archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Scarlet chyba nie spodziewała się po nim, że jest tego typu okropnym turystą, który sprawi jej tyle kłopotów. Nawet w sumie nie zakładała, że mógłby taki być. Dlatego do tej całej wizyty była nastawiona całkiem optymistycznie. Zwłaszcza zważywszy na to, że wszędzie po terenie, na którym obecnie się znajdowali, kręcili się ludzie, więc Colton raczej byłby cały czas na widoku.
Co? — spytała nagle, marszcząc czoło, bo kompletnie przecież nie miała prawa zrozumieć jego aluzji. — Kto nas niby gdzie zaprasza? — spytała, mierząc go wymownym spojrzeniem. Do głowy by jej nie przyszło przecież, że Colton mówi o swoich znajomych z Londynu. Nawet w zasadzie nie wiedziała, że Colton wciąż z nimi utrzymuje kontakt. Zresztą tyle się od tamtego zdarzenia wydarzyło i tyle minęło czasu, że Scarlet już całkiem nie pamiętała o tamtych ludziach. Ale z pewnością z łatwością jej przyjdzie przypomnienie sobie. Poza tym postanowiła odnotować, że tak wrednie się z nią droczył, zamiast zwyczajnie docenić, że go zapraszała na wspólny posiłek.
W kwestii bransoletki Scarlet wciąż wychodziła z założenia, że to chyba Colton powinien jej powiedzieć wprost (albo w ogóle od samego początku jej to podarować osobiście), co było jego intencją. To z pewnością wiele by wyjaśniło i uratowałoby ich zapewne od tej niezręcznej sytuacji, w której obecnie się znajdowali. Nie wiedziała, jak zacząć temat i nie wiedziała nawet czy może. Inaczej cała ta sprawa wyglądałaby gdyby Colton po prostu sam poruszyłby temat prezentu. Wówczas może nawet obyłoby się bez wkopywania Harper. Choć może z drugiej strony warto by było ją ukarać za ten niewyparzony jęzor.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Brooks raczej nie należał do osób, które wiąże się z okropnymi turystami. Zwłaszcza, że sami go wkurzali. Z drugiej strony często kogoś irytował swoją osobą, ale w wielu przypadkach było to nie zamierzone bo on po prostu miał taki styl bycia. Tak więc raczej specjalnie Scarlet kłopotów robić nie będzie.
- Zepsuję niespodziankę jak zdradzę teraz. Cierpliwości - jasne, mógł od razu powiedzieć, ale skoro miał mieć tylko godzinę dla siebie to nie może marnować. Pogadają o tym potem. Poza tym nie oczekiwał, że Scarlet będzie Londyn pamiętać aż tak. Sam pewnie też rzuciłby to w zapomnienie, ale się dziwnie złożyło, że serio kontakt z Nilesem został utrzymany. W ogromnej mierze przez Brytyjczyka, ale nawet Colton ich polubił - a to się nie zdarza aż tak często by mu się chciało odpowiadać na dalekie kontakty. I tak - Brooks miał zamiar poruszyć kwestię bransolety kiedy to Callaway zawita do Lorne Bay na nieco dłużej niż dwa dni. Już się nastawiał, więc akurat zaczynanie nie było dla niego problemem. Powie wprost i tyle zamiast robić podchody jak przez ostatni rok... Chętnie by już się tym zajął bo nie lubił mieć tyle na głowie, no ale faktycznie poza granicą swego kraju to tak jakoś mniej bezpiecznie zaczynać takie tematy. Potem cały wyjazd będzie zepsuty - dla ich obojga. Niech sobie Scarlet tutaj spokojnie skończy, on wróci cały do domu i jak ta przyjedzie to wtedy pogadają.
Tymczasem wziął się za małe rozpakowywanie, więc i Callaway wyszła, dając mu godzinę i musząc czekać na odpowiedzi. Nie mniej Colton nie był kimś kto rozstawia wszędzie swoje rzeczy jak przyjeżdża tylko na jakiś czas. Dlatego już po kwadransie "odpoczynku" uznał, że załatwi Ezrie i mamie foty od razu. Dlatego też zabrał aparat i telefon - zapominając jak bardzo go rozładował w samolocie - i ruszył na oględziny okolicy. Jasne, że to bardziej wykopaliska chciał zobaczyć nawet jeśli to sam piasek. Przynajmniej będzie miał w rodzinie dowód, że się starał, okej? Dlatego chodził i cykał fotki. Coś tam nawet jego uwagę bardziej zwróciło, ale nie znał się, więc grzecznie niczego nie dotykał - chyba, że oczyma aparatu. Rachubę czasu stracił niestety, ale tak to jest jak komórka rozładowana...

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Spojrzała na niego badawczo. –– I po co te tajemnice? Masz dla mnie niespodziankę? –– Momentalnie stała się podejrzliwa, bo o ile dobrze pamiętała, to jednak Colton nie miewał dla niej niespodzianek. Może właśnie powinna się zacząć bać zamiast tego? Ale pewnie nie dał jej się namówić, więc tylko z przewróceniem oczyma wzruszyła ramionami i wyszła. Zapomniała na moment, że Colton Brooks naprawdę potrafił ją zirytować w przeciągu kilku sekund. Niemniej, miało być miło i dlatego postanowiła, że cierpliwie zaczeka na owe rewelacje. Może załatwił jej jakieś targi książki albo spotkanie autorskie? Albo lepiej, jakiś collab? Albo wznowienie książki z jej ulubionym graficiarzem? Albo cokolwiek. Trochę się nawet kobieta napaliła na tą tajemnicę, myśląc, że obracają się wyłącznie w sferze zawodowej i kompletnie nie biorąc pod uwagę, że owa niespodzianka może dotyczyć sfery prywatnej.
Spotkała się jeszcze z jej znajomym archeologiem i dopiero, gdy ten zaproponował jej wspólny posiłek, Scarlet uświadomiła sobie, że minęła godzinę. Podziękowała i oznajmiła, że musi zająć się swoim gościem i po szybkim pożegnaniu, Scarlet wróciła do domku Coltona. Zapukała kilka razy do drzwi, ale nikt nie odpowiadał. –– Colton? –– Zapukała raz jeszcze i w końcu postanowiła zajrzeć do środka. –– Raz, dwa, trzy, wchodzę! Lepiej bądź ubrany –– ostrzegła go, ale na wszelki wypadek zakryła dłonią oczy. I kiedy nie usłyszała żadnego sprzeciwu weszła do środka. –– Colton? –– Dopiero po trzydziestu sekundach odsłoniła oczy i z ulgą stwierdziła, że nie stoi przed nią nagi Colton. Z ulgą, a po chwili z lekkim zaniepokojeniem dotarło do niej, że nie stoi przed nią ŻADEN Colton. Zmarszczyła czoło i opuściła jego domek. Rozejrzała się na zewnątrz na wszystkie strony i zawołała jego imię.
Wyciągnęła telefon i napisała do niego wiadomość. Kiedy minęły dwie minuty a on nie odpisał i nawet nie odczytał, spróbowała do niego zadzwonić. Ale bezskutecznie. Miał wyłączony telefon. –– Bez paniki –– powiedziała do siebie i widząc przechodzącego obok wysokiego mężczyznę, zwróciła się do niego. –– Jeff… zgubiłam gdzieś mojego agenta. To znaczy… mojego gościa. Pomożesz mi go znaleźć? Zaraz umrę z głodu –– powiedziała na koniec niby to luźnym tonem, ale tak naprawdę była lekko zaniepokojona. Tylko lekko, bo przecież Colton nie mógł odejść daleko i nie było szans, by zgubiła go w przeciągu kilku godzin od jego przybycia.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Hm... Faktycznie mógł ją nakierować, ale nie pomyślał o pracy. Co samo w sobie było szokiem bo w większości myślał o pracy właśnie - męczenie Scarlet o rozdziały tylko to potwierdzało zawsze. Mimo wszystko był dobrym agentem i jak widział okazję to starał się jak mógł aby swoją szefową, gdzieś wkręcić. Nie tym razem jednak. Tym razem chodziło o sferę prywatną... o zgrozo bo kto by pomyślał, że Colton w ogóle jakąś ma? Znaczy jasne, miewał znajomych, ale towarzyskość go męczyła. Notabene wieki na ślubie nie był. W każdym razie postanowił nieco Scarlet potrzymać w niepewności.
Sam niepewności nie odczuwał kiedy to się zgubił. Pffff, wcale się nie zgubił! On tylko zwiedzał okolicę by w czasie jaki tutaj spędzi się nie gubić, o. Wiadomo, że takie ćwiczenia opiewają w małe zguby, no ale błądzić rzeczą ludzką, prawda? A jak pozna okolicę to już bez problemu do domku trafi. Jedyny minus był taki, że nie wiedział, która jest godzina przez to, że telefonu nie naładował. Trzeba było tyle go nie używać po drodze to by bez problemu czas mógł sprawdzić przynajmniej... Ech, no trudno. Colton nie z tych co panikują. Ba, sam sprawiał wrażenie jakby po prostu turystą był bo jednak chadzał sobie spokojnie i cykał co jakiś czas fotki. W dodatku nie był wkurzający jak ci turyści co przyjeżdżają do Lorne Bay każdego roku. Tak, zdecydowanie Brooks był idealnym turystą - mimo, że mógłby się postarać być bardziej upierdliwy, ale to wymagałoby gadania z innymi, a... w zasadzie nikogo po drodze nie spotkał, więc nie musiał się o to martwić. A może powinien? Tylko czy by spytał o drogę? I o co by zapytał? Przecież nawet nie dowiedział się jak ma nazywać miejsce, w którym grupa Scarlet się okopuje. Czy jakby pytał o archeologów to by tubylcy ogarnęli? A może by tylko Callaway zaszkodził jakimś cudem? Nie no, na pewno legalnie tu byli, ale pewnie są tacy, którym się to nie podoba.
Jedyny powód, dla którego zaczął się rozglądać za drogą powrotną to fakt, że by coś mógł zjeść. Na szczęście nie pościł w samolocie, no ale też się nie przejadał bo jednak nie chciał całego wyjazdu spędzić w toalecie, tak więc ten... coś mu mówiło, że nadszedł czas posiłku. Szkoda, że nikt nie pomyślał o tym aby ustawić tutaj jakieś znaki dojścia do obozu. Widać cała reszta zapoznała się z ewentualną mapą albo nie zapuszczała się za daleko, okolicy nie znając. Ach, widać z tego Coltona to jednak ryzykant.

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Troszkę się naburmuszyła, gdy nie dowiedziała się co z ową niespodzianką. A nie dowiedziała się niczego, bo Colton jak miał w zwyczaju po prostu się nie odezwał już więcej i pozostawił ją w niewiedzy. Scarlet powinna się już w zasadzie przyzwyczaić, ale mimo wszystko za każdym razem czuła lekkie rozczarowanie tym, że jej urok osobisty wcale na niego nie działa.
Po chwili miała jednak ważniejsze rzeczy na głowie. Colton się zgubił. Może nie zgubił – bo tego jeszcze nie wiedziała, ale na pewno chwilowo zawieruszył. W zupełnie nieznanym miejscu. I to do tego stopnia, że nikt z jej ekipy go nie widział. I to już było niepokojące, bo jednak wiadomo, że tego typu miejsca badawcze mogły wydawać się intrygujące i pociągające, ale z drugiej strony były cholernie niebezpieczne i łatwo można było wpaść w pułapkę. Scarlet wyjęła telefon i zaczęła do Coltona dzwonić. Wysłała parę wiadomości. Później spróbowała ponownie zadzwonić i nic – zero odzewu. Właściwie wydawało się jakby Coltona telefon po prostu padł.
Scarlelt wydała z siebie niezadowolony odgłos i zerknęła na Jeffa, który stał teraz przy niej, obdarzając ją czujnym spojrzeniem. –– Zgubiłam agenta –– powiedziała z rozpaczą, już nawet nie kryjąc, że w sumie Colton to jej agent i powiązany jest z jej drugą pracą. Już przed oczyma miała to jak musi powiedzieć wszystkim Brooksom, że Colton uważany jest obecnie za zaginionego. Westchnęła ciężko. –– Okej, musimy go odnaleźć i to zanim się ściemni –– powiedziała do swoich współpracowników, bo nagle zebrało się wokół niej więcej osób. Wszyscy magicznie wyposażeni w latarki. Jeff podał jej swoją zapasową latarkę i wszyscy wyruszyli z obozu, wołając imię Coltona.
Z każdym kolejną minutą i z momentem, gdy całkowicie się ściemniło, Scarlet niepokoiła się coraz bardziej. Jeśli coś stanie się Coltonowi to będzie to jej wina i jej odpowiedzialność. Zaczęli już znacząco oddalać się od miejsca, w którym się rozbili na te parę tygodni.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Gdyby jej urok osobisty działał na Coltona to nie powinien nazywać siebie profesjonalnym agentem. Szczegół, że być może jakoś działał, ale oczywiście jako profesjonalista starał się wypierać takie dziwne myśli i mógł jako tako funkcjonować jak to Brooks miał w zwyczaju. I to nie tak, że specjalni trzymał niespodzianki w tajemnicy. Po prostu... tak się złożyło. Miała być kolacja, on musiał chwilę odpocząć, więc no... uznał, że lepiej poczekać niż na szybko mówić. Dzieki temu Scarlet miała dodatkowy powód by szukać swojego agenta, o.
W każdym razie nie zrobił tego specjalnie. Nie chciał się gubić i to już na pierwszej wycieczce po powrocie Callaway do tego co lubiła. Nie uważał się też za jakiegoś turystę co lubi zdjęcie zrobić... prawdę mówiąc jak już się tak oddalił to sam się dziwił jak do tego doszło. No, ale mniejsza. To pewnie przez to dziwne powietrze. Nie będą mu mogli za to w domu narzucić, że nie wywiązał się z obietnicy cykania fotek. Chociaż tyle. Jak już tyle chodził to uznał, że może jakby puścił muzykę to by ktoś znalazł. Szybko jednak przypomniał sobie, że telefon mu padł, a nie miał zamiaru tutaj się wydzierać - mimo, że głos do śpiewu miał stworzony. Poza tym nie wiadomo czy w okolicy nie było jakichś podejrzanych typów co by go skroili zarówno z aparatu, jak i telefonu. Nie mógł na to pozwolić! Oczywiście by się bronił jak mógł, ale jak jest wybór to po co ma się wdawać w bójki? To nie Ace.
I tak jak dalej chodził, fotografując i przy okazji próbując ustalić drogę powrotną do obozu, tak w pewnym nieuważnym momencie... wpadł do dziury. Na szczęście pustej. Znaczy no... były tam jakieś strzępki jakiś starych szmat, ale na szczęście Coltona, zero kości innych rzeczy, których pewnie by Scarlet chętnie zbadała -a może już zbadali? Kto ich tam wie. Brooks za to nabawił się upadkiem ubrudzenia - rzecz jasna - oraz przecięcia na czole. Nie ma to jak dobrze upaść... Za to nic sobie nie złamał. Tak więc jedynie westchnął ciężko, upewniając się, że aparat cały. Trochę po obiciach trwało nim stamtąd wyszedł, ale dzięki temu dłużej był w jednym miejscu. Nawet jak już znalazł się na górze to postanowił trochę odpocząć. Wcale nie dlatego, że kolana też go bolały. Każdy zasługuje na odpoczynek!

scarlet callaway
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Scarlet już w głowie układała sobie, co powie Ezrze jako pierwszemu. Układała sobie całą litanię wymówek – chociaż przecież niczego złego nie zrobiła. Colton był dorosłym facetem i tak po prostu sobie nierozsądnie poszedł na wycieczkę w miejscu, którego w ogóle nie znał i to w dodatku w pierwszy dzień swojego pobytu tutaj. Już obiecywała sobie w myślach jak na swojego agenta nakrzyczy, gdy tylko go znajdzie. O ile go znajdzie – przebiegło jej przez myśl, ale natychmiast wyparła ową okropną i pesymistyczną myśl.
Akcja poszukiwania rozciągnęła się w czasie i z każdą kolejną minutą coraz bardziej się stresowała. Jeff próbował ją rzecz jasna nieco uspokoić i wesprzeć w tej jakże ciężkiej chwili, ale Scarlet za bardzo skupiła się na stresowaniu się z powodu zaginięcia Coltona. Czy stresowałaby się tak gdyby na przykład jej były zginął w podobny sposób? Chyba troszkę mniej – choćby dlatego, że jednak Joel był typem, który poradziłby sobie w owej sytuacji. Za to Colton? Scar tak naprawdę nie miała pojęcia. Raczej nie postrzegała go za osobę, która jest w stanie przetrwać survivalowym. –– Szkoda, że w sumie psa nie mamy… Na pewno by go znalazł szybciej. –– Jeff chyba próbował rozluźnić Scarlet owym komentarzem, ale dziewczyna tylko spojrzała na niego z boleścią.
Przedzierali się przez las i przez otoczenie, po to by wreszcie dotrzeć do miejsca, w których niedawno rozbijali plener. Nagle ktoś zawołał jej imię i wskazał kierunek, w którym powinna spojrzeć. Scarlet okręciła się na pięcie i poświeciła latarką. I dostrzegła siedzącego na ziemi mężczyznę. –– Colton? –– spytała głośno i kiedy dostrzegła jego twarz, zalała ją fala ulgi. –– Colton! –– zawołała już całkiem uspokojona i podeszła w jego stronę, ostatnie kilka kroków pokonując biegiem. Po to tylko, by wpaść na siedzącego Coltona z impetem, obejmując jego szyję i powodując, że oboje przewrócili się na ziemię, przy czym Scarlet uderzyła łokciem o grunt i nieco zharatała sobie skórę. –– Myślałam, że nie żyjesz –– szepnęła, przytulając go mocno i jakoś tak mimowolnie dopasowując się idealnie do kształtu jego ciała. Ignorując oczywiście fakt, że praktycznie na nim leży, skoro oboje wylądowali z jej winy na ziemi. I ignorując oczywiście tych wszystkich ludzi wokół – którzy tylko stali i nieco skrępowani się w nich wpatrywali. Odsunęła się od niego nagle i stanowczo, a na jej twarzy pojawiła się zmarszczka na czole, zwiastująca burzę gradową. –– Gdzie ty się podziewałeś? –– spytała ze złością i uderzyła go mocno w ramię piąstką.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Może i nie był typem survivalowca bo mimo wszystko wolał życie w mieście lub na farmie - nawet jeśli turyści go strasznie wpieniali. Nie był jednak ostatnią ofiarą, więc osobiście uważał, że jakby musiał to jako tako dałby sobie radę w dziczy. Oczywiście wolał tego nie sprawdzać bo nie miał powodu aby komuś coś udowadniać. Może dlatego też nie panikował aktualnie. Kto wie co by było jutro, ale... huh, w sumie mało kto go widział w panice i pewnie sam nie pamięta wielu takich sytuacji. Jeszcze mniej za to spodziewałby się tego jak Scarlet bardzo się martwi. Jego rodzina ją lubiła, więc uważał, że nie mieliby do niej pretensji - zwłaszcza, że jego wina - acz z drugiej strony jak ktoś się zgubi czy krzywda się stanie to łatwo oskarżać nawet tą najbardziej niewinną osobę. W każdym razie odkąd zaczął dla niej pracować wiedział, że jest emocjonalna... Wróć. Nie w zły sposób. Raczej podziwiał fakt, iż Callaway posiadała większy wachlarz emocji niż on sam. Nie żeby trudno było takiego Brooksa przebić, ale Scarlet zawsze miała w sobie "to coś" czego nie potrafił sprecyzować, a od jakiegoś czasu "to coś" zaczęło go bardziej uwierać. Cieszył się, więc z tego jak teraz była szczęśliwa wyjeżdżając na wykopaliska, a z drugiej strony nie podobało mu się, że... lubił ją bardziej niż powinien. Spójrzmy prawdzie w oczy - pod względem zachowania nigdy nie był stricte agentem. Nie mniej pod względem emocjonalnym oraz służbowym to owszem. Nie traktował jej jak szefowej, ale szanował jak człowieka, który na to zasługuje. W dodatku mimo całej swej marudności nie protestował na jej wyjazdy. Gdyby był agentem kogoś innego to nie przyjąłby tego tak dobrze i nie zachęcał do spełniania takich pragnień, przez które jest nie tylko dalej od miejsca pracy, ale i od Lorne. Widział jednak ją w chwilach lepszych i gorszych i wiedział, że tego chciała... a widząc jak powraca do niej energia i radość wynikająca z pasji do archeologii to po pierwsze uważał, że nie ma prawa jej tego zabierać, a po drugie... cieszył go widok tej uśmiechniętej Scarlet.
Ach... te wszystkie myśli to chyba jednak go dopadły z głodu jak tak sobie odpoczywał na ziemi. Mógł myśleć o jedzeniu, ale nie. Rozum wolał iść w inną stronę... aż tu nagle jakieś światło latarki na niego padło. Nim się zorientował, że to nie kanibale - albo tutejsi - to już Callaway się na niego zrzuciła z takim uściskiem, że - tym razem nie sam - wylądował z powrotem do pozycji leżącej. Było to zaskakujące, ale i miłe. Ostatnio go przytulała ponad rok temu chyba. I tym razem odruchowo ją objął od razu jak padali.
- Nie żyję? Długo mnie szukaliście? - wiedział, że trochę go nie było, ale odkąd tutaj siedział to już stracił rachubę czasu jak tak sobie błądził myślami tam, gdzie nie powinien. I tak, widział, że Scar sama nie przyszła, ale że reszty na razie nie znał to byli mu dosyć obojętni. - Tu? - rzucił kiedy się odsunęła, a on tylko wsparł się na łokciach. - Nie znam okolicy to profesjonalnie nie określę spaceru, ale mam zdjęcia jak będziesz chciała - dodał krótkie wyjaśnienie. - Wciąż masz siłę jak na ranną. Boli cię? - zapytał po jej jakże bolesnym ciosie w ramię, zauważywszy jej otarty łokieć.

scarlet callaway
ODPOWIEDZ