wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Życie Aarona nieustannie zmierzało do przodu. Nie było to zawrotne tempo, ale po doświadczeniach ostatnich lat właściwie potrzebna mu była taka stabilizacja. Może właściwszym określeniem byłoby nawet, że to rutyna. Bo skończyła się przerwa międzysemestralna na uczelni i znów trzeba było wrócić do rzeczywistości. Przez najbliższych kilka tygodni każdy z nich miał przebiegać według powtarzalnego planu, dokładając do tego seminarium dyplomowe, na którego prowadzenie zdecydował się dopiero po raz drugi w swojej karierze zawodowej. Będzie więc po prostu więcej pracy, bo żadnych dodatkowych komplikacji nie przewidywał. W przerwie między semestrami zdecydował się też na pomoc w bibliotece, ale teraz chyba będzie musiał z tego zrezygnować, przynajmniej w jakieś części.
W każdym razie wszystko miał już całkiem poukładane, może dlatego, że nie miał ostatnio żadnych uczuciowych rozterek, przez co nie musiał poruszać wciąż drażliwego dla siebie tematu. No i właśnie, codzienność Barnarda pozostawała taką do momentu, w którym któregoś dnia w swojej skrzynce na listy znalazł plik niepodpisanych, ale za to bardzo znajomych kopert. W pierwszej chwili mężczyzna pomyślał, że to bardzo podejrzane, by chwilę potem przejść do lęku związanego z ponownym rozdrapywaniem dopiero co zabliźniających się ran. Ostatecznie jednak zwyciężyła ciekawość, bo przecież w kopertach znajdowały się jedne z ostatnich słów, jakie żona miała okazję mu zadedykować przed swoją przedwczesną śmiercią.
Listy to jedno, ale drugą sprawą był fakt, że jedynie Melis, jako najbardziej zaufana Julii osoba, miała do nich dostęp, a Aaron nie tak dawno podczas odwiedzin swoich u swoich rodziców, natrafił na matkę kobiety i tak od słowa do słowa dowiedział się, że kobieta wyjechała na jakiś czas z miasta, a jej mama nie była w stanie sprecyzować kiedy wróci.
Drogi Aarona i Melis kilka miesięcy temu rozeszły się w atmosferze pewnych niedopowiedzeń, bo z jakiegoś powodu żadne z nich nie zdecydowało się wprost wyjawić swoich uczuć. Dlatego przed otrzymaniem listów mężczyzna wolał się jednak nie kontaktować, ale potem uznał, że wręcz musi to zrobić. Zresztą teraz z listami wiązała się już nie tylko historia dwójki ważnych dla siebie ludzi, ale trójki i Aaron był winien Melis, chociażby podziękowania. Oczywiście szatyn nie byłby sobą, gdyby nie zaczął analizować, aż w pewnym momencie znów obudziło się w nim poczucie winy. Zdusił je w zarodku i któregoś wieczora sięgnął po telefon. Po wymienieniu kilku wiadomości okazało się, że Melis faktycznie wróciła do Lorne Bay i postanowili się umówić w kawiarni. Nie wypowiedzieli tego na głos, ale rozmowa na neutralnym gruncie wydawała się być bezpieczniejsza i chyba oboje dobrze zdawali sobie z tego sprawę.
Tak więc Aaron pojawił się w umówionym miejscu i gdy po rozejrzeniu się po lokalu stwierdził, ze Melis jeszcze nie przyszła, to zajął jeden z wolnych stolików gdzieś na uboczu.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
030.
to send a letter is a good way to go somewhere,
without moving anything but your heart
{outfit}
Gdyby teraz ktokolwiek zapytał ją na jakim etapie życia się znajduje, nie wiedziałaby co odpowiedzieć. Starała się tego nie analizować, żeby nie zburzyć tego, co tak żmudnie, krok po kroku odbudowywała. Swoją siłę, spokój ducha, zdrowie psychiczne. Włożyła w to całą cierpliwość jaką mogła, upór i moc, i choć czasami było ciężko, to walczyła naprawdę dzielnie. Powrót do Lorne Bay, choć od pierwszych chwil wydawał się zbawienny, to przywołał jednocześnie masę wspomnień. Między innymi dlatego, że w końcu musiała zabrać swoje rzeczy z Pearl Lagune, gdzie jak się okazało, było sporo takich, które już dawno powinna oddać lub wyrzuć. Między innymi listy należące do Aarona. One nigdy nie były jej. Melis była wyłącznie pośrednikiem, ale biorąc pod uwagę, że dość niegrzecznie ewakuowała się z jego życia, nie mogła już ich wręczać w odpowiednich momentach. To wtedy zorientowała się, że musi zwrócić je adresatowi w całości. Nie wiedziała tylko jak to zrobić, bo przecież nie była gotowa na spotkanie z Barnardem. Nie wiedziała czy w ogóle kiedykolwiek będzie, bo choć w rzeczywistości nie obwiniała go o nic, w jakimś stopniu był on przyczyną reszty niepowodzeń, które ją spotkały. Próbując go unikać, a raczej wyleczyć się z uczuć do niego, wpakowała się w relację, która ją zdeptała. Utrata dziecka po raz drugi to był cios największy ze wszystkich, ale z drugiej strony, warunki w jakich miałaby je wychowywać absolutnie jej nie sprzyjały. Nie potrafiła przywyknąć do tego życia, a im dłużej była z Hunterem, tym bardziej upewniała się, że to zauroczenie. Studnia, do której wskoczyła, uciekając przed wściekłym psem. Wpadła z deszczu pod rynnę.
Pewnego dnia, jednak zdecydowała się oddać te listy Aaronowi. Włożyła je do skrzynki. Nie spodziewała się, że skontaktuje się z nią w jakikolwiek sposób, bo nie byłaby zdziwiona, gdyby okazało się, że miał do niej jakiś żal. Odpisała na otrzymanego smsa szybko, bo kiedy zobaczyła imię Aarona na ekranie, jej serce zaczęło walić z mocą młota pneumatycznego. Zdała sobie sprawę, że tęskniła za nim i choć próbowała zdusić te emocje w zarodku, to właśnie taka była prawda. Zgodziła się z nim spotkać.
Dotarła na miejsce chwilę przed czasem, ale zamiast zająć stolik, stała gdzieś w oddali, przyglądając się wejściu. Próbowała nabrać odwagi. Kiedy zobaczyła sylwetkę Barnarda w drzwiach Hungry Hearts odrobinę się uspokoiła. Był jej przyjacielem, znali się na tyle dobrze, by być pewną, że może mu ufać. Ruszyła do środka. – Cześć – powiedziała cicho, kiedy stanęła przy stoliku. – Minęło sporo czasu – uśmiechnęła się. O dziwo, przyszło jej to dość łatwo.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Lorne Bay jest bardzo niepozornym miasteczkiem, które posiada jakąś dziwną moc, bo nieważne co człowieka spotka, to on to miejsce nadal traktuje jako swoistą oazę. Szczególnie dla ludzi pochodzących z tych stron, przyjazd do miasta jest, jak powrót do domu po długiej podroży. Aaron mógłby wyjechać po śmierci żony, pewnie gdyby każdego dnia nie mijał miejsc, które przywoływały setki bolesnych wspomnień, to udałoby mu się poskładać na nowo dużo szybciej. W jego zawodzie naprawdę nietrudno było znaleźć pracę w innej części kraju, były możliwości kontraktów, wymiany miejsc pracy między wykładowcami, a ostatecznie mógłby przecież zająć się czymś innym, na przykład zostać nauczycielem w szkole średniej, bo tych akurat zawsze jest niewystarczająca liczba. Nie zdecydował się jednak na wyjazd, nawet przez ułamek sekundy nie pomyślał o tym zupełnie na poważnie. Niczym bohater z powieści okresu romantyzmu postanowił wziąć na barki cały ciężar sytuacji. Nie zachowywał się przy tym tak dramatycznie, jak Werter, swoją drogą, ulubieniec jednej z jego studentek i zarazem przedstawiciel chyba ulubionego okresu w literaturze Barnarda. Jednak jeśli jest jakaś rzecz, którą można mu zarzucić, to że niekoniecznie myślał o swoich bliskich w tym wszystkim. Powiedziałby ktoś, że trzymając w sobie krwawiącą wciąż ranę po długiej chorobie Julii, zakończonej dosyć bolesną śmiercią, mężczyzna nie ma absolutnie żadnego obowiązku myśleć w tej sytuacji o innych, ale on nigdy tak do końca nie był w stanie skupić się wyłącznie na sobie. Dlatego właśnie starał się zachowywać bezpieczny dystans, szczególnie w nowych relacjach, gdzie ludzie niekoniecznie musieli wiedzieć o jego przeszłości, a on nie był jeszcze gotów na wejście w coś nowego. Wydawało mu się, że postępuje słusznie. I o ile na ogół takie podejście faktycznie się sprawdzało, to nie przewidział bardziej zawiłych relacji.
Melis na początku ich znajomości nie wpisywała się ani w grupę bliskich, ani obcych, którzy nie mają pojęcia o jego przeżyciach. W dodatku była dostarczycielką naprawdę ciężkich emocjonalnie historii, choć tak naprawdę wcale nie musiała tego robić. Aaron nie miał serca spławiać ją jak listonosza, szczególnie że ich ścieżki od lat gdzieś tam się przecinały.
Wspólna historia łączy ludzi. Być może o to chodziło też w ich przypadku, tyle tylko, że overthinking w głowie Aarona nigdy nie pozwolił mu zgodzić się na pewne rzeczy, no i tym sposobem mógł trzymać na dystans Melis, choć jej myśli zmierzały w zupełnie innym kierunku. Mężczyzna po prostu wiedział, że nie może pozwolić sobie na patrzenie na Huntington w inny sposób, niż tylko, albo aż na przyjaciółkę.
Trochę czasu minęło, Barnard zdążył już sobie parę spraw ułożyć w głowie. Na pewno wyszedł już z etapu żałoby, choć listy, które niespodziewanie znalazły się w jego skrzynce pocztowej, na jakiś czas znów przywołały w nim smutek i nostalgię za tym, co już nigdy się nie wydarzy.
Nieco niepewnie oczekiwał na nadejście kobiety, nie żeby miał podejrzenia, że mogłaby nie przyjść, chodziło bardziej o czas, jaki upłynął od ich ostatniego spotkania, o okoliczności wyjazdu szatynki i o wszystko to, co z tym związane.
- Melis. - uniósł wzrok, który dotąd skupiał na swoich dłoniach. - Dobrze się widzieć. - dodał od razu, a na jego twarzy pojawił się uśmiech doskonale potwierdzający wypowiedziane właśnie przez mężczyznę słowa. Wstał z zajmowanego dotąd krzesła i w geście przywitania przytulił kobietę.
- Gdzie Cię wywiało? - zapytał. Pani Huntington nie powiedziała mu, gdzie konkretnie jej córka wyjechała, on też nie chciał dopytywać, ale teraz kiedy już rozmawiali bezpośrednio, to czemu by nie skorzystać z okazji.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Czasami to prawda. Ale to wszystko zależało od szkodliwości czynu. Czasami ta chęć wyjazdu była przemożna. Wyjazdu? Raczej ucieczki. Melis czuła ogromną potrzebę opuszczenia Lorne Bay. Może dlatego tak szybko zgodziła się wyjechać z Hunterem? Bo przecież ich wycieczka do San Francisco zapoczątkowała tak dużą częstotliwość jej wyjazdów. Późniejsza ciąża tylko je spotęgowała, bo przecież nie mogła pozwolić, żeby zapracowany Hunter nie wiedział, co dzieje się w życiu ich dziecka. A późniejsze sytuacje sprawiły, że już nie wiedziała jak ma wrócić do swojego domu. Nie miała pojęcia jak to zrobić. Czuła wstyd, zażenowanie, zgubiła swoje poczucie bezpieczeństwa, bo przecież to Lorne Bay zapoczątkowało jej znajomości po kolei z Aaronem i Hunterem. Bała się tam wrócić i wpaść na kogokolwiek z ludzi, którzy powodowali kolejne kłopoty. Nie chciała tego tak przedstawiać, ale właśnie tak było. Zdecydowała się uwolnić od tego typu relacji raz na zawsze, a praca pozwoliła jej trochę ustabilizować uczucia. Wylądowała w miejscu, gdzie nie miała czasu myśleć o czymkolwiek, chciała być potrzebna i pożyteczna w inny sposób niż wyłącznie zerkając przez migawkę aparatu.
Kiedy poczuła się na tyle wolna, wyleczona ze wszystkich emocjonalnych dolegliwości, pozwoliła sobie na powrót. Nie wiedziała na jak długo. Wiedziała jednak, że nie powinna odgrzebywać przeszłości, skoro już udało jej się z nią uporać. Oddanie listów Aaronowi było pomysłem idiotycznym. Impuls nie pojawił się w momencie znalezienia ich. Widziała w spojrzeniu matki oskarżenie, że tak bardzo zaniedbała człowieka, którego kiedyś nazywała przyjacielem. Wiedziała, że Aaron o nią pytał, mama wspominała jej o tym kilka razy. Melis prosiła jednak, by nie udzielała nikomu żadnych informacji o jej wyjeździe. O jej życiu, a zwłaszcza o jej niepowodzeniach. Tylko, że rozmowy telefoniczne nie mogły oddać jak bardzo negatywny stosunek jej mama miała do tego pomysłu. Wzrok natomiast, tak. Chyba to tak naprawdę sprawiło, że zdecydowała się spotkać z Aaronem. Tęsknota, owszem, była jedną z przyczyn, ale usilne próby nie zawodzenia ludzi, których kochała to coś znacznie ważniejszego. Aaronowi należały się wyjaśnienia. Bez względu na to jak trudne miały być dla nich obojga, Melis zdecydowała, że czas na prawdę.
Wtuliła się w niego, nie pozwalając łzom, które stanęły jej w oczach na popłynięcie. Zamrugała szybko oczami i odsunęła się, by zająć miejsce naprzeciwko niego. – Tu i tam. Najpierw San Francisco, później jeździłam trochę po Stanach, bo dostałam kilka świetnych kontraktów, a na koniec wylądowałam w Bombaju – w skrócie. – Robiliśmy reportaż o slumsach, ale nie potrafiłam tak od razu stamtąd wyjechać – to była jednak opowieść na inne spotkanie. – A z tobą? Co się działo? Jak się czujesz? – zapytała. Nie z grzeczności, naprawdę była ciekawa, co odbijało się wyraźnie na jej twarzy.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Przekazanie listów Aaronowi tak w dłuższej perspektywie mogło nie być wcale takim głupim pomysłem. Oboje za jakiś czas będą mogli stwierdzić, że zostawili to już w przeszłości, a oddanie ich wszystkich na raz sprawiło, że Barnard szybciej będzie mógł zamknąć ten rozdział. Pewnie w tych wszystkich momentach, na które przeznaczony jest dany list i tak po niego sięgnie, ale już bez tego całego melodramatyzmu, który siłą rzeczy był odczuwalny za każdym razem, gdy w jego życiu wydarzyło się coś szczególnego, a Melis jak wróżka zębuszka podsuwała mu kolejną wiadomość zapakowaną z kremową kopertę. Jeśli zaś chodzi o kobietę, to pewnie co jakiś czas i natrafiałaby na plik listów, jedynie spalenie ich mogłoby spowodować, że w miarę szybko wyrzuciłaby tę sprawę z głowy. Tak więc chwilowo może się wydawać, że Huntington popełniła największy błąd w swoim dotychczasowym życiu, ale tak nie jest. Jeszcze tylko muszą odważyć się powiedzieć sobie wprost wszystko to, co od dłuższego czasu leży im na sercu i na wątrobie, a potem powinno być już łatwo. Przynajmniej w założeniu taka wizja wydaje się prosta i logiczna. Niestety Aaron nie jest logiczny, bo humaniści rzadko takimi bywają, więc pewnie znów będzie analizował i pomyśli sobie coś, co zupełnie niepotrzebnie skomplikuje sprawę.
Rozmowa jednak jest im potrzebna, bez niej nie będą w stanie uświadomić sobie tego, na czym stoją. Gdyby mieli nie utrzymywać kontaktu, bo Melis dajmy na to przyjechała do Lorne Bay tylko po to, żeby pozamykać swoje prywatne sprawy i zaraz znów zniknie, to mężczyzna poradziłby sobie bez wyjaśnień, ale jeśli szatynka jednak zostaje w miasteczku na dłużej, to chciałby odnowić z nią kontakt. Tylko że no właśnie, bez podjęcia pewnych konkretnych kroków mogłoby się to okazać niemożliwe.
- No to zobaczyłaś kawałek świata. Cieszę się. - skinął głową. Przewaga w byciu fotografem jest taka, że dzięki swojej pracy może podróżować do naprawdę niezwykłych miejsc. Być może na dłuższą metę może być to uciążliwe, ale dla zwykłego obserwatora, który w dodatku lubi podróże, taka praca maluje się jakby spełnienie marzeń. Aaron nie jest aż takim obieżyświatem, ale od wieków nigdzie nie wyjechał, więc takie pół roku podróży po świecie brzmi dla niego dobrze. - Ja niezmiennie w Lorne Bay. Trochę mieliśmy tutaj problemów pogodowych na jesień, ale poza tym wszystko po staremu. - odpowiedział gdy po chwili siedzieli już przy stoliku.
- Dziękuję za listy, zupełnie się ich nie spodziewałem. Twoja mama mówiła tylko, że wyjechałaś i że nie jest pewne kiedy wrócisz. - podjął temat, który był pretekstem ich dzisiejszego spotkania.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Dla niej to było rozgrzebywanie starych ran z każdej strony. W jego przypadku powrót do śmierci żony i na nowo roztrząsanie ich związku, choroby, każdego punktu ich życia. Melis na początku wydawało się to romantyczne – ta otoczka, ale w szerszej perspektywie? To było trochę niebezpieczne, tak bardzo ingerować w życie męża. Każdy jego kolejny krok – randka, pocałunek zwieńczony przeczytanym listem, cofał go o krok z powodu wyrzutów sumienia, nostalgii, smutku, tęsknoty. Takie Melis odnosiła wrażenie. Bo kiedy pocałowała go w Sylwestra, naprawdę miała nadzieję na coś więcej. Tym bardziej, że Aaron nie oponował. Ta magiczna chwila była dla niej najwspanialszą, a później puff. Zauważyła pewną tendencję, że po przeczytaniu każdego kolejnego listu ich relacje jakby odrobinę oziębiały się? Albo wracały do punktu przyjaźni? A to zawsze w jakiś sposób ją frustrowało. Nie chciała dalej przekazywać mu tych listów i czuć się w ten sposób, tym bardziej, że w jakiś sposób ona była przyczyną wręczania mu ich. Może powinien robić to ktoś inny? Melis była pewna, że nie chce dalej tego robić, a nie mogła tak po prostu ich spalić lub wyrzucić. Nie były jej własnością. Z jednej strony poczuła ulgę, że Aaron zdecydował się napisać smsa. To oznaczało, że ich relacja coś dla niego znaczyła. A z drugiej strony – pojawiała się ta idiotyczna nadzieja. Nie chciała do tego wracać i kosztowało ją to emocjonalnie naprawdę bardzo dużo. Ale czy mogła tak po prostu odpuścić? Nie byłaby sobą.
- Cieszę się, że ominęła mnie jesień tutaj – przyznała szczerze. Na szczęście wielkimi krokami zbliżała się wiosna. Melis mogła odetchnąć z ulgą. – Raczej nie miałam prawa ich zatrzymywać, a zbyt mało wiem, żeby dawać ci je w odpowiednich momentach, więc wolałam, żebyś miał wszystkie – opowiedziała o swoich pobudkach. – Nie czułam się tu ostatnio dobrze i generalnie ostatnie miesiące były ciężkie, dlatego sama nie wiedziałam kiedy i czy w ogóle wrócę – wzruszyła ramionami. Czuła, że jemu może o wszystkim powiedzieć. Zawsze mogła. – Ale jestem i chyba na razie nigdzie się nie wybieram. To znaczy, poza krótkimi wyjazdami służbowymi – powiedziała, czując w duchu, że jest to prawda.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Melis była jedną z najważniejszych osób z życiu Aarona w ciągu ostatnich dwóch i pół roku. Nie chodziło jedynie o to, że została niejako namaszczona do roli doręczyciela listów, choć może właśnie z tego powodu ich znajomość miała możliwość być ciągle kontynuowana. Siłą rzeczy Melis towarzyszyła mężczyźnie na wszystkich etapach przeżywanej przez niego żałoby. A przechodził chyba wszystkie opisane w podręcznikach do psychologii. Teraz już wyszedł na prostą, ale trzeba przyznać, że powrót do listów wywołał w nim uczucia zbliżone do tamtych. Dziś wydaje się być już okej, nawet nie poczuł żadnych wyrzutów sumienia po pierwszym ujrzeniu Melis. A to, co powiedział, że cieszy go widok kobiety, był właśnie tym, co w rzeczywistości czuł. Jednocześnie nie mógł powiedzieć, że ich relacja — jeśli będzie miała być rozwijana — nadal nie będzie budowana na fundamentach złożonych w jakimś stopniu ze świadomości, że Huntington była przyjaciółką jego żony. Najbliższą, bo przecież gdyby taką nie była, to Julia zupełnie komu innemu powierzyłaby przekazywanie korespondencji. Z drugiej strony, już w pierwszych momentach tego spotkania nachodziły go takie myśli, że byłoby szkoda, gdyby mieli już ze sobą rozmawiać. Utrzymanie zdrowej znajomości, może być w ich przypadku trudne, ale jeśli tylko Melis też będzie tego chciała, to Barnard jest w stanie podjąć tę pracę.
- Większość z tych momentów jeszcze nie miała miejsca i nie zapowiada się, aby w najbliższym czasie miały się wydarzyć. - przyznał się. Teoretycznie Aaron mógłby odłożyć czytanie na konkretne okoliczności, bo koperty były krótko opisane, ale uznał, że lepiej oderwać ten plaster na raz, że wtedy ból będzie mniejszy i rzeczywiście tak było. Bo choć w tym pierwszym momencie czuł, jakby zrobił kilka kroków w tył, to teraz już powoli nadrabiał. Dlatego właściwie dobrze się stało, że spotykają się kilka dni po otrzymaniu przez mężczyznę przesyłki.
- Czy, no sama wiesz. Czy ja miałem związek z tym złym samopoczuciem? - zapytał. Podejrzewał, że odpowiedź może być twierdząca. Aaron był między młotem a kowadłem, nie mógł zaoferować Melis tego wszystkiego, na co bez dwóch zdań zasługiwała. Może trochę też namącił jej w głowie, bo choć z jednej strony ważna była dla niego ich przyjaźń, to w pewnych momentach mógł też dawać sygnały, które ostatecznie przegrywały z poczuciem moralności i wyrzutami sumienia.
Sposępniał kiedy usłyszał, że Melis nie podjęła jeszcze decyzji o ostatecznym pozostaniu w Lorne Bay. Zaraz potem jednak dodała, że w jakimś stopniu jednak zamierza osiąść w tej okolicy, więc ucieszył się w duchu. Nie sądził, że w rozmowie z szatynką będzie mu towarzyszyło tak wiele emocji.
- Gdzie masz zlecenie w najbliższym czasie? - dopytał neutralnie, gdy do ich stolika podeszła kelnerka.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Nie sądziła, że Aaron również stanie się aż tak istotną częścią jej życia. Znała go kilka dobrych lat, nigdy jakoś szczególnie nie lgnęli do siebie, nie mieli wspólnych tematów, ba, nawet nie próbowali ich mieć. Wszystko zmieniło się pod wpływem listów i Julii. Ale w pewnym momencie nie wiedziała już czy być przyjaciółce wdzięczną czy wręcz przeciwnie. W ostatecznym rozrachunku zdała sobie sprawę, że takie myślenie przychodziło jej przez gorycz, którą odczuwała spowodowaną tym, że nie odwzajemniał jej uczuć, a później z powodów, do których to nieodwzajemnienie doprowadziło. Jednak była cholernie wdzięczna, bo przecież Aaron oprócz złamanego serca, dał jej również cholernie dużo przyjaźni. Uwielbiała go jako człowieka, był zabawny, wspierał ją i przede wszystkim – słuchał. Dobrze się przy nim czuła, świetnie się z nim bawiła i naprawdę go doceniała. Przynajmniej, dopóki nie stało się to dla niej bolesne. I to nie tak, że naburmuszyła się jak mała dziewczynka i nagle zerwała z nim przyjaźń. Rozumiała to, że nie potrafił jej pokochać, ba, nie próbowała w ogóle na niego naciskać, dlatego właśnie nie wspomniała mu o swoich uczuciach. Bo nie chciała wywierać na nim żadnej presji. Szanowała go. Ale chciała uszanować również siebie, co nie do końca jej wyszło.
- Żałujesz tego? – zapytała. Przecież to nie było nic złego. Miał prawo żyć tak jak chciał, w swoim tempie i nie sugerować się czymś, czego oczekiwała od niego jego żona. Jeśli tak było mu wygodnie, nie było na świecie osoby, która miała prawo kierować jego życiem.
Chyba nie przyszła tutaj z zamiarem opowiadania mu o czymkolwiek poważniejszym niż to, że po prostu wyjechała. Może innym razem? Ale to bezpośrednie pytanie całkowicie zbiło ją z tropu. Poza tym, nie chciała kłamać. Aaron był ostatnim człowiekiem, który zasłużył na oszukiwanie. Tym bardziej po tym, jak nieładnie zniknęła z jego życia. Miała wystarczające wyrzuty sumienia.
- Nie chcę tego tak nazywać. Hm… – zastanowiła się, bo nie wiedziała właściwie, co ma mu powiedzieć. – Zakochałam się w tobie – tak, z grubej rury było najlepiej. To właściwie najgorsza rzecz, którą mogłaby mu powiedzieć. I która była dla niej najtrudniejsza. Wypowiedziana sprawiła, że kamień spadł Melis z serca. – Ale sam rozumiesz, jak to wszystko wyglądało. Chciałam, żebyś był szczęśliwy, żebyś wyszedł na prostą, więc nie mogłam tak po prostu burzyć twojego życia swoimi uczuciami. Ale tym samym unieszczęśliwiałam siebie, więc… zniknęłam. – Westchnęła cicho. To była najtrudniejsza część, bo dotyczyła jej rozmówcy. Musiała powiedzieć mu w oczy to, co przez cały czas jej doskwierało. – Na siłę próbowałam o tobie zapomnieć, więc weszłam w kolejną relację. Nie do końca mądrze, bo wpadliśmy i znów… stało się to, co wcześniej. Poroniłam, więc znów uciekłam – oto cała historia popieprzonego życia Melis Huntington. – Tak się to mniej więcej przedstawia. I brzmi cholernie źle. Miałeś jakiś wpływ, ale to ja sama zrzuciłam na siebie to wszystko i całą resztę – zaznaczyła, bo nie chciała, żeby cokolwiek sobie zarzucał. To Melis i jej złe decyzje doprowadziły ją do tego miejsca.
Kiedy przyszła kelnerka, przywdziała na usta uśmiech i złożyła swoje zamówienie, a później znów spojrzała na Aarona. – Chwilowo nie mam. Chciałam się tu najpierw znów poczuć jak w domu – powiedziała w końcu.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Dziś, po wyznaniu Melis, Aaron mógł już zrozumieć wszystkie powody, dla których kobieta zerwała kontakt. Takie rozwiązanie stało się dla niej w pewnym momencie po prostu mniej bolesne. Aaron nie chciałby, żeby jego przyjaciółka cierpiała, a już na pewno nie z powodu jego osoby i był w stanie zaakceptować najlepsze dla niej rozwiązanie. Przykro mu było, że nie potrafił zaoszczędzić szatynce cierpienia, ale na tamtym etapie życia Aarona i tak nie byłby w stanie tworzyć zdrowego związku.
- Że nie ułożyłem sobie szybko życia na nowo? W ogóle. Myślę, że nie mógłbym żadnej kobiecie zaoferować tyle, ile powinna otrzymać od swojego partnera. - odpowiedział całkiem na luzie, choć temat nie należał do najlżejszych. Aaron po prostu się z tym pogodził i bynajmniej nie miał poczucia, że zmarnował ostatnie dwa lata. W gruncie rzeczy kiedyś może to zaprocentować, bo jeśli już wejdzie na nową relację romantyczną, to będzie miał pewność, że przepracował sobie wszystko. Czy faktycznie tak będzie i czy nie powtórzy się sytuacja, która wydarzyła się w przypadku Melis? Jedynie przyszłość będzie w stanie to zweryfikować.
Aaron był wrażliwym człowiekiem i wydawało mu się, że jest w nim więcej romantyzmu, niż w przeciętnym przedstawicielu płci męskiej. Właśnie w tym upatrywał swoje zamiłowanie do literatury fikcyjnej przede wszystkim. Nie było chyba nic bardziej romantycznego, niż pozwolenie sobie na nieograniczone niczym bujanie w chmurach, a co więcej, dzielenie się z czytelnikami tym wykreowanym światem. Ze względu na tę wrażliwość mógł się domyślać, że Melis poczuła do niego coś więcej i słowa kobiety nie były dla niego tak wielkim zaskoczeniem, że czułby się po tym wyzwaniu, jakby przygniótł go wielki głaz. Jeśli mogło go coś zaskoczyć fakt, że było to tak silne uczucie, ale z drugiej strony dobrze, że Huntington zdecydowała się nazwać rzeczy po imieniu.
- Przepraszam. Mogłem dawać Ci sprzeczne sygnały. Na pewno je dawałem, bo stałaś się na mnie ważna, ale nie byłem gotów. Poza tym Julia. Przyjaźniłyście się. Zaufała Ci na tyle, by przekazać Ci ostatnią skierowaną do mnie korespondencję. - wytłumaczył. Tak naprawdę, wszystko to, co Barnard czuł w trakcie pocałunku i już po nim, było znacznie bardziej skomplikowane i nie sposób było to streścić w kilku krótkich zdaniach.
- Przykro mi, nie chciałem doprowadzić Cię do takiego miejsca w życiu. - powiedział i gdyby nie siedzieli w restauracji, to przytuliłby kobietę pocieszająco, ale skoro siedzieli przy stoliku, to po prostu uścisnął jej dłoń. Siłą rzeczy czuł się winien tego niesamowitego cierpienia, jakim musi być dla kobiety utrata ciąży. To jedna z tych rzeczy, która nie staje się łatwiejsza z każdym niepowodzeniem, w tym przypadku jest wręcz odwrotnie.
- Wróciłaś do domu rodzinnego? - zapytał. Może matczyne wsparcie byłoby teraz dla Melis dobre, ale z drugiej strony Melis mogła nie chcieć obarczać rodziców swoimi problemami.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Za dużo się stało. Z jednej strony wspierała go po śmierci żony, a z drugiej coś się między nimi działo. Bo choć Aaron nie był gotowy na związek, na związek z nią czy cokolwiek innego, to musiał przyznać, że była między nimi chemia. Melis czuła, że między nimi iskrzy, a pocałunek w Sylwestra tylko to potwierdził. Był magiczny, nawet jeśli miał pozostać wyłącznie przeszłością. – Rozumiem. Chyba jestem teraz w tym samym miejscu – wzruszyła ramionami. Aaron nie umarł, ale był dla niej równie mocno nieosiągalny jak Julia dla niego. I to chyba też w jakiś sposób odcisnęło na niej piętno. Pomijając fakt, że sama postanowiła nie pakować się już w żadne związki, bo zwyczajnie nie potrafiła w nich istnieć.
- Wiem, dlatego nic nie mówiłam – odpowiedziała. Rozumiała to wszystko. Każde jego słowo było dokładnie tym, co siedziało jej w głowie ponad rok temu. Tym, czym tłumaczyła sobie, że nie powinna wyznawać mu swoich uczuć. Zbyt wiele stało im na drodze i zwyczajnie nie mieli żadnych szans. Musiała się z tym pogodzić, a skoro nie potrafiła, to musiała skorzystać z innego rozwiązania.
- Nie opowiedziałam ci tego, żebyś czuł się winny, dobrze? Po prostu chciałam wyjaśnić swoją nieobecność, a zawsze byłeś mi na tyle bliski, że nie chciałabym cię okłamywać – powiedziała. To nie on doprowadził ją do tego miejsca w życiu i koniec kropka. – To były moje wybory. Mogłam po prostu odpuścić albo znaleźć sobie inny sposób na zapomnienie, to ja zdecydowałam i ja poniosłam konsekwencje – wzruszyła ramionami. To było trudne, a ona nie wróciła tutaj z zamiarem użalania się nad sobą czy leczenia ran. Nie, przyjechała tutaj uleczona. Inaczej nie dałaby rady stanąć w Lorne Bay. Doceniła jego gest, który przywołał również ciepłe wspomnienia. I w końcu uśmiechnęła się tak normalnie, jakby nie opowiedziała mu swojej trudnej historii. – Już jest dobrze. Dlatego tu jestem – dodała, żeby dodać mu otuchy. Jemu i sobie. Naprawdę nie chciała, żeby czuł się z jej powodu źle. Może powinna trzymać język za zębami? Tylko Aaron naprawdę był osobą, której ufała, której powierzała swoje sekrety i okłamywanie go byłoby dla niej czymś najgorszym na świecie.
- Nie, sprzedałam dom. Bo nie wiem, czy wiesz, ale zaszalałam, wzięłam kredyt i kupiłam dom w Pearl Lagune, ale kiedy wróciłam, zdałam sobie sprawę, że to nie jest moje miejsce – przyznała. Nie czuła się tam dobrze. Nawet z jakąś poduszką finansową, nigdy nie odnalazłaby się w dzielnicy pełnej bogaczy i przepychu. Nie pasowała tam. Chyba po prostu nie chciała zbyt mocno odstawać od swojego faceta? Melis miała ten problem, że zawsze próbowała dopasować się do kogoś z kim była, zamiast być po prostu sobą. Wyświechtany tekst, ale dopiero teraz Huntington zrozumiała jakie ważne miał znaczenie. – Sprzedaliśmy stadninę, więc kupiłam małe mieszkanie w Opal, spłaciłam kredyt, a resztą dysponuje mama na farmie – były wolne od długów, miały życie na normalnym poziomie, bez żadnych wygórowanych marzeń, a Melis choć mieszkała w Opal krótko, to już teraz czuła się tam zdecydowanie najlepiej. Mieszkanie było przytulne i bardzo w jej stylu. Nie, tamten dom nie był jej miejscem na ziemi.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Gdyby nic się między nimi nie działo, to nie doszłoby do pocałunku. Niby niewinnego, a jednak okoliczności i czas, w którym do niego doszło, sam w sobie niósł jakiś ciężar. Było to obciążenie, którego wówczas Aaron nie był w stanie udźwignąć, więc trochę jak rak, chyłkiem usunął się w cień. Czy było to szczególnie dojrzałe? Może i nie. Ale w postępowaniu Barnarda chodziło o coś innego niż niedojrzałość, on zwyczajnie był niegotowy i wydawało mu się, że każdy byłby w stanie rozumieć jego stan emocjonalny.
- Myślę, że na wszystko musi nadejść odpowiedni czas. Nie tak dawno pomagałem w wolontariacie w szpitalu, a jeszcze pół roku wcześniej nie byłem w stanie dobrowolnie przekroczyć jego progu. - powiedział. Nic na siłę. Poza tym teraz jest tak wielu specjalistów, którzy chętnie wysłuchają i pomogą przepracować problemy i jeśli tylko Melis będzie chciała, to może umówić się na wizytę któregoś z nich, to może jej pomóc rozjaśnić pewne rzeczy w głowie. No a jeśli nie, to Aaron też chętnie wysłucha. Pytanie tylko, czy kobieta będzie chciała zwierzyć mu się ze wszystkiego. Zrozumiałby, gdyby w tych okolicznościach coś się zmieniło, aczkolwiek szkoda byłoby mu tej przyjaźni, którą Huntington zaoferowała mu, gdy był chyba w najgorszym momencie swojego dotychczasowego życia.
- Dobrze, cieszę się i mam nadzieję, że nadal będziesz chciała mnie znać. - uśmiechnął się szczerze. Zgodnie ze słowami Melis, nie zamierzał niepotrzebnie ciągnąć tego tematu, aczkolwiek wątpił też, by tymi kilkoma wymienionymi zdaniami udało im się raz na zawsze wyjaśnić sprawę. Uczucia nie są tak łatwe i logiczne. To nie jest zadanie matematyczne, które ma tylko jedno rozwiązanie. Zresztą te nigdy nie były domeną Aarona, dlatego wybrał taką, a nie inną ścieżkę zawodową.
- No proszę. W ogóle nie miałem o tym pojęcia. - pokiwał głową z uznaniem. Pearl Lagune Aaron obserwował tylko zza szyb swojego błękitnego pick-upa. To musiała być duża inwestycja dla Melis. Domy w tej dzielnicy, to nie są byle jakie chatki z drewna. Z drugiej strony z części z nich biło jakieś takie zimno, więc nie dziwił się, że Melis nie odnalazła się w tamtej okolicy. W końcu miejsce ich dorastania kojarzy się z ciepłem ogniska, miękkim kocem i gęstą zupą warzywną, którą gotowała mama z jarzyn zebranych z własnych grządek. Zupełnie nie ten klimat. I nie chodzi wcale o to, że Melis to dziewczyna ze wsi, po prostu są miejsca na świecie, gdzie czujemy się lepiej niż w innych. - O, to w mojej dzielnicy. - zauważył. Aaron też lubił tę część miasta, wszędzie było blisko, więc kiedy chciał odwiedzić rodziców, to droga nie zajmowała mu zbyt wiele czasu. - Dobrze, że pozbyłyście się problemów finansowych. - skinął głową. Aaron pamiętał jeszcze, że przed rokiem spędzało to sen z powiek kobiety.
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Była otwarta na więcej, ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby na niego w jakiś sposób naciskać, a skoro Aaron chciał się wycofać, wolała zniknąć. Może mogła spróbować jakoś to przetrawić, ale chyba zbyt długo to wszystko trwało i zbyt silne stały się jej uczucia, by mogła tak po prostu je zagłuszyć. Dlatego, oprócz próby zrozumienia Barnarda, musiała również podjąć próbę ratowania siebie. To, że ta w ostatecznym rozrachunku się nie powiodła nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, że spróbowała.
- Mówisz poważnie? – spojrzała na niego z niedowierzaniem. Była absolutnie zachwycona tym, co właśnie jej powiedział. – Cieszę się, ze ruszyłeś naprzód – powiedziała całkowicie szczerze. Bo przecież ruszenie naprzód po śmierci kogoś bliskiego to nie tylko randki, związki i otwieranie się wyłącznie w sferze matrymonialnej. To również walka z innym strachem, który w nim siedział i Melis podobało się to, że Aaron pokonywał swój. Szkoda, że przez swój egoizm nie mogła na to patrzeć i wspierać go w tym wszystkim, ale słysząc jego kolejne słowa, zdała sobie sprawę, że jeszcze nie skreślił jej ze swojego życia, a to oznaczało, że będzie mogła oglądać jego przemianę jeszcze wiele razy. – Będę. Żałuję, że tak się to wszystko potoczyło i spróbuję to naprawić. Przepraszam, że tak zniknęłam. – Te słowa powinny wypłynąć z jej ust jako pierwsze i Melis zdawała sobie z tego sprawę. Aaron nie był niczemu winien i Melis będzie bronić tej tezy zawsze. To ona źle układała swoje życie, ale nadszedł w końcu czas, by zrobić coś innego niż użalanie się nad sobą. Dlatego zdecydowała, że zmienią temat. – Prosiłam mamę, żeby o mnie nie opowiadała. I to nie tylko tobie, po prostu było mi wstyd, że tak bardzo próbowałam stać się kimś, kim wcale nie byłam – przyznała szczerze. Chciała stać się częścią czegoś, co zupełnie do niej nie pasowało, dlatego dobrze, że wróciła na stare tory. To na pewno pomoże jej dojść do siebie. – Tak, jesteśmy sąsiadami – uśmiechnęła się. – Możesz wpadać do mnie na sąsiedzkie pogawędki – zażartowała. Tęskniła za tym. Za rozmowami z nim, za śmiechem, ale również za tym jak ją wspierał, pocieszał i dawał nadzieję. Bo to uczucie naprawdę dawało jej nadzieję, mimo że było nieodwzajemnione. – Co prawda, kosztem stadniny, ale od kiedy tata zachorował, stała się dla nas ciężarem, co chyba wszystkim było trudno przyznać – odpowiedziała. Dlatego, choć było jej smutno, że straciła swoich zwierzęcych przyjaciół, to wiedziała, że są w dobrych rękach, że mama czuła się lepiej ze świadomością, że nosi lżejszy krzyż na swoich plecach. Choroba taty odcisnęła na niej piętno, Melis nie chciała, żeby ona, jej problemy, stadnina i cała reszta ich dokładała. Tak było lepiej.
ODPOWIEDZ