Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
17.

Chciałabym napisać, że wstał z grobu jak Cedric Diggory, ale wiemy, że to się nigdy nie wydarzyło. Może po prostu nigdy nie umarł jak Edward Cullen. To miałoby więcej sensu. Jedyną różnicą było to, że nie był 108letnim prawiczkiem. Chociaż najbardziej prawdopodobną opcją było to, że po prostu rozpłynął się w powietrzu jak Batman.
Joel spędzał ostatnie tygodnie nad polskim morzem. Miał tam jakieś resztki rodziny w Szczecinie, a skoro ta mama mu umarła to po prostu był z nimi. Nie, że chciał. Nawet tego nie potrzebował. Myślał, że miło było wiedzieć, że ma tam jakąś rodzinę i że nie jest kompletnie sam na tym świecie, ale prawda jest taka, że dawało mu to niewielkie pocieszenie. Głównie dlatego, że jak wróci do tej Australii, a oni będą żyli w tej Polsce, to jednak tak jakby ich nie miał. Więc nadal trzymał się tej myśli, że rzeczywiście nie miał już nikogo. Ale spoko. Nic się nie stało. Nie samą rodziną człowiek żyję. Miał jeszcze pracę, dla której może nie chciał żyć, ale wykonywanie, której przynosiło mu sporo radości. No i dzięki pracy mógł sobie też podróżować po Australii, a czasami po swiecie, więc były też pozytywy. Miał jeszcze parę dni wolnego zanim do pracy wróci, więc postanowił zrobić coś pożytecznego. Zaplanował, że oczyści dom po mamie jak najszybciej i go po prostu sprzeda. Nie było sensu w jakimś wynajmowaniu go i trzymaniu się wspomnień związanych z rodzinnym domem. Nie chciał tkwić przez cały czas w żałobie, do której sam by się wpędził. Sprzedaż wydawałby mu się tutaj najsensowniejsza. A nikt jeszcze nigdy nie narzekał na to, że miał na koncie odłożony spory zastrzyk gotówki.
Zanim jednak zabrał się za oczyszczanie tego domu to uznał, że zrobi coś żeby oderwać myśli od smutku. A nic tak na smutek nie pomaga jak alkohol. Kiedyś powiedziała mu to jego koleżanka, która imprezowała do upadłego, a teraz nawet nie wiedziała kim jest. No trudno. Nie była pierwszą i ostatnią, z którą Joel tracił kontakt.
Ze znajomymi z pracy, bo pewnie jakiś tam randomów znał i nawet lubił, poszli sobie do jakiegoś baru. Pewnie Shadow, bo jakie inne miejsce ma taką renomę jak Shadow? Żadne. Ewentualnie tylko polski klub w Kłębowcu, gdzie można przeżyć niezapomnianą noc, która może się też skończyć na izbie przyjęć. Tego jednak Joel nie chciał. Biedak jednak nie wiedział, że prawdopodobnie tak się skończy. Raczej na izbie niż na niezapomnianej nocy. Chociaż tej może też nie zapomni. Nigdy nie wiadomo. Siedział sobie z tymi swoimi kumplami NPC i piwkowali sobie jakby jutra miało nie być i DeWitt nawet zaczął wyrażać chęć wzięcia udziału w karaoke. Problemem było to, że w Shadow nie było karaoke, a przynajmniej nie dnia dzisiejszego. Joel i kumple sobie śmieszkowali heheszkowali i dobrze się bawili jak na imprezę przy piwie w takim miejscu, aż w końcu dobra zabawa się skończyła. A przynajmniej nie od razu dla nich. Przy stoliku obok, wywiązała się jakaś afera, nikt nie wie o co chodziło, w pewnym momencie na jednego z kolegów Joela, który właśnie wracał z toalety wpadł jeden z mężczyzn biorących udział w bójce. W pewnym momencie ktoś uznał, że to ewidentnie było zaproszenie do bójki i że kolega Joela wszystko sprowokował. Zanim Joel zdążył zareagować to ktoś inny już go ciągnął i zaczął okładać pięściami. Jak udało mu się uniknąć ciosu, to zrobił unik tak, że cios ostatecznie został sprezentowany Jamesowi, który tak jak jeszcze niedawno Joel i jego koledzy, był niezaangażowanym w aferę w żaden sposób. –Przepraszam, stary. – Czuł, że musi go przeprosić, bo jednak przez jego unik mu się oberwało. Nigdy w ogóle nie rozumiał tego, że mężczyźni tak się rwą do walki i bezcelowo angażują do tego innych ludzi. Żałował, że w ogóle wyszedł z domu. Obolały z rozwalonym łukiem brwiowym spojrzał na Jamesa i zmarszczył brwi. –James! – Rozpoznał go ze szkoły. –Graliśmy w szkolnej drużynie rugby! – Żaden z nich nie był gwiazdą drużyny, ale przynajmniej dobrze się bawili. –Przepraszam na chwilę. – Wskazał na bójkę, do której no niestety musiał wrócić. Jego kumple nadal tam walczyli o życie, a on sobie urządzał pogadanki. Nie można tak. Chociaż zdecydowanie wolałby kontynuować pogadankę z Jamesem. Pewnie gdyby nie był po tych paru piwach to rozważny i trzeźwy umysł podpowiadałby mu, żeby spasować i wrócić do domu.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
James oczywiście jak to James, był sobie cudownym chłopcem i spędził czas w pracy, tradycyjnie dość długo mu tam zeszło, chociaż tym razem miał jeszcze jedno dodatkowe zadanie! Wiedział, że za jakiś czas ma wybrać się na urodziny babci Selene, które miały odbyć się na Krecie. Już nie mógł się doczekać tego wspólnego wyjazdu z byłą żoną, ale wiedział też, że to najwyższy czas by zająć się przygotowaniem jakiegoś prezentu. Jasna sprawa, że tak cudowny chłopiec jak James byłby najlepszym prezentem dla babci, ale no nie wypadało... musiał więc znaleźć równie cudowne zastępstwo za siebie. Szukał więc dla babci Selene pięknej ceramiki! Uważał, że coś takiego się spodoba starszej kobiecie, a później będzie mogła to przekazać w spadku dalej komuś w rodzinie i przez to James będzie gdzieś tam w ich historii zapisany na dłużej. No i spędził nad tym szukaniem trochę czasu, później się też zaczął zastanawiać jakie życzenia miałby tej babci złożyć. Czy wystarczy zdrowia i dobrej opieki medycznej w Grecji? Czy jednak powinien się nad tym bardziej zastanowić. Całe szczęście miał jeszcze trochę czasu więc może zapyta Naimy o radę.
Po robocie, gdy już wrócił do Lorne Bay postanowił wyskoczyć sobie na jedno piwo, by trochę się rozluźnić. Ostatnio, przez te wszystkie koszmary, które go dręczyły był strasznie spięty i potrzebował trochę zrzucić ciężar ze swoich ramion. Być może Shadow nie było dobrym miejscem na picie piwa, ale było mu tam najbliżej, poza tym to był James on nie wybrzydzał. Na spokojnie wypił piwo i miał już wracać do domu, gdy zauważył jakaś bójkę. Diamini już dawno postanowił, że nie będzie się nigdy więcej wdawał w cokolwiek, co byłoby chociaż nieco powiązane z agresją. Wiedział, do czego był zdolny w wojsku i wolał do tego nie wracać. Jednak chyba los chciał inaczej bo nagle poczuł jak obrywa prosto w twarz, gdy tylko zaczął kierować się do wyjścia. Tego się nie spodziewał i wyraźnie był zaskoczony tym faktem, tak samo jak spotkaniem z Joelem! - Joel... Sto lat się nie widzieliśmy - powiedział i nawet się uśmiechnął mimo tego, że oberwał w twarz. Przez chwilę tak stał i oglądał co się dzieje, ale w końcu westchnął sobie pod nosem i postanowił pomóc Joelowi. Skończyło się to tak, że miał nieco obite żebra, rozwaloną wargę i przecięty łuk brwiowy, ale tamci to w ogóle byli w gorszym stanie! - Mam nadzieję, że przynajmniej coś wygraliśmy w tych zapasach - powiedział do Joela lekko przykładając palec do skroni, z której lala się krew. - Nic Ci nie jest?- zapytał swojego szkolnego kolegę zerkając na niego z ukosa.

joel dewitt
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ODPOWIEDZ