Paint me a picture with your true colors
Olive należała do niezwykle empatycznych osób. Nigdy nie potrafiła przejść obojętnie wobec krzywdy innych. Udzielała się w wolontariatach, pomagała starszym przechodzić przez ulicę i biła się z dzieciakami, które dokuczały innym. Potem gdy dorosła, zawsze kupiła jedzenie bezdomnemu, dalej była wolontariuszką w ośrodkach i szpitalach, a jednego potrzebującego nawet zabrała pod swój własny dach i go utrzymywała od tygodni. Chyba bardziej wyrozumiała i pomocna już być nie mogła, prawda?
Chociaż akurat z drugiej strony, pomimo tych cech, cierpliwa nie była ani trochę. Ale to w tym momencie nie miało znaczenia. Szczególnie, gdy kilka dni temu rzucił jej się w oczy plakat z informacją o poszukiwanym kocie. Chwycił jej gorące i szalone serce, więc zaczęła do pracy jeździć rowerem, aby móc się rozglądać za wspomnianym zwierzakiem. Wyszło jej to nawet na zdrowie, niż siedzenie za kółkiem, bo trochę poćwiczyła, mogła wyrobić wiele kilometrów pedałując, ale przez brak stu procentowego skupienia na drodze, pewnego dnia prawie przejechała biednego pieszego. Na szczęście skończyło się na stanie przedzawałowym i rzuceniu kilku przekleństw. Oczywiście wszystko z jej strony. W tym momencie dostrzegła też kotka ukrywającego się za drzewem. Od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła na numer podany w ogłoszeniu. Czekając na mężczyznę, nawet złapała kotka, dzięki kanapkom z tuńczykiem w jej torebce.
Niestety Gabriel, potencjalny właściciel zwierzaka, nie był przekonany czy to aby na pewno, jego kot. Olive przez chwilę się zastanawiała czy aby na pewno jest trzeźwy, skoro nie poznaje swojego DiCatrio. Ale zgodziła się na podjechanie do kliniki weterynaryjnej, gdzie wyszło na jaw, że kot jest poszukiwany, ale nie przez Gabriela.
Czy pannie Halsworth było z tego powodu głupio? Oczywiście, że tak! W końcu zdążyła wypowiedzieć kilka gorzkich słów w kierunku bruneta, że jak to tak można nie ogarnąć, że to jego zwierzę. Nie potrafiła się nawet cieszyć, że mimo wszystko udało jej się uratować inne zwierzę. Miała wyrzuty sumienia z powodu swojego zachowania, więc... zaprosiła nieznajomegi na randkę.
Oczywiście nie mówiła, że to jest randka i nie takie były jej intencje. Chciała przeprosić za swoje zachowanie, pocieszyć, ale ostatecznie siedzieli naprzeciwko siebie w restauracji oświetlonej przede wszystim światłem płynącym ze świec. W kieliszkach mieli wlane wino i czekali na podanie dań.
- Boże, błagam, wybacz mi to. Nie wiem jak się stało, że Flipka pomyliłam z Twoim Leosiem. To przez tą jędzę, która mi wlazła pod rower. Na stówę to jej wina! Ona mi zamydliła oczy i straciłam czujność. - zaczęła nawijać bez większego zastanowienia popijając co rusz wino. Dobrze, że od razu wzięli całą butelkę, bo musiała sobie znowu dolać alkohou. Była bardzo zestresowana i non stop jej zasychało w gardle.
- Sluchaj, jutro wstanę rano o 6. Nastawię sobie dziesięć budzików, każdy z trzema drzemkami i zacznę szukać Leosia. Znajdę go, zobaczysz!- miała dokończyć swoją wypowiedź słowami, że obiecuje, ale ugryzła się w język, bo w sumie wiedziała, że pewnych obietnic czasami nie powinno się składać.
Westchnęła głośno i odstawiła szkło na stolik. Od rana jechała na wysokich obrotah i dopiero w końcu mogła chwilę ochłonąć, pozwolić zejść ciśnieniu. Uśmiechnęła się słabo do swojego towarzysza, bo wciąż czuła się niekomfortowo z powodu swojej pomyłki. Miała nadzieję, że ta kolacja trochę zrekompensuje jej narwane zachowanie. Nie chciała mieć żadnych wrogów, tym bardziej tak przystojnych! Bo pomimo całej sytuacji nie mogła nie zauważyć, że Gabriel był nadzwyczaj przystojnym mężczyzną.
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiedział od razu, że Filipek (?) to nie jego kocur, ale Olive była taka przemiła (i taka ładna), że no z grzeczności MUSIAŁ się z nią do tego weta przejechać. I muuusiał, również z grzeczności, zgodzić się na „przeprosinową” kolację. Musiał. Wszyscy się zgadzamy, prawda? Bo on sam tak do końca nie wierzył w swoją wymówkę.
- Nie martw się tym - poprosił, jak zwykle stonowany i czarujący, gdy tak wyrzucała z siebie kolejne wyjaśnienia. - Nic się nie stało. Naprawdę - wzmocnił te słowa delikatnym uśmiechem, który posłał w jej stronę. Sięgnął po swoją szklankę i upił z niej whisky; butelka wina była dla niej - on nie był fanem, ale jak poprosiła kelnera o całą butelkę, nie oponował; nie będzie jej przecież zawstydzał, niech dziewczę pije co chce i ile chce. Zresztą wiadomo było, że i tak nie pozwoli jej zapłacić za kolację. Pod koniec posiłku pójdzie „do toalety” i zostawi swoją kartę kelnerowi by uregulować rachunek, a do stołu wróci, gdy będzie już po wszystkim. Dzień jak codzień dla Webstera. - Absolutnie się nie zgadzam - teraz stanowczo zaprotestował. - Musisz się wysypiać, żeby mieć siłę użerać się z tymi… - szukał słowa przewracając oczami - małymi gremlinami.
Uczniami, to znaczy. Gabriel nie rozumiał dzieci. Naprawdę, nie rozumiał. Nie potrafił z nimi rozmawiać, nie chciał z nimi przebywać i prawdę mówiąc wydawało mu się, że ona ma najtrudniejszy zawód na świecie. - Wyobraź sobie taką sytuację: wstajesz o szóstej żeby szukać kota obcego faceta. Kota nie znajdujesz, idziesz do pracy. Witasz się z dziećmi, gotowa na kolejny dzień męki i udręki. Aż nagle któryś gówniak mówi: psze pani, a czemu pani ma takie fioletowe pod oczami?
Roześmiał się wyobrażając sobie tę sytuację. Dzieci są… Wredne. Bezczelne. Okrutne. I nie mają oporów. - Kiedyś miałem krzywe zęby i trądzik - rzucił po dłuższej przerwie, jakby zamyślony. - więc nie wspominam szkoły dobrze…
Teraz, gdy odrobina prawdziwego Gabrysia wydostała się na powierzchnię, odchrząknął jakby chciał ją odgonić i sięgnął po menu, które zaczął uważnie studiować. Zmiana tematu, szybko, natychmiast, żeby nie mogła wykorzystać okazji i zajrzeć pod maskę pana idealnego! - Na co masz ochotę?
Olive Halsworth
Paint me a picture with your true colors
Oh, gdyby odmówił tej kolacji Olive, to złamałby jej serce. Siedziałaby pewnie potem całą noc nad płótnem, aby przelać swój żal i rozczarowanie w jakiś depresyjny obraz. Chodziłaby pewnie też przygaszona albo co gorsza naburmuszona po domu, więc i jej współlokatorowi dostałoby się rykoszetem. Całe szczęście, że Gabriel się zgodził! Nieważne jakie miał ku temu swoje powody. Przynajmniej na razie.
Olive była tak zażenowana swoim zachowaniem, że nawet nie zauważyła, że jej towarzysz nie tknął wina. A to jest dosyć niebezpieczne, bo jest w takim amoku, że butelka stojąca na stole może nie dotrwać do deseru. Ba, całkiem prawdopodobne, że skończy się w połowie pierwszego dania.
- Jak to się nic nie stało?! Nazwałam Cię bezdusznym daltonistą, który nie poznaje własnego kota- całkiem możliwe, że słowo bezduszny wcześniej nie wypadło z jej ust, a pozostało jedynie w jej w myślach. Tym razem niestety było inaczej.
Ale chyba Gabriel również nie hamował się w swojej wypowiedzi. Olive aż odstawiła kieliszek od ust i uniosła niezwykle wysoko jedną brew słysząc sformułowanie gremliny. Bardzo, ale to bardzo bała się tego filmu w dzieciństwie. To był jej największy koszmar! I nigdy w życiu nie nazwałaby tak dzieci. Kocha je i kocha swoją pracę.
- Gówniak? Czy aby nie przesadzasz?- spytała lekko skonsternowana tym wszystkim, bo wcześniej Gabriel wydawał jej się na bardzo ułożonego dżentelmena. Przez chwilę zaczęła w to wątpić, aż usłyszała wzmiankę o trądziku i złych wspomnieniach z czasu szkoły. Była niezwykle roztrzepana, szalona, rozkojarzona, ale była też pedagogiem szkolnym i potrafiła wyczytywać pewne rzeczy między wierszami. Na razie puściła mimo uszu jego pytanie, pokiwała delikatnie głową, ale to było bardziej do niej samej niż do niego i odstawiła kieliszek na stół, upijając z niego resztę wina.
- Niektóre dzieciaki bywają okrutne, prawda?- powiedziała już spokojniej opierając łokcie o stół, a glowe oparła o jedną dłoń. Dopiero teraz zaczęła przyglądać się mu uważniej. Krzywe zęby i trądzik? Ciężko jej było sobie to wyobrazić, bo był niezwykle przystojnym mężczyzną, a ona jako kobieta nie potrafiła przejść obok tego obojętnie. Wystarczy, że odkąd zamieszkał u niej Jordan z nikim się nie spotykała, a w domu oglądała nie raz roznegliżowanego do połowy mężczyznę i nie mogła nic z tym zrobić. Była tylko kobietą, a Gabriel ją pociągał, więc chyba nie było nic złego w tym, że to dostrzegła? - Nie ma znaczenia to, jacy byliśmy za dzieciaka. Najważniejsza jest nasza przyszłość, którą kształtujemy tu i teraz. A przeszłość traktujmy jedynie jako lekcje od życia, które sprawiają, że jesteśmy silniejsi i bogatsi o kolejne doświadczenia- powiedziała do niego ciepłym, kojącym głosem, jakby chciała pocieszyć jednego ze swoich uczniów. Mimo, że kochała swoje dzieciaki, to wciąż jednak były tylko dziećmi, którym hormony buzowały i potrafiły być dla siebie nawzajem okropnie złośliwi.
- Umieram z głodu, więc chyba wezmę stek. A Ty?- powiedziała po chwili, gdy zaburczało w jej żołądku. Zawsze gdy się stresowała, to robiła się głodna. Jakby jej ciało potrzebowało od razu więcej kalorii, aby poradzić sobie z jej stresem.
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W każdym razie, gdy usłyszał jej ciepły, kojący ton poczuł się na moment jak chłopiec w szkole; tylko że tym razem, gdy jest dręczony, ktoś to zauważa i reaguje. Ach, gdyby tylko w jego czasach były takie nauczycielki! Nie wiedział do końca, co się zadziało, ale poczuł dziwne, nieznane mu ciepło gdzieś w brzuchu. Starał się to ukryć, ale zauważył co się działo w nim samym i z pewnością będzie musiał do tego wrócić na sesji z terapeutą, bo przez ułamek sekundy zdawało mu się, że tracił kontrolę. A tego nie lubił. - W takim razie... Powiedz mi, jakie lekcje wyciągnęłaś z przeszłości i jak kształtujesz swoją przyszłość? - odbił piłeczkę, typowo dla siebie. Olive dotknęła go swoimi słowami gdzieś pod żebrami i teraz bał się tego, więc postanowił zamiast tego obnażyć ją, z jej sekretów, przemyśleń i uczuć, jeśli zechciałaby się tym podzielić. Wolał rozmawiać o niej, niż o sobie, przynajmniej w tej chwili; jeszcze powiedziałby jej za dużo. Nie był gotowy. - To samo - skinął głową na kelnera i złożyli zamówienie. Karta była bogata w różne ciekawe opcje, ale jak powiedziała o steku... To było po zawodach.
Olive Halsworth
Paint me a picture with your true colors
Biednę dziewczę, nie zauważyło, że Gabriel się z niej zgrywa. Uznała, że faktycznie go uraziła swoją wypowiedzią i zrobiło jej się jeszcze bardziej głupio. Ledwie się powstrzymała od klepnięcia się w czoło i zrobienia typowego face palma. Bardzo, ale to bardzo walczyła ze sobą, aby tego nie zrobić. Zamiast tego zaczęła gestykulować dłońmi wyciągając je najpierw w jego kierunku, a zaraz potem przykładając do swojej piersi.
- Boże, nie o to mi chodziło. Przejęzyczyłam się! Chodziło mi o... bezbronnego!- wypaliliła, bez większego zastanowienia się, jeszcze większą głupotę. Chyba z dwojga złego mężczyzna wolałby już usłyszeć, że jest bezduszny, aniżeli bezbronny. Mogła tym urazić jego męskie ego, co sobie uświadomiła dopiero po chwili, gdy Gabriel insynuował kontynuowanie znajomości, czego ona kompletnie nie zauważyła, będąc skupioną na szukaniu innego przymiotnika na b.- Wiem! Chodziło mi o błyskotliwy- powiedziała z uśmiechem na ustach podnosząc w geście zwycięstwa palec do góry. To była dobra cecha! O to nie powinien się obrazić.
Tym bardziej, że Olive zależało na jego sympatii. Z natury lubiła wszystkich i chciała mieć dobre relacje z każdym, ale do Gabriela dodatkowo poczuła przypływ ciepłych uczuć, gdy uchylił rąbek tajemnicy o sobie. Gdy przez ten ułamek sekundy mogła dostrzec coś więcej, niż to co pokazuje innym.
A co do jego pytania, to ona nie miała z tym najmniejszego problemu. Z niej się czytalo jak z otwartej księgi. Zazwyczaj mówiła to co myślała i robiła to co chciała. Najczęściej bez żadnego zastanowienia. Nie raz przez to otarła się o śmierć, gdy bez rozglądania się przebiegała przez środek ulicy, aby przywitać się z przyjaciółką. Albo musiała napisać referat na 15 stron, bo weszła w dyskusję z nauczycielką nie przebierając w słowach.
Z drugiej strony jego pytanie było na tyle interesujące, że Olive aż przez chwilę się zamyśliła.
- Wiesz, że w sumie niewiele lekcji wyciągnęłam z przeszłości?- przyznała z lekką zadumą. - Wciąż potrafię nie wyłączyć żelazka wychodząc z domu. Ba, nawet nie zamknąć drzwi za sobą. Wiecznie się spóźniam i bardzo często nie kończę rozpoczętych obrazów- może powinna się ugryźć w język i nie pokazywać się od jak najgorszej strony przed mężczyzną, który jej się spodobał, ale... to nie było w stylu Olive. Ona nie udawała nikogo, kim nie była. Chwyciła z powrotem kieliszek, który napełnił akurat kelner i upiła z niego łyk. - Ale zawsze patrzę jedynie przed siebie, nie oglądam się za sobą. Moja rodzina śmieje się, że pędzę niczym koń na wyścigach, ale po prostu nie lubię rozpamiętywać przeszłości- wzruszyła ramionami i zaraz uśmiechnęła się szerzej, mrużąc lekko oczy z rozbawieniem.- Ale jak ktoś mi zajdzie za skórę, to już ciężko jest się wkupić z powrotem w moje łaski- przyznała szczerze z uśmiechem na ustach, ale była to prawda. Dawała trzy szanse każdemu, potem już ciężko było odzyskać jej zaufanie.
- A Ty czym się zajmujesz oprócz gubieniem kotów?- zapytała śmiejąc się lekko i przechylając głowę na bok, aby móc się lepiej mu przyjrzeć. Drugi kieliszek wina na pusty żołądek zaczynał robić swoje. A może to nie tylko wino ją rozgrzewało? Może także widok przed jej oczami?
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Musisz być bardziej ostrożna - mruknął z nutką zmartwienia, choć zaraz skarcił się w myślach, bo nie miał absolutnie żadnego prawa komentowac jej decyzji i mówić co ma robić. - To znaczy... - poprawił się speszony - ... Nie chciałbym, żeby ktoś się włamał i... - zrobił ci krzywdę - Albo, żeby twoje mieszkanie spłonęło - wybrnął zgrabnie. Zwrócił uwagę na te obrazy, więc musiał dopytać: - Malujesz? Może pokażesz mi coś swojego? - zmienił temat uśmiechając się do niej, zachęcająco, ale bez przymusu. W końcu rozumiał, że sztuka mogła być dla niej czymś bardzo osobistym. Na jej pytanie wpierw zareagował ciszą; ostatecznie jednak postanowił dać jej dość uczciwy opis sytuacji:
- Jestem inwestorem, pomagam ludziom realizować marzenia o własnych firmach. Trochę jak w... Shark Tank, choć w Wielkiej Brytanii ten program to Dragon's Den - wyjaśnił. - Tutaj prowadzę farmę ananasów. Najlepszych w całej Australii - pochwalił się dumny. - Poza tym, że bardzo dużo pracuję... Od paru lat jestem sam, więc często randkuję.
Olive Halsworth
Paint me a picture with your true colors
Olive w kwestiach miłosnych nie prowadzi dosyć skomplikowanego życia. Umawia się na randki i z zasady zawsze daje ludziom szansę, więc nie zakłada nigdy z góry, że to będzie ich ostatnia. Jeżeli będzie miło, a rozmowa kleić i będzie przysłowiowa chemia między nimi, to czemu odmawiać sobie kolejnego spotkania? Albo ewentualnych przyjemności fizycznych? Kobiety również mają swoje potrzeby, a ona nie miała problemu z ich zaspokajaniem. Poznawała sympatycznego i przystojnego singla, między nimi iskrzyło, więc nie bawiła się w bycie pruderyjną i nie odmawiała seksu na pierwszej randce. A gdy oboje byli zadowoleni, to i chętnie spotykała się kolejny raz i kolejny, ale... nie bawiła się w związki. Czy wierzyła w miłość? Oczywiście, że tak! W końcu w jej ciele grała dusza artystki.
Po prostu nigdy żadnego związku nie potrafiła długo utrzymać. Potrafiła zapomnieć o spotkaniu, o rocznicy, powiedzieć coś niewłaściwego... Nie miała do tego głowy, ale to nie był jedyny powód. Nigdy się do tego nikomu nie przyznała, ale po prostu bała się związków. Tak, Olive Halsworth, nieustraszona, nieokrzesana nauczycielka plastyki bała się związków. Dlatego bawiła się, korzystała z życia, ale żeby wejść w głębszą relację z mężczyzną, to przed tym wzbraniała się rękoma i nogami. Był to jej jeden z największych sekretów. Strach przed zranionym sercem.
Uśmiechnęła się pogodnie słysząc jak z lekko zmartwionym głosem zwrócił uwagę na bezpieczeństwo jej mieszkania. Było to coś o czym wiedziała i co inni wiele razy jej powtarzali. Machnęła tylko na to ręką, bo odkąd mieszka z Jordanem, to zazwyczaj on za nią zamyka drzwi. Chyba, że zapije dzień wcześniej i będzie spał jak zabity, gdy ona wychodzi do pracy.
- Tym się nie przejmuj, bo...- chciała wspomnieć o swoim współlokatorze, ale wtedy powiedział o jej obrazach i przepadła. - Chcesz zobaczyć moje obrazy? Naprawdę?- spytała podekscytowana, bo zawsze się cieszyła, gdy ktoś okazywał zainteresowanie jej sztuką. Oprócz możliwości przelania swojej wyobraźni na papier, to było niezwykle przyjemne uczucie. Potrafiła godzinami siedzieć nad płótnem i malować zachód słońca, aby był perfekcyjny. Dlatego bardzo lubiła, gdy potem ktoś to doceniał. - Oczywiście, że Ci pokażę. Zawsze mam przy sobie szkicownik. Nigdy nie wiem, kiedy mnie wena natchnie- mówiąc to sięgnąła po torebkę w poszukiwaniu swoich dzieł, ale w środku było jak w torebce Hermiony Granger- było tam wszystko, ale po szkicowniku ani śladu - Gdzieś tutaj powinien być- ściągnęła brwi zastanawiając się, gdzie tym razem go mogła zostawic. - Pewnie znowu go gdzieś zgubiłam. Non stop mi się to zdarza- przyznała lekko zawiedziona odkładając z powrotem torebkę. Ucieszyła się na myśl pochwalenia swoimi rysunkami, ale niestety dzisiejszy dzień nie był ewidentnie jej.
- Oh czyli jesteś jak święty Mikołaj?- zażartowała chwytając z powrotem kieliszek wina, który zaczynał ją wprowadzać w coraz bardziej rozluźniony (i gorący) nastrój. Biedaczka miała naprawdę słabą głowę, ale kontaktowała jeszcze dobrze, więc aż wybałuszyła oczy słysząc o ananasach.- Masz farmę ananasów? Naprawdę?! Serio jesteś świętym Mikołajem rozdającym prezenty- zaśmiała się i zaraz uniosła zalotnie brew ku górze. Bezwstydnie obrzuciła go spojrzeniem, a następnie spojrzała na niego z lekko przymkniętych oczu. - Nie wątpię, że często randkujesz- zarzuciła i delikatnie oblizała górną wargę. Wino już zaczęło uderzać jej do głowy, a widok przed nią i ostatnie tygodnie samotności zaczęły jej się dawać we znaki.
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Olive Halsworth
Paint me a picture with your true colors
- To bardzo miłe, że chciałbyś zobaczyć moje rysunki- przyznała z uśmiechem, bo zawsze zainteresowanie jej dziełami łechtało jej ego. A jeszcze gdyby przyszedł do jej domu, to oprócz obrazów, mógłby podziwiać stosy doniczek i wazonów przez nią wypalanych. Do tego jeszcze dochodziła komoda w salonie z lat 60, którą znalazła na pchlim targu i sama odnowiła, gdy interesowała się renowacją mebli. Ona również starała się dostrzegać sztukę we wszystkim co ją otaczało. Dlatego wręcz się rozmarzyła na jego opowieść o farmie
- Musisz mieć niesamowicie piękne widoki. Pewnie siadasz na tarasie i podziwiasz wszystko, co Cię otacza wokół?- ona na pewno by tak robiła! W końcu teraz spędza głównie czas poza domem, na plaży czy w parku ze sztalugą i farbami. Najchętniej uchwyciłaby wszystko wokół niej. Gdy tylko dostrzeże idealny kąt, światło padające z odpowiedniej strony, to nie potrafi się powstrzymać. Malowanie to jest też jedyny moment, kiedy potrafi się wyciszyć. Jest wtedy w pełni skupiona na odpowiednich pociągnięciach pędzlem, nad jak najlepszym odwzorowaniem tego co ma przed sobą albo w swojej głowie. Wtedy wokół niej może się wszystko walić, palić, mogą zrzucać bomby, obrabiać ją, a ona wciąż będzie w swoim transie. Gdyby nie sztuka, to ciężko byłoby jej odpoczywać, dzięki niej ma ujście dla swojej energii.
Zabrała się do jedzenia, bo picie wina na pusty żołądek dało się we jej znaki. Znała swoją głowę, wiedziała jak bardzo słaba jest i starała się nie upijać. Na szczęście zazwyczaj wtedy szła grzecznie spać, usypiało ją niemiłosiernie, ale dzisiaj dla odmiany nie chciało jej się iść do łóżka po tych kilku lampkach. Przynajmniej nie chciała iść sama. I faktycznie, gdyby ten wieczór miał się zakończyć na tym, że Gabriel będzie jej trzymać włosy, gdy będzie wymiotować do toalety, to chyba by się spaliła ze wstydu!
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego pytanie i odpowiedziała na nie dopiero po przełknięciu kilku kęsów.
- Może i spełniasz marzenia ludzi i nazwałam Cię świętym Mikołajem, ale do jego wyglądu Ci bardzo daleko. Pomijając budowę ciała, podejrzewam, że niejedna kobieta się skusiła na ten czarujący uśmiech i rozgrzewające spojrzenie- przyznała bez żadnych ogródek, bo cóż- szczera dziewczyna z niej była. Skoro uważała go za niezwykle przystojnego mężczyznę, czemu miałaby tego nie powiedzieć? - Nie, ostatnio nie miałam jakoś czasu na randki. Praca z gremlinami mnie pochłonęła- uśmiechnęła się puszczając do niego oczko. Dla niej dzieciaki to nie były żadne gremliny czy gówniaki. Kochała je i kochała pracę z nimi, ale mały żarcik przecież nie zaszkodzi, prawda?
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Steki powoli znikały z ich talerzy, butelka wina Olive zdawała się coraz bardziej pusta i stawało się jasne, że dziewczyna była Gabrysiem mocno zainteresowana; choć zdawał sobie sprawę, że chyba inaczej, niż on nią. Zaintrygowała go, była inna, niż wszystkie jego jednorazowe przygody ostatnich miesięcy i z jednej strony nie wyobrażał sobie, że zamówi jej taksówkę i pojadą w różnych kierunkach, z drugiej… Wiedział też, że nie była dziewczyną, którą chciałby dzisiaj przelecieć, a jutro zapomnieć. Miał zagwozdkę i jeszcze się zastanawiał, co z nią zrobi; wykluczał całkowicie oczywistą opcję numer trzy, czyli: może coś z tego będzie? Nie będzie, uparł się parę lat temu że już nigdy, z żadną, nie będzie niczego, i zamierzał trwać w tym postanowieniu, by chronić tego wrażliwego chłopca wewnątrz, który został zraniony. - A ty? Skusiłaś się? - mruknął uwodzicielsko, ciszej, by te kilka słów zostało między nimi i nie doszło uszu gości z sąsiednich stolików. Skoro mówiła o tym, że podobałby się innym kobietom, chciał ustalić, czy spodobał się jej. Inne go w tym momencie nie interesowały; spojrzenie miał zablokowane gdzieś pomiędzy jej pięknymi oczami, uroczym uśmiechem i tym, jak go prowokowała rozchylaniem warg na kieliszku wina. Powoli robiło mu się gorąco, choć wypił tylko jedno małe whisky. Ewidentnie próbowała go uwieść, zwłaszcza tym tekstem o gremlinach był kupiony, postanowił więc zaryzykować. - Jesteś niesamowita - wypalił, uśmiechając się szeroko. Och, jak bardzo doceniał ten żart, jakby go pogłaskała prosto po serduszku, już wiedział, że to wyjątkowe dziewczę. - Pojedziemy do mnie - zadecydował, trochę bezczelnie, ale odczytywał jej sygnały i wiedział, że tego chciała. - Musisz zobaczyć wschód słońca na tarasie.
Tylko tyle jej zaproponował, grzecznie, kulturalnie uprzejmie. Mogła odmówić, ale… Coś czuł, że tego nie zrobi.
Olive Halsworth
Paint me a picture with your true colors
Gdyby Olive codziennie miała wstawać o piatej to... Nie, to niemożliwe, żeby mogła o tej porze wstać. Nawet gdyby ktoś jej przyłożył pistolet do skroni, to ona by się o tak nieludzkiej porze nie obudziła! Czasami gdy wpadła w trans malowania, to o piątej potrafiła dopiero iść spać, a nie zaczynać dzień. Ledwie budzik działał na nią, gdy musiała wstać o ósmej. A do tego jeszcze miała problem z dojechaniem na czas do pracy na dziewiątą. Gdyby Gabriel powiedział jej, że codziennie wstaje o piątej, to by jej nie zanudził, a przeraził. Uznałaby, że nie jest prawdziwy. A jeżeli chodzi o otoczenie, to jak najbardziej go rozumiała.
- Zazdroszczę- przyznała szczerze przytakując głową.- Wychowałam się na farmie i to było piękne otoczenie. Gdy budzą Cię promienie słońca, a nie klakson samochodu- uciekając z domu rodzinnego wcześniej tego nie doceniała. Ale ostatnio coraz częściej łapała się na tym, że szukała miejsca w ciszy, gdzie mogłaby się skupić i na chwilę wyłączyć swoje myśli, wyciszyć. Brakowało jej takich miejsc w swoim obecnym życiu. Może pomału zaczęła dojrzewać?
Podobała jej się gra, którą zaczęli prowadzić. Ta lekka kokieteria. Nie była pewna, co tak na nią podziałało. Tygodnie samotności? Wino płynące w jej żyłach? Czy może osoba Gabriela? To, że był inny niż ona- spokojny, ułożony, ważący każde słowo. Ona niewiele się zastanawiała nad tym co myśli, a na spodniach pewnie można znaleźć jeszcze jakieś plamy po farbie. Ale zauroczył ją bez wątpienia swoją osobą, dlatego odpowiedziała mu od razu.- Od zawsze miałam słabość do piękna- przyznała i zaraz się uśmiechnęła szeroko, gdy ją skomplementował. Która kobieta tego nie lubi? No nie ma takiej. A jeżeli istnieje, to musi być coś z nią nie tak.
- Oh lubisz rozkazywać? To Twój kink?- spytała go zniżając głos, aby tylko on ją mógł usłyszeć i pochylając się do przodu, aby jeszcze bardziej móc mu się przyjrzeć, a on jej. Czuła jak napięcie między nimi rośnie i cholera- była wdzięczna, że w końcu powiedział na głos to, co ewidentnie mieli na myśli. Jeszcze trochę, a Olive zaprosiłaby go do siebie. A prawda jest taka, że nikogo nie zaprosiła odkąd mieszka z Jordanem. Jakby zareagował Gabriel, gdyby na niego wpadł? W sumie w głowie Halsowrth nie byłoby to w żaden sposób problematyczne. W końcu to był tylko jej współlokator. Bezrobotny i przystojny współlokator. Trochę skomplikowane, ale teraz w ogóle o tym nie myślała. Teraz była skupiona na brunecie, który siedział przed nią i bezceremonialnie proponował jej wspólne spędzenie nocy. Już nie tylko ciśnienie w potwietrzu wzrosło, ale również to między jej udami. - Ale tym wschodem słońca mnie skusiłeś. I nie ukrywam, że z przyjemnością zobaczyłabym Twoje ananasy- dodała po chwili i dopiero, gdy powiedziała ostatnią część na głos zdała sobie sprawę jak bardzo dwuznacznie to zabrzmiało. I tak, miała ogromną ochotę na Webstera, ale teraz mówiła o tych ananasach, co uprawia i sprzedaje! Momentalnie się speszyła i lekko zarumieniła. - Znaczy te na farmie, te co są rosne na Twojej farmie, a nie tutaj- zaczęła się tłumaczyć pokracznie wymachując rękoma i na koniec wskazując na jego krocze. Pogrążyła się już totalnie i pierwszy raz od dawna poczuła zażenowanie swoimi słowami. Ewidentnie wyszła z wprawy jeżeli chodzi o randkowanie. Musi wrócić znowu do gry! I miała nadzieję, że jej słowa nie zraziły do niej Gabriela. Ale aż musiała upić łyk wina, gdyż jej zaschło w gardle, bo przez to wszystko wyobraziła sobie te ananasy Gabrysia.
gabriel webster
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Teraz jednak w głowie nie była mu ani żadna dotychczasowa kochanka, ani Julia, ani żadna inna koleżanka czy przyjaciółka. Olive miała w sobie coś, co skupiało całą uwagę Gabriela tylko na niej. Wariował całkiem gdy realizowali po cichu swoje słowne potyczki i przepychanki, w których doskonale było wiadomo o co chodzi, ale nic nie było mówione wprost. - Odważnie, Halsworth - mruknął do niej kręcąc nieznacznie głową - pytać o kinki na pierwszej kolacji.
Powoli jej na głowie wyrastały dwa czerwone różki, gdy z grzecznej nauczycielki plastyki stawała się diablicą i próbowała wodzić go na pokuszenie!!! Celowo nie użył słowa randka, bo przecież nie tak się umówili; miała być kolacja przeprosinowa, a wyszło jak… Cóż, w przypadku Gabriela wyszło jak zwykle, czyli dziewczę już wskazuje na jego rozporek i domaga się wspólnej nocy! Ha. Potem już tylko się śmiał, jak zaczęła w panice jąkać o ananasach i pokazywać na jego genitalia, czym na pewno zwróciła na siebie uwagę przynajmniej dwóch najbliższych stolików. - Dobrze, Olive, oddychaj - próbował ją uspokoić, choć sam wesoło się śmiał. To była kolejna sytuacja tego wieczora, gdzie udało jej się wywołać u niego naturalną, nieprzefiltrowaną, niewykalkulowaną reakcję; powoli zaczynał się tego bać. - Pokażę ci ananasy. Te, co rosną na farmie. I żadne inne - zakomunikował stanowczo, acz z szerokim uśmiechem. Skoro tak się zarzekała, że chciała tylko tych które rosną na polach, to dokładnie tak będzie. Przeprosił ją na moment i zniknął „do łazienki”, uregulował rachunek, zamówił kilka deserów na wynos i taksówkę - cóż, ich czas w restauracji się skrócił, ale wiedział że Olive, jak każda kobieta, później będzie marudziła o „coś słodkiego”, najlepiej z czekoladą - zamówił więc różne opcje. A potem wsiedli w taksówkę i pojechali na farmę.
/zt
Olive Halsworth