Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
4.

Kirby mimo swojego chamstwa i bycia raczej nieprzyjemnym człowiekiem, o dziwo zachował dobre relacje ze swoją żoną. Chociaż jego chamstwo i bycie nieprzyjemnym to najmniejszy problem w relacji tej dwójki. Większym problemem było to, że Kirby był po prostu zdradziecką szują. Najgorsze w tym wszystkim było to, że żadnej ze swoich „kochanek” nie kochał, ani nawet nie lubił jakoś specjalnie mocno. Po prostu był w okropnym miejscu i zdrady dały mu chujowe i fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Więc to po prostu kontynuował. Addie nigdy nie przestał kochać. A przynajmniej nie przez ten okres kiedy ich małżeństwo jeszcze miało się dobrze. W sumie nawet w tych chujowych okresach darzył ją szczerym uczuciem. Po prostu popełnił błędy, które popełniał świadomie. Nie miał dla siebie żadnego wytłumaczenia. Rozwód był tylko i wyłącznie jego winą. Nie mógł zatrzymywać przy sobie Addie na siłę. Głównie dlatego, że nie był w stanie jej obiecać, że jego zdrady już się nie powtórzą. Nie chciał jej ranić. Jedyne co mógł zrobić to być dobrym przyjacielem i dbać o nią po rozwodzie.
Oczywiście Addie nie potrzebowała tego, żeby Kirby o nią dbał. Mimo wszystko obiecał sobie, że na tyle na ile będzie mógł, będzie to robił. Nie spędzali ze sobą nie wiadomo ile czasu. Widywali się rzadko, sporadycznie, ale mimo wszystko Kirby wiedział, że jak Addie do niego zadzwoni to jej pomoże i wesprze. Tak samo wiedział, że jak on będzie potrzebował wsparcia, to może na nią liczyć. Dlatego też jak tylko dowiedział się o poronieniu byłej żony, to nie miał wyboru. Musiał się do niej udać i sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Domyślał się, że nie, ale w takiej sytuacji nie można było siedzieć samotnie. A przynajmniej on nie chciał, żeby siedziała sama. Jako, że i tak dopiero co miała urodziny (dzwonił do niej w dniu urodzin i obiecał, że zobaczą się niedługo), to postanowił ją odwiedzić. Nieco niezapowiedzianie. Godzinę przed pojawieniem się wysłał jej tylko smsa. W razie gdyby jednak postanowiła gdzieś wyjść, albo zaprosić kogoś do siebie.
Pojawił się u niej w miarę punktualnie. Można było mu zarzucić wiele, ale nie lubił marnować czasu. Ani swojego, ani cudzego. Dlatego też pojawiał się wszędzie o czasie. Poza spóźnionym prezentem dla Addie, przywiózł też butelkę dobrego likieru i chińskie jedzenie.
Cześć. – Przywitał się i ucałował ją w policzki na przywitanie. –Wszystkiego najlepszego, spóźnionego, z okazji urodzin. – Wręczył jej niewielki pakunek, w którym był naszyjnik z Cartiera. –Wróciłem wczoraj z Brisbane, więc nawet masz torcik z ulubionej piekarni. – Wskazał na różowe opakowanie, które postawił na pierwszym wolnym blacie jaki dostrzegł.
-Wiesz, że jestem chujowy w uczucia. A już na pewno w owijanie w bawełnę. – Zaczął i przy okazji nie przerywał wykładania jedzenia. Miał zamiar dopilnować, żeby Addie zjadła coś ciepłego. –Jane mi powiedziała co się stało. – Dobrze mieć wspólnych znajomych, którzy albo liczą na to, że Addie i Kirby się zejdą, albo po prostu lubią sobie poplotkować.

Addie Callaghan
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
#7

Za dwa dni Addison miała wrócić do pracy. Podejrzewała, że dobrze to jej zrobi. Ile można w końcu leżeć na dywanie i wpatrywać się w sufit? Zaskakująco długo, czego dowodem były ostatnie dni, tygodnie blondynki, która jeśli nie miała planów narzuconych przez kogoś, nie miała ich za wiele z własnej inicjatywy. Może inaczej, planować potrafiła, gorzej po raz pierwszy w życiu u Callaghan było aktualnie z realizacją. Tak więc miała nadzieję, że powrót do rutyny okaże się dla niej całkiem dobrym ratunkiem.
Westchnęła, widząc smsa od Kirby'ego. Pamiętała ich rozmowę z przed kilku dni, dość krótką, bo mężczyzna miał jakieś sprawy, nie wnikała jakie. Tu znów łudziła się, że one się jakoś przeciągną i urodzinowe odwiedziny nie dojdą do skutku aż tak szybko. Nie odpisała na jego wiadomość, zdając sobie sprawę, że to bez sensu. Vandenberg i tak zrobi to, co będzie chciał, jak zawsze. Zdobyła się jedynie na to, by ogarnąć względnie swoje włosy w luźny kucyk, a także odświeżyć nieco twarz. Może i nie byli razem, absolutnie nie było szans na to, by po wszystkim co się stało, znów się zeszli, ale wciąż chciała wyglądać dobrze - kobieca logika. I tylko na tyle starczyło kobiecie czasu, bo usłyszała dzwonek do drzwi. Całe szczęście, że o mieszkanie mimo wszystko znów dbała, co ją odprężało na swój sposób w tym dziwnym czasie.
-Hej - mruknęła, odbierając pakunek i od razu do niego zajrzała. Zaśmiała się cicho, zerkając na Kirby'ego. -Myślisz, że takie wisiorki to odpowiedni prezent dla byłej żony? - spojrzała na niego z lekkim niedowierzaniem, unosząc przy tym brew. Nie przymierzyła, tylko odłożyła na bok. -Dziękuję, ale raczej go nie włożę - od razu zaznaczyła, żeby sobie nie myślał. I jeśli chciał, mógł go zawsze zabrać. W końcu można uznać, że zachowała się niewdzięcznie, prawda? -Wisiorek, torcik... Jedzenie na wynos... Chcesz mnie oznakować, utuczyć i przekreślić moje szanse w świecie randek? - zażartowała zanim Vanderberg przyznał się do tego, jak potężną wiedzę posiadał. Mina Addie od razu zrzedła, przestało też kobiecie być do śmiechu. A Jane... Nie to, że ją zabije, ale zdecydowanie skreśli z listy swoich przyjaciółek, skoro kobieta nie wiedziała co to znaczy być jedną z dwóch osób na świecie, które to wiedzą. Całe szczęście, że siostra Addison miała nieco więcej rozumu w głowie oraz nie paplała wszystkiego do Kirby'ego, rozumiejąc, że blondynka nie mogła mu już zaufać tak jak przed laty i ten rozdział powinien pozostać zamknięty - co może obecna scena nie do końca obrazowała. -Szkoda, że nie powiedziała ci, że nie chcę za bardzo o tym gadać. A już na pewno nie chcę gadać o tym z tobą - oznajmiła, trochę niczym obrażona królewna, zostawiając Vanderberga samego i poszła do salonu, gdzie usiadła na kanapie. Chwyciła poduszkę, którą kurczowo ściskała w objęciach, a kuchenny aneks, tam gdzie znajdował się były mąż, mierzyła niezbyt zadowolonym spojrzeniem.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Spojrzał na nią pytająco i nawet przerwał rozpakowywanie jedzenia z toreb. Podszedł do niej, żeby zerknąć na ten prezent. Kirby nie był człowiekiem, który korzystał z pomocy asystentek i agentów jeśli chodziło o kupowanie prezentów. Tym bardziej, że te prezenty obecnie kupował tylko i wyłącznie Addie. No i jeszcze Polly, ale ona miała sześć lat i cieszyła się ze wszystkiego. Ostatnio Kirby wręczył jej kupony do McDonald’sa, które znalazł na klatce schodowej. Cieszyła się co najmniej jakby dostała zestaw Barbie z różowym kabrioletem. Wisiorek dla Addie wybrał sam, ale podszedł sprawdzić czy wybrał właściwy. Może postanowili go w sklepie oszukać. Nie, wszystko się zgadzało. Właśnie taki dla niej wybrał.
-A dlaczego nie? – Oburzył się delikatnie. Nie przepadał kupować prezentów właśnie przez takie sytuacje. Że komuś może się nie spodobać i będzie nieprzyjemna konfrontacja. Nie był w tym najlepszy. Nie chciał jej kupić czegoś beznadziejnego. A jednak się okazało, że w tym roku nie trafił. –Chodzi o napis? – Zapytał, bo może to było najbardziej nieodpowiednie w tym wszystkim. –Może nie jesteś już moją żoną, ale nie uważam, żeby nie było tutaj miłości. – Wyjaśnił swój tok rozumowania podczas wyboru prezentu. Spierdolił to małżeństwo równo, ale też nie oznaczało to tego, że zaczął Addie nienawidzić. Ona powinna nienawidzić jego, a jednak nadal pozwalała na to, żeby był częścią jej życia. –W porządku. – Nie miał z tym problemu. Był dorosłym człowiekiem i doceniał, że przynajmniej jest z nim szczera. –W opakowaniu, pod gąbką jest ukryty paragon. Możesz go zwrócić i kupić sobie coś co ci się spodoba. – Zawsze było to jakieś rozwiązanie. Równie dobrze mogła kwotę przeznaczyć na cele dobroczynne. Nie miało to dla niego znaczenia. Nie chciała wisiorka, to pieniądze ze zwrotu będą prezentem, a to co już z nimi zrobi to jej sprawa.
-Może. – Posłał jej nawet uśmiech. Addie była jedną z niewielu, jeśli nie jedyną osobą, którą Kirby zaszczycał szczerymi uśmiechami. Wszystkich innych traktował jak gorszych od siebie i jak ludzi, którzy nie zasługują na to, żeby zobaczyć go z pogodnym wyrazem twarzy. –Po prostu o ciebie dbam i jednocześnie chcę świętować twoje urodziny. Dobrze wiesz, że uwielbiam urodziny. – Wszystkich tylko nie swoje. Najbardziej lubił urodziny Polly. Ale takie, które sam jej organizował. Czyli zabierał ją ze szkoły na cały dzień i robili to co Polly sobie wymarzyła. Przecież Kirby nie weźmie udziału w imprezie dla dzieci.
Obserwował jak momentalnie ucieka jej dobry humor. Wiedział, że jest szansa, że tak to się skończy. Był jednak gotowy zaryzykować. Wytarł dłonie w jakiś ręczniczek, zdjął kurtkę i buty i ruszył za nią do salonu. Podpierając się o kanapę czy tam stolik kawowy, krzywiąc się przy tym, Kirby klęknął przed nią. Kolano i kręgosłup znowu dawały o sobie znać. Może byłoby lepiej gdyby nie opuszczał ostatnich rehabilitacji. –Powiedziała mi, że nie chcesz o tym rozmawiać. Dlatego tutaj przyszedłem. Żeby o tym nie rozmawiać. Żeby po prostu z tobą być. A jak będziesz chciała to porozmawiamy. Dopóki nie chcesz rozmawiać, to nie będę naciskał. Posiedzimy, zjemy i włączymy jakiś dokument o sektach, albo hitlerowskich bunkrach. – Zaproponował.

Addie Callaghan
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
To dobrze, że chociaż jedna kobieta w życiu Vanderberga potrafiła wciąż doceniać jego gesty. Nawet te drobne. Addison zatraciła tę zdolność i wątpiła, że prędko ją odzyska. Chociaż nawet nie starała się tego zrobić, już nie.
-Brawo, Einsteinie - odparła na pytanie o napis, jeszcze raz sięgnęła po pudełko, by przyjrzeć się biżuterii ponownie. Tak, zdecydowanie nie wyglądało to odpowiednio, ewentualnie ona była zbyt staroświecka, jeśli chodziło o te tematy, ale chyba też nie do końca. -Och, Kirby... - westchnęła jedynie, bo nie chciało się blondynce po raz kolejny wyjaśniać mężczyźnie, że może wcale nigdy miłości nie było i pomylili to z chwilową fascynacją drugą osobą. Fizycznym przyciąganiem, które kiedy przestało być wystarczające, to pozostała im... Przyjaźń. O ile taka relacja była możliwa pomiędzy kimś kto dzielił życie przez kilka lat. Chociaż to chyba dość naiwne, że mogliby naprawdę się przyjaźnić, tak naprawdę z pełnym zaufaniem. Cóż, najwidoczniej Addison jest uległą idiotką, skoro nie potrafiła przegonić go na dobre i trwała... W tym co nazywali przyjaźnią. -Może tak zrobię, dzięki - dodała, zamykając pudełko. Nie wiedziała co zrobi, ale przynajmniej miała jakieś opcje. Później się nad tym zastanowi, jednego tylko była pewna - tego konkretnego wisiorka nie zatrzyma.
-Jesteś okrutny - wytknęła mu, bo to trochę taka postawa psa ogrodnika, sam nie weźmie (bo mu nie da), ale innemu też nie da, a przynajmniej spróbuje nie dać. -Nie musisz o mnie dbać, a urodziny... to tylko kolejny rok na karku - niezbyt optymistyczne podejście, ale aktualnie wiek Addison ją przybijał. Pokazywał kobiecie w końcu dobitnie, że choć próbowała, to przez te ponad trzydzieści lat nie udało się kobiecie zbudować tego, o czym naprawdę marzyła. Rodziny. A takie dbanie Kirby;ego o nią było słodko-gorzkie, z przewagą na gorzkie, bo przecież... To z nim próbowała najbardziej być rodziną, a wszyscy wiedzą jak się ten rozdział zakończył... Nie można nazwać go sukcesem, ani z happy-endem.
-Wstań - poprosiła, widząc jaką trudność sprawia mu przyjęcie właśnie takiej pozycji. -Nie powinieneś... Wiesz, że to jest surrealistyczne? - zapytała, wzdychając ciężko, bo tak się czuła. Jak w jakimś dziwnym, niezbyt udanym sitcomie z Netflixa. Ona i exmąż pocieszający ją po poronieniu. Nie wiedziała też jak dużo wiedział, ale nie mógł za wiele. Tylko tyle, że Addie nie wiedziała o ciąży, dopóki ją straciła. Nie miał pojęcia kto jest ojcem, ani czy to jakaś przelotna znajomość, czy coś więcej. Tego Addie na szczęście nie wspomniała Jane, nie mogła więc wypaplać takich szczegołów. Niemniej... Ten mężczyzna, który powinien ją próbować wspierać, nie miał nawet pojęcia o tym, co się stało. Dlatego też Addison czuła się podwójnie źle z Kibrym znajdującym się przed nią, a do tego ta troska w jego spojrzeniu... To nie było okej. -I jedyne produkcje, w których toleruję hitlerowców, to Indiana Jones, dobrze wiesz - dodała, uśmiechając się krzywo, bo nie wiedziała... Czy powinna Vanderberga na siłę wykopać, czy pozwolić by ta niecodzienna sytuacja trwała... Generalnie... Blondynka od jakiegoś czasu kompletnie nie wiedziała co powinna robić. Była zagubiona, choć bardzo starała się tego nie pokazywać. Tylko czy mogła to ukryć akurat przed Kibrym? Tego nie wiedziała.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Zerknął na napis na wisiorku po raz ostatni. Może rzeczywiście przesadził. Może nie powinien wybierać czegoś takiego. Po prostu wychodził z założenia, że skoro jeszcze po rozwodzie się ze sobą widują to musiało trochę tej miłości zostać. Może się mylił. Może jej nie było. To też nie tak, że on poprosił o wygrawerowanie tego. To jest oryginalna wersja. Przecież nie musiała nikomu mówić od kogo to dostała. A wątpił, żeby ktokolwiek pytał. Z drugiej jednak strony, kobiety potrafiły być wścibskie i pytały o różne debilne rzeczy. Nie znał się na tym. Trudno. Nie chciała tego naszyjnika to nie chciała, nie musiała go nosić. Nie sprawiało mu to przykrości.
Co natomiast sprawiło mu przykrość to to Och, Kirby. On ją kochał. Wiedział to, był tego pewien. Gdyby jej nie kochał to nigdy nie poprosiłby jej o rękę i nigdy nie latałby do bezsensownych miejsc tylko po to, żeby ona mogła być jego stewardessą. A jednak to robił. To, że ją zdradził to rzecz, której nigdy sobie nie wybaczy. Żałował wszystkich zdrad, żałował tego, że był w takim momencie swojego życia, że było to dla niego rozwiązanie. Nigdy jednak nie kwestionowałby ich małżeństwa. Niczego jednak nie dał po sobie poznać. Raz, że rozmawianie o uczuciach było jego piętą achillesową i wywoływało u niego zgagę, a druga sprawa byłą taka, że dzisiaj był tu dla niej. Nie chciała rozmawiać o tym co ją spotkało? Nie miał z tym problemu. Ważne, że tutaj był.
-Wiem, że nie muszę. Jesteś dorosłym człowiekiem, a jeżeli dobrze pamiętam to dorośli ludzie są w stanie sami o siebie dbać. – Zmarszczył brwi. –Chcę o ciebie zadbać w tym konkretnym przypadku, bo nie chcę, żebyś dała się pogrążyć smutkowi. – On coś o tym wiedział. Wiedział jak smutek i to że się w nim pogrążył, zeżarło jego karierę, małżeństwo, a później jeszcze chęci do życia. I oto chodził, człowiek naburmuszony, nienawidzący wszystkiego. –To też powód do celebrowania tego, że… możemy chodzić po tym świecie. – Nic innego nie przyszło mu do głowy, bo nie był najbardziej pozytywną osobowością na świecie. Właściwie to był przeciwieństwem wszystkiego co pozytywne.
-Dzięki. Jeszcze kilka sekund i musiałabyś dzwonić po karetkę. – Nawet nie żartował. Czuł jak ból promieniuje na lewy pośladek i bok. Podniósł się ponownie wspierając się o stolik kawowy. –Wiem. – Powiedział z przyjemnością zajmując miejsce obok niej na kanapie. Wyprostował sobie nawet nogę z bolącym kolanem. –Ale surrealizm to też mój ulubiony nurt w malarstwie. – Posłał jej lekki uśmiech i wyciągnął w jej stronę dłoń. Trzymał ją tak otwartą czekając na to czy ponownie go odtrąci czy tym razem pozwoli mu się wesprzeć chociaż w tak delikatny sposób. –A tak serio, to wiem, że to, że tu jestem jest absurdalne. Po prostu, najzwyczajniej na świecie chcę tu być, bo nie chcę, żebyś przechodziła przez to sama. Jakby Jane mi nie powiedziała to i tak bym tutaj przyszedł, żeby świętować swoje urodziny i wyszedłbym nie znając prawdziwego powodu twojego smutku. Chcę, żebyś wiedziała, że tu jestem. A jak mnie tu nie ma to jestem gdzieś indziej, ale nadal dostępny dla ciebie. – Nie miał zamiaru narzucać jej swojej osoby, ale też nie miał zamiaru wychodzić chwilę po tym jak tu przyszedł. Tym bardziej, że już zdjął buty, a z tym kręgosłupem, ponowne założenie ich trwałoby naprawdę długo.
-Możemy nawet obejrzeć Indianę Jonesa. – Jemu to pasowało. Lubił oglądać filmy, bo jak oglądało się je z właściwą osobą, to można było to robić w milczeniu i w spokoju. –To jak? Zjemy chociaż trochę tego makaronu i całe ciasto? – Spojrzał na nią i cierpliwie wyczekiwał jej decyzji.

Addie Callaghan
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Nie chodziło o niczyją wścibskość, ani o podejrzenia (których brak), że Kirby dołożył szczególnych starań, by ten prezent miał taką formę. Addie go przecież znała, wiedziała, że pewnie po kilku minutach oglądania świecidełek uznał, że to jest odpowiednia rzecz i musi ją wziąć. Nie myślał o tym, jak ktoś zareaguje, ani się z tym poczuje. Callaghan znów... Myślała, aż za bardzo, jak nie w porządku byłoby przyjmować biżuterię z takim zdawałoby się niepozornym napisem. Nie chciała robić nadziei Vanderbergowi, nie pragnęła też wysyłać sprzecznych sygnałów do świata, ani mieszać w swoim umyśle. Wolała to uciąć, choć wcale nie było to łatwe, kiedy jesteś osobą, która nie znosi być przysłowiowym ciężarem.
I mężczyzna mógł grać ile chciał, ale kobieta wiedziała, kiedy coś mu nie pasuje. Dostrzegała to. Potrafiła, jednak szanować to, że on wolał czasem milczeć. Teraz było to na rękę i dla niej. A dodatkowo... Doceniała to, że zdarzały się takie chwile, gdy Kirby potrafił przestawić swoją osobę z centrum wszechświata. To był taki moment, a Addie miała zamiar mu na to pozwolić, wiedząc jak niezwyczajny do tego brunet był.
-Niby tak, ale jak weźmiemy pod uwagę taką Britney Spears... To jednak nie wszyscy - rzuciła, rozkładając bezradnie ręce, by niby to udowodnić, jak dorosłość wcale nie gwarantowała takich umiejętności, a z drugiej strony bardzo słaby to był przykład. Nijak się roześmiać, ani nawet uśmiechnąć. Może dlatego Addison spłonęła rumieńcem, nieco zakłopotana swoją lekkomyślnością i za długim językiem. -Tak, tak, zdecydowanie możemy podziękować za nasze nogi - zaśmiała się, bo wiedziała, że nie chodziło o możliwość poruszania się, a raczej o to, że w ogóle mogli żyć, pomimo wszelkich trudności. Pominęła jednak kwestię własnego smutku, bo zwyczajnie nie chciała nijak rozwijać tego wątku teraz i z nim. To wydawało się kobiecie za bardzo... nie okej.
Blondynka obserwowała jak z trudem podnosił się z ziemi, potrzebując przy tym wsparcia. Miała zmartwioną minę, bo nie myślała, że wciąż to jest tak ciężką czynnością dla Vanderberga. Naiwnie myślała, że dotarł do satysfakcjonującej poprawy... Myliła się. Pewnie też, dlatego odpuściła jakiekolwiek odpowiedzi na jego żart o karetce, czy komentarz o wizycie w muzeum by podziwiać surrealistyczną sztukę. Znów westchnęła, widząc jego wyciągniętą dłoń i wymamrotała cicho: -nie mogę, przepraszam - bo taka była prawda. Nie mogła. Nie mogła, przeżywać z nim tej straty, choć chciał i oferował się zupełnie sam z własnej, nieprzymuszonej woli. To nie było w porządku względem nikogo, a najmniej nieświadomego Grahama. Dlatego starała się zachować choć taki dystans... Jakby to miało jakkolwiek pomóc, a nie tylko ranić Kirby'ego z sercem wyciągniętym na dłoni. Może nawet bardziej klarownie niż podczas ich małżeństwa. I doceniała to, ale nie mogła w pełni. Nie teraz, może gdyby było inaczej, gdyby to była ich strata... Uścisnęłaby jego rękę, jednak dziś zacisnęła jedynie palce mocniej na poduszce wybranej wcześniej. Nie mogła zdobyć się na nic więcej.
-możemy zjeść, o ile masz tam też zupę miso, a oglądamy pierwszą część. I ja jem kawałek, ty resztę. Żadnego dmuchania świeczek - zastrzegła jeszcze na koniec, siląc się na uśmiech. Mieli w końcu nie rozmawiać na temat tabu. I chyba nie chciała być aż tak niewdzięczna, choć już zdążyła zachować się jak menda, by nie użyć gorszego określenia.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby po prostu nie chciał kupować czegoś co byłoby zwykłym prezentem z Coles. A prawda jest taka, że gdyby nie kupił jej tego wisiorka to z pewnością dostałaby od niego zestaw ręczników z supermarketu. Tutaj przynajmniej miała paragon na sporą kwotę, którą mogła wykorzystać tak jak chciała i mogła sobie sprezentować idealny prezent. Z ręcznikami nie byłoby tak łatwo. Głównie dlatego, że Kirby prędzej umrze niż zachowa paragon z supermarketu. A druga sprawa byłą taka, że byłby to dosyć tani prezent, więc mogłaby to zamienić może na sześciopak piwa i dwie paczki ciastek Oreo. Nic specjalnego.
Wyprostował się słysząc o Britney. Bardzo delikatny temat. Kirby był wielkim fanem Britney. –Wiesz, że akurat z Britney, to była całkiem inna sytuacja. Jej rodzina ją kontrolowała. Biedactwo. – Spuścił na sekundę wzrok i pokręcił głową. Już miał nawet zabrać się do porządnej dyskusji na temat gwiazd popu, ale się powstrzymał. To nie był odpowiedni moment, żeby o tym rozmawiać. –Wiesz, że mógłbym rozmawiać o ikonach muzyki pop godzinami. Temat Britney jest jednak za ciężkim tematem i zbyt poważnym. Przełożymy to? – Zapytał i nie czekając na jej odpowiedź wyjął telefon z kiszeni spodni i włączył kalendarz. Przesuwał kilka razy palcem po ekranie przeglądając swój terminach. –Pasuje ci 12 września? – Rzucił jej szybki spojrzenie, ale tym razem również nie czekał na odpowiedź. –Na wszelki wypadek zarezerwuję nam ten czas. – I rzeczywiście na ten termin zarezerwował czas, żeby wpisać rozmowę o Britney. Oboje będą mieli trochę czasu, żeby zrobić research i upewnić się, że stoją po tej samej stronie. Lepiej żeby nie doszło do nieporozumień.
-Akurat za to nie będę dziękował. Wolałbym inny zestaw. Sprawny. – Wiele by oddał, żeby się pozbyć ciążącego i wiecznie bolącego kolana. Wiedział też jednak, że z jego ust nie wypłynęłyby słowa typu „zrezygnowałbym z kariery, żeby mieć sprawne kolano”. Nigdy w życiu. Zdecydowanie wolał żyć w bólu. Chociaż prawda była też taka, że Kirby nie był jakimś fanem pozytywnej energii i pozytywnego nastawienia. Wiedzieli o tym dosłownie wszyscy. Teraz po prostu starał się być w miarę pozytywny, albo chociaż neutralny, ze względu na Addie.
Obserwował swoją dłoń, którą odtrąciła. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę i nadal trzymał ją wystawioną i gotową do tego, żeby ją schwyciła. W pewnym momencie jednak poczuł się z tym głupio i ją cofnął. –W porządku. – Powiedział szczerze, bo wiedział, że w tym momencie nie chodziło o niego, ani o ich relację. Chodziło tylko i wyłącznie o Addie i o to przez co przechodziła. –Nie mogę sobie nawet wyobrazić tego co teraz czujesz, ani przez co przechodzisz. – Wpatrywał się w jakiś punkt na poduszce, którą uciskała coraz mocniej. –Po prostu daj mi znać czego potrzebujesz, a to zrobię. – Oczywiście myślał tutaj o jakimś przytuleniu, potrzymaniu ją za rękę czy bycia osobą, której się wygada. Jednak gdyby miało być coś co mógłby zrobić, a o czym teraz nie myślał, z pewnością by to zrobił.
-Mi to pasuje. Jestem głodny. A świeczek nawet nie kupiłem. – Uśmiechnął się jeszcze bardzo delikatnie i rzeczywiście wstał po to jedzenie. Wziął z szuflady sztućce i przeniósł wszystkie zakupy, które zrobił na stolik kawowy.

Addie Callaghan
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
W sumie w ich wieku taki prezent jak ręczniki, to całkiem dobry wybór. Świeży komplet przyda się zawsze dla gości, raczej nie byłoby potrzeby wymieniać takiego podarunku. O ile nie miałby znów dziwnych napisów, a przecież te kawałki materiałów potrafiły mieć zadziwiające wzory... Zaczynając od napisów, a kończąc na printach. Niemniej, Addison ucieszyłaby się i z takich ręczników, bo Kirby dobrze wiedział, że akurat dla niej nieważne było co, ale to że pamiętał. Na swój sposób rozczulało ją to, że wciąż miał tę datę wyrytą gdzieś w sobie i uznawał ją za istotną - tylko się nie przyzna do tego głośno, bo przecież nie bardzo wypada.
-Jasne, 12 września będzie ok - odparła jedynie, pozwalając sobie jedynie na wewnętrzne westchnienie. Nie chciała drażnić bardziej mężczyzny, jeśli chodziło o Britney. Sama do końca nie wiedziała jak doszło do tego, że zapomniała o honorowym miejscu w sercu oraz umyśle Vanderberga dla Spears, żałując nieco tej nieuwagi. Na szczęście, mogli to przełoży, bo tak, dziś zdecydowanie nie dałaby rady oddać się odpowiednio temu tematowi.
-Wiem, ale... doceń, że jest sprawny w jakimś stopniu. Mogło być... gorzej. a tak, możesz hasać z Polly właściwie wszędzie - nie chciała w żaden sposób dobijać Vanderberga, ale należało też pamiętać o tym, że upór oraz ignorancja jakie prezentował przed laty w kwestii dbania o własne zdrowie, mogły doprowadzić do o wiele boleśniejszych i zdecydowanie bardziej ograniczających konsekwencji. Krótko mówiąc, mogło być gorzej. I Addie nie byłaby sobą, gdyby choć nie spróbowała docenić tego, co aktualnie mieli, bo tak... Od zawsze była tym przeciwieństwem szatyna, doszukiwała się plusów w każdej, nawet absurdalnej sytuacji, a jedyną, w której nie umiała znaleźć nic pozytywnego była niewierność Vanderberga. Teraz też miała nadzieję, że jakoś pomoże mu dostrzec choć promyk szczęścia w codzienności, dlatego odwołała się do jego ulubionej osoby na świecie - chrześnicy.
To było ich dwoje. Callaghan również czuła się głupio, że nie zbiła chociaż piątki z tą wyciągniętą dłonią. Poniekąd trochę złościła się na siebie i ten brak optymizmu, który mógłby pozwolić by nieco delikatniej stworzyć między nimi ten dystans. Żałowała, że zrobiła to tak ostentacyjnie - tak to oceniała z własnej perspektywy. I choć nie czuła się z tym komfortowo, ten jeden raz nie miała sił, by przepraszać. A Kirby wiedział, że Addie była mistrzynią w przepraszaniu, bo potrafiła w pierwszym odruchu, gdy dowiedziała się o jego zdradach, przeprosić go za to, że nie była wystarczająca.
Kirby nie doczekał się żadnej reakcji ze strony Addison na deklarację oferowanego wsparcia. Nie gardziła nim, nie miała gdzieś jego chęci, ale sama... Nie wiedziała czego teraz potrzebowała, jak więc miałaby o tym powiedzieć jemu? Cała ta sytuacja sprawiała, że czuła się zagubiona. Nie umiała zdecydować się jak właściwie powinna reagować. Rozpaczać? Ale czemu, skoro nawet nie było momentu, by się szczerze ucieszyła. Dowiedziała się, przecież za późno. Po wszystkim. Jeśli więc żyła w nieświadomości, mając gdzieś ten wymarzony od dawna, choć aktualnie nieplanowany, błogosławiony - jak to się określa - stan, to czy miała prawo mieć trudności z codziennością? No bo niby... Co się zmieniło? Była skołowana, dlatego milczała, ściskając tę przeklętą poduszkę, ale to też jakoś blondynkę irytowało, kiedy mężczyzna przyglądał się temu. Najgorsze, że sama nie potrafiła wyjaśnić - czemu. Ale... ostatnio wiele rzeczy bądź sytuacji wprawiało Addie w rozdrażnienie bez większego powodu.
Kirby zajął się posiłkiem, Addison seansem. Dość szybko znalazła Indianę, bo przecież znajdował się w ulubionych, ostatnio oglądanych i obejrzyj ponownie. Zdecydowany top na koncie kobiety. Zmieniła nieco pozycję poduszki, położyła ją sobie na kolanach, postawiła tam miseczkę z zupą, wcisnęła odtwórz i rozpoczęli seans, każde ze swoją przekąską.
-Kirby... - zaczęła, kiedy Indiana uciekał pośród straganów od swoich przeciwników. -dziękuję - powiedziała szczerze, bo pomimo wszelkich obiekcji co do stosowności sytuacji, potrafiła docenić to, że tu przyszedł. Bez zbędnych pytań o to kto jest ojcem, czemu go tu nie ma, co ona sobie myślała i w ogóle, wiele mołogby jeszcze być innych. Dawał jej przestrzeń, a jednocześnie tu był. I wcale nie to chciała wypowiedzieć, bo miała wiele pytań, które bała się zadawać sobie w samotności, ale ostatecznie stchórzyła. Inaczej uznała, że nieładnie obarczać nimi byłego męża. Podziękowała więc, ale to wydawało się tym, co powinna była powiedzieć. Bez zbędnych rozwinięć.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Zgodziłby się z nią. Gdyby on dostał komplet ręczników to byłby szczerze szczęśliwy. Jego twarz oczywiście by tego nie wyrażała, ale dosłownie jedyne o czym by myślał to gorąca kąpiel, a później wycieranie ciała w świeże, nowe, puchate ręczniki. Niestety jemu też nikt nie darował nigdy ręczników. Siostra kupowała mu często na prezent skarpety, albo bokserki i nawet nie kłamał kiedy mówił, że to najlepszy prezent ever. Siostra zawsze mu powtarzała, że ma problem z kupieniem mu czegokolwiek, bo nie dość, że miał pieniędzy tyle, że mógł sobie kupić cokolwiek co by chchciał, to dodatkowo, był po prostu wybrednym człowiekiem. A nawet nie wybrednym tylko po prostu nie potrzebował zbyt wielu rzeczy. Lubił żyć skromnie i minimalnie.
-Będę w takim razie pisać. – Nie był typem człowieka, który pojawiał się niezapowiedziany. Wolał napisać smsa w stylu „za godzinę będę” i się pojawić za godzinę niż nie napisać nic i pojawić się niezapowiedzianym. Tak jak dzisiaj. Miała urodziny jakiś czas temu, nie mógł się pojawić w dzień urodzin, ale dobrze wiedziała, że pojawi się w ramach świętowania jej dnia. Zapowiedział się godzine przed i oto sobie tutaj siedzieli.
-Wiem. Uwierz mi. Doceniam to. – Powinien doceniać bardziej. Powinien na przykład regularnie chodzić do fizjoterapeuty. Powinien do tego fizjoterapuety w ogóle zajrzeć. Bo na razie to on tylko twierdził, że tam chodzi, ale nawet nie wiedział czy jego fizjoterapeuta jest kobietą czy mężczyzną. Powinien też docenić bardziej rezygnując z kariery nieco wcześniej. Zamiast tego wolał się forsować i uparcie twierdzić, że magicznie wyzdrowieje i wróci do formy sprzed dwudziestu lat. Przerażała go ta starość. Przerażało go to, że w momencie, w którym zakończy karierę nie będzie miał niczego. Nie będzie miał żony, nie będzie miał dzieci i nie będzie miał pracy. Zostanie mu nic. Nie potrafił sobie wyobrazić siebie w żadnym innym zawodzie. Próbował coś wymyślić, ale powoli zaczynało mu brakować czasu. Niby miał ten komfort, że nie musiał nigdzie pracować. Pieniędzy mu starczy na kilka żyć. Ale co on zrobi z tym całym wolnym czasem? Nie był rozrywkowym człowiekiem, ale jednak nie był typem, który siedział w jednym miejscu i trwonił czas na nic nierobienie.
Kirby miał ogólnie całkiem sporo pytań związanych z jej utraconą ciążą. Nie dlatego, że był wścibski i chciał wybadać teren. Po prostu chciał się dowiedzieć jak najwięcej, żeby wiedzieć jak mógłby ją wspierać. Tym bardziej, że ona sama nie dawała żadnych znaków i sygnałów, z których mógłby coś wywnioskować. Wiedział, że potrzebowała o tym nie rozmawiać, ale to nie było rozwiązanie. Kirby nie mógł tutaj z nią zostać na kilka dni. Nie wypadało. A wiedział, że nie zgodziłaby się na to, żeby siedział u niej od rana do wieczora. Chciał się więc upewnić czy ma jakieś wsparcie. Nie chciał, żeby była z tym wszystkim sama. Naturalnie więc na myśl przychodziło mu pytanie o ojca tego dziecka, może jej partnera, albo kogoś z kim randkowała. Wiedział jednak, że już dawno stracił przywilej pytania o takie rzeczy. Raz, że gdyby się zachowywał poprawnie to by nie potrzebował takiego przywileju, bo Addie randkowałaby z nim. No i może mieliby już dziesięcioletnie dzieci. Niestety powód rozwodu też niespecjalnie zostawił ich w pozytywnych relacjach. Rozmawiali ze sobą, tak. Potrafili spędzać ze sobą czas bez żadnych złośliwości. Mimo wszystko zaufanie w ich relacji wyparowało w momencie, w którym na jaw wyszły jego romanse.
Próbował się skupić na filmie, ale niespecjalnie mu wychodziło. Oglądał go już parę razy, więc ciężko było wmówić sobie, że fabuła go interesuje i że jest w stanie go czymś zaskoczyć. Mimo wszystko wpatrywał się w ekran i reagował w odpowiednich momentach. Nie chciał dać po sobie poznać, że nie jest filmem zainteresowany. W każdej innej sytuacji zapewne dobrze by się bawił. Teraz jednak bardziej zależało mu na tym, żeby to Addie, może nie dobrze się bawiła, ale przynajmniej czuła się komfortowo.
Przeniósł na nią wzrok unosząc brew. –Tak? – Zareagował na swoje imię, a słysząc podziękowania nawet delikatnie się uśmiechnął. –Nie masz za co mi dziękować. Cieszę się, że mogę tu być. I że nie wypierdoliłaś mnie za drzwi przy pierwszej okazji. – No, bo mogła go wyrzucić. Mogła mu odpisać, że nie ma jej w domu. Mogła mu po prostu nie otworzyć drzwi. A mimo wszystko byli tutaj. Zaakceptowała to, że nie dał się wyprosić.

Addie Callaghan
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Mogła się domyślać, że wizja niedalekiej przyszłości przerażała Kirby'ego. Znała go niegdyś dość dobrze, a przynajmniej tak sądziła, Jeżeli chodziło, jednak o oddanie futbolowi, to nie miał tajemnic przed chyba nikim na świecie. Choć przed niektórymi mógł udawać, że nie kosztuje to go za wiele. Z Addison Vanderberg dzielił codzienność, a kiedy zaufasz komuś na tyle, nie jest już tak łatwo trzymać w sekrecie tego, co jest dla ciebie właściwie całym sensem tej rutyny. Podziwiała to, jak bardzo się poświęcał. Do czasu. W końcu to poświęcenie stało się dla obojga przekleństwem, doprowadzając ich małżeństwo do przeszłości. Niemniej... Callaghan podejrzewała, że miłość do piłki, nie była również umiejscowiona w podobnym miejscu co ich związek. Miała jedynie nadzieję, że mężczyzna nieco rozsądniej podchodzi do swoich zdrowotnych potrzeb i o nie dba. Mimo wszystko... Nie życzyła mu źle i chciała, by mógł korzystać jeszcze z codzienności, którą miał przed sobą, możliwie najbardziej zgodnie ze swoimi pragnieniami. Nie wiedziała, jednak że tak bardzo to sobie utrudniał... Może, gdyby to wyłapała, sama starałaby się pomimo wszelkich okoliczności jakoś wpłynąć na to, by dbał o sprawność. Tylko czy mogła jeszcze jakkolwiek na Kirby'ego wpłynąć? Nie sądziła.
Taką chyba Addison przyjęła strategię - zero sygnałów, zero znaków, bo przecież... To nic wielkiego. Dusiła w zarodku wszelkie negatywne emocje, starając skupić się na najprostszych czynnościach w ciągu dnia. Nie pozwalała sobie na to, by pęknąć. Nie uważała, że mogłaby to zrobić w czyjejkolwiek obecności. Okoliczności utraty ciąży, jak i te dotyczące dowiedzenia się o niej, były według Addie dość niestandardowe, nie w czasie. Mogłaby nawet tego nie zauważyć, gdyby nie miała do tej pory "idealnego" cyklu bez żadnych odchyleń od normy. I czasem, gdy była blisko rozpadnięcia się na kawałki, żałowała, że tak nie było, Żałowała, że miała tę świadomość o utracie tego, czego nie mogła nawet docenić... Może wtedy byłaby pozbawiona tej konsternacji, poczucia, że nieważne jak będzie sobie radzić to niewłaściwy wybór, a przede wszystkim tego przekonania, że przesadza za każdym razem, gdy irytowały ją - całkiem bez jakiejkolwiek jej ingerencji - wzmianki o dzieciach, kobiety w widocznej ciąży mijane na ulicy bądź płacz dziecka gdzieś zza ściany, w parku. To irracjonalne, źle się czuła z tą całą irytacją, ale nie umiała jej zapobiec. Ani się z nią pogodzić. Niezbyt kolorowa sytuacja, skoro się tak bardzo blokowała... To niezbyt korzystne, zarówno dla samej blondynki, jak i jej najbliższego otoczenia.
-Oboje dobrze wiemy, że trudno cię wyprosić, przy pierwszej lepszej, czy też może i dobrze przemyślanej sposobności - mruknęła z przekąsem, wywracając przy tym oczami. Oboje zdawali sobie sprawę, że choć Vanderberg z pozoru wydawał się nieprzyjazny względem ludzi i kompletnie niezaangażowany w relacje z nimi, to jeśli na kimś mu zależało potrafił działać intensywnie. Czasem może i za bardzo. Kiedyś to Addie urzekło, teraz czasem męczyło, a dziś... sama nie wiedziała, jakie miała względem takiego postępowania mężczyzny odczucia. Chyba była za bardzo zmęczona tym całym trzymaniem się w ryzach, by cokolwiek mogło być kobiecie aktualnie inne niż obojętne.
Odstawiła na stolik pustą miskę, sięgnęła też po pilot i wyłączyła film. -Co słychać u ciebie? - zapytała po prostu, rezygnując z milczenia między nimi, nie wiedząc za bardzo na co liczyła. Sposobność, by się uzewnętrznić? A może zwyczajnie poczuła, że warto okazać nieco zainteresowania temu, kto na swój sposób troszczył się o nią. Niemniej, teraz Kirby miał całą uwagę Addison i jeśli dobrze to poprowadzi, może i sam będzie mógł dowiedzieć się czegoś więcej, co pozwoli mu zadbać o komfort Callaghan, a nie zaspokojenie jego własnej ciekawości.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby bez problemu mógłby uchodzić za człowieka, który sam swoim zachowaniem utrudnia innym polubienie go. Sprawiał wrażenie nieprzyjemnego i nie ma co ukrywać, często była to taktyka, żeby utrzymać z dala od siebie ludzi, którzy nie powinni być częścią jego życia. Kochał piłkę nożną. Piłka nożna od zawsze była istotną częścią jego życia. Miłość do tego sportu zaszczepił w nim tata i Kirby grywał dla taty. Bycie przy tym sławnym i rozpoznawalnym było czymś czego nie chciał i czego nie akceptował, ale jednocześnie nie miał za bardzo wyboru, musiał przyjąć to w pakiecie z graniem w angielskiej lidze. Addison musiała być nieświadoma tego jaki wpływ na niego miała. Nawet teraz. Liczył się z jej zdaniem i prawda była taka, że zawsze będzie się z jej zdaniem liczył. Była jedyną kobietą, która szczerze kochał i to tak bardzo, że był gotowy spędzić z nią całe swoje mizerne życie. To, że wszystko legło w gruzach było tylko i wyłącznie jego winą. Nawet nie śmiałby obwiniać o nic Addison. Była jego żoną. Nawet nie pierwszą żoną. Po prostu żoną. Wątpił w to, żeby kiedykolwiek, ponownie wziął ślub. Przechodzenie przez rozwód było zbyt bolesne. Zwłaszcza, że nie mógł zrobić nic, żeby poprawić sytuację. Spierdolił sprawę równo. Rozszarpał zaufanie, którym Addie go darzyła. A jak to powiedziała Gaga: Trust is like a mirror, you can fix it if it's broken, but you can still see the crack in that mother fucker's reflection. Nie ufał już sam sobie. Jeżeli spierdolił małżeństwo z jedyną, którą szczerze kochał, to z pewnością będzie popełniał te same błędy z kobietami, które nie były Addie. A jednak też od czasu rozwodu z nikim się nie spotykał. Nawet przelotnie. Stracił jakiekolwiek nadzieje na szczęśliwe zakończenie dla samego siebie.
Zaśmiał się cicho na jej odpowiedź. –Dobrze wiesz, że nie jestem typem człowieka, który lubi innym odmawiać zaszczytu spędzenia czasu z moją osobą. – Oczywiście żartował. Można było powiedzieć o nim wiele, ale niespecjalnie był typem narcyza, który uważał siebie za lepszego od innych. Może w graniu w piłkę, w latach swojej najlepszej gry tak, ale jeśli chodziło o jakieś wydarzenia towarzyskie to nie. Stosował taktykę nieprzyjemnego typa, do którego lepiej nie podchodzić.
-Nic specjalnego. – Westchnął ciężko. Nie wiódł życia bogacza czy nawet prawdziwej gwiazdy. Był raczej zwykłym człowiekiem. –Nie wiem czy ci mówiłem, ale kupiłem farmę. Mieszkam tam od jakiegoś czasu. Jest spokojnie. – Wcześniej mieszkał w mieszkaniu, które opłacał mu klub. Często musiał je jednak dzielić z innymi zawodnikami, więc zdecydował się na coś innego. –Powinnaś wpaść. Zobaczyć jakie mam tereny. – Było to zaproszenie i miał nadzieję, że Addie z niego skorzysta. Może nie teraz, ale jak się poczuje lepiej. –Będę też wychodził na murawę w paru najbliższych meczach. – Dodał, bo to też istotna sprawa skoro przez ostatni czas grzał ławę. –Nic wielkiego. Po kilka minut. – Nie było czym się ekscytować. Był pewien, że to po prostu kolejne kroki do tego, żeby zakończyć jego karierę w stosowny sposób. Tego jednak na głos nie chciał przyznać. –No i w końcu poszedłem na ten masaż gorącymi kamieniami, który tak polecałaś. Rzeczywiście czułem się przez jakiś czas jak odmieniony człowiek. – Wyszczerzył się delikatnie. Z tego masażu skorzystał już dawno, ale uznał, że rzeczywiście wykorzysta to, żeby porozmawiać o czymkolwiek co odwróci jej uwagę od straty. –Jak będziesz miała inne rzeczy do polecenia to skorzystam. – Może się rozgada na temat innych masaży, które Kirby powinien spróbować. –Nadal nie lubię jarmużu. – Dodał jeszcze, chociaż było to głupie, bo widzieli się całkiem niedawno, a nie 10 lat temu.
sumienny żółwik
-
już nie
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Dokładnie tak, była nieświadoma. Od czasu rozwodu, a może nawet bardziej od chwili, w której uznała, że ich drogi muszą się rozejść, bo zwyczajnie nie będą mogli wrócić do tego, co mieli, pewne tematy pozostawały między nimi tabu. Zdecydowanie te dotyczące ich aktualnych relacji damsko-męskich należały do tego wąskiego grona. Callaghan nie chciała wiedzieć czy ktoś zajął jej miejsce. Ignorowała wszelkie prasowe wzmianki o Kirbym, ale też nie było to takie trudne, kiedy jego kariera zwolniła, a teraz ewentualne znajomości piłkarza nie elektryzowały już tak pseudodziennikarzy, jak przed laty, gdy pozostawał żonaty. To lepiej dla Addison. I poniekąd łatwiej, bo choć oficjalnie rozdział związku mieli za sobą, to Addie nie była pewna, jak zareagowałaby na wiadomość, że jest w życiu Vanderberga inna kobieta, przy której chciałby się budzić. Której byłby w stanie pozostać oddany. Nie powinno właściwie zrobić żadnego, ale to nie jest tak oczywiste... a obecny układ, nie do końca odpowiedni, ale najwyraźniej dla obojga wygodny, mógłby zostać zagrożony nawet unicestwieniem... I całkiem możliwe, że żadne z nich nie było gotowe na taki scenariusz, o czym świadczyły sytuacje takie, jak ta dzisiejsza wizyta... Tyle że w życiu Callaghan nie przyzna się do tego na głos, nie pozwalała jej na to duma oraz niezbyt dobrze przepracowany uraz spowodowany nadużyciem bezgranicznego zaufania, którym obdarzyła Kirbyego przed laty - co było błędem, czasem mówiła sobie, że największym dotychczas. Czasem obwiniała siebie, że nie była wystarczająca. Czasem uważała, że tak musiało się stać, a taki etap musieli przejść. Ostatecznie, ewidentnie nie przepracowała tamtego etapu... Co nie ułatwiało nikomu niczego.
-Oczywiście, aż za dobrze wiem, że nie potrafisz tego odmawiać, zwłaszcza niektórym... - cóż Addie nie planowała zabrzmieć uszczypliwie, ani odwoływać się do przeszłości, która nie powinna mieć większego znaczenia. Nieprzepracowane problemy dawały jednak o sobie znać całkiem nieoczekiwanie, tak jak w tej sytuacji, bo to oczywiste, że w ten za owalony, a może i całkiem bezpośredni, sposób wytknęła mężczyźnie zdrady. Nie chciała do tego wracać, ale kiedy dotarło do niej co właśnie zrobiła, to przeraziła się, że nigdy nie będzie w stanie powstrzymać swoich odruchów przed wbiciem niepotrzebnej szpili. Bo nie była potrzebna, już nie, ani nie w taki dzień jak dziś. Pewnie dlatego spojrzała na Vanderbera skruszona, licząc, że zostawią to bez większych analiz. Ewentualnie, że nie zinterpretował tego jako to, czym właściwie było, bo może... Jakimś cudem zabrzmiało dość niewinnie?
-Łał, farmę - powiedziała to z niemałym uznaniem. W Londynie mieli mieszkanie, tu w Lorne dom z ogródkiem, ale farma... -Powiedz mi jeszcze, że masz krowę i kury, bo kończysz ze sztucznymi produktami z marketów, tylko natura - nie to, że nie widziała Kirbyego w takim miejscu, które pozwalało mu się nieco wycofać z tego otoczenia, które tak często go męczyło, ale jakoś... Może chodziło o to, że kiedyś wyobrażała to sobie inaczej. Że razem znajdą się w takim miejscu, a to będzie ich azyl, a nie jego, a ona będzie mogła co najwyżej być tam gościem, zapewne jednym z wielu. Dziwne uczucie, zderzyć się z tym. Choć może równie dziwne dla mężczyzny obok była świadomość, że Addison była w ciąży z kimś innym, i to kogoś innego dziecko straciła? To też... musiało być dziwne. -daj mi tylko znać, kiedy odbędzie się parapetówka - rzuciła, odnośnie tego wpadania, bo nie była pewna, czy się na to zdecyduje. To raczej Kirby inicjował ich spotkania. I tego chyba Addie chciała się trzymać. -Będą transmitować? Jak mi się znudzi Indiana, to może włączę - obiecała niezobowiązująco, choć faktycznie, jeśli nie znajdzie konkurencyjnych planów, to nic nie szkodziło blondynce, by zmienić nieco repertuar raz czy dwa. I może tak mogła okazać choć odrobinę docenienia za to, że wciąż chciał być przy niej? Może. -Powtórz go po meczu, gwarantuję, że pomoże ci się zregenerować lepiej niż cokolwiek innego - możliwe, że polecała to jakiś czas temu, ale Kirby nie musiał mieć czasu robić rzeczy, które Addie uznawała za fajne, tuż po ich spotkaniu. Właściwie myślała, że jest dość zajęty, w końcu podczas ich małżeństwa miał napięty grafik, nie widziała go zalegającego na kanapie, nawet jeśli dni nie wypełniały treningi. -Będę pamiętac, żeby nie polecać nic z jarmużem - zaśmiała się krótko, słysząc tę uwagę. I zamilkła, bo nie wiedziała co powinna dodać. Czuła się dziwnie. Rzadko brakowało Addie tematów. Potrafiła podtrzymać konwersację, a dziś... wszystko wydawało się niewłaściwe. Tak, jak i pokusa, by zdradzić nieco więcej odnośnie odczuć oraz przemyśleń, które towarzyszyły blondynce w aktualnej sytuacji życiowej... którą jeśli kiedykolwiek, jakkolwiek mogła wizualizować, to w zupełnie innej scenerii niż przeżywała ją obecnie. I tym też, nieco ironicznie chciała się podzielić, ale... Nie była pewna, więc milczała, wpatrując się nieco nieobecnym wzrokiem w Kirby'ego.

kirby vandenberg
come hold me tight
no_name4451
ODPOWIEDZ