[akapit]
W zasadzie to powinien próbować zachowywać pozory tego, że jest normalnym facetem i do tego takim, który panuje nad swoim życiem i tym co się w nim dzieje. Chciał zbudować przynajmniej obraz porządnego i zaradnego ale z każdym dniem, potem tygodniem - ciągle pozostawał w dziwnym stanie zawieszenia, gdzie nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nie potrafił znaleźć zajęcia. Brak pracy a także weny do pisania nowych książek albo chociaż ich namiastek, powodowały iż przynajmniej raz w tygodniu solidnie skraplał się alkoholem. Trzymał chwilami fason ale były i momenty gdy nie potrafił, przez co tak jak i dzisiejszego wieczoru miał nie lada problem aby wrócić do mieszkania, pokazać się Olive w takim stanie. Stąd też jego pomysł aby pokręcić się po okolicy, wypocić i wypłukać wręcz z organizmu alkohol, który przyswoił.
[akapit]
Jeszcze kilka tygodni temu gdy nosił dłuższą brodę i miał nieco dłuższe włosy, ktoś mógłby go śmiało pomylić z takimi ludźmi, rodem z rynsztoku. Aktualnie jego wygląd był nieco lepszy ale wciąż oddech czy inne aspekty nie powalały. Można by rzec, że był z niego w tamtej chwili ekskluzywny menel na wypasie. Nie zmienia jednak to faktu, że ławka to nie jest najlepsze miejsce o tej porze na sen czy trzeźwienie ale skąd on miał to wiedzieć? Wyraźnie przymroczony nie panował w chwili gdy przysiadł na niej nad swoim ciałem i nagłą chęcią snu czy też odpoczynku. Odpłynął więc nie zwracając uwagi na okoliczności i miejsce czy też otoczenie - na tyle mocno to wszystko go złapało, że aż nie dziwi fakt iż ktoś musiał się nim zainteresować. Ktoś kto o tej porze rzecz jasna jeszcze funkcjonował w tym rejonie czy ogólnie się przechadzał się czy wracał z punktu A do B. Zainteresował też na tyle aby go zauważyć i no właśnie? Pomóc? Obudzić? A może wezwać straż miejską czy policje? W końcu to nie miejsce na sen, nawet przez zapijaczonego pisarza wariata o problemach, które i tak nikogo nie interesują...
callie carter
Chciała tylko znaleźć jakąś ławkę, na której mogłaby usiąść, zjeść zimne frytki i w samotności płakać dalej nad swoim losem. Jej plany uległy jednak zmianie gdy na najbliższej ławce dostrzegła zwłoki .
Rzuciła swoje rzeczy na chodnik i podbiegła do ciemnego kształtu, który z każdym krokiem coraz bardziej przypominał nieprzytomnego mężczyznę. Przetarła oczy, tak dla pewności, zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła - w zasadzie nie wiadomo po co, głupi odruch.
I co teraz?
Wdech, wydech, wdech… Próbowała sobie przypomnieć co mówili sto lat temu w szkole na zajęciach z pierwszej pomocy, ale… Ostatni miesiąc prawie nie trzeźwiała, więc mózg nie miał nawet szansy się uaktywnić w tej sytuacji. Nie było szans. - Um… Dzień dobry… Dobry wieczór… To znaczy… Proszę pana? - zaczęła idiotycznie jąkać stojąc obok niego. Nachyliła się bliżej, bo coś jej się kojarzyło, że kazali tak sprawdzać oddech. Poczuła zapach alkoholu. Cóż, kogo jak kogo, Callie on nie odstraszał. Pan nie reagował, zatem swoimi małymi dłońmi zaczęła go klepać po policzkach. Jeszcze nie wiedziała, czy telefon na pogotowie będzie konieczny, ale z każdą chwilą braku reakcji mężczyzny stresowała się coraz bardziej. Rozejrzała się jeszcze, tak dla pewności. Krwi nigdzie nie było, nie wyglądał jakby się zadławił własnymi rzygami, więc liczyła na to, że tylko usnął zmęczony melanżem. Gdy zobaczyła jakieś ruchy z jego strony, odetchnęła z ulgą. - Czy coś się stało? Potrzebuje pan pomocy?
Callie sama jej potrzebowała, ale umówmy się, że jej problemy zaczekają. Raka będzie jeszcze miała długo, zdąży się wypłakać. Teraz ważniejszy był stan obcego człowieka. W końcu... Callie może przedstawiała siebie jako taką, której nie zależy na nikim i niczym, ale ostatecznie była dobrym człowiekiem. Mogłaby łatwo minąć tego człowieka i iść dalej, zakładając, że przecież pijak - no ale nawet jeśli pijak, to zasługiwał na udzielenie pomocy. Callie doskonale pamięta co wyprawiała jeszcze w Brisbane, rozumiała więc doskonale, że noc może potoczyć się różnie. Było to jednak trochę poetyckie, że oboje spotkali się tutaj, w tym miejscu, fizycznie - ale jednakowo metaforycznie w miejscu przegranym, niewygodnym i ciężkim do udźwignięcia.
Jordan Buchanan
[akapit]
A teraz? Teraz mieszkał na drugim końcu świata w Australii a do tego nawet nie miał co marzyć o pracy w którymś z wymienionych miejsc. Za to pozostawał mu alkohol i ukojenie duszy, bo co innego mógł robić? Stracił w pewnym momencie swój sens istnienia i w zasadzie nie spieszyło mu się aby cokolwiek w swoim żenującym życiu zmienić. Może powinien się otrząsnąć i zatrzymać, może właśnie ta noc pod gwiazdami i przysłowiową chmurką, miała dać mu do myślenia?
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
callie carter
-Może pan być bardzo pijany, to nie moja sprawa - odpowiedziała stanowczo na jego próby tłumaczenia się. Rozumiała czemu czuł, że musi bronić swojej trzeźwości, wiedziała że ludziom pijanym generalnie społeczeństwo pomagać nie chce i często umierają właśnie na takich ławkach. Jednocześnie, jako barmanka, wiedziała że jest częścią tego problemu. Co prawda nigdy w życiu zawodowym nie podała alkoholu osobie pod jego wyraźnym wpływem - byłoby to zresztą nielegalne, jednak mógł paść taki argument, że rozbudzała apetyt. A potem taki delikwent wychodził z lokalu, kupował flaszkę i kontynuował sam gdzieś w parku, gdzie kończyło się to tragedią.
- Czy nic pana nie boli? Może zadzwonię po karetkę… Żeby ratownicy sprawdzili, czy wszystko w porządku… - brzmiało to jak pytanie, ale wcale nim nie było. Callie głośno zastanawiała się nad następnym krokiem. Nie ustaliła jeszcze, czy mężczyzna jest na tyle trzeźwy, żeby mieć prawo decydowania o sobie i oceny sytuacji, powiedzenia o tym, jakiej pomocy potrzebuje. - Czy da pan radę sam wrócić do domu?
Nie wyglądał na bezdomnego. Nie w stereotypowym rozumieniu tego słowa. Na menela, ewentualnie. Pijaczka parkowego, może. Ale pytanie o powrót do domu wydawało jej się tak oczywiste. Już myślała, czy nie będzie trzeba po kogoś zadzwonić, żeby go odwiózł pod dom. Albo taksówkę. Priorytetem było dla niej zapewnienie mężczyźnie bezpieczeństwa przynajmniej do czasu ustalenia, że da radę zostać sam i nie zrobić sobie krzywdy. Na przykład potykając się o krawężnik podczas prób marszu w którąkolwieks stronę. - Mam ze sobą wodę, napije się pan?
Jordan Buchanan
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Jordan w teorii nie lubił mówić o sobie i o swoich problemach ale wciąż był też pod wpływem więc pewnie po przemyśleniu za i przeciw, postanowił wylać swoje żale czy też przemyślenia na temat swoich aktualnych przeżyć, życiowego dołka czy jak to tam inaczej można by nazwać.
[akapit]
callie carter
Jeśli zatem miał być bezdomny i spać na ławkach, może warto było przynajmniej uśmiechnąć się do tego jednego, drobnego szczegółu: przynajmniej znalazł ławkę, na której dało się zasnąć, zamiast skończyć na tych rozsianych po mieście narzędziach tortur.
Sama nie wiedziała co nią kierowało, ale chyba widząc, że oboje są w chujowej sytuacji, postanowiła także opowiedzieć o bolączkach swojego życia. - Też myślałam, że coś dobrego mnie tu spotka - westchnęła. - Chyba nic z tego nie będzie. Mam raka, noc spędzam płacząc w parku a w dzień zajmuje mnie wewnętrzny dialog o plusach i minusach kupienia heroiny.
Chyba było jej już wszystko jedno w tej chwili. Emocjonalnie dotknęła dna już z miesiąc temu, a od tamtej pory każdego dnia okazywało się, że może być tylko gorzej. Bliskim nie potrafiła powiedzieć o chorobie, tymczasem przy obcym człowieku, który miał albo tak samo przejebane albo bardziej, te słowa z wielką lekkością ześlizgnęły się jej z języka. - Jesteś głodny? Wracam z pracy, kucharz wepchnął mi parę rzeczy… Mam rybę… Jakieś burgery… Chyba frytki? Zimne niestety.
Głową skinęła w kierunku papierowej torby wypełnionej pojemnikami na wynos. Wszystko wskazywało na to, że trochę tu razem posiedzą, może w takim razie zjedzą romantyczną kolację przy romantycznych ulicznych latarniach. Czy raczej zupełnie odwrotnie: chujowy posiłek, w chujowej sytuacji.
Jordan Buchanan
Niespodziewane było to jak wiele rzeczy może mieć w torebce kobieta i jak wiele może się przydać zwykłemu szaremu człowiekowi z ławki w parku, w dodatku nieznajomemu. Tu już nie chodzi o jej gest i zainteresowanie sytuacją ale dobre serce i chęć dzielenia się tym z obcym facetem. Bo w końcu i ona mogła mieć różne obawy względem jego - na przykład, że tylko udaje pijanego a zaraz zrobi jej krzywdę czy okradnie, albo coś jeszcze innego. Nie było to jednak to, on niczego nie udawał a jego oddech i pewnie sam zapach gdy otwierał tylko usta, to dowodził. Pewnie przyglądał się jak szuka uparcie czegoś, co może mogła wcale nie mieć albo z racji tego jakim atrybutem jest kobieca torba, przepadło na jej dnie w czeluściach. Uradował się jednak gdy znalazła te pieprzone gumy, bo to nie tylko ulga dla jego oddechu ale też forma uspokojenia i ogólnie zawsze lubił żuć gumę i tyle.
Przyglądał się jej podczas tego monologu o ławce i cóż, przez chwilę pomyślał iż ma go za jakiegoś specjalistę od tego albo kogoś kto to testuje notorycznie. Miał ochotę się roześmiać na cały głos i co pewnie po jakiejś chwili zrobił, bo jednak no uśmiać się szło z tego tematu.
— Myślisz, że mają testera ławek? W sensie, że ktoś się kładzie albo siada tyłkiem i mówi czy okej? Czy mu się drzazga w tyłek nie wbija? — był poważny tylko chwilę przy tym, a zaraz się roześmiał i pokręcił głową z niedowierzania, jakie to głupoty mogą być elementem głębokich przemyśleń i tematem do rozmowy.
Tyle jednak co ich z tego, że mogli przed poważniejszymi tematami i faktami nieco się rozchmurzyć i po prostu pośmiać z byle czego. Bo potem i on i ona wywalili z grubej rury i w teorii więcej było w tym ochoty do płaczu niż radości.
Przez moment się wyłączył i taksował jej słowa w swojej głowie, nie rozumiejąc czy to element żartu sytuacyjnego czy może jej się udzieliło z tego śmiechu nieco, kolejne miejsce na żarty i przestrzeń do tego. Zamarł jednak i przełknął ślinę gdy jednak spoważniała i to co mu powiedziała najwyraźniej było jak najbardziej prawdziwe a nie fikcyjne, jakby można było pomyśleć. Nie wiedział w teorii co powiedzieć czy jak się zachować, próbował nie zrobić nic głupiego a przynajmniej tak walczył z tym w swojej głowie.
— RAK? R - A -K? Taka młoda? Taka ładna? Serio? Czy robisz mnie w konia albo jestem pijany i mi się coś śni? — z tego wszystkiego uszczypał się po rękach ale nic to nie dało, ona tam była i pewnie skinęła głową aby potwierdzić to wszystko. Momentalnie go zamurowało, bo kim on też był ze swoimi problemami obok niej? To był pikuś i to dosłownie. Właściwie to mógłby się z nią miejscami aktualnie zamienić i to by wyszło na lepiej im obojgu, chyba. Nie spodziewał się takiej bomby, ale momentalnie zdał sobie sprawy iż jego kłopoty to nic, przy tym co musiało dotknąć ją - młodą dziewczynę bo za taką ją miał.
— Wow? Po takim tekście jak gdyby nic proponujesz mi jedzenie i jeszcze potrafisz wykrzesać z siebie tyle pozytywnej energii. Wow.. Powiedz mi co pijesz albo bierzesz, że daje Ci to takiego kopa. Zazdroszczę.. — on w przeciwieństwie do niej nie mógł aż tak szybko przejść z jednego na drugie, w kwestii tematu rozmowy i całej atmosfery. Myślał prędzej, że kobieta wybuchnie mu tutaj płaczem albo przynajmniej atmosfera opadnie i oboje będą smutać na tej ławce, totalnie bez życia. Z drugiej zaś strony gdyby był trzeźwy może i by miał więcej taktu aby po prostu się zamknąć i nie dokładać jej swoją głupią gadką. Po co na przykład rozdrapywać te rany, prawda?
Skoro już proponowała to sięgnął po frytki ostatecznie, zamykając chociaż na chwilę swój niewyparzony dziób.
callie carter
Faceci, prawda? Ani w lewo, ani w prawo. - I co ja mam z tym zrobić?
Jordan Buchanan
Mówią, że problemy zbliżają ludzi i w teorii może i była w tym odrobina prawdy. Bo czy los nie postawił ich sobie na tej ścieżce, nawet jeśli nie było powiedziane, że spotkają się ponownie albo coś? Czy to nie miało znaczenia tak serio? Może i było w tym coś ale hej, przynajmniej mieli chwilę na poważne rozmowy na dorosłe tematy, na swoje problemy małe i duże. Jordan słysząc jej słowa nieco zbladł bo nijak to miało jakieś odbicie do jego sytuacji, wręcz wydawało się jego życie to pikuś przy jej sytuacji. Miała marzenia i plany, wyglądała na kogoś kto mógł nie mieć nawet trzydziestu lat, więc to naprawdę była przykra informacja. Buchanan nawet pijany, był zaszokowany tym co usłyszał i równie mocno nie wiedział co powiedzieć, czym nie pogorszyć sytuacji.
- To chore. W sensie sytuacja taa.. momentalnie otrzeźwiał i cóż był przejęty tym, co ją spotkało. Nawet jeśli była mu obca, to i tak nie zasługiwała na to aby przechodzić przez piekło, bać się o swoje życie i przyszłość, jeśli w ogóle była szansa na takową.
- Chyba wody co? Albo tej z kościoła, uzdrawiającej. Próbowałaś tego? - no skoro ona chciała to wziąć w taki sposób, lekko atakując chorobę śmiechem czy ogólnie żartując po części z tego to i on to robił. Do tego częstował się jedzeniem jakie mu zaoferowała i pewnie sam wyglądał kosmicznie gdy pakowal do buzi równie pokrzywdzoną przez los frytkę, taką nieco wyplutą jak on sam dzisiaj. I to było tyle od niego bo nieco przymknął się gdy zaczęła mówić tym razem o życiu uczuciowym. Jego aktualnie nie istniało więc co on tam mógł wiedzieć, do tego sam wiecznie miał jedną kobietę, przynajmniej do pewnego momentu. Jego ex według jego informacji została w Ameryce, bynajmniej tak wlasnie cały czas myślał.
- To zależy od tego co myślisz o tym kolesiu. Czy to ma być coś więcej czy po prostu brakuje Ci spotkań, nawet takich luźnych w jednym celu. Ewentualnie jeśli to coś więcej to prędzej czy później jak w każdej komedii romantycznej musi być happy end. I żyli długo i szczęśliwie... - no tyle jej mógł poradzić. Nie miał obrazu na jej odczucia, czy mówiła o relacji bo chciała sama więcej i tęskniła za tym facetem czy może po prostu potrzebowała aktualnie kogokolwiek obok siebie, bliskości. Buchanan sam ją rozumiał bo odkąd stracił to co uważal za nierozerwalne, miewał różne dziwne myśli a przy tym i odczucia. Bywały chwilę i momenty gdy żałował rozpadu swojego małżeństwa i tęsknił za ex małżonką. Innym razem z kolei brał to za dobry sygnał, że jednak po coś się to stało i miało to cel i sens. To już kwestii indywidualna tego, kto i co chce od życia czy od drugiej strony.
callie carter
Może dlatego że pracowała w gastro, a może dlatego, że została inaczej wychowana - była bardzo świadoma tego, że ludzie nie myją rąk, robią rzeczy a później maczają brudne paluchy w misie z wodą święconą. A tam rozwijają się kolonie bakterii, wirusów i pasożytów, które zakładają własne cywilizacje i walczą ze sobą o terytorium, po to tylko, żeby jakaś Bożenka, jedna z drugą, mogły się tą tablicą pierwiastków wysmarować po twarzach na znak krzyża. Obrzydlistwo, dla Callie nie do przejścia - ale doszliśmy już do tego, że Callie było z Bogiem bardzo nie po drodze. - Zastanawiasz się czasem, dlaczego Bóg pozwala na takie rzeczy? Głód, ubóstwo, ciężkie choroby, krzywdę dzieci… - skoro już ich wzięło na nietrzeźwe rozkminy nocą na ławce, musiał wjechać ciężki temat. Ale z tym kościołem to on zaczął, więc proszę Callie nie obwiniać. - Holokaust na przykład. Ludobójstwa. Jak można usiąść w pierwszej ławce, modlić się do Boga który rzekomo jest wszechmogący i kochający i nie pomyśleć o tym, że w tej samej chwili dzieją się na świecie takie tragedie?
Westchnęła tylko. I wysłuchała jego przemyśleń o swojej związkowej sytuacji, która może była zagmatwana i skomplikowana, ale w porównaniu z tematami wiary milion razy prostsza do opanowania. Wychodziło na to, że wszystko sprowadzało się do decyzji Callie - czego tak naprawdę chciała od Stana? Może gdy odpowie sobie na to pytanie, pozostałe wątpliwości rozwiążą się same. - Na happy end bym jednak nie liczyła - przewróciła oczami i sięgnęła po kolejną frytkę. - Jak się ma raka, o żadnym happy nie może być mowy.
Tak - przed nią było tylko dużo bólu i dużo strachu, każdego dnia, do końca życia. Nic innego.
Jordan Buchanan
Roześmiał się sam i przytaknął głową na jej słowa o wódce. Sam chyba miał podobnie i przez to sypiał potem na ławce jak tutaj dziś. A do tego pewnie w pokoju w którym pomieszkiwał u kobiety, która mu zaoferowała pomoc - również zgromadził kolekcję różnych butelek, prawie jak rasowy kolekcjoner. Mogli więc sobie przybić piątkę w tym temacie albo nawet i dwie, bo jednak coś o tym wiedział Jordan. Przez alkohol wpadał w coraz to gorszy stan i psychiczny i pewnie fizyczny. Ale przecież nie przyzna się nawet przed kimś, że to już problem, że to jego picie jest nim już tak na serio.
— Szczerze? Nie pamiętam kiedy byłem ostatni raz w kościele. Chyba na swoim ślubie parę lat temu, ale okej. Też tego nie kapuje, całowania jakiś monstrancji czy krzyża albo dotykanie tego co dotykali już chyba wszyscy. Bleee. - wstrząsnęło wręcz w nim na samą myśl bo jednak racja - to był hit. Nie tylko pod względem liczby zarazków ale samego w sobie rozumowania. On pewnie był z tych co niby są wierzący ale już dawno nie praktykujący, choćby przez fakt sam jak funkcjonował kościół i co niektórzy księża. Po za tym chyba sam zwątpił w to, że ktoś na górze ma nad nim kontrolę, że ma wpływ na jego los. No bo jak to tak, że akurat teraz mu się nie wiedzie? Czy naprawdę nie ma dla niego ratunku i tak dalej? Całe to gadanie o wierze i modlitwie i inne takowe wprawiały go w dziwny stan, że wolałby chyba już pawia puścić niżeli kontynuować ten wywód.
— Powiem Ci to raz i jedyny ostatni. Nie ma dla mnie Boga, ani nikogo tam na górze. Bo kto przy zdrowych zmysłach pozwoliłby na tyle cierpienia? Ataki jednych na drugich, choroby i cierpienie, głód i inne jeszcze akcje. Naprawdę nie ma Boga. Przynajmniej ja w niego nie wierzyłem i nie uwierzę. - no prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie niż uwierzy. Po za tym ona chyba sama mogła mieć podobne odczucia w swojej sprawie, że sama padła ofiarą tego całego nieszczęścia. A wiadomo, że czasami w momentach krytycznych w swoim życiu, człowiek bierze za złe właśnie Stwórcy, że to on winny i wcale nie jest taki litościwy, skoro karze akurat mnie czy Ciebie. Tak czy inaczej chyba skutecznie uciął gadkę na ten temat albo przynajmniej pokazał jej swój punkt widzenia, który nawet w momencie gdy był pod wpływem, pozostawał niezmienny.
— Słuchaj - nie wiesz co się stanie, tak? Więc co Ci zależy? Albo możesz postawić na niezapomniany czas z nim albo na chwilę zabawy. Co wolisz, ale najpierw określ swoje odczucia. Ja jako były mąż, mogę Ci powiedzieć że aktualnie czuje swego rodzaju pustkę, wyrwę - bez której jest mi smutno i zle chwilami. Mieć kogoś, nawet na moment to piękna sprawa. Bliskość, uczucie, nawet sam fakt wgniatania się poduszki po drugiej stronie łóżka. To coś czego nikt Ci nie zabierze, coś co musisz przeżyć na własnej skórze. Nawet jeśli nie wiesz czy będzie jakieś jutro dla was. Po prostu przeżyj To. - tak w sumie dodawał jej energii aby się zdecydowała co chce. Nikt nie wiedział ile jej czasu zostanie albo czy jest szansa, że wyjdzie z tego. Zatracanie się i myślenie o tym, może tylko spowodować utratę czasu i ogólnie chęci, a próba? Nic ją to nie kosztuje a potem może tylko żałować, że czegoś nie zrobiła.
— Wiesz dlaczego pije? Czasami mniej, a czasami więcej? Straciłem wszystko co miałem, będąc na górze chciałem jeszcze więcej aż zostałem z niczym. Wsiadłem w samolot w jedną stronę do Australii i dalej nie wiem co będzie, ale chociaż spróbowałem zmiany, no nie? - pocieszał się tym, nawet lekko podśmiewując z tego. Gdyby tutaj miała przy sobie jakiś alkohol to nawet i by zrobił z tego toast i chętnie za to wypił ale z drugiej strony już mu na dzisiaj wystarczyło, zdecydowanie. Zbyt duże ilości alkoholu nie pomagały i nawet kierowały go na takie filozoficzne wywody, p które można by nie posądzać wcale pisarza artysty. A może jednak, tak?
Mniejsza o to, bo jednak robiło się już znacznie późno i chyba oboje o tym dobrze wiedzieli - pasowało się zebrać i wracać do domu. On sam już czuł się znacznie lepiej, lekko wytrzeźwiał i wyglądał znacznie lepiej, oczyszczająca rozmowa oraz fakt, że kobieta miała znacznie w życiu gorzej niż on, spowodowało iż zaczął się nad sobą zastanawiać. Pożegnał się z nią zapewniając wielokrotnie, że da radę wrócić do mieszkania sam i oczywiście na koniec nie mógł się powstrzymać aby nie zapytać w którym to barze jest barmanką, na wypadek gdyby chciał ją ponownie spotkać.
KONIEC.
callie carter