właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gabriel w ostatnich tygodniach spotykał się dość regularnie z pewną piękną aspirującą artystką, której talenty zdecydowanie kończyły się w sypialni. Biedne dziewczę nie rozumiało sztuki żadnej - próbował porozmawiać o różnych obszarach, nawet tej przeklętej sztuce współczesnej, której szczerze nie znosił. W większości. Biegnący typ piszący markerem po ścianie, kobieta prosząca przechodniów o malowanie jej ciała farbami, czy instalacja z usypującego się piasku, to było dla niego tak nie do przejścia, że raz prawie zemdlał! Innym razem przeprowadził całej publiczności wykład o szkodliwości nazywania kretynizmu sztuką. A teraz… Teraz spacerował po wystawie z tą piękną dziewczyną, właściwie tylko dlatego, że liczył na otwarcie jej umysłu i nawrócenie. Artystyczne, nie tam religijne. Gdyby była religijna, to poprzedniego wieczoru nie proponowałaby mu najbardziej bezbożnej formy przedmałżeńskiej rozrywki.
-O, zobaczmy tamten! Tamten jest różowy! Lubię różowy! - pisnęła ciągnąc go za ramię w stronę czegoś, co już doskonale wiedział, że go nie zainteresuje. Już wiedział, że będzie musiał dnia następnego zakończyć tę relację, bo jego serce nie zniesie więcej pytań skąd wzięło się imię jego kota; Picatso.
Szedł z nią spokojnie, wystrojony w elegancki czarny garnitur, uczesany, z idealnie przystrzyżoną brodą, wyperfumowany. Ona wyglądała pięknie, ale brzmiała jak piszcząca zabawka dla psa, poziom intelektualny gumowej kaczki, zdecydowanie. Chciała być pisarką, opowiadała mu o swojej powieści: dziewczyna z Lorne Bay wyprowadza się do LA, gdzie przystojny, tajemniczy, obrzydliwie bogaty mężczyzna obiecuje jej karierę aktorską w zamian za jedną noc. A ona nie wie, czy przyjąć ofertę, czy nie. I Gabriel myślał o tym trochę, ale w zasadzie zadawał sobie tylko jedno pytanie: dlaczego ona nie może zostać po prostu dziwką? Dlaczego musi jeszcze pisać?
Wieczór zapowiadał się naprawdę koszmarnie. Jego słodziutka towarzyszka zostawiła go „na moment”, bo zobaczyła kogoś, kogo znała. Odetchnął z ulgą, przechadzając się spokojnie pomiędzy przedmiotami wystawy. Aż nagle… Zobaczył ją. Zamrugał szybko kilka razy, czując się jak idiota. Może mu się pomyliło? Może to nie ona? Podszedł prędko bliżej. To ona. A może nie? Całkiem zgłupiał. -Julia?
Niemożliwe. Nie mogłaby wrócić i mu o tym nie powiedzieć. Nie ona. Co się właśnie wydarzyło? Nie rozumiał kompletnie.
Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Większość artystek napawała ją obrzydzeniem i każdy inny mógł stwierdzić, że to pewnie względy zawiści wobec koleżanek. Każdy ślepy, bo Julia nadal prezentowała się tak, że większość mężczyzn od chwili jej poznania uważała, że jest jedyną istotą na świecie, a przynajmniej tak sobie lubiła żartować posiadając wciąż wobec siebie całkiem zabójczy dystans. To właśnie on sprawiał, że była w stanie nawet ignorować grono oddanych fanek Rohrbacha, które w jego kropkach i kreskach odnajdywały złamane serce po rozwodzie. Takie nagłówki już widywała w Internecie i mało brakowałoby, a sama udzieliłaby wywiadu, bo doprowadzało ją do obłędu. Jak i fakt, że jego asystentka tylko trzy razy popłakała się w jej obecności i stwierdziła, że będzie musiała wnioskować o podwyżkę, bo najwyraźniej ogarnianie dwóch artystów było ponad jej możliwości.
To wszystko i wiele więcej, bo praktycznie cała wystawa zwaliło jej się na głowę i choć jak wspominała Aidenowi, ogarniała sporo rzeczy organizacyjnych to mimo wszystko wolałaby być zwykłą artystką, która zjawia się na gotowe i nawet sztalugi z jej obrazami w jakiś cudowny sposób znikają z pracowni i są transportowane do pięknych ram, które oświetlają delikatnie ich zawartość.
To właśnie z powodu tych ram zjawiła się tutaj i od rana biegała jak nakręcona od jego dostawcy do drugiego mówiąc im prosto w twarz, by postarali się lepiej, bo jej akty w tej estetyce trumiennej będą wyglądać makabrycznie, a nie intrygująco. Po pięciu bezowocnych spotkaniach czuła, że za chwilę zacznie wrzeszczeć z bezsilności, więc zarządziła dziś autorytatywnie przerwę i usiadła przed jednym z czarnych koni wystawy jej przyjaciela- obrazie, który według Flanna przypominał ucieczkę, a dla niej obecnie był synonimem spokoju i odzyskania zdrowych zmysłów.
Zaczęła więc czule tytułować go Wariatką i zapaliła papierosa czując, że za chwilę czujniki oszaleją i ją stąd wyrzucą. Z tego powodu dosłownie wzięła trzy machy, a potem bardzo szybko wrzuciła niedopałek do kosza pamiętając (miejmy nadzieję) o tym, by go zgasić. W końcu wcale nie chciała puścić tego przybytku z dymem, bo jej paskudne ramy nie były powodem, dla którego miałaby znienawidzić całą sztukę.
Wręcz przeciwnie, im dłużej jej wzrok padał na obraz, tym łagodniała zupełnie jakby wreszcie odnajdując klucz do twórczości swego druha, choć pewnie to i tak było na wyrost i niedługo znowu popełni jakieś dzieło, które będzie zrozumiałe tylko dla niego. Zamiast jednak wpatrywać się w nieskończoność w to płótno, usłyszała głos, który postawił ją na baczność.
- O! Gabriel! - i zupełnie jak gdyby nigdy nic (jakby rok temu nie widziała ostatnio swojego kumpla) złapała go za ramiona i wreszcie objęła. - Cześć, gdzie zgubiłeś małolatę, którą pewnie oprowadzasz w ramach wycieczki? - wyszczerzyła się i cóż, żadnego śladu skruchy nie odnotowano, ale przecież ktokolwiek kto znał Crane bliżej, wiedział, że potrafi zniknąć bez śladu na kilka lat, a potem powrócić jak gdyby nigdy nic.
To była część jej legendy.

gabriel webster
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Teraz to przegięła. Gabriel był oburzony. OBURZONY. Prawie mu czerwony dym leciał z uszu, gdy przyjaciółka jak gdyby nigdy nic objęła go i zaczęła komentować jego randkę. Jak ona mogła mu to zrobić? Dzwonił, pisał, dopytywał, proponował spotkania i czekał. Rok czekał aż wreszcie się zobaczą, i pójdą na przyjacielską randkę, i będą opowiadać sobie co się wydarzyło u kogo, i kto z kim jest uwikłany w najróżniejsze dramy, i będą pić winko i żartować z siebie nawzajem. A ona wróciła i nie śmiała się do niego odezwać? Naprawdę? Jakby kompletnie jej nie zależało. Stał drętwo, jak z kijem w dupie, w kompletnym bezruchu. Jego twarz wyrażała w tym samym czasie z pięćset różnych emocji. Większość negatywnych: wkurwienie, rozczarowanie i smutek, ale także niewielki procent tych dobrych: radość z powrotu Julii i ulgę z nieobecności jego słodkiej głupiutkiej towarzyszki. Nie zamierzał o niej jednak rozmawiać z Julką, bo się obraził. Tak po prostu, jak dziecko. Nawet się z tą urazą nie krył.
-Wróciłaś i nawet do mnie nie zadzwoniłaś? - powiedział zdenerwowany, przełykając głośno ślinę. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. -Łazisz po galeriach robiąc nie wiadomo co… - sfrustrowany postanowił skomentować jej okrutne zachowanie już tu, już teraz -a nie masz pięciu minut żeby do mnie zadzwonić?
Nie mieściło mu się w głowie że potrafiła tak zrobić. Czy ona w ogóle za nim nie tęskniła? Nie mógł tego zrozumieć. Zdawało mu się, że jest dla niej ważny. Że jak tylko będzie gotowa do powrotu do Lorne, przynajmniej dzień po przyjeździe napisze mu chociaż małego smsa! Tymczasem okazało się że miała go głęboko w…
Zrobił krok w tył. Jakoś mu się odechciało zwiedzania wystawy, samemu, z Julią czy jego randką. Wyraźnie stracił humor. Już wiedział, że dzisiejszej nocy będzie jadł ananasy i kontemplował sens przyjaźni z kobietami, bo jak widać, kobiety ranią i jeszcze się przy tym śmieją jakby się nigdy nic nie stało. Okrutne. -Będę się już zbierał. Ja i… - rozejrzał się -moja małolata mamy już plany na wieczór.
Powiedział to cicho, ze smutną miną i totalnym brakiem ekscytacji na myśl o nocy pełnej namiętności. Jakoś wszystko mu opadło gdy zobaczył Julię i jej lekceważący stosunek do sytuacji, więc całkiem prawdopodobne, że odeśle piękne dziewczę do domu taksówką a sam będzie jadł lody oglądając titanica. No cóż. Trzeba było nie oddawać kawałka swego serca tej kobiecie. Ani żadnej innej. Choć miał już iść, nadal stał w miejscu. Zakotwiczony do podłogi, nie chciał postawić kolejnych kroków, może licząc na to, że to wszystko okaże się pomyłką i Julia jakoś mu to wytłumaczy. Naiwniak.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Julia Crane uważała, że nauczyła się wielu przydatnych rzeczy w swoim życiu. Potrafiła już płacić rachunki bez oglądania się na mężczyzn, którzy pamiętali o terminach lepiej. Jeździła samochodem i motocyklem. Umiała bezbłędnie wręcz wygrywać Chopina na fortepianie jak przystało na córkę sławnej pianistki. W kresce nie miała sobie równych, a jej obrazy zdobywały coraz większe uznanie na rynku międzynarodowym. Była kobietą sukcesu, która na dodatek z łatwością zakręcała sobie mężczyzn wokół małego paluszka. Tak po prawdzie nawet płeć nie była istotna, bo i kobiety potrafiła sprowadzić na manowce. Rzecz w tym, że była dojrzała, pewna siebie i przekonana o swoich talentach.
Poza jednym.
Do tej pory nigdy nie nauczyła się, że gdy gdzieś wyjeżdża to wypadałoby poinformować bliskie osoby o swoich planach. Godziło to jednak w jej poczucie niezależności i wolności tak bardzo, że nawet Adam po wielu próbach łapania z nią kontaktu, musiał odpuścić i pogodzić się, że pani Crane uosabia prawdziwą wiosnę, która zjawia się znienacka, narobi przez kilka tygodni zamieszania, a potem przeprowadza się na inny kontynent. Nie było w tym nic zaskakującego.
W tym, że po powrocie jednak nie wykręciła numeru przyjaciela… Już tak, ale pochłonęła ją nie dość, że wystawa (to zdecydowanie nie było łażenie po galeriach), a na dodatek dramaty innego kumpla, który jej tak dobitnie namieszał w głowie, że teraz została z organizacją całkiem sama.
To z powodu braku czasu tylko i wyłącznie skupiła się na swoim największym przedsięwzięciu, ale wiedziała, że z Gabriela jest ogromny narcyz i będzie chował urazę do końca świata. Czasami się zastanawiała jakim cudem on zalicza te panienki, skoro głównie się gniewa, ale zdecydowała się nie pogarszać swojej i tak tragicznej sytuacji i tylko roześmiała się lekko.
- Chciałabym mieć czas, żeby sobie chodzić po galerii. Organizuję wystawę i to wcale nie tak, że się nie odzywałam, bo wysłałam ci imienne zaproszenie! - zauważyła i stuknęła go w ramię usiłując zaszczepić w jego marsowej minie trochę uśmiechu, ale wiedziała, że wyrzuty sumienia nie leżą w jej kompetencjach. Na Boga, to była Julia Crane, ona nikogo nie przepraszała za swoją pasję.
- Mogę ci ewentualnie postawić za to kolację, ale przestań widywać kobiety o mentalności pierwotniaka - przewróciła oczami, bo nawet ona spotykając się z paniami (a lubiła bardzo kobiece kształty), miała jakieś standardy i teraz postanowiła tego dowieść łapiąc go za rękę i prowadząc przez galerię.
Równie dobrze może się gniewać przy jedzeniu.

gabriel webster
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Musiało być dla Julii co najmniej frustrujące to, że Gabe jest kompletnie odporny na wszelkie jej kobiece zabiegi. Kiedyś tak nie było, kiedyś dałby się owinąć wokół palca, dałby sobie za nią uciąć rękę i dziś by ręki nie miał. Był podatny na babskie manipulacje, na flirt, ładne kształty i czarujące uśmiechy. Do pewnego momentu. Teraz to on rozdawał karty; to on decydował ile z siebie chce dać, jak daleko zabrnie relacja i czy on w niej w ogóle zechce pozostać. To nie podlegało negocjacji. Miał natomiast przyjaciółki. Każdej dawał kawałek swojego serca, choć nie romantycznie, a w zamian prosił tylko o jedno: żeby się z tym sercem delikatnie obchodziły. Może zgrywał twardziela; ale jednocześnie histeryzował z byle powodu. Może prezentował się jako męski mężczyzna samiec alfa, ale jednocześnie wszystkie sytuacje dogłębnie przeżywał. Był kruchy jak ciasteczka owsiane których mama nie pozwalała mu jeść, bo 90% ciastka kończyło w formie okruszków na starej brytyjskiej wykładzinie. Był wrażliwy i przede wszystkim niepewny tego, czy zasługuje na czyjąś uwagę, zainteresowanie, a nawet miłość. Choć wszystkie incydenty które sprawiały mu przykrość lub trudność ostatecznie sprowadzał do żartu i otwarcie wyśmiewał, było to jedynie zamierzone działanie maskujące.
Choć w pierwszej chwili dał Julii poznać swoje zmartwienie sytuacją, minęło parę minut i przełączył się prztyczek w jego głowie. Zupełnie nie dlatego, że Julia postanowiła przejść się w szpilkach po jego smutku i na koniec wytrzeć podeszwy w wycieraczkę, a jedynie dlatego, że instynkt samoobrony podpowiadał mu znane i sprawdzone metody radzenia sobie z przykrością: przyjęcie roli błazna i abstrakcyjnie dramatyzującego klauna, żeby odwrócić uwagę od tego, że znów czuł się niechciany, niekochany i porzucony.
-Nie dotarło - mruknął, po czym westchnął, a wzrokiem szukał swojej pięknej towarzyszki. Musiała się mocno zagadać ze znajomym którego wypatrzyła w tłumie i albo przepadła w którymś z pozostałych pomieszczeń, albo w ogóle wyszła. Tak czy inaczej… Zniknęła, zatem nie będzie się gniewała, gdy za sześć godzin przypomni sobie że z kimś do tej galerii przyszła i już go nie znajdzie. -Może bym ci opowiedział o zaletach mojej nowej koleżanki - uśmiechnął się nieznacznie, powoli dopuszczając swoją przerysowaną, karykaturalną wersję do głosu. Na rozmowę o emocjach przecież miejsca tutaj nie było, ani z Julią w ogóle. - Ale nie zasłużyłaś, więc nie będę się tłumaczył. Kolacja… - udał, że się zastanawia -Może być. Ale nie wiem, czy to wystarczy. Wbiłaś mi sztylet w samo serce. Czuję, że umieram. Już prawie widzę ciemność. Ciemność widzę Julia! Jak żyć na tym padole łez i nienawiści?
Odegrawszy scenkę grzecznie ruszył za przyjaciółką tam, gdzie go prowadziła. Miał tylko nadzieję, że nie na indyjskie, bo za bardzo kochał swój garnitur żeby pozwolić włoskim niciom na wchłonięcie smrodu curry już na zawsze.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak po prawdzie nie było to wcale dla niej frustrujące, bo nigdy nie brała Gabriela pod uwagę jako swojego ewentualnego partnera życiowego, a tylko od nich wymagała bezgranicznego wręcz uwielbienia. Mężczyźni, których od razu spychała do roli przyjaciela mogli czuć się bezpieczni, bo nigdy nie próbowała ich uwodzić czy też prowokować. Nie widziała sensu w takich gierkach, zresztą po prawdzie cały anturaż tego Anglika i jego przesadna wręcz teatralność kojarzyły się z jej zachowaniem divy, więc traktowała go bardziej jak nieszkodliwego homoseksualistę, a nie człowieka, który mógłby zagrzać jej myśli na dłużej. Niestety, ale w kwestii takich relacji pozostawała nadal szaloną egoistką i zazwyczaj szukała raczej takich, które są dla niej korzystne. Nic więc dziwnego, że po powrocie do domu zajęła się głównie jedyną kwestią, która miała dla niej znaczenie- sztuką i wystawą. To słowo zawładnęło nią tak bardzo, że spychała na bok przyjaciół poświęcając czas jedynie pracy i ewentualnym krótkotrwałym romansom. Skoro zaś Gabriel znajdował się na innej pozycji to musiał cierpliwie czekać aż znajdzie czas, ewentualnie aż przypomni sobie, że wypadałoby zawiadomić ludzi, że żyje.
U Crane zawsze nieco z tym schodziło, a asystentka Flanna nie mogła już na nią patrzeć, więc nie powinna zmuszać jej do takich prywatnych obowiązków, zwłaszcza odkąd się dowiedziała, że widywała jej nagie zdjęcia. Z tego też powodu trudno było jej pojąć irytację Gabriela oraz jego smutek, bo przecież znał ją dobrze i wiedział, że ona rzadko spaceruje po ziemi, a w chmurach jak dotąd nie było zasięgu, więc nic dziwnego, że mogła włączyć się jej delikatna amnezja.
- Pewnie kot ci je zeżarł - odgryzła się mu, a na jego słowa o ewentualnych zaletach koleżanki wzniosła oczy do góry. - Na pewno ma klasę, nie wątpię - wystosowała lekki przytyk, bo jak na Brytyjczyka o nienagannym wychowaniu miał dość niskie standardy i pewnie rodzice byliby zawiedzeni, gdyby dowiedzieli się z kim się prowadza. Nawet Julia, kontrowersyjna malarka nie szukała towarzystwa byle kogo, więc chyba Gabriel powinien się wstydzić, choć oczywiście to nie była żadna ujma na jego honorze tylko kwestia gustowania w pospólstwie. - Już, przestań, będą owoce morza - obiecała i spojrzała na zegarek odliczając czas do momentu, w którym się ogarnie i przestanie zgrywać błazna, bo jej czas to był ostatnio pieniądz i skoro zechciała mu go poświęcać to mógłby przestać zachowywać się w ten sposób, prawda?

gabriel webster
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nieszkodliwy homoseksualista to jednocześnie najbardziej trafne określenie Gabrysia, i najmniej trafne. Był nieszkodliwy, tak ogólnie, jako mężczyzna. Nie stanowił zagrożenia dla kobiet, w przeciwieństwie do większości mężczyzn, statystyki generalizują, ale mówią prawdę. Był za to bardzo... Wymagający. High maintenance. To mogło być męczące, i w tym kontekście szkodliwe, choć na koniec dnia starał się wszystkie swoje dziwactwa swoim przyjaciołom wynagradzać. Na przykład, Julia tego nie wie, że Gabriel prawie umarł próbując nabyć premium butelkę wina, w prezencie dla niej. Z tą śmiercią to nie żart, jak już czekał na obsługę sprzedawcy i przeglądał zwartość półek.. Znalazł KURZ. Zobaczył go za późno, by powstrzymać wdech w połowie, więc wszystkie te obrzydliwe mikroskopijne fragmenty cudzego martwego naskórka, roztocza i cholera wie co jeszcze trafiło prosto do jego nozdrzy. Już miał się dusić, albo rzygać, albo jedno i drugie, ale przyświecał mu jeden cel: zdobyć piękny prezent dla przyjaciółki, toteż WYTRZYMAŁ. Wytrzymał, a potem pojechał prosto do domu i przez pół godziny płukał zatoki specjalną butelką z roztworem soli. Pogotowie już miał ustawione na szybkim wybieraniu, na wypadek, jakby za kilka godzin rozwinął objawy zagrażającej życiu infekcji. Jak można go nie kochać? No, a co do kochania, to on kochał obie płcie, więc homoseksualistą jednocześnie był i nie był, zależy jak na to spojrzeć. - U moich kotów całkiem nieźle. To takie miłe, że pytasz! - odparł troszeczkę złośliwie. - Zadzwonili do mnie z jednego stowarzyszenia, żeby kupić Winstona Purrhilla. Wszyscy ananasowi farmerzy chcą teraz szkolić swoje koty żeby wywąchiwały inwazje wełnowców na polach. Oczywiście, nie zgodziłem się. Picatso trafił do szpitala, bo prawie umierał. Nie zjadł porannej saszety, do dziś nie wiadomo, co mu się stało... Ale badania wyszły dobrze, więc wrócił do domu. Za to Leonardo DiCatrio zaginął, to nie jego pierwsza samodzielna wyprawa, ale pierwsza taka długa, więc zamówiłem policyjne psy tropiące i będą go szukać... - opowiadał o tych swoich dzieciach przejęty, bo przecież nie było w świecie nic ważniejszego niż jego bąbelki, jednocześnie idąc z Julią pod ramię w kierunku samochodu. - Tylko nie ostrygi! - zaprotestował. - bo ostatnio tak siorbałaś że para ze stolika obok wstała i wyszła - rzucił zaczepnie, rozglądając się jeszcze za swoją głupiutką towarzyszką, ale przepadła. Śladu po niej nie było, więc nie będzie się przejmował. Teraz. Wieczorem oczywiście zadzwoni żeby sprawdzić, czy dojechała bezpiecznie, to już miał we krwi. - To dokąd jedziemy?
Mimo tego, że Julia złamała mu serce, bardzo się cieszył że wreszcie była obok. Nie mógł się już doczekać aż usiądą przy jedzeniu, dobrym alkoholu i będzie mógł ją wypytać o wszystko to, co go ominęło. Może jej bycie i niebycie w Lorne pozostawało zagadką, sterowaną nieprzewidywalnym rzutem kostki, w tych chwilach w których byli razem, Gabriel był szczęśliwy i jakby spokojniejszy.

Julia Crane
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie on pierwszy w jakikolwiek sposób by umierał dla niej, więc jedynie wzruszyłaby ramionkami i przeszła nad tym faktem do porządku dziennego. To znaczy nie nad jego śmiercią, bo ta pewnie wyrwałaby ją z tej lekko zblazowanej otoczki, ale obcowała z nim już przez taki okres czasu, że wszelkie objawy jego śmiertelnej choroby traktowała jak swoiste święto ruchome. Jedni lubili podkreślać, że kończy się świat co kwartał, inni w styczniu odkrywali nowych siebie i grali jej na nerwach zaproszeniami na siłownię (bez niej, na samej diecie papierowej wyglądała bajecznie), Gabriel zaś co miesiąc zaprzyjaźniał się z panem doktorem z google i szukał choroby, która trawiła jego ciało.
Jak dotąd przeżył wszystkie domniemane tropikalne gorączki, atak śmiercionośnych grzybów i inwazję insektów jak z niskobudżetowego filmu, więc podejrzewała, że i zakup wina go nie zabił. To trochę przypominało dziecko, które krzyczy, że zostało napadnięte, a potem umiera, bo nikt na niego nie reaguje.
Tyle, że w przypadku jej kumpla pewnie nie wchodziło to w grę, bo zawsze znajdywały się jakieś głupie (wybacz!), które dla jego zabójczego wyglądu i brytyjskiego akcentu gotowe były ratować go w każdej sytuacji. Julia miała po pachy własnego ogarniania się, więc przyglądała się im rozbawiona z boku, choć musiała przyznać, że zapewniało jej to znacznie więcej rozrywki niż opowieści o jego kotach. Cóż, do zwierząt od lat miała dość ambiwalentny stosunek i ograniczał on się do tego co znajdowało się na jej talerzu i co pałaszowała z okrutną (dobre słowo) przyjemnością.
Spojrzała więc na niego lekko podejrzliwie, a potem złapała go za policzki, by przypatrzeć się jego oczom.
- Czy ciebie nie opętał znowu Freddie Mercury? Byłeś u tej jasnowidz, która ostatnio badała twoje wcielenia? - trochę się z niego naigrywała, ale zdecydowanie zasłużył za to siorbanie, bo właśnie obraził ją niesamowicie. Tak właściwie ją i cztery pokolenia jej rodziny, która przykładała ogromną wagę do dobrego wychowania dziewcząt, nawet jeśli Julia poszła trochę na skróty i nie do końca zgadzała się z byciem grzeczną kobietą. Pogłaskała go jednak po czuprynie. - Widzisz, ten brak kota trochę ci pomieszał w głowie. Ta para wyszła, bo on ostatnio pytał mnie o numer i było mu głupio - wyjaśniła z uśmieszkiem i pocałowała w skroń. - Chodźmy do Prawn Star, ktoś mi ostatnio polecał to miejsce - ale nie mogła sobie przypomnieć kto, więc zostawiła to na kiedy indziej.
Jak i wyjaśnienie czemu zniknęła, ale jakoś nie umiała wpleść w koty historii o strzelaninie i o poronieniu, które nadal buzowało w niej i sprawiało, że jej spojrzenie było smutne, nawet jeśli zapewniała wszystkich, że wszystko jest dobrze. Obowiązkowo z uśmiechem, który właśnie posłała Gabrielowi, by nagrodzić go za to, że przestał zachowywać się jak diwa.
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Należałoby się w takim razie zastanowić, kto w tym zestawieniu był naprawdę głupi. Czy germofob, hipohondryk Gabriel z lekkim, niestwierdzonym po prawdzie zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym, czy otaczające go kobiety, chętne przykładać do zmartwionego czoła ciepłe kompresy, czy taka Julia, która na jego ekscentryczne, i często kretyńskie wymysły przez tyle czasu zwyczajnie zobojętniała. Trochę, jak w przypowieści o chłopcu, który kłamał, że zły wilk przyszedł go zjeść - a gdy pewnego razu faktycznie znalazł się w sytuacji zagrożenia, nikt nie ruszył mu na pomoc. Gabriel chciał wierzyć, że Julia mimo wszystko traktuje jego dramaty poważnie. Dlatego, że w jego odczuciu one były poważne. Dla niej abstrakcyjne, z dupy i opatrzone mocno przesadzonymi reakcjami i dramatycznym komentarzem, ale dla Gabriela te wszystkie sytuacje były najprawdziwsze, towarzyszyły im najszczerzej odczuwane emocje. Nigdy nie wyolbrzymiał dla zabawy, czy ze złośliwości, czy chcąc szantażować emocjonalnie swoich bliskich. Nawet raz. Jeśli wyolbrzymiał oczami innych, to znaczy, że sam, wewnętrznie, borykał się z olbrzymim problemem. Olbrzymim dla niego. To powinno wystarczyć, wszelkie dalsze wyjaśnienia byłyby zbędne. Bo przecież na każdy kłopot można odpowiedzieć "dzieci w Afryce głodują", uskutecznić whataboutism i porównywać, kto ma obiektywnie gorzej. Tylko, że te sprawy nie były obiektywne. Gabryl wierzył w swoje histerie tak bardzo, że trudne byłoby powiedzenie mu w twarz, że przesadza. - Byłem ostatnio u takiej... Uzdrowicielki - wyszczerzył swój hollywoodzki uśmiech, oczywiście, że kupiony za niemałe pieniądze. Z idealnymi zębami wcale się nie urodził, dlatego dość długo był prawiczkiem, poza tym, jako nastolatek miał trądzik i był nieśmiały. Jak już kupił sobie tę porcelanową klawiaturę, zrozumiał, że pieniądze to klucz do sukcesu. Nie tylko z kobietami. - Zbadała moje wcielenia bardzo dokładnie. Próbowałaś kiedyś pozycji żuraw i kiść winogron? - zapytał, retorycznie w zasadzie, bo na ile znał Julię, to próbowała chyba wszystkiego. Już sobie myślał, że jak usiądą przy jedzeniu, opowie jej o tym, że uzdrowicielka okazała się także wariatką, ale akurat wyszli przed budynek, prosto pod jego zaparkowany samochód. Czarny, stary, elegancki klasyk, tylko... Z paskudnym wgnieceniem w zderzaku. Wyglądało trochę, jakby wyjeżdżając trafił w słupek, ale przecież on by nigdy nie skrzywdził kota ani samochodu. Westchnął. - Dziecko na skuterze nie zauważyło czerwonego światła - wyjaśnił zbolałym głosem, wyprzedzając Julię, by otworzyć jej drzwi od strony pasażera. Następnie zaczekał, by je za nią zamknąć. Był w końcu dżentelmenem. - Najdziwniejsza dziewczyna jaką w życiu widziałem. A myślałem, że widziałem już wszystko. Mówię do niej, że nie ma potrzeby dzwonić do ubezpieczalni, a ona zaczęła płakać, śmiać się i dusić jednocześnie. Zaprosiła mnie na kolację, ale nie wiem, czy powinienem iść. Może chce mnie otruć, żeby nie było żyjących świadków wykroczenia drogowego?
Jak widać, w życiu Gabriela brakowało prawdziwych dramatów, krokodylich łez i powagi. Bawił się każdym dniem, każdą interakcją i na koniec dnia, wszystko obracał w żart. A teraz wsiadł za kierownicę i odpalił silnik, już powoli robił się głodny. Ale nie na ostrygi, bo kiedyś nawet mu smakowały, a potem się dowiedział, że ostryga jedzona z muszli jest... Żywa. Zrzygał się w restauracyjnej toalecie i więcej nie zamówił, no cóż.

zt?

Julia Crane
ODPOWIEDZ