game developer — Santa Monica Studio
36 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Thank you for loving me when I still tasted of heartache and war.
8.


Naima doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak głupie było to co właśnie miała zamiar zrobić. Oczywiście jeśli jej plan dojdzie do skutku, bo na razie to bazował na mrzonkach i prawdopodobnie przywidzeniach, które miała jak ostatni raz tutaj była. Postanowiła jednak raz w życiu zaufać sobie. A przynajmniej tej trzeźwej sobie, bo z tego co słyszała, to po pijaku nie miała problemu z ufaniem swoim debilnym pomysłom.
Jedyne czego nie przemyślała to to, żeby kupić sobie bilet online i przez to straciła sporo czasu stojąc w kolejce do kasy. Jeszcze myślała, że jest sprytna, że pójdzie sobie do tego ZOO w tygodniu, gdzie nie będzie rodzin z dziećmi, ale nie pomyślała o wycieczkach szkolnych. Trafiła akurat w najgorszy tłok, gdzie chyba zjechały się wszystkie lokalne szkoły. Co najmniej jakby australijskie dzieci nie miały do czynienia ze zwierzakami na co dzień. Poza ZOO. No, ale trudno, stała i przynajmniej sobie tylko podsłuchała jaki jest plan zwiedzania klas i dzięki temu sama wiedziała jak się poruszać, żeby ominąć krzyczące i piszczące dzieci. Podziwiała ludzi, którzy decydowali się na taki zawód. Ona prawdopodobnie nie wyrobiłaby w pracy zajmując się krzyczącymi dzieciakami, nad którym nikt nie byłby w stanie zapanować. Dobrze, że nie miała dzieci. Nie chciałaby po swoim odwyku wrócić do domu, w którym biegały i piszczały osoby, które nie potrafiły się kontrolować. Z Freyą, która była wiecznie w pracy, Naima miała ciszę i spokój, żeby powoli dochodzić do siebie. Chociaż momentami zapominała o tym, że ma dochodzić do siebie i po prostu zaczynała sobie budować nowe życie z tym jak jest. Coś jej jednak nie dawało spokoju. A właściwie to ktoś. Ostatni raz jak była tutaj z przyjaciółką to gdzieś w tle mignęła jej pary razy twarz. Twarz, która budziła jakieś wspomnienia, ale Naima nie mogła ich rozbudzić do finalnej wersji, bo nie miała punktu odniesienia. Później o tym na nowo zapomniała, ale gdzieś cały czas wspomnienie tej twarzy wracało. Do tego stopnia, że zaczęło ją to irytować, bo nie wiedziała czy zaczyna tracić zmysły czy jej umysł próbował odblokować jakieś wspomnienia.
Nie zachowywała się jak wariatka i nie biegała po ZOO szukając kobiety ze swoich prawdopodobnie wizji. Korzystała z uroków tego, że zwierzęta były jednak urocze, ignorowała smród i nawet cieszyła się swoją wizytą tutaj. To, że obczajała przy okazji pracowników, to już całkiem inna sprawa. Była właśnie przy wybiegu dla pingwinów, czy tam właściwie przy jakimś basenie czy coś. Nie wiem jak to nazwać, ale mam też nadzieję, że były tutaj pingwiny. Właśnie przy pingwinach dostrzegła kobietę, która prawdopodobnie szykowała się do tego, żeby je karmić. Naima wykorzystała okazję, że wycieczki szkolne były akurat przy papugach i podeszła do kobiety tak blisko jak mogła. –Hej! – Zawołała próbując zwrócić na siebie uwagę. Machała przy tym trochę jak debil, ale trudno. Jak kobieta na nią spojrzała to Naima spoważniała. –Witam. – Przywitała się ponownie i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie przemyślała tego co mogłaby powiedzieć. Nie chciała zaczynać od tekstu w stylu „siema, znamy się?”, bo jak się znają to będzie przypał z tłumaczeniem się. A tak to rozegra wszystko na debila. Tak jak na przykład teraz. –Co to jest? – Wskazała na jakieś randomowego pingwina, który wyskoczył z wody i się otrzepywał. Tak, mniejszy przypał niż zapytanie o to czy się znają. Nawet ona wiedziała, że to pingwin. Chociaż przypał jak się okaże, że to kruk.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#6

Pingwin mały, będący gatunkiem występującym na wybrzeżach Nowej Zelandii oraz na południu Australii jest mało spotykany w rejonach północnych, obejmujących Cairns oraz pobliskie miejscowości przybrzeżne. Ten konkretny przedstawiciel nielotów został odnaleziony przez zespół leśników niedaleko Gadhun Island - ranny i zaplątany w plastikowe śmieci. Zgodnie z wytycznymi, przewieźli zwierzaka do sanktuarium, w którym otrzymał opiekę weterynaryjną oraz miejsce na wybiegu, z resztą pingwinów.
Chociaż codzienna praca Beverly niekoniecznie uwzględniała wyłapywanie dzikich, rannych zwierząt, tym razem załapała się na małe szkolenie w Sanktuarium, uwzględniające odwiedziny odratowanego pingwina, którego ochrzczono imieniem Crusoe, od rozbitka Robinsona. W programie znalazło się również miejsce na karmienie pingwinów, z czego Strand ochoczo skorzystała, żałując, że nie mogła tego dnia zabrać ze sobą małego Olivera. Chłopiec miał zaledwie kilka tygodni i niewiele zrozumiałby z procesu zajmowania się zwierzętami, ale przynajmniej doświadczyłby czegoś zupełnie nowego na swoim dziecięcym poziomie.
Poza tym, ostatnie integracyjne wyjście do baru w towarzystwie koleżanki z syryjskiej misji trochę zamieszało jej w głowie. Gdyby nie alkohol, nie musiałaby się przejmować głupimi wygłupami, które całe szczęście nie skręciły w stronę rozbijania własnego małżeństwa. Nie zasługiwała na żonę taką, jak Jen: wyrozumiałą, opiekuńczą, spokojną. Czuła, że w tym wszystkim tkwiło coś więcej, ukrytego skrzętnie pod wzorowym podejściem życiowej partnerki. Wydawała się wręcz zbyt idealna, co swego czasu uważała za dar od losu. Teraz cała ta wizja nabierała zupełnie innego wydźwięku. Próbowała go nieco zagłuszyć między innymi poprzez pracę, z której jeszcze nie zrezygnowała na rzecz urlopu macierzyńskiego. Jeszcze zdąży się o niego upomnieć, to nic straconego.
Uśmiechnęła się na widok znajomego, granatowego pingwinka, łapiącego rzuconą sardynkę. Pomimo niedawnej walki ze sztormami, spychającymi go na morzu w nieznane rejony, wydawał się stopniowo wracać do formy.
Opiekun, zwykle doglądający pingwinów skorzystał z dodatkowej pary rąk na rzecz małej przerwy tytoniowej. Krótkie wskazówki wystarczyły, aby Beverly nie została otoczona przez stado pingwinów, domagających się opróżnienia całego wiadra, pełnego świeżych ryb.
Jedyne, czego Strand nie wzięła pod uwagę to cywili, wołających ją z drugiej strony ogrodzenia.
Na widok kobiety unoszącej dłoń, podeszła nieco bliżej, ciskając w międzyczasie rybami prosto w zbiornik wodny.
Znała tę twarz. Kojarzyła ją głównie z miastem, które zostawiła za sobą kilkanaście lat temu. W pierwszej chwili miała wrażenie, że wariowała, bo czemu Naima miałaby przebywać w Lorne Bay? Być może mieszkała w innej dzielnicy, albo była tutaj przejazdem; w przeciwnym wypadku raczej wpadłyby na siebie na mieście. Zbyt wiele pytań kłębiło się w głowie Beverly, dlatego też postanowiła wziąć się w garść, orientując się przy okazji, że milczała nieco dłużej niż powinna. Pytanie wypowiedziane przez Naimę też nie należało do górnolotnych i zakrawało o ironię, do której Starnd się jednak nie przyczepiła.
- Pingwin… mały - sprecyzowała, po zerknięciu w stronę wskazanego pingwina, z różową obrączką na nodze. - Wygląda trochę jak przytualnka, nie?
Powróciła spojrzeniem do twarzy kobiety, zastanawiając się nad potencjalnym rozwinięciem rozmowy. Nie miała pojęcia, co działo się w życiu Naimy, dokąd urwały ze sobą kontakt. Okoliczności były średnio przyjemne, ale Beverly nie zamierzała urządzać z tego powodu awantur. Nadużywanie alkoholu nie zawsze było przejawem imprezowego trybu życia; czasami wiązało się z chorobowymi dolegliwościami, które wcale nie tak łatwo jest wyleczyć.
Zamiast roztrząsania dawnych tematów, uznała, że powie nieco więcej o małym (bo zaledwie trzydziestocentymetrowym) nielocie.
- Niedawno znaleźliśmy go niedaleko wybrzeża Lorne Bay. Najprawdopodobniej odłączył się od stada, wpadł w nieprzyjazne prądy i wylądował tutaj, zamiast po stronie Melbourne.
Nieznacznie obróciła się na bok i rzuciła pingwinom kolejną porcję pyszności, stanowiących dzisiejszy obiad.

naima yarrow
game developer — Santa Monica Studio
36 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Thank you for loving me when I still tasted of heartache and war.
Naima nawet nie pomyślała o tym, że może nie powinna zaczepiać pracowników ZOO. Widziała niejednokrotnie informację o tym, żeby nie zaczepiać zwierząt, żeby nie prowokować, żeby nie rzucać im niczego i żeby nie pukać w szybę jeżeli takie są. Nie było jednak żadnych instrukcji odnośnie tego jak traktować pracowników ZOO. Jeżeli była to Naima ją przegapiła. A była w sumie szansa na to. Była dosyć zdesperowana, żeby odnaleźć blond kobietę, więc miało sens to, że nic innego by jej w tym nie przeszkadzało. Miała kobieta misję i chciała ją wykonać. Pierwszy raz od wyjścia z odwyku miała jakiś konkretny cel, który chciała osiągnąć.
Spojrzała na pingwina i gapiła się na niego przez chwilę. –Rzeczywiście jest mały. – Potwierdziła i zastanawiała się czy to pytanie było chamską albo głupią odpowiedzią na jej równie głupie pytanie czy pingwin po prostu nazywał się pingwinem małym. Nie chciała jednak się cofać i sprawdzać co jest napisane na tabliczce, bo prawda jest taka, że mogła to zrobić zanim zadała pytanie. Mogła wymyślić po prostu coś innego. Na przykład mogła dopytać o to jakie ryby jedzą i czy ma to znaczenie dla pingwinów. Czasu niestety już nie cofnie. Musiała żyć z tym, że wyszła na kobietę, która nigdy w życiu nie widziała pingwina. –Zdecydowanie. Słyszała pani o tym, że kiedyś jakaś dziewczynka wyniosła pingwina z Zoo w plecaku? – Sama nie wiedziała skąd jej się nagle to wspomnienie wydobyło. Pewnie smród ryb i widok pingwinów coś w niej obudził. Miała tylko nadzieję, że to nie ona była takim utalentowanym dzieciakiem.
Obserwowała kobietę i powoli docierało do niej, że musiała mieć po prostu złe wyobrażenie na temat całej sytuacji i że wcale jej nie znała. Zaraz jednak przeniosła wzrok na pingwina, miał smutną historię i Naima nawet zaczęła mu szczerze współczuć. –Biedny. – Przyznała obserwując go. –Miał problemy z tym, żeby przyzwyczaić się do takiego życia? Do innych pingwinów? – Zapytała i w sumie to nawet pomyślała, że też jest trochę jak ten pingwin. Trafiła tu przez przypadek, nikogo nie znała. Jedyną różnicą było to, że nikt nie rzucał w nią rybami, żeby ją nakarmić. –To już jego dorosła forma czy jest dzieckiem? – Dopytała, bo co ona tam wiedziała o pingwinach.
Była niecierpliwa i naprawdę chciała zapytać o coś co mogłoby ujść za nieco personalne, ale wiedziała, że to może ją wiele kosztować. Mogła się na przykład pojawić na ścianie w biurze ochrony. Mogli przestrzegać każdego, żeby pilnowali, żeby stopa Naimy nigdy nie pojawiła się w Zoo. I to nawet nie z powodu nękania zwierząt tylko za nękanie pracowników i zadawanie zbyt osobistych pytań. Stres zżerający ją od środka byłby w stanie posunąć ją do zrobienia głupiej rzeczy. Wszystko, żeby tylko się uspokoić i żeby doprowadzić do porządku w głowie. A jednak twarz Beverly nie dawała jej spokoju od jakiegoś czasu.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nawet jeśli stwierdzenie dosłownej małości pingwina byłoby traktowane jako ironiczne, albo lekko złośliwe, Beverly wcale nie postrzegała tego w taki sposób. Brała pod uwagę całą postawę swojej rozmówczyni, przez co było lekko zbita z tropu. Naima ewidentnie nie przyszła tutaj, aby jej dogryzać. Dostrzegła w jej sposobie bycia coś nowego, nietypowego i osobliwego, zupełnie, jakby nastąpił przynajmniej połowiczny reset dotychczasowego charakteru. Ciekawiło ją, skąd to wynikało, nie mniej, bezpośrednie pytanie zabrzmiałoby średnio taktownie. Nigdzie się nie śpieszyła, więc gdy wyczuje odpowiedni moment, wdroży odrobinę ambitniejszego small talku. Nie, żeby ten związany z pingwinem był zył; po prostu wolała się dowiedzieć czegoś bezpośrednio o kobiecie, bo małego mieszkańca wybiegu już doskonale kojarzyła.
Pani?
Znów wiele elementów występujących w słowach Naimy brzmiało bardzo obco. Nie widziały się pierwszy raz, ale być może w życiu dawnej sympatii wydarzyło się coś, co obróciło cały świat o sto osiemdziesiąt stopni. Dawno się przecież nie widziały, a Bev mogła wiele przegapić.
- Naprawdę? - zamrugała oczami, z delikatnym uśmiechem, słuchając nietypowego newsa o uprowadzeniu zwierzaka. - W takim razie pingwiny musiały mieć bardzo słabo zabezpieczony wybieg.
I ochrona oraz opiekunowie musieli ewidentnie przysypiać, skoro pozwoliliby na wyniesienie pingwina, niczym małej maskotki, w plecaku.
- Słyszałam, że przez dwa dni był nieco wycofany, ale w końcu przekonał się do całej reszty.
Nieszczególnie znała się na zachowaniach stadnych pingwinów; czy cała reszta musiała zaakceptować obecność „nowego” czy tolerowanie go pojawiło się na samym początku, pomimo zagubienia delikwenta.
- Dorosła. Ma mniej więcej siedem lat. - dodała, zastanawiając się nad nawiązaniem do ich znajomości. Druga okazja może i by się przydarzyła, chociaż aktualna zawierała urocze tło sytuacyjne, z pingwinem w roli trzecioplanowej. Aż szkoda z tego nie skorzystać.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się ciebie w Lorne Bay - wyznała wreszcie, po rzuceniu kolejnej ryby wygłodniałym nielotom. - To spory kawałek od Brisbane.
Naima mogłaby powiedzieć cokolwiek. Wyminąć temat, wspomnieć o spontanicznej przeprowadzce, albo nowej pracy. To właśnie fucha leśnika przyciągnęła w te rejony Beverly, zmęczoną pracą dla agencji wywiadowczej. O tym Naima również raczej nie miała pojęcia. Po zakończeniu studiów, Strand od razu skoczyła na głęboką wodę, co zakończyło się spektakularnym sukcesem. Rządowa robota gwarantowała dużą kasę i komfort, ale tylko do czasu realizowania zadań o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa kraju. Ciągłe wertowanie papierów, przesłuchiwanie obcokrajowców i pozyskiwanie informacji o zagrożeniach terrorystycznych potrafiło nieźle przytłoczyć, w szerszej perspektywie. Dlatego, gdy tylko pojawiła się możliwość wyrwania spokojniejszej pracy, Bev chętnie z tego skorzystała. Przy okazji wzięła ślub i doczekała się dziecka, więc tak… sporo się zmieniło, odkąd ostatnio widziała się z Naimą.

naima yarrow
game developer — Santa Monica Studio
36 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Thank you for loving me when I still tasted of heartache and war.
Pokiwała głową. Sama nie wiedziała jak mogłoby dojść do tego, że ktoś, a zwłaszcza dziecko, przemyciło sobie pingwina i nie było w związku z tym żadnych konsekwencji. W sumie to nawet nie wiedziała jakie konsekwencje mogłoby mieć dziecko poniżej dziesiątego roku życia, bo chyba w tym przypadku właśnie takie dziecko popełniło zbrodnię. Z drugiej jednak strony, to raczej wina rodziców, którzy swojego dziecka nie dopilnowali. Najdziwniejsze jednak, a przynajmniej dla Naimy, było to, że nikt, naprawdę nikt nie widział jak dziecko wkłada pingwina do plecaka? Przecież to nie mogło się odbyć jakoś sprawnie. Poza tym w ZOO zawsze jest pełno ludzi. Jeżeli jakieś zwierzę zbliża się wystarczająco blisko do ludzi to właśnie jemu jest poświęcane najwięcej uwagi. Zdecydowanie to dziecko miało przyszłość w karierze złodzieja. –Nie mam pojęcia jak doszło do całego zdarzenia. – Nie pamiętała czy przeczytała cały artykuł, ale nie pamiętała co się stało czy przeczytała tylko i wyłącznie nagłówek, albo pierwszy akapit i straciła zainteresowanie całą sprawą. Prawdopodobnie widziała tylko mema i właśnie obrazek jej zapadł w głowę.
-Dobrze, że pozostałe pingwiny nie miały problemów z zaakceptowaniem nowego. Nowej. – Nie miała zielonego pojęcia jakie charaktery mają pingwiny. Nie wiedziała czy mają wyjebane jak do grupy dołącza ktoś nowy czy raczej były wrogo nastawione. Z tego co mogła tylko wnioskować po kilku krótkich filmikach z Internetu, to to, że jednak były przyjaźnie nastawione i raczej bardzo zżywały się z innymi pingwinami. Ale też widziała jak wygląda wnętrze ich otworów gębowych i to sprawiało, że raczej kwestionowała fakt, że pingwiny były przyjazne. Z drugiej strony, nie dziwiła się dziewczynce, która jednego ukradła. Były urocze.
-O. – Było jej trochę przykro, bo to w takim razie oznaczało, że ten pingwin niedługo umrze. Albo, że przynajmniej jest bardzo stary. W sumie to dobra sprawa wyglądać tak dobrze w takim wieku. Chociaż może zaraz się okaże, że pingwiny żyją po sto lat i ten konkretny jest jeszcze dzieckiem. Z głupich rozmyślań na temat pingwinich lat wyrwały ją słowa Beverly. Trochę kamień spadł jej z serca, bo miała potwierdzenie tego, że nie oszalała i że rzeczywiście znała kobietę. Z drugiej jednak strony, jak na znajome, raczej nie dostała powitania, którego by oczekiwała po kimś kogo nie widziała jakiś czas. Może jednak Freya i mama ją okłamywały, może nie była dobrym człowiekiem.
-Moja żona ma tu siostrę. I podobno życie w dużym mieście już się nam przejadło. – A przynajmniej tak jej mówiono. Podeszła nieco bliżej w stronę Beverly. Naturalnie nie mogła być tak blisko jakby chciała, bo jednak były odgradzane wybiegiem dla pingwinów. Naima jednak nie chciała przeprowadzać takiej rozmowy krzycząc, przekrzykując się i ewentualnie machając rękoma do czego mogło dojść, bo przecież jakoś musiałaby ukryć to jak niezręcznie jest.
-Nie pamiętam cię. – Wypaliła jak już była bliżej i w tym samym momencie dotarło do niej jak chamsko to zabrzmiało. Nikt nie chciałby usłyszeć czegoś takiego. Nikt nie chce myśleć, że jest kimś o kim łatwo zapomnieć. –Inaczej. Byłam tutaj w zeszłym tygodniu i gdzieś mi mignęłaś i od tamtej pory nie mogłam przestać myśleć o tym, że cię znam. – Podeszła jeszcze bliżej, tak blisko, że teraz mogłaby sama zabrać jakiegoś pingwina do domu. Oczywiście nie zrobi tego, ale mogłaby. –Miałam wypadek i straciłam pamięć. – Wyjaśniła i popukała się po głowie, w miejscu, gdzie miała ukrytą bliznę. Jakby chciała udowodnić, że nie kłamała.
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie kojarzyła żadnej, wcześniejszej rozmowy z Naimą, przy której dywagowałyby nad zwierzętami uciekającymi z zoo, albo pingwinami, przemycanymi w plecakach. Zdarzało im się poruszać nieznacznie filozoficzne tematy, jednak coś je blokowało przed roztrząsaniem nietypowych, albo nieprawdopodobnych wręcz zdarzeń. Zapewne wolały zgrywać się w nieco inny sposób, jak na typowe studentki za tamtych lat przystało.
Niespodziewana informacja o żonie prawie przepaliła Beverly styki. Upłynęło sporo czasu, odkąd ostatnio się widziały i… chyba zwyczajnie nie wzięła ich pod uwagę. Kiedy w jej własnym życiu wiele się zmieniło, Naima wcale nie stała w miejscu. Każdy skręcał w jakąś kolejną życiową ścieżkę, borykał się z kłodami rzucanymi pod nogi, a czasami wręcz wypadał poza planszę, przegrywając tym samym grę. Pożałowała przez chwilę, że tak poważna rozmowa przebiega przy wybiegu pingwinów, gdzie trudno o jakąkolwiek prywatność. Dodatkowe rekwizyty w formie wiadra z rybami, wcale nie poprawiały sytuacji.
- Nie wiedziałam, że masz żonę - przyznała, bez umniejszania kobiecie. Po prostu, nigdy nie brała pod uwagę takiej wizji. W jej własnym życiu działo się od zakończenia studiów tak dużo, że dopiero od niedawna miała możliwość swobodnego wzięcia oddechu i wyluzowania. W Canberrze dostawała niekiedy paranoi, zajmując się sprawami najwyższej wagi państwowej. Dobrze funkcjonowała w obliczu stresu, potrafiła się szybko pozbierać po małych i większych porażkach, jednak dopiero po zmianie pracy w pełni doświadczyła spokoju, pozwalającego na nadrobienie wszelkich osobistych zaległości.
Nie była pewna czy Naima gra w jakąś grę czy rzeczywiście zachowuje się w pełni autentycznie. W jej postawie nie dostrzegała fałszu, dlatego brała pod uwagę drugą opcję, słuchając kolejno wypowiadanych słów.
- Kiedyś się znałyśmy - uściśliła, póki co bez podawania szczegółów. Nie była pewna, ile Naima chciała wiedzieć na temat swojej przeszłości i czy pewne wspomnienia nie staną się zbyt bolesne, albo przywołujące nieprzyjemne momenty. Bev jakoś to przepracowała. Pomimo młodego wtedy wieku, powoli przeanalizowała całość relacji, bez potrzeby wciskania zbyt wielu subiektywnych odczuć. Każdy miał prawo mieć zły dzień, tydzień, podejmować lekkomyślne decyzje czy mieć słabość do wyniszczających nawyków. Najważniejsze w tym wszystkim było wyjście na prostą i naprawienie tego, co jeszcze dało radę naprawić. Sztuką nie było ignorowanie złych symptomów, a zwalczanie ich i wyciąganie z tego odpowiednich wniosków.
Wypadek.
To nie brzmiało przyjemnie. Kojarzyło się z brutalnym, bardzo nagłym zdarzeniem, kompletnie wywracającym życie do góry nogami. Nie wszyscy akceptowali nowy stan rzeczy. Frustracje, rosnące do poziomu autoagresji to tylko część skutków ubocznych. Mogła jedynie domyślać się, przez co konkretnie przechodziła Naima i na jakim etapie się aktualnie znajdowała.
Nie wiedziała, jakich słów użyć, aby nie zabrzmieć dziwnie czy też przesadzenie.
Przejęła się, o czym świadczył wyraz sam wyraz twarzy i spojrzenie, którym uraczyła Naimę.
- Przykro mi, to… na pewno ciężko jest po tym przejść do codzienności - mogła sobie jedynie wyobrażać, jak bardzo. Przeszła w swoim życiu przez niegroźne urazy, ale nigdy nie zderzyła się z takim, który zupełnie zmieniłby jej dotychczasowe życie. Miała szczęście… albo coś (lub ktoś) nad nią czuwało.
- Chciałaś, żebym powiedziała ci więcej o tym, dlaczego mnie pamiętasz, chociaż nie powinnaś? - dopytała, przypominając sobie o tym, jak Naima wcześniej wspominała o dostrzeżeniu jej w zeszłym tygodniu. Mogłaby zwyczajnie uznać, że Beverly jedynie wyglądała jak ktoś z jej przeszłości, niekoniecznie będąc konkretną osobą, zapamiętaną dziwnym trafem przez mózg. Jeśli potrzebowałaby rozwinięcia szczegółów, Strand była w stanie nakierować ją na właściwe tory, o ile rozmówczyni tego chciała.

ODPOWIEDZ