wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron absolutnie nie miał żalu do Melis o to, że wyjechała i zdecydowała się pokierować swoim życiem wedle tego, co w danym momencie wydawało się być dla niej najlepsze. Mogło mu być przykro, że wyjechała bez słowa, ale dużo bardziej przykro musiało być jej, gdy mężczyzna nie mógł zaoferować kobiecie tego, czego tak naprawdę by chciała.
Zresztą Huntington przez lata wiele siebie poświęciła dla bliskich, a nie można tak w nieskończoność, bo w końcu zatraci się siebie. Tak więc mimo wszystkich tych przykrych momentów, które mogły spotkać szatynkę po drodze, mogła też w końcu rozwijać swoją pasję. Żyć, wykonując to, co tak naprawdę najbardziej kocha. O tych wszystkich sesjach Barnard jeszcze bardzo chętnie porozmawia. Chciałby zresztą też zobaczyć efekt prac Melis i jej podróży do różnych zakątków świata. Gdzie codzienne problemy mieszkańców tak bardzo odbiegają od problemów ludzi z tej części świata.
- Właściwie nie zrobiłem nic wielkiego. W szpitalu prowadzono kiermasz na rzecz dzieci onkologicznych, pomogłem dowieść przedmioty na sprzedaż i potem trochę w logistyce całego przedsięwzięcia. - wyjaśnił. To nie jest też tak, że nagle pełen entuzjazmu czytał książeczki małym pacjentom, co niewątpliwie byłoby cennym doświadczeniem dla obu stron, jednak w tamtym momencie Aaron nie był gotów na tak wielki krok. Zresztą metoda małych kroczków sprawdzała się u niego dużo lepiej i może za jakiś czas sam zaproponuje znajomej związanej ze szpitalem, właśnie taką formę pomocy.
- Przestań. Nie jesteś mi winna żadnych przeprosin. - machnął ręką. Sądził — nie wiedział, czy za jakiś czas będzie takiego samego zdania — że lepiej będzie, jak żadne z nich nie będzie miało poczucia winy w kwestii swojej relacji. To pozwoli im iść naprzód, dlatego Aaron chętnie przystał na zmianę tematu.
- Jesteśmy tylko ludźmi. Każdy z nas ma prawo popełniać błędy. A Twoja mama wypełniła prośbę. - skinął głową. To musiało świadczyć o sile wartości rodzinnych u Huntingtonów. Aaron chciał wierzyć, że w jego przypadku byłoby podobnie, choć jeśli chodzi o ojca, to już prędzej uwierzyłby, że nie mówiłby o problemach syna ze względu na to, że byłoby to dla niego komfortowe, a nie mając na uwadze moc rodzinnej więzi. - Po cukier i sól też? - zapytał, wdzięczny za odciągnięcie swoich myśli od niezbyt optymistycznych spraw.
- Teraz będzie wam już łatwiej. - powiedział pocieszająco. Miał szczerą nadzieję, że nad rodzinę Melis nie nadciągną już w najbliższym czasie żadne czarne chmury. Już dosyć tych chudych lat, teraz pora na czas sukcesów. A jak nie sukcesów, to chociaż spokoju i stabilizacji.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
To prawda, że ostatnio mocno skupiała się na tym, by to innym było lżej. I nie chodziło tylko o Aarona, choć przez długi czas był on dla niej priorytetem. Stadnina też była ważna i Melis niejednokrotnie to udowodniła, walcząc o nią zaciekle, ale pewnym momencie poczuła, że jeśli nie postawi teraz na siebie, to będzie za późno, bo nie zrobi tego nigdy. Ciąża odrobinę ją do tego zmusiła, choć na początku Melis w ogóle sobie tego nie odpuszczała. Ostatecznie jednak podjęła decyzję, że nie może tak w nieskończoność. Rozmowa z mamą wydawała jej się trudna, ale kobieta doceniała wysiłek, który Melis wkładała w reanimację stadniny i też była zdania, że już dość. Już wystarczy i to nie jest porażka żadnej z nich. Życie wystarczająco nauczyło kobiety Huntington, że czasami trzeba odpuścić i Melis choć z pewnym trudem, nauczyła się to robić. Kwestiom z góry skazanym na porażkę mówiła stop. Tak było w przypadku jej relacji z Hunterem. A teraz było wręcz przeciwnie. Relacja z Aaronem była czymś, o co warto było walczyć. Chciała tego.
- Wiesz, że to też solidna praca? Wszystko, co pochodzi stąd – wskazała na swoje serducho – a nie z jakiejś chęci udowodnienia czegoś, jest warte pochwały – powiedziała. Starał się i to tak naprawdę było najważniejsze. Nie robił niczego na pokaz, by mieć z tego jakąś niezbyt pochlebną korzyść. Aaron taki nie był i Melis oddałaby za to swoją rękę, a to, że starał się, walczył było godne podziwu. Dlatego Melis nie przestawała się uśmiechać i jej wyraz twarzy wyrażał trochę wzruszenie, dumę? Coś pomieszanego.
Skinęła głową, ostatecznie decydując, że nie będzie już do tego wracać. Nigdy. Nie wiedziała jak wygląda kwestia jej uczuć do niego, bo zamknęła te myśli w najodleglejszym zakątku swojego umysłu i nie chciała już do tego wracać.
- Właśnie za to ją kocham. Jest najbardziej godną zaufania osobą na świecie, moją przyjaciółką i nawet jeśli uważa, że popełniam błąd, to nie wali tym we mnie jak z karabinu, tylko daje mi wskazówki, bym sama do tego doszła – powiedziała z uśmiechem. Kobieta była najlepszą matką na świecie i Melis była najszczęśliwsza, że ma taką osobę w swoim otoczeniu. – Jasne. A jak będziesz miłym i użytecznym sąsiadem, to będę przynosiła ci jedzenie – wyszczerzyła się, płynnie przechodząc do swojego ukochanego tematu. Jedzenie było czymś najwspanialszym na świecie, czego nigdy nie mogłaby zdradzić. – Tak. Jest… hm… chyba jest tak jak zawsze tego chciałam. Fotografuję, mam własny kąt, mam bliskich, mam znów ciebie, mogę tak powiedzieć? – zapytała, bo nie wiedziała, czy ich relacja wraca już na stare tory. Stare-nowe, bo Melis musiała o pewnych rzeczach zapomnieć na zawsze.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Jeśli jest coś, czego Aaron mógłby innym zazdrościć, to właśnie tego bezgranicznego zrozumienia w relacji dziecka i rodzica, nawet jeśli to dziecko jest już od dawna dorosłe i podjęło już nie jedną samodzielną decyzję w życiu. Barnard jednak nigdy tak do końca tego nie doświadczył, szczególnie w relacji z ojcem, co do którego nie ma pewności czy zrozumiał drogę obraną przez własne dziecko, nie mówiąc już o jej akceptacji. Tego drugiego szatyn już nie oczekiwał, zdawał sobie sprawę, że zawiódł oczekiwania rodziciela, dla którego ziemia i rola były czymś absolutnie najważniejszym. Nie mógł go za to obwiniać, bo przecież tak został wychowany i takie wartości zostały mu wpojone. W każdym razie cieszył się wspólnie z Melis, że nie musiała przechodzić tylu trudnych rozmów, co on sam, bo w okolicznościach utraconej ciąży byłoby to tym bardziej niewskazane. No i jest jeszcze jedno, mama Melis też zasługiwała już na odpoczynek, a nie ciągle piętrzące się zmartwienia, bo tu trzeba dach wyremontować, a tam silne deszcze spowodowały, że woda podeszła pod pastwiska.
- Może masz rację. Trudno było moim studentom znaleźć kierowcę. - stwierdził. Aaron zaproponował swoją pomoc bez opowiadania przy tym swojej całej trudnej historii. Zresztą byłoby nie na miejscu, mówić, o tym studentom, nawet jeśli niektórzy bardziej zainteresowani mogli usłyszeć plotki na temat jego trudnej przeszłości. Właściwie Melis jako pierwsza dowiedziała się teraz, że był to dla mężczyzny duży krok. Przed nią było mu dużo łatwiej to przyznać, w końcu i tak wiedziała już bardzo dużo, praktycznie wszystko.
- Pozdrów ją ode mnie. - powiedział z uśmiechem. Tym razem to on był trochę rozczulony słowami, jakie Huntington wypowiadała o swojej mamie. Cieszył się i zazdrościł im tego w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- To kiedy robisz parapetówkę? Urządziłaś się już czy mieszkasz jeszcze na pudłach? - zapytał. Był właściwie bardziej ciekaw, czy Melis zorganizowała już swoją nową przestrzeń do mieszkania, niż chciał wprosić się na imprezę. Chociaż na tych w sumie nie bywał od dawna — nie wspominając już o tym, jak marny ma ogólny przebieg w temacie imprez — i taka domówka mogłaby być dobrym startem. A jeśli kobieta nie ma tego w planach, to po prostu przyjdzie do niej kiedyś z butelką wina i w ten sposób bez szaleństw rozpoczną nowy rozdział w życiu szatynki.
- Pewnie, chętnie wrócę do naszych rozmów. - skinął głową. Teraz już te rozmowy powinny być dużo lżejszego kalibru, pewnie coraz więcej będą się śmiali, niż płakali. Bo w końcu muszą nadejść lepsze dni. Aaron jest już na pewno w lepszej formie.
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Dom rodzinny Melis był bardzo bezpiecznym dla niej miejscem i zawsze lubiła tam wracać. Zawsze miała dobre relacje z rodzicami, a kiedy jej tata zachorował, tym bardziej zbliżyła się do mamy, bo Melis była zawsze, żeby jej pomóc. Jednak, gdyby nie miała takiego wsparcia, nie próbowałaby spełnić wszystkich oczekiwań rodziców, bo nie urodziła się po to, żeby żyć cudzym życiem. Na pewno byłoby jej trudno, bo czuła przemożną potrzebę bycia lubianą i akceptowaną, ale chyba nie potrafiłaby w nieskończoność próbować kogoś zadowalać. Podziwiała Aarona, że tak wytrwale szedł swoją ścieżką i nie zmieniał swoich planów pod wpływem czyjegoś niezadowolenia. Tym bardziej, że osobą, która nie pochwalała jego wyborów był mu ktoś najbliższy – ojciec. Jednak przeprowadzili już na ten temat wiele rozmów, Melis pamiętała, że starała się dać swojemu przyjacielowi dużo wsparcia w tej kwestii, bo dało się zauważyć jak wiele go to kosztuje.
- Muszą cię strasznie lubić – uśmiechnęła się ponownie. Przyjemnie było tutaj siedzieć i rozmawiać na takie tematy, bo choć były częściowo trudne, to ostatecznie bardzo pokrzepiające. Widziała w nim jakieś zmiany. Może nie drastyczne, ale wyglądał zdecydowanie lepiej. Teraz żałowała, że tak łatwo odpuściła i nie dane było jej zobaczyć jak ta metamorfoza się dokonuje. – Jasne, na pewno pozdrowię. I chyba już teraz w jej imieniu mogę cię zaprosić na ciasto – odpowiedziała, bo doskonale znała swoją mamę i wiedziała, co powie. Dlaczego jeszcze się tutaj nie zjawił? Dlaczego jej nie odwiedził, tylko pozdrawia ją przez córkę? Mama Melis naprawdę polubiła Aarona i kiedy poznała prawdę o uczuciach swojej córki do mężczyzny chyba odrobinę się cieszyła, choć łatwiej było jej dostrzec, że nic z tego.
- Chyba nigdy. Ostatnio dużo czerpię z… ciszy? – nie wiedziała jak to nazwać. Ze spokoju? Zdecydowanie daleko było jej do imprezowiczki, którą kiedyś była. – W większości urządziłam. Nie miałam zbyt wielu rzeczy – przyznała. Z farmy do dużego domu przeniosła się właściwie z kilkoma drobiazgami z jej pokoju. Nie miała zbyt wielu ubrań, jedyne, czym mogła się pochwalić to kolekcja książek, o którą w nowym mieszkaniu zadbała w pierwszej kolejności. – I musimy znów wybrać się w góry, zwłaszcza, że zapowiada się piękna wiosna – powiedziała, planując trochę ich przyszłość. Robiła to zdecydowanie śmielej, ale podobała jej się perspektywa spotkań z Aaronem.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron starał się już nie myśleć o nieporozumieniach z ojcem tak często. Teraz wracało to właściwie tylko podczas świąt, które mama mimo wszystko stara się zorganizować w ciepłej i rodzinnej atmosferze. Dlatego on nie poruszał tego tematu, wtedy po prostu więcej sobie rozmyślał na ten temat. Wnioski były za każdym razem podobne, on nigdy nie postawiłby dziecku takiego ultimatum, jakie on usłyszał.
- Nie wszyscy. Niektórzy uparcie omijają moje zajęcia. - rzucił żartobliwie. Każdy z nas zna ten typ studenta, który unika zajęć na wszystkie możliwe sposoby. Aaron pamiętał jeszcze czasy, gdy siedział po drugiej stronie biurka i w pewnym sensie rozumiał młodych ludzi, którzy wolą zgłębiać inne aspekty studenckiego życia. Nie mógł jednak za bardzo okazywać tego zrozumienia, bo wszyscy weszliby mu na głowę, dlatego takie spostrzeżenia zostawiał dla znajomych niezwiązanych ze środowiskiem akademickim. Ci mieli dystans i we właściwy sposób odbierali żarty Barnarda. - Jednak paru z tych dzieciaków zapowiada się na naprawdę fajnych ludzi. - przyznał też. W każdym roku poznaje studentów, których pasją jest literatura i mogliby o niej rozmawiać godzinami, są też Ci ludzie, którzy mają już ściśle określoną ścieżkę i studia są tylko jednym z etapów na niej. Jeśli chodzi o tych drugich, to Aaron próbuje w nich wskrzesić pasję, która gdzieś tam po drodze przestała mieć znaczenie. Czasem się udaje, a innym razem nie. Nie obwinia się jednak, jeśli kończy się na wpisaniu piątki do indeksu, po egzaminie, który przebiegł idealnie według schematu, że nie zdołał wyciągnąć niczego ponad z tych ludzi. Nie taka jest zresztą rola wykładowcy akademickiego. Na tym etapie już wszyscy są dorośli i każdy decyduje sam o sobie, biorąc za to pełną odpowiedzialność.
- Placka z owocami w wykonaniu Twojej mamy nigdy nie odmówię. - zaśmiał się, odrywając tym samym swoje myśli od analizowania swojej kariery zawodowej.
Ciekawe czy powiedziałby to samo, gdyby wiedział, że Melis opowiedziała swojej mamie o uczuciach, które żywi do szatyna. Nie uważał, że miał się czego wstydzić, koniec końców nie odrzucił uczuć Huntington z premedytacją. Wówczas bardziej chodziło o jego formę psychiczną, a dlaczego ta była w taki kiepskim stanie, to obie kobiety, jak i pół miasteczka musiało zdawać sobie sprawę.
- Rozumiem. Nic na siłę. - skinął głową. Nikt tak dobrze jak Aaron, nie przetestował w praktyce tych kilku słów. Przez co mógł powiedzieć, że nie ma żadnych minusów w takim podejściu. Na końcu powinniśmy być najlepsi najpierw dla samych siebie, a dopiero potem myśleć o ewentualnych potrzebach innych. Tak więc, jeśli Melis dobrze się odnajduje w spokoju, to niech nic jej go nie burzy. - To gdzie dokładnie mogę wpaść po cukier? - dopytał jeszcze i sięgnął po zamówienie, które kelnerka w międzyczasie zdążyła im dostarczyć.
- Jeśli tylko będziesz miała ochotę spędzać ze mną czas, to możemy wybrać się na wyprawę. Tylko teraz już nie będzie taryfy ulgowej. - zażartował. Bo Melis ostatnim razem wcale nie była w takiej złej formie. Inna sprawa, że Aaron nie był wówczas w najlepszej. Od tamtego czasu wrócił do bardziej regularnego uprawiania sportów i wycieczki górskie wciąż pozostawały jego pasją.
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Czasami upór niektórych ludzi był zaskakujący. A zwłaszcza tych najbliższych. To nie było aż takie nieporozumienie, które powinno przekreślić relację ojca i syna na całe życie, a jednak właśnie takie było. Ludzie nie zdawali sobie sprawy jak kruche i ulotne były ludzkie chwile, jak łatwo było je stracić. Śmierć przychodziła szybko i znienacka. Choroba również i czasami nie ma czasu na przeprosiny, dlatego marnowanie życia na jakieś niesnaski, które były zwyczajnie głupie było bezsensowne. Melis znała już jednak te historie na tyle dokładnie, by wiedzieć, że tata Aarona niestety nie myślał o tym w ten sposób i skupiał się wyłącznie na tym, czego on chciał, nie licząc się z uczuciami syna. To było tak smutne, przykre i nie do zaakceptowania, że Melis było naprawdę trudno wracać do tego myślami, ale kiedy już to robiła, jeszcze bardziej zdawała sobie sprawę, że jest wdzięczna swoim rodzicom za to, jacy dla niej byli. Na oboje zawsze mogła liczyć z całą mocą, darzyła ich pełnym zaufaniem, mimo że nie zawsze stosowała się do ich rad. Nie zawsze z chęcią spełniała ich prośby i pewnie czasami po cichu była im wdzięczna albo przyznawała im rację. – To normalne – wzruszyła ramionami. Miewała koleżanki, które poświęcały wiele chwil na naukę, by dostać się na ten wymarzony kierunek, a później orientowały się, że to nie to. Ludzie robili to również w trakcie studiów, ale nie potrafili postawić na siebie, próbowali spełnić oczekiwania rodziców albo po prostu byli wybitnymi leniami. Melis też była trochę leniwa, nie decydując się na studia, ale gdyby miała jasno i klarownie stwierdzić czy tego żałuje, to nie odpowiedziałaby ani tak, ani nie. – Mówisz tak, jakbyś był siedemdziesięcioletnim profesorem – zażartowała. Aaron był jeszcze młody i śmiało mógł się jeszcze utożsamiać z tymi ludźmi, choć pewnie niektórych wielokrotnie przewyższał doświadczeniem.
- Kiedy w ogóle jej powiem, że się widzieliśmy, będzie naprawdę szczęśliwa – powiedziała. Pominąwszy fakt, że doskonale zdawała sobie sprawę z uczuć córki i chyba przez długi czas wierzyła równie mocno, co Melis, że wszystko się jeszcze ułoży, to przecież lubiła Aarona jako człowieka. To on pomagał kobietom przy pracach na farmie, kiedy tak naprawdę nie było nikogo, kto mógłby to zrobić. Bardzo je wspierał, nie tylko słowem. – 36A – odpowiedziała po chwili namysłu, bo nadal nie potrafiła zapamiętać swojego nowego adresu. Zbyt często go ostatnio zmieniała. – Jasne, że będę miała. Chyba to ustaliliśmy, prawda? – miała ochotę dać mu kuksańca w bok, ale siedział za daleko.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Z biegiem lat Aaron coraz bardziej rozumiał, dlaczego jego ojciec piętnaście lat temu zaczął zachowywać się tak, a nie inaczej w stosunku do swojego syna. Może nie dotarł jeszcze do tego momentu, w którym powiedziałby "tak tako, masz pełne prawo do posiadania własnego zdania i wyrażania go na głos", ale wiedział, że to wszystko wynika z wychowania i wartości, które przekazali mu jego właśni rodzice. W rodzinie Barnardów od pokoleń ojcowizna miała bardzo duże znaczenie, nie chodziło o coś tak metafizycznego, jak w przypadku rdzennych mieszkańców. Nie, tutaj znaczenie miała po prostu żyzna gleba, dzięki której rodzina nie musiała martwić się o jedzenie. Tego mężczyzna nie mógł krytykować, tym bardziej że jego przodkowie nie należeli do najbogatszych, na dzisiejsze nawet nie zostaliby przypisani do klasy średniej.
Wracając do relacji Aarona z ojcem, to choć wciąż można było określić je mianem chłodnych, to gdyby ojciec nagle zachorował, wówczas ten wyciągnąłby dłoń, nawet jeśli wcześniej nie tak do końca on ją odrzucił. Choć w tej kwestii Barnard senior też może mieć odmienne zdanie i odmowę przejęcia ziemi, gdy ten przestanie być w stanie się nią zajmować, potraktował jak swoiste odrzucenie tradycji trwającej kilka pokoleń. Być może gdyby Aaron wybrał dla siebie bardziej przyziemny zawód, jak na przykład mechanik albo kierowca zawodowy, to jego ojcu łatwiej byłoby przełknąć tę gorzką pigułkę i czasy niezręcznej ciszy już dawno mieliby za sobą.
Bardzo zawiłe były relacje rodzinne, nawet w tak prostej rodzinie, która nie ma żadnego wielkiego majątku, o który można byłoby się bić. Na szczęście Pani Barnard potrafiła załagodzić sytuację i Aaron naprawdę miał w niej sprzymierzeńca. Nawet jeśli nie zawsze chciał jej mówić o wszystkich swoich bolączkach, to ona niezmienne oferowała swoją pomoc. To było bardzo miłe i mężczyzna był za to wszystko niezmiernie wdzięczny. Powinien chyba mamie podziękować. Z tą myślą zakończyli temat rodziców, by Aaron mógł w końcu przepytać Melis o jej podróże z ostatnich miesięcy i porozmawiać też nieco o jej nowym mieszkaniu oraz o wstępnych planach na wycieczkę w góry. W Australii niedługo będzie lato, a w tej części kraju już zrobiło się bardzo ciepło, momentami wręcz upalnie, więc jeśli chcą uniknąć takich skrajnie wysokich temperatur i też zwiększonego ryzyka wystąpienia pożarów na terenach leśnych, to powinni wyjechać albo w ciągu kilku tygodni, albo dopiero na jesień.
Na rozmowie minęło im całe popołudnie i zdążyli się umówić, że następne ich spotkanie, to będzie to, podczas którego on odwiedza Melis w domu, a potem niestety trzeba było wrócić do obowiązków. W przypadku mężczyzny oznaczało to wizytę na uczelni. END.
ODPOWIEDZ