dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
012.

now everything is going to change
{outfit}
Jeden dzień. Tylko tyle było potrzeba, aby rozsypało mu się całe życie. Nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś z jego bliskich odszedł, ale był to zdecydowanie pierwszy raz, kiedy czyjaś śmierć pociągała za sobą nowe, przytłaczające go obowiązki. Doskonale pamiętał przecież dzień, w którym toczył z Cedriciem rozmowę na temat ewentualnej opieki nad jego córką. Doskonale pamiętał, jak zapewniał go wówczas, że nie zostawi Sally samej, choć w głębi duszy nawet przez sekundę nie wierzył w to, że mogłoby stać się to prawdą. Nie dlatego, że planowałby się wycofać, a raczej przez to, iż nie sądził, że jego przyjaciołom mogłoby stać się coś złego. A jednak. Telefon, który otrzymał przed niespełna tygodniem oznajmił, że doszło do wypadku, a ani Cedric, ani jego żona, nie przeżyli. Zostawili więc na tym świecie Sally - tę małą istotkę, która teraz miała wywrócić jego życie do góry nogami. Tę samą istotkę, której podczas wizyt tutaj Graham nie poświęcał nigdy zbyt dużo czasu, bo przecież nigdy zbyt dobrze nie odnajdywał się w towarzystwie dzieci. Nie znał się na nich i potrafił o nie zadbać, bo też nigdy nie doczekał się swoich. A teraz stał przed wyzwaniem, któremu musiał stawić czoła bez żadnego przygotowania. Bez wcześniejszych dziewięciu miesięcy na oswojenie się z tym, że zostanie ojcem. Przerażało go to, a jednocześnie nie mógł dać pochłonąć się panice, bo nie mógł zawieść Sally. Tylko to miało teraz znaczenie.
Nie dałby rady zrobić tego samotnie, ku temu nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie musiał jednak, o czym zresztą ostatnio powiadomił go prawnik, który pomógł mu załatwić wszelkie formalności. Ilekroć o tym myślał, ogarniała go nowa fala niepokoju, bo przecież wiedział, że nie musieli się ze sobą dogadać. Zabawa w dom z kimś zupełnie obcym też nie mogła być łatwa.
Położył właśnie Sally na popołudniową drzemkę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Pognał w tamtą stronę na złamanie karku, byle tylko nie dopuścić do tego, że dziewczynka się obudzi. W pośpiechu uderzył stopą we framugę drzwi, przez co zaklął pod nosem i na moment się zatrzymał. Zaraz jednak zebrał się w sobie i wyszedł brunetce naprzeciw. - Cześć - odezwał się, omiatając jej twarz spojrzeniem. Nie widzieli się kupę czasu, a ich relacje nigdy nie były szalenie bliskie, dlatego nie bardzo wiedział, jak powinien się teraz zachować. Dopiero w chwili, kiedy zobaczył jej torbę, wyciągnął w jej stronę dłoń. - Pomogę - oznajmił, czując, jak ogarnia go nowa fala zakłopotania. Czy musieli najpierw uciąć sobie pogawędkę, czy może mogli zacząć od tego, co należało ustalić? Tego akurat było sporo i zakładał, że nie będzie to łatwa rozmowa. Teraz już nic nie miało być łatwe.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#6

Telefon o śmierci przyjaciół naprawdę przybił Molly. Miała swoje zmartwienia na głowie, demony Brisbane ją ścigały, ale nie da się ukryć, że to był pikuś w porównaniu do tego, co teraz usłyszała. Musiała przyznać, że to była pierwsza śmierć osoby w jej wieku, z jej najbliższego otoczenia. Było to dziwne, powodowało, że człowiek zaczynał sam myśleć o śmierci, a to nie wróżyło niczego innego. A śmierć dwójki bliskich przyjaciół była dołująca jeszcze bardziej. Oczywiście, że się zapytała, co z Sally. Jakby w tym wypadku zginęło jeszcze bogu ducha winne dziecko, to dopiero byłaby tragedia. Odetchnęła z ulgą, że ona była bezpieczna. Zupełnie nie pomyślała na początku, że to się będzie wiązało z tym, że ta opieka spadnie na nią. Zupełnie wypadło jej z głowy, że bycie matką chrzestną to nie tylko dawanie prezentów, ale właśnie opieka, jakby coś się stało rodzicom. Do tej pory, nie została z Sally sama nawet na godzinę, bo mieszkała w innym mieście. A jak przyjechała specjalnie dla tej kruszyny do Lorne Bay, to nie było okazji, by zostać sam na sam.
Telefon, który otrzymała od prawnika, że teraz jest prawnym opiekunem niemowlęcia, do spółki z Grahamem i muszą się dogadać, spadł na nią jak grom z jasnego nieba. Spowodowało to sporą kłótnię z jej narzeczonym, Milo. Mężczyzna wiedział, że jego ukochana zawsze marzyła o byciu matką, lecz biologia ją tego pozbawiła. Jednak oznajmił jej, że na pewno da się z tego wykręcić i żeby się niczym nie martwiłą... Wykręcić się z tego? Nie ma mowy. Jakieś dwa dni po tym telefonie, Molly w końcu odważyła się na telefon do Grahama. Powiedziała mu, że następnego dnia pojawi się w ich rodzinnym mieszkaniu, i że przeprasza, że dopiero wtedy.
Spakowała dużą walizkę i wsiadła w samochód. Sama. Nie powiedziała tego na głos, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jest to zakończenie jednego etapu, aby rozpocząć nowy. Droga była ciężka i długa, lecz brunetka była pewna, że podjęła odpowiednią decyzję. Podjechała do Tingaree, ten adres znała dobrze. Zapukała do drzwi, bojąc się nacisnąć dzwonka. Mogła jeszcze napisać do Flannagana, że jest pod drzwiami, lecz nie musiała, bo raz dwa usłyszała, że ktoś tam się porusza i na pewno jej otworzy.
-Hej...-powiedziała. W tym momencie dotknęło ją, że nie będzie tu stał ani Cedric, ani jego żona, już nigdy więcej. Chyba ta tragedia stała się dla niej bardziej rzeczywista i bolesna. -Dzięki-odpowiedziała, wchodząc do środka. Nie miała pojęcia co teraz. Ona miała jeszcze na głowie przeprowadzkę i kończenie związku, ale to nie teraz.-Jak się trzymasz?-zapytała niepewnie. Nie miała zielonego pojęcia, czy takie pytanie było w ogóle na miejscu. Oczywiście, że trzymał się źle. Chyba nie był psychopatą, żeby czuć się w porządku, czy wręcz dobrze.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Wiedział, jak smakuje strata, ponieważ o tym przekonał się w najdotkliwszy ze wszystkich sposobów. Jego żona była przepiękną duszą - wolną i poświęconą pomocy innym. Zawsze ją za to podziwiał, a jednocześnie nie przypuszczał, że właśnie to oddanie mogłoby doprowadzić do tego, iż w końcu przypłaci za to własnym życiem. Choć znał ryzyko, z jakim wiązały się wyjazdy w rejony obarczone wojną, naiwnie zakładał, że ich dwójki nie mogłoby spotkać nic złego, a jednak to właśnie takie przeświadczenie najczęściej gubi człowieka. Ją również zgubiło, przez co Flanagan nie tylko pogrążył się w żałobie, ale też zastanawiał się, dlaczego nie padło na niego. Dlaczego to nie on padł ofiarą wojennych walk zamiast kobiety, która zdecydowanie na to nie zasługiwała. Nie zasługiwała na śmierć, skoro przez większość życia bezinteresownie robiła coś dla innych. I mogła zrobić jeszcze wiele, ale… nie było jej już tutaj. Nie żyła, a on musiał w końcu pogodzić się z jej śmiercią, choć to bynajmniej nie było łatwe. Serce pękało mu za każdym razem, kiedy myślami cofał się do chwili, w której się o tym dowiedział.
A teraz działo się to od nowa.
Tym razem było chyba nawet gorzej. Choć wcześniej mierzył się ze stratą miłości swojego życia, tamte wydarzenia nie zrzuciły na jego barki dodatkowych obowiązków. Nie stał przed koniecznością zaopiekowania się bezbronnym dzieckiem, które potrzebowało nie tylko opieki, ale też i autorytetu. Nie miał pojęcia, czy w ogóle się do tego nadawał, dlatego w pewnym aspekcie obecność Molly mogła okazać się zbawienna. Częściowo liczył na to, że posiadała większe doświadczenie niż on i kiedy przyjedzie, zdoła uratować sytuację. Prawdopodobnie naiwnie pokładał w niej zbyt duże nadzieje, w ten sposób chcąc też zagłuszyć wzbierające w nim obawy. No bo właśnie - po raz pierwszy w życiu tak bardzo czegoś się bał.
Jej pytanie sprawiło, że wypuścił głośniej powietrze. Czy istniała na nie w ogóle dobra odpowiedź? Koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę i odstawił jej walizkę w kąt, w którym nie miała im przeszkadzać. - Prawdopodobnie tak samo marnie, jak ty - stwierdził, nie opierając swoich podejrzeń o to, jak się prezentowała - bo prezentowała się nad wyraz dobrze - ale raczej o własne doświadczenia. Obecna sytuacja była dla niego ciężka i zakładał, że w jej przypadku nie mogło być inaczej. - Pozwoliłem sobie zająć pokój gościnny, ale jeśli chcesz, zwolnię go i przeniosę się na kanapę. No chyba, że wolisz zająć główną sypialnię… - zaczął, ale zawiesił się na moment. Perspektywa takiego posunięcia przerażała go odrobinę, ponieważ nie wyobrażał sobie zajmowania łóżka, które należało niegdyś do ich przyjaciół. Już teraz czuł się jak oszust, który przejmował ich życie. Nie chciał dodatkowo tego uczucia pogłębiać.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Zarówno Molly jak i Graham byli jeszcze młodzi, bo co to jest te trzydzieści parę lat. Nie było to wiele, zdecydowanie to nie był jeszcze moment, aby tracić swoich rówieśników. Pewnie, to był wiek, w którym z reguły nie miało się już dziadków, a rodzice się starzeli, często zbliżając się do takiego momentu w życiu, kiedy można się spodziewać ich śmierci. Ale ich znajomi, bliscy i rówieśnicy? Nie, na to było zdecydowanie za wcześnie i te straty musiały boleć jeszcze bardziej. Graham o tym doskonale wiedział, co tak naprawdę działało na jego niekorzyść, bo teraz kolejni jego bliscy się wykruszyli z życia i to musiało być odczuwalne niczym kopniak w brzuch. Dla Molly była to nowość... Czy dało się powiedzieć, że któreś z nich miało gorzej? Nie i lepiej nie porównywać takich odczuć, bo to nie ma najmniejszego sensu. Należy im się zrozumienie, a nie konkurs kto ma gorzej, kogo trzeba bardziej ojojać.
Molly wciąż nie mogła do końca przyjąć, że z dnia na dzień musi zostać rodzicem. Bała się, bo było to dla niej nowe, bo nie miała własnego dziecka, a jej młodsze siostry nie były aż tak małe, aby na nich mogła trenować bycie matką. Była przerażona koniecznością zmiany swojego życia nie tylko o 180 stopni, lecz raczej 540, jeśli nie 720, tworząc kilka beczek w powietrzu. Można by rzec, że jej największym pragnieniem ostatnich lat było zostać matką, mieszkać gdzieś, gdzie ma wsparcie, w miejscu które zna i tak dalej. No marzenie, czego jeszcze mogłaby chcieć brunetka? No na pewno innej sytuacji niż ta, która ją spotkała. Plusem dla nich, dla Grahama i Sally na pewno była taka, że Molly była osobą, która będzie musiała się wziąć do roboty, aby nie zwariować.
-Myślę, że masz rację-lekko uniosła kącik ust do góry, bo to stwierdzenie było tak boleśnie trafne, że kobieta z miejsca poczuła cieniutką nić porozumienia między nimi. Patrząc na fakt, że będą musieli razem mieszkać i żyć, był to plus. Gorzej jakby od pierwszej minuty się nie dogadywali czy widać było brak zrozumienia. Gorzej ten etap w ich życiu nie mógłby się zacząć.
-Nie, daj spokój.-powiedziała, gdy mówił o kanapie. Był tu pierwszy, już się zajmował dziewczynką, miał pełne prawo wybrać pokój, który zajmie. Dla brunetki takie rzeczy nie były aż tak ważne, by robiły na niej jakiekolwiek wrażenie. - Tak dziwnie zająć ich pokój...-westchnęła. Już pal licho, że to było ich łóżko, małżeńskie i tak dalej, lecz to miało także drugi wydźwięk. Ostateczne potwierdzenie, że oni już nie wrócą i trzeba się pozbyć ich rzeczy, ich obecności w tym domu. Z drugiej strony, to był tylko pokój, zarówno Flannagan ani Adams nie będą mieli ochoty, by usunąć wszelkie pamiątki po rodzinie Sally, jakby zapominając o jej korzeniach.
-Zrobiłabym sobie herbaty, czy coś... Chcesz też?-skoro teraz to też miał być jej dom, to powinna czuć się tu jak u siebie, więc mogła sama pójść do kuchni. Choć wcześniej w tym domu akurat też czuła się jak u siebie i Monica ani Cedric nie musieli skakać wokół niej. Wiedzieli, że Adams wie, gdzie jest czajnik, sok czy szklanki, więc mogła sama siebie obsłużyć. -A Sally, gdzie ona w ogóle teraz jest?-zapytała, jakby ją olśniło, że stoją w wejściu i rozmawiają, nawet nie wspominając o dziecku na ten moment. A przecież to ona była najważniejsza.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Czuł się bezradny wobec tego, jak nagle zmieniło się jego życie, ale jednocześnie miał świadomość tego, że nie mógł dać się tej bezradności pochłonąć. Teraz to nie on grał we własnym życiu pierwsze skrzypce, ponieważ znacznie ważniejsza od niego była ta mała istotka, którą należało się zaopiekować. On natomiast chciał stanąć na wysokości zadania i zadbać o to, aby niczego więcej jej nie brakowało, choć przecież wiedział, że w idealny sposób nie zastąpi jej rodziców. Nie mógł, ponieważ nie znał się na dzieciach i ta świadomość odrobinę go przygniatała. Ale hej, każde doświadczenie trzeba w jakiś sposób zdobyć, więc może i on miał w końcu wszystkiego się nauczyć? Bez wątpienia zamierzał spróbować.
Czuł się zgoła beznadziejnie, dlatego nie chciał dokładać im więcej negatywnych emocji. Wiedział przecież, że z dnia na dzień nie wyleczą się z żałoby, ale mogli przynajmniej jej sobie nie utrudniać. Uśmiechnął się zatem gorzko, na razie odkładając na bok poważniejsze rozmowy, choć przecież i tym musieli się w końcu zająć. Musieli ustalić co dalej. - Wiem - odezwał się, ponieważ doskonale ją rozumiał. Wiedział, co musiała czuć na myśl o zajęciu tamtego pokoju, ponieważ jego podobne myśli popchnęły ku temu, aby zaszyć się w niewielkiej, gościnnej sypialni. Miał jednak wrażenie, że w tym domu nigdy nie zdoła poczuć się, jak u siebie, ale jednocześnie nie chciał zabierać stąd Sally. To było jej dziedzictwo i to właśnie tutaj mogła poczuć chociaż minimum przywiązania do rodziców. Jeśli miał szansę jej to zaoferować, zamierzał skorzystać z niej, niezależnie od tego, jakich poświęceń by go to kosztowało. - Nie, nie trzeba - pokręcił głową, ale nie zostawił jej samej. Ruszył za nią do kuchni, aby poinstruować ją, w razie gdyby czuła się tu zagubiona. Sam zresztą też jeszcze czasami się tak czuł, bo chociaż znał ogólny rozkład domu, to jednak przyzwyczajony był do własnego i pewnych rzeczy musiał szukać dwa razy. A zamiast odkładać je tam, gdzie byłyby łatwiej dostępne, odstawiał je na miejsce, żeby nie zaburzyć porządku, który zrobiła tu Monica. Wszystko miało być takie, jakie po sobie pozostawili. - Śpi - odezwał się, przystając we framudze. - Miała ciężki dzień, dopiero niedawno zasnęła, więc… Wiem, że pewnie chciałabyś ją zobaczyć, ale chyba będzie lepiej, jeśli to zaczeka do rana. Nie wiem, czy dalibyśmy radę znów ją uśpić - uprzedził, wsuwając ręce do kieszeni spodni. - Mam wrażenie, że czuje, że coś jest nie w porządku i dlatego jest niespokojna - podzielił się z nią własnymi podejrzeniami, które ostatecznie niewiele mogły mieć wspólnego z prawdą. Jak zostało wspomniane, Graham w kwestii dzieci nie był żadnym ekspertem i bazował jedynie na własnym instynkcie, który w tym przypadku mógł okazać się zwodniczy.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly chciałaby powiedzieć do Grahama, ale także aby pokrzepić siebie: Słuchaj, Monica i Cedric też nic nie wiedzieli o dzieciach, powtarzali, że wszystkiego się dopiero uczą i to na swoich błędach, a wszyscy wiemy, że byli dobrymi rodzicami, że się starali i widać było, ze kochają tą swoją córeczkę. Dlaczego nam nie miałoby się udać to samo? Pewnie, to trochę czasu zajmie, a rutyna Sally na tym nieco ucierpi, ale hej, trzeba spróbować! Tylko problem był taki, że to wydawało się dla niej totalnie słabe i nie do końca wierzyła w te słowa. A nawet jeśli wydawały się być prawdziwe i rzeczywiste, to nie były wystarczająco dobre. Dziewczynka miała wspaniałych rodziców, którzy znali ją, jej potrzeby i przyzwyczajenia, dlaczego miała cierpieć bo teraz dwójka ludzi, których niespecjalnie znała -a już na pewno nie Molly, bo ta nie odwiedzała ich zbyt często, zaczynała od zera.
Jeśli ktoś by się zapytał szatynki, czego się bardziej obawia - życia z Flanaganem, czy z Sally, to ta by się musiała mocno zastanowić. Bardziej oczywistym byłaby odpowiedź, że opieka nad maluchem, ale czy to by było do końca szczere? No nie do końca. Niby nie musieli bawić się w parę, czy wielkich przyjaciół, lecz na pewno będą musieli się szanować, dogadywać i grać do wspólnej bramki. A to, choć były rzeczy, które ich łączyły i to nie tylko ta żałoba, to jednak byli sobie dość obcy.
Molly była gotowa zmienić swoje życie wraz z przekroczeniem tablicy informującej o wjeździe do Lorne Bay, więc i mogła się nauczyć życia z Grahamem. Tylko co z tego, że myśli miała dobre, chęci również, jak życie nie zawsze się na tym opiera?
-Zostanę tam, to nie jest problem na ten moment-rzuciła. Na pewno nie raz będą rozmawiali co zrobić z wszystkimi rzeczami należącymi do ich przyjaciół, ale to problem przyszłych Molly i Grahama, wszystko po kolei, małymi kroczkami. Sally nie mogła zostać wyrwana również ze znajomego otoczenia, domu, łóżeczka i zabawek, które do tej pory znała, więc wyprowadzka, czy nawet jakiś wielki remont na razie nie wchodził w grę. Można by powiedzieć, że początek tej relacji był zachęcający, bo jednak się rozumieli i zgadzali się w pewnych rzeczach. To już coś.
-Oczywiście-przytaknęła. Adams absolutnie nie miała teraz chęci na to, aby usypiać od nowa dziecko. Sama była zmęczona całym dniem i podróżą z Brisbane, ale nie będzie marudzić. -Przesypia całą noc?-zapytała. Musieli ustalić dosłownie wszystko! Kto będzie do niej kiedy wstawał, na przykład, kto będzie za co odpowiedzialny - żeby nie było, że oboje kupią pampersy, ale żadne z nich nie pomyśli o mleku czy innych kaszkach. -Na pewno widzi, że obcy ludzie się nią zajmują a choć woła, to ani mama, ani tata się nie pojawiają. Biedna-westchnęła robiąc sobie herbatę i siadając przy stole. Nastała dość niezręczna cisza między nimi, jakby jedynym wspólnym tematem była Sally. -Dobrze.... Powiedz, czego potrzebujesz z mojej strony na ten moment? -zapytała i poczuła, że wybrała nieodpowiednie słowa i mogło to zabrzmieć po prostu źle. -Mam na myśli, co musimy obgadać jeszcze dziś, a o czym możemy porozmawiać nie wiem, jutro? Nie będę ukrywać, jestem trochę zmęczona całym tym dniem i to chyba nie jest najlepszy moment na poważne rozmowy i podejmowanie decyzji...-owszem, jak dziecko spokojnie spało to był doskonały moment na rozmowy dorosłych, w spokoju i ciszy, ale takie tematy były męczące, powodowały ból głowy, nieporozumienia. A skoro oboje byli rozdrażnieni i nie w najlepszej formie, to na pewno by się posprzeczali, badając swoje granice i bojąc się całej tej odpowiedzialności. Jako, że Graham był dłużej od niej na miejscu, miał tą przewagę, że to on miał najważniejsze zdanie i mógł decydować, co i jak.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Niczego nie byli w stanie przewidzieć, niczego też nie byli w stanie sobie zaplanować. Graham właśnie tego się obawiał, bo chociaż Molly zawsze starała się być względem niego sympatyczna, coś ewidentnie między nimi nie zagrało, przez co ich aktualne interakcje miały być utrudnione. Wiedział, że starania nie wystarczą, skoro byli dwójką zupełnie obcych sobie osób i podejścia do życia też pewnie mieli inne. Wystarczyło przecież, żeby w jednej sprawie różnili się poglądami, a to z łatwością przysporzy im kłopotów. Co więcej, nie będą w stanie obiektywnie ocenić, które z nich chciało podjąć lepszą decyzję, ponieważ Cedric i Monica nie znajdowali się już na tym świecie i nie mieli podsunąć im poradnika na postępowanie z ich własnym dzieckiem.
Pokiwał lekko głową, przyjmując jej decyzję do wiadomości. Nadal nie czuł się w pełni dobrze z tym, że tak po prostu wkraczali na teren swoich znajomych, ale z tyłu głowy miał jednocześnie myśl o tym, że przecież właśnie o to prosili ich, kiedy to właśnie im wyznaczali tę awaryjną opiekę nad Sally. Mieli wejść w ich buty, choć to też nie miało odnosić się do każdej sfery ich życia, bo przecież nikt nie miał prawa oczekiwać, że rola zastępczych opiekunów zaprowadzi ich do stworzenia szczęśliwej rodziny. Na pewno nie takiej, która pchnęłaby ich w swoje ramiona.
Zacisnął mocno szczękę i nie powiedział nic. Nie przypuszczał, by cokolwiek jeszcze trzeba było tu dodawać. Sally rzeczywiście była biedna - straciła przecież rodziców, ale przypominanie jej tego nie miało być dobrym posunięciem. - Potrafi przespać około sześciu, może siedmiu godzin. Nie jest to cała noc, ale myślałem, że będzie gorzej. Poza tym, może jak trochę przyzwyczai się do nowej sytuacji, będzie jeszcze lepiej? Nie wiem, nie znam się na dzieciach - podzielił się z nią własnymi myślami, a później wypuścił głośniej powietrze. Cholernie frustrowała go ich obecna sytuacja i nic nie wskazywało na to, że prędko mu to minie. Podniósł jednak zmęczone spojrzenie na Molly, poświęcając kilka myśli jej pytaniu. Nim odpowiedział, lekko pokręcił głową. - Skoro już tutaj jesteś, nie sądzę, że musimy załatwiać wszystko już pierwszego wieczora. Połóż się, odpocznij, jutro będziesz miała okazję spędzić trochę czasu z Sally, a później spróbujemy jakoś to ogarnąć - stwierdził, nie zamierzając niczego ponaglać. Gdyby mógł, pewnie wiele rzeczy owlekłby w czasie, ale w tym konkretnym przypadku lepiej będzie pewne rzeczy ustalić od razu. To przecież miało im pomóc w wypracowaniu jakiegoś systemu i sprawieniu, że ich obecna sytuacja będzie wydawała się choć odrobinę mniej przytłaczająca.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly spędzając ostatnie godziny w samochodzie, miała mnóstwo czasu, aby sobie wszystko przemyśleć. Być może nawet za wiele czasu, bo przecież w ostatnich dniach robiła tylko to (z krótkimi przerwami na kłótnie z byłym już narzeczonym). Miała wiele wizji w głowie, wiele scenariuszy się rozegrało, pokazując jak może jej życie w przyszłości wyglądać. Powtarzała sobie, że musi schować dumę do kieszeni i odłożyć swoje prywatne przekonania do Grahama na bok, bo oni w tym momencie nie są najważniejsi. Bo jakby ktoś zapytał Molly, to ta przyznałaby, że trochę bardziej boi się tego, jak będzie się dogadywać z mężczyzną, niż to, czy poradzi sobie z niemowlęciem. Sally nie była noworodkiem, więc przynajmniej to było dla nich ułatwieniem.
Kobieta chciała stać się najlepszą wersją siebie, skoro po raz kolejny zmieniała swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni, to tym razem chciała się postarać, wierząc że to już ostatni raz. Miała 33 lata, potrzebowała stabilizacji i zamierzała się starać. Nawet jeśli wiązałoby się to z wieloma niewygodnymi sytuacjami. Takimi jak wchodzenie w buty przyjaciół. Spadnie w ich pokoju to nic, ale jeśli Molly chciałaby się tam zadomowić, a pewnie kiedyś to nastąpi, będzie miała duże wyrzuty sumienia. Tak samo jak zmienianie czegokolwiek w przyszłości, podejmowanie decyzji, gdy w głowie będzie kołatała się myśl "a co Cedric i Monica by zrobili". Jeśli w takiej sytuacji można znaleźć choć najmniejszy pozytyw, Adams wiedziała, że to będzie obecność Grahama, który będzie się mierzył z takimi samymi obiekcjami, o tym samym będzie myśleć, podejmując decyzje.
Oczywiście, że nie ma jej co tego przypominać, choć podejście do tego tematu też trzeba będzie przedyskutować. Przynajmniej tak sądziła Molly, że lepiej będzie wszystko przegadać, by wiedzieć, że mają wspólne podejście. Choć mogła chyba przewidywać, to nie będą przyjemne rozmowy, samo podejmowanie tak ważnych decyzji.
-O, to nie tak źle-powiedziała. Zapewne przekładało się to tylko na jedną pobudkę w nocy, więc jeśli będą się zmieniali w nocnych obowiązkach, to nie powinno być to bardzo ciężkie. Choć patrząc na mocno zaciśniętą szczękę dziennikarza, Molly czuła się trochę jak na cenzurowanym, że ocenia jej reakcje, to jak odnajduje się w tej całej sytuacji. Trochę miał ku temu prawo, w końcu on był na miejscu od pierwszego momentu, od zdążył już się wiele nauczyć w ciągu tego krótkiego okresu, plus nigdy jakoś mocno jej nie lubił. Adams nie zamierzała się tym przejmować.
-Graham... Jak coś, to mów. Serio. Nie musisz chodzić na palcach wokół mnie. -spojrzała na niego. Może nie wydawało się, że teraz chce jej powiedzieć, ale co do przyszłości to też się tyczyło. -Ale masz rację, pewnie wszystko może poczekać już do jutra. Jakbyś mógł, to zajmiesz się dziś Sally w nocy, a jutro, jak już Mała przyzwyczai się do mojej obecności to ja to przejmę?-zaproponowała. Gdy ktoś obcy miałby podnieść i przytulić w środku nocy, to mogłoby się to skończyć jakimś wrzaskiem i rozpaczą, więc lepiej nie próbować.
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Znalezienie się w tej sytuacji razem teoretycznie mogło ich do siebie zbliżyć, a jednak Graham nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie potrafił założyć, że ich sytuacja kiedykolwiek ulegnie poprawie, ponieważ znał już smak żałoby i zdawał sobie sprawę z tego, że ta nie przemijała nigdy. Nie wiedział, czy w przypadku przyjaciół będzie ona aż tak dotkliwa jak wtedy, kiedy żegnał swoją żonę, ale mimo to wiedział, że pewnego rodzaju uczucie pustki już zawsze w nim pozostanie.
Tym jednak nie miał czasu się przejmować. Nie miał zbyt wiele czasu na żałobę, dzięki czemu nie odczuwał jej aż tak intensywnie. Skupiał się głównie na tym, by jak najlepiej zająć się dzieckiem, o czym przecież nie miał bladego pojęcia. Kilka ostatnich dni spędził główkując nad tym, jak niby miał sobie poradzić. Czuł się cholernie zagubiony i jeszcze bardziej bezradny, z czym nie potrafił sobie poradzić. Do tej pory był przecież facetem, który miał takie rzeczy pod kontrolą - ba, wszystko miał pod kontrolą. Dlaczego więc nagle miał wrażenie, jakby we wszystkim się pogubił?
Pokiwał głową na boki, w teorii przyznając jej rację, choć jednocześnie wątpił, czy cokolwiek w ich sytuacji wydawało się nie tak złe. Wiedział przecież, że Sally miałaby o niebo lepiej, gdyby byli przy niej teraz jej rodzice, a jednocześnie miał świadomość tego, iż było to nierealne. Musieli zrobić wszystko, aby jakoś o nią zadbać. - Hm? - mruknął, kiedy odezwała się po raz kolejny, tym samym wyrywając go z zamyślenia. Przetarł dłonią twarz, a później koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę. - Nie próbuję chodzić wokół ciebie na palcach, Molly. Po prostu… To sporo. Nie ma sensu udawać, że wcale tak nie jest. Nie wydaje mi się też, żebyśmy byli w stanie załatwić wszystko w ciągu jednej, wieczornej rozmowy, więc lepiej będzie, jeśli odpoczniesz i dopiero jutro wrócimy do tego tematu. Albo nawet za kilka dni. Pobędziesz trochę z Sally, zobaczysz, jak to wygląda i będziesz mogła zdecydować, czego chcesz. To najbardziej uczciwy układ - odparł, wyjaśniając jej przy tym własne podejście. Później zaś, kiedy wyszła z kolejną propozycją, nieznacznie skinął głową. - Masz wszystko, czego potrzebujesz? W sypialni powinnaś znaleźć jakieś ręczniki, gdybyś chciała wziąć kąpiel… W razie czego po prostu pytaj - zaoferował, bo wbrew temu, co mogło jej się wydawać, niczego nie zamierzał jej utrudniać. Może i nie byli przyjaciółmi, ale ich wspólne położenie było na tyle nietypowe i trudne, iż musieli obrać wspólny front. Tylko w ten sposób będą w stanie przez to przebrnąć.

Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly będzie zadowolona, jeśli będą w stanie podobnie patrzeć na świat i na całą sytuację, a także jeśli nawiążą nić porozumienia, nic więcej nie było im do sukcesu potrzebne, nie bójmy się powiedzieć. Jednak to nie jest mało, bo w końcu byli różnymi ludźmi, którzy nagle znajdują się w takiej a nie innej sytuacji. Nowej, dla Molly to wszystko było nowe. Wszystko, przeżywanie żałoby było dla niej nowością, zerwanie z narzeczonym było dla niej nowością, nawet powrót do rodzinnego miasta było dla niej.... No może nie nowością, bo w Lorne Bay mieszkała wiele lat temu, ale czymś czego do tej pory nie robiła. Może nawet nie chodziło o samo przebywanie w tym miasteczku, lecz przeprowadzkę, powrót, układanie sobie życia na nowo... A czuła, że musi sobie z tym poradzić sama. Nie tyle całkiem sama, bo miała i matkę, siostry i dawnych przyjaciół, ale nie chciała tym obarczać Grahama. Wiedziała, że ten ma pewnie tyle samo problemów, tylko część się nieco różniła od jej spraw, bo ta cała tragedia spotkała ich na różnych etapach życia. Chciała być jak najmniejszym ciężarem dla niego, doskonale zdając sobie sprawę, że będzie to łatwiejsze, niż bycie wparciem dla dziennikarza, choć i tu będzie się starać.
Nie tak źle, to było określenie, które chyba pasowało. Nawet w najgorszej sytuacji można znaleźć drobne ... pozytywy? Pewnie, idealnie by było, gdyby siedzieli teraz w szóstkę w salonie, popijając wino - Cedric i Monica, Graham z żoną, Molly z ... kimś, ale jakby Sally budziła się każdej nocy pięć do piętnastu razy, to byłoby gorzej i dla niej i dla jej opiekunów. Adams zdecydowanie była osobą, która starała się dostrzec to, że szlanka jest jednak trochę bardziej pełna, niż pusta. Choć nie zawsze było warto.
-W porządku, Graham, rozumiem-stwierdziła. No nie dało się nie zauważyć, że Flannagan mówi całkiem sensownie. Nie ma sensu co robić burzy mózgów i poruszać każdy potencjalny temat, by mieć wszystko z głowy. -Po prostu, tak na przyszłość mówię. Jak coś będzie nie tak, to mów. Ja nie będę udawać, że wszystko wiem, bo to guzik prawda-wzruszyła ramionami, starając się zabrzmieć dość przekonująco. To znaczy, przy stwierdzeniu, że się nie zna, to nie było kłamstwo, lecz chciała pokazać, że Graham może jej zwracać uwagę, czy też zwracać się do niej w każdej sprawie. -Nie tylko w temacie Sally. Wychodzi, że będziemy współlokatorami, więc powinniśmy móc polegać na sobie w każdym temacie.-wyjaśniła, wstając, aby odłożyć kubek do zlewu. Po sekundzie jednak przeniosła go do zmywarki, żeby nie musieć później sprzątać w kuchni.-Na razie nie mam żadnej pracy, więc jak coś, to mogę z nią zostawać-powiedziała. Podział tego, kto kiedy się będzie zajmował dzieckiem mógł być problematyczny, jeśli oboje chcieliby się spełniać zawodowo, więc na razie ten problem schodził na dalszy plan. -Tak, wszystko mam, przynajmniej na ten moment. Świeży ręcznik w zupełności mi wystarczy-zapewniła go. No, bo pakowała swoje rzeczy z Brisbane, a nie połowę całego domostwa. Ostatnie na co miała ochotę to kłócić się z narzeczonym, czy coś może brać, czy kobieta powinna była to zostawić.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie miał pojęcia, jaki scenariusz byłby dla niego lepszy. Nie wiedział, czy więcej zyskałby w momencie, w którym okazałoby się, że Molly była zaprawiona w boju i potrafiła radzić sobie z dziećmi, czy może jednak na dobre miało wyjść mu to, że podobnie jak on, była zielona. Zdawał sobie sprawę z tego, że chodziło przede wszystkim o dobro Sally - z tym nie zamierzał się spierać, a jednak nie chciał też okazać się jedyną osobą, która bezustannie pozostawała w tyle. Nie chciał być tym opiekunem, który z niczym sobie nie radził, więc był też kompletnie zbędny. Chciał czuć się potrzebny i chciał sprawdzić się w roli, która nagle spadła na jego barki. Miał tylko nadzieję, że w ten sposób nie wyrządzą Sally krzywdy.
Wciągnął głębiej powietrze, a później lekko pokiwał głową. Nie mógł nie zgodzić się z tym, co do niego mówiła, a jednocześnie z jakiegoś powodu nie wierzył, że będzie to takie proste. Obawiał się tego, że problemy prędzej czy później ich przytłoczą, co odbije się także na ich kruchej relacji. No bo właśnie, styczności do tej pory mieli ze sobą niewiele, nie przyjaźnili się, nie byli szczególnie blisko. To, co ich łączyło, praktycznie nie istniało, zatem i z łatwością mogło się rozpaść. Bał się tego, a jednocześnie czuł się tak, jakby teraz zobowiązany był wszystkim się martwić. - W porządku. Gdybyś jednak czegoś potrzebowała… Będę u siebie - wspomniał, już teraz czując, jak niewłaściwe były te słowa. To nie było jego miejsce i wcale się tak nie czuł, choć jednocześnie miał świadomość tego, że powinien powoli się z nim oswajać. Musiał zacząć pokonywać własne bariery, bo tylko dzięki temu mógłby sprawdzić się w roli opiekuna, jakiego potrzebowała Sally. Nie mógł jej przecież zawieść.

zt.

now everything is going to change
ODPOWIEDZ