clyde rutherford
that you have been the last dream of my soul
{outfit}
Nigdy się stąd nie ruszył. Kiedyś, jeszcze kilkanaście lat temu, za daleką wycieczkę uważał wyjazd do Cairns; wizje dalekich podróży i zapuszczania w nieznane nie sprawiały mu przyjemności, a raczej wywoływały dziwny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, podsycały przeświadczenie, że tylko nabawiłby się kłopotów i zgubił, a nikt nie pomógłby mu odnaleźć drogi do domu. Z biegiem lat to uczucie nie minęło, a co więcej, Clyde zdawał się zapuścić korzenie w miasteczku, w którym spędził całe swoje dotychczasowe życie, jednocześnie nabierając pewności, że przyjdzie mu się tutaj również zestarzeć. Nie widział w tym powodu do smutku — z uśmiechem słuchał, kiedy dawni znajomi opowiadali o Brisbane, o krajach Azjatyckich, które zwiedzili, o innych kontynentach, ale nigdy nie miał w sobie tego zewu nieznanego, czegoś, co próbowałoby go wyciągnąć z Lorne Bay.
Preferował swoje życie, w takiej formie, jaką znał. Chociaż jako nastolatek miał chwilę zawahania, myśl, czy nie powinien wyjechać, skoro każdy to robi, teraz wiedział, że nie nadawał się do tego. Lubił to uczucie, kiedy każda uliczka, każda dzika ścieżka, wyglądająca na nieprowadzącą do niczego, była mu doskonale znajoma. Zaszywanie w Tigaree albo w potężnych szopach, skrywających samoloty i awionetki, uważał za swoje największe szczęście. To był jego azyl, nawet jeśli chowając się tutaj umykało mu mnóstwo przeżyć, nawet jeśli tracił okazję na stworzenie niepowtarzalnych wspomnień. Może mówił dokładnie tak samo, jak każdy kto czegoś nie zna, ale naprawdę głęboko wierzył, że nie potrzebuje ich.
Doskonale znał właściciela bujnej czupryny, który przemknął na rowerze tuż koło drzwi jego auta. Mówiąc ściślej, znał jego rodziców, ale chłopiec — Kyle — również był mu znajomy. W pierwszej chwili nie sądził, że doszło do jakiegoś wypadku, aż do momentu, gdy zerknął w lewo, dostrzegając kobietę wstającą z chodnika, a dokładniej jej nogi, spływające krwią. Upchnął kluczyki od samochodu do jednej z kieszeni jeansowej kurtki i podszedł do brunetki, pomagając jej wstać. — Wszystko w porządku? Nie uderzyłaś się w głowę? — zerknął na nią zmartwiony; jej nogi nie wyglądały za dobrze, ale zwiastowały, że nie powinna uderzyć się w głowę. Ale to, że nie powinna, nie oznaczało, że do tego nie doszło. Pomógł jej przysiąść na wysokim murku i dopiero wtedy dostrzegł, z kim tak naprawdę rozmawia. Ale nie zamierzał powiedzieć ani słowa, zdradzić się z tym, że wie — przecież szansa na to, że miała go pamiętać, była jak jedna na milion.
W końcu, jak kiedyś podkreślił jej ojciec, byli z zupełnie innych światów.
farley eglenhart
clyde rutherford
Chociaż do Fluorite View przyjechał z zamiarem załatwienia paru spraw, te jakby straciły na znaczeniu wraz z dostrzeżeniem dawnej przyjaciółki w potrzebie. Co by to nie było, do sklepów czy lokali usługowych mógł przyjechać jeszcze raz, choćby wieczorem, a kobieta potrzebowała pomocy tu i teraz. Wiedział, że będzie protestować, ale nie zamierzał tego słuchać mówiąc szczerze. Sytuacja nie prezentowała się szczególnie korzystnie dla Farley, jednak Clyde nie jedno już w życiu widział, a wypadki przy samolotach potrafiły być bardziej spektakularne, niż te na chodniku.
Sam miał ich kilka, chociaż oczywiście się nimi nie chwalił. Częściowo dlatego, że nie było czym, a po części przez fakt, że nawet nie miał komu. Odwiedzając dawnych znajomych w Tigaree albo innych, nielicznych bliskich, raczej opowiadał o tym, co miłego go spotkało, a nie o nieprzyjemnych zdarzeniach. Teraz też, rzecz jasna, nie planował przytaczać takich opowieści, bo nie sądził, by miało jej to jakkolwiek pomóc. Pomocne za to miało się okazać to, co miał zamiar zaproponować. Oczywiście nie był pewien, czy nie postanowi go zbyć, ale nie zamierzał łatwo dać za wygraną.
Może teraz nic ich nie łączyło, nadal miał w głowie parę obietnic, które jej dawniej złożył. Jedną z nich było, że może zawsze na niego liczyć i chociaż pewnie naiwnym z jego strony było o tym nadal pamiętać, nie zapomniał.
— Uważam inaczej — odparł, uśmiechając się delikatnie. Nie zamierzał dawać znać, że faktycznie się martwił, bo to uczucie nawet jeszcze do niego nie dotarło; oszołomienie na jej widok robiło swoje. Była ostatnią osobą, którą spodziewałby się tutaj dzisiaj spotkać i to w takiej sytuacji. — I to nie żadne zajmowanie czasu. Chodź, mam apteczkę w aucie — to mówiąc, ponownie sięgnął po klucze do kieszeni. W innym wypadku dwa razy by się zastanowił przed zaproszeniem jej do swojego leciwego samochodu, ale teraz nawet nie przeszło mu to przez myśl.
farley eglenhart
clyde rutherford
Nieoczekiwane spotkanie z osobą, której Clyde prawdopodobnie nie spodziewał się nigdy więcej zobaczyć prawdopodobnie nie oznaczało nic specjalnego, ale już stojąc przy niej na chodniku wiedział, że nie do końca tak je potraktuje — jako nieistotne i zupełnie bez znaczenia. Widok Farley nie tylko uruchomił w nim potrzebę udzielenia jej niezbędnej pomocy, którą zawsze w zasadzie nosił w sobie, ale również otworzył szufladkę pełną wspomnień, która na co dzień pozostawała zamknięta szczelnie, utkwiona gdzieś w odmętach jego umysłu. Nie sięgał za często w tamtym kierunku. Wiele rzeczy pozostawił za sobą, wiele z nich po prostu przepadło, a on... zawsze był trochę zbyt emocjonalny, łatwo się przywiązywał i w obliczu tych wszystkich spraw, z którymi mierzył się na co dzień, nie potrzebował dodatkowo tęsknić za tymi fragmentami jego życia, których nie miał nigdy na nowo odtworzyć.
— Mam koc. I nie będziesz mi niczego odkupywać, daj spokój. Wystarczy, że go potem wrzucę do pralki — odparł luźno, wracajac się do bagażnika po wspomniany kawałek materiału. Widać było, że miał już swoje lata, ale był czysty i miękki, a pod krwawiącą nogę nadawał się akurat. — Poza tym popatrz na ten samochód... nawet gdyby wycieraczka okazała się do wyrzucenia, byłaby to niewielka strata — dodał, kiedy w jego ręce trafiła także apteczka, dotychczas znajdująca się pod siedzeniem pasażera. Była całkiem pokaźna i nieźle wyposażona. Używał jej często, zwłaszcza w pracy, kiedy pracując z różnymi turbinami i silnikami często ranił sobie palce. Można zatem powiedzieć, że był przygotowany na każdą ewentualność w kwestii takich niespodziewanych sytuacji.
Przycupnął przy Farley i zabrał się najpierw za zdezynfekowanie rany, by w ogóle ocenić sytuację. Poza tym, że skóra była zdarta, nic nie wskazywało na to, by obrażenia były poważniejsze. — Nie wiedziałem, że jesteś w mieście — odezwał się nagle, nie chcąc siedzieć w zupełnej ciszy, kiedy opatrywał jej nogę. Na ogół cisza nie krępowała go nawet, ale teraz... przy niej miał wrażenie, że zacznie. Bo tak się składa, że i on uciekł na moment myślami do sytuacji kilkanaście lat wcześniej, kiedy byli dwójką dzieciaków, które zaczęły się lubić trochę bardziej, niż jako zwyczajna para przyjaciół.
farley eglenhart
Farley daleka była od rozpamiętywania przeszłości — wiedziała, że to do nikąd nie doprowadzi i jedynie będzie jej sprawiało przykrość, jednak ciężko było w tym momencie odgonić się od napastujących ją wspomnień, w których Clyde grał główną rolę. Czas spędzony z nim od zawsze i na zawsze uważała i uważać miała za magiczny i niezwykły. Całe ciepło i troska, którą jej dawał na każdym kroku sprawiała, że Farley, chociaż przez chwilę, czuła się wyjątkowa i ważna. To, że cała ich relacja rozpadła się przez rodziców było dla niej bolesne, jednak nie była to pierwsza taka sytuacja w jej życiu. Na każdym kroku państwo Eglenhart niszczyli jej znajomości i choć Farley była do tego przyzwyczajona, to nie zmieniało to, jak bardzo ją to bolało. A w sytuacji z Clyde’m bolało chyba najbardziej.
— Nie chciałabym zostawiać ci w nim śladów, jakby ktoś tam przynajmniej próbował się wykrwawić — zaśmiała się nerwowo. Wiedziała, że różne rzeczy się zdarzały i nawet przy standardowej kontroli, gdyby policjanci zauważyli krew, jak nic zechcieliby to zbadać, a Clyde by mógł mieć przez to problemy. A wolałaby ich mu jednak oszczędzić. — Ostatnio oglądałam jakiś film z takim motywem przewodnim, ale nie wiem jak się skończył, bo był tak nudny, że zasnęłam w połowie — przyznała zgodnie z prawdą. Nigdy nie była dobra w oglądanie dłuższych produkcji, szczególnie po długim dniu w pracy, który potrafił ją naprawdę mocno zmęczyć i sprawić, że Farley jedyne o czym marzyła, to o zaśnięciu, chociażby w wannie, w której odmakała z całych oparów glinianych i zaschniętych kawałków ceramiki.
Powoli, po położeniu koca, usiadła w końcu w aucie, jednak bokiem, tak, aby jej noga wystawała poza nie i aby Clyde mógł się przyjrzeć jej obrażeniom. Obserwowała go uważnie, kiedy zabrał się za oczyszczanie jej ran i musiała przyznać, że było jej ciężko w życiu, kiedy był jednocześnie tak blisko fizycznie i tak niesamowicie daleko emocjonalnie. — Wróciłam zaraz po studiach, zaczęłam pracę w domu kultury i otworzyłam własne studio garncarskie — była lekko zawstydzona opowiadając o tym, bo to wciąż wszystko było możliwe tylko dlatego, że miała bogatych rodziców, którzy zdecydowali się jej odrobinę pomóc. Dopiero od niedawna pieniądze zarabiane na ceramice były jakkolwiek wpływające na jej dobrostan.
clyde rutherford