pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
[3.]

[akapit]

Lorne Bay. Miejsce, w którym zakotwiczył na dłużej niż planował i które to zwiedzał już ponad roku, chociaż to grubo powiedziane - zwiedzał. Stało się aktualnie jego miejscem zamieszkania, trochę też życia. W teorii jednak nadal jedyne co do tej pory umiał wymienić to nazwy ulic i barów, które na tych ulicach się znajdują. Można to uznać za przykre ale nie osądzajmy - takie już jest życie. Jordan miał powód i cel swojej podróży do Australii, liczył na nowe życie i start, a także wsparcie przez otrzymanie spadku po wuju. Skąd miał wiedzieć finalnie, że sprawa się rypnie i zamiast pozytywów znajdzie kolejne negatywy? Spadek okazał się pułapką i to dlatego nikt się za niego nie brał bo było to morze kłopotów, problemów. Zawiedziony więc niepowodzeniem szukał siebie w tym wszystkim, po raz kolejny zatapiając swoje smutku w alkoholu. Nie miał się gdzie podziać, nie miał pracy i funduszu, jedyne dobro okazała mu kobieta, która stanęła na jego drodze. To dzięki niej miał dach na głową, przynajmniej to.
W zasadzie to powinien próbować zachowywać pozory tego, że jest normalnym facetem i do tego takim, który panuje nad swoim życiem i tym co się w nim dzieje. Chciał zbudować przynajmniej obraz porządnego i zaradnego ale z każdym dniem, potem tygodniem - ciągle pozostawał w dziwnym stanie zawieszenia, gdzie nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nie potrafił znaleźć zajęcia. Brak pracy a także weny do pisania nowych książek albo chociaż ich namiastek, powodowały iż przynajmniej raz w tygodniu solidnie skraplał się alkoholem. Trzymał chwilami fason ale były i momenty gdy nie potrafił, przez co tak jak i dzisiejszego wieczoru miał nie lada problem aby wrócić do mieszkania, pokazać się Olive w takim stanie. Stąd też jego pomysł aby pokręcić się po okolicy, wypocić i wypłukać wręcz z organizmu alkohol, który przyswoił.

[akapit]

Plan był dobry i gdyby miał jeszcze pojęcie gdzie iść czy też w jakim miejscu się w ogóle znajduje to może i by wyszło ale finalnie? Jedyne na co wpadł to park a w nim przyjemna ławka, na której to usadowił się i zmorzony ilościami przyswojonego alkoholu, padł niczym kawka. Niestety, alkohol oraz pora i całe okoliczności spowodowały, że nie wiele było mu potrzebne do tego aby usnąć na tej ławce jak najgorszy żul czy menel, tak będąc szczerym.
Jeszcze kilka tygodni temu gdy nosił dłuższą brodę i miał nieco dłuższe włosy, ktoś mógłby go śmiało pomylić z takimi ludźmi, rodem z rynsztoku. Aktualnie jego wygląd był nieco lepszy ale wciąż oddech czy inne aspekty nie powalały. Można by rzec, że był z niego w tamtej chwili ekskluzywny menel na wypasie. Nie zmienia jednak to faktu, że ławka to nie jest najlepsze miejsce o tej porze na sen czy trzeźwienie ale skąd on miał to wiedzieć? Wyraźnie przymroczony nie panował w chwili gdy przysiadł na niej nad swoim ciałem i nagłą chęcią snu czy też odpoczynku. Odpłynął więc nie zwracając uwagi na okoliczności i miejsce czy też otoczenie - na tyle mocno to wszystko go złapało, że aż nie dziwi fakt iż ktoś musiał się nim zainteresować. Ktoś kto o tej porze rzecz jasna jeszcze funkcjonował w tym rejonie czy ogólnie się przechadzał się czy wracał z punktu A do B. Zainteresował też na tyle aby go zauważyć i no właśnie? Pomóc? Obudzić? A może wezwać straż miejską czy policje? W końcu to nie miejsce na sen, nawet przez zapijaczonego pisarza wariata o problemach, które i tak nikogo nie interesują...


callie carter
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Było wiele miejsc w których Callie mogłaby teraz być, z jakiegoś jednak powodu żadne nie wydawało się odpowiednie. Wszędzie było za głośno, albo za cicho. Zbyt tłoczno, lub zbyt pusto. Ostatni miesiąc odbijała się od ścian bez celu, bez planu, bez jakiegokolwiek sensu. Wszystko, co sobie starannie przez ostatnie dwa lata poukładała, teraz się rozpadało. Nie potrafiła odnaleźć się w tym chaosie, nie potrafiła go uporządkować i nie zanosiło się na zmiany w tym zakresie. Właśnie dlatego po długiej zmianie w barze, zamknięciu i sprzątaniu, zgarnęła spakowaną przez kucharza torbę z jedzeniem i zamiast skierować kroki w stronę domu, poszła w zupełnie przeciwnym kierunku. Idąc rozmyślała o wszystkim, co w jej życiu poszło źle. O każdej decyzji, która powinna być inna. O każdej relacji, która powinna inaczej się rozpocząć, potoczyć i zakończyć. O wszystkim, co doprowadziło ją do tego miejsca. Łzy lały jej się po policzkach, w dłoni niosła chusteczkę i szlochała sobie cichutko. Świat przed nią był ciemny i rozmazany, ale było jej teraz wszystko jedno. Dosłownie. Czy ktoś by ją teraz próbował okraść, czy napaść, nawet by nie walczyła. Nie miała siły. Przepełniało ją zrezygnowanie i brak wiary w lepsze jutro.
Chciała tylko znaleźć jakąś ławkę, na której mogłaby usiąść, zjeść zimne frytki i w samotności płakać dalej nad swoim losem. Jej plany uległy jednak zmianie gdy na najbliższej ławce dostrzegła zwłoki :lol: .
Rzuciła swoje rzeczy na chodnik i podbiegła do ciemnego kształtu, który z każdym krokiem coraz bardziej przypominał nieprzytomnego mężczyznę. Przetarła oczy, tak dla pewności, zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła - w zasadzie nie wiadomo po co, głupi odruch.
I co teraz?
Wdech, wydech, wdech… Próbowała sobie przypomnieć co mówili sto lat temu w szkole na zajęciach z pierwszej pomocy, ale… Ostatni miesiąc prawie nie trzeźwiała, więc mózg nie miał nawet szansy się uaktywnić w tej sytuacji. Nie było szans. - Um… Dzień dobry… Dobry wieczór… To znaczy… Proszę pana? - zaczęła idiotycznie jąkać stojąc obok niego. Nachyliła się bliżej, bo coś jej się kojarzyło, że kazali tak sprawdzać oddech. Poczuła zapach alkoholu. Cóż, kogo jak kogo, Callie on nie odstraszał. Pan nie reagował, zatem swoimi małymi dłońmi zaczęła go klepać po policzkach. Jeszcze nie wiedziała, czy telefon na pogotowie będzie konieczny, ale z każdą chwilą braku reakcji mężczyzny stresowała się coraz bardziej. Rozejrzała się jeszcze, tak dla pewności. Krwi nigdzie nie było, nie wyglądał jakby się zadławił własnymi rzygami, więc liczyła na to, że tylko usnął zmęczony melanżem. Gdy zobaczyła jakieś ruchy z jego strony, odetchnęła z ulgą. - Czy coś się stało? Potrzebuje pan pomocy?
Callie sama jej potrzebowała, ale umówmy się, że jej problemy zaczekają. Raka będzie jeszcze miała długo, zdąży się wypłakać. Teraz ważniejszy był stan obcego człowieka. W końcu... Callie może przedstawiała siebie jako taką, której nie zależy na nikim i niczym, ale ostatecznie była dobrym człowiekiem. Mogłaby łatwo minąć tego człowieka i iść dalej, zakładając, że przecież pijak - no ale nawet jeśli pijak, to zasługiwał na udzielenie pomocy. Callie doskonale pamięta co wyprawiała jeszcze w Brisbane, rozumiała więc doskonale, że noc może potoczyć się różnie. Było to jednak trochę poetyckie, że oboje spotkali się tutaj, w tym miejscu, fizycznie - ale jednakowo metaforycznie w miejscu przegranym, niewygodnym i ciężkim do udźwignięcia.

Jordan Buchanan
sex on the beach
-
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

[akapit]

Jego porządne i poukładane życie odeszło gdzieś dawno w cień czy też może zapomnienie, inaczej nie dało się tego wytłumaczyć. Z miarę dobrze zapowiadających się lat małżeństwa a także jego kariery nie zostało w tej chwili nic. Gdyby ktoś mu powiedział jak to wszystko będzie wyglądało bądź jak się potoczy, wyśmiałby tego kogoś albo dał mu po prostu w pysk. Życie jedna ma to do siebie, że bywa przewrotne a największy tego dowód chyba miał w postaci samego siebie - śpiącego na ławce w parku. To też kiedyś byłoby dla niego nie do pomyślenia, w końcu brylował zawsze w tłumie, chodził po różnych eventach związanych z telewizją czy spotykał jakieś mniejsze czy większe gwiazdy, robił wywiady. Nie można porównać tego dziś z tamtym wczoraj, przez pokrętne rozumowanie całego świata, on sam nie do końca wiedział w której chwili przewróciło mu się tak życie. Widział siebie w końcu jako dumnego pisarza, rozdającego autografy do swojej książki na jakimś spotkaniu z fanami, potem może ponownie praca w telewizji, radiu albo gazecie.
A teraz? Teraz mieszkał na drugim końcu świata w Australii a do tego nawet nie miał co marzyć o pracy w którymś z wymienionych miejsc. Za to pozostawał mu alkohol i ukojenie duszy, bo co innego mógł robić? Stracił w pewnym momencie swój sens istnienia i w zasadzie nie spieszyło mu się aby cokolwiek w swoim żenującym życiu zmienić. Może powinien się otrząsnąć i zatrzymać, może właśnie ta noc pod gwiazdami i przysłowiową chmurką, miała dać mu do myślenia?

[akapit]

Sam nie wiedział gdzie się znajduje i co się z nim tak naprawdę dzieje. Zapadł w dobry sen, a upojenie alkoholem dodatkowo zmorzyło go na tyle mocno aby nie reagował na to co się działo dookoła. Może to auto przejechało albo ktoś biegał po nocy, ewentualnie jeszcze gdzieś przy śmietniku gryzły się koty. Nawet światło lamp z pewnej odległości nie robiło mu żadnej różnic. Dopiero zatem głos i czyjeś szarpnięcie jakby wybudziło go ze snu. Miał jednak problem z ostrością i zorientowaniem się w sytuacji, co znaczyłoby iż wciąż go trzyma i nie za wiele się zmienił jego stan, chyba. Spróbował się więc przebudzić, mrugając oczami i spoglądając na to co ma akurat przed sobą. Twarz obcej kobiety a potem i głos, spowodowało lepsze czucie w całej tej sytuacji u Jordana.

[akapit]

— Hmmm, hem? — Początkowy bełkot, nijak się miał co do jakiejkolwiek składnej wypowiedzi, tak jakby właśnie połknął swój język i zapomniał jak się nazywa. Poniekąd. Zmusił się jednak aby podnieść powoli z pozycji leżącej do siedzącej, powolnym ruchami aby jednak nie odstraszyć nieznajomej ani też nie stracić całkiem równowagi.

[akapit]

— A to się staaa.n.e..? Stan.. stanana.. Stanęło się coś? — Musiał nieco sobie uderzyć w twarz a raczej w policzki aby wróciła mu mowa czy też ogólnie jakieś czucie, od nieszczęsnego leżenia na drewnianych bodajże elementach tej też ławki. Chwilę pewnie przyszło mu z dojściem do siebie ale gdy zadała to pytanie o to czy coś mu jest, z automatu zaczął oglądać swoje ciało a przy tym poklepywać swoje kieszenie czy aby na pewno nie został ofiarą jakiejś kradzieży. Cholera wie ile tam leżał.

[akapit]

— Nic mi nie jest. Cholera. Nic. Ale po prostu ścięło mnie w którymś momencie i niee. niee. nie. Nie jestem proszę ja, aż taki pijany. Nie! — Nie powinien tak się zachowywać bo to mu nie pomagało za grosz w odbiorze jego osoby czy też tego kim jest, co może zrobić tej biednej kobiecie. Usiadł jednak sobie na ławce i oparł się o nią normalnie, przecierając dłońmi zmęczoną twarz. Już na pewno było lepiej niż przed dwoma minutami, ale wciąż wydawało mu się jakby nieco wirował świat. Przynajmniej jednak mieli jedno wspólne zwycięstwo - nie puścił na nią pawia. Czy to win or not?


callie carter
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Gdy tylko mężczyzna zaczął się odzywać, przyszła jej do głowy taka myśl, że mógł dostać udaru. I dlatego nie składał słów, bełkotał. Było ciemno i nie mogła od razu dostrzec, jak tam z połową jego twarzy. Na szczęście szybko zaczął się wybudzać, sam się podniósł do pozycji siedzącej i Callie już wiedziała, że może wieczór właśnie stał się interesujący - ale przynajmniej nie w taki sposób, że zaraz będzie do zwłok wzywać policję i już nigdy więcej nie przejdzie tą samą ścieżką, bez szans. Usiadła na ławce obok niego, uprzednio przesuwając swoje siatki bliżej siedziska, żeby tak nie leżały na środku. I tak nikt o tej porze nie potrzebował całej szerokości chodnika, jednak instynkt podpowiadał, żeby nie blokować trasy.
-Może pan być bardzo pijany, to nie moja sprawa - odpowiedziała stanowczo na jego próby tłumaczenia się. Rozumiała czemu czuł, że musi bronić swojej trzeźwości, wiedziała że ludziom pijanym generalnie społeczeństwo pomagać nie chce i często umierają właśnie na takich ławkach. Jednocześnie, jako barmanka, wiedziała że jest częścią tego problemu. Co prawda nigdy w życiu zawodowym nie podała alkoholu osobie pod jego wyraźnym wpływem - byłoby to zresztą nielegalne, jednak mógł paść taki argument, że rozbudzała apetyt. A potem taki delikwent wychodził z lokalu, kupował flaszkę i kontynuował sam gdzieś w parku, gdzie kończyło się to tragedią.
- Czy nic pana nie boli? Może zadzwonię po karetkę… Żeby ratownicy sprawdzili, czy wszystko w porządku… - brzmiało to jak pytanie, ale wcale nim nie było. Callie głośno zastanawiała się nad następnym krokiem. Nie ustaliła jeszcze, czy mężczyzna jest na tyle trzeźwy, żeby mieć prawo decydowania o sobie i oceny sytuacji, powiedzenia o tym, jakiej pomocy potrzebuje. - Czy da pan radę sam wrócić do domu?
Nie wyglądał na bezdomnego. Nie w stereotypowym rozumieniu tego słowa. Na menela, ewentualnie. Pijaczka parkowego, może. Ale pytanie o powrót do domu wydawało jej się tak oczywiste. Już myślała, czy nie będzie trzeba po kogoś zadzwonić, żeby go odwiózł pod dom. Albo taksówkę. Priorytetem było dla niej zapewnienie mężczyźnie bezpieczeństwa przynajmniej do czasu ustalenia, że da radę zostać sam i nie zrobić sobie krzywdy. Na przykład potykając się o krawężnik podczas prób marszu w którąkolwieks stronę. - Mam ze sobą wodę, napije się pan?

Jordan Buchanan
sex on the beach
-
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

[akapit]

W teorii jakoś w miarę łatwo doszedł do siebie a może to raczej przypływ energii czy też wykrycie potencjalnego zagrożenia zadziałało w taki a nie inny sposób - organizm i obrona przed nieznanym. W zasadzie to równie dobrze mogła mu chlusnąć w twarz wodą jeśli ją już miała i wtedy byłoby może łatwiej o dogadanie się z Jordanem. Aktualnie jednak nie było do końca aż tragicznie aby musiała wzywać pomoc, ale na pewno lepiej reagować na takie sytuacje niż mijać okręgiem bo nigdy nie wiadomo czy banalna sytuacja nie zamieni się w tragedie. Sam Buchanan potrzebował nieco rozluźnić swój kark i poruszać głową aby pobudzić mięśnie a także przetrzeć dłońmi twarz, która wyrażała więcej niż tylko zmęczenie. Może nie był to obraz nędzy i rozpaczy jakie widuje się na ulicach ale też było widać, że nie jest aż tak bardzo szczęśliwym człowiekiem i to nie ten powód jego stanu upojenia.

[akapit]

— Nie przesadzajmy z tym bardzo i tym panem.. — mruknął, chichocząc nieco pod nosem bo go rozbawiło to stwierdzenie. A jeśli już ktoś miał z ich dwójki rozbawiać towarzystwo to on był do tego pierwszy z racji procentów dalej krążących w jego organizmie było to raczej oczywiste. Ale też chciał aby kobieta sama w sobie aż tak się nie spinała bo cóż, może była tą wrazliwą, zawsze skorą do pomocy osóbką albo po prostu miała dobre serce. On natomiast był cały i zdrowy i cóż, nie był powodem do tego aby zabierać jej czas i ogólnie psuć wieczór czy jakieś plany.

[akapit]

— Stop. Nie potrzebuje pomocy karetki, nie ma takiego potrzeby. Lepiej nie. Zresztą oni mnie wyślą jeszcze na wytrzezwiałkę albo zadzwonią po niebieskich. Nie ma co robić zamieszania. — szybko chciał jej wyjaśnić, że nie musi aż tak daleko wysuwać swoich pomysłów, że karetki może potrzebować ktoś inny, ktoś kto tej pomocy faktycznie potrzebuje. On, tylko albo aż upił się może za bardzo, odrobinę.

[akapit]

Cóż jej pytanie było bardzo podchwytliwe i w teorii nie miał na nie dobrej odpowiedzi bo czy miał aktualnie dom? A czym on jest? Czy dom w sensie dachu nad głową i czterech ścian? A może o ten bardziej ściśle związany z człowiekiem fizycznie i psychicznie, ten dom do którego zawsze jest powrót? Ciężko było opisać jego sytuację aktualną bo w zasadzie był daleko "od domu", który pozostał gdzieś w głębi Ameryki. Tutaj, aktualnie nie miał czegoś takiego jak dom, bardziej był to kąt, na którym to pomieszkiwal dzięki dobroci jednej kobiety.

[akapit]

— Nie trzeba, nie trzeba. Bardziej przydałaby się jakaś guma do żucia, pewnie strasznie mi śmierdzi z buzi od tego wszystkiego.. — stwierdził zgodnie z tym co czuł albo przynajmniej uważał. Nie chciał jej szkodzić swoim stanem albo przynajmniej powodować zapachów rodem płynących od menela czy innego osobnika. Przez moment kalkulował sytuację spoglądając przy tym na zegarek, który miał na ręce aby ocenić która to też godzina i na ile odpłynął. Chwile pewnie siedzieli w ciszy, która zapadła zaraz po tym jak zaczęła szukać tych gum czy też stwierdziła, że ich nie ma. Pal sześć.
Jordan w teorii nie lubił mówić o sobie i o swoich problemach ale wciąż był też pod wpływem więc pewnie po przemyśleniu za i przeciw, postanowił wylać swoje żale czy też przemyślenia na temat swoich aktualnych przeżyć, życiowego dołka czy jak to tam inaczej można by nazwać.

[akapit]

— Pochodzę z Ameryki tak na prawdę. Denver dokładnie. Jestem tu bo miała coś na mnie tutaj czekać. Lepsze życie? Może. Pieniądze? Może. Sława? Może. Dokładnie mówiąc jak widać nic z tego skoro zasypiam po pijaku na ławce, nie mając nic lepszego do roboty w tym mieście. Do tego dodajmy, że pomieszkuje u obcej kobiety kolejny miesiąc. Fajnie, prawda? — chciał się zaśmiać ale zamiast tego miał na ustach sztuczny wręcz uśmiech. Może to już odpływ alkoholu z jego organizmu a może nawet i dalej z procentami jego mózg i podświadomość śmiała się na głos z tej jego niedoli życiowej. W sumie to mógłby jej tu wszystko streścić niczym książkę ale postawił tylko na istotne rzeczy, reszty mogła się domyślać albo przypisać do tego wybraną opcje. Wiadomym było to, że posiada Buchanan jakiś problem i to wprawia go w cug alkoholowy.

callie carter
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Callie to była zagrożeniem jedynie dla siebie (i to niemałym), więc nie musiał się Jordan obawiać, że spróbuje wykorzystać jego niedyspozycję w jakikolwiek sposób. Całe szczęście, wraz z upływem czasu, obcy mężczyzna zdawał się wracać do przytomności i formy, trochę się rozbudził i może nawet ją przekonał, że karetka nie będzie potrzebna. Zarządził, żeby mu nie panować, o gumę poprosił, a że Callie to dobra dziewczyna, usiadła obok i zaczęła szukać skarbów w swojej torebce. Jak Hermiona Granger w jednej z czarodziejskich przygód, wyciągająca potrzebne przedmioty z maleńkiej torebeczki, podczas gry Harry i Ron patrzą po sobie w szoku, że to wszystko jakoś się tam zmieściło. Kobiece torebki skrywały tajemnice które dla mężczyzn na zawsze musiały pozostać niewyjaśnione. Guma się znalazła, podała mężczyźnie całe opakowanie, jako barmanka bardzo pilnowała tego, by nie dotknąć palcami czegoś, co będzie później przykładane do ust klienta; w pracy oznaczało to górną połowę każdej szklanki i kieliszka, a w środku nocy w parku oznaczało kilka gum. Zboczenie zawodowe. Nie spodziewała się, że mężczyzna zacznie jej tu teraz opowiadać swoje życie, ale znowu - sam koncept obcych spowiadających się w jej stronę nie był dziewczynie obcy, w końcu gen barmański odkryła u siebie wiele lat temu. - Może wszystko zależy od twojego podejścia. Przynajmniej ławka nadaje się do spania - rzuciła. - W większości miejsc już je pozmieniali na takie nowoczesne, niewygodne. Wąskie, podzielone metalowymi podpórkami pomiędzy miejscami siedzącymi. To się nazywa… - chwilę jej zajęło przypomnienie sobie właściwego terminu - wroga mała architektura.
Jeśli zatem miał być bezdomny i spać na ławkach, może warto było przynajmniej uśmiechnąć się do tego jednego, drobnego szczegółu: przynajmniej znalazł ławkę, na której dało się zasnąć, zamiast skończyć na tych rozsianych po mieście narzędziach tortur.
Sama nie wiedziała co nią kierowało, ale chyba widząc, że oboje są w chujowej sytuacji, postanowiła także opowiedzieć o bolączkach swojego życia. - Też myślałam, że coś dobrego mnie tu spotka - westchnęła. - Chyba nic z tego nie będzie. Mam raka, noc spędzam płacząc w parku a w dzień zajmuje mnie wewnętrzny dialog o plusach i minusach kupienia heroiny.
Chyba było jej już wszystko jedno w tej chwili. Emocjonalnie dotknęła dna już z miesiąc temu, a od tamtej pory każdego dnia okazywało się, że może być tylko gorzej. Bliskim nie potrafiła powiedzieć o chorobie, tymczasem przy obcym człowieku, który miał albo tak samo przejebane albo bardziej, te słowa z wielką lekkością ześlizgnęły się jej z języka. - Jesteś głodny? Wracam z pracy, kucharz wepchnął mi parę rzeczy… Mam rybę… Jakieś burgery… Chyba frytki? Zimne niestety.
Głową skinęła w kierunku papierowej torby wypełnionej pojemnikami na wynos. Wszystko wskazywało na to, że trochę tu razem posiedzą, może w takim razie zjedzą romantyczną kolację przy romantycznych ulicznych latarniach. Czy raczej zupełnie odwrotnie: chujowy posiłek, w chujowej sytuacji.

Jordan Buchanan
sex on the beach
-
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Niespodziewane było to jak wiele rzeczy może mieć w torebce kobieta i jak wiele może się przydać zwykłemu szaremu człowiekowi z ławki w parku, w dodatku nieznajomemu. Tu już nie chodzi o jej gest i zainteresowanie sytuacją ale dobre serce i chęć dzielenia się tym z obcym facetem. Bo w końcu i ona mogła mieć różne obawy względem jego - na przykład, że tylko udaje pijanego a zaraz zrobi jej krzywdę czy okradnie, albo coś jeszcze innego. Nie było to jednak to, on niczego nie udawał a jego oddech i pewnie sam zapach gdy otwierał tylko usta, to dowodził. Pewnie przyglądał się jak szuka uparcie czegoś, co może mogła wcale nie mieć albo z racji tego jakim atrybutem jest kobieca torba, przepadło na jej dnie w czeluściach. Uradował się jednak gdy znalazła te pieprzone gumy, bo to nie tylko ulga dla jego oddechu ale też forma uspokojenia i ogólnie zawsze lubił żuć gumę i tyle.
Przyglądał się jej podczas tego monologu o ławce i cóż, przez chwilę pomyślał iż ma go za jakiegoś specjalistę od tego albo kogoś kto to testuje notorycznie. Miał ochotę się roześmiać na cały głos i co pewnie po jakiejś chwili zrobił, bo jednak no uśmiać się szło z tego tematu.

— Myślisz, że mają testera ławek? W sensie, że ktoś się kładzie albo siada tyłkiem i mówi czy okej? Czy mu się drzazga w tyłek nie wbija? — był poważny tylko chwilę przy tym, a zaraz się roześmiał i pokręcił głową z niedowierzania, jakie to głupoty mogą być elementem głębokich przemyśleń i tematem do rozmowy.
Tyle jednak co ich z tego, że mogli przed poważniejszymi tematami i faktami nieco się rozchmurzyć i po prostu pośmiać z byle czego. Bo potem i on i ona wywalili z grubej rury i w teorii więcej było w tym ochoty do płaczu niż radości.

Przez moment się wyłączył i taksował jej słowa w swojej głowie, nie rozumiejąc czy to element żartu sytuacyjnego czy może jej się udzieliło z tego śmiechu nieco, kolejne miejsce na żarty i przestrzeń do tego. Zamarł jednak i przełknął ślinę gdy jednak spoważniała i to co mu powiedziała najwyraźniej było jak najbardziej prawdziwe a nie fikcyjne, jakby można było pomyśleć. Nie wiedział w teorii co powiedzieć czy jak się zachować, próbował nie zrobić nic głupiego a przynajmniej tak walczył z tym w swojej głowie.

— RAK? R - A -K? Taka młoda? Taka ładna? Serio? Czy robisz mnie w konia albo jestem pijany i mi się coś śni? — z tego wszystkiego uszczypał się po rękach ale nic to nie dało, ona tam była i pewnie skinęła głową aby potwierdzić to wszystko. Momentalnie go zamurowało, bo kim on też był ze swoimi problemami obok niej? To był pikuś i to dosłownie. Właściwie to mógłby się z nią miejscami aktualnie zamienić i to by wyszło na lepiej im obojgu, chyba. Nie spodziewał się takiej bomby, ale momentalnie zdał sobie sprawy iż jego kłopoty to nic, przy tym co musiało dotknąć ją - młodą dziewczynę bo za taką ją miał.

— Wow? Po takim tekście jak gdyby nic proponujesz mi jedzenie i jeszcze potrafisz wykrzesać z siebie tyle pozytywnej energii. Wow.. Powiedz mi co pijesz albo bierzesz, że daje Ci to takiego kopa. Zazdroszczę.. — on w przeciwieństwie do niej nie mógł aż tak szybko przejść z jednego na drugie, w kwestii tematu rozmowy i całej atmosfery. Myślał prędzej, że kobieta wybuchnie mu tutaj płaczem albo przynajmniej atmosfera opadnie i oboje będą smutać na tej ławce, totalnie bez życia. Z drugiej zaś strony gdyby był trzeźwy może i by miał więcej taktu aby po prostu się zamknąć i nie dokładać jej swoją głupią gadką. Po co na przykład rozdrapywać te rany, prawda?
Skoro już proponowała to sięgnął po frytki ostatecznie, zamykając chociaż na chwilę swój niewyparzony dziób.


callie carter

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Żart sytuacyjny... Marzenie. Niestety, wszystko co powiedziała, było prawdą. Z jakiegoś powodu łatwiej jej było wywalić tak trudne rzeczy na wierzch przed obcym człowiekiem, jakby nie patrzeć - śpiącym na ławce w parku pijakiem, bo... Nie sądziła, że będąc w takiej pozycji, mężczyzna będzie miał chęć by ją oceniać. Sam przecież był w chujowym miejscu, zatem jechali teraz na jednym wózku. W życiu Callie brakowało takiej osoby; jej najlepsza przyjaciółka była, jakkolwiek z dupy to nie brzmi, księżniczką czy inną rojalką, w udanym związku i spełnioną zawodowo. Była ciepła, i wrażliwa, i kochająca, zatem... Taki obcy Jordan wnosił do rozmowy zupełnie inną, świeżą perspektywę, której Callie nie mogła usłyszeć nigdzie indziej. Rozmowa z nim nie mogła więc być stratą czasu, prawda? Na pewno coś dla siebie by z niej wyniosła. - Rak - potwierdziła, głową pokiwała wolno, westchnęła. Ale roześmiała się cicho, gorzko, gdy usłyszała że jest młoda i ładna. Tak, to było sedno problemu. Była jeszcze młoda i chciała założyć rodzinę, była ładna, i chciała się tą ładnością nacieszyć jeszcze kilka lat... Obie te rzeczy miała już za chwilkę odebrać jej choroba. Nic dziwnego, że rozważała powrót do heroiny. - Dużo piję - przyznała, przewracając w rozbawieniu oczami. Nic nie brała, JESZCZE, ale wszystko wskazywało na to że ten rozpędzony pociąg jedzie w stronę totalnego wykolejenia. Zaczęła z Jordanem jeść te frytki, czemu nie. Palec ubrudził jej się keczupem, więc go oblizała - nie będzie się przecież przy obcym wstydzić i udawać damy, cała ta sytuacja była daleka od królewskiej, to i nie wymagała od siebie nad tym pudełkiem frytek iście królewskich manier. - Spotykałam się z takim facetem - zagadała... Nie wiedziała sama na co liczy. Może na radę, może na opinię, a może na opierdol? - Bardzo niepoważnie. Bawiliśmy się dobrze, ale to była tylko zabawa...Tak mi się wydawało. Jak dowiedziałam się o chorobie, to zakończyłam tę relację - zamyśliła się na krótką chwilę. - Myślałam, że robię mu przysługę. W końcu... Moje życie teraz bardzo się zmieni. Nie będzie miejsca na zabawę. Ale on kompletnie tego nie widzi. Ma do mnie pretensje o tą decyzję. Jednocześnie wcale mu się nie spieszy do mówienia, że mu zależy, albo, nie wiem, że coś do mnie czuje, albo nawet, że chciałby stworzyć związek.
Faceci, prawda? Ani w lewo, ani w prawo. - I co ja mam z tym zrobić?

Jordan Buchanan
sex on the beach
-
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Mówią, że problemy zbliżają ludzi i w teorii może i była w tym odrobina prawdy. Bo czy los nie postawił ich sobie na tej ścieżce, nawet jeśli nie było powiedziane, że spotkają się ponownie albo coś? Czy to nie miało znaczenia tak serio? Może i było w tym coś ale hej, przynajmniej mieli chwilę na poważne rozmowy na dorosłe tematy, na swoje problemy małe i duże. Jordan słysząc jej słowa nieco zbladł bo nijak to miało jakieś odbicie do jego sytuacji, wręcz wydawało się jego życie to pikuś przy jej sytuacji. Miała marzenia i plany, wyglądała na kogoś kto mógł nie mieć nawet trzydziestu lat, więc to naprawdę była przykra informacja. Buchanan nawet pijany, był zaszokowany tym co usłyszał i równie mocno nie wiedział co powiedzieć, czym nie pogorszyć sytuacji.
- To chore. W sensie sytuacja taa.. momentalnie otrzeźwiał i cóż był przejęty tym, co ją spotkało. Nawet jeśli była mu obca, to i tak nie zasługiwała na to aby przechodzić przez piekło, bać się o swoje życie i przyszłość, jeśli w ogóle była szansa na takową.
- Chyba wody co? Albo tej z kościoła, uzdrawiającej. Próbowałaś tego? - no skoro ona chciała to wziąć w taki sposób, lekko atakując chorobę śmiechem czy ogólnie żartując po części z tego to i on to robił. Do tego częstował się jedzeniem jakie mu zaoferowała i pewnie sam wyglądał kosmicznie gdy pakowal do buzi równie pokrzywdzoną przez los frytkę, taką nieco wyplutą jak on sam dzisiaj. I to było tyle od niego bo nieco przymknął się gdy zaczęła mówić tym razem o życiu uczuciowym. Jego aktualnie nie istniało więc co on tam mógł wiedzieć, do tego sam wiecznie miał jedną kobietę, przynajmniej do pewnego momentu. Jego ex według jego informacji została w Ameryce, bynajmniej tak wlasnie cały czas myślał.
- To zależy od tego co myślisz o tym kolesiu. Czy to ma być coś więcej czy po prostu brakuje Ci spotkań, nawet takich luźnych w jednym celu. Ewentualnie jeśli to coś więcej to prędzej czy później jak w każdej komedii romantycznej musi być happy end. I żyli długo i szczęśliwie... - no tyle jej mógł poradzić. Nie miał obrazu na jej odczucia, czy mówiła o relacji bo chciała sama więcej i tęskniła za tym facetem czy może po prostu potrzebowała aktualnie kogokolwiek obok siebie, bliskości. Buchanan sam ją rozumiał bo odkąd stracił to co uważal za nierozerwalne, miewał różne dziwne myśli a przy tym i odczucia. Bywały chwilę i momenty gdy żałował rozpadu swojego małżeństwa i tęsknił za ex małżonką. Innym razem z kolei brał to za dobry sygnał, że jednak po coś się to stało i miało to cel i sens. To już kwestii indywidualna tego, kto i co chce od życia czy od drugiej strony.

callie carter

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
- Raczej wódy - poprawiła mężczyznę, śmiejąc się przy tym gorzko i smutno. Może nie upijała się do tego stopnia, żeby zasypiać na ławkach w parku, ale butelki alkoholu wypite w samotności w zaciszu własnego mieszkania piętrzyły się w pojemniku do recyklingu szkła i powodowały niemałe wyrzuty sumienia. Wciąż można by było jednak powiedzieć, że lepiej, żeby piła więcej alkoholu niż zazwyczaj, niż żeby miała dać po kablach heroiną, którą próbowała kupić rozpuszczając wieści w Shadow, prawda? - A woda z kościoła ma w sobie najwięcej syfu. Nie rozumiem czemu ludzie dobrowolnie rozprowadzają sobie po twarzach cząsteczki kału innych parafian?
Może dlatego że pracowała w gastro, a może dlatego, że została inaczej wychowana - była bardzo świadoma tego, że ludzie nie myją rąk, robią rzeczy a później maczają brudne paluchy w misie z wodą święconą. A tam rozwijają się kolonie bakterii, wirusów i pasożytów, które zakładają własne cywilizacje i walczą ze sobą o terytorium, po to tylko, żeby jakaś Bożenka, jedna z drugą, mogły się tą tablicą pierwiastków wysmarować po twarzach na znak krzyża. Obrzydlistwo, dla Callie nie do przejścia - ale doszliśmy już do tego, że Callie było z Bogiem bardzo nie po drodze. - Zastanawiasz się czasem, dlaczego Bóg pozwala na takie rzeczy? Głód, ubóstwo, ciężkie choroby, krzywdę dzieci… - skoro już ich wzięło na nietrzeźwe rozkminy nocą na ławce, musiał wjechać ciężki temat. Ale z tym kościołem to on zaczął, więc proszę Callie nie obwiniać. - Holokaust na przykład. Ludobójstwa. Jak można usiąść w pierwszej ławce, modlić się do Boga który rzekomo jest wszechmogący i kochający i nie pomyśleć o tym, że w tej samej chwili dzieją się na świecie takie tragedie?
Westchnęła tylko. I wysłuchała jego przemyśleń o swojej związkowej sytuacji, która może była zagmatwana i skomplikowana, ale w porównaniu z tematami wiary milion razy prostsza do opanowania. Wychodziło na to, że wszystko sprowadzało się do decyzji Callie - czego tak naprawdę chciała od Stana? Może gdy odpowie sobie na to pytanie, pozostałe wątpliwości rozwiążą się same. - Na happy end bym jednak nie liczyła - przewróciła oczami i sięgnęła po kolejną frytkę. - Jak się ma raka, o żadnym happy nie może być mowy.
Tak - przed nią było tylko dużo bólu i dużo strachu, każdego dnia, do końca życia. Nic innego.

Jordan Buchanan
sex on the beach
-
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Roześmiał się sam i przytaknął głową na jej słowa o wódce. Sam chyba miał podobnie i przez to sypiał potem na ławce jak tutaj dziś. A do tego pewnie w pokoju w którym pomieszkiwał u kobiety, która mu zaoferowała pomoc - również zgromadził kolekcję różnych butelek, prawie jak rasowy kolekcjoner. Mogli więc sobie przybić piątkę w tym temacie albo nawet i dwie, bo jednak coś o tym wiedział Jordan. Przez alkohol wpadał w coraz to gorszy stan i psychiczny i pewnie fizyczny. Ale przecież nie przyzna się nawet przed kimś, że to już problem, że to jego picie jest nim już tak na serio.

— Szczerze? Nie pamiętam kiedy byłem ostatni raz w kościele. Chyba na swoim ślubie parę lat temu, ale okej. Też tego nie kapuje, całowania jakiś monstrancji czy krzyża albo dotykanie tego co dotykali już chyba wszyscy. Bleee. - wstrząsnęło wręcz w nim na samą myśl bo jednak racja - to był hit. Nie tylko pod względem liczby zarazków ale samego w sobie rozumowania. On pewnie był z tych co niby są wierzący ale już dawno nie praktykujący, choćby przez fakt sam jak funkcjonował kościół i co niektórzy księża. Po za tym chyba sam zwątpił w to, że ktoś na górze ma nad nim kontrolę, że ma wpływ na jego los. No bo jak to tak, że akurat teraz mu się nie wiedzie? Czy naprawdę nie ma dla niego ratunku i tak dalej? Całe to gadanie o wierze i modlitwie i inne takowe wprawiały go w dziwny stan, że wolałby chyba już pawia puścić niżeli kontynuować ten wywód.

— Powiem Ci to raz i jedyny ostatni. Nie ma dla mnie Boga, ani nikogo tam na górze. Bo kto przy zdrowych zmysłach pozwoliłby na tyle cierpienia? Ataki jednych na drugich, choroby i cierpienie, głód i inne jeszcze akcje. Naprawdę nie ma Boga. Przynajmniej ja w niego nie wierzyłem i nie uwierzę. - no prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie niż uwierzy. Po za tym ona chyba sama mogła mieć podobne odczucia w swojej sprawie, że sama padła ofiarą tego całego nieszczęścia. A wiadomo, że czasami w momentach krytycznych w swoim życiu, człowiek bierze za złe właśnie Stwórcy, że to on winny i wcale nie jest taki litościwy, skoro karze akurat mnie czy Ciebie. Tak czy inaczej chyba skutecznie uciął gadkę na ten temat albo przynajmniej pokazał jej swój punkt widzenia, który nawet w momencie gdy był pod wpływem, pozostawał niezmienny.

— Słuchaj - nie wiesz co się stanie, tak? Więc co Ci zależy? Albo możesz postawić na niezapomniany czas z nim albo na chwilę zabawy. Co wolisz, ale najpierw określ swoje odczucia. Ja jako były mąż, mogę Ci powiedzieć że aktualnie czuje swego rodzaju pustkę, wyrwę - bez której jest mi smutno i zle chwilami. Mieć kogoś, nawet na moment to piękna sprawa. Bliskość, uczucie, nawet sam fakt wgniatania się poduszki po drugiej stronie łóżka. To coś czego nikt Ci nie zabierze, coś co musisz przeżyć na własnej skórze. Nawet jeśli nie wiesz czy będzie jakieś jutro dla was. Po prostu przeżyj To. - tak w sumie dodawał jej energii aby się zdecydowała co chce. Nikt nie wiedział ile jej czasu zostanie albo czy jest szansa, że wyjdzie z tego. Zatracanie się i myślenie o tym, może tylko spowodować utratę czasu i ogólnie chęci, a próba? Nic ją to nie kosztuje a potem może tylko żałować, że czegoś nie zrobiła.

— Wiesz dlaczego pije? Czasami mniej, a czasami więcej? Straciłem wszystko co miałem, będąc na górze chciałem jeszcze więcej aż zostałem z niczym. Wsiadłem w samolot w jedną stronę do Australii i dalej nie wiem co będzie, ale chociaż spróbowałem zmiany, no nie? - pocieszał się tym, nawet lekko podśmiewując z tego. Gdyby tutaj miała przy sobie jakiś alkohol to nawet i by zrobił z tego toast i chętnie za to wypił ale z drugiej strony już mu na dzisiaj wystarczyło, zdecydowanie. Zbyt duże ilości alkoholu nie pomagały i nawet kierowały go na takie filozoficzne wywody, p które można by nie posądzać wcale pisarza artysty. A może jednak, tak?
Mniejsza o to, bo jednak robiło się już znacznie późno i chyba oboje o tym dobrze wiedzieli - pasowało się zebrać i wracać do domu. On sam już czuł się znacznie lepiej, lekko wytrzeźwiał i wyglądał znacznie lepiej, oczyszczająca rozmowa oraz fakt, że kobieta miała znacznie w życiu gorzej niż on, spowodowało iż zaczął się nad sobą zastanawiać. Pożegnał się z nią zapewniając wielokrotnie, że da radę wrócić do mieszkania sam i oczywiście na koniec nie mógł się powstrzymać aby nie zapytać w którym to barze jest barmanką, na wypadek gdyby chciał ją ponownie spotkać.

KONIEC.
callie carter

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
ODPOWIEDZ