała okropnie. Oczy spuchnięte od łez, na szyi pojawiły się zasinienia, na policzku i kości jarzmowej też wykwitł siniak. Plecy ją bolały, odwróciła się, żeby je obejrzeć. Na łopatkach, które pierwsze dotknęły zimnych kafelków też pojawiły się fioletowe siniaki. Zostawił na jej ciele pamiątkę na długie dni, która będzie bolesnym wspomnieniem brutalnego i kategorycznego rozstania. Każdy ma swoje granice, ta należąca do Gabrielle została bezpowrotnie przekroczona. Czuła do siebie odrazę, obrzydzenie wręcz, że tak bardzo starała się trzymać ich relację w kupie, nie raz i nie dwa postępując niezgodnie z własnymi moralnymi zasadami, tyle poświęciła, tyle łez wylała i po co? By dostać w twarz, zostać nazwaną zwykłą dziwką, tylko dlatego, że w chwili słabości poszła z kimś do łóżka? Nie na tym polega bycie razem. Może idealizowała związki wzorując się na romantycznych filmach i obrzydliwie słodkich książkach, ale czy nie była przy nim w dobrych i złych chwilach? Czy nie starała się być wsparciem nawet gdy sama go potrzebowała, a chciała pokazać, że poradzą sobie ze wszystkim, co stanie na ich drodze?
Nie mogła dłużej tak stać, jak na autopilocie posprzątała łazienkę, włącznie z plamami krwi, poszła się ubrać w luźne dresy i... Napisała do nowego pracodawcy, że jednak nie przyjdzie do sklepu i rezygnuje. Miała mieć dziś zmianę od 11 do 19, ale czuła, że nie będzie w stanie pracować, była w zbyt dużej rozsypce. Matka nie mogła wiedzieć co tu zaszło, nikt nie mógł. Musiała poradzić sobie z tym sama. Ślady krwi z korytarza i salonu też musiała ogarnąć, zwłaszcza te z dywanu, które nieco już przyschły i ciężko było się ich pozbyć, ale przynajmniej miała cel. Wszystko się nawarstwiło, nie dość, że miała okres i zaczął ją potwornie boleć brzuch, było jej niedobrze to jeszcze bolały ją plecy, szyja, policzek od wewnętrznej i zewnętrznej strony, to jeszcze czuła się kompletnie bez powodu jak najgorsze i najbardziej śmierdzące gówno na świecie. Nie uważała, że zrobiła źle idąc do łóżka ze swoim ex przyjacielem, nie zdradziła Angelo, nie doprawiła mu rogów. Niby co? Miała mu powiedzieć, gdy się zeszli, że: ooo Ares, wiesz co? Bo jak mnie olałeś to przespałam się z Joe, ale to nic dla mnie nie znaczyło i traktuje go tylko jak brata?
No daj cie spokój! To kompletnie niedorzeczne, on jej przecież też nie mówił z kim sypiał, gdy nie byli razem i wcale nie miała mu tego za złe, bo była wręcz przekonana o tym, że ruchał jakieś panny, ale to nie miało znaczenia, bo nie byli w żadnym związku. Nie mogła się uspokoić, chodziła po mieszkaniu myśląc, co powinna zrobić. Bała się tego co teraz nastąpi, biorąc pod uwagę fakt, że Angelo jest kim jest. Oczami wyobraźni widziała już snajpera na dachu budynku po przeciwległej stronie ulicy, przecież oni ją zlikwidują. Nie można zostawiać świadków, którzy mogą cię wyspać i zniszczyć życie, wpakować do więzienia. Zranionym kobietom różne rzeczy chodzą po głowach, włącznie z dojebaniem możliwie najgorszego scenariusza jaki tylko może zaistnieć.
Nie Gabi, to nie ona, to nie jej sposób myślenia. Czuła, że się dusi, brakowało jej powietrza, jakby ktoś wepchnął ją w próżnię i trochę tak było. Angelo stał się sensem jej życia bardzo szybko i co? I teraz miało go w nim zabraknąć? Ciężko było jej sobie wyobrazić poranki bez oglądania jego twarzy, wieczory bez pocałunków i przytulania, ale tak musiało być, nie mogła pozwolić nikomu, nawet jemu, na traktowanie siebie jak worka treningowego. Uderzył raz, zrobi to ponownie, tak to działało i Gabi zdawała sobie z tego sprawę, tu nie było miejsca na wybaczenie nawet z szacunku do samej siebie.
Zanim posprzątała minęły dobre dwie godziny, zamknęła się w swoim pokoju, żeby przypadkiem nie wpaść na matkę, która mogła wrócić w każdej chwili. Spojrzała na rozwalone łóżko, ścisnęło ją coś w żołądku. Już nawet teraz to mieszkanie nie było wolne od wspomnień związanych z Angelo. Gdzie w tym mieście nie pójdzie, czego nie zrobi to już zawsze będzie o nim myśleć. Jedynym słusznym rozwiązaniem byłby wyjazd gdziekolwiek indziej. Ale gdzie? Miałaby polecieć do ciotki w Brisbane? To zbyt proste. Może do wujka w USA? Nie. Tam był Franek. W Europie nikogo nie miała, poza tym byli tam oni. Nigdzie się nie ukryje. AFRYKA! Może poleci do Afryki? Ogarnęła ją panika, przestała myśleć racjonalnie, zaczęła ze łzami w oczach grzebać w Internecie w poszukiwaniu jakichś opcji. Co chwilka zerkała na telefon, biła się z myślami czy nie napisać do Joe, że miał rację, że znów cholera miał rację, że będzie cierpieć ale nie... Zamiast tego usunęła całą rozmowęz nim, jego numer telefonu, tak jak i reszty znajomych z byłej paczki. Przeraziło ją to, że tak naprawdę nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, o zwykłą rozmowę, o choćby teoretyczną rozmowę pod tytułem: co byś zrobił/zrobiła gdyby ktoś kogo kochasz potraktował cię tak i tak. Przez to, że weszła w związek z Aresem została całkiem sama, teraz już nawet nie miała jego, a matka... Jej niczego nie powie bo ona będzie ją oceniać i gadać "a nie mówiłam". Znów zalała się łzami, zakopała się w pościel i chciała umrzeć z tego bólu jaki czuła, nie radziła sobie z tym. Odcięcie wydawało się najrozsądniejszym rozwiazaniem, ale przecież nie ucieknie przed rodziną Denaro, oni znajdą ją wszędzie. Znów się skuliła na łóżku, miotała się po nim na różne sposoby, szukała jakiejś pozycji, w której będzie jej wygodnie, w której uda się pozbierać myśli, ale nie mogła. Matka wróciła późnym popołudniem, zajrzała do Gabi, zdziwiona, że nigdzie nie ma Aresa, próbowała zagadać do córki, zapytać czemu w łazience jest rozwalony kafelek, ale ta tylko kazała zostawić się w spokoju, więc matka nie drążyła.
Blondynce udało się na chwilkę zasnąć, ale to nie pomogło w pozbieraniu myśli, kiedy się przebudziła było jeszcze gorzej. Samotność w nią uderzyła z taką siłą, że chyba nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła, chociaż... Czy gdyby miała komu się wyżalić to by to zrobiła? Pewnie nie, bo czuła niewyobrażalny wstyd przed to, że dała się w taki sposób potraktować, że była tak cholernie słaba, że nie była w stanie sie postawić i stanąć we własnej obronie. Zaczęła przeglądać zdjęcia w telefonie, wszystkie od początku ich znajomości i miła ochotę usunąć je wszystkie, nawet zaczęła to robić, jedno po drugim, bo każde wywoływało okropny ból. Zmieniłą tapetę w telefonie na jakiegoś randomowego pingwina czy inną pandę, ale strasznie ją to zmęczyło, każde wspólne zdjęcie czy tego co robili i gdzie byli sprawiało ból, musiała przestać się katować. Może i dramatyzowała, ale dla niej to naprawdę był koniec.
Wróciła do przeglądania lotów do Afryki, do analizy programów wolontariackich do nauki dzieciaków języka angielskiego, albo do pieki nad dzikimi zwierzątami. Nawet odpaliła sobie jedną aniketę z desperacji i zaczęła ją wypełniać, żeby przesłać aplikcję. Była zdesperowana do tego, żeby uciec, bo nie chciała walczyć o Angelo, nie chciała go nawet widzieć ani słyszeć nawet z przypadku. Powoli kończyła wypełnianie ankiety i miała nacisnąć "wyślij" kiedy dostała sms... Nie! Kilka! Na wyświetlaczu pojawiajły się kolejne powiadomienia, telefon plumkał charakterystycznie. Poczuła napływającą do ciała złość, zemdliło ją. Czekał pod drzwiami? Będzie tam stać dopóki mu nie otworzy? Cieplej niż w celi... Prychnęła rozjuszona i odrzuciła telefon na materac. Wplotła palce w jasne włosy i je tam zacisnęła. Będzie twarda, niech on sobie tam nawet śpi pod tymi drzwiami, nie złamie się, nie otworzy. A może czegoś zapomniał i jest mu potrzebne? Nie może być skończoną pizdą, nawet jeśli cierpiała, muszą to zakończyć jak dorośli i rozsądni ludzie, a przynajmniej ona musi.
Posiedziała jeszcze tak kilka minut rozmyślając intensywnie czy aby napewno podejść pod drzwi. Trudno, niech zabierze co jego i niech spieprza, nie będzie wdawać się w zbędne dyskusje. Szybkim krokiem, w obawie przed tym, że się rozmyśli ruszyła w kierunku drzwi i otworzyła je z impetem. Obrazek jaki tam zastała wbił ją w miejsce. Kwiaty, z dużą ilością ziemii, bukiet zrobiony kompletnie bez ładu i składu. Zaraz, czy to były kwiatki z ogrodu Pani Gordon? I na co jej te kwiaty? Czy on myśli, że kwiatkami naprawi całe zło, które się stało?
- Czego chcesz?- zapytała bardzo ostro.
- Zapomniałeś o jakichś swoich rzeczach? Wejdź, zabieraj i spływaj.- powiedziała siląc się na spokój, choć zaczęło się w niej gotować. Ton głosu był kompletnie neutralny, jakiś taki pusty i bez emocji. Jego emocje może i opadły, ale jej kompletnie nie. Nerwowym gestem odgarnęła jasne kosmyki za ucho. Starała się stać tak, żeby nie musiał oglądać jej posiniaczonego policzka, bo to było oznaką jej upodlenia i słabości. Przez to co zrobił nie różnił się wcale od swojego ojca, który w podobny sposób traktował Kaśkę. Odsunęła się tak, żeby wspuścić go do środka, ale w żaden sposób nie dążyć do kontaktu fizycznego. Widać było po twarzy Angelo, że jest pijany, oczy mu się świeciły, policzki były zaczerwienione, i jeszcze te kwiatk z ziemią i korzeniami.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nawet gdyby doszło między nimi do ostatecznego rozstania, Cosa nie ruszyłaby Gabrielle Glass. Nie mordowali swoich byłych partnerek (były wyjątki, na przykład ukrywanie potomków, albo zdradza, nieważne, czy na poziomie związku, czy całej Rodziny). Gabrielle nie zdradziła Angelo, nie był teraz razem, nie był głupi. Nie zarzucał jej zdrady, zarzucał jej kłamstwo. Za to nie zleciłby na nią zabójstwa. Z resztą... chyba nigdy by tego nie zrobił. Okej, nie można mówić, że na pewno, bo jeśli faktycznie by go zdradziła, będąc z nim w związku, gdyby to odkrył... różnie mogłoby się to skończyć i dziewczyna chyba o tym wiedziała? To był jeden z powodów, który w jakiś sposób pozwalał Angelo myśleć, że nie byłaby na tyle głupia i nie sypiała z "kolegami". Nie widział też powodu dla którego miałaby to robić... seksualnie ją na pewno zaspokajał, dałby sobie za to odciąć głowę. Emocjonalnie... Przeważnie też, choć powątpiewał w takie sytuacje jak ta. Raz to zrobiła, czemu drugi raz miałaby nie szukać pocieszenia w innych męskich ramionach? Skąd miał mieć pewność, że nie będzie tak zawsze? Szczególnie, że tak ochoczo oddała się Frankowi... Wtedy patrzył na to inaczej, dzisiaj jego zdanie się zmieniło. Co jeśli właśnie tego potrzebowała? Angelo nie zniesie myśli, że ktokolwiek może ją dotykać. Jego brat był wyjątkiem, ich relacja była bardzo skomplikowana i jeśli miał spełniać fantazje Gabi, to tylko z Frankiem. Jednak to już wykraczało poza jakiekolwiek granice Angelo i nie mógł pozwolić sobie, żeby jego dupa po kłótniach, mniejszych, czy większych, nieważne, nadziewała się na jakieś inne kutasy! A tak to niestety teraz widział.
Zarówno on, jak i ona stracili do siebie pewnego rodzaju szacunek i zaufanie. Czy było jeszcze co zbierać? Wstawiona głowa Pana Denaro mówiła, że tak. Przecież zawsze tak było. Coś ich różniło, pojawiał się problem, jakaś kłótnia, obydwoje dali sobie czas i wszystko wracało do normy. Przecież... ostatecznie i tak każde z nich dochodziło do wniosku, że nie mogą bez siebie żyć. Nie chcieli. To, co mieli było kurewsko burzliwe, toksyczne wręcz niekiedy, ale cholernie prawdziwe i intensywne. Wyjątkowe. Gabi była jeszcze młoda, nie miała aż takich porównań jak Angelo, ale on miał i wiedział, że jeśli nie ona, to żadna inna. Toczył ze sobą wojnę o to cały dzień, rozważając za i przeciw, korzyści i straty. W ich przypadku wszystko było możliwe, szczególnie z jego wybuchowym temperamentem i jej wrażliwą duszą. Jednak póki się dało, musieli o siebie walczyć. Angelo się tak łatwo nie poddawał, szczególnie w ważnych dla niego kwestiach,a ta była niezwykle ważna. Przecież chciał się z nią żenić, chciał mieć z nią dzieci, przyszłość... To zaważyło o jego decyzji, o tym,że jednak postanowił z nią porozmawiać. Bał się czekać do jutra, że zmieni zdanie, że odwaga po alkoholu minie i zwyczajnie stchórzy, wybierając bezpieczniejszą opcje. Zawsze osłaniał się przed zranieniem i ranił innych, dzisiaj postanowił zaryzykować, bo wiedział, że już nigdy nie znajdzie takiej drugiej Gabrielle. Wiedział, że zamknie dostęp do swojego serca już do końca swoich dni, że partnerkę która urodzi mu dzieci wybierze pod kątem genów, które będą po prostu silne dla jego potomstwa, nie miłości. Że z nikim nie będzie się tak śmiał i nikt nie będzie go wyprowadzał z równowagi jak ona. Widział, że jeśli w ty momencie odpuszczą, zje ich to od środka. Mimo, że przestał jej ufać, że bardzo go zawiodła, że jego spojrzenie się zmieniło, nabawił się wątpliwości, to czuł, że to nie jest ważniejsze od tego, że ją kochał. Zapierał się, że by za nią życie oddał, to miał porzucić ją przez jakąś jedną, zjebaną sytuację? Okej, nie jedną, wiele rzeczy się nawarstwiało, ale czy to tak właśnie nie wyglądało? Żyjąc z kimś, ciągle z nim przebywając... To tak jak z własną rodziną. Powstają konflikty i kłótnie, ale mimo wszystko to jest Rodzina, a właśnie tym Gabi stała się dla niego. Dla Marcello,Franka, całej Cosy. Członkiem Rodziny. A Rodziny się nie porzucało. To były końcowe wnioski Angelo Denaro, przez które właśnie podjął takie, a nie inne decyzje i stal teraz pod tymi pierdolonymi drzwiami z jebanymi, krzywo wyrwanymi kwiatkami z ogrodu. Dla niego były piękne i uważał, że Gabi też je pokocha. Nie miał pojęcia, jaki koszmar przeżywała teraz dziewczyna. Że już go skreśliła. Spodziewał się, że płakała, że było jej źle, przez to co zrobił, ale gdyby obserwował ją cały dzień przez jakąś kamerę, gdyby widział to na własne oczy, czy podjąłby decyzję o powrocie do jej życia? Chciał ją chronić, przed wszystkim i każdym, kto mógłby zrobić jej krzywdę, a okazuje się, że to on krzywdził ją najmocniej. Wyparł z umysłu ten policzek, chyba uznał go za mało istotny... Zapewne dlatego, że dla niego liść nie był przemocą na tle tego, co już jej dotychczas zrobił, a robił gorsze rzeczy.
Wtedy otworzyła drzwi. W końcu. stał i czekał, nie wiem ile, ale stal długo, ani przez chwile nie rozważając wycofania się. Jak widać, jego wiadomości i cierpliwość przyniosły zamierzony efekt. Wziął głęboki wdech, a jego spojrzenie padło prosto na jej młodą twarz.
- Przyniosłem ci kwiatki. Sam zerwałem. - Rzucił łagodnie i dumnie, pijackim, uroczym głosem, jakby nic się nie stało, zadowolony z siebie, że te kwiatki własnoręcznie dla niej zerwał, bo nigdy takich rzeczy nie robił. Zawsze kupował dla kobiet najpiękniejsze bukiety, nie widząc potrzeby zbierania kwiatów samemu. A teraz był taki dumny, że zrobił to sam, że zapomniał na chwilę o tym co się stało. Nadal nie nacieszył się Gabi po niemal dwutygodniowej rozłące w pace i nieważne, jak bardzo go wkurwiła, jakie emocje wywołała w nim wcześniej. Widząc ją znowu, jego serce przyspieszało, jak na żaden inny widok w jego długim, mrocznym życiu.
Minął ją i wszedł do środka, wciskając te kwiaty w ręce dziewczyny i dopiero teraz dostrzegł jej twarz. Uderzyło w niego, bardzo, bardzo mocno uderzyło w niego wspomnienie. Usłyszał w głowie plaśnięcie, które wydał jej policzek, zetknięty z wielka, silną, otwartą męską dłonią. Nagle zobaczył coś, czego nie widział wtedy. Miała krew w ustach, pamiętał już. Wcześniej jej nawet nie zauważył. Uderzył ją mocno.... bardzo mocno. Dopiero to do niego dotarło. Stanął jak wryty, jakby nagle zapomniał jak się nazywa i co tu robi, rozejrzał się dookoła, jakby nie mógł wytrzymać jej spojrzenia i miał zaraz zapaść się pod ziemię. Utkwił spojrzenie w swoich butach.
- Chciałem... - Czknął pijacko. - Chciałem z tobą porozmawiać. - Powoli, bardzo powoli jak zbity pies podniósł na nią swój wzrok. Nadal był na nią zły, nadal uważał, że to co zrobiła było chujowe i nadal w nim wszystko siedziało, ale... przyćmiony alkoholem mózg o dziwo łagodził agresje, a potęgował uczucia, jakimi ją darzył.
Nie mogli tak stać w korytarzu, Angelo domyślał się, że jej matka jest w domu. Spojrzał a drzwi od jej sypialni i przyłożył sobie do ust palec, pokazując Gabi żeby była cicho, bo przecież mogą obudzić lwa. Cofnął się do jej sypialni i machnął na nią ręka konspiracyjnie, żeby za nim poszła. Ostatecznie wciągnął ją do tego pokoju i zamknął za sobą drzwi, opierając o nie plecami. Patrzył chwilę, jakby coś analizował, choć jego oczy wyglądały dość pusto przez wypity alkohol. Jego wzrok znów padł na policzek Gabi i ścisnęło go w piersi od tego widoku.
- To ja ci to zrobiłem? - Zapytał głupio i zrobił w jej stronę krok, wyciągając do niej rozprostowaną dłoń, jakby chciał ująć ten zaczerwieniony policzek.
- Chodź się przytulić... - Niby rozumiał, że zrobił jej krzywdę, ale do końca to do niego nie docierało. Otworzył swoje ramiona, jakby chciał, żeby tam wpadła i stał jak kołek chwilę, analizując, czemu tego nie robi.
- Ja też jestem...- Znów czknął. - ...na ciebie zły chodź się przytulić chuj z tym. - To nie tak, że nie chciał rozmawiać, bo właśnie chciał! Po to tu przyszedł, ale ten ostatni shot uderzył go mocno... pili różne trunki, a nie od dziś wiadomo, że Angelo bez podkładu bardzo szybko się upijał. Wyglądał teraz jak małe dziecko, które nie dostaje tego, co chce. Zmarszczył śmiesznie brwi i wydymał dolną wargę patrząc na Gabi jakby był małym chłopcem i się na nią obraził. Znowu to on wyciągał rękę pierwszy... Kolejny raz po tym, jak była awantura przychodził do niej i próbował to jakoś ogarnąć. Wcześniej tak nie umiał, ale skoro widział, że to działa, to próbował znowu. Chował do kieszeni dumę i wszystko inne, nic nie miało znaczenia dla jego pijanej głowy. Chciał się do niej przytulić i iść spać. Tak po prostu. A jutro rano wstać, usiąść i porozmawiać. Jak dorośli ludzie... Dojrzewał. Angelo Denaro w końcu zaczynał trochę rozumieć jak działały związki, a nie bycie ciągle w roli lidera, kata, pana i władcy. Uczył się tego w chujowych sytuacjach, ale przynajmniej się uczył. Skoro już podjął decyzje, że nie chce jej zostawiać... Skąd miał wiedzieć, że ona w swojej głowie już się z nim rozstała?
To by go chyba teraz zmiotło z planszy. O dziwo Angelo, gdy pił sam alkohol i nie brał niczego pod podkład, upijał się bez agresji. Ona znikała. robiła się z niego ciepła klucha, rozluźniał się, potrafił żartować. Wychodziło z niego wewnętrzne dziecko, które głęboko w sobie chował. Dlatego tupnął nogą i pomachał rękoma jak kurczak znowu nie mając Gabi w ramionach.
- No chodź chodź chodź Kwiatuszkuuuu! - Dalej z miną obrażonego dziecka tupnął nogą jeszcze raz.
On nie może pić... gdyby ktokolwiek go teraz widział... Wstyd. Wydął wargę w podkówkę do tego.
Ja pierdole, Angelo...
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Każde z nich miało jakąś przeszłość, Angelo gorszą, ona trochę lepszą... Zdecydowanie lepszą, ale też niezbyt kolorową, choć porównując ich życia, to jej wydawało się sielanką. Czym jest życie w miłości i zrozumieniu przez pierwsze lata życia przed chorobą, krótki okres fizycznego i psychicznego cierpienia, za którym znów idzie życie w jako takiej normalności w porównaniu do życia w brutalnym, bezlitosnym środowisku pełnym śmierci i niecnych uczynków? To tak jakby puścić komuś bajkę Disneya, pokazując tylko i wyłącznie stronę dobrych charakterów, gdzie taka czarownica, czy inny złoczyńca robi coś, żeby zaszkodzić tej jasnej stronie. Nikt się nie zastanawia, z jakiej przyczyny czarny charakter stał się taki, a nie inny. Dopóki nie założysz butów drugiej osoby, nie przejdziesz się tą samą ścieżką, nie będziesz mieć pojęcia o jej życiu. Przez ostatnie miesiące Gabrielle przeszła przyspieszony kurs dorastania, jakiego nie powinna przechodzić żadna młoda dziewczyna. Z niepewnej siebie, wesołej i rozgadanej łamagi stała się różą w pełnym rozkwicie, wonną i pozbawioną kolców odmianą, której niesamowita ilość płatków przyciąga spojrzenia, budzi podziw i uznanie. Jak już jesteśmy przy Disneyu! Gabi to róża zamknięta w szklanym słoju, którą Bestia trzymał w swojej sypialni, tylko w jej przypadku do dziś żadne płatki nie zaczęły opadać, zwiastując rychłe urzeczywistnienie się klątwy.
Zazwyczaj każdy błąd czegoś nas uczy, popełnia się je raz, mając w pamięci konsekwencje, jakie za sobą poniósł. Gabi nie była inna w tak poważnych sprawach, nigdy więcej nie miała zamiaru w chwili słabości zrobić czegoś wbrew sobie. Tamtej nocy kiedy oglądali z Joe jakieś głupie filmy pokroju "Głupi i głupszy", to był impuls, wystarczyło przytulić się do ciepłego ciała, przy którym czuła się dobrze, wsłuchać w spokojne bicie serca, ułamek sekundy patrzenia sobie w oczy, zawahania i wszystko ruszyło lawinowo, choć głos z tyłu głowy krzyczał: nie rób tego, będziesz żałować. Głos miał rację, ale go nie słuchała tak jak w większości przypadków. On zawsze tam było, to się chyba nazywa rozsądek, ale był skutecznie tłumiony przez młodość i tak zwane kąpanie w gorącej wodzie, pragnienie wszystkiego na już, teraz, w tej chwili, pełnymi garściami, bo wiecznie żyć się nie da.
Tak samo było z ich wspólną nocą z Frankiem, niby miała ten sen erotyczny, ale przecież to był tylko sen, nie miał niczego wspólnego z rzeczywistością. Owszem, uważała każdego z braci Denaro za pięknego, wręcz idealnego, ale czy to znaczyło, że musi iść z każdym do łóżka. Przecież wstydziła się tego snu, wyparła go z pamięci, traktowała Franka jak przyjaciela, a po tym jak opowiedziała Angelo swój sen tylko lekko się z nim droczyła dla czystej zabawy. Przecież mógł jej powiedzieć, że ma tego nie robić, ale skoro widziała, że mu się to podoba, to dlaczego miała przestać? Nie jej pomysłem było przespanie się z nimi oboma, choć nie protestowała, nie mówiła wyraźnego NIE. Nawet poniekąd nie miała jak, bo na początku była pewna, że zajmuje się nią sam Angelo, a później w amoku podniecenia nie było jak się zatrzymać no i nie żałowała tamtej nocy, Angelo i Frank też nie, choć teraz właśnie dopadły go wątpliwości. Oboje już nigdy nie spojrzą na siebie w ten sam sposób. Chyba już zawsze pozostanie im niesmak jeżeli w jakiś sposób uda im się porozumieć.
Gabrielle była totalnie zrezygnowana, zazwyczaj tak było, że jeśli coś jej nie wychodziło to łatwo się poddaje. Angelo był pierwszym "projektem" przy którym tyle wytrwała mimo masy potknięć i widowiskowych wywrotek, ale to był właśnie ten moment, w którym złożyła broń, bo nie ma nic gorszego niż utracenie poczucia bezpieczeństwa przy osobie, którą darzy się tak silnym uczuciem.
Patrzyła na mężczyznę wyczekująco, chcąc usłyszeć jakieś wyjaśnienia odnośnie powodu nocnej wizyty, zaplotła nawet ręce na klatce piersiowej, tą pozycją jasno dając do zrozumienia, że nie czuje się komfortowo, choć pewnie do niego to i tak nic nie dotrze, bo ledwie trzymał się na nogach.
- Świetnie, dziękuję i gratuluję umiejętności florystycznych.- powiedziała bardzo chłodno i sarkastycznie jak na nią, nie była pod wrażeniem, chciała mieć to za sobą. Im szybciej będą mieć to z głowy, tym lepiej dla obojga, podobno plaster zrywany powoli boli zdecydowanie bardziej niż ten zdarty jednym pociągnięciem.
Dziwne... zdawać by się mogło, że ucieszy się na jego widok, że serce zacznie walić jak młotem, że się nie powstrzyma i wpadnie mu w ramiona błagając o wybaczenie, za coś, czego nie zrobiła, czemu absolutnie nie była winna, za to, że sprowokowała go do takiego, a nie innego zachowania. Jasne, miała na sumieniu różne rzeczy, czasem niepotrzebnie plotła pewne rzeczy, ale tym razem nie zrobiła niczego, co mogło sprowokować go do takiego zachowania, wręcz przeciwnie, próbowała załagodzić sytuację, dlatego to tak bardzo bolało.
Wcisnął jej te kwiatki w ręce, upaćkał ją wilgotną ziemią, bo Pani Gordon miała ustawione automatyczne podlewanie ogródka. Jego ręce też były brudne, włącznie z opatrunkiem, który wyglądał na profesjonalnie zrobiony. Aż dziwne... Był w szpitalu? On, który uważa, że takie rzeczy to nic nieznaczące pierdoły? Nie umknęło to jej uwadze. Gabi czasem nie dostrzegała pewnych oczywistych rzeczy, ale detale trafiały tam gdzie powinny.
- Uważasz, że mamy o czym?- zapytała dziwnie spokojnie, choć teoretycznie powinna być wściekła, ale rana była zbyt świeża, żeby wykonywać gwałtowne i nieprzemyślane ruchy. Wyglądał jak zbity pies, taki którego ktoś przegania z miejsca na miejsce kijem, a oglądanie skruchy na jego twarzy nie było zjawiskiem zbyt częstym. Zazwyczaj zapierał się rękami i nogami przy swoim stanowisku i to ona musiała ulegać presji, czy jej się to podobało, czy też nie. Nie raz i nie dwa dzięki temu przekonywała się, że Angelo ma rację i ona się myliła, ale nie tym razem. Obserwowała każdy ruch mężczyzny, a więc niczego nie zapomniał i to alkohol nim kierował, a nie zdrowy rozsądek. Świetnie, teraz będzie się męczyć z uchlanym Angelo Denaro, i za co? Za dobre serce i totalnie pizdowaty charakter, przez który nie umiała walczyć o swoje racje>
Nie ruszyła się z miejsca, nawet drzwi mieszkania nie zamknęła, na wszelki wypadek, gdyby musiała uciekać, przed kolejnym napadem jego agresji. Oczywiście, że musieli być cicho, żeby staruszka się nie obudziła, choć Gabi nie była pewna, czy kobieta faktycznie śpi. Ona tak jak córka, lubiła siedzieć w nocy, oglądać seriale i robić jakieś dziwne rzeczy.
Nie wydawało się, że się chce na nią rzucić z pięściami więc zamknęła drzwi, ale do swojej sypialni wejść nie chciała, nie mogła odcinać sobie drogi ewentualnej ucieczki. Widać mężczyzna nic sobie z tego nie robił, tylko wciągnął ją do sypialni, zamknął drzwi i oparł się o nie, blokując możliwość wyjścia.
- Nie, skąd... Sama sobie przywaliłam, bo lubię mieć zmieniający się z dnia na dzień makijaż permanentny.- odpowiedziała głupio na durne pytanie i kiedy tylko kątem oka dostrzegła, że w jej stronę zbliża się jego wielkie łapsko, cofnęła się o krok i jakby w obawie, że za swoje "pyskowanie" jej poprawi tego liścia, zasłoniła twarz ręką, czując jak poziom adrenaliny skacze naprawdę wysoko. Nic takiego się nie wydarzyło, nie poprawił tego, co zrobił wcześniej, a ona opuściła rękę wzdłuż ciała, gotowa jednak znów w razie czego się zasłonić. Nie mogła stracić czujności.
- Jesteś pijany.- stwierdziła krótko i dobitnie, jakby mówiła, że na niebie świeci księżyc w nocy, a za dnia słońce. Dyskusja z nim w takim stanie nie miała najmniejszego sensu, czegokolwiek nie powie to i tak do niego nie dotrze, a miała ochotę powiedzieć naprawdę dużo, włącznie, z tym że ma się wynosić i naprawdę nigdy więcej nie wracać. Powinno jej być go żal na samą myśl, jakiego kaca będzie mieć z rana, jak bardzo będzie go boleć głowa, jakiego będzie mieć w ustach suchego kapcia, ale tym razem uważała, że sobie na to zasłużył.
- Możesz zostać do rana, ale później nie chcę cię widzieć, możesz spać tutaj, ja pójdę na kanapę.- westchnęła głośno. Miała zbyt miękkie serce, jego miny niczym dziecka, które jest w sklepie ze słodyczami i matka nie chce kupić mu żelków, zrobiły swoje. Te usta wygięte w podkówkę, rozłożone szeroko ręce, jakby faktycznie czekał, aż ona wpadnie mu w ramiona i o wszystkim nagle zapomni, bo dostała kradzione kwiatki. Dobra, te kwiatki były niebywale urocze, ale to nie sprawi, że ból rozerwanego na strzępy serca zniknie. W tym momencie się go bała, nie chciała być blisko, nie miała ochoty się przytulać, ani nawet na niego patrzeć, za bardzo ją zranił.
- Przepuść mnie, idę do salonu, masz pokój tylko dla siebie.- nie była niemiła, agresywna, złośliwa. Wręcz przeciwnie, w głosie brzmiała troska i chęć tego, żeby nic mu nie było, choć chciałaby rano cierpiał. Ruszyła w kierunku drzwi, ale poczuła jak silne ramiona mężczyzny ją oplatają a zaraz po tym padają wspólnie na materac. Próbowała się jakoś wyplątać z jego objęć, ale za mocno ją trzymał i zmęczyła się walką. Śmierdział fajkami i alkoholem, zapewne przesiąkł zapachem papierosów palaczy z baru, w którym się upijał. Nie miała siły na walkę, ale nie czuła się komfortowo. Calutką noc nie zmrużyła oka, była sztywna jak deska do prasowania, dopiero gdzieś koło ósmej, może dziewiątej, gdy matki już nie było w domu, uścisk Angelo na ciele Gabrielle zelżał do tego stopnia, że mogła się wreszcie wyplątać z jego ramion. Półprzytomna, bardzo cicho wyślizgnęła się z pokoju, zrobiła dzbanek mocnej kawy, wyjęła z apteczki aspirynę i usiadła na kuchennym krześle, na którym 24 godziny wcześniej on ją posadził, taki szczęśliwy i uśmiechnięty. To była bardzo trudna sytuacja, wręcz podbramkowa, nie wiedziała, co ma robić, przecież nadal go kocha, ale wybaczenie czegoś takiego nawet jej przychodziło z trudem. Jak miała przejść nad tym do porządku dziennego i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało? Nalała sobie soku pomarańczowego i w zamyśleniu gapiła się w jeden punkt na lodówce, na której magnesami przyczepiona była kartka z Sycylii, którą wysłała matce.
Westchnęła głęboko i machinalnie zaczęła zaplatać sobie warkocza, przeczesując wcześniej włosy palcami. Zsunęła z nadgarstka gumkę do włosów, która zwzwyczaj się tam znajdowała, tak na wszelki wypadek i zabezpieczyła końcówkę warkocza, jakby przygotowywała się do walki. Miała nadzieję, że Angelo zrozumie przekaz, że nie będzie naciskać, drążyć, sprawiać, że wszystko stanie się jeszcze bardziej skomplikowane niż jest, ale z drugiej strony... Powinna zadać mu parę pytań, tak... Miała pytania, które nie mogły pozostać bez odpowiedzi, dlatego czekała, spokojnie i cierpliwie, popijając sok pomarańczowy. Widać było, że jest zamyślona, jakby nieobecna, nawet nie wiedziała ile czasu siedziała na tym krześlne. Postukała paznokciami w szklankę, zastanawiajac się czy to dobry pomysł, by tu była jak on wstanie, ale przecież nie mogła go zostawić z kacem bez opieki, bo on sobie nie poradzi jak każdy "chory" facet. A może go nie doceniała i świetnie da radę? Trudno. Stawi temu czoła ostatni raz, a później każde rozejdzie się w swoją stronę. Nagle ni z tego ni z owego Gabi zaczęła się śmiać, sama do siebie i to tak radośnie i niekontrolowanie... Mało się nie popłakała. Śmiała się do swojej myśli...
Ja pierdole... ale musiałam być złym człowiekiem w poprzednim życiu, przecież to jest cyrk na kółkach.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Uśmiechnął się jeszcze bardziej dumny, będąc pochwalonym za kwiatki, bo tak, odebrał to jako komplement, kompletnie nie zanotował sarkazmu w jej głosie. Ogólnie bardzo dziwnie odbierał to co go otaczało i samą Gabi, która przecież nie krzyczała, nie denerwowała się, to jak miała być na niego zła?
- Jest jeszcze tak dużo temaaaatów, o których możemy rozmawiać przecież. - Jak to nie mieli o czym rozmawiać? Gabi zawsze tyle gadała... nie znali się jeszcze w stu procentach, każde z nich skrywało w sobie jakieś tajemnice, jakieś nieodkryte fragmenty swojego jestestwa. Kompletnie go odkleiło,nawet nie rozumiał ej części o makijażu permanentnym, spojrzał więc na nią dziwnie jakby się z choinki urwała, ale kto co lubi, prawda? Więc nie, to też do niego nie dotarło, właściwie to docierało coraz mniej i mniej. Robił się powoli senny, czuł, że to ten moment ścięcia i z każdą kolejną minutą robił się coraz mniej świadomy i coraz bardziej giętki. Nawet nie zanotował, że się przed nim osłoniła, jakby miał ją uderzyć. Nie łączył już żadnych kropek, nawet ich nie widział. Zatruł się. Połączył te alkohole w jakiś chujowy sposób, to jedyne wytłumaczenie. Jego organizm nie był do tego przyzwyczajony, już lepiej radził sobie z narkotykami, o wiele lepiej.
- A jestem. A ty jesteś ładna. - O to zrozumiał, że jest pijany i pomyślał, że wymieniają się faktami. już dalej jej nie słuchał, ani o spaniu oddzielnie, ani nic. Po prostu stał i na nią czekał, a kiedy nadarzyła się okazja, po prostu zakleszczył ramiona i runął z nią na materac, przygniatając jej drobne ciało swoim bezwładnym cielskiem. Uśmiechnął się szeroko rozanielony, był to uśmiech triumfu i zwycięstwa. Miał to, czego potrzebował. Zamknął oczy, świat zawirował, to pewnie od tego zapachu truskawek. Uwielbiał zapach włosów Gabi. Dlatego bardzo szybko się utulał do snu, bo była blisko i pachniała tak pięknie.
albo po prostu był napierdolony.
Spał jak dziecko, nic nie czuł, nic nie słyszał. Obudziło go jasne światło, które wręcz go paliło. Mlasnął, było mu sucho w ustach. Jego masywne ramię rzucało się po materacu, szukając na nim Gabi, ale nigdzie jej nie było... Obrazy powoli zaczęły wracać, wspomnienia jak przez mgłę przebijały przez jego zaćmiony umysł.
- Ja pierdole... - Rzucił do siebie cicho, gdy dotarło w końcu do niego, co się wydarzyło. Pamiętał ją, taką biedną, skuloną w strachu na podłodze, z zakrwawionymi ustami. Pamiętał jej wzrok, jej żal, jej ból. Uderzył ją.
Uderzyłem ją... Dopiero teraz tak realnie do niego to dotarło i już wszystkie inne sprawy przestały mieć znaczenie. Jasne, nadal czuł się oszukany, a jego stanowisko w kwestii "Przyjaciół", kompletnie się nie zmieniało, ale wydawało mu się to teraz jakoś mniej ważne.
Uderzyłem... Usiadł na materacu i chwycił się za głowę, która zapulsowała. Rozejrzał się. Wciąż był w jej pokoju, ale jej tu nie było. Pamiętał plaże, tego młodego chłopaka, bar, alkohol, zrywał kwiatki w ogródku... a później....
- Żałosne. - Rzucił do siebie zachrypniętym głosem i odchrząknął, wstając po chwili na nogi. Miał ochotę zapaść się pod ziemie przez to, co wczoraj zrobił. Jack miał rację, w ogóle nie powinien był tu przychodzić. Mógł tam kurwa zostać, wyspać się, wytrzeźwieć i dopiero tu przyjść. Wyjaśnić to wszystko jak należy. Czasu już nie cofnie. Musiał znaleźć Gabi. Najpierw jednak wyjął z kieszeni telefon i zostawił go w sypialni, tak w razie czego. Wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i zobaczył, że drzwi do kuchni są otwarte, więc wszedł ta, a ona już na niego czekała. Wyglądał jak nieszczęście, twarz miał zmęczona, skacowaną, wzrok trochę zamglony, bandaż na ręku ubrudzony ziemia, nawet jej kawałek miał gdzieś na policzku. Złapał się za głowę i spojrzał na Gabi,oparty o framugę.
- Nie wiem co powiedzieć. - Wyznał zażenowany wieczornym przedstawieniem, którego repertuar niestety doskonale znał. Pamięci nie tracił nigdy. A szkoda, teraz przydałaby mu się ta umiejętność. Jego wzrok padł na aspirynę i kawę... Westchnął i wziął tabletkę, nalał sobie kawy i usiadł na krześle na przeciwko Gabi. To wszystko wsiało ciężko w powietrzu, atmosfera cholernie się zagęściła, a on czuł w sobie jakiś dziwny stres. To było strasznie chujowe, bo jednocześnie według niego i Gabi i on byli winni tej sytuacji, a teraz jak ją rozwiązać? Szukał rozwiązania... spojrzał na jej twarz, a czarne oczy zatrzymały się na policzku, na którym widać było ślady uderzenia.
- Ja pierdole. - Oparł łokcie o stół i schował twarz w dłoniach, próbując jakoś zebrać myśli. Uderzył ją. Zrobił to, choć zapierał się zawsze, że nigdy tego nie zrobi. Szarpnięcia mu się zdarzały, podduszanie i inne tego typu rzeczy, powodowane jego agresją, ale to? Przypomniał sobie ten moment, pamiętał jak w ostatniej chwili rozprostował palce. Przecież on by ją zmiażdżył, gdyby tego nie zrobił.
Mógł się z nią kłócić o swoje racje i poglądy, o to, jak się wczoraj czuł, przeglądając ten jebany telefon, mógł zarzucać ja winą i mógł wysłuchać jej tłumaczeń,ale to? Podniósł na nią rękę. Wyłonił się w końcu zza swoich rak, ale tylko trochę, wychylając oczy zza palców, a dłonie wciąż ułożone miał na policzkach i patrzył na nią.
- Obiecałem, że nigdy tego nie zrobię. - Zaczął w końcu cicho. - A zrobiłem. Nawet nie będę prosił cię o wybaczenie. - To była już sprawa honoru, nie tylko jego miłości do niej. Wszystko przestało mieć znaczenie. Ich kłótnie, różne spojrzenie na sprawy. Podniósł na nią rękę. Na kobietę, którą chciał poślubić, która miała być matką jego dzieci... Bał się, że może kiedyś do tego dojść i był tak cholernie wdzięczny jej, bo na pewno nie sobie, że nauczyła go kontroli, że nie uderzył ją tą cholerną pięścią... a mógł. Było naprawdę blisko.
Wyprostował się na krześle, a ręce opadły mu wzdłuż ciała. wyjrzał przez ono, widocznie zamyślony.
- Obiecałem cię chronić. Zabiłbym każdego, kto ruszyłby cię palcem, nikt na tym zjebanym świecie nie dałby ci lepszej ochrony niż ja. Jest tylko jedna osoba, przed którą nie umiem cię ochronić. Jestem nią ja. - Pokręcił głową i spojrzał na Gabrielle Glass z zadziwiającym spokojem. Może... to było i zbyt wiele nawet już na niego? Może się poddał? Wziął głęboki wdech, wydech i napił się kawy, w którą wbił swoje spojrzenie, gdy skończył pić. Nie mógł patrzeć na Gabrielle, bo jego spojrzenie wędrowało tylko na ten cholerny policzek.
- Próbowałem. Naprawdę robię wszystko, co w mojej mocy, żeby być dla ciebie najlepszy, ale chyba nie potrafię. Nigdy nie zasłużę na twoją miłość, kompletnie jej nie rozumiem. - Stwierdził, że to będzie jego kara, więc podniósł na nią swoje spojrzenie, które było tak samo puste jak te jej. Widział to. Widział co jej zrobił i bolało go to dwukrotnie mocniej niż to, co zrobił jej tego pamiętnego niestety dnia, gdy zatrzasnęła perkę w swoim bagażniku.
- To, co wczoraj zrobiłem jest po prostu niegodne. Nie mówię tu o etyce, w chuju mam etykę. Ale o zwykłym, męskim honorze. Mężczyzna bijący swoją kobietę jest po prostu słaby. - bardzo go to godziło. Znowu spojrzał w te cholerne okno.
- Po tym, co wczoraj zobaczyłem, co przeczytałem... co sobie uzmysłowiłem, straciłem do ciebie zaufanie. Ujrzałem obraz zupełnie innej kobiety, niż ta, którą poznałem i pokochałem. - Jego spokój był niepokojący, ale był taki, bo musiał nim być. System obronny przed kolejnym wybuchem, wyciszył emocje kompletnie. Jak robot.
- Nie usprawiedliwiam tego, co zrobiłem. Nic tego nie usprawiedliwi. Chcę, żebyś wiedziała, że obydwoje wczoraj straciliśmy do siebie zaufanie. - Przeniósł na nie spojrzenie, przełykając ślinę. Sam już nie wiedział, czy brakuje mu słów, czy to kac. Może jedno i drugie. Chwilę się zawahał, mocniej zabiło mu serce i tyle było z tego spokoju. Czuł straszny chłód, wręcz paraliżujący, w całym swoim ciele. Jakby ważyło się właśnie jego życie. Poniekąd tak było.
- Pewnie chcesz, żebym zniknął z twojego życia. - Nie pytał. Wywnioskował. - Czy mogę najpierw opowiedzieć ci jeszcze jedną historię? - Czuł, że to bardzo ważne. Było to coś, czym nigdy się z nikim nie dzielił. Nawet jego bracia nie znali całej prawdy.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Wina zawsze leży po dwóch stronach, nigdy nie ma czegoś takiego, że tylko jedna osoba wszystko pieprzy, ale w tym wypadku "kara" była niewspółmierna do przewinienia. Tak na serio to Joe tu namieszał, nie Gabi, nie Angelo, tylko pieprzony Joe, który nie mógł znaleźć sobie lepszego momentu, żeby wpuścić między kochanków smród zgniłego jaja, który ich od siebie odsunie na długie godziny, a może na zawsze.
Dla niej Joe był tylko przyjacielem, to znaczy teraz już w sumie to nikim, nawet mu nie odpisała, ale nie to jest teraz ważne.
Dobrze, że Angelo nie słyszał jej histerycznego wręcz śmiechu, bo skończyła może ze dwie minut przed tym jak zjawił się w kuchni. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ale chociaż rozczochrany nie był, bo przecież miał bardzo krótkie włosy, a Gabrielle tak lubiła jak były dłuższe i czasami sterczały na wszystkie strony, kiedy wstawał z samego rana taki zaspany. Uwielbiała ten jego gest przeczesania ich palcami w tył i to jak zabawnie się irytował, że czasami kłaki wpadają mu na oczy, zasłaniając widok. To był ten moment, którego tak cholernie się bała...
Była już w niejednym związku, ale każdy z nich był cholernie gówniarski, pełen dram, kłótni o pierdoły, jedne kończyły się burzliwym i bolesnym rozstaniem, inne zaś kompletnie pokojowym i przyjacielskim, do tego stopnia, że do dziś miała z nimi koleżeński kontakt, ale to już nie była licealna miłość. Zbyt wiele razem przeszli, za dużo wiedziała, zbyt głęboko weszła w to bajoro, żeby teraz pozostawić jakieś niedopowiedzenia, mimo ogromnego bólu, jaki czuła. Usłyszała ciężkie kroki, przeniosła zalęknione spojrzenie na w stronę kuchennych drzwi i tam je utkwiła. To dziwne, ale poczuła wewnętrzną satysfakcję ze stanu, w jakim był, a nie powinna się z tego cieszyć. Do radości było jej daleko, ale miała takie małe, chochlicze "a dobrze ci tak". Wstała z krzesła bardzo powoli i spokojnie, starając się nie przesuwać meblem po podłodze, żeby nie wydawać niepotrzebnych, raniących skacowane uszy dźwięków. Wstawiła szklankę po soku do zlewu i oparła się biodrami o dwie narożne szafki. Zaplotła ręce na klatce piersiowej, znów się zamykając, jakby ramiona miałby być jej tarczą.
- Więc nic nie mów. Aspiryna, kawa potem prysznic.- zarządziła spokojnie, jakby bez żadnych większych emocji, choć te się kotłowały niebezpiecznie. Póki co nic nie zapowiadało erupcji wulkanu, choć lawa podchodziła niebezpiecznie do krateru. Musiała być spokojna, musiała to wytrzymać, znieść z godnością, której wiele jej nie zostało. Nie odrywała od niego spojrzenia tych swoich przenikliwie niebieskich oczu. Zrobiła to dopiero kiedy na nią spojrzał, uciekła szybko wzrokiem na swoje kapcie w kształcie rekinów z otwartą gębą, spomiędzy których wystawały jej palce. Poruszała paluchami w tych kapciach, one zawsze ją bawiły, ale nie dziś. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna, niby chciała zadać masę pytań, spróbować zrozumieć jego działania, czym się kierował, bo na bank nie rozumem, ale nie była w stanie wydusić słowa. W tej chwili niezręcznej ciszy kilka razy otwierała usta, żeby zacząć, ale wycofywała się w ostatnim momencie i wtedy do jej uszu dobiegł jego lekko zachrypnięty głos.
Nie odrywała spojrzenia od swoich palców u stóp, nadal w tej samej pozycji, oparta o szafki, z zaplecionymi na klatce piersiowej ramionami i słuchała, ale jego słowa docierały do niej jak przez grubą ścianę, były stłumione jej myślami, ale nie spowodowało to tego, że nie słyszała. Wręcz przeciwnie. Każde słowo wpadło do odpowiedniego miejsca i było przetwarzane przez procesor, który miał lekkie problemy techniczne z racji niewyspania i zmęczenia nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Miał rację, przed samym sobą jej nie ochroni i sam siebie nie zabije, żeby to zrobić, ona nawet by tego nie chciała, bo to by oznaczało, że stała się przyczyną jego śmierci, a krwi na rękach mieć nie chciała niczyjej. Cóż, i tak ją miała... Wspólnik Angelo zginął z jej winy, przez nią też umarło wielu ludzi na Sycylii, bo ktoś śmiał jej grozić, tak... winiła się za to, ale nie tak jak można się było tego spodziewać, bo rozumiała, dlaczego to wszystko się stało. To nie był jej świat, nie mogła ingerować w zasady, które tam panowały, mimo iż się z nimi kompletnie nie zgadzała. Miała dwie opcje — albo to zaakceptować i trwać, albo powiedzieć stop i zapomnieć o wszystkim. Z miłości wybrała oczywiście pierwszą opcję i do wczoraj tego absolutnie nie żałowała.
Jak mógł nie rozumieć miłości, którą go darzyła? Zamrugała kilka razy z niedowierzaniem i uniosła na niego spojrzenie, które mówiło wszystko: co ty pierdolisz?
Przecież uczucie, którym go darzyła było czyste jak łza, jak najbardziej doskonały diament, wyjątkowe, szczere, prawdziwe i kompletnie bezinteresowne. Najgorsze jest to, że sama zaczęła kwestionować słuszność tego co czuła, bo jak mogła kochać go w ten sposób, kiedy to nieustannie z którejś strony spadały na nią ciężkie głazy? Może to musiało się wydarzyć, żeby przejrzała na oczy, żeby wreszcie przestała go idealizować i zobaczyła, jaki jest naprawdę? Pozwoliła mu mówić, nie wchodziła w słowo, nie odzywała się nawet wtedy, gdy zapadała dłuższa chwila milczenia na napicie się kawy czy przemyślenie tego, co chciał powiedzieć dalej. Przeniosła spojrzenie za okno na jakiś odległy punkt i na nim się skupiła, bo znów zaczęła czuć narastającą panikę. Mimo tego paskudnego ciosu, fizycznego i mentalnego bólu ona nadal go kochała i choć bardzo się starała wyobrazić sobie jak będzie wyglądało jej życie bez niego... Nie potrafiła tego zrobić, jej mózg tego nie ogarniał, wypierał te obrazy pełne rutyny w postaci codziennego wstawania do pracy o określonej porze, robienia tych samych, utartych rzeczy dzień za dniem. Nie rozumiała, jak ludzie mogą tak żyć, wpadając do matni systemu, jak jej rodzicielka. Co ona miała z życia? Nic. Była sama, smutna, sfrustrowana.
I skończył swój monolog, zadając jej bardzo proste pytanie, na które nie za bardzo wiedziała, jak ma odpowiedzieć, ale najpierw... Musi wyrzucić z siebie to, co jej siedzi na wątrobie, bo jeszcze chwila i ta żółć tocząca jej żyły sprawi, że zacznie gnić.
- Nie wiem, co takiego strasznego przeczytałeś, żeby aż w taki sposób stracić do mnie jakikolwiek szacunek i zaufanie, ale nawet jeśli to, że uprawiałam mechaniczny seks, ze swoim ex przyjacielem, w momencie, kiedy nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, jest tego powodem, to masz rację, nic nie usprawiedliwia tego co zrobiłeś. Czy to naprawdę takie trudne usiąść i porozmawiać spokojnie?- zapytała lekko zirytowana. Przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny, musiała zebrać się na odwagę i na niego patrzeć gdy mówiła. Dla niej to nie był problem, żeby rozmawiać o czymkolwiek, poza seksem, bo to wciąż dla niej był trudny temat.
- Nie będę się tłumaczyć, a może będę... nie wiem. W czym niby cię okłamałam i kiedy, bo ja naprawdę tego nie rozumiem, wyjaśnij mi to, proszę. Ludzie robią różne rzeczy i to jeszcze głupsze niż to, co zrobiłam z Joe i uwierz mi, to wyszło samo, nie chciałam tego, to był moment, głupia decyzja, której nie dało się cofnąć, bo już się stało. Ja nie wiedziałam, że on się we mnie kocha, skąd miałam to wiedzieć, nie jestem wróżką. Jedyną słuszną opcją było bycie z nim szczerą, po co miałam go zwodzić i mamić? Nikomu by to nie przyniosło niczego dobrego, ja naprawdę kochałam go tylko jak brata. Nienawidzę się za to, że go zraniłam, naprawdę czuję obrzydzenie jak o tym myślę, a nie chcę myśleć. To ciebie kocham, nie jego do cholery... Przecież cię nie zdradziłam!- uniosła głos pod koniec, musiała to z siebie wywalić, to ją zżerało od środka. Oczy zaszły jej łzami, warga zaczęła drżeć, opuściła ręce wzdłuż ciała, kompletnie bezradnie.
- Każde z nas ma swoją historię, każde z nas ma życie przed tym, które mamy teraz. Dlaczego uważasz, że kiedy się zeszliśmy, miałam przylecieć i powiedzieć ci, że sorry spałam z Joe, złamałam mu serce? Powiedz mi ilu kobietom przede mną ty je złamałeś? Przecież nie zrobiłam tego specjalnie i z premedytacją, wyrachowaniem, planem, żeby patrzeć, jak chłopak cierpi. Nigdy, rozumiesz... Nigdy nikogo nie skrzywdziłam umyślnie, a jeżeli już to się wydarzyło to zawsze robiłam wszystko by te krzywdy naprawić. Z Joe nie miałam takiej możliwości, odciął mnie, rozumiesz? Przyjaciel, z którym znam się od przedszkola zwyczajnie się wypiął i nie pozwolił mi zadośćuczynić, sprawił, że każdy się ode mnie odwrócił i teraz jestem sama. Ty przynajmniej masz rodzinę, do której możesz się zwrócić w trudnych chwilach, ja nie mam nikogo. - łzy płynęły po jej policzkach strumieniem, chodziła z miejsca na miejsce, od lodówki, do szafki i tak kilkanaście razy. Próbowała się uspokoić, ale nie mogła, nie potrafiła, to za bardzo bolało. Będąc z Angelo poznała czym jest smak prawdziwej, kochającej się, wspierającej wzajemnie rodziny. Ona nigdy takiej nie miała, dla nikogo nie znaczyła tyle ile oni wszyscy znaczyli dla siebie, dlatego utrata przyjaciela, a w zasadzie przyjaciół, tak cholernie bolała i jeszcze teraz przez to musiała cierpieć. Tak jak nigdy nie była egoistką tak teraz postawiła się na pierwszy miejscu i było "ja, ja, ja".
Nie chciała tracić Angelo, nie chciała, żeby znikał z jej życia, mimo iż wczoraj tak mówiła, mimo iż go wywaliła na zbity pysk z mieszkania, choć w bardzo łagodny sposób. Przeszła od szafek, w stronę lodówki, ostatni raz, zatrzymała się przy Angelo i padła przed nim na kolana, kompletnie zdruzgotana. Położyła zapłakaną twarz na jego kolanach.
- Nie chcę... nie zostawiaj mnie, nie chce być sama... Nie zostawiaj, nie znikaj. Proszę nie znikaj...- zacisnęła palce na jego koszulce na brzuchu, trzymając się jej kurczowo. Brzmiało to trochę tak jakby była zdesperowana, jakby Angelo był ostatnią osobą na świecie, która jeszcze jako tako nią nie gardziła w 100%, choć po jego wczorajszym zachowaniu i słowach była pewna, że jest inaczej, dlatego teraz klęczała i wręcz błagała, by przy niej został, mimo iż jeszcze chwilę temu naprawdę chciała się od niego odciąć kompletnie. To był chaos, kompletny mętlik, popieprzona sytuacja, w jakiej jeszcze nigdy nie była, ale perspektywa straty Angelo wydała jej się niewyobrażalnie trudna. To tak jakby stracić serce, płuca, obie nerki i całą wątrobę.
- O... opowiadaj co tylko chcesz, tylko mnie nie zostawiaj...
Była teraz jak zagubione dziecko, pragnące tylko tego by ktoś ją kochał i był przy niej kiedy będzie tego potrzebować, a przeciez nie była już dzieckiem, tylko niemal dorosłą kobietą. Pozornie szczęśliwe życie sprzed Angelo, wcale nie było takie kolorowe jak mogło mu się wydawać, po tym co zrobiła teraz Gabi widać było, jak wiele miała w nim deficytów, a ludzie wokół to wykorzystywali, robiąc sobie z dobrej dziewczyny człowieka, który jest na każde skinienie palcem, tylko dlatego, że ona łaknie akceptacji i poczucia przynależności za wszelką cenę.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dlatego właśnie nie rozumiał. Jak mogla kochać go w taki sposób? Jak? Jego? Całe życie uważał, że to niemożliwe, właśnie kurwa dlatego! Właśnie dlatego, że jest jaki jest i może dobrze, że Gabi w końcu przejrzała na oczy? Angelo miał bardzo dużą samoświadomość, wiedział, że krzywdził ludzi. robił to naumyślnie, a nawet jeśli wychodziło samo, jak w wypadku Gabrielle Glass , to i tak o tym wiedział i co najgorsze, czuł się bezkarny. Tak, jak mówił jej od początku, był złym człowiekiem, który robił złe rzeczy, a jego wyrzuty sumienia niemal nie istniały. Uczył się ich przy niej, przy niej poznawał miłość, poznawał strach i odpowiedzialność. Sumienie zaczęło pracować po dwudziestu latach... Dwadzieścia ponad lat żył zamknięty w swoim świecie, w którym nie było miejsca na jakąkolwiek litość, a teraz? Miał się źle czuć, bo robił komuś krzywdę? Czuł, ale to było nowe, kompletnie nieznane m uczucie. Był paskudnym socjopatą, narcyzem i cholerykiem. On nie miał poczucia władzy, on ją miał, niemal od zawsze. Nik nie miał prawa mu się sprzeciwić, jak miał wiedzieć, co to kompromis? Wspólne podejmowanie decyzji, zaufanie To było tak cholernie trudne... On był trudny.
Jak mogła go kochać? Tego nie rozumiał. Była przecież jego kompletnym przeciwieństwem, a przynajmniej tak uważał. Widział ją jako dobrą Teresę z Kalkuty, zbawczynię całego świata która woli ratować jebane Wombaty, zamiast siebie... Może właśnie to była jego odpowiedź? Kochała go, bo chciała uratować? Naprawić? Jebany Bob Budowniczy... Weźmie nadgodziny i zajedzie się z językiem na brodzie, żeby tylko wykonać swoją pracę. Straci po drodze palce, a jebać - robota wykonana.
Może w obydwojgu urodziło się pewnego rodzaju poczucie ratowania tego drugiego? Ona chciała uratować go przed mrokiem, a on jej dobrą duszę przed pożarciem przez zgniły, zepsuty świat. Była taka mała, niezaopiekowania. Był dla niej ważny, bo ona była ważna dla niego... ale czy to miłość?
Tak wiele nie rozumiał.
Mimo wszystko, obydwoje nie wyobrażali sobie codzienności bez tego drugiego. Twierdził, że szybko zapomni, że jest młoda, niedługo znajdzie kogoś, kto pozwoli poczuć się jej znowu wyjątkowo, kto da jej miłość, poczucie bezpieczeństwa i znowu przepadnie. A on? Jemu pozostałoby już tylko odcięcie się od niej na zawsze, bo w innym przypadku zawsze by wracał. Psuł jej randki po cichu, a później wbiegł w trakcie ślubu i rzucił, że on ma coś przeciwko, bo tak. Nie pozwoliłby jej na bycie szczęśliwą bez niego. Wiedział, że nie dałby rady, dlatego widział tylko jedno rozwiązanie. Rozwiązanie, które naprawdę zaczął rozważać. Wystarczyło tylko pójść na spacer... ostatni poza murami Włoskiego więzienia.
A więc tak zakończy się jego historia?
Westchnął. Rozumieli to wszystko zupełnie inaczej... Tak właśnie było, gdy ścierały się poglądy mężczyzn z kobietami, myśleli w zupełnie różny sposób, mózg przetwarzał dane inaczej, wyciągał inne wnioski, widział fakty inaczej.
- Chciałem. Ale wiesz jaki jestem. Nie panuję nad tym. - Powiedział tylko tyle, zupełnie szczerze, to były czyste fakty, zwyczajne ich stwierdzenie. Miał problemy z agresją, z panowaniem nad emocjami, bo inaczej nie umiał. Całe życie taki był, to mu towarzyszyło od siedemnastego roku życia... Od tych jebanych wydarzeń z 2 czerwca. Ten dzień na zawsze odmienił Angelo i jego radzenie sobie z negatywnymi uczuciami. Jechał schematem,który się wtedy narodził i który z czasem przerodził w odruch nie do opanowania.
Zamknął się i słuchał. Czy jej wierzył? Chciał, bardzo chciał wierzyć w każde jej słowo jak dotychczas, więc czemu tak nie było? Czemu słuchał i miał wrażenie, że mówi to tylko po to by się wybielić, by nie wyjść na tą złą? Zapewne mierzył ją swoją miarą, bo nie potrafił już uwierzyć, że istniał ktoś tak szczery i prawdziwy, a zapewne dlatego, że już ją za taką uważał, a później znalazł coś, co przed nim zataiła. Słuchał jednak z zadziwiającym spokojem, świdrując jej twarz spojrzeniem, jakby analizował jej mimikę, ton głosu, jakby nie rozmawiał z partnerką, tylko z przesłuchiwanym zakładnikiem. Złapał się na tym i odwrócił wzrok. Słuchał dalej, ale nie wyrażał żadnych emocji, jakby zamknął je głęboko w sobie i nie chciał wypuścić. Zrobił przy Gabi emocjonalnie z dwieście kroków na przód,a teraz jakby cofnął się o dwieście jeden.
Zrozumiał. Że mieli zupełnie inne spojrzenie na tą sprawę. Bardzo chciał spojrzeć na to jej oczami i zrozumieć jej działania, ale problem w tym, że jej do końca nie wierzył. Nie wierzył, że miała dobre intencje? Ciężko mu było pojąć jeden fakt, bo nie miał jej za głupią, wręcz przeciwnie. A może znów to ta cholerna idealizacja? Nawet jej łzy go nie ruszały, trochę go to przeraziło, bo... nic nie czuł.
- Nie uważam, że mnie zdradziłaś, zupełnie nie o to chodzi. - Zaczął dość obojętnym tonem głosu. - Nazywałaś go przy mnie tęsknie przyjacielem, nawet gdy już było po wszystkim. Nie był nim, Gabrielle. On cię kochał, a ty zrobiłaś z nim dokładnie to, co ja robiłem z kobietami przez całe życie. Czego bym się po tobie nigdy nie spodziewał,a jednak stało się. Rujnując moje spojrzenie na ciebie. Druga kwestia. Nie powiedziałaś mi o tym o się stało, a wiele razy miałaś taką możliwość. Tęskniłaś za nim. Ciężko mi z myślą, że się z nim bzykałaś, rozumiesz? Że za nim tęsknisz że chciałabyś, żeby wrócił do twojego życia. On przestał być twoim przyjacielem. Przestał nim być, kiedy się w tobie zakochał i ciężko mi uwierzyć, że taka mądra dziewczyna jak ty tego nie widziała. Powinnaś to ty go wywalić z życia od razu po jego wyznaniu, a nie jeszcze czekać, aż do ciebie wróci, odpisze w końcu. Czytając wasze wiadomości czułem się tak, jakbyś wbiła mi nóż w plecy. Nie mogę mieć pewności ilu jeszcze takich "przyjaciół" masz ... Ilu cię miało. Albo czy Joe kiedykolwiek wróci, a ty odnowisz z nim kontakt. A ja bym dalej nic nie wiedział. Jak jeleń. Ufałem ci, a ty nie podzieliłaś się ze mną takimi ważnymi dla ciebie rzeczami. To wygląda tak, jakbyś nie chciała mi mówić, licząc, że kiedyś wróci do twojego życia, a ty będziesz mogła się z nim spotykać, bez mojej wiedzy o waszej przeszłości i jego uczuciach. Bo wiesz, że bym ci zabronił. Jakby był ważniejszy ode mnie. Kolejna sprawa. Nie mam pewności, że za każdym razem, gdy byłoby źle, nie szukałabyś pocieszenia u takiego "przyjaciela", albo u niego. Do takich myśli to doprowadziło. O moje zaufanie bardzo ciężko, dobrze o tym wiesz, ale tobie udało się je zdobyć. Trudne do zdobycia, łatwe do stracenia. Masz rację, każde z nas ma jakąś przeszłość, ale ja przynajmniej jestem z tobą szczery w tych kwestiach. A o tym dowiedziałem się sam. Przypadkiem. - Wyjaśnił bardzo spokojnie, bez żadnych emocji, żalu, złości pretensji, bez niczego. Jakby opowiadał jej jak było na popołudniowym spacerze. Wodził wzrokiem jak chodzi po kuchni, w której atmosfera była gęsta jak rtęć.
- Każde z nas widzi tą historię inaczej. Ty oczami zranionej dziewczyny, a ja oczami mężczyzny, którym jestem ja, czy twój kochanek Joe. I tak już będzie. - I nieważne, co by powiedziała, czy co on by powiedział, nic nie zmieni ich spojrzeń na ta sprawę. Niestety. Już nie dolewał oliwy do ognia i nie powiedział,że według smsów, to ona zainicjowała ten seks. Było jeszcze dużo rzeczy, które chciał jej wyjaśnić, ale widząc jej stan, stwierdził, że to nie jest jednak dobry pomysł. I tak jej to dość dobitnie nakreślił, twierdząc, że jej nie ufa.
Czuł w kościach, że to będzie zaraz koniec. Wyjaśnili sobie swój punkt widzenia, ale żadne z nich go nie zmieni. To był bardzo trudny temat, brak zaufania rujnował wszystko, oni to rujnowali. Czekał tylko na to, aż bez końca będą wymieniać się swoimi poglądami, twardo, zaciekle, do momentu, aż stwierdzą, że to koniec, skoro nie mogą znaleźć porozumienia i zrozumienia.
Jednak nic takiego nie nadeszło, a zamiast tego...
Co ona robiła? Spojrzał na nią zaskoczony. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, ale nie tego. Siedział w bezruchu i patrzył. Słuchał jej słów, patrzył ja go błaga, jak płacze i żałośnie wkleja mu się w kolana, trzyma za brzuch. Aż coś podeszło mu do żołądka. Było mu jej żal. Puścił szok, zaskoczenie, zaczął powoli rozumieć.
Nie chciała tracić GO, czy nie chciała tracić kolejnej osoby w swoim życiu? Ścisnęło go w klatce piersiowej, bo już nieważne, jaka była odpowiedź na to pytanie. Nie mógł na to patrzeć.
Lubił, gdy go błagano, kochał śmiać się i patrzeć na klęczących, skamlących żałośnie pod nim ludzi, ale nie dzisiaj. Nie w jej przypadku.
Chwycił ją za ręce i pociągnął ją do góry, żeby dźwignąć na nogi.
- Wstawaj... Wstawaj, słyszysz! - Krzyknął i pomógł jej ustać, a wtedy chwycił za jej ramiona, mocno, patrząc na nią z dołu. Jego ciemne oczy wręcz wwiercały się w jej zalane łzami błękitne tęczówki.
- Nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz? Nigdy więcej nie błagaj ani mnie, ani nikogo żeby został w twoim życiu. - Potrząsnął za jej ramiona, jakby to pomogło mu do niej dotrzeć i wstał. Wtulił ja mocno w swoje ciało, szczelnie obejmując ramionami. Silnie wciskał dłonią jej plecy w swoje ciało i głowę, po której gładził kciukiem.Oparł się policzkiem o jej włosy, wdychając słodki, truskawkowy zapach, który tak kochał. Przymknął oczy szczelnie, a jego ciało zalała fala uczuć. Jakby coś w nim pękło, a z niewidzialnego woreczka wylały wszystkie uczucia, które w nim więził.
- Nie płacz już. - Szepnął po chwili. - Chcesz, żebym został w twoim życiu, bo mnie w nim chcesz, czy dlatego, że nie chcesz zostać sama? - Musiał o to zapytać. - Zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Na mnie i moją rodzinę... Nawet jeśli zdecydujemy się nie być już razem, wiesz? - Wyjaśnił jej spokojnie, chociaż bał się poznać odpowiedzi na zadane pytania. Nie chciał usłyszeć, że go po prostu potrzebuje, bo sobie nie poradzi.
- Pragnę jedynie byś była szczęśliwa. Jeśli cię ranię... nie chcę tego. Za bardzo cię kocham, żeby ciągle patrzeć jak przeze mnie płaczesz. - Szeptał, choć te słowa przychodziły mu z trudem. Ciężko było mu nie być egoistą, postawić czyjeś dobro nad swoje własne, ale tak właśnie czuł, że w tym wypadku musi zrobić.
Nie. Nie musiał. chciał.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Od samego początku brała go takim, jakim był, nie chciała go zmieniać, prostować, ograniczać, nakładać wymagań niemożliwych do spełnienia, naprawiać. Nie był rzeczą, której wystarczy dokręcić śrubki, wyklepać zderzak, przypiłować drewniane elementy, dospawać metalowe części. Nie miała w sobie misji zbawienia, zesłania oświecenia na jego duszę, której bliżej było do piekła niż do nieba. Na początku przecież mieli być tylko przyjaciółmi, bo wzięła go za geja. Wszystko zmieniło się, kiedy prawda wyszła na jaw i to tak naprawdę on dążył do kontaktu z nią, po to, by ją zaliczyć, a ona dała się omamić i wpadła jak śliwka w kompot, zakochując się w nim bez pamięci. Od samego początku widziała jego prawdziwą twarz, wesołą, swobodną z tymi wesołymi ognikami w oczach. Później było tylko gorzej, cios za ciosem, jaki sobie sprzedawali niszczył oboje, choć miłość powinna budować, uskrzydlać to oni niczym Ikar lecieli prosto w słońce topiąc wosk na piórach i jeżeli coś nie zamortyzuje tego upadku, to rozkwaszą się na ziemi i zrobią z siebie tatara, którego nikt, ani nic nie poskłada. Mimo iż dowiedziała się kim jest, co robił i do czego był zdolny, nadal przy nim trwała, ślepo wpatrzona w mężczyznę, jakim był dla niej gdy byli sami. Czy to nie jest prawdziwa miłość? Dla niej to jest jej kwintesencją, być ze sobą w tych najlepszych i najgorszych chwilach bez względu na to co się dzieje i jakie bomby na nich spadają, aa spadała cała masa.
Każdy człowiek ma jakieś granice, nawet tak cierpliwa i wyrozumiała dziewczyna jak Gabi poddawana gigantycznemu ciśnieniu w końcu pęka i to był ten moment. Wiedziała już, że nie będzie czego zbierać z tych skorup. Nie złożą tego do kupy, nawet jeśli będą siedzieć dzień i noc, oglądając każdy kawałek glinianego dzbanka i próbować dopasować na swoje miejsce. Układanka się rozsypała. To tak jak w tym żarcie o mężczyźnie, który kocha układać puzzle. Ułożył już wszystkie dostępne wzory w pobliskim sklepie, sprzedawca się wkurzył i kazał mu iść do spożywczego, kupić bułkę tartą i układać rogalika.
Potok słów... Czy spodziewała się ich z jego ust? Nie. Angelo nie zwykł wylewać ich z siebie w takiej ilości, raczej był w nich oszczędny i dokładnie ważył każde, by móc powiedzieć, że niczego nie obiecywał, albo, że niczego nie insynuował, że to druga strona nadinterpretuje to co powiedział i miał rację, zawsze tak było w ich przypadku. To Gabi plotła to co jej ślina na język przynosiła jeszcze nim zdążyła się zastanowić co chce przekazać. Język działał szybciej niż mózg, jakby nie miał z nim kompletnie połączenia.
Znowu miała wrażenie, że się dusi, że brakuje jej w płucach tlenu, ale wyrzuciła z siebie swój punkt widzenia, a wydawało jej się, że mówi całkiem rozsądnie, nie owijając w bawełnę, szczerze. Tylko dlaczego patrzył na nią tak... Pusto, jakby nie widział jej tylko kompletnie obcego człowieka?
Nie starała się wybielić swojej osoby, powiedziała, jak było, żałowała tego co się stało, ale nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego niby miała mu powiedzieć, że przespała się z Joe pod wpływem impulsu. Mimo wszystko wysłuchała go, oboje zasługiwali na to, żeby wszystko wyjaśnić, nawet jeżeli to byłby koniec tego co tworzyli przez kilka miesięcy. Z pustego i Salomon nie naleje i żeby jakikolwiek związek miał rację bytu to dwoje ludzi musi tego chcieć, a skoro miał ją teraz za potwora, zwykłą dziwkę, której nie można ufać...
Lepiej teraz niż po ślubie, bo byłoby za dużo pierdolenia się z formalnościami przy rozwodzie, choć w razie czego Gabrielle nie robiłaby żadnych problemów, nie walczyłaby o majątek, dom czy inne udogodnienia, bo to nigdy nie leżało w sferze jej zainteresowania. Starała się oddychać kiedy go słuchała, ale zaciskała mocno pięści, czując, że ogarnia ją złość i to taka, której nie będzie w stanie zatrzymać. Więc jednak jej nie wierzył, w ani jedno słowo, jakie wypadło z jej ust. I jak miała z nim zostać, skoro teraz wszystko, co będzie mówić, zostanie przez niego poddane w wątpliwość? Bez wzajemnego zaufania i szacunku żaden związek nie ma racji bytu i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę, mimo iż wciąż nie wyobrażali sobie życia bez siebie.
Nie chciała już tego drążyć, poznała jego punkt widzenia, którego za żadne skarby świata nie zmieni, czego by nie powiedziała, czego nie zrobiła już zawsze w jego oczach będzie nędznym robakiem, a ta świadomość, że mężczyzna, którego kocha tak na nią patrzy jest dla niej nie do przeskoczenia, nawet, teraz kiedy stała się ofiarą jego ognistego charakteru, obwiniała za to siebie, nie jego, mimo iż nie miał prawa tknąć jej nawet jednym palcem. Pokiwała jedynie głową, zaciskając usta w cienką linię, wykrwawiała się przed nim z aorty, oczywiście mentalnie, ale zrozumiała, że nie dojdą na tym polu do porozumienia. Tylko czy pozostawienie tej kwestii nierozwiązanej nie pociągnie za sobą konsekwencji w przyszłości?
To, co zrobiła było chore i chyba jeszcze bardziej upokarzające niż kulenie się na łazienkowej podłodze po tym, gdy ją uderzył, ale nie była w stanie opanować swojej histerii, panicznego lęku, że przez jeden głupi sms w nieodpowiednim momencie może Angelo stracić na zawsze. Była na niego zła, było jej przykro, że potraktował ją w taki sposób, ale świadomość tego, że zniknie była jeszcze gorsza. Najgorsza dosłownie najstraszniejsza z każdego możliwego scenariusza.
Moczyła łzami jego spodnie, cała drżała, błagała go żałośnie o to, by został w jej życiu. Mógł jej już nie kochać, mógł jej nie ufać, mógł jej nawet nie lubić, ba nawet nienawidzić, byle tylko nie znikał. Dlatego tak kurczowo trzymała się jego koszulki, jakby to miało uchronić ją przed tą stratą. Spodziewała się wielu rzeczy, np. odepchnięcia z odrazą, silnie, tak, że poskładałaby się na podłodze przed nim, nakazu zaprzestania tego nagłego dotyku, kolejnego ciosu, tym razem zdecydowanie bardziej brutalnego, odtrącenia jej i zwyczajnego wyjścia z mieszkania już na zawsze, ale poderwania drobnego ciała na równe nogi, za ramiona... Nie.
A już zwłaszcza nie podniesionego tonu głosu, którego się przestraszyła i patrzyła na niego w szoku. Dlaczego niby nie miała błagać skoro tak bardzo jej na tym zależało? Nie widziała niczego złego w proszeniu, to takie samo naturalne zjawisko jak dziękowanie i przepraszanie, przynajmniej dla niej. Potrząsał nią jak kukiełką, nie mocno, ale na tyle intensywnie, że poczuła te drgania na całym ciele.
To było zbyt wiele emocji, zaczęła czuć się kompletnie wykończona, przecież nie spała calutką noc, zakręciło jej się w głowie, żołądek wywinął koziołka. Jedno było pewne, nic już nie będzie takie samo jak wcześniej. Poczuła jego silne ramiona otulające drobną sylwetkę, jak imadła. Wciskał ją w siebie stanowczo, przytulał tak jak zawsze, czyli najlepiej na świecie, a mimo to czuła różnicę. Zadał jej bardzo trudne pytanie, na które nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć. Niby miała wokół siebie ludzi, matkę, ojca, jego nową laskę z wielkim brzuchem, której nie lubiła, ale i tak czuła się cholernie samotna nim poznała Angelo. Każdy zajmował się swoim życiem, pędził gdzieś, zostawiając ją samą sobie, a on dał jej wszystko, czego potrzebowała. Nie umiała przestać płakać, to było silniejsze od niej, więc zignorowała jego prośbę, wczepiając się w męskie ciało tak jakby jutra miało nie być. Jej oprawca znów stał się bezpieczną przystanią, w którego ramionach nic ani nikt nie mógł jej dosięgnąć swoimi obrzydliwymi łapskami. Musiała się zastanowić chwilę nad odpowiedzią, a on dalej wysypywał z siebie słowa i oblał ją zimny pot, na samą myśl o tym, że mogliby się rozstać. Powinna go kopnąć w dupę, wiedziała to, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Dać kopa na rozpęd i patrzeć jak daleko leci, ale nie potrafiła, nie umiała tego zrobić, ta miłość, którą go darzyła była zbyt silna, dla niej... Do grobowej deski. Nawet pomyślała, że jeśli Angelo teraz powie jej "żegnaj na zawsze" to tego nie zniesie i albo palnie sobie w łeb, albo skoczy z jakiegoś mostu, albo wtargnie na jezdnię pod pierwszy lepszy samochód. Chociaż nie... Ostatnia opcja odpada, bo nie chciałaby mieć na sumieniu psychiki człowieka, który kierowałby tym pojazdem. Zwyczajnie nie przeżyłaby tego rozstania, nie tym razem, nie po tym wszystkim oboje znieśli.
- Jak możesz mnie pytać o coś takiego doskonale wiedząc jak cholernie mocno za tobą szaleję, do tego stopnia, że nawet nie prosząc mnie o wybaczenie, je dostałeś? Nawet najdrobniejsza myśli, że mogłoby cię przy mnie zabraknąć sprawia mi niemal fizyczny ból.- jej głos brzmiał jakby z klatki piersiowej Angelo, bo to właśnie w nią wyrzucała te słowa i nadal nie mogła opanować łez. Drżała, nogi jej się uginały, zrobiło jej się słabo, do tego stopnia, że gdyby mężczyzna tak mocno jej w siebie nie wciskał pewnie znów znalazłaby się na kolanach. A więc nadal ją kochał... Powiedział to! Jego uczucie względem niej się nie zmieniło. Jak to możliwe? Teraz to ona nic nie rozumiała, zgłupiała zupełnie.
- Jak możesz mnie kochać, skoro mi nie ufasz...?- uniosła lekko głowę, by móc spojrzeć na jego twarz z dołu. Oczy miała podpuchnięte, buźkę czerwoną, szkliste, pełne łez oczy, mokre policzki, a mimo to, mimo iż też straciła względem niego sporą część zaufania (znowu), w jej oczach było widać troskę i zwyczajowe ciepło.
- Nie wiem, jak się z tego podniesiemy, o ile w ogóle się da to zrobić... Nie wiem, czy da się budować związek bez zaufania, nic już nie wiem... To dla mnie za dużo, nie dam rady.... - znów opuściła głowę i objęła mężczyznę ramionami w pasie, teraz zaciskając palce na koszulce na jego plecach. Zapadła głucha cisza na kilku długich sekund. Stali tak, chłonęli swoje ciepło, zapach. Gabi wsłuchiwała się w bisie serca Angelo.
- Czterech, dwóch poważnych, dwóch mniej, z Joe pięciu, ale tamto nic dla mnie nie znaczyło. Chociaż nie... Jednak czterech razem z Joe, bo z jednym z nich do niczego nie doszło, byliśmy tylko parą, bardzo krótko. Chciałeś wiedzieć, skoro to takie ważne to proszę, masz mój body count. Nie wiem, od jakiej liczby zaczyna się bycie dziwką, sam musisz to ocenić. - wypaliła nagle, tak totalnie z dupy. Wydało jej się to okrutnie ważne i akurat ten moment wybrała na idealny, żeby to z siebie wyrzucić. Przypuszczała, że jak nie teraz to nigdy. Cóż, to tylko nastolatka, która jeszcze w wielu kwestiach nie myśli jak dorosły człowiek. Wiele spraw postrzega zupełnie inaczej.
- Zrozumiem jeśli teraz mnie zostawisz...- dodała szybko, jakby przestraszona swoją nagłą szczerością. To było dziwne uczucie tak wypalić ilu miała partnerów i teraz rzucić tekstem, że przez to może ją olać, uznać za ladacznicę, puszczalską i tak dalej.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Cisza, która nastała po jego pytaniu była wręcz bolesna. Piszczało mu w uszach, dzwoniło okrutnie, aż dało się usłyszeć bicia ich serc i nierówne oddechy. Przytulał ją do siebie i rozumiał. Jej milczenie, jej zastanawianie nad odpowiedzią, było już nią samą w sobie. Zaczynał poddawać wątpliwością jej miłość, zaczynając wierzyć, że to tylko przywiązanie i strach przed kolejnym w życiu porzuceniem i zostaniem samemu. Zaczynał wierzyć, że nie darzyła go takim uczuciem, jakim on darzył ją, bo on mógł zostać sam. Cierpiałby do końca życia, nie mając w nim jej, tęskniłby za nią. Nie za bliskością, nie za kimś do przytulenia, porozmawiania. Za nią. Jej pięknym spojrzeniem, cudownym, czystym, za jej śmiesznym śmiechem i ich durnymi pomysłami. Jej ciepłem, jej wrażliwością i dobrem. Za jej widokiem z rana i niewyobrażalną wyrozumiałością, wsparciem. Tęskniłby za nią, nie za jej ciałem, nie za jej pocałunkami. Za tym pewnie też, ale głównie po prostu za nią, jako człowiekiem, partnerką, tym, kim się dla niego stała. Im dłużej o tym wczoraj myślał, tym bardziej to rozumiał. Nie pociągało go jedynie jej ciało, ale i dusza, której nigdy nie potrafił dostrzegać w ludziach.
A on stał się dla niej tylko toksycznym przywiązaniem? Jego obecność wypełniała jej lukę, pozostawiona po wiecznie nieobecnym ojcu? Wiedział, że trochę tak jest, zawsze miał tego świadomość, ale jej milczenie uderzyło teraz podwójnie. Co jeśli ona nawet nie wie, że myli miłość z przywiązaniem i lękiem przed porzuceniem? Dlatego tak łatwo wszystko w nim akceptowała, tak szybko godziła ze wszystkimi złymi rzeczami, które robił. Godziła na wszystko, byle tylko nie znikał z jej życia. Ale czy naprawdę go kochała? Czy osiemnastoletnia dziewczyna, z takimi bakami emocjonalnymi, mogła wiedzieć, czym jest prawdziwa miłość?
Westchnął.
- Bo boje się, że to tylko twój strach. Dlatego waśnie tak wszystko łatwo mi wybaczasz jak sama powiedziałaś. Zastanawiałaś się nad odpowiedzią... a teraz, gdy padła, to tak jakbyś to potwierdziła. Skąd masz pewność, że to nie przywiązanie? Zwykły strach, przed porzuceniem... - Nie był to łatwy temat. Szczególnie, że zarzucał jej, że go nie kochała, że tylko bała się zostać sama, panicznie, do tego stopnia, że padała przed nim na kolana i błagała, żeby został. Miał mętlik w głowie, sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Starał się być spokojny, próbował to wszystko analizować na chłodno, ale było ciężko, bo pojawiały się jego własne uczucia w tym wszystkim. W końcu nie powiedziała, że chce go w swoim życiu, tylko zaczęła mówić o swoich lękach.
Martwił się, że sami tego nie rozwiążą...
W końcu na siebie spojrzeli. Angelo uśmiechnął się smutno na jej zdziwienie.
- Nigdy nie przestanę Kwiatuszku. To tak nie działa, już się o tym przekonałem. Nieważne, jak mnie czasami denerwujesz, nieważne, co odkryłem, co się działo i co dzieje teraz. Czy stanie. To nie zmienia moich uczuć i nigdy nie zmieni. Nawet gdybyś mnie zdradziła, czy nie wiem próbowała zabić. Będę cię kochał do śmierci, wiem to. Bo całe życie czekałem, żeby to poczuć. Właściwie to przestałem wierzyć, że jestem do tego zdolny, a jednak, stało się. - Wyjaśnił, co siedziało mu w głowie, jak to rozumiał. Teraz pojął, że takie uczucie jest niezależne od innych. Od złości, od irytacji, zranienia. Żył w przekonaniu, że nie jest zdolny do miłości, a teraz, gdy w końcu to poczuł, wątpił, by kiedyś przestał.
Otarł jej policzek z łez, delikatnie i uważnie, by nie sprawić jej tym dotykiem bólu . Westchnął ciężko, bo zgadzał z jej słowami. Przytulił znów jej drobne ciało do siebie, a cisza, która znów zapadła po raz kolejny zagęszczała tylko atmosferę. To była ciężka rozmowa. Angelo wiedział, że waha się teraz dosłownie wszystko. Bardzo poważnie zastanawiał się nad rozstaniem i przyznaniem przed sądem do win. To zakończyłoby wszystkie cierpienia Gabrielle, a on upewniłby się, że dziewczyna dostanie odpowiednią opiekę i nowy start. Wiedział, że bardzo by cierpiała, ale tylko przez jakiś czas. Jego bracia by jej pomogli, kto wie, może znalazłaby pocieszenie we Franku? Francesco nigdy by jej nie uderzył... Znał brata. Nie był tak groźny jak on. Angelo ze wszystkich braci Denaro był najbardziej porywczy i nieprzewidywalny, często bezlitosny i bezduszny. Franek był trochę jak dziecko.
Trochę jak ona.
Angelo zamrugał, na początku nie rozumiejąc do końca o czym mówi. Co czterech? Spojrzał na nią pytająco i wtedy padały kolejne słowa. Sam już nie wiedział, czy chciał to wiedzieć, czy nie. Ale wierzył jej. Sposób, w jaki to powiedziała, jakby chciała wyznać mu swoje grzechy. Przynajmniej wiedział, że nie bzykała jej cała szkoła... Spodziewał się, że ta liczba będzie większa, co najmniej właśnie dwu cyfrowa i to spotęgowana... Dlaczego aż tak źle o niej myślał? Parzył jej w oczy i patrzył, gdy skończyła mówić... Sam już nie wiedział, co zrobić. Wiedział na pewno jedno - nigdy się łatwo nie poddawał.
- Jeszcze był Franek. - Przypomniał jej. - Więc było nas sześciu. - Rzucił po chwil błądzenia po jej oczach. - Był kiedyś taki głupi film, już nie pamiętam jak się nazywał i nie jestem do końca pewien, czy to tak było, ale... Główna bohaterka przeczytała gdzieś, czy usłyszała, że jeśli nie ożeni się max z szóstym swoim partnerem seksualnym, to koniec, kaplica. To już ladacznica i po siódmym partnerze już się nie nadaje. Już nie pamiętam dokładnie o co chodziło, ale ona tam chyba szukała swoich ex, bo naliczyła, że już z sześcioma spała, więc musiała się z którymś hajtnąć. Pomagał jej jakiś kumpel i oczywiście okazało się, że z jednym z tych ex jednak się nie bzykała i finalnie szóstym partnerem by ten jej kolega i z nim się hajtnęła. - Widać było, że intensywnie myśli, jakby chciał sobie dobrze ten film przypomnieć. Sam już nie wiedział, czy dobrze pamiętał, ale wydawało mu się, że właśnie tak to było. Odgarnął nastolatce włosy z twarzy i oparł czołem o jej czoło, głaszcząc kciukiem zaczerwieniony polik, jakby chciał przynieść mu ukojenie.
- Jeśli nie chcesz byś skazana na mojego chorego na łeb brata, - Jakby on był lepszy... - to mogę być twoim numerem sześć. - Nie mógł. Nie mógł teraz postąpić inaczej. Poddać się, zrezygnować z czegoś, co było dla niego tak ważne. Z niej. Nie był pewien, czy to dobra decyzja, czy znów powinni to sklejać, czy ona naprawdę go kocha, czy dalej nie będą dla siebie destrukcyjni.
Jednak ryzyko to jego drugie imię.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miłość to uczucie, którego nie da się pomylić z żadnym innym, Gabi doskonale o tym wie, bo to pierwszy raz gdy pokochała kogoś tak szaleńczo i bez pamięci. Wcześniejsze związki były głupimi, szczeniackimi zauroczeniami, mimo iż przy rozstaniach płakała, będąc pewną, że osoba, od której odeszła, albo która ją zostawiła, była tym jedynym już na zawsze. Dopiero teraz rozumiała, że tak nie było, bo trafiła na swoje katharsis, które nim było i nie było w jednym. Jeśli kogoś kochasz to zwyczajnie to wiesz i co by się nie działo masz pewność, że to właśnie jest to uczucie.
Z jednej strony jest to najcudowniejsze na świecie, a z drugiej sprawia same problemy. Na sraczkę weźmiesz tabletkę i ci przejdzie, na miłość nie ma lekarstwa, choć wielu już próbowało szukać, na próżno. Z miłości robisz różne głupoty, szalone, piękne, popieprzone. Nikt nie rani drugiego człowieka bardziej niż ta osoba, którą się kocha i ona kocha cię. Oni ciągle sobie sprzedawali ciosy nożem prosto w serce i nigdy nie były to umyślne działania. Życie jest, jakie jest, rzuca kłody pod nogi, albo je przeskoczysz, obejdziesz, albo się wyjebiesz w widowiskowy sposób i tylko od tego, czy się podniesiesz zależy to jak dalej będzie wyglądać dalsza ścieżka.
Jej milczenie nie było spowodowane brakiem pewności swoich uczuć tylko tym jak ma ubrać to w słowa, żeby zabrzmiało tak, jak chciałaby, żeby zabrzmiało. A po tym jak usłyszała to co powiedziała... W jej głowie brzmiało to zdecydowanie lepiej, a słowa Angelo tylko to potwierdziły.
Przeszły ją nieprzyjemne dreszcze, znów go zraniła, choć wcale tego nie chciała. Przecież od samego początku, kiedy tylko odbyli pierwszą randkę przy pizzy i grach, chciała tylko jednego... Widzieć uśmiech na jego twarzy i te błyszczące radością oczy, które wtedy tak wesoło migotały, gdy na nią patrzył i przeżywał jej porażkę na czerwonym świetle.
- Miłość i przywiązanie idą razem w parze, nie ma jednego bez drugiego, to bardziej skomplikowane niż się wydaje, a z drugiej strony tak cholernie proste, że już bardziej być nie może. Jeśli kogoś kochasz to zwyczajnie to wiesz. Kiedy patrzysz na twarz ukochanej osoby, czujesz jak każda komórka twojego ciała wypełnia się ciepłym światłem, które rozgrzewa je od środka. Czujesz jak to ciepło rozchodzi się stąd...- wyciągnęła rękę, żeby położyć ją na klatce piersiowej Angelo, w miejscu jego serca - po calutkim ciele, od czubków palców u rąk, nóg po końcówki włosów.- mówiła bardzo cicho, jakby nie była pewna swoich słów, ale było inaczej. Była ich pewna, tylko już zwyczajnie była zmęczona tymi wszystkimi emocjami, brakiem snu, okresem, myśleniem, analizowaniem.
- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam i nie poczuję do nikogo innego. Taka miłość zdarza się tylko raz w życiu i każdy, kto kochał choćby tylko jeden raz, ci to powie.- westchnęła cicho, powoli się uspokajała i przestawała płakać, ciało luzowało, choć nadal czuła w ustach gorzki smak porażki, upokorzenia, żalu i całej masy innych negatywnych emocji. Oboje potrzebowali tej rozmowy, która w zasadzie i tak nie rozjaśniła żadnemu z nich co właściwie dalej z tą ich relacją, bo jeśli ze sobą zostaną to ciągle będą się ranić, a Gabi nie jest na tyle dojrzała i nie ma dużego doświadczenia z męskim sposobem myślenia, żeby wychodzić o kilka kroków naprzód przed Angelo i myśleć co on zrobi, jeśli ona zrobi to i to. Wydawała się taka zrezygnowana i pozbawiona nadziei na to, że wszystko będzie dobrze. Ona, która patrzy na wszystko tak bardzo pozytywnie i nawet kiedy jest źle to dla niej jest dobrze i szuka we wszystkim dobrych rzeczy, teraz się kompletnie poddała i przestała być silna, okazała niebywałą słabość i niepewność, kruchość i typową, kobiecą delikatność, której zawsze starała się unikać, nosząc głowę zadartą wysoko.
- Widzisz... O tym właśnie mówię. Dokładnie o tym samym, tylko innymi słowami, ale sens pozostaje ten sam. I nie mów o żadnych zdradach, to nigdy nie będzie miało miejsca, nie ma nawet takiej opcji, ale... Nie mogę obiecać, że nie będę chciała cię zabić, nie raz mam ochotę udusić cię we śnie poduszką.- próbowała zażartować, ale ton jej głosu był na tyle spokojny i cichy, że kiepsko to wyszło, mimo iż próbowała się uśmiechnąć. Jeśli dziś to się zakończy, jeśli Angelo postąpi głupio i poleci do tego więzienia... Ona nie będzie chciała opieki rodziny Denaro, nie przyjmie niczego, ani złamanego dolara, nie ucieknie w ramiona Franka. Doskonale wiedziała co się stanie, jeżeli dojdzie do najgorszego, miała dwie opcje — szybką śmierć albo zamknięcie się w zakonie i oddanie służbie bogu, czy innemu czortowi. Jeszcze tak trudnej i skomplikowanej sytuacji nie miała w swoim życiu. Bomba zrzucona na nią na Sycylii nie była taka zła jak to, co działo się teraz.
Co się powie raz nie może zostać odpowiedziane. Wywaliła z siebie ilu miała chłopaków, nie oczekując niczego, zwyczajnie chciała, aby wiedział nim się rozejdą, bo była święcie przekonana, że to ich ostatnia rozmowa, mimo iż przed chwilą powiedzieli sobie dobitnie jak bardzo się kochają. Do żadnego z nich wydawało się nie docierać ile tak naprawdę dla siebie znaczą, a znaczyli absolutnie wszystko.
Po tym właśnie idealnie było widać ile znaczyło dla niej zbliżenie z ich dwójką, że nawet o biednym Franku zapomniała. O Joe też nie powinna wspominać, choć to znaczyło więcej, bo przecież był dla niej ważny. Franek też był ważny, ale w kompletnie inny sposób. Jej blade policzki oblały się rumieńcem na samo wspomnienie tego trójkąta i uciekła gdzieś spojrzeniem w bok. Myślała, że wytykał jej to, że tak ochoczo się zgodziła na to co się stało między nimi i wrócą do punktu wyjścia, a on zaczął pieprzyć o jakimś filmie... Co? O filmie? W takiej chwili?
Zmarszczyła śmiesznie nosek, na którego grzbiecie zrobiły się płytkie zmarszczki mimiczne, przymrużyła oczy i przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie, słuchając co do niej mówi i nie mogła uwierzyć. Nie wiedziała, jak powinna zareagować, już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale on mówił dalej, myślał intensywnie, jakby próbował przypomnieć sobie fabułę. Z dramatu, poważnej dyskusji zrobiła się komedia, nie była w stanie się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem, co prawda mało radosnym, ale rozbawił ją tym porównaniem. Pokręciła lekko głową, ale ujął jej policzki, położył czoło na jej czole i patrzyli teraz sobie w oczy z tak bardzo bliska... Ona też położyła dłonie na jego twarzy, przesuwając po polikach kciukami.
- Któryś raz z kolei nie masz dla mnie pierścionka, oświadczasz mi się, nie oświadczając mi się i niby mam powiedzieć: tak? Takiemu gołodupcowi bez dolara przy duszy, nawet bez pierścionka z automatu albo zrobionego z folii aluminiowej, albo kapsla od napoju?- musiała w ten sposób zażartować, to bardzo oczyszczało i rozluźniało atmosferę, przynajmniej dla niej. Śmiech dla niej był lekarstwem na takie trudy i dlatego w skomplikowanych sytuacjach bardzo często próbowała żartować, choć to nie był ani czas, ani miejsce. Na całe szczęście już nie raz Angelo mówiła, że nie zależy jej na jego pieniądzach, dlatego mogła sobie tak zażartować o braku pieniędzy. Mówiła to nawet przy jego rodzinie, że nawet gdyby był biedny i nie miał się w co ubrać to i tak nie jej uczucia by się nie zmieniły.
- Raz się żyje... A nikogo innego nie pokocham tak mocno jak ciebie więc... Tak, zostanę twoją żoną.
Trudno było stwierdzić czy mówi poważnie, czy się zgrywa i żartuje, Angelo teraz będzie mieć trudny orzech do zgryzienia. To byłyby najgłupsze oświadczyny w historii ludzkości. Ten ją tłucze, wyzywa, chcą się rozstać, nie widzą wspólnej przyszłości a ta mu się zgadza na oświadczyny bez oświadczyn i zapomina, o jakiej krzywdzie doznała, choć bolesny siniak na policzku i te na plecach jeszcze przez najbliższy tydzień będą jej o tym przypominać i tak naprawdę nigdy już nie wyrzuci tego z głowy. Niby już mu wybaczyła, ale pewnie nie do końca i wszystko wyjdzie w najmniej odpowiednim momencie. Nie mogła oderwać od niego rozmigotanych z rozbawienia oczu, ciekawa reakcji, ale zamiast czekać na odpowiedź, pocałowała go przyciskając do jego warg swoje ponętne usteczka.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Był dla niej zdolny do wszystkiego. Nie było chyba rzeczy, której by nie zrobił dla Gabrielle, by ta była szczęśliwa. Był gotowy poświęcić nawet swoje życie i swoją wolność, jeśli było trzeba, więc tak. Miłość była głupia i oślepiająca. Bał się, że przez nią osłabnie, stanie się miękki i straci swój pazur, swoją męskość, ale tak nie było. Potrafił dzisiaj prowadzić z nią rozmowy. Najpierw przychodził gniew i furia, która opadała w końcu, ustępując miejsce rozmowie. To już kolejny etap, niedługo może nauczy się rozmawiać bez wybuchania? Nim nastąpi katastrofa? Ciężko, oj ciężko było mu pracować nad sobą, w końcu... był idealny prawda? Doskonały, perfekcjonista w każdym calu. Był przywódcą, silnym samcem alfa, liderem, a teraz? Musiał ustępować? Związek był dla niego nie lada wyzwaniem i już wolał jeździć codziennie na samobójcze misje niż prowadzić rozmowy jak ta dzisiaj. To było cholernie nieprzyjemne uczucie, ciągle miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, albo rozsadzi go od środka. Mimo, iż próbował utrzymać wewnętrzną równowagę.
Do tego ten jebany kac.
Uśmiechnął się delikatnie, ale nadal trochę smutno i mechanicznie na jej słowa. Dokładnie tak się czuł, jak to opisała, może.... może się mylił? I faktycznie poza swoimi brakami emocjonalnymi ze strony ojca, które wypełniał, była jednak ta miłość? Ciężko było im uwierzyć, że ta druga strona też to czuje, bo tak naprawdę w jednym byli bardzo podobni, niemal tacy sami. Potrzebowali tej miłości, a nie wierzyli, że ktoś może ich nią obdarzyć.
Dwoje zniszczonych emocjonalnie ludzi.
- Wiem. - Musieli to zrozumieć. Musieli w końcu przestać podważać swoje uczucia, jedno i drugie. Uwierzyć, ale jak tu kurwa wierzyć, jak ciągle coś się działo? Może to testy? Sprawdziany, jak wiele wytrzymają, czy faktycznie są w stanie nosić na swoich barkach taką odpowiedzialność? Bo była to odpowiedzialność, za druga osobę, teraz to rozumiał. Jakiekolwiek decyzje podejmowali, wpływały one na tą drugą osobę.
Zaśmiał się gorzko na jej słowa o duszeniu w nocy, bo nadal miał w sobie żal i był zraniony, a z drugiej strony rozbawiło go to, bo jakoś nie wyobrażał sobie Gabi, która morduje go z zimną krwią. A może jednak któregoś dnia nie wytrzyma i to zrobi?
Chyba wszystko zostało powiedziane. Angelo przytaknął głową w zamyśleniu, zastanawiając, czy dzisiejsza szczerość im pomoże, czy zaszkodzi. Teoretycznie... powinno być lepiej, prawda? Skoro już podjął taką, a nie inną decyzję i powiedział niej Gabrielle Glass, to teraz musiał nosić jej konsekwencje na barkach z wysoko uniesioną brodą. Wiedział, że było przed nimi dużo pracy, jeśli chcą teraz to wszystko jakoś poskładać do kupy, wrócić do normalności i nauczyć ze sobą normalnie żyć. On był jednak typem wojownika i walczył do końca, choćby już zdychał w męczarniach, zada ten jeszcze jeden cios, nie podda się.
A miał dużo do stracenia. Przecież planował z nią przyszłość, miał to wszystko po prostu porzucić? Padły słowa, które nie powinny paść, stały się rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca, ale to już się stało. Było mu za siebie wstyd, że odniósł na nią rękę, jednak czasu nie cofnie. Mógł jedynie obiecać sobie, że już nigdy tego nie zrobi. A czy uda mu się w przyszłości nad sobą panować, to już czas pokaże.
Uwielbiał jej śmiech, choć ten był nieco smutny i wygaszony. Dobrze było jednak znów go usłyszeć. Chciał zakończyć ten dramat, trochę rozluźnić atmosferę tym porównaniem i zapewnić Gabi, że nie ma jej za złe, że miała kilu partnerów przed nim. Że to nic, bo najważniejsze teraz, by to on był tym ostatnim. Nie miał na myśli jej się oświadczać, bardziej była to jedynie prosta metafora, taka, która pasowała mu akurat do sytuacji.
Słyszał w głosie Gabrielle rozbawienie i cieszył się, że żartuje. Czy zwątpił w swoją przyszłość z nią? Przestał widzieć ją jako swoja przyszłą żonę? Może trochę... ale też nie chciał, by to tak wyglądało. Zasługiwali, obydwoje na lepsze zaręczyny Takie jak trzeba, kojarzące z miłymi wspomnieniami, a nie masa bólu. Dlatego Angelo pokręcił głową rozbawiony, śmiejąc się, gdy usłyszał od niej "tak", mimo, że nawet nie zadał pytania.
- Wariatka. - Podsumował tylko i wpił w jej usta namiętnie. Tego potrzebował. Pocałować ją, znowu poczuć jej blisko, zapach i smak. Przymknął oczy i po prostu utonął w tej chwili, wsadzając jej dłonie pod uda, by jednym ruchem wsunąć nastolatkę na szafkę kuchenną.
Cieszył się, że wyjaśnili pewne kwestie, a z drugiej strony nadal pozostał niesmak. Nie miał pojęcia, czy będzie potrafił jej ufać, na pewno przez jakiś czas wzmoży kontrole nad pewnymi kwestiami. Musiał uspokoić samego siebie. Po pierwsze, upewnić się, że Gabi nie przyjmie z powrotem do swojego życia tego chłopaka. Po drugie, dowiedzieć się, czy nie ma innych osób jego pokroju, a będzie miał idealną okazję na najbliższej imprezie. Już wiedział, że się tam z nią wybierze, bo nie ma lepszego źródła informacji niż pijani nastolatkowie.

- koniec -
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ