Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Ślub.
Sycylia.
Słońce, morze, wino, taniec śpiew.
Co może pójść nie tak?
Mogło. Wszystko. Angelo od kilku dni chodził lekko spięty. Widział, z czym wiąże się wyjazd na jego ojczyznę i w cale nie bał się zdemaskowania. Nie bał się tego ryzyka, które podejmował lecąc na zaślubiny brata - ojca chrzestnego Nostry, całej Sycylii. Była gdzieś z tyłu głowy ta świadomość, lekka obawa, jednak przysłaniało go coś innego.
Utrata Gabrielle Glass. Ta młoda kobieta w krótkim czasie stała się jego absolutnie wszystkim. Nie było dobrej okazji, by wyznać jej prawdę, by najmroczniejszy z Aresa sekretów uraczył jej drobne uszy. Wiedział, że źle robi, robiąc w ten sposób, jednak nie miał w sobie wystarczającej odwagi, by zrobić to wcześniej, choć powinien był. Raz nawet spróbował, ale wycofał się w ostatnim momencie. Czego się tak bał? Że odejdzie, ucieknie z krzykiem, wystraszy się i nigdy nie wróci? Nie miał pojęcia jak zareaguje, to mogło być dosłownie wszystko. Wsadzenie jej więc w samolot i wywiezienie na inny kontynent miało być rozwiązaniem? Na pewno chwilowym, w końcu nie będzie miała dokąd uciec. Zatrzyma ją siłą? Być może. Może zmusi ją, by go zaakceptowała? Zastraszy? Przecież w tym był najlepszy, jakie inne metody znał? Tak po prostu kupi jej bilet powrotny na pierwszy możliwy samolot? Sam nie wiedział, choć wielokrotnie rozważał każdy ze scenariuszy. Zaakceptuje to i będzie się świetnie bawić. Zakocha w Sycylii i sama zapragnie zamieszkać kiedyś z nim, u jego boku, rządząc i dumnie go reprezentując jako jego żona. Może zaakceptuje to, ale nie będzie chciała o tym słyszeć? Nigdy nie powie mu "Tak" i najlepiej sprawdzi się wyparcie. Wystraszy się, ale przyswoi, minie kilka dni i wszystko wróci do normy, albo nie wróci. Może narobi awantury? Co wtedy? Była nieprzewidywalna, może okradnie jakiegoś goryla ze spluwy instynktownie, by bronić się przed potencjalnym zagrożeniem... Co zrobi? Zwiąże ją i zamknie w lochach? Będzie więził? Nie miał zielonego pojęcia, jak zareaguje ona i jak on zareaguje na jej reakcje. Na ogól bardzo lubił ten dreszczyk emocji, narastającą adrenalinę i niebezpieczeństwo, jednak w tym wypadku, wolałby uniknąć tych emocji. Próbował je maskować, zrzucał na ilość obowiązków, które mu się nawarstwiły przed wyjazdem. Dużo rzeczy do zorganizowania, przypilnowanie hotelu i studia, załatwienie wszystkiego na jego niebolesność. W końcu to były aż dwa tygodnie, ale prawda była taka, że miał to wszystko w dupie. Wszystko przestało mieć znaczenie, na tle tego jednego, wielkiego problemu.
- Kochanie spakuj tyle walizek, ile tylko potrzebujesz. - Pogłaskał głowę i ucałował jej czubek z czułością. Nie, ten problem też nie miał znaczenia. Dla niego, bo Gabi raczej nie miała łatwego zadania. Jej rzeczy, jego choć jemu wystarczyła jedna duża walizka i jedna torba. I tak nie będą tego dźwigać. Na lotnisko odwoził ich jego kierowca, którego Gabi miała już okazje wcześniej poznać. Pomógł im z bagażami, a później na lotnisku obsłużyli ich agenci odpowiedzialni za pasażerów VIP. Przeszli oddzielnymi wejściami, przez osobistą kontrolę i później zawieziono ich do samolotu oddzielnym transportem. Angelo nie lubił podróżować z innymi ludźmi i sam fakt, że musieli lecieć rejsowym samolotem napawał go niesmakiem. Wykupił najwyższą klasę i cały rząd dla nich, żeby przypadkiem nikt się nie patrzył. Załoga traktowała ich bardzo szczególnie, choć nie wiedzieli, kim byli, tak na pewno zachodzili w głowę. Szefowa pokładu, która głównie ich obsługiwała trochę za bardzo zapuszczała oko na Angelo, ale on zdawał się tego nie zauważać, ale robił to tylko dla komfortu Gabi. Lot był długi i męczący, ale w końcu udało dolecieć się do Dubaju, w którym mieli mieć przesiadkę. Niezbyt długą, ale wystarczyło czasy, bu wziąć prysznic, na szybki numerek i świeże ciuchy. Znowu wozili ich oddzielnym transportem, a chwile na ogarnięcie się mieli w specjalnym pokoju dedykowanym tylko dla nich. Przyniesiono im szampana i przekąski.
- Pana samolot właśnie kołuje, miał niewielkie opóźnienie ze względu na duże natężenie ruchu do lądowania. Przepraszamy za niedogodności i zapraszamy państwa do limuzyny. - Długonoga, piękna arabka z czerwonymi jak jabłko ustami uśmiechała się do nich serdecznie, wskazując na wyjście. Angelo ujął w pasie Gabi i przepuścił ja w drzwiach, za którymi wsiedli do auta.
- Marcello był tak miły i wysłał po nas samolot... Będzie cały tylko dla nas. - Wyjaśnił Kwiatuszkowi, całując jej dłoń. Poprzednią podróż odbył w dresie, a teraz w końcu wyglądał odpowiednio do podróży, jaką powinni byli odbywać od samego początku.
Duży, lśniący Gulfstream w kolorze czarnym ukazał się ich oczom, gdy kierowca otworzył drzwi od strony Gabi. Angelo uśmiechnął się w ten swój firmowy sposób i oczy aż błysnęły mu z radości. Uwielbiał takie zabawki, a ta była zupełnie nowa w ich kolekcji.
Załoga przywitała ich z uśmiechem. Kapitan uścisnął mu dłoń, a następnie jego ukochanej, mówiąc do niej z głębokim, Włoskim akcentem. Na samolocie były dwie, ładne i młode stewardessy, które poinstruowały ich o zasadach bezpieczeństwa. Zostali sami. W końcu. Silniki samolotu rozgrzewały się, a oni siedzieli na miejscach przeciwko sobie - on tyłem do lotu, ona przodem, na małym, dwuosobowych kanapach.
- Jak podoba ci się niespodzianka? A to dopiero początek... - Ona jeszcze nie wiedziała, co ja czeka. - W Dubaju zostaniemy dwa dni jak będziemy wracać. Miałem ci nie mówić, ale widziałem, jak wyglądasz przez okno przy lądowaniu. - Zaśmiał się i sięgnął do jej uda, po którym przesunął dłonią w górę. Mieli zostać na dobę i w te stronę, ale szkoda było mu marnować kolejnego dnia. Mieli za sobą już dwanaście godzin lotu, a nadal czekało ich kolejne 8. Gdyby się zatrzymali, byliby dzień w plecy. Wiedział, że dla Gabi to duże obciążenie i wyzwanie, bo nigdy nie wyleciała nawet poza Australię, ale miejsca w poprzednim samolocie były wygodne, mieli prywatne łózka i mogli spać. Emirates miał w końcu najlepsze pierwsze klasy na świecie. Zaś w prywatnym odrzutowcu mogli spać do woli, na rozkładanej kanapie za jego plecami.
- Jak się czujesz? - Zapytał jeszcze, gdy kołowali już do startu. Martwił się o nią, to było dużo wrażeń, a te największy miały dopiero nadejść...
Powiedz jej. Teraz. Jest idealna okazja, z samolotu nie spierdoli przecież. Gorzej jak zacznie napierdalać w drzwi, będę miał ją związać i co? Będzie tak osiem godzin torturowana? Nie zrobię jej tego... kurwa nigdy nie ma dobrej okazji. To nie jest takie proste... Nie patrz tak na mnie, kurwa Gabi!
Plan był prosty. Dowieźć ją na miejsce. Powiedzieć prawdę. Przedstawić rodzinie. Świetnie bawić się przez trzy następne dni, później świetnie bawić się na weselu, zabrać ją na wycieczki, pokazać swój świat, świetnie bawić w Dubaju, wrócić do domu i żyć długo i szczęśliwie.
Co mogło pójść nie tak....
Przekonajmy się.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dni do wylotu na Sycylię ciągnęły się jak flaki z olejem! Zawsze tak jest, gdy bardzo mocno na coś czekasz, ekscytujesz się, wiecznie sprawdzasz w Internecie pogodę, atrakcje, zabytki, chcesz się dowiedzieć absolutnie wszystkiego o danym miejscu. Niby Gabi miała jakieś tam swoje zajęcia, ot choćby latanie z Gianną na zakupy, do kosmetyczki, do fryzjera, na paznokcie, do sklepów z seksowną bielizną. Dziewczyny na serio mocno się zaprzyjaźniły i co zaskakujące Gia nie miała na Gabi negatywnego wpływu, co nie przychodziło jej łatwo, bo mocno musiała trzymać się w ryzach.
Gabi na początku, gdy dostała w prezencie złotą kartę to wahała się przed wydawaniem pieniędzy, o wszystko pytała, wierciła Aresowi dziurę w brzuchu, czy jest tego pewny, czy serio może kupić sobie buty za dwa tysiące, sukienkę za pięć stów, albo czy może iść do fryzjera, czy restauracji. Straszliwie było jej głupio na początku, a już, zwłaszcza że faktycznie razem zamieszkali i wiedli życie jak normalna para, co Gabi wprawiało w stan niemal euforii. Uśmiech schodził z jej twarzy tylko wtedy, kiedy kładła się spać, a i zdarzało się tak, że uśmiechała się przez sen, wtulona w ciało Aresa.
Hamulce u Gabi powoli puszczały, przestała o wszystko się dopytywać i zaczęła być bardziej samodzielna. Nie przyszło jej to zbyt łatwo, choć wydawanie cudzych pieniędzy było czymś naprawdę ekscytującym! Zakupy w internecie kompletnie ją pochłonęły, w garderobie trzeba było zrobić miejsce na jej sukienki, buty, torebki. Miała na to bardzo dużo czasu kiedy Ares był w pracy i ogarniał wszystko do wyjazdu. Chodził spięty, zestresowany, aż się Gabi robiło go żal, że tak się denerwuje i bardzo się starała nie robić w tym czasie żadnych głupot zwyczajowych dla siebie, choć oczywiście nie brakowało dziwnych żartów, durnych komentarzy i paplania o tym jak bardzo jest podekscytowana całym wyjazdem i jak jej mama jest zła, ojciec zaskoczony i ogólnie tak na serio do końca nie było wiadomo, czy paszport dziewczyny zdąży dojść na czas. Przyjechał dosłownie dzień przed wyjazdem, więc i Gabi już zaczęła się lekko denerwować.
Pakowanie rozpoczęła tydzień wcześniej, wybierała ciuchy, buty, dodatki, masę tego wrzucała do walizek i ciągle rozpakowywała i dopakowywała różne cuda. Skończyło się na trzech wielkich walizkach wypchanych po brzegi wszystkim, co tylko było można wziąć i jednej małej walizce kabinowej oraz torebce, gdzie przygotowała sobie książkę, jakieś słodycze, w razie gdyby ich nie karmili i podstawowe rzeczy jak szczoteczka do zębów czy maska w płachcie na twarz. Czytała, że warto, jest w trakcie lotu zadbać o nawilżenie skóry!
W dzień wyjazdu Gabi była bardzo zdenerwowana, ciągle miała wrażenie, że czegoś nie zabrała. Trzy razy wracała po coś do domu, czwarty raz, żeby zrobić siku, piąty, żeby umyć zęby, aż kierowca patrzył sugestywnie na zegarek, dając nastolatce do zrozumienia, że nie mają już czasu na kolejny powrót. Całą drogę na lotnisko gadała, że na sto procent coś pójdzie nie tak, że pewnie jej nie wpuszczą do samolotu, że zapomniała tego, czy tamtego. Gęba jej się nie zamykała gdy się denerwowała. Okazało się, że wszystko poszło jak po maśle, nie było kompletnie żadnych problemów, nie zapomniała paszportu, nic po drodze się nie zepsuło. To nie był jej pierwszy lot samolotem, ale pierwszy w tak wysokim standardzie. Nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, była na tak wywalonych w kosmos emocjach, że cała się trzęsła, plotła jakieś głupoty i ekscytowała się choćby tym, że w wazoniku w łazience była różyczka i to prawdziwa. Była zdziwiona, że tak mało ludzi z nimi leci. Nastolatka uspokoiła się dopiero, kiedy samolot wzbił się w powietrze. Odetchnęła z ulgą, przestała tak mocno ściskać rękę Aresa i wbijać w nią pięknie zrobione, eleganckie paznokcie. Dobrze, że Ares powiedział jej, że ma się ubrać wygodnie, bo najchętniej leciałaby w krótkiej sukience, ale posłuchała się go i poleciała w wygodnych dresach. Bardzo mało spała, ciągle gapiła się przez okno, na zmianę z oglądaniem jakichś głupich filmów, żartach z Aresem, ale w końcu poległa i przysnęła na dwie, czy trzy godziny. Standard obsługi był tak wysoki, że nie za bardzo wiedziała, czy przypadkiem faktycznie nie jest jakąś księżniczką. Spięta była jak struna, wszystko odpuściło dopiero po wylądowaniu w Dubaju, gdzie mieli trochę czasu dla siebie i zdecydowanie ten szybki numerek załatwił całą sprawę związaną ze stresem! Poważnie, dobry seks jest jak złoto w takich chwilach i obojgu było to potrzebne. Gabi przebrała się w uroczą sukienkę z jakieś nowej kolekcji, z super drogiego katalogu, ubrała szpilki od YSL, masę ślicznych dodatków. Była calutka ubrana w pieniądze Aresa, od czubków palców u nóg, po końcówki włosów, bo fryzjer i kosmetyczka zdecydowanie sami się nie opłacili.
Typowa Gabi, nie byłaby sobą, gdyby nie pakowała w siebie tony jedzenia, ale widać było, że nerwy potęgują wpierdzielanie. W końcu miała poznać rodzinę Aresa i to calutką! Co do jednej osoby! Chciała zrobić dobre wrażenie, dlatego właśnie ubrała taką grzeczną sukienkę, nawet makijażu mocnego nie robiła i zaplotła sobie słodkiego warkocza, by wypaść tak dobrze jak to tylko możliwe. Świat jej wirował przed oczami, ludzie przy nich skakali jakby byli parą prezydencką. Nastolatka nie była do tego przyzwyczajona i czuła się dziwnie.
- Co? Jak to prywatny samolot? To kim on jest cholera... Prezydentem Włoch, czy jak? To się nie dzieje, ja nie wierzę... To jest jakiś sen, weź mnie uszczypnij. Samolot tylko dla nas? To jest szaleństwo... Szaleństwo Ares! Nie wiem, co się dzieje, poważnie...- trzymała się mężczyzny kurczowo i szła za nim jak to cielątko na rzeź, bo przecież jak się zgubi to dopiero będzie wesoło. Znając Gabi mogła się zgubić nawet na prostej drodze z limuzyny do schodów prowadzących do wnętrza prywatnego samolotu.
Ach ten Ares i jego uśmiech! Jakby cieszył się z tego jak wielki szok maluje się na twarzy Gabi, jakby cieszył się z jej ekstremalnie wysokich emocji, a on tylko jarał się samolotem. To było niepojęte, nie mieściło się w tej małej główce, zaczynało robić się intensywnie, jeszcze bardziej nerwowo i już nawet zapomniała, że się chwilę temu bzykali jak szaleni. Starała się zachować kulturę, witać z każdym grzecznie, uśmiechała się jak na damę przystało, ale to było strasznie ciężkie tak dusić samą siebie w sobie. Zostali wreszcie sami po krótkim instruktarzu bezpieczeństwa. Jeśli to jest zawał serca, to Gabi zdecydowanie właśnie go przechodziła, bo waliło jak młotem, policzki miała zarumienione i jeszcze taka bomba...
- Jak to, dopiero początek? Ja chyba więcej nie wytrzymam Ares, mówię poważnie. Nie wytrzymam... Nie rozumiem, czemu wszyscy nas tak traktują, jakbyśmy byli gwiazdami filmowymi czy innymi celebrytami. Cooo? Dwa dni w Dubaju? Ty zwariowałeś! Oszalałeś kompletnie!- zasłoniła usta ręką i powierciła się na skórzanej kanapie, na której siedziała. Przecież jak ona to opowie swoim koleżankom, to będą ZIELONE z zazdrości. Nie potrafiła się uspokoić, za Chiny ludowe nie potrafiła, ale widać też było, że promienieje szczęściem. Ares musiał być z siebie dumny, przecież to właśnie chciał oglądać każdego dnia, ten piękny, ciepły uśmiech i roziskrzone oczy.
Nie w głowie było jej spanie, głowa chodziła na pełnych obrotach, wszystko było dokładnie tak jakby się porządnie naćpała, a w zasadzie przedawkowała koks, ale nie brała nic, zrobiła to raz, jeden jedyny i od tamtej pory nic więcej nie brała. Jak ona się czuła... No właśnie tak.
- Nie wiem... Za dużo czuję, chciałabym przestać czuć, choć na chwilkę. Radość, strach, ekscytacja, zmęczenie, głowa mi wybucha od tego wszystkiego. A ty pewnie jesteś cholernie szczęśliwy, że zobaczysz się z rodziną, prawda?- zapytała z zaciekawieniem, starając się uspokoić oddech, bo zaraz wpadnie w hiperwentylację i tu zemdleje z nadmiaru emocji.
- Zaraz znów będziemy w niebie. Znaczy na niebie... Rozprasza mnie twoja ręka na moim udzie, nie mogę się skupić nad tym co mówię i myślę.- zaśmiała się i spojrzała na mężczyznę z wyrzutem, ale raczej takim zaczepnym, zawadiackim. Złapała go za rękę, która spoczywała na nagiej nodze i splotła z nim palce, zaciskając swoje drobne na jego masywnej dłoni, od góry.
- Nigdy nie byłam tak daleko od domu...- wyrzuciła to z siebie w końcu. Mała dziewczynka w wielkim świecie, z daleka od wszystkiego, co zna i rozumie. Obce miasto, obcy ludzie, obcy język, to będzie ciężkie wyzwanie. Choć z tym językiem to nie powinno być tak źle.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zaśmiał się na jej słowa, jak zawsze była bardzo urocza i taka nieświadoma jak (prawie) bardzo ma rację. Prezydentem technicznie nie był, ale praktycznie niemal taką funkcję pełnił. To było nieco bardziej skomplikowane i gdyby teraz przyszło mu to tłumaczyć, zabrakłoby słów i dnia, a nawet całego lotu, by mogła zrozumieć. Jeszcze zdążą o tym pogadać, dlatego tylko posłał jej rozbawioną minę i ruszyli pod samolot. Całą drogę obserwował ją uważnie, czasem rozbawiony, czasem podniecony. Lubił, gdy ubrana była w jego hajs, kiedy patrzył na nią i myślał, że wszystko to kupiła z jego konta. Była jak jego prawdziwa Sycylijska księżniczka, piękna i rozpieszczona, reprezentując go godnie przy wytatuowanym boku. Rozkoszna jednak była, nieprzyzwyczajona do pewnych luksusów, kiedy myliła jakieś rzeczy, albo nieporadnie gdzieś wchodziła, z czymś się zapoznawała, czy nawet teraz, wchodząc do odrzutowca w niepewny sposób. Widział jakiś dziwny stres, jak próbuje zachować się "godnie do sytuacji", co nieco go w tym momencie bawiło. Jej oczy chodziły wszędzie, a on na chwile zapomniał o stresie związanym ze zbliżającą się prawdą.
Siedział na tym cholernym siedzeniu i śmiał się z każdym jej kolejnym słowem, nieustannie. Czemu go to tak bawiło? Może dlatego, że już go trochę znała i mogła spodziewać się przepychu. Im bliżej Włoch tym będzie o coraz więcej. Co ona myślała, że polecą do jakieś lepianki na wsi? Nie rozmawiali za dużo o jego rodzinie, Gigi tak samo raczej niechętnie chciała prowadzić z nią o tym rozmowy. Głównie dlatego, że zbyt dużo powiedzieć nie mogli, a obydwoje byli mistrzami zmiany tematu, jak i również unikania tych niewygodnych.
- Pieniądze kochana. - Rozłożył ręce na boki, prezentując jakby samolot. - Kupisz za nie wszystko. Pieniądze to władza. - Błysnął rząd śnieżnobiałych zębów, a ramiona Angelo wróciły do poprzedniej pozycji. Jak dłoń, spoczęła na udzie nastolatki. Strach powoli przeradzał się w pewnego rodzaju fascynacje, narastało to specyficzne napięcie, gdy czekamy na reakcje kogoś bliskiego na jakąś niespodziankę. Jeżeli ją przerastała pierwsza klasa w Emirates i prywatny odrzutowiec... cóż, może ta fascynacja przysłoni jej oczy? Zamydli je chociaż troszeczkę? Nie będzie widzieć zła, które czynią, zamglona pałacem i bogactwem? Zaczynało go to powoli ciekawić. Patrzył na jej zarumienione policzki, rozszerzone oczy, biegające po każdym elemencie samolotu, jakby nagle znalazła się w środku jakieś świątyni.
- Przyzwyczaisz się. Po przyjeździe czeka nas kolacja, później możemy odespać, emocje opadną. Oby do wesela, bo będzie no długie i intensywne! - Widać było jego ekscytacje. Palce wolnej dłoni postukały w poszycie samolotu, a zęby Angelo ani na chwilę nie chowały się za dziąsłami. - Niektórych nie widziałem z dziesięć lat... Jasne, że jestem kurewsko podekscytowany. Takie okazje zdarzają się rzadko, a mój brat zjednoczy tym weselem całą Familię. Będą dosłownie wszyscy złączeni naszą krwią. To... coś niesamowitego, zobaczysz. Przyjmą cię jak swoją. - Wiedział o tym. Lekko ścisnął udo Gabi, jakby chcąc tym przypieczętować znaczenie swych słów. Miał nadzieję, że będzie o nich pamiętać, jak już dowie się, kim tak naprawdę są. Musiała wiedzieć, że jest bezpieczna, to było najważniejsze. Musiała czuć, że nikt jej tam nie skrzywdzi, a wręcz odwrotnie. Kiedy wejdzie przy boku Angelo, automatycznie stanie się jedną z najbardziej chronionych kobiet we Włoszech.
Chciał zabrać dłoń, gdy o niej wspomniała, ale ona splotła ich palce. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał kciukiem jej ciepła skórę.
- Boisz się, czy raczej cię to fascynuje? Tak, czy inaczej, ciesze się, że to właśnie u mojego boku zwiedzasz świat. Jeśli przetrwamy najbliższe dwa tygodnie, a później miesiąc i dłużej, pozwól, że pokaże ci go całego. Pragnę, byś na starość mogła powiedzieć 'Zrobiłam w życiu wszystko, zobaczyłam wszystko"... - Zrobił krótka pauzę, wyglądając za okienko samolotu. Zaraz wystartują. - "Wiesz wnuczko, był taki jeden, nazywał się Ares. Co to był za mężczyzna... Przystojny, bogaty, a jakiego miał kutasa, ohoho. - Próbował naśladować głos Gabi, patrząc nieustannie przez okno i na koniec uśmiechnął się szeroko, zerkając na Kwiatuszka z rozbawieniem.
- Dociśnij sobie pas. - Wskazał na jej kolana, na których leżał poluzowany pas.
Po starcie przyszła do nich stewardessa ze złota tacą, na której stał szampan, kieliszki, mniejsza tacka z koksem i truskawki. Rozłożyła stolik między nimi i polała trunku do kieliszków, stawiając owoce.
- Nie trzeba złociutka. Widzę, że Marcello zadbał o wszystko, ale podziękujemy. Jakbyś mogła zostawić nas samych. Jeśli będziemy czegoś potrzebowali, to dam znać. - Zwrócił się do Włoszki, która przytaknęła głową i zniknęła. Zostali sami, a on wzniósł toast.
- Za to, byś zakochała się w Sycylii i kiedyś chciała tam ze mną wrócić. Za udany wyjazd i moją piękną kobietę. - Przechylił w jej stronę kieliszek i opróżnił jego zawartość. Sięgnął po truskawkę i ostrożnie wcisnął ja między ponętne wargi dziewczyny. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy.
- Kochałaś się kiedyś w samolocie? - Zapytał wprost, ale nie brzmiało to wulgarnie. Drgnął niespokojnie, a na jego ustach pojawił się ten firmowy, diabelski uśmieszek. Ta kanapa zwracała na siebie uwagę odkąd weszli do samolotu... mieli przed sobą kolejny długi lot. Mogli kochać się do upadłego i może jeszcze uda im się uciąć drzemkę przed lądowaniem... Oby to nie był nasz ostatni raz. Pomyślał ponuro.
Czarne scenariusze odeszły, ale wciąż z tyłu głowy była ta niepewność. Nie chciał zmuszać jej do niczego siłą.
Naprawdę Gabrielle Glass. Angelo w cale tego nie chce...
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
On się dobrze bawił, a ona walczyła z milionem myśli niczym Don Kichot z wiatrakami. Przecież poznanie rodziny ukochanego to nie było byle co. Walić całą tę podróż, ten przepych, to skakanie nad nimi, wykwintne posiłki, miłą obsługę — musieli być mili, skoro dostawali tyle pieniędzy. Gabi była przerażona tym, że nie zostanie zaakceptowana, że jego najbliżsi uznają, że do niego nie pasuje, że ten związek nie ma przyszłości. Doskonale wiedziała, jak rodzinnym facetem jest Kennedy i nachodziły ją czarne myśli, że jeśli nie zostanie zaakceptowana, to pod ich presją wszystko się skończy i znów zostanie ze złamanym sercem, czego w tym momencie pewnie już by nie przeżyła. Na samą myśl o tym, że mogłaby obudzić się w łóżku sama, albo bez świadomości, że Ares do niej wróci z jakiegoś wyjazdu czy delegacji, robiło jej się słabo i miała palpitacje serca. Ona zdecydowanie za dużo myśli, bo od kiedy ujrzała broń w jego ręce, miała wrażenie, że któregoś pięknego dnia mężczyzna wyjdzie z domu i już do niej nie wróci, choć przecież studio tatuażu i hotel w ogóle nie sugerowały żadnego niebezpieczeństwa. Granie na giełdzie też nie, więc dużo myślała o tej broni, czasem budziła się w nocy z koszmaru, w którym to giwera znów celowana jest jej w czoło. Niby przerobiła wszystko w tym swoim łebku, ale nie do końca tak było, skoro miewała takie sny. Wtedy wystarczyło, że spojrzała na twarz Aresa i wszystko się uspokajało, bo w ostatnim czasie nie było między nimi żadnych spięć. Każda kobieta marzy o takim związku i właśnie dlatego Gabi miała złe przeczucia, bo przecież taka sielanka nie może trwać wiecznie i coś w końcu musi pójść nie tak. Jeśli nie przytłoczy ich szara codzienność, to coś innego wyskoczy zza zakrętu i ich powali, i tylko w ich interesie jest to, żeby wstać razem, a jeśli druga strona będzie miała z tym problem, to trzeba do niej wyciągnąć pomocną dłoń i dać szansę na dźwignięcie się kolan. Razem wszystko jest łatwiejsze.
- Oby woda sodowa mi przez to głowy nie uderzyła, nie chcę być bananowym dzieciakiem. Dobrze, że mimo tej władzy jesteś całkiem normalnym człowiekiem.- odetchnęła z ulgą, rozglądając się po wnętrzu samolotu i zawieszając wzrok co rusz to na innym jego elemencie. Wyglądała jak takie dziecko, wpuszczone do sklepu z cukierkami, któremu się powiedziało, że może brać wszystko, w każdej ilości, ile tylko zmieści i udźwignie. Oparła się plecami o materiał kanapy i westchnęła cicho. Takie głębokie oddechy potrafiły zrzucić człowiekowi z barków dużo napięcia, ale w tym przypadku, trochę to nie działało. Chaos. To był chaos, nie dość, że pochłaniał jej umysł to jeszcze i ciało.
- Nie wiem, czy będę w stanie cokolwiek zjeść.- zaśmiała się nerwowo i odgarnęła kosmyk włosów, który uwolnił się jej z warkocza, za ucho. Niby obżerała się z nerwów jeszcze bardziej niż normalnie, ale w krytycznych momentach żołądek nie chciał niczego przyjmować. Kiedy tak patrzyła na to, jaki był szczęśliwy, że jedzie spotkać się z rodziną, to serce jej miękło z rozczulenia. Rzadko mówił o poszczególnych członkach swojej rodziny, zazwyczaj właśnie były to ogólnikowe informacje, bardziej niż o całości. Nigdy nie mówił o matce czy ojcu, ale o braciach już bardzo dużo, a ona nie dopytywała, choć bardzo chciała. To w Gabi było bardzo dziwne, a zarazem fascynujące. Przyjmowała tylko tyle, ile się jej powiedziało i rzadko o coś dopytywała jeśli widziała, że temat jest dla kogoś trudny, albo po pytaniu następuje wymijająca odpowiedź.
Miała cichą nadzieję, że będzie, tak jak mówi Ares, że przyjmą ją jak swoją, dokładnie tak jak na jego przyjęciu urodzinowym, gdzie paru ludzi już poznała, choć miała problem z zapamiętaniem imion, bo do nich nie ma za grosz pamięci. Twarzy nie zapomina nigdy, ale imiona... Cóż.
- Boję, ale przy tobie znacznie mniej. Sama nigdy bym nie poleciała do Europy.- uśmiechnęła się lekko i w końcu wbiła wzrok we własne stopy, słuchając słów mężczyzny i tego jak nieudolnie próbuje ją przedrzeźniać, na co zareagowała dzikim chichotem i pokręceniem głowy z niedowierzaniem.
- Nie rozumiem tego "jeśli przetrwamy", co to w ogóle ma znaczyć?- zmarszczyła śmiesznie nosek i spojrzała na Aresa z wyrzutem. Co on sobie myślał? A może już zaczynał mieć jej dość? Nie wyobrażała sobie, że mężczyzna może zniknąć z jej życia. Nie rozumiała też, dlaczego rzucał takimi czarnymi scenariuszami, jakby nie był jej pewien. Więc dlaczego zabierał ją ze sobą na ślub brata, by poznała całą rodzinę, zobaczyła jego ojczyznę... Znów zaczęła intensywnie myśleć i wszystko nadmiernie analizować, a to nie było dobre, bo jak zaczynała ten swój overthinking, to zwykle kończyło się jeszcze większym chaosem. Już nawet żarcik o kutasie nie sprawił, że się zaśmiała, choć kącik ust drgnął lekko z rozbawienia. W ogóle nie zwróciła uwagi na pasy, zapięła je ot tak luźno, bez większego zaangażowania. Ares miał dobre oko, a upomnienie o poprawienie pasa Gabi odebrała jako przejaw najwyższej troski, jaki tylko istniał. Dopiero wtedy puściła jego dłoń, żeby móc ten pas poprawić i mocno go zacisnęła. Nie lubiła startu i lądowania, samo przebywanie w powietrzu jakoś jej nie przeszkadzało, ale moment startu był najmniej przyjemny, dlatego zamknęła oczy i wpiła palce w obicie mebla. Dopiero kiedy przyszła obsługa z owocami i szampanem to wyluzowała i rozpięła pas. Koks w ogóle już nie zrobił na niej żadnego wrażenia, jakby traktowała go jak coś zupełnie normalnego, a nie koszmar, który niszczy ludzi. Podejrzliwie patrzyła na kobietę, która przyniosła alkohol i tacę, czy przypadkiem nie zerka na Aresa zbyt intensywnie. Musiała pilnować swojego skarbu i strzec go przed każdą wywłoką. Odprowadziła ją uważnym spojrzeniem i nie spuszczała wzroku z drzwi, za którymi zniknęła, dopóki się nie upewniła, że są dobrze zamknięte i wtedy Ares wzniósł toast, przez który się uśmiechnęła. Upiła łyk szampana i poczuła soczysty owoc wsunięty między wargi, Ugryzła kawałek i trochę soku pociekło jej po brodzie.
- Jasne, ze sto razy. Nie znasz mnie? Jestem puszczalską gówniarą z gigantycznym doświadczeniem! I latałam samolotem tyle razy, że sto numerków to ledwie połowa z lotów, które odbyłam.- zaśmiała się radośnie i zabrała mu resztę swojej truskawki, żeby ją pożreć. Odpięła pas, bo trochę za mocno go ścisnęła i dopiła też szampana. Był przepyszny, inny niż piła do tej pory, smakował bardziej jako sok niż alkohol.
- Mogę się z tobą podzielić swoim doświadczeniem, jeśli ty nie robiłeś tego w chmurach. Chcesz?- poruszała sugestywnie brwiami i wyciągnęła rękę ku twarzy Aresa, by pogładzić kciukiem jego usta, natomiast drugą ręką zadarła sukienkę lekko wyżej, bardziej odsłaniając uda. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że zapomniała o ubraniu majtek, ze stresu zwyczajnie wyleciało jej to z głowy. Zarumieniła się mocniej, kiedy to do niej dotarło i wstała, poprawiając sukienkę na odpowiednią wysokość.
Najgorzej, że tu nie było jak i gdzie uciec i naprawić błędu, chociaż na co komu majtki, jeśli zamierzało się uprawiać seks? Gabi zwyczajnie się przejęła tym, że Ares uzna, że sobie to zaplanowała i że faktycznie jest puszczalską gówniarą. Niewiele by się pomylił, bo lubiła się puszczać, ale tylko z nim, o każdej porze dnia i nocy, chyba że miała okres. Dobrze, że ten się skończył ze trzy dni temu, bo by sobie w łeb strzeliła, jakby miała umierać w trakcie podróży i nie móc korzystać z wyjazdu w pełni.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zabawne. Mieli dokładnie te same lęki, tylko objawiały się w dwie różne strony. Ona bała się tego, że jego rodzina jej nie zaakceptuje, a on się bał, że to ona nie zaakceptuje jego rodziny. I jego. Angelo Denaro. Zawsze z dumą wypowiadał swoje nazwisko, a ludzie, którzy je słyszeli byli zazwyczaj tymi, których były to ostatnie usłyszane słowa. Z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał, by ona to słyszała, w jakiś dziwny sposób nie chciał być dla niej Angelo. Wolał pozostać Aresem, bezpiecznym, bogatym, miłym Aresem, któremu czasami zdarza się nie panować nad agresją, ale w ogólnym rozrachunku wychodzi na dość dobrej pozycji. Z drugiej pragnął, by nazywała go prawdziwym imieniem, by szeptała je w chwilach uniesienia, gdy pieprzył ją bez opamiętania i kochał się z nią namiętnie. Chciał, by spojrzała mu w oczy i użyła jego prawdziwego imienia, by wyznała, że to nic nie zmienia, że dalej jest dla niej tym samym człowiekiem. Chciał widzieć w tych błękitnych oczach głębokie uczucie, te sarnie spojrzenie, zaszklone, ciepłe i ufne. Szczęśliwe. Nie wystraszone, a może nawet przerażone. To nie była informacja w stylu "udawałem kogoś dla swojego bezpieczeństwa", to jest raczej "wiesz ja i moja rodzina jesteśmy wieloletnią cichą głową Sycylii, z moich rąk zginęło tyle ludzi, że nie mogę nawet policzyć. Handlujemy narkotykami, bronią i ludźmi, w zasadzie to wszystkim czym da się handlować, poza dziećmi. Jestem jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na całym świecie, ale nie martw się. Jesteś ze mną bezpieczna." Była. Do czasu aż ktoś nie postanowi skrzywdzić go, krzywdząc ją. Musiała mieć taką świadomość, a on musi jej ją nabyć. Kompletnie nie martwił się o te kwestie, które ona, bo wiedział, jaka jest jego Familia i jakie panują tam zasady. Jeżeli on wybrał kogoś na swoją partnerkę, to znaczy, że jest ona wybrana przez niego, a jeśli jest wybrana przez niego, to znaczy, że jest najlepszym wyborem. To tyczyło się wszystkich. Jeżeli ktoś przyprowadzi do domu człowieka, który w żaden sposób nikomu się nie podoba i tak nikt tego głośno nie powie. Chyba, że ta osoba jest podejrzana i ktoś może podejrzewać ją o zdradę, albo bycie wtyką. To były racze skrajne przypadki.
- Normalnym. - Parsknął śmiechem doprawdy poruszony jej określeniem. Nie był normalny, odpierdalało mu, a pieniądze czyniły z niego to, kim jest. Uważał, że wszystko można kupić, a już na pewno drugiego człowieka. Każdy miał swoją cenę i wszystko też ją miało. Był zepsuty, miał inne wartości i nie był dobrym człowiekiem. Gabi postrzegała go przez pryzmat tego, jaki był dla niej, a dla niej starał się być najlepszą wersją, jaką był z siebie w stanie wykrzesać. To nie było łatwe, często się potykał i pokazywał jej swoja prawdziwą naturę. Jak wtedy, gdy wycelował do niej z broni... To było coś, co sprawiało, że Angelo zakochiwał się w niej coraz bardziej. Nie drążyła, nie dopytywała, nie zadawała niewygodnych dla niego i siebie w zasadzie pytań. Czekała, aż sam jej wszystko powie. Nigdy nie usłyszał pytań o szemranych ludzi, o to, czemu ma tyle narkotyków w domu, czemu ma broń, czemu ją przy sobie nosi i dlaczego czasami wraca do domu taki pobrudzony. Jakby... coś podejrzewała, ale bała się zapytać, albo po prostu go szanowała. Kobiety często dużo gadały, czepiały się, miały pretensje o wszystko, zadawały milion pytań, chciały wiedzieć dosłownie wszystko, ale Gabrielle Glass ona... ona była inna. Jej wyjątkowość polegała na jej akceptacji tego, jak jest. Czy może to pomoże jej przejść prze lawinę, która niedługo zostanie na nią zrzucona?
- Różnie w życiu bywa. A jeśli nagle stwierdzisz, że jednak nie jestem taki dobry i wspaniały? - Podpytał niby żartem, ale jednak trochę serio. Wybadał trochę grunt. Miał wrażenie, że dziewczyna go sobie trochę idealizowała. Na pewno to robiła, bo żadna kobieta nie wybaczyłaby mu tego, co wybaczyła ona. Żadna nie dostrzegała w nim cech, które widziała ona, a których nawet i on często nie dostrzegał.
Zauważył, jak się teraz spinała. Nie był do końca pewien, czy to chodzi o stres z wyjazdem daleko do domu, czy właśnie poznaniem jego rodziny, bo domyślał się, że z tym tematem nie było jej łatwo. Może to co powiedział?
- Gabi, wyluzuj. Wszystko jest dobrze - Okłamał ją? Teoretycznie nie, bo wszystko było dobrze. Ale czy będzie? To było bardziej kluczowe.
Obserwował, jak obserwuje stewardessę. Śmiać mu się chciało, więc przechylił się w prawo, w stronę kadłuba i zakrył usta dłonią,ukrywając uśmiech. Wiedział, że była o niego zazdrosna, czasami wręcz chorobliwie, ale ta scena była wyjątkowo zabawna.
- Idę o zakład, że Franek ją posuwa. - Rzucił, gdy zniknęła za drzwiami, a Gabi nadal miała tam wlepiony swój wzrok. Wyprostował się, wciąż rozbawiony i wzniósł już toast, zapominając kompletnie o podniebnej kelnerce.
Pokręcił głową na jej słowa i sięgnął kciukiem do płynącej małej strużki po soku z truskawki. Stał ją i oblizał palec.
- O tak, myślę, że możesz mnie wiele nauczyć. - Wzrok automatycznie powędrował za podwijaną kiecą i to co zobaczył.... brew drgnęła ku gorze, uśmiech zniknął z ust, a w oczach pojawił się ten dobrze znany już jej błysk, lekki mrok. Zaschło mu w ustach, nieco usunął się z tyłkiem o siedzenie w dół i zatrzymał wdech w płucach. Oczywiście, że tak! Od razu przeszło mu przez myśl moja niegrzeczna gówniara, zrobiła to specjalnie... ciekawe kiedy je zdjęła. Chce żebym ją wydymał. Nie musi prosić... Ale ona wstała jak oparzona.
- Nie, nie. Źle. Wtedy miałem dobry widok... - Jej rumieńce jeszcze bardziej go nakręciły Odpiął pas i wsunął dłonie pod jej kieckę....
+18
Spoiler
Palce zacisnęły się na jędrnych pośladkach mocno i przyciągnęły silnie jej ciało do siebie. Wepchnął ją sobie między rozszerzone nogi i podwinął kieckę ku górze, odkrywając jej kobiecość. Była na wysokości jego wzroku.
- Wiesz co tatuś lubi najbardziej... - Mruknął i złożył pocałunek na je wzgórku łonowym. - Lubię jak jesteś taka perwersyjna... i niewinna jednocześnie. - Spojrzał jej w oczy z dołu i wtedy jego język wylądował w zagłębieniu jej cipki, sunąc po nim, a później na wzgórek. - Mmm ... smakujesz jak moja własność. - Warknął, uśmiechając się niebezpiecznie i pewnym ruchem rozsunął jej nogi, atakując jej cipkę językiem. Pieścił ją w sposób, w jaki lubiła najbardziej, co jakiś czas zerkając z dołu na jej twarz.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
W tym problem... Ona chciała pytać, bardzo chciała, ale bała się, że usłyszy coś, czego wcale nie chciała usłyszeć. Gabi nie jest głupia, widzi wiele rzeczy, umie łączyć kropki, tylko wynik łączenia nie koniecznie może jej się podobać. O niektórych rzeczach lepiej jest nie wiedzieć, wtedy człowiek śpi spokojniej. Z drugiej strony, jaki jest sens pytania o cokolwiek, jeśli usłyszy się, że druga strona chciałaby coś powiedzieć, ale nie może, albo prosi, by jednak o to nie pytać, bądź udziela odpowiedzi tak, by wcale tego nie zrobić, jednocześnie to robiąc. Wolała nie pytać, by przypadkiem nie zostać okłamaną, bo tego nie znosi. Zawsze jej powtarzano, że lepiej jest usłyszeć najgorszą prawdę niż najlepiej skrojone kłamstwo i tego się trzymała. Nie potrafiła kłamać, a gdy próbowała, to zawsze było to po niej widać, ale przecież nie mogła oczekiwać, że skoro sama nie kłamie, to inni nie będą tego robić. Pytanie, czy niemówienie całej prawdy też jest kłamstwem? To już jest bardziej skomplikowana kwestia, a fałszywe personalia zdecydowanie można podciągnąć pod oszukiwanie drugiej osoby.
Biedna Glass... Nie ma pojęcia, jak wielka bomba na nią spadnie, przecież to będzie szok, a jej reakcja jest tak nieprzewidywalna jak pies spuszczony z łańcucha po wielu latach niewoli.
- A kto powiedział, że jesteś dobry i wspaniały?- zaśmiała się i pokazała mu koniuszek języka, ot tak, żeby się podroczyć. Nie widziała go aż tak idealnego, miał swoje wady, jak każdy. Ona też je miała i Ares dopiero je poznawał tak z bliska, w naturalnym środowisku. Bałagan zostawiała po sobie koszmarny, wiecznie coś psuła, niszczyła, była upierdliwa, atencyjna, gadatliwa, leniwa i roztrzepana niczym jajka na jajecznicę. Z jednej strony wnosiła we w miarę pokładane życie Aresa dużo świeżości, ale i ciągną się za nią chaos. Niczym tornado parła do przodu, pozostawiając po sobie zgliszcza i spustoszenie. I co w tym jest pięknego? To, że ani on, ani ona wydawali się tych wad nie widzieć, tylko akceptowali się takimi, jakimi byli. Gabi jednak musiała jeszcze trochę dorosnąć, choć i tak już się zmieniła, to wciąż miała w sobie tą młodzieńczą radość i spontaniczność.
- Nie zakładaj czarnych scenariuszy, bo jak to robisz, to sam wywołujesz wilka z lasu i dzieją się niedobre rzeczy. Nie znasz prawa Murphy'ego? Jak coś ma się spierniczyć, to się spierniczy i nie będzie czego zbierać, także ja nie przewiduję żadnych złych rzeczy. Lepiej żyć z dnia na dzień i za bardzo nie myśleć o tym co się stanie za tydzień, dwa, miesiąc, rok. Dziś jesteś, jutro może cię nie być ot tak.- pstryknęła palcami dla podkreślenia swoich słów. Taka była prawda, mogli nawet teraz zginąć, rozbić się gdzieś tym cholernym samolotem i już by tak zawzięcie nie dyskutowali o tym czy przetrwają czy nie. Umieranie jest do kitu, Gabi na poważnie wolała żyć z dnia na dzień i cieszyć się, że się obudziła zdrowa, z dwiema sprawnymi nogami i rękami, bo jeśli to miała, to miała naprawdę dużo, więcej niż masa ludzi na tym świecie, a co za tym idzie, mogła wykorzystać ręce i nogi, trochę głowę, żeby naprawić co zepsute, albo cisnąć życie jak cytrynkę i robiła to... Robiła to dzięki Aresowi, przy pomocy jego karty kredytowej i jemu samemu. Niby karta nie była jej potrzebna do szczęścia, ale już to, co mogła dzięki niej mieć — tak.
Jego jej zazdrość bawiła, a ją jego lekko przerażała, choć od pamiętnego dnia w klubie nie miał okazji jej więcej okazać na całe szczęście. Ech ci faceci... Z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej. Czasem się do czegoś przydają! Są portfelami, przytulankami, karmicielami, bolcami...
- Dobrze, niech posuwa, chociaż ja nie wiem, jak on mieści swojego... Nie ważne.- na samo wspomnienie o Franku, Gabi miała przed oczami jego nagi tyłek i gigantycznego bolca. Nie potrafiła wyprzeć tego obrazka ze swojego umysłu, nadal nie była w stanie pojąć, JAK on jest w stanie uprawiać z kimkolwiek seks. Machnęła rękę przed swoją twarzą, żeby pozbyć się tego obrazka. Żaden facet chyba nie miałby ochoty kochać się z laską, która myśli o jego bracie. Najważniejsze, żeby stewardesa trzymała się z daleka od Aresa, a reszta ją nie obchodziła.
18+
Spoiler
Gabi była święcie przekonana, że Ares sobie żartuje z tym seksem w samolocie. Poważnie! Więc i ona te żarty podchwyciła i zaczęła się zgrywać. Przecież ścianka oddzielające ich od miejsca, gdzie siedziała obsługa, była bardzo cienka, wszystko mogli słyszeć. A nie daj boże były tu jakieś kamery mające na celu śledzenie bezpieczeństwa pasażerów? Dlatego właśnie tak szybko wstała i opuściła sukienkę. Pisnęła, czując jego ręce na swoich pośladkach. Wiedział, jak ją podejść, wiedział, jak bardzo lubiła, że brał to co do niego należało właśnie w taki sposób.
- Co ty robisz...? Oszalałeś? A jak usłyszą?- zakryła twarz dłońmi. No co jak co, ale w "miejscu publicznym" jeszcze nie mieli okazji się zabawiać tak w pełni, bo to, co działo się w toalecie w klubie, się nie liczy.
Walić to, niech słyszą i zazdroszczą! Nie mogła się nie uśmiechnąć, sama złapała za sukienkę, by trzymać ją u góry i przygryzła wargę, widząc Aresa w takiej, a nie innej pozycji i dokładnie odczytując jego zamiary. Miał bardzo wprawny język, który momentalnie wprawił ją w drżenie. Dała się tak chwilkę popieścić, czerpiąc z tego niesamowitą radość, palce drugiej ręki wplotła w jego włosy, które już zdążyły odrosnąć. Uwleibiała gdyby były dłuższe. Zacisnęła je na nich i ni z tego ni z owego szarpnęła jego głowę do tyłu, by się od niej oderwał, patrzyła na niego z góry, z rozanielonym wyrazem twarzy.
- Dość.- powiedziała stanowczo i puściła kieckę, tak, że opadła z powrotem na biodra. Umieściła jedno kolano między jego udami, naciskając na krocze mężczyzny z wyczuciem. Drugie kolano oparła po prawej stronie na kanapie, tak, że stała okrakiem nad jednym jego udem.
- Zaraz grzecznie wstaniemy, przydusisz mnie do ściany, wypniesz mój tyłeczek i zwyczajnie zerżniesz, nie siląc się na delikatność, dopiero tak pokażesz mi jak bardzo mocno jestem twoja. Ale, żeby nie było zbyt prosto...- uśmiechnęła się jakoś tak diabolicznie, jak nie ona, jakby pokazała mu właśnie zupełnie inną Gabi, jakby odkryła w sobie dziwną moc. Mocniej pociągnęła jego głowę do tyłu, pochyliła się nad jego twarzą i polizała po uchu, którego płatek przygryzła na końcu, dość mocno.
- Chcę dziś dostać klapsa, albo dwa... A może trzy...- powiedziała to dużo niższym tonem, bardziej seksownym, z tą swoją lekką chrypką spowodowaną podnieceniem. Pierwszy raz mówiła tak otwarcie, czego dziś chce, jakby znów to był kamień milowy w ich relacji, albo zwyczajnie była zmęczona i zapomniała o hamulcach i swoich barierach. Tak, to na bank to!
- I jeszcze jedno... mów do mnie brzydko, tak jak tylko ty to potrafisz.- zaśmiała się cicho i bez ostrzeżenia wpiła się w usta mężczyzny. Kolano mocniej wbiła między jego uda, naciskając na jądra i kutasa, lekko masując je tym kolanem przez materiał spodni.
Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
+18 hard
Spoiler
Nie chciał już rozmawiać o przykrych rzeczach, bo nie o to teraz chodziło. Póki jeszcze nie było TEGO tematu, miało być miło. Ares skwitował jej słowa delikatnym, nieco może smutnym uśmiechem, zostawiając póki co jej wypowiedź bez odpowiedzi. W tym momencie miał inny plan, nieco bardziej niecny. Słowa o jego bracie skwitował znów uśmiechem, ale nieco szerszym. Nie chciał zagłębiać się w szczegóły, wystarczało, że Franek zagłębiał się w kobiety. Jego kutas zawsze go zastanawiał, ile faktycznej rozkoszy sprawiał tym wszystkim laskom, a ile było w tym po prostu dyskomfortu. Sam na oczy widział, jak się tym upajały i Gabi zapewne zdziwiłoby jak niektóre kobiety lubią... różne rzecz. Dla niego temat przyrodzenia brata był czymś zupełnie normalnym, w końcu ich przygody łóżkowe przeszły do historii, a i sam Angelo dużo gorszy od niego nie był. Chociaż cieszył się, że jednak był na pozycji drugiej, w tej kwestii było po prostu łatwiej. Franek... Grono jego odbiorców kutasa było nieco zawężone, nie wszystkie kobiety dały mu po prostu radę, a Angelo przynajmniej był na tej zdrowej granicy. Dużo historii przez to powstało, ale nie jest to ani czas ani miejsce na takie opowieści. Jej tez ich oszczędził, a jak to mówią, milczenie jest złotem.
Powinna go już znać i wiedzieć, że on nigdy nie żartuje w takich tematach. Jeśli mówił, że ma ochotę na seks, to znaczy, że miał ochotę na seks, nieważne, gdzie się aktualnie znajdują. Był odważniejszy, niż zdążyła się przekonać. Wprowadzał ją do krainy rozkoszy uważnie i rozważnie, powoli, by nie spłoszyć jej na pierwszym lepszym zakręcie.
- Niech słuchają i zazdroszczą -Oczy błysnęły niebezpiecznie. Nie miał zamiaru się powstrzymywać przed pragnieniem, tylko dlatego, że ktoś może usłyszeć. Było to nawet bardziej podniecające. Poza tym, mógł sobie tylko wyobrazić, co dzieje się na pokładzie tego samolotu, a personel musiał być już do tego przyzwyczajony. Nie zdziwiłby się, dyby jego kuzynka bzykała pilotów w trakcie lotu. Gabi jeszcze nie wiedziała do jakiej rodziny wchodzi, nie mogła mieć jeszcze pojęcia jak pierdolnięci są. Miała tylko tego przedsmak, nie raz, nie dwa, ale był to jedynie prolog do tej opowieści.
Pieścił jej pyszną cipkę językiem, rozkoszując swoim posiłkiem - idealnie pasował do szampana. Rozkoszował się tym momentem, czekając aż jej drżące ciało charakterystycznie opadnie z sił, aż (jak zwykle), skończy mu na języku, a on będzie mógł oblizać jej uda. Widział to już oczami wyobraźni, powieki przymknęły się, a on cicho warczał. Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się ani przez chwilę. Jego głowa została szarpnięta, włosy boleśnie naprężyły się, a kark odchylił. Syknął, otwierając oczy zaskoczony i napotkał wzrok nastolatki, nie do końca jeszcze rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło. Jej ton, jej słowa, jej wzrok, jej pewność siebie. Przeszedł go dreszcz podniecenia, brew drgnęła, oczy przybrały koloru wyzwania, stały się mniejsze i błysnęły mrokiem. Usta wykrzywiły się w ledwie zauważalnym uśmieszku, ledwie drgnął im kącik. Syknął, czując napieranie jej kolana i słuchał kolejnych poleceń z tlącym się ogniem w spojrzeniu. Osz kurwa... Nie miał pojęcia, czy wzięła to z internetu, z filmów, od jego kuzynki, czy ze swojej głowy, ale nie miało to znaczenia. Podjarał się, płonął pożądaniem, słuchając jej żądań, a z gardła wyrwał się dziki śmiech, gdy szarpnęła go po raz drugi. Jakby był szczęśliwy, ale było w nim coś niebezpiecznego. Budziła drzemiąca w nim bestie, którą trzymał krótko na uwięzi od dłuższego czasu. Nie musiała dwa razy powtarzać - wiedziała na co się pisze.
Ugryzł ją w dolną wargę przy pocałunku, zmuszając, by się od niego odsunęła.
- Zamknij już ten ryj. - Nie uśmiechał się już. Wyraz jego twarzy był surowy, w oczach była tylko ciemna pustka, a na jej końcu tańczyły dziko ognie piekielne. Gabrielle Glass nie miała żadnych szans. To była chwila, krótki moment jak silne dłonie Angelo wcisnęły się pod jej żebra, jak stała już tyłem do niego, prowadzona po samolocie niczym zakładniczka - jedna z jego dłoni zaciskała się silnie na jej szyi, drugą obezwładnił jej ręce. Kopnął kolanem jej drobne ciało, by poleciało na kabinę. Pięknie się do niego wypięła, odsłaniają jędrne pośladki. Twarz Gabi znalazła się przed samym oknem prywatnego odrzutowca, a jej kolana opadły na miękką kanapę. Angelo nie czekał, ani chwili, zamachnął się i z impetem, prawie całą swoja siłą sprzedał jej siarczystego klapsa.
- Milcz kurwa! - Wepchnął się w jej obolałe dupsko biodrami, naparł na nie szorstkim materiałem spodni i stwardniałym kutasem, owijając sobie jej warkocza wokół przedramienia. Chwycił go u nasady palcami i pociągnął, silnie, by to teraz jej głowa znalazła się w pozycji, w której jeszcze przed chwilą była jego.
- Jesteś moją kurwą. Powtórz. - Docisnął biodra do jej pośladków, a druga dłoń wpakowała się pod jej sukienkę, mocno ściskając prawy sutek.
- Jestem twoja kurwą... - Powtórzył razem z nią. - Mój Panie. - Dodał, czekając aż powtórzył, a gdy to zrobiła, splunął na jej dupsko, zostawiając stwardniałego sutka i wcisnął palec w jej odbyt.
- A może wypierdolę cię w dupsko... - Postanowił napędzić jej trochę strachu. Wiedział, że nie była na o gotowa i podniecił się patrząc, jak przeszywa ją strach. Wiedziała, że był zdolny do wszystkiego, szczególnie w takim stanie. Miał jednak jakieś resztki rozumu, jeszcze. Chciał się z nią tylko zabawić... Przekręcił palca w jej odbycie i uśmiechnął się ślisko. Mogła to dostrzec. - Hm... - Mruknął niebezpiecznie i wyciągnął palucha, by móc rozpiąć spodnie. serwował jak jej dziurka powoli kurczy się i pchnął materiał spodni, razem z bokserkami, uwalniając twardego i gotowego kutasa, po którym przesunął ręką. Uderzył nim w bolący pośladek Gabi i otarł się wierzchołkiem o jej odbyt.
- Grzeczne kurwy robią wszystko, co im Panowie karzą... - Spojrzał jej w oczy, nieustannie i zapewne już boleśnie wykrzywiając jej głowę w tył. Na jego ustach widniał niebezpieczny uśmiech, w oczach paliło się piekło, a dłoń znów wymierzyła siarczystego klapsa. W tym właśnie momencie wszedł w nią z impetem, mocno, do samego końca, bez wcześniejszego uprzedzenia, czy przygotowania. Ból, który czuła na pośladku mógł być mylący, mogła pomyśleć, że zrobił to, czym groził, ale nie. Wpierdolił się w jej cipsko i natychmiast narzucił wręcz brutalne tempo, pieprząc ją dokładnie, jak tego chciała. Zaczął śmiać się złowieszczo, zadowolony ze swojego nikczemnego "żartu". Miał to w dupie, czy ją śmieszył, czy nie, jego śmieszył, a ona finalnie i tak dostała to, czego chciała. Był jak zwierzę, pierwotnie pieprzący swoją wypiętą samicę. Dostała kolejnego klapsa i kolejnego, a jego biodra boleśnie odbijały się od jej drżącego i czerwonego dupska. Ucierpiały obydwa pośladki, żeby nie mogła siedzieć na żadnym.... sama tego chciała, teraz będzie musiała przetrwać jakoś obiad z jego rodzina. Na sama myśl, jak będzie miała problemy z siedzeniem przeszedł go kolejny dreszcz podniecenia, już teraz zalewała go fala, istne tsunami. Pieprzył ją mocno, tak, jak lubił najbardziej, odrzucając w pewnej chwili głowę w tył, a z jego gardła wydobyło się głośniejsze warknięcie. Puścił w końcu jej warkocz i obie dłonie ułożył na zbitych pośladach, wbijając w nie swoje palce boleśnie, by lepiej się jej trzymać, by móc nacierać na nią jeszcze mocniej, o ile to w ogóle jeszcze możliwe.
Doszedł w końcu, a jego paznokcie wbiły się do krwi w skórę kochanki. Zalał jej gorące wnętrze, a ciało przeszedł prąd. Jeden, drugi, trzeci. Tryskał w nią z zaciśniętymi zębami, a gdy skończył, patrzył jak jego sperma wylewa się z jej cipki. Nagle coś go tknęło i nachylił się do niej, wysysając z jej środka ich płyny zmieszane ze sobą i chwycił za brodę dziewczyny, odwracając ją w swoją stronę. Bolącym dupskiem upadła na kanapę, a on odchylił jej głowę w tył, kolanami opierając po obu stronach jej ciała, by ją uwięzić i nachylił do jej ust, wlewając do nich zawartość swojej paszczy. Jej soki, zmieszane z jego spermą wlały się jej do gardła, a on spojrzał jej w oczy groźnie.
- Połknij. - Nakazał głosem nieznającym sprzeciwu i poklepał ją po policzku. - Grzeczna kurewka. - Jak on kurewsko tęsknił za czymś takim! Skoro o kurwach mowa. Nie myślał w tym momencie, czy jej się to podoba, czy nie. Spuściła ze smyczy bestie, a teraz zbierała tego owoce.
Musi uważać, czego sobie życzy.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Spoiler
Ilu ludzi tyle upodobań, jedne lubią ciemnoskórych, inne uległych i grzecznych, a jeszcze inne lubią być poniewierane, wyzywane od najgorszych, lubią mieć pisane na ciele inwektywy pod swoim adresem. Gabi dopiero to wszystko odkrywała, sprawdzała, co jej się podoba, a co nie do końca, testowała swoje granice i cieszyła się z tego, że może to robić z Aresem, bo wiedziała, że może mu w tej kwestii zaufać. To było bardzo ważne i bez tego zdecydowanie nie dawałaby wprowadzać się w świat perwersji i zawsze byłaby waniliową laleczką. Prawdopodobnie wtedy nie poznałaby co to prawdziwy orgazm targający całym ciałem w taki sposób, że człowiek niemal traci przytomność.
Gabi sporo ostatnio rozmawiała z Gią i faktycznie, ona podpowiedziała jej parę ciekawych rzeczy, nawet ćwiczyła z nią świntuszenie, choć Włoszce było czasami ciężko przetłumaczyć coś z rodzimego języka na angielski. Ares naprawdę będzie musiał kuzynce kwiaty wysłać w podziękowaniu, bo czyniła z jego słodkiej dziewczynki małego demona. Cóż poradzić, że przy Aresie wiecznie była napalona? Działał na nią jak płachta na byka. Każdy ruch w ubraniu czy bez, jego zapach, uśmiech, to w jaki sposób mówił - wszystko się zgadzało i czyniło go kuszącym i apetycznym, słodkim owocem, którego chciało sie kosztować wiecznie. Gabi chciała być jak motyl... To kolejne zwyrole zaraz po delfinach, którym w głowie tylko seks i przyjemność z niego płynąca.
Strasznie spodobało jej się zaskoczenie malujące się na twarzy Aresa, nie planowała takiej zagrywki, podziałała instynktownie, odmawiając sobie słodkiego spełnienia, na rzecz satysfakcji płynącej z wyrazu twarzy ukochanego. Chciała widzieć ogień w jego oczach, ogień i dumę z tego, że tak bardzo odważnie wypowiedziała te wszystkie słowa. Dostała to czego chciała, a nawet więcej, dużo więcej...
- Auć, ty brutalu...- zaśmiała się po tym jak ugryzł ją w wargę. Wyglądała na rozbawioną i zadowoloną z takiego obrotu sprawy, aż do momentu, kiedy na w jego oczach dostrzegła chłód i nieprzeniknioną czerń. Przeszedł ją dreszcz i nie było to do końca podniecenie. Zaczęła się zastanawiać czy zrobiła coś nie tak, może zrobiła coś czego nie chciał, nie pytając go w ogóle o zdanie czy to lubi, czy może sobie pozwolić na taką zagrywkę, może nie lubił być szarpany za włosy, albo gryziony w ucho. Lubił, przecież wiedziała, że lubi gdy używa zębów. To ją trochę zbiło z tropu i chciała się wycofać, ale jej na to nie pozwolił. Dostała to, o co poprosiła. Momentalnie znalazła się w dość zaskakującej pozycji, musiała oprzeć ręce po obu stronach okna. Miała widok pierwsza klasa, na jakieś urocze chmurki. Nie bała się, jeszcze nie, była podekscytowana, że zaraz zostanie porządnie wyruchana i pewnie dostanie kilka lekkich klapsów. Yhym... Bardzo lekkich! Kiedy spadł pierwszy cios, zobaczyła gwiazdy i nie potrafiła nie krzyknąć, pośladek zakołysał się i zaczął piec, skóra zrobiła się czerwona w miejscu uderzenia, poczuła, jak takie drobne mróweczki sobie łażą po jej pośladku. Oczy Gabi otworzyły się szeroko, źrenice się rozszerzyły, musiała się mocniej złapać i zaprzeć o ścianę, by nie odcisnąć policzka na oknie i wtedy złapał za warkocz, zmuszając ją do odchylenia mocno głowy w bok i do tyłu, tak by na niego patrzyła. Uwielbiała zabawy z włosami w obie strony, momentalnie przeszły ją dreszcze podniecenia kumulujące się w dole brzucha. Czekaj, co miała powtórzyć? Obudziła prawdziwą bestię, może tak chciał jej pokazać, że nie życzy sobie tego, by próbowała w jakikolwiek sposób go zdominować? Stop. Odetnij myślenie Gabi i ciesz się tym, czego chciałaś. Uśmiechnęła się zadowolona, oczy znów zaczęły błyszczeć radośnie, ona wciąż myślała, że się bawią i żartują! Przygryzła mocno wargę gdy poczuła, jak mocno zaciska palce na twardym i sterczącym sutku.
- Jestem twoją kurwą...- powiedziała to z lekkim śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, bardzo dojrzale...
- Jestem twoją kurwą mój panie.- powiedziała z dużym wysiłkiem, siląc się na powagę. Czuła jak mocno napiera na nią swoimi biodrami, czuła jak bardzo jest twardy, jak jej pragnie i to uczucie było obezwładniające, odbierające jakiekolwiek granice moralności. Aż do teraz... Palec nie w tej dziurce co trzeba! Spanikowała, że... Że co? Nie, ona nie chciała, żeby cokolwiek tam wkładał, a już zwłaszcza nie kutasa. Seks analny może być przyjemny, owszem czytała o tym, ale czytała też, że to boli, że nie wszystkim się podoba. Przestraszyła się i to na poważnie, bo nie wiedziała, czy Ares żartuje, czy mówi serio. Z tego co robił, wynikało, że naprawdę chce to zrobić!
- Nie.... Nie rób tego, proszę... Ja nie chcę... - zadrżała ze strachu i zaczęła się z niepokojem wiercić, to był tak gigantyczny strzał adrenaliny i kortyzolu, że jej skóra automatycznie zrobiła się wilgotna od zimnego potu, który ją oblał. On naprawdę chciał to zrobić, już oczami wyobraźni widziała jak na siłę pakuje się tam, gdzie nic nie powinno być wkładane i przestało się jej to podobać.
- Ares... Błagam cię, nie rób tego...!- kolejny cios w pośladek, ból był obezwładniający, ona naprawdę pomyślała, że wciska się w jej odbyt, znów krzyknęła i zacisnęła powieki. Zaczęła się modlić, o to by jednak ktoś tu wszedł i to zakończył.
Bardzo zabawny żart, no boki zrywać! Jej wcale do śmiechu nie było, ale po krótkiej chwili zorientowała się, że nie jest pieprzona w tyłek, tylko faktycznie rżnie ją tak jak o to poprosiła, mocno, brutalnie, z zawrotną wręcz szybkością, nie miał litości i dobrze, bo tego właśnie potrzebowała, chociaż będzie miała utrudnione siedzenie przez najbliższe kilka dni. Nie mogła się opanować, mocniej się wypięła wyginając ciało w łuk ku dołowi, tworząc z niego piękną krzywiznę i krzyczała, głośno, zdzierając sobie gardło. Rozkosz zalewała ciało, soki ciekły po udach, oblepiając je perwersyjnie, kark bolał od tego jak mocno głowa była ciągnięta do tyłu. W końcu puścił warkocz, ale zrobił coś zdecydowanie bardziej bolesnego, wbił palce w jej pośladki, rozszerzając te słodkie półkule, by móc lepiej ją penetrować. Warczał przy tym jak dzikie zwierze, tak jak Gabi lubiła najbardziej, bo to dawało jej jasny sygnał, że jest mu cholernie dobrze, tak jak jej w tym momencie, bo ból mieszał się z rozkoszą, a takiego połączenia jeszcze nie znała. Oboje doszli bardzo mocno, ona standardowo wylewając z siebie pokaźną ilość płynów, a on tryskał w niej, zalewając wnętrze gorącym nasieniem. Oboje oddychali bardzo szybko, ciała były zgrzane, po policzkach Gabi ciekły łzy, drżała, już sama nie wiedziała, czy z podniecenia, czy przez strach, jaki czuła na myśl o wyruchaniu w dupsko.
Przytuliła policzek do zimnej szyby, tak, że ta zaparowała. Spodziewała się, że Ares na nią opadnie, wtuli ją w siebie mocno, ale nie... Tego jej umysł nie umiał pojąć, poczuła jego język na swojej wrażliwej na dotyk kobiecości, aż drgnęła niespokojnie. Zmusił ją do zmiany pozycji i klapnięcia z tyłkiem na skórzaną kanapę, bolało, ale chłód materiału na ułamek sekundy przyniósł ulgę. To co zrobił było dla niej dziwne, niespotykane, bardzo niekonwencjonalne. Czy chciała, czy nie musiała przyjąć to, co jej zaoferował. To był bardzo dziwny smak, nie żeby jej przeszkadzał, ale to była chyba najbardziej perwersyjna rzecz, jakiej przy nim doświadczyła. Nadal w jej oczach tlił się strach więc połknęła zawartość swoich ust. Nieco płynu zostało na zaczerwienionych wargach, więc je lekko oblizała końcówką języka. Nic nie powiedziała, tylko otarła policzki z łez i opadła plecami na kanapę, wpatrując się w twarz Aresa, nadal będąc w lekkim szoku. Musiała wziąć kilka głębszych oddechów, żeby móc zebrać myśli. Zastanawiała się czy jej się to podobało, czy tak nie do końca, czy może jednak bardzo... Rozwalił jej głowę.
- Nie wiem, czy kurwy się przytula, ale... Przytul mnie proszę...- wyciągnęła w jego stronę ręce.
- Panie.- dodała z lekkim uśmieszkiem, który zabłąkał się na jej ustach.
Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
+18 hard
Spoiler
Szybko zniknęło rozbawienie z barwy jej głosu. Strach, który jej napędził był napędzający dla niego. Była jak ładowarka, a on urządzenie, które tej mocy potrzebowało. Pożerał ją, napędzając coraz bardziej, a moralność odchodziła w niepamięć. Hamulce powoli puszczały, a jednak zostało w nich nieco płynu, by nie zostawić tej maszyny rozpędzonej do samego końca. Chciał to zrobić, jej błagania, by tego nie robił jeszcze bardziej go do tego nakłaniały. Oczami wyobraźni widział, jak wciska się w jej ciasne dupsko, jak jest mu dobrze, jak ciasno i przyjemnie. Słyszał jej krzyki i kolejne błagania, aż jęknął rozmarzony, ale nie zrobił tego. Tylko jednego powodu - to była ona. Trochę strachu jej nie zaszkodzi, ale przecież obiecał sobie, że już nigdy jej nie skrzywdzi, a to właśnie zrobiłby, spełniając swoją chorą fantazję. Nie znaczy to, że nagroda pocieszenia była marna, bo była zajebista. Angelo pieprząc swoją małolatę słuchał jej jęków i krzyków z rozkoszą, kompletnie ignorując lecącą z nimi załogę. Fakt, że ich słyszeli jarał go, podpalał i tak płonący już ogień w jego oczach, między jej nogami. Patrzył, co jej robił i rozkoszował każdą sekundą. Nie myślał zbyt wiele, odłączył mózg i czerpał przyjemność z seksu z nastolatką, jakby nic innego nie istniało.
- Grzeczna dziewczynka. - Wiedział, że połknie i był z niej dziwnie dumny. Podążył wzrokiem za koniuszkiem jej języka, zlizującym resztki spermy z wargi.
Była rozkojarzona, widział to w jej oczach. Tlił się w nich nadal strach i szkliły się od łez, które nadal spływały po policzkach. Jego zaś zamglone mrokiem, powoli ustępowały głębokiej czerni, pojawiało się w nich światło, normalność. Mózg zaczynał działać prawidłowo, a analiza sytuacji działała coraz bardziej na korzyść i komfort Gabrielle Glass. Zamrugał, słuchając co do niego mówi i otarł jej ostatnie łezki z polika, jakby ignorując wyciągnięte w jego stronę ramiona. Bez słowa schylił się do spodni i zaciągnął je z powrotem na dupę, patrząc na nią z góry, wciąż z surowym wyrazem twarzy. Dla niego dalej była to gra, część prowadzonej zabawy. Lubił gdy mówiła do niego per Panie, albo nazywała innymi władczymi określeniami. Zapiął guzik od spodni i nachylił się do nóg nastolatki, ale nie za nie złapał. Nagle kanapa runęła, rozkładając na cały samolot, a on ucałował lewą kostkę swojej kochanki. Wdrapał się na kanapę i uśmiechnął delikatnie, wplątując w swoje objęcia Gabi.
Schował ją w swoim ciele, nieustannie uśmiechając pod nosem i głaskał jej lekko roztrzepaną głowę, całując jej czubek. Zbierał myśli, a może czekał aż ona coś powie. W końcu zaśmiał się cicho, przerywając cisze między nimi.
- Ale cię nastraszyłem co? Żebyś widziała swoją minę... - Znów krótki i cichy śmiech. Spojrzał na nią z góry, przesuwając kciukiem po jej wargach. - Cholernie podobała mi się twoja perwersyjna prośba Gabi... i to co stało się potem. - Błysnęło coś w jego oku. Był dumny z Kwiatuszka za taki ruch, powoli się wprawiała, stawała coraz to bardziej odważna i ciekawa kolejnych doznań. Bardzo go to cieszyło, bo to oznaczało jedno - lubiła, co z nią robił i chciała odkrywać coraz więcej.
- A tobie, Kwiatuszku? - Odsunął kciuka od jej warg, by mogła w końcu podzielić się z nim swoimi odczuciami. Lubił ją pytać, czy tak było dobrze, czy źle. Rozmawiać, czy ma dalej tak robić, czy jednak odpuścić. Dzięki temu poznawał jej upodobania. Niektóre wyczuwał pod swoimi palcami i przyrodzeniem, ale o niektóre musiał dopytać. Dzisiaj widział, że jej się podobało, ale widział też strach i zastanawiał się, czy był on na tyle silny, by przysłonić przyjemność, czy jeszcze granica nie została przekroczona.
Czuł już niemałe zmęczenie. Nie dość, że podróż była dość długa i męcząca, to wysiłek sprzed chwili jeszcze wszystko potęgował. To nie było takie proste i przyjemne. To znaczy przyjemne było kurewsko, ale wykańczało organizm, który nie wspomagany był absolutnie niczym, a w dodatku jeszcze wycieńczony jeszcze innymi czynnikami. Angelo ziewnął krótko, chowając twarz we włosach Gabi, marząc, by poszli zaraz w śpiulkolot.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Przez chwilę miała wrażenie, że jej nie przytuli, tak jak o to prosiła, patrzył na nią tak surowo i chłodno, ale jego ruch w postaci otarcia jej łez, z lekko podpuchniętych ze zmęczenia oczu, kompletnie przeczył temu wyrazowi twarzy. Patrzyła na niego tym swoim zalęknionym, lekko zamglonym od rozkoszy wzrokiem, obserwowała dokładnie każdy ruch, i poważnie myślała, że jej nie przytuli, tylko usiądzie gdzieś obok i będzie robić swoje, jakby była jego zabaweczką. Miała przez krótką chwilę taką myśl, ale szybko się jej pozbyła z prostej przyczyny. Kanapa się rozsunęła z impetem, sprawiając, że straciła równowagę i zwyczajnie wylądowała na niej plecami z cichym piskiem. Mogła się po nim spodziewać absolutnie wszystkiego, nawet kontynuacji igraszek, bo przecież ucałował jej szczupłą kostkę. Miała wrażenie, że będzie sunąć ustami wyżej i wyżej, ale w końcu położył się obok niej i mocno do siebie przygarnął. Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą, jakby cały ciężar spadł jej z barków. Nie tylko ten związany z emocjonalnym dropem po tak pikantnej zabawie, ale i całą podróżą, strachem przed poznaniem jego rodziny. To było jej potrzebne jak woda kwiatom, jak tlen płucom, ten ból, ten orgazm, to przytulenie, ta bliskość. Słuchała bicia jego serca, które strasznie ją uspokajało i wyciszało, niemal kołysało do snu. Była padnięta, wykończona nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Bardzo zabawne...- mruknęła lekko naburmuszona, ale sama chciałaby zobaczyć swoją minę, musiało to wyglądać z perspektywy Aresa bardzo zabawnie, bo przecież wiedział, że nie zrobi czegoś wbrew niej, a ona już nie do końca była tego taka pewna. Nie mogła się nie zaśmiać razem z nim, teraz kiedy było już po wszystkim, sprawa wyglądała zupełnie inaczej i mogła być zabawna.
Kojący dotyk mężczyzny był bardzo przyjemny, tak czule pieścił kciukiem jej zaczerwienione z emocji wargi, miała ochotę zamknąć oczy i odpłynąć w objęcia Morfe.... Tfu. Aresa. Żaden Morfeusz to do trójkąta nie wlezie, co to, to nie, absolutnie!
Czyli jednak nie zrobiła nic złego, nie była to żadna kara za próbę dominacji i przejęcia pałeczki, jakkolwiek w tym kontekście dziwnie to nie brzmi. Nie mogła się nie uśmiechnąć, zadarła lekko brodę ku górze, by móc spojrzeć mu w oczy. Widziała dumę malującą się na jego twarzy, czuła, że mówił zupełnie szczerze. Ona już nie miała takiej łatwości w rozmowach na te tematy, choć pewnie kiedyś będą musieli sobie uciąć jakąś poważniejszą konwersację.
- Tak... Lubię kiedy jesteś taki władczy. Odrobina strachu jeszcze nikogo nie zabiła, chociaż... Ja dziś jestem w niebie. Dosłownie i w przenośni. Tylko pupcia mogłaby tak bardzo nie boleć.- zaśmiała się cicho i pogładziła go po policzku z czułością. Ukradła Aresowi słodkiego buziaka i westchnęła, napawając się jego ciepłem i zapachem.
- Mogę pożegnać się z bikini i opalaniem, ale to nic, lubię mieć na sobie ślady twojej namiętności.- przygryzła lekko wargę i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok, czując lekkie zażenowanie. Chyba nigdy nie nauczy się rozmawiać o tych sprawach bez skrępowania. Nieustannie miała wrażenie, że robi i mówi coś nie tak, albo daje z siebie za mało, bądź za bardzo się stara i ciężko jej było znaleźć złoty środek.
Nastolatka ziewnęła jak stary niedźwiedź i pokręciła, żeby ułożyć wygodniej.
- Strasznie chce mi się spać...- i ledwie wypowiedziała te słowa, powieki same się zamknęły, a ona odpłynęła, tak ufnie wtulona w jego ciało. Zostali obudzeni komunikatem, że za pół godziny będą podchodzić do lądowania. Dobrze, że dali im znać, Gabi miała okazję pójść do łazienki i doprowadzić się do porządku. Trochę się umyła, ułożyła jeszcze raz włosy, pomalowała tuszem rzęsy, użyła antyperspirantu i perfum. Nadal nie miała jak ubrać gatek, bo te znajdowały się w bagażu, do którego nie miła dostępu, ale przynajmniej czuła się świeżutka i pachnąca, bo nawet umyła zęby, korzystając z zestawu, który znalazła w łazienkowej szafce. Wyszła z toalety zadowolona, choć tyłek ją bolał kiedy siadała na jednym z foteli. Syknęła cicho, ale z podniesioną głową zapięła ciasno pas, bo zaraz podchodzili do lądowania. Gabi nie mogła oderwać wzroku od okna, gapiła się przez nie jak zaczarowana, opadali powoli. Było coraz mniej chmur, ląd stawał się bliższy. Moment lądowania też był dla niej nieprzyjemny, dlatego złapała Aresa mocno za rękę, chyba trochę za bardzo wbijając paznokcie w jego skórę.
- Umrzemy...- powiedziała nim koła samolotu dotknęły nawierzchni. Zacisnęła powieki i skamieniała.
- To już? Umarliśmy?- otworzyła jedno oko, żeby się rozejrzeć, potem drugie. Spojrzała na Aresa i odetchnęła z ulgą tak wielką, jakby faktycznie bała się śmierci.
- Żyjemy! I... i jesteśmy we Włoszech!- pisnęła i aż potuptała nogami w miejscu. Odpięła pas i wstała z fotela, chcąc jak najszybciej opuścić samolot. Najchętniej to by zjechała po tej zjeżdżalni, co ją rozkładają przy ewakuacji, to byłby fun!
- Dolecieliśmy, dolecieliśmy do Wło-o-o-och, nanana... Dolecieliśmy, żyjemy! Jesteśmy we Włoszech, jesteśmy, aha, aha... Yeah!- odstawiła jakiś dziki taniec radości z bliżej nieokreślonymi ruchami, nucąc, a nie mówiąc to, co wyszło z jej ust.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Rozmowa o upodobaniach będzie jeszcze przeprowadzona. Na tą chwilę Angelo tylko odnotował w swojej głowie to, co powiedziała i uśmiechnął w odpowiedzi, myśląc o jej zaczerwienionych pośladkach w białym stroju kąpielowym. Nie będzie musiała się krępować, teraz... będzie na jego terytorium.
Odpłynęli nie wiadomo kiedy i spali do końca lotu. Dzięki temu przespali całą zmianę strefy czasowej, jakby nic się nie zmieniło, lądując popołudniu w Palermo. Odkąd się przebudzili, ona była podekscytowana, a jemu stanęła gula w gardle. To było coraz bliżej. Prawda, której tak bał się wyjawić zaglądała mu w oczy, raziła Sycylijskim słońcem. I on był spięty, trzymając dłoń Gabi nieco za mocno przy lądowaniu. Jakby wspierał ją, a tak naprawdę wspierał samego siebie. Czysty, lodowaty strach przeszedł jego ciało, jakby zaglądał śmierci w oczy. Nigdy czegoś takiego nie przeżył, nigdy tak bardzo się czegoś nie bał. To było irracjonalne, pomyślałby kto i on też. Jednak uczucie, że może się zaraz stracić kogoś ważnego było jak przygotowanie na śmierć.
Tyle sprzecznych emocji. Z jednej strony ogromna euforia, wrócił na ojczyznę, zaraz spotka swoją najbliższa rodzinę. Braci, kuzynów,kuzynki, a i oni będą mogli w końcu poznać kobietę, która dotarła do serca Angelo. Gabrielle Glass była pierwszą partnerką średniego z synów Denaro, którą przyprowadzi do domu. Na pewno nie mogli się tego doczekać, a już na pewno nie jego starszy brat.
Z rozmyślań wyrwał go dziki taniec Gabi. Spojrzał na nią i zaśmiał się cicho, odpinając z pasów.
- Powinienem chyba tak śpiewać z tobą...- Rzucił rozbawiony, wyobrażając sobie, jak chwyta ją oburącz za dłonie i tak sobie śpiewają, jak małe dzieci. Pokręcił głową, odganiając tą myśl. Nie był teraz w humorze na takie dziecinady.
- To co? Gotowa na przygodę? - Jeszcze nawet nie wiesz jaką...
Puścił ją przodem, żegnając z załogą. Uścisnął dłoń pilotom i wyszedł na małe schodki za Gabi. Jasne słońce dopadło jego oczu, oślepiając go na chwilę. Charakterystyczny zapach jego ojczyzny dopadł wyczulone nozdrza intensywnie. Uśmiechnął się i zrobił sobie daszek nad oczami, by lepiej dostrzec, co dzieje się przed nimi. Gdy stopy dotknęły ziemi, czuł, jakby się spod nich usunęła. Przed samolotem stała cała kolumna dobrze mu znanych G klas. Sześć czarnych jak smoła samochodów ustawiło się w rządku, a koło każdego z nich stało dwóch mężczyzn odzianych w czerń. Po środku ustawiony był jeden, większy samochód. Jedynie dwie osoby wyróżniały się z "tłumu". Wysoki jak pień dobrze zbudowany mężczyzna w czarnym garniturze, oraz długonoga kobieta przy jego boku, odziana w białą sukienkę i wysokie, złote szpilki. Uśmiechali się, a wiatr rozwiewał im włosy, oraz ubrania.
- Kurwa... - Zaklął pod nosem. Nie spodziewał się takiego powitania. Raczej myślał, że wyślą po nich dwa samochody, a dopiero na miejscu Gabi będzie miała okazję poznać jego brata Marcello, oraz jego przyszłą żonę Rosalia. Rzadko zapuszczali się tak daleko od domu, a jeszcze rzadziej wychodzili do ludzi. Angelo ujął w pasie Gabi i przełknął głośniej ślinę. Nie tak wyobrażał sobie ten moment... oni nie wiedzieli, że Gabi żyje nadal w nieświadomości. Bez słowa ruszył w ich stronę, ciągnąc ramieniem ze sobą Kwiatuszka. Mogła poczuć, jaki jest spięty, a przecież nie powinien być. Nagle mężczyzna przed nimi uśmiechnął się szeroko, jak i jego ramiona rozłożyły się dokładnie tak samo.
- Angelo! Witaj w domu bracie! - Przytulił młodszego od siebie wyrostka i poklepali się po plecach. No i chuj. Nie tak to sobie wyobrażał...
-Bacie jak dobrze cię widzieć... ale co tu robisz? Cóż za niespodzianka! - Wiele musiało się zmienić, skoro pojawili się po nich na lotnisku... będą mieli sporo do omówienia. Sami. Na razie jednak sami nie byli. Angelo ujął dłoń Rosali i ucałował jej wierzch. - Niespodzianka. - Powtórzył jego brat w tle, ze szczerym uśmiechem na ustach.
- Piękna jak zawsze. - Uśmiechnął się do niej i spojrzał na Gabi, ujmując ją w talii, żeby poczuła się bezpieczniej. Ta sytuacja musiała być dla niej... trudna.
- Dziękuję. Miło cię widzieć. - Odparła tylko kobieta krótko.
- Doprawdy niespodzianka... - Powtórzył z lekka poddenerwowany i spojrzał na swoją partnerkę. - W końcu mam tę przyjemność przedstawić wam moją ukochaną. Poznajcie Gabrielle. Gabi, to jest właśnie mój brat Marcello i jego narzeczona Rosalia. Winowajcy całego zamieszania. - Miał oczywiście na myśli zarówno wesele, jak i ich przyjazd do Włoch.
- Miło cię w końcu poznać, Gabrielle. Angelo dużo nam o tobie opowiadał, gdy odwiedził nas ostatnim razem. Dobrze w końcu widzieć go z partnerką przy boku. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas na Sycylii i będziecie się dobrze bawić. - Miał silny Włoski akcent i mówił powoli, by nie kaleczyć angielskiego. Patrzył Gabrielle prosto w oczy, jakby rozbierał jej dusze na części i próbował dotrzeć do każdego jej kawałka. Ucałował jej dłoń, uśmiechając ciepło.
- Witaj w rodzinie kruszynko. - Rosalia była bardzo powściągliwa w swoich słowach, a jej akcent był jeszcze silniejszy. Uśmiechnęła się bardzo delikatnie, nieco zachowawczo i skinęła głową do młodej wybranki szwagra.
- Pewnie jesteście zmęczeni po tej nieludzkiej podróży. Zapraszamy, w domu czeka kolacja i kilku gości. - Marcello usunął się z drogi i wskazał na większy samochód, wyglądający trochę jak mały czołg.
- Pewnie. Dzięki. - Angelo uśmiechnął się w odpowiedzi i pociągnął za sobą Kwiatuszka.
- Później ci wszystko wyjaśnię. - Szepnął jej na ucho i pocałował w polik, tuż przy nim, by wyglądało to tak, jakby w cale nic do niej nie powiedział. Jeden z karków otworzył im drzwi, a jego wzrok wbity był gdzieś daleko w nieokreślony punkt. Angelo przepuścił przodem Gabi, zachęcając ją wzrokiem, by wsiadła do środka. Nie wszedł jednak za nią, bo za nią weszła Rosalia i Marcello, a dopiero na końcu on. W środku były dwie kanapy usytuowane na przeciwko siebie. Angelo usiadł bok Gabrielle, patrząc na brata i jego narzeczoną z lekko spiętą twarzą. Nie umknęło to jego bratu, ale to zignorował. Znał go i widział, że już to widzi. Dłoń młodszego z Denaro powędrowała na kolano swojej partnerki, gdzie splątał swoje palce z jej dłonią.
- Długa podróż, prawda? Chociaż nie, mam ciekawsze pytanie. Nie wytrzymam. Jak udało ci się usidlić mojego brata? - Marcello spojrzał z widocznym zainteresowaniem na nastolatkę, mrużąc z zaciekawieniem oczy, a między brwiami powstała zmarszczka. Nawet pochylił się w jej stronę, jakby tak miał ja lepiej słyszeć. Samochód ruszył.
- Marcello... - Jego narzeczona spojrzała na niego prosząco. - Wybacz mu kotku, Marcello nie ma wyczucia. To po prostu aktualnie największa zagadka w naszej Rodzinie. - Uśmiechnęła się przepraszająco do Gabi, patrząc na nią ciepło i ze zrozumieniem. Angelo mógł się już domyślać, co to znaczyło. Na bank poleciały już zakłady o grube miliony, dlaczego Gabi z nim była i dlaczego on był z nią. Pokręcił głową i westchnął głęboko, zerkając na ukochaną... ciągle stresowała go ta sytuacja ale próbował zachowywać się normalnie.
- Ostrzegałem... przyzwyczaisz się. - Rzucił niby z rozbawieniem, nawiązując do ich poprzednich rozmów o jego Rodzinie. Zawsze mówił jej, że nie są normalni i wielokrotnie ostrzegał przed wyjazdem, że musi przygotować się na wszystko. Nie był to jednak negatywny wydźwięk tego określenia.
Nie idzie źle... czy idzie? Nie... no a może? Kurwa. Źle. Katastrofa. Powinienem był jej powiedzieć. Miałem to kurwa zrobić! W tym jebanym samochodzie! SAM NA SAM... uspokój się cholera. Jesteś Angelo Denaro, a nie pierdolony kurczak kentucky.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To trochę tak jakby chłopak podejrzewany o bycie gejem wreszcie przyprowadził do domu swoją dziewczynę na rodzinny obiad, i w końcu wyszłoby, że wcale gejem nie jest. Gabi cały czas żyła w przeświadczeniu, że Ares musiał mieć jakieś bardziej poważne związki wcześniej, musiał być z kimś trochę bardziej na serio, przecież miał już 36 lat! Może tak tylko gadał, że nie był w żadnym związku, a tak na serio był, wcale nie mając świadomości, że w takowym jest. W głowie nastolatki tak właśnie to wyglądało, choć i tak czuła presję, by dobrze wypaść i nie popełnić jakiegoś błędu, gafy kulturowej czy zwyczajnie nie zrobić z siebie kretynki jak wtedy na urodzinach Aresa.
- Powinieneś, bo żyjemy, jesteśmy cali i zdrowi i zaraz będziemy jeść pyszną pizzę, makarony, sery, pić wino i robić wszystkie najbardziej włoskie rzeczy, jakie tylko można sobie wyobrazić.- klasnęła w dłonie z uciechy. Oczy jej migotały jak dwa diamenty, miała ochotę wpaść ukochanemu w ramiona, pocałować go namiętnie i dopiero wtedy opuścić pokład samolotu. Była gotowa, przecież czekała ich jeszcze podróż do jego domu, więc jeszcze nie ma czym się stresować jeśli chodzi o poznanie członków rodziny.
- Bardziej gotowa już nie będę. Na podbój Sycylii!- zawołała ze śmiechem. Może i było to dziecinne zachowanie, ale przecież ona ledwie wkroczyła w dorosłość. Nie ważne, że mogło się to wydawać infantylne, ona zwyczajnie nie mogła ukryć swojej radości i ekscytacji, wszystko się w niej gotowało, miała dużo pozytywnej energii w sobie, bo co może pójść nie tak? Jeśli nie spodoba się jego najbliższym, to już nie jest jej problem, tylko ich, ważne było, że Ares ją akceptował i był przy niej. Reszta świata nie miała znaczenia.
Jaka szkoda, że nie było zjeżdżalni... Gabi nie lubi schodów, kiedyś z jednych spadła i dotkliwie się obiła i od tamtej pory często waha się przed schodzeniem i bardzo uważa na każdy krok. Dlatego nie dostrzegła całej karawany samochodów już z góry, no i troszkę ją oślepiło słońce, które grzało zupełnie inaczej niż a Australii. Powietrze też pachniało kompletnie inaczej, wilgotność powietrza była inna, wszystko było inne. Trzymała się sztywno barierki schodów i dopiero gdy dotknęła stopami asfaltu, uniosła wzrok przed siebie. Chciała odwrócić się w kierunku Aresa i podzielić się z nim ekscytacją, związaną z tym, że jej stopy pierwszy raz dotykają europejskiej ziemi, ale zaniemówiła, widząc tyle wypasionych samochodów. Zamurowało ją totalnie. Jego brat na serio musiał być prezydentem, albo królem czy kij wie kim, ale kimś ważnym. Dwie nieznajome postacie stały przed autami i na nich czekały. Wszystko miało się zaraz wyjaśnić, bo Gabi odwróciła głowę w kierunku wyjścia z samolotu, żeby posłać pytające spojrzenie Aresowi.
Wyglądał na bardzo spiętego, jakby się denerwował, może i on miał jednak obawy przed tym, by faktycznie ją przedstawić najbliższym. Poczuła, jak bardzo sztywno obejmuje ją w pasie, zareagowała natychmiast ułożeniem ręki na jego plecach i lekkim wpiciu palców w jego ciało, dając mu tym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku i raczej może wyluzować.
Angelo? Kim cholera jest Angelo... No chyba, że pieszczotliwie nazywa brata aniołkiem... To się może zgadzać... Dziwne mają relacje, bardzo dziwne.
Opuściła rękę wzdłuż ciała, uśmiechała się lekko niepewnie. Ci ludzie byli zdecydowanie zbyt piękni i tacy cholernie eleganccy, że poczuła się totalnie odklejona od tego obrazka, w tej swojej kiecce w kwiatki, bez makijażu, bez perfekcyjnie ułożonych włosów. Taka szara myszka, która kompletnie nie pasuje do wielkiego świata.
Wydawali się być bardzo zadowoleni z tego, że wreszcie są razem. Marcello był cholernie przystojny, totalnie w typie Gabi, choć trochę za stary, ale jakiej lasce kolana by nie zmiękły na widok TAKIEGO mężczyzny? To jest jakieś nieporozumienie, że cała ta rodzina jest taka perfekcyjnie piękna. Kobieta emanowała pewnością siebie, ale i jakimś takim niezidentyfikowanym ciepłem, dobrze jej z oczu patrzyło. Nie, żeby Gabi oceniała ludzi po wyglądzie, ale pierwsze wrażenie da się zrobić tylko raz, a oni swoim pięknem wbijali ją w ziemię, czuła się taka malutka jak ziarnko piasku na plaży. Mogła im jedynie buty pucować, wyglądali jak gwiazdy filmowe światowej sławy. Stała tak trochę zagubiona, nie wiedząc, co ma ze sobą począć, ilość aut, ci wszyscy ludzie, to było dziwne. Utonęła na chwilkę w swoich myślach na temat ludzkiego piękna i lekko drgnęła, czując jak Ares ją obejmuje w pasie i nazywa ją... SWOJĄ UKOCHANĄ? Czy ona się przesłyszała? Zamrugała kilka razy ze zdziwienia i zerknęła na mężczyznę, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
- Buongiorno- przywitała się po Włosku, choć nie do końca dobrze kładąc akcent, ze stresu. Ale i tak była bardzo wdzięczana, że mówią do niej w jej ojczystym języku, czym w ogóle nie powinni się przejmować, bo to ona była tu gościem, to ona przyjechała w miejsce, gdzie językiem urzędowym jest inny od rodzimego i to w jej interesie leżałoby cokolwiek zrozumieć.
- Wszystko jasne, dlatego wtedy tak mnie piekły uszy... A mówił o mnie chociaż dobre rzeczy?- zapytała powoli, choć zwykle trajkotała jak katarynka. Słyszała ten silny włoski akcent, podobał jej się bardzo, ale skoro oni jej ułatwiali to i ona to zrobi, dlaczego nie? Marcello chwycił jej dłoń, świdrował ją spojrzeniem, jakby chciał wyczytać z dziewczyny wszystko, co siedzi jej w głowie, sercu i duszy jednocześnie. Gabi okropnie się zarumieniła, to spojrzenie było bardzo intensywne i przeszywające, robiło się od niego gorąco. Pocałunek w dłoń, to takie szarmanckie! Prawdziwy dżentelmen z klasą i niebywałym wyczuciem. Uśmiechał się tak ciepło i dobrotliwie! Momentalnie go polubiła, normalnie czuła ten vibe — albo kogoś polubisz natychmiast, albo wcale. U Gabi zwykle występowała ta pierwsza opcja. Osoby, których nie lubi, może policzyć na palcach jednej ręki. Rosalia nie pchała się do kontaktu fizycznego, choć Gabi miała ochotę ją przytulić na powitanie. Dawała jej takie poczucie ciepłej, włoskiej mamity i to chyba dlatego chciała to zrobić, ale oczywiście uszanowała to skinięcie głową, więc uśmiechnęła się promiennie. Przez myśl przeszło jej, że powinna dygnąć z gracją, chwytając się brzegu sukienki, jak względem jakiejś królowej, ale się powstrzymała.
- Nie wiem jak Ares, ale ja jestem rześka jak skowronek.- wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Nie mogła przestać się cieszyć, to było silniejsze od niej. Wszystko docierało do niej jak przez gruby i ciężki materiał. Chłonęła wszystko, chciała widzieć, czuć, smakować, dotykać absolutnie wszystkiego. Nie zrozumiała kompletnie, o co chodzi Aresowi z tym wyjaśnianiem jej wszystkiego. Czym było wszystko? Dla niej to było jasne. Byli tu kimś ważnym, stąd ta cała obstawa, a skoro oni byli ważni to teraz Ares i Gabi również. Wsiadła więc do samochodu, starając się to zrobić z gracją. Dobrze, że wsiadła pierwsza, bo klapnęła na dupsko niczym słoń. Za chwilkę auto się wypełniło, miała u boku swojego Aresa, który teraz trzymał ją za rękę, nadal był mocno spięty wcięc lekko ścisnęła jego dłoń, zerkając kątem oka, czy wszystko jest w porządku.
Marcello ją zaskoczył tym swoim pytaniem i pochyleniem się w jej kierunku, ale Gabi potrafi się wszędzie odnaleźć, będąc zwyczajnie sobą i nie przejmując się jakąś etykietą.
Przyłożyła palec do ust, oczy jej się skrzyły cały czas.
- Ciii.... bo się wyda. To będzie nasza tajemnica.- też się lekko pochyliła, uśmiechając się konspiracyjnie, rozejrzała się teatralnie, czy aby nikt nie podsłuchuje. Zniżyła głos niemal do szeptu.
- To czary.- uśmiechnęła się i wyprostowała akurat kiedy samochód ruszył.
- Tak naprawdę to urok osobisty, szczypta szaleństwa i przejeżdżanie ludzi samochodem w GTA.- zerknęła na Aresa z rozbawieniem i przeniosła wzrok na Rosalie. Ładnie do niej mówiła! Traktowała przyszłego męża trochę jak takie duże dziecko, ale widać było po nich, że świetnie się znają, perfekcyjnie dogadują i uzupełniają.
- Fakt, ostrzegał, ale ja zazwyczaj nie słucham ostrzeżeń, wolę przekonać się o wszystkim na własnej skórze. -wzruszyła lekko ramionami i zerknęła w okno, opuszczali właśnie teren lotniska. Ciekawa była ile potrwa podróż i czy Ares wreszcie trochę wyluzuje, bo jej jakby już wszystko odpuściło, najgorsze miała za sobą.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ