lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Ostatnim największym osiągnięciem Noah w dziedzinie potocznie zwanej "ogarnianiem mieszkania" było sprzątnięcie wzorzystego dywanu z tworzyw sztucznych typu papierki po batonach, paczki po czipsach i opakowania po daniach instant, przeplatanego zawrotną ilością szkła - głownie butelek po winie, ale i zakurzonych, na wpół opróżnionych butelek po bimbrze, które w spadku zostawił jej ojciec u schyłku swojego życia. Kiedy pseudo dywan znikł, mogła zaopatrzyć się w nowy, który zakryje posiniaczoną plamami od zaschniętego wina podłogę. Przez długi czas po powrocie do Lorne Bay jej wzrok prześlizgiwał się po nadgryzionych zębem czasu meblach, wyszczerbionych kompletach naczyń i wszechobecnym grzybie, który porósł niemałą część drewnianego domu. Dużo czasu zajęło jej doprowadzenie tej kompletnej ruiny do stanu użyteczności, a jeszcze więcej przyzwyczajenie się do tego, że ta niewielka chatka w Tingaree należy już wyłącznie do niej.
Dawno przywykła do myśli, że nie obudzi jej zapach świeżo upieczonego ciasta, a do jej uszu nie dotrze chichot sióstr zza ściany. Przyzwyczaiła się do ciszy, którą pozostawili po sobie bracia, ale czuła się w pewien sposób nieswojo, wiedząc, że już nigdy więcej nie natknie się na zapijaczoną twarz ojca, ułożoną w stosie opróżnionych puszek po piwie u stóp kanapy. Choć dzień w którym i on odszedł, pozbawił ją niewidzialnych łańcuchów, które na niej ciążyły, wciąż przyłapywała się momentami na codziennych nawykach, które wgryzły się wraz ze wspomnieniami w stare ściany pokoi. Smak gorzkiej wolności rozlewał się po jej ustach, pełznąc przez język w stronę ciasnego przełyku. Dusząc i wyzwalając jednocześnie, sprawiwszy, że jej dusza uchodziła z ciała na chwilę, szybując ponad wszystkimi złymi momentami, które tutaj zostawiła, decydując się na wyjazd.
W końcu udało jej się doprowadzić przestrzeń do porządku. Stare meble, zastąpiły nowe komplety, a zapach stęchlizny zniknęła, pożegnana ciężką wonią orientalnych kadzideł. W zasadzie oprócz kilku starych obrazów i fotografii nie było już tutaj niczego, co łączyłoby ją z dawnym życiem.
Tego wieczoru pogrążona była w przeglądaniu ostatniej sterty papierów, która od roku tkwiła w kartonowym pudle, upchniętym w kącie przedpokoju. Dźwięki muzyki dochodzące z głośników były na tyle głośne, że nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do mieszkania. Dopiero gdy jej wzrok natrafił na parę stóp ułożonych w niedalekiej odległości od niej, drgnęła, łapiąc się za serce.
- Jezu, Mercedes, chcesz mnie przedwcześnie wysłać na cmentarz? - rzuciła znad pliku dokumentów, który poszybował z powrotem do pudła. Wyprostowała się, krzyżując ręce na piersiach i obrzuciła podejrzliwym spojrzeniem przyjaciółkę, stojącą w progu mieszkania.
- A tak swoją drogą, jak o tej godzinie udało ci się wyrwać? Zresztą, nie żebym narzekała. Właściwie to stęskniłam się za naszymi wspólnymi wieczorami - uśmiechnęła się i skinęła głową w stronę kuchni, tym samym dając znać żeby brunetka poszła za nią. Nie spiesząc się przeszła korytarzem, minęła salon i zatrzymała się przy blacie znad którego wyciągnęła kieliszki. Po chwili jednak się zawahała i zerknęła pytająco na swojego gościa. Bądź co bądź nie wiedziała co ją tutaj sprowadziło. Być może gdyby częściej spoglądała na telefon nie miałaby teraz tego problemu.

Mercedes Noonuccal
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
WŁAŚCICIELKA WARSZTATU/MECHANIK SAMOCHODOWY — LORNE BAY MECHANIC
33 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Mechanik samochodowa zagubiona w syndromie sztokholmskim.
#1 + noah baker

Po naszej "chatce" zdążył rozejść się już niezbyt przyjemny odór alkoholu i dymu papierosowego, dzięki czemu zaraz po przekroczeniu jej progu zrozumiałam, że nie miałam tu już czego szukać. Domyślałam się, że mój mężczyzna albo zaraz wyskoczy na mnie zza rogu z wielkim wyrzutem mojego późnego powrotu do domu i znów mi się oberwie, bądź przy odrobinie szczęścia będzie on już smacznie spał. Pomalutku, po cichutku ruszyłam więc w stronę sypialni, nie zauważywszy jak na razie żadnego niebezpieczeństwa, oprócz kilku porozrzucanych butelek po wódce w salonie. Nie było go. Kuchnia również była pusta. W sypialni śmierdziało jeszcze bardziej, ponieważ na ramie łózka leżała popielniczka, w której wciąż tlił się niedopałek. Zjawiłam się chyba w odpowiednim momencie, bo mogłoby się to źle skończyć. Choć z drugiej strony, jeśli o mnie chodzi, może na lepiej by mi to wyszło? Chata spłonęłaby doszczętnie, a ja wreszcie byłabym wolna. Nie chciałam jednak o tym myśleć. Nie teraz. Nie potrzebnie zaprzątałabym tym sobie głowę. Na pewno byłabym na liście głównych podejrzanych, a może, jakaś rodzina mojego partnera, której nie znam posądziłaby mnie od razu o jego morderstwo i jednak tak dobrze, jak pomyślałam w pierwszej chwili by się to nie skończyło.
Westchnęłam ciężko, rzucając pod szafą torbę z narzędziami, która wydała dość głośny dźwięk, kiedy wyjątkowo szybko znalazła się na ziemi. Przeniosłam wzrok na mężczyznę, chrapiącego w najlepsze. Chyba nie chciałam zrobić tego tak głośno. Wyszło przez przypadek. Zresztą, wiecie jak to jest, kiedy chcecie zrobić wszystko po cichemu, by przypadkiem kogoś nie obudzić. Wtedy zawsze, wszystko wychodzi na odwrót i zazwyczaj wywrócicie swoje mieszkanie, a rodzice, czy w tym przypadku partner i tak, czy siak się obudzi. Tym razem, na szczęście tak nie było. Strzeliłam mu nawet kilka lekkich policzków, ale i to nie zadziałało. Nie żebym chciała go budzić. Po prostu musiałam sprawdzić, czy twardo śpi i czy jak znów wyjdę z domu, to na pewno się nie obudzi. To była ryzykowna decyzja, ale niewiele myśląc, wzięłam szybki prysznic, on wciąż spał. Przesuszyłam nawet lekko włosy i nic.
Zagryzłam lekko dolną wargę, przy zamykaniu drzwi od sypialni. Znów na niego spojrzałam, by upewnić się, że nie przebudził się na choćby krótką chwilę. Miałam dziś wyjątkowe szczęście, a on spał mocnym snem, którego nawet, wcześniej domniemany pożar nie byłby w stanie obudzić. Odetchnęłam z ulgą. Dom opuściłam szybko, nie zastanawiając się już nawet, czy przekręcanie klucza w zamku go nie zbudzi. Wsiadłam na motor, udałam się do pobliskiego monopolowego, kupiłam kilka butelek dobrego, czerwonego wina i popędziłam w stronę chaty przyjaciółki. Nie uprzedziłam jej o swojej wizycie. Była całkowicie niezapowiedziana. Nie zdziwiło mnie więc jej zaskoczenie, kiedy przestąpiłam próg jej chaty. Pomachałam na przywitanie dwiema butelkami wina i zrobiłam minę niewiniątka, chcąc w ten sposób przeprosić ją za swoje wtargnięcie. Miałam szczęście, że jeszcze nie spała, choć spodziewałam się tego, bo nie była to godzina, w której Noah mogłaby spać.
- Przepraszam. Nie dzwoniłam, nie zapowiedziałam się, no i jak zwykle nie zapukałam. Ale Ty, powinnaś zamykać drzwi, więc jakby nie patrzeć sama jesteś sobie winna. - Uśmiechnęłam się dumnie, wybrnąwszy obronną ręką z całej tej sytuacji.
Zwłaszcza, że w naszej dzielnicy, dziwne typy lubiły kręcić się po nocach, no i nigdy nie wiadome było co by takiemu do głowy przyszło.
- Śpi jak zabity. - Odparłam krótko w odpowiedzi na jej pytanie, nie chcąc już mówić nic więcej. - Najebany w trzy dupy. - Dodałam jednak, po chwili zastanowienia, kiedy już powędrowałam wraz z przyjaciółką do kuchni. - Ja też!
Uśmiechnęłam się promiennie, naprawdę nie chcąc już teraz o nim myśleć. Wiedziałam, że przyjaciółka to zrozumie i nie będzie dłużej drążyć tematu.
- A co u Ciebie? - Spytałam, tak po prostu, niezobowiązująco, nie konkretyzując o co dokładnie mi chodzi. Sięgnęłam z szuflady otwieracz do wina i szybko uporałam się z korkiem. Po rozlaniu wina do kieliszków, ściągnęłam skurzaną kurtkę i powiesiłam ją niedbale na jednym z krzeseł. Mimo zimy, w Australii wciąż było ciepło. Zwłaszcza u nas, w Tingaree. Dzielnica porośnięta gęstymi drzewami idealnie osłoniona była przed zimowymi wiatrami, które w mieście, czy na wybrzeżu dawały się we znaki o wiele bardziej.
i put a speel on you
roska94
lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Ostatni raz wróciła spojrzeniem do podpierającej ścianę sterty dokumentów i z cichym westchnieniem obiecała sobie, że kiedyś do niej wróci. Kiedyś. Nie jutro. Nie za tydzień. Nawet nie za miesiąc. Wiedziała, że to byłaby zbyt odważna obietnica, której nie miała szans dotrzymać. Jej życie definiował chaos, wygryzając z niego każdą, najmniejszą dawkę rutyny która się w nie wdzierała. Skoro zaś ledwo radziła sobie z doprowadzeniem starej chaty do porządku, jaka mogłaby być z niej matka? Nie żałowała swojej decyzji. Być może za kilka lat spojrzy na to inaczej, ale nie teraz. Rzadko wracała myślami do momentu, w którym wcisnęła ciasne zawiniątko w drżące ręce mężczyzny, na którego nawet nie miała odwagi spojrzeć, wiedząc, że nigdy jej tego nie wybaczy. Odeszła w towarzystwie rozpaczliwych protestów i nienawistnych spojrzeń, wywiercających jej dziury w plecach. Nigdy więcej tam nie wróciła.
Łatwiej było tutaj. W miasteczku, w którym przez lata wypracowane etykiety odbijały się w oczach sąsiadów i mieszkańców mijających jej antykwariat. To było proste. Wychodzić niespiesznie z sennych pieleszy nim wybiło południe. Wdychać słodki zapach stęchlizny i zastałego kurzu, osiadłego na przedmiotach w sklepie z antykami. Codziennie pić tą samą, lurowatą kawę rozpuszczalną, zamiast zainwestować w ekspres. Proste rzeczy ponoć niosą ze sobą największe szczęście i właśnie w to starała się każdego dnia wierzyć, uciekając przed wyrzutami sumienia, gotowymi w każdej chwili pożreć ją żywcem.
Skinęła głową, biorąc krótkie wytłumaczenie przyjaciółki za przyzwolenie do napełnienia kieliszków. Wyciągnęła wino z lodówki i rozlała pomiędzy nie połowę zawartości, podsuwając jedno z naczyń w stronę Mercedes.
- Czasami zapominam o tym, że takie rzeczy jak zamykanie drzwi się w ogóle powinno robić. Odkąd tutaj wróciłam, mam wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu, a Tingaree... To specyficzne miejsce. Tutaj wszyscy wiedzą więcej o swoich sąsiadach niż chcieliby przyznać. Nie wydaje mi się żeby ktoś obcy mógł się gdziekolwiek zakraść bez echa - zaśmiała się, myślami krążąc wśród aborygeńskich mieszkańców dzielnicy, którzy wbrew swojej powściągliwości do obcych, posiadali niesamowicie szeroką wiedzę na temat swoich sąsiadów, ale i reszty miasteczka, do czego niechętnie się przyznawali. Choć był to jedynie rezerwat, czasami miała wrażenie, że żyje na dobrze strzeżonym, zamkniętym osiedlu, mimo że brakowało tu prawdziwej ochrony.
- Zjesz coś? Przywiozłam z miasta trochę za dużo chińszczyzny na wynos. Starczy dla nas dwóch, a nawet nie masz pojęcia jaki zajebisty jest ten pad thai - zaproponowała, wskazując na dwie torby stojące w pobliżu lodówki. Zupełnie jakby ktoś w połowie drogi, zapomniał ich schować i zajął się czymś innym. Co w zasadzie było zgodne z prawdą. Wyciągnęła ze środka styropianowe opakowania i pałeczki, tak na wszelki wypadek, jakby sama też miała zgłodnieć, co przy winie nie byłoby niczym dziwnym, i zaprowadziła przyjaciółkę do salonu, gdzie mogły sobie wygodnie opaść na kanapę. Noah wybrała pleciony dywan. Zazwyczaj to na nim siadała, kanapę traktując wyłącznie za oparcie.
- Jezu - wzdrygnęła się, nie kryjąc skrzywionych ust. - Dobrze wiesz co o tym myślę - mruknęła, nie wdając się w dalszą dyskusję, bo niejednokrotnie próbowała przemówić brunetce do rozumu, ale ta w niezrozumiały dla niej sposób dzieliła dziwaczną więź ze swoim kochankiem. Nie chciała też za często jej truć nad uchem. Z dwojga złego lepiej żeby to do niej przychodziła w potrzebie (i bez!) niż miała trzymać to wszystko w sobie.
- U mnie? Cóż... Niewiele się zmieniło. W ciągu ostatniego roku zdążyłam już nieco odpicować tą zatęchłą ruderę, ale jeszcze dużo jest do zrobienia. Dzisiaj nawet byłam blisko uporządkowania papierów, ale... Zostawię to na kiedyś indziej. Może znowu mnie najdzie wena. Na razie muszę pomyśleć nad ściągnięciem czegoś ciekawego do sklepu z antykami. Może chciałabyś któregoś razu przejść się ze mną na targ staroci? - zaproponowała, raczej z góry zakładając, że Mercedes tak jak zwykła to robić, odmówi. Mimo to, liczyła na to, że kiedyś znowu wrócą do dawnych nawyków sprzed lat, kiedy wszystko jeszcze było beztroskie.

Mercedes Noonuccal
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
WŁAŚCICIELKA WARSZTATU/MECHANIK SAMOCHODOWY — LORNE BAY MECHANIC
33 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Mechanik samochodowa zagubiona w syndromie sztokholmskim.
+ noah baker

Rzeczywiście, tu musiałam przyznać jej rację. W Tingaree czas naprawdę zatrzymał się w miejscu. Praktycznie nic nie zmieniało się tutaj od dawien dawna. Starsi obywatele tej części miasteczka rzeczywiście wiedzieli o wszystkich, wszystko i niechętnie się do tego przyznawali i aż miałam ochotę się wzdrygnąć, jak pomyślałam sobie, że jakiś stary, garbaty aborygen mógł nie raz, nie dwa zaglądać mi do domu przez okna i widzieć co się w nim dzieje. Byłam temu jak najbardziej przeciwna i tak, jak większość młodszej społeczności woleliśmy sobie w buty nie zaglądać, jak to się mówi, tylko ewentualnie dzielić się tym co u nas słychać, między najbliższymi sąsiadami, ewentualnie wcale. Tak jest w moim przypadku, bo prawdę o moim toksycznym związku zna chyba tylko Noah. Nie chwalę się zbyt chętnie swoim partnerem, mimo że w jakiś tam sposób jestem do niego przywiązana i trzyma mnie przy nim jakaś chora więź, to nie często pokazujemy się razem w "tłumie". Najwięcej czasu spędzamy tak naprawdę w domu, ewentualnie w pobliskim barze, gdy Pan X ma jakiś lepszy dzień i zaprosi mnie na drinka, ale zdarza się to bardzo rzadko. Zwłaszcza teraz, w tak długiej już kadencji naszego "związku".
- Ooo! Pewnie! Uwielbiam pad thai! - Odparłam, po czym zamilkłam i zaraz cicho się zaśmiałam. - Żartowałam, Noah... Chyba w życiu tego nie jadłam! - Dodałam, tym razem śmiejąc się już nieco głośniej.
Może, kiedyś za swoich wybryków w liceum w Cairns wpadło mi w usta coś w tym stylu, ale dokładniej nazwy tego dania pewnie nigdy bym nie spamiętała. Zwłaszcza, że za tamtych czasów kompletnie nie zwracałam uwagi na to co jem. Chciałam po prostu by było dobre. By były to rzeczy, których nie jadłam nigdy wcześniej, bym mogła napawać się chwilą, niekoniecznie zapamiętując ich smak. Chyba, że coś było tak pyszne jak Lasagne z prawdziwej, włoskiej restauracji, no ale, w sumie... Nie trudno jest zapamiętać nazwy tego dania. A jeśli chodzi o chińszczyznę i inne kuchnie świata, to jakoś nigdy nie zaprzątałam sobie głowy zapamiętywaniem ich nazw.
W każdym razie w celu pomocy przyjaciółce wzięłam jeden styropianowy pojemniczek wraz z pałeczkami, ale zaraz cofnęłam się do kuchni, by jednak wymienić je na sztućce, bo nie wyobrażałam sobie, bym była w stanie tym to zjeść. Zwłaszcza po zbyt dużej ilości wypitych kieliszków wina. Jeden z nich również wzięłam ze sobą, a pod pachę wcisnęłam jeszcze całą butelkę, byśmy zbyt często do kuchni biegać nie musiały. Usadowiłyśmy się wygodnie, na podłodze, jak za starych, dobrych czasów. Poprawiłam kosmyki włosów, które wpadły mi na twarz przy sadzaniu na kocu dupska i odetchnęłam z ulgą, że Noah nie kontynuuje tematu Pana X. Nie było o czym gadać. Zresztą, ona dobrze o tym wiedziała, więc nie musiałam mówić nic więcej, bo przecież na dobre wyszło, że zastałam go w takim, a nie innym stanie. Przynajmniej mogę spędzić trochę czasu z przyjaciółką.
Rozejrzałam się po domu, kiedy już zaczęła o nim mówić. Rzeczywiście coś tam w nim pozmieniała, ja byłam jednak do niego tak przyzwyczajona, że nie zwracałam już nawet na to uwagi. W końcu spędziłam tu z połowę swojego dzieciństwa, tak samo zresztą, jak Noah u mnie. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, jak i na jej propozycję, ale szybko uśmiech zniknął z mojej twarzy, kiedy pomyślałam, jak ciężko będzie mi się wyrwać z domu.
- Ej! W sumie... Będę musiała na dniach skoczyć do miasta po kilka zamówionych części do aut, więc może to być niezła wymówka. - Odparłam po chwili zastanowienia. - Jakoś wciąż nie mogę uwierzyć w to, że wróciłaś. Dobrze jest mieć Cię znowu tak blisko. - Dodałam.
Mój uśmiech znacznie się poszerzył i odstawiłam na chwilę kieliszek, by przytulić się do przyjaciółki. Przez te wszystkie lata naprawdę mi jej brakowało, bo... Była jedyną osobą, która znała całą prawdę i która nie umoralniała mnie, tak jak większość, ale po prostu mnie rozumiała.
i put a speel on you
roska94
lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Często zastanawiała się jak to jest, że jej przyjaciółka mimo wszystkich toksyn, które zalewały jej związek, wciąż trwa przy swoim partnerze. Zwłaszcza w czasie, w którym nie często ją widywała, bo ta siedziała niemalże cały czas w chatce. Noah nie umiała tego pojąć. Sama w najważniejszym momencie swojego życia stchórzyła, uciekając któregoś dnia być może przed najpiękniejszą rzeczą w jej życiu. Była najzwyklejszym tchórzem. Być może związek Mercedes nie należał do najzdrowszych, ale miała na tyle odwagi żeby wciąż próbować. Baker nawet nie dała szansy pokręconej relacji, której daleko było do prawdziwego partnerstwa. Bała się uwiązania. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że każdy jej dzień miałby zaczynać się jak w reklamie płatków śniadaniowych. Od zapachu kawy rozpościerającego się po wynajmowanym mieszkaniu, przez śniadanie które jako dobra żona partnerka powinna przygotować, po wstawanie w środku nocy do dziecka żeby przytulić je do piersi. Była jak dziki koń, którego przerażała wizja nałożenia nań siodła. Wystarczająco dużo czasu spędziła przy ojcu, obiecawszy sobie w dniu, w którym opuściło ich ostatnie z rodzeństwa, że ona nie odejdzie. Czego swoją drogą szybko pożałowała, wieczory spędzając na sprzątaniu pustych butelek po bimbrze, wyściełających podniszczoną podłogę z drewna. Czasami nawet miała wrażenie, że mimo wszystko z tej dwójki to jej przyjaciółka miała więcej zdrowego rozsądku, jakkolwiek dziwacznie to brzmiało.
- Naprawdę?! - jej oczy przybrały rozmiar spodków, kiedy dotarło do niej, że ktoś mógł nigdy w życiu nie jeść tak kultowego azjatyckiego dania. Zaraz potem zrugała się w myślach, bo to, że ją ciągnęło w najbardziej odległe zakątki świata (tak samo jak do najbardziej obskurnych barów), nie znaczyło, że każdy musiał tak mieć.
- W takim razie koniecznie musisz tego spróbować. Uwielbiam to, serio! Nawet kiedyś próbowałam zrobić własnoręcznie, ale nie jestem najlepszą kucharką - bądź co bądź może i gotowała dla siebie i ojca, ale zazwyczaj były to ryby, które przywiózł z połowu albo bardziej tradycyjne dania kuchni aborygeńskiej, których nauczyła ją mama gdy jeszcze żyła, ale bardziej wymyślne dania już nie wychodziły jej tak dobrze. W zasadzie ze światowej kuchni mogła powiedzieć, że specjalizowała się jedynie w sosie bolońskim z makaronem spaghetti, ale to nie był żaden gigantyczny wyczyn.
Uśmiechnęła się, widząc że przyjaciółka czyta jej w myślach. Sama miała wziąć butelkę, ale w zasadzie skoro jedna była już częściowo opróżniona, nic nie stało na przeszkodzie żeby wziąć kolejną, dlatego po nią sięgnęła i zabrała resztę jedzenia do salonu. Zmienił się od czasów kiedy wpadały tutaj po szkole, jedząc śmieciowe jedzenie zamiast paskudnego żarcia ze stołówki. Deski były czyste i przykryte częściowo nowymi dywanami, a starą kanapę, której koloru nie dało się dojrzeć spod plam taniego wina, zastąpił nowy mebel. Odkąd wróciła sukcesywnie starała się zmienić starą ruderę w coś co znacznie bardziej przypominało miejsce do życia niż melina w jaką zamienił chatę pan Baker.
- Jej, chyba dawno nie siedziałyśmy tak "kulturalnie", co? Zawsze były dania instant z supermarketuu albo fastfoody i wino za kilka dolców albo to co udało się podebrać mojemu ojcu - zaśmiała się cicho, wspominając dawne czasy. Może i nie należały do najlepszych, ale zawierały w sobie pewną magię i beztroskę do której się przywiązała. Patrząc na to jak wyglądało aktualnie jej życie - aż za bardzo.
- No i świetnie. Więc jesteśmy umówione, a zawsze możemy skończyć w warsztacie, udając że pracujesz i popijając piwo - zaproponowała, mając w zanadrzu jeszcze kilka pomysłów w jaki mogłyby spędzić wspólnie popołudnia. - Wiesz... Też się cieszę. I pamiętaj, że zaaawsze możesz na mnie liczyć. I wiesz, dobrze jest mieć komu powiedzieć co odwaliłam. Nie wyobrażam sobie przyznać się komuś jeszcze do tego. Zwłaszcza nie tutaj. Oni... Nikt by tego nie zrozumiał - oczy zaszkliły jej się nieco, a głos zadrżał, kiedy wpadła w objęcia Mercedes. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jej brakowało jej towarzystwa i wspólnych wieczorów, kiedy nie musiały przejmować się nikim i niczym.

Mercedes Noonuccal
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
WŁAŚCICIELKA WARSZTATU/MECHANIK SAMOCHODOWY — LORNE BAY MECHANIC
33 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Mechanik samochodowa zagubiona w syndromie sztokholmskim.
+ noah baker

Zaśmiałam się, widząc jej zdziwienie na moje zaprzeczenie jedzenia tego konkretnego dania. Tak jak już wcześniej wspomniałam, może i za czasów licealnych coś takiego się trafiło, ale nazwy za cholerę sobie nie przypominam, dlatego też, mimo że wiedziałam, że to pytanie retoryczne pokiwałam znacząco głową, nie przestając, szeroko się uśmiechać.
- Zjem, zjem. - Zapewniłam, urywając na chwilę, jak gdyby się zastanawiając. - Chyba dziś jeszcze nic nie jadłam. - Dodałam, stwierdzając tym samym smutną prawdę.
Zestresowany i zapracowany człowiek nie ma czasu na jedzenie. Ja należałam właśnie do tych osób, które nawet nie myślą o zjedzeniu czegokolwiek, bo w pracy nie mają na to czasu, a po powrocie do domu... Po prostu się im nie chce. Niestety, mój partner nie czekał na mnie z cieplutkim, pachnącym obiadkiem, a ja wcale nad tym nie ubolewałam, bo gdyby tak było, to po prostu bym go zmieniła. Partnera, w sensie. Nie oczekiwałam tego od niego. Tak naprawdę, nic już od niego nie oczekiwałam. Chore przywiązanie sprawiało, że chciałam, by po prostu był. Ale dziś odetchnęłam z ulgą, że był w takim, a nie innym stanie i mogłam wyrwać się do Noah. Tak dawno nie spędzałyśmy wspólnie czasu, że naprawdę bardzo było mi tego trzeba.
Noah najwyraźniej też wzięło się na wspominki. I dobrze. Warto czasem powspominać te beztroskie czasy, bo pomimo, że ojciec mojej przyjaciółki był, jaki był, to jednak my zawsze potrafiłyśmy się ustawić. Na wspomnienie taniego wina znów zachichotałam. Oj tak. Te początki, kiedy prosiło się pełnoletnie osoby o kupienie alkoholu, albo rzeczywiście, w ostateczności podbierało się coś jej ojcu, a że on miał alko w zanadrzu, to nigdy nie musiałyśmy się o to martwić. Chciałyśmy jednak być takie dorosłe, samodzielne, amerykańskie.
- Oj tak. - Westchnęłam głęboko, zatracając się na chwilę we wspomnieniach. - To były czasy! - Dodałam jeszcze, wracając do rzeczywistości i mocno ściskając przyjaciółkę.
Prawdziwa przyjaźń jest sporo warta i ta nasza właśnie taka jest. Nie wyobrażam sobie życia bez Noah, więc kiedy wyjechała, trochę się podłamałam. No, ale wcześniej ja odwalałam swoje akcje i nasz kontakt też trochę się urwał. Dobrze, że teraz znów możemy na siebie liczyć. I bardzo dobrze wiedziałam o czym ona mówi. Ona nie osądzała mnie, ja nie mogłam osądzać jej. Znaczy się, w sumie mogłam, ale nie miałam najmniejszego zamiaru. Taka była jej decyzja. Postąpiła tak, a nie inaczej i dobrze wie, że nie ważne co w życiu zrobi ja będę ją wspierać we wszystkim całą sobą, bo przecież właśnie od tego są tak dobre przyjaciółki.
- Dokładnie! Aborygeni... Są trochę zacofani. I wiesz... Gdyby ktokolwiek z sąsiadów dowiedział się o mojej niechlubnej przeszłości, a i o życiu teraźniejszym, pewnie nieźle by plotkowali. Choć w sumie... Teraz pewnie też plotkują. - Odsunęłam się delikatnie od przyjaciółki i wzruszyłam ramionami.
Przecież świata nie zmienimy, więc po co się w ogóle tym wszystkim przejmować. Sięgnęłam swój kieliszek i usadowiłam się wygodnie, niby to po turecku, ale jednak jedną nogę pozostawiając z kolanem w górze, by mieć gdzie postawić rękę ze szkłem. Poprawiłam jeszcze niedbałą sukienkę, by przypadkiem nie odkryła mi majtek, bo w takiej pozycji mogło do tego dojść. Zrobiłam to z przyzwyczajenia, bo przecież nie dbałam o to, czy przyjaciółka zobaczy moją bieliznę, czy też nie. Wzięłam kilka łyków wina, po czym sięgnęłam po jedzenie.
- No dobra. Pokaż co to takiego pysznego jest! - Zakomunikowałam, dobierając się do wnętrza styropianowego pudełka.
i put a speel on you
roska94
ODPOWIEDZ