Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie znała wszystkich szczegółów związanych z rodziną Margo. Nigdy nie wspominała, że Amelia nie jest oficjalnie jej. Prawo bywało skomplikowane pod tym względem; co kraj, to inne procedury, szczególnie kiedy rozchodziło się o dwóch rodziców tej samej płci. Bev i Jen znalazły rozwiązanie idealne, akceptowane przez rząd australijski, uznający jako matkę zarówno osobę rodzącą, jak i tę, będącą jednocześnie żoną i „dawcą” przy procedurze in vitro. W Europie sprawa mogła wyglądać zupełnie inaczej, przy czym sposób pozyskania dziecka Tessy i Margo wyraźnie różnił się od tego, wybranego przez Strand i małżonkę. Czasami nawet pojedyncza decyzja potrafiła kompletnie zmienić postrzeganie jednej, albo drugiej strony małżeństwa, w świetle prawa.
Widząc, jak szybko i sprawnie Bertinelli pochłonęła cydr, zdecydowała się na to samo. Zamierzała wykazać się dużym wsparciem, nawet jeśli chodziło o równe dotrzymywanie kroku w pochłanianiu alkoholu.
- Ale wychowywałyście ją razem. Nie ma żadnego kruczka, który mógłby to naświetlić? - czuła, że być może mama odnalazłaby jakieś powiązanie z precedensami z przeszłości. Sęk w tym, że obie dawno ze sobą nie rozmawiały, co niedługo nagle ulegnie zmianie. W końcu Bev będzie musiała przyznać przed rodzicami, że mieli rację co do wspaniałej Jennifer. Szkoda tylko, że musieli utrzymywać tak zdystansowane podejście, licząc na szybkie pójście po rozum do głowy.
Życie okrutnie weryfikowało niektóre związki. Zarówno Bev, jak i Margo przekonały się o tym na własnej skórze, w mało przyjemny sposób. Po takich przeżyciach niejedna osoba kompletnie zamknęłaby się na związki, przynajmniej na kilka lat w przód.
Pukanie do drzwi oderwało ją od spokojnego spoglądania na panią doktor. Podjęła dobrą decyzję, przyjeżdżając tutaj. Może i nie sypały żartami, ani zabawnymi anegdotkami, ale za to wspólnie przechodziły przez nieprzyjemne doświadczenia, wdzięczne za towarzystwo.
Kiwnęła głową, decydując się na odebranie zamówionych pyszności. Jak się po chwili okazało, natrafiła na małą przeszkodę w formie Włoszki odskakującej od drzwi łazienki, w bardzo niecodzienny sposób. Z nie większym zaskoczeniem spojrzała na Margo, domagając się tym samym wyjaśnień. Co to był w ogóle za dźwięk?
- Nie wierzę - pokręciła głową z udawaną dezaprobatą. - Masz szczęście, że pająki nie chodzą do chirurgów urazowych, a mając na uwadze ich liczne odnóża… mogłyby.
Musiała trochę podkręcić tę sytuację, co skwitowała zadowolonym, rozbawionym uśmiechem. W wolnej chwili powinny porozmawiać o dopuszczalnej, tolerowanej wielkości pająków, zdaniem pani doktor. Nawet malutki korsarz był w stanie doprowadzić ją do histerii? Dobrze, że nie mieszkała w bardziej zalesionych terenach przy Lorne Bay… mogłaby zejść na miejscu, widząc pierwszego lepszego drapieżnika o włochatych odnóżach (i nie byłby to zagubiony w okolicy tubylec).
Z ogromnym zainteresowaniem obserwowała, jak Margo wycofuje się pod drzwi wejściowe, porzucając pomysł skorzystania z łazienki. No cóż, najważniejsze, że miała pod ręką wprawioną w boju leśniczkę, tolerującą zdecydowaną większość tutejszej fauny.
- Chodź kolego, idziemy na spacer - zarządziła, zupełnie jakby pająk mógł zareagować na jej propozycję, niczym rozradowany Labrador. Szybko się jednak poprawiła, bo być może kolega był koleżanką. Samice bywały większe od samców, a to tylko utwierdzało w przekonaniu, że kobiet należy się bać (szczególnie tych złych, albo rzucających kubkami w razie zagrożenia).
Korzystając z momentu przejmowania przez Włoszkę zamówionych dań, ewakuowała niespodziewanego gościa przez okno, uprzednio zawijając go delikatnie w papier toaletowy. Na szczęście pająk nie okazał się zabójczym sprinterem, dzięki czemu bezpiecznie znalazł się poza pokojem. Oby tylko nie polubił umywalki na tyle, aby regularnie ją odwiedzać.
Z apetytem wsunęła zarówno gofra, jak i jajecznicę, zapijając wszystko słodzonym cappuccino. Został jeszcze ostatni gryz, którym delektowała się, zanim Margo wróci z łazienki i znów nawiąże do tematu Jen. Sam fakt zdjęcia obrączki mówił sam za siebie - jak bardzo zła była. Czemu miałaby nosić pamiątkę po przysiędze, złożonej względem kłamcy?
- Powiedziała, że chce aby pojechała na widzenie i zabrała ze sobą Olivera - zaczęła, widząc jak Margo zajmuje miejsce na materacu. - Przewieźli ją do Brisbane.
Do jej miasta rodzinnego, wręcz cudownie.
Westchnęła i dopiła resztę kawy, decydując się na dołączenie do Margo. Musiała trochę wyprostować nogi, zanim powie coś więcej na temat wyrodnej żony.
Głowę położyła na poduszce i wbiła wzrok w sufit, powoli wypuszczając powietrze z płuc.
- Będą próbowali znaleźć coś na mnie - dodała, znając procedurę służb wewnętrznych. - Jeśli Jen nie zastawiła na mnie sideł, będę czysta.
Istniało podejrzenie o pociągnięciu Bev na dno, przy czym byłaby to zagrywka najgorsza z możliwych. Kto w takim wypadku przejąłby opiekę nad Oliverem? Dziadkowie nigdy nie widzieli go na oczy, a dorastanie w rodzinie zastępczej byłoby koszmarem. Dopóki miała szanse na czystą obronę zamierzała z tego korzystać, łącznie z nawiązaniem kontaktu z dawnymi współpracownikami z agencji. Jeśli ktokolwiek miał na nią haki, zdąży się o tym dowiedzieć i przygotować.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Czuła się zmęczona. To emocje tak bardzo wykańczały człowieka, o czym doskonale wiedziała. Pamiętała jak marnie się czuła w trakcie rozwodu i pomimo odczuwalnej złości na żonę była też okropnie otumaniona, jakby przez ten czas ćpała silne leki uspokajające (poza chwilami, gdy kłóciła się z Tessą). Tak, emocje miały ogromny wpływ na organizm i to one sprawiały, że miała ochotę zawinąć się w kulkę na łóżku. Tylko, że przy Beverly nie chciała tego robić. Położyła się, bo leżakowanie po jedzeniu było przyjemne i to właśnie ów myślą się kierowała. Dopiero kiedy Strand do niej dołączyła przypomniała sobie, że przecież miała nie zmieniać miejsca. Miała siedzieć na fotelu, żeby nie prowokować żadnej sytuacji wykraczającą poza koleżeństwo, nawet jeśli ciało domagało się bliskości drugiego człowieka. Nie tej intymnej, zaborczej i pożądliwej (bo akurat teraz nie miała tego w głowie) a najzwyklejszej formy ciepła, dzięki której nie czułaby się sama i przede wszystkim byłaby bezpieczna. Właśnie tego potrzebowała. Poczucia bezpieczeństwa, które dwa dni temu jej odebrano.
- Ke? Czemu? – Aż uniosła się na przedramię z przerażeniem patrząc na kobietę. Niby po małżeństwie z prawniczką powinna znać procedury, ale ona chłodno analizowała tylko kwestie medyczne a nie prawne. Co nieco wiedziała na temat tego drugiego, ale rozmawiając o tym zachowywała się po prostu jak człowiek a nie wypruta z emocji prawnicza maszyna. – Chyba by ci tego nie zrobiła? – Pytanie padło z jej usta zanim zdążyła je przeanalizować. Ciężko opadła z powrotem na poduszkę i na moment zamknęła powieki, bo zrobiło jej się głupio. – Scusa. – Bo to było głupie pytanie. Skoro Jen oszukiwała Beverly prawie na każdym poziomie to czemu nie miałaby jej wciągnąć w sobie machlojki?
Znów otworzyła oczy przestając się kryć przed własną głupotą i nieco głębiej wbiła głowę w poduszkę.
- Chciałabyś tam jechać? Na widzenie. – Nie obchodziło ją czego chciała Jen. Liczyło się tylko, z czym komfortowo będzie się czuć Strand, chociaż nawet teraz nie mogła powiedzieć, że było jej wygodnie z tą całą sytuacją. Znalazła się w cholernie trudnym położeniu i Margo bardzo starała się wczuć w jej sytuacje.
Znów poprawiła głowę na poduszce i przesunęła się nieco wyżej, żeby lepiej widzieć twarz Beverly. Ostrożnie stąpała wokół tematu przestępczej małżonki wiedząc także, że zapytana Strand chętniej odpowiadała niż gdyby sama z siebie miała wszystko opowiedzieć.
- Czy ona.. czy powiedziała, czemu to robiła? Czemu udawała kogoś innego? Czemu przedstawiła ci ludzi, którzy nie byli jej rodziną? Czemu nie mogła powiedzieć ci prawdy? – To było dużo pytań, ale Margo starała się zrozumieć sytuację, bo przecież kobiety się kochały. Zauważyła to podczas kolacji w domu Strand. Uczuć nie dało się udawać chyba, że Jen była świetną aktorką. Jednak Bertinelli zakładała, że było w tym miłość, więc czemu po paru latach bycia razem i mając dziecko.. głupie pytanie. Po wielu latach z Tessą też trafiła na kamień. Nie tak skrajny i okropny, bo nie uważała aby żona ją oszukiwała, ale jednak. Ostatecznie Tessa okazała się Platessą, okropną flądrą, która już nie dbała o kogoś, z kim przecież się rozwodziła. Sama to zresztą powiedziała – Już nie jesteśmy razem, więc nie muszę o ciebie dbać.
- Czemu zrobiła to tobie? – To było najważniejsze pytanie. Czemu akurat Beverly? Czy zakochała się w niej, a potem nie wiedziała jak wyznać okrutną prawdę? A może od początku planowała owinąć sobie wokół palca Strand, a potem.. wracamy do początku, czyli się zakochała i bała się powiedzieć, kim naprawdę była? A może było w tym coś bardziej dwulicowego i wszystko to kłamstwo? W to ostatnie Margo nie chciała wierzyć, bo nigdy nie życzyłaby tego kobiecie, obok której teraz leżała.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie odpowiedziała od razu, zamiast tego przymykając oczy. Ostatnio non stop była na nogach. Nic dziwnego, że po wejściu na materac poczuła przyjemne odprężenie, któremu chętnie oddałaby się na dłużej. Wychowywanie dziecka w pojedynkę to spory wysiłek, szczególnie gdy dziecko było małe i nieporadne. Podziwiała wszystkich ludzi, którzy dzielnie wypruwali sobie żyły, aby zapewnić potomkowi godne warunki oraz komfort.
- Nie wiem już, czego się po niej spodziewać - podsumowała, delikatnie wzruszając ramionami. Możliwe, że to karma, w odpowiedzi na nieprzemyślaną decyzję ślubu. Zapewne stało się to zbyt szybko, za co Bev mogła pluć sobie w brodę. Ze względu na lata przepracowane w służbach odczuła, że młodość nieuchronnie jej ucieka i pora wreszcie coś z tym zrobić. Nie miała czasu na mnóstwo randek, zapoznawanie kolejnych ludzi i usilne poszukiwanie u nich wspólnych tematów czy podejścia do życia. Wzięła to, co miała pod ręką i co wtedy uważała za bezpieczny wybór. Wahała się, ale skoczyła w nieznane wody, pod presją własnego umysłu.
Nie była to najrozsądniejsza decyzja w życiu.
Powoli otworzyła oczy, lekko mrużąc je za sprawą wkradającej się senności. Zdecydowanie potrzebowała dłuższego odpoczynku i gdy tylko przekona się nieco bardziej do nowej opiekunki, skorzysta odrobinę z czasu wolnego.
- Wypadałoby - dała tym samym znać, że niekoniecznie chciała odwiedzać małżonkę, jednak Oliver wciąż był jej synem. Miała prawo go widywać i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje, jeśli druga z matek by to utrudniała.
Odetchnęła głęboko, wciąż wpatrując się w sufit. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach zdecydowała się obrócić na bok, aby lepiej widzieć twarz Margo. Cieszyła się z jej obecności. Gdyby mogła jednym życzeniem sprowadzić osobę z dowolnego miejsca na ziemi do Lorne Bay, byłaby to właśnie Margo Bertinelli. To dzięki niej przetrwała najtrudniejsze chwile w swoim życiu i nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek zasłuży na napotkanie na swojej drodze tak wspaniałej osoby.
Gdyby tylko nie zdecydowała się na ślub z Jen…
- Powiedziała, że czuła się źle przez wnoszenie do rodziny mniejszej ilości pieniędzy - odpowiedziała wreszcie, chcąc nieco stłumić resztę niepoprawnych myśli kiełkujących w głowie. - Że nie zarabia tak dużo, jak agentka rządowa i próbowała mi to zrekompensować.
To byłoby zrozumiałe. Przynajmniej z jednej perspektywy. Nawet, jeśli ludzie do siebie pasowali, ostatecznie rezygnowali ze wspólnego życia, dostrzegając zbyt wiele różnic, chociażby w poziomach zamożności czy zupełnie różnych karierach. Takie podejście można było zmienić, choćby poprzez pomoc specjalisty, niestety, nikt o niczym nie mówił, przez co temat został zamieciony pod dywan.
- Część pieniędzy zatrzymała na czarną godzinę, a pozostałe co jakiś czas wydawała, chwaląc się premiami i dodatkowymi projektami w pracy. Wierzyłam jej. Nie miałam podstaw, aby sądzić, że kasę pozyskuje poprzez sprzedaż danych wrażliwych.
Nikt by nawet nie podejrzewał Jen, widząc jej niewinną twarz i niepozorną posturę. Ani trochę nie wpisywała się w stereotyp przestępczyń, co dodatkowo gasiło wszelkie podejrzenia. Do czasu… Agencja w porę się obudziła.
- Jej przekręty trwały najpewniej dłużej, niż nasz związek i zapewne dowiem się o tym w najbliższym czasie.
Być może Jen dostanie mniejszy wyrok za wsypanie kogoś ze swojego środowiska, ale ciężko jednoznacznie to przewidzieć. Czemu miałaby ryzykować, szczególnie teraz, mając w swoim życiu dziecko? Może i była kryminalistką, ale kochała swojego syna, w co Beverly ani trochę nie wątpiła.
- Pewnie widziała w tym coś dobrego, większe korzyści - stwierdziła, zatrzymując spojrzenie na oczach Margo. - Mogłabym też powiedzieć, że po prostu wykorzystała moją naiwność, ale… nie odczułam tego. Jen mogła mieć problemy, o których nigdy mi nie mówiła, nie chcąc mnie martwić. Nawet nie wiesz, ile razy ją skrzyczałam, bo ukrywała bóle, kiedy była w ciąży.
Zaśmiała się krótko, wspominając tamte chwile. Jen starała się grać twardą, chociaż nieraz się krzywiła, za sprawą bolących pleców, stawów, albo humorków organizmu. Strand tym bardziej była w szoku, gdy na wierzch wyszła ta cała afera związana z działalnością najprawdopodobniej z ramienia większej grupy przestępczej.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Zrekompensować kłamiąc na swój temat i wynajmując aktorów aby udawali jej rodzinę albo znajomych? – Czy naprawdę w taki sposób rekompensowało się mniejsze zarobki? Margo w to wątpiła, ale też szybko spostrzegła, że zareagowała zbyt ostro znów podnosząc się na łokciu. – Scuza. – Ponownie przeprosiła. – Nie powinnam tak naskakiwać. Nawet nie wiesz jak wiele niepochlebnych słów w sobie tłumię. – Starała się zachować spokój i nie rzucać wobec Jen wielu przekleństw. To pomimo wszystko wciąż była żona Beverly, która dodatkowo niepotrzebnie czuła się winna całej sytuacji tak, jakby decyzja o ślubie była czymś złym a to odbiło się na jej dalszym życiu. Nie. To jedynie decyzje Jen sprawiły, że Strand wylądowała w tym punkcie, w którym właśnie się znajdowała.
Zamilkła pozwalając kobiecie mówić dalej. Czuła zmęczenie, ale także ziarnko do ziarnka zbierającą się w niej złość. Przez cały czas starała się zachować optymizm sądząc, że Jen wyjaśni ów sytuację, że oskarżenia były błędne albo nie będzie to coś aż tak strasznego, żeby przewracać życie Beverly do góry nogami. Teraz jednak już nie mogła udawać, że będzie lepiej. Z każdą kolejną informacją wiedziała, że żaden optymizm tego nie zmieni.
Było źle.
Stało się źle.
Teraz to źle trzeba było przetrawić.
- Hej, Bambina. – Wyciągnęła rękę i ostrożnie wsunęła palce w dłoń Strand. – Nie byłaś naiwna. Widziałam was razem tylko raz – Na żywo. – ale i tak jestem przekonana, że się kochacie. – Nie chciała używać czasu przeszłego. Miłość nie mijała ot tak po prostu. – Tego nie da się oszukiwać chyba, że obie jesteście świetnymi aktorkami. – Po jednej kolacji uznała, że kobiety nie były złą parą pomijając fakt, że mało się kłóciły, bo zdaniem Margo sprzeczki były potrzebne. – Nawet jeśli czułaś presję bycia z kimś, o czym nigdy mi nie wspomniałaś – Za co jednak nie była zła, bo obie miały swoje tajemnice. – to nie oznacza, że ostatecznie nie wykluło się z tego uczucie, prawda? – Z czegoś złego, nawet pod presją, mogło wyniknąć coś dobrego. W tym przypadku udało się to przez dwa lata. – Jen zrobiła tobie coś okropnego. Okłamywała cię, ale na pewno też kochała i możliwe, że sama pogubiła się w tym wszystkim. – Serio? Nadal zamierzała łagodzić sytuację? Przecież mogłaby wbijać szpilę i robić z Jen najgorszą osobę na świecie. Cóż. – Co oczywiście jej nie usprawiedliwia i szczerze to sama bym jej wygarnęła a wiesz, że potrafię. – Automatycznie przełączyłaby się na włoski i nikt by jej nie zrozumiał, ale miała to gdzieś. Zrobiłaby awanturę jakich miało mówiąc słowami i całym ciałem, gdzie dokładnie miała Jen i jej oszustwa. – Potrafię też być uparta i bardzo nie chcę abyś myślała o sobie źle. – Jak o naiwnej pożal się boże agentce rządowej, o czym wspomniała sama Strand. – Jen wykorzystała uczucie, którym ją darzysz i to było nie fair. Jest nie fair. Tak się nie robi. – Mocniej zacisnęła palce na dłoni Beverly i na moment zamknęła powieki. Czuła jak mimowolnie zaciska szczękę znów powstrzymując się przed napadem złości i tyradą na temat postępowania Jen. Doprawdy trzeba docenić starania Margo, że teraz nie chodziła po pokoju i nie machała rękoma jednocześnie wykrzykując w przestrzeń wszystko to co mogło leżeć jej na wątrobie.
- Czemu czułaś presję? – zapytała cicho na powrót otwierając powieki. – Skąd się ona wzięła? – sprecyzowała, lecz pomimo możliwego uporu i determinacji, którą mogła z siebie wykrzesać dosłownie wyciągając odpowiedź ze Strand, ciemne spojrzenie było łagodne i nie wywierało presji. Było w nim coś, co mówiło „To nic złego, Bambina” i „Nie musisz nic mówić. Jestem tutaj”.
Była i nigdzie się nie wybierała.
Wolną dłonią przetarła kącik lewego oka, które przymknęła, a potem dołączyło do niego drugie. Wcale nie ignorowała towarzystwa. Wręcz przeciwnie korzystała z niego, bo wreszcie czuła spokój i była gotowa (choć to niegrzeczne) zdrzemnąć się odrobinę bez wspomagana farmakologami, które teraz brała a jakie stały w fiolkach na szafce nocnej przy łóżku.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Wiedziała, jak to brzmi, jednak ludzie na co dzień kłamali i próbowali stworzyć własną prawdę na swój temat, byle lepiej wypaść przed sąsiadami, rodziną, przyjaciółmi… Zachowanie Jen wcale nie odbiegało od normy.
- Nie sądzę, że to byli aktorzy - parsknęła marnie, sugerując obecność kryminalistów na własnym ślubie. - To pewnie jej rodzina od interesów.
Brzmiało źle na tyle, że znów zapragnęła wypić szklankę cydru. Mogłaby to zrobić bez mrugnięcia okiem, jako, że dzisiaj woziła się taksówką. Nie chciała jednak odbierać Olivera, otulona zapachem alkoholu. To źle by o niej świadczyło.
- Domyślam się - uśmiechnęła się, słysząc jak bardzo Bertinelli się powstrzymywała. - Mogłam wziąć poprawkę na jej osobę. Wiesz, że praktycznie pobiłam się z jej ówczesnym facetem? Żadna, normalna kobieta nie wiąże się z gościem mającym tak duże problemy z agresją.
I znów, potraktowała Jen jak biedną, poszkodowaną ofiarę, którą być może była. Zaangażowała się cała, chcąc uwolnić kobietę spod jarzma tyrana, przynoszącego wstyd męskiej populacji tej planety. Cała reszta potoczyła się swoim torem, z czym Strand nawet nie zamierzała walczyć.
Powoli poruszyła palcami, między którymi czuła dłoń Margo. Nawet te drobne gesty podnosiły ją na duchu i uspokajały natłok myśli, podobnie, jak miało to miejsce w Syrii. Wystarczyłoby przysunąć się bliżej, rozluźnić i skorzystać z odpoczynku, w odprężających okolicznościach. Nie chciała się zachowywać, jak hipokrytka. Jakiś czas temu jednoznacznie zasugerowała Margo ograniczenie kontaktu, a teraz sama myślała o inicjowaniu go, co zakrawało o cholerne łgarstwo. Nie zawsze to, co wypowiadała na głos pokrywało się z wewnętrznymi odczuciami. Powinna nad tym popracować.
Podobnie jak nad spełnianiem pustych wymogów, „bo tak powinna”.
- Z moich myśli? - wywnioskowała niepewnie, chcąc wskazać źródło wspomnianej presji. - Kiedy zastanawiasz się dłużej nad swoim życiem i obserwujesz całe otoczenie, próbujesz się dostosować.
Nie na tyle, aby szukać związku na przekór swoim pragnieniom, ale właśnie z przeświadczenia o posiadaniu czegoś „swojego”. Skoro tyle osób było szczęśliwych, tworząc własne rodziny, być może również powinna o to zadbać i wziąć się do roboty?
- I to nie tak, że nie chciałam ślubu - doprecyzowała, aby nie być źle zrozumianą. - Po prostu, za bardzo się z tym pośpieszyłam. Miałam wrażenie, że jeśli nie zrobię tego wystarczająco sprawnie, to wszystko przepadnie. Że koniec końców zostanę sama, jak smutna pani z bloku, wyprowadzająca w pojedynkę małego pieska.
Będąc nastolatką bała się zostać taką osobą, a z drugiej strony odrobinę przerażało jej szukanie kogoś w młodym wieku, kiedy wciąż było się mentalnym dzieciakiem nieprzygotowanym na trudy życia u boku drugiego człowieka.
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc jak Margo przymyka oczy. Musiała być zmęczona nie tylko ostatnimi wydarzeniami, ale całym tym nieposkromionym huraganem, szalejącym w myślach. Nie chciała zaburzać postępującej senności, ułatwiającej drzemkę. Z pewnością na nią zasługiwała.
- Za półtorej godziny będę musiała wyjść - przekazała szeptem, nieco przysuwając się do pani doktor. Wciąż trzymała jej dłoń, którą łagodnie muskała palcami.
- Opiekunka Olivera kończy wtedy pracę.
Najgorsze było to, że trochę się zasiedziała i bardzo trudno przyjdzie jej opuszczać wygodne łóżko. Potrafiła zachować dyscyplinę. Jeśli sytuacja tego wymagała, szybko doprowadzała się do porządku i zawsze wstawała po pierwszym budziku (a czasami nawet przed nim).
Była gotowa wrócić do pokoju razem z Oliverem, jednak nie była pewna czy Margo miała chęć na oglądanie śliniącego się bobasa, wydającego z siebie różne dźwięki. Po wydarzeniach ze szpitala potrzebowała odpoczynku, co Bev zamierzała jej zapewnić.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nigdy bym nie uwierzyła, że będziesz sama z małym pieskiem. – Postarała się o uśmiech wraz z tą marną próbą zażartowania i dodania otuchy. A może to po prostu był komplement, bo miała pewność, że Strand ostatecznie nie byłaby sama. Koniec końców wzięłaby ślub z Jen (w późniejszym terminie) albo związałaby się z inną kobietą, gdyby z tą pierwszą nie wypaliło. To nie tylko subiektywna ocena Bertinelli, która jak wiadomo miała słabość do towarzyszki, ale też świadomość wartości Beverly, którą ktoś inny również kiedyś by odkrył. Była tego pewna. – I nigdy nie negowałabym twego szczęścia. Bo na pewno byłyście szczęśliwe i tego nikt ci nie odbierze. Ślub, wspólne chwile, radość i dzielone smutki.. tego się nie żałuje. – Rozumiała więc, co Strand miała na myśli, że chciała ślubu, ale mogła się nieco pośpieszyć. To jednak nie oznaczało, że w pełni żałowała swej decyzji. Chyba. – Może po prostu szukasz teraz wyjaśnienia, czemu to wszystko się stało? – Jakby bez decyzji o ślubie albo długim związku Beverly nigdy nie znalazłaby się w podobnej sytuacji. Cóż, mogła się znaleźć, ale na przykład bez obrączki na palcu, której jednak już tam nie było. – Ale tak naprawdę odpowiedź jest tylko po stronie Jen. – To ona podjęła takie a nie inne decyzje. To ona powiedziała „tak” wiedząc, co miała za uszami. To ona pozwoliła sobie żyć w tym kłamstwie i oszukiwała małżonkę. To ona teraz postawiła Strand w trudnym położeniu na dodatek fundując prawdopodobne przesłuchania w roli ewentualnego współudziału w przekrętach. Nie było w tym żadnego udziału Beverly a jej decyzje odnośnie związku i ślubu były kierowanie jedynie emocjami oraz potrzebami, które jednak nie ranią aż tak bardzo jak świadomość, że zostało się oszukanym przez najbliższą osobę.
- Mhm – mruknęła na początku jeszcze zanim dotarł do niej sens słów Bev. – Ke? – Wzięła głęboki wdech i otworzyła powieki dostrzegając zmniejszony między nimi dystans. Niewiele, ale kiedy faktycznie patrzyło się na daną osobę, to takie rzeczy zauważało się od razu. – Faccio cagare.Jestem do dupy. Przewróciła się na plecy w efekcie czego zabrała swoją rękę z uścisku i obiema dłońmi przetarła twarz. To miało ją nieco pobudzić. – Przepraszam. Przyjechałaś do mnie a ja przysypiam. To niegrzeczne zwłaszcza, że masz dziecko i wiele obowiązków. – Swój ograniczony wolny czas Beverly wykorzystała na przyjechanie do hotelu i w zamian co dostała? Markotną i gotową do drzemki włoszkę. – Daj mi chwilę, zaraz się rozbudzę. – Była na siebie zła, że tak się zachowała. To niegrzeczne i bardzo nie na miejscu. – Nie chcę przespać wspólnego czasu. – Odwróciła głowę mając nadzieję, że Strand się na nią nie gniewała za nagły spadek energii. Po prostu Margo zbyt dobrze czuła się w jej towarzystwie w efekcie czego organizm sam odpuścił i pozwalając na odpoczynek. – Może następnym razem przyjedziesz z Olivierem? Obecność dziecka pozwoli mi czymś zająć głowę. – Uważała to na plus; oderwanie myśli od tymczasowej codzienności, która za parę dni przestanie ją przytłaczać. Musiała dać sobie czas. – I nie będę czuć się winna, że odbieram wam wspólny czas. – Bo to dobry czas, chociaż trzeba też przyznać, że opieka nad dzieckiem była męcząca. – Jak sobie z nim radzisz? – zapytała znów odwracając się na bok. Miała się rozbudzić, co też robiła z pomocą rozmowy i zaraz – za parę chwil – zbierze się w sobie, żeby wstać z łóżka. Niekoniecznie się z tym śpieszyła, skoro nadal miała w łóżku Beverly (khe khe), ale nie mogła być marną gospodynią. Nauki matki nie szły na marne, chociaż w głównej mierze zależało jej na dobrej relacji z kobietą. Nie chciała, żeby ta się na nią obraziła. Żeby myślała, że jej obecność zanudzała Margo albo była wyczerpująca. Nie, nie z tego wynikało zmęczenie oraz potrzeba snu, który przez ostatnie dwa dni nie przychodził łatwo.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
To miłe, że Margo nie wróżyła jej ostatecznej samotności, ale co jeśli sama, poprzez nietrafione decyzje zamierzała w stronę takiego, a nie innego przeznaczenia? Pewnie, ludzie mieli wymagania, preferencje i być może te, które w sobie wypracowała, były zbyt duże? Może powinna nieco zejść na ziemię i rozejrzeć się wokół, co by później nie żałować wyborów?
To skomplikowane. Ludzie, którzy żyli bez zmartwień, bez jakichkolwiek hamulców, wyniszczając się wewnętrznie, wydawali się nie przejmować przyszłością. Postępowali tak, jakby jutra nie było i chociaż to ciekawa filozofia, Bevrly nie mogła sobie na nią pozwolić. Nie teraz, kiedy miała małe dziecko do opieki. Cóż, los tak chciał. Teraz przynajmniej nie musiała obawiać się o przytłaczającą samotność, mając w swoim życiu wspaniałego syna, któremu zamierzała zapewnić najlepszą opiekę.
- Ciężko jest chłonąć to szczęście, jeśli rozmyśla się o innych, prawdopodobnych scenariuszach - mruknęła cicho, nie chcąc mimo wszystko wyjść na niewdzięczną. Z punktu widzenia ludzi zbrukanych przez świat, radziła sobie świetnie. Ba, miała żonę, dziecko i zero problemów finansowych, co wystarczało, aby wieść szczęśliwe życie, bez większych zmartwień. Co z tego, że niektóre szczegóły pozostały ukryte, aż do momentu ingerencji służb wewnętrznych.
- Może - przyznała, w kwestii poszukiwania wyjaśnienia aktualnego stanu rzeczy. Wiedziała, że to Jen nawaliła jako pierwsza, ale może nie doszłoby do tego, gdyby tylko Beverly postarała się bardziej.
- Może poświęcałam jej zbyt mało uwagi? - co i tak wydawało się mało prawdopodobne. - Albo nie dostrzegłam w porę jej podejścia do niektórych spraw.
Mieszkały razem, rozmawiały praktycznie codziennie i nie kłóciły się o głupoty. Nie zachowywały się jak stare, wyprute z emocji małżeństwo, a mimo to, coś poszło w tym wszystkim nie tak.
- Spokojnie - uśmiechnęła się, widząc jak Margo gwałtownie wyrywa się z sennego transu. - To dobrze, że odpoczywasz. Wyglądasz wtedy tak niepozornie i łagodnie.
Na co dzień Włoszka również była sympatyczną, łagodną osobą, ale chciała to podkreślić tym bardziej w przypadku szykowania do drzemki. W takich chwilach ludzie byli najbardziej bezbronni i „odsłonięci”, kompletnie zdani na to, co zaserwuje im otoczenie. Beverly, będąca częścią tego otoczenia chciała przede wszystkim dopilnować dobrego samopoczucia pani doktor, będącej dla niej bliską osobą.
- Potrzebujesz tego, nie próbuj zaprzeczać - uznała, wychodząc naprzeciw słowom o rozbudzaniu. Dla podkreślenia swoich słów, przytrzymała Margo przy poduszce, używając do tego dłoni, opartej subtelnie o obojczyk. Musnęła go delikatnie w dwóch miejscach, przezwyciężając chęć ponownego zmniejszenia dystansu.
- Oliver z chęcią nie tylko zajmie twoją głowę, ale i na nią wejdzie. Mały pieszczoch… - zaśmiała się, biorąc pod uwagę zamiłowanie chłopca do noszenia na rękach. Musiał dostać wyjątkowo ciekawą zabawkę, aby grzecznie leżeć na kocyku, albo w łóżeczku, kiedy akurat nie był bardzo senny. Ciekawe po kim odziedziczył temperament.
- Mamy razem aż za dużo wspólnego czasu, wierz mi - dodała jeszcze w temacie Olivera. Nie chciała, aby ostatecznie chłopiec wyrósł na nieporadną przylepę, która wiecznie czepia się maminej spódnicy. Pewnie, Oli był jej synem, ale jednocześnie oddzielnym bytem i człowiekiem, który kiedyś zasili społeczeństwo w pełnym tego słowa wymiarze. Ważne, aby umiał się odnaleźć w życiu i nie czekał na gotowe. Szkoda, że cała stanowczość Beverly momentalnie przepadała na widok szczerych uśmiechów i uroczych ubranek, które nie wzruszyłyby tylko największego skurwiela.
- Przysuń się to ci opowiem - zasugerowała, chcąc tym samym podstępnie doprowadzić Margo do małej drzemki. - Oprzyj się o mnie. Śmiało, nie ugryzę cię. Chyba, że chcesz.
Zmrużyła na pokaz oczy i czekając na decyzję Włoszki, postanowiła powiedzieć jej kilka szczegółów na temat Olivera. Przede wszystkim, Beverly wypracowała sprawne zmienianie pieluch, co docenił sam bobas, będący mniej marudnym w trakcie całego procesu. Powoli dostawał stałe jedzenie w formie zupek i gotowych deserków, których wypluwał tylko trochę, za sprawą nieznanych wcześniej smaków. Wychodziło też na to, że lada moment zacznie raczkować, o czym świadczyło coraz płynniejsze obracanie się na boki czy próby siadu.
Mogłaby mówić tak dłużej, gdyby nie czas, który musiała kontrolować. Przy okazji zorientowała się, że Margo zasnęła o czym świadczył miarowy oddech, nieco głośniejszy, niż w trakcie rozmowy. Nic złego raczej się nie stanie, jeśli sama na chwilę przymknie oczy. Miała jeszcze godzinę z kawałkiem, tyle powinno wystarczyć w zupełności.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Posłała Beverly długie smutne i zatroskane spojrzenie. Z jednej strony było jej przykro, że czuła się zmęczona i nie mogła aktywnie towarzyszyć kobiecie. Z drugiej wraz z dłonią na swym obojczyku poczuła troskę i zrozumienie, które dostrzegła także w jasnych oczach. Nie potrzebowała wielu słów, wyjaśnień albo rysunków, żeby pojąć co takiego towarzyszka chciała przekazać. Już dawno odkryła tę umiejętność. Przedziwne zrozumienie, możliwość czytania z drugich oczu, które wydawały się mówić tym samym językiem. Nie potrafiła tego dokładnie opisać, ale wiedziała, że Beverly posiadła tę samą moc względem niej. Czuła to. Wiedziała. Wyczytała z oczu.
- Dzieci są tak bardzo od na zależne.. – Zamierzała rozwinąć myśl. Powiedzieć o tym, jak dziecko obserwowało dorosłego. Jak szukało go wzrokiem, bo tylko dzięki temu czuło się pewnie i bezpiecznie, ale przypomniała sobie o Fanny i poczuła napływające do oczu łzy. Zamknęła więc powieki i wzięła kolejny głęboki wdech. Nie płakała, a jedynie wzruszyła się niepotrzebnie poruszając strunę, która aktualnie była bardzo wrażliwa.
- Wiem. Rodzicom też przydaje się odpoczynek. – Można kochać dzieci ponad życie, ale spędzanie czasu razem miało pewne limity. Odczuwały to zwłaszcza matki, które głównie zostawały z maluchami w domu. Zmęczenie, stres i nadmiar obowiązków na głowie dawał w kość, co prowadziło do częstszych kłótni z drugą połówką albo ogólnego obniżenia samopoczucia. Dlatego od czasu do czasu należało wysłać ów kobiety na odpoczynek; na dzień, pół albo nawet na godzinę, która okazywała się zbawienna.
Gdyby była w humorze na pewno podłapałaby gest o możliwym ugryzieniu przez Beverly. Zamiast tego po prostu zastanawiała się, czy powinna zmniejszać między nimi dystans. Starała się tego nie robić zarazem samej czyniąc gesty, które temu zaprzeczały, bo były poza jej kontrolą; naturalne i oczywiste jak to, że się przysunęła na widok otwartego ramienia kobiety, co przywołało wspomnienie pierwszej wspólnej nocy w Syrii (a raczej pierwszej wspólnej drzemki).
Dziś jednak ułożyła się inaczej. Na plecach z tułowiem lekko opadającym w stronę Beverly, na której ramieniu oparła głowę. Słuchała opowieści o Olivierze, ale poprzednia potrzeba snu okazała się silniejsza podobnie jak ciało domagające się zmiany pozycji. Leżenie na plecach nie było jej ulubionym, więc przez sen przewróciła się na bok a ręka automatycznie objęła drugie ciało, którego po przebudzeniu już nie było.
Margo przeciągnęła się leniwie sięgając po telefon przy szafce nocnej. Spała co najmniej trzy godziny, co wyjaśniało nieobecność Strand, która musiała wrócić do syna. Przetarła zmęczone oczy i odkładając komórkę wreszcie dostrzegła karteczkę wspartą o leki nasenne. Czytając jej zawartość uśmiechnęła się pod nosem, a potem przeczytała wszystko raz jeszcze aż pozwoliła dłoni opaść przygniatając kartkę do klatki piersiowej.

Margo
Dziękuję, że przyjechałaś. Potrzebowałam tego
Dobrze było poczuć się bezpiecznie
z Tobą
wysłano do Beverly Strand


z/tx2
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ