Cukiernik — Sugar Bakeshop
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Samotna mama, świeżo po rozwodzie, której marzenia nijak miały się do rzeczywistości. Ciężko pracuje i stara się odnaleźć siebie na nowo.
Nienawidziła tego zapachu - sterylności i choroby. Sama miała to szczęście, że ze szpitalami niewiele miała wspólnego. Nigdy nic poważniejszego jej nie dolegało, nie miała nawet złamanej ręki, choć okazji było wiele. Gdy była mała, jej mama przez jakiś czas była w szpitalu, ale jej dziecięca pamięć niekoniecznie ten okres zapamiętała. Dopiero gdy zaszła w ciążę, a później urodziła syna, wizyty w tym miejscu stały się dla niej niemiłą koniecznością. Isaiah urodził się z dość niską skalą Apgar. Spędzili tu oboje kilka tygodni zanim w końcu pozwolono im wrócić do domu. Później przyszły choroby, małe wypadki, a nawet symulacje. Teraz jeszcze to. W jej rodzinie, jak i byłego męża istniało spore ryzyko chorób nowotworowych. Jej własna matka miała raka, ale zmiany na szczęście nie były duże i wycięcie guzu pomogło. W życiu jednak nie pomyślałaby, że problem ten może dotyczyć jej syna. Myśląc o chorobach dziecięcych raczej nikomu nie przychodzi do głowy rak. Zaczęło się od morfologii, a dokładnie niepokojącego wyniku OB. Dalsze badania jednak na nic nie wskazały, mimo to zasugerowano im stałe wizyty kontrolne, aby monitorować sytuacje. Desiree uspokajała ją, że to nic wielkiego, ale panika nie sprzyja słuchaniu głosu rozsądku.
Siedziała w poczekalni jak na szpilkach co chwilę łapiąc się na tym, że podryguje nogą. Minęło może z pół godziny, a czuła się jakby tkwiła tu dobre sto lat. Za ten czas zdążyła sobie powyrywać wszystkie skórki wokół paznokci, Isaiah też już się nudził nie mogąc usiedzieć już na swoim miejscu zapewne marząc o wędkowaniu z dziadkiem, uderzaniu kijem w krzaki, albo dokarmianiu fermy mrówek, którą niedawno dostał na swoje szóste urodziny, a która o dziwo dalej miała się dobrze. Oderwała wzrok od chłopca zauważając, że z jednego z gabinetów wychodzi Desi, która po powrocie do pracy spadła im jak z nieba i zajęła się prowadzeniem Isaiaha.
- Mam dla ciebie misję kolego. Widzisz automat na końcu korytarza? - Ponownie zwróciła się do syna wskazując mu palcem na wspomniany przez nią automat. - Możesz wybrać sobie cokolwiek chcesz. - Oznajmiła wyjmując drobne z kieszeni, które mu podała. Spojrzał na nie krótko po czym zacisnął dłoń w pięść, by przypadkiem żadnego pieniążka nie opuścić. - Tylko nie chipsy. - Poprawiła się jednak po chwili zastanowienia, z dwojga złego decydując, że czekoladę z batona lepiej jest zmyć niż tłuszcz z chipsów. - Poradzisz sobie? - Zapytała jeszcze dobrze jednak wiedząc, że jej pytanie spotka się z gorliwym zapewnieniem. Uśmiechnęła się przez chwilę przyglądając się jak odchodzi, aby odwrócić się w końcu w stronę zbliżającej się kobiety. - I jak? - Zapytała wstając z miejsca próbując wyczytać coś z mimiki drugiej blondynki. To tylko badania kontrolne. Rutyna. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Mimo tej świadomości wciąż denerwowała się tak samo.

Desiree Riseborough
powitalny kokos
gaja
brak multikont
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Charles Dickens stwierdził kiedyś, że to była najlepsza i najgorsza z epok i Desiree obecnie mogła bez cienia zawahania przyznać mu rację. W końcu wróciła do szpitala i wreszcie robiła to co kochała najbardziej, na dodatek w towarzystwie brata, więc mogła dyskretnie nim się zajmować. Na dodatek Flann złożył pozew o rozwód i procedura- choć czasochłonna- posuwała się do przodu, zresztą jego małżeństwo już było czystą fikcją, a on sam zamieszkał w domu, który kupił dla nich. Gorący romans zamienił się w równie płomienne uczucie i nie mogła być bardziej szczęśliwsza, gdy wreszcie planowali być razem na całego.
Tyle, że istniała druga strona medalu i to najgorsze właśnie sprawiało, że była blada, niewyspana i z trudem ogarniała kolejne dyżury. Nikt jednak nie miał wstępu (nawet Flann) do tego, co działo się w czterech ścianach, więc zostawała z tym absolutnie sama czując, że coraz bardziej zaciska się na niej pętla. Powtarzał, ten pieprzony James powtarzał, że nie zdoła uciec i była pewna, że nie tylko wie o jej romansie, ale od samego początku świadomie na niego pozwalał chcąc zadać jej większy ból. Udawało się, jak przystało na lekarkę, odżegnywała się od diagnozy, ale sama ostatnio najchętniej zostałaby pacjentem niż lekarką, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczyła dziecka.
Nie wyleczyła się ze swojej straty na tyle, by spokojnie podchodzić do badań malutkiego chłopca, choć nigdy nie miała problemów z wyważeniem psychicznego wsparcia dla rodziców, empatii oraz chłodnego profesjonalizmu. Prywatnie była bardzo ciepłą kobietą, uśmiechającą się do swoich małych pacjentów, ale tego typu kwestie zawsze zostawiała za sobą w gabinecie. Inaczej nie dałaby rady. A i tak Dillon zawsze bezlitośnie kpił sobie z niej i jej podejścia do ludzi, które sprawiało, że Sadie nie miała żadnych oporów, by zatrzymać ją na korytarzu.
Spojrzała smętnie na kanapkę- obiecała Flannowi, że zacznie jeść- a potem na chłopca, który bawił się przy automacie. Westchnęła i usiadła na plastikowym krzesełku patrząc na wyniki. Poczeka, ważniejsze było uspokojenie młodej mamy, którą polubiła jeszcze za czasów przypadkowych spotkań w Shadow.
- OB w normie, CRP również - przeglądała wyniki, po czym uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko. - Jest zdrowy, Sadie. Jakikolwiek stan zapalny toczył jego organizm… już go nie ma. Możesz odetchnąć z ulgą - dla takich wieści Desiree została lekarką i dla takich informacji również mogła zrezygnować nie tylko z lunchu, ale i z każdego posiłku, choć oczywiście nie powinna być aż tak bardzo entuzjastyczna, bo przecież należy doglądać dziecka zawsze.
Tyle, że Desi wiedziała doskonale, że siedząca obok niej blondynka oddałaby za syna wszystko, więc był w całkiem dobrych rękach. Być może najlepszych, ale to już nie była diagnoza lekarska, więc nie wolno jej było takich stawiać. Za to wolno było ją złapać za rękę i spojrzeć na nią z uśmiechem. Zasłużyła na chwilę spokoju.

Sadie Wilson
ODPOWIEDZ