stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
#4

Cicha, spokojna melodia utworu Brainstorm wypełniała mieszkanie, po którym krzątała się Addison. Spodziewała się gościa, pierwszy raz od dwóch tygodni, chciała więc się odpowiednio przygotować. Tak, jak i wnętrze, które do tej pory nieco zaniedbała, snując się bez większego przekonania z kąta w kąt. Zmywarka nastawiona, bęben pralki starał dostosować się do rytmu muzyki, odkurzanie oraz kurze miała za sobą. Przeszła więc do kuchennej części, by zająć się posiłkiem. Po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni sięgnęła po butelkę wina, potrzebowała go do sosu, a skoro już je otworzyła... Mogła równie dobrze napić się odrobinę. Jeden kieliszek. By poprawić sobie nieco humor, dodać odwagi.
-and i said maybe... you, you, you.. - zanuciła pod nosem, przelewając sos z owocami morza do makronu Nie słuchała bezmyślnie utworu, wydawał się blondynce dość aktualny, jeśli chodzi o codzienność, w której tkwiła. Co jednocześnie dołowało ją podwójnie. Zerknęła na zegarek, westchnęła głośno. Godzina spotkania już wybiła. Czy zaskoczyło ją to, że Graham się spóźnia? Nie. Czy irytowało? Zdecydowanie. To nie pierwszy raz. Sięgnęła po kieliszek, upijając z niego dość spory łyk. Stresowała się. Od wizyty w szpitalu widywała się z Flanaganem, można uznać, że przelotnie. Na mieście, razem z Sally, wśród innych osób. Tego wieczoru mieli być sami, co wzbudzało w blondynce dość skrajne uczucia. Radość oraz ekscytację, bo przecież tęskniła za takimi momentami. Ostatnie miesiące nie były pod tym względem łaskawe, czuła się wręcz jakby każdą chwilę na osobności musiała wyrywać. Te pozytywne odczucia mieszały się z całkowitymi przeciwieństwami, którymi były lęk oraz niepokój. Callaghan nie była w ostatnich dniach w pełni szczera z Grahamem. Nie pracowała, przecież więcej, a dokładnie takich wymówek użyła trzykrotnie, by uniknąć spotkania. Zmęczenie nie wynikało też z tych nagłych zmian, ani pomaganiu matce w porządkowaniu ich starych, niepotrzebnych rzeczy. A drażliwość, której nie potrafiła zatrzymać, nie wynikała z nieprzyjemnych sytuacji, zmyślonych na poczekaniu, którymi dzieliła się na prędko, od niechcenia, by nieco wyjaśnić swoje irracjonalne zachowanie. I nie dokuczała blondynce żadna migrena, ani niestrawność, gdy zabawy z Sally się przedłużały, doprowadzając Addie do granicy względnej wytrzymałości. Tak, Addison nic nie powiedziała Grahamowi, i coraz trudniej było panować kobiecie nad sobą. Pragnęła podzielić się z nim absolutnie wszystkim, co ją spotykało - radościami oraz smutkami. Jednak... Nie czuła... Zaufania? Nie, ufała mu. Naprawdę. Nikomu od dawna nie pozwoliła na taką bliskość, ale... Bała się. Że go to wystraszy. A nie chciała, by to się stało. Obawiała się, co przyszłoby razem z tych strachem, gdzie on mógłby zaprowadzić "ich" oraz każde z osobna. A jednocześnie czy w ogóle mogła mówić o nich? Może o wiele zabawniejsze w ostatnich dniach okazywały się nietrafione żarty Molly, może śniadanie zrobione przez nią smaczniejsze, a troska okazywana Sally każdego dnia łapała za serce i wzruszała bardziej niż jakakolwiek uwaga okazywana przez Addison... Tak, była zazdrosna, choć znów... Czy w ogóle miała do tej zazdrości prawo?
Dzwonek do drzwi, przerwał rozmyślenia. Wyłączyła kuchenkę, wyłączyła muzykę. Szybko znalazła się przy drzwiach, poprawiając jeszcze w ostatniej chwili włosy, rzuciła ostatnie, kontrolne spojrzenie na swoje odbicie, zagryzając przy tym wargę. Chyba nie wyglądała najgorzej. Boże.. czemu zachowywała się jak nastolatka? -nie bądź głupia - mruknęła karcąco do siebie i przećwiczyła uśmiech, który miał być elementem promiennego powitania. Przekręciła zamek, nacisnęła klamkę, przepuściła Flannagana w drzwiach, wymawiając cicho -no hej, korki w Lorne? - zażartowała, posyłając nieco pobłażliwe spojrzenie mężczyźnie i nie czekając na to, że się rozgości, po prostu się w niego wtuliła. Nie pocałowała delikatnie, ani namiętnie, nie przeszła też do kuchni, by nałożyć im kolację, która nie powinna wystygnąć, za bardzo. Wtuliła się w niego, podążając za tą palącą potrzebą, którą miała od ponad dwóch tygodni, by skryć się w jego silnych ramionach. Tęskniła za nimi. Pomimo tego, że codziennie komplikacje, tak ją irytowały. Ba, doprowadzały do skraju wytrzymałości. I te wszystkie obawy... Teraz, choć na krótką chwilę, odłożyła je na bok. W końcu tu był. Nareszcie tu był. Tak?

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
011.
you’re a shooting star i see,
a vision of ecstasy,
when you hold me, i’m alive
{outfit}
Ostatnie dwa lata były dla niego niczym emocjonalny rollercoaster. Wieść o śmierci żony przyszła zbyt nagle i zdecydowanie nie była czymś, na co Graham zdołałby się przygotować. Nie unika przecież wątpliwości, że odeszła przedwcześnie - była jeszcze młoda, pełna życia i wypełniała radością każdą jego chwilę, podczas gdy on do końca życia chciał robić to dla niej. Nie miał wątpliwości względem tego, że zmarła ukochana była miłością jego życia i przez długi czas nie wierzył też, że jeszcze kiedykolwiek mógłby poczuć coś podobnego przy kimś innym. Wiedział, że zastąpić jej nie zdoła, dlatego też nie próbował, a jednak niemal codziennie wysłuchiwał ze strony swoich bliskich wspomnień o tym, iż nie mógł skazywać się na wieczną samotność. Wysłuchiwał, że powinien wziąć się w garść i zawalczyć o swoją przyszłość, przez co za każdym razem miał ochotę odwarknąć im coś, a jednak nie robił tego, ponieważ wiedział, że wyłącznie się o niego troszczyli. Troszczyli się, a jednak próbowali zbyt prędko zabliźnić rany, które w jego odczuciu nadal były żywe i nie mogły tak po prostu się zagoić. Cierpiał, to akurat było nieuniknione.
Nie miał natomiast pojęcia jakim cudem Addie udało się wkraść do jego życia. Nie planował tego, nie zamierzał się na nią otwierać, a jednak jej towarzystwo w pewnym momencie zaczęło sprawiać, że on sam czuł się lepiej. Nie była w stanie uleczyć go całkowicie, tego nikt nie był w stanie osiągnąć, a jednak jej towarzystwo wydawało się na tyle kojące, iż Flanagan coraz częściej po nie sięgał. Do czasu, aż jego spokojna codzienność nie została zaburzona ponownie.
Odkąd przejął pieczę nad Molly, nie miał zbyt wiele czasu, aby zaprzątać sobie głowę własnymi problemami. Nie myślał o żałobie, którą przecież cały czas przeżywał, a także nie myślał o tym, co działo się między nim a Addie, i co ewidentnie się psuło. Nie dostrzegał tego - a może raczej próbował wmówić sobie, że tego nie widzi, ponieważ był zbyt zmęczony, aby podjąć się kolejnej konfrontacji. Nie chciał stawiać temu czoła, nie chciał toczyć z nią poważniejszej rozmowy, ponieważ w głębi duszy czuł, że cały świat walił mu się na głowę. Potrzebował wsparcia, którego sam jednocześnie jej nie dawał - jak więc mógł oczekiwać, że ona zdecyduje się na nie dla niego?
Zaklął pod nosem, kiedy czerwony Focus zajechał mu drogę i zajął ostatnie wolne miejsce parkingowe w pobliżu mieszkania Callaghan. Wypuścił głośniej powietrze i nieco podenerwowany zerknął na deskę rozdzielczą, aby odczytać z niej godzinę. Był spóźniony już w momencie, w którym wychodził z domu, ale odkąd przyszło mu zajmować się Sally, nie mógł tak po prostu sztywno trzymać się własnego terminarza. Dzieci zdecydowanie to utrudniały, a jednak nie potrafił mieć o to pretensji. Nic nie było w stanie sprawić, że zacząłby wściekać się na tę małą istotkę.
Dość pospiesznie pokonał drogę po schodach, aby przynajmniej w ten sposób zaoszczędzić trochę czasu nim w końcu zadzwonił do jej drzwi. Te uchyliły się stosunkowo szybko, tym samym sprawiając, że Addie w końcu ukazała się jego oczom. Uśmiechnął się łagodnie, ale nim cokolwiek zdołał powiedzieć, ona wtuliła się w niego, a on delikatnie pogładził ją dłonią po plecach. Jego usta jakby samoistnie musnęły jej czoło. - Gdyby tylko. Nie uwierzysz, że pogłoski o koszmarach ząbkowania są prawdziwe, dopóki sama tego nie zobaczysz - wspomniał przelotnie, po czym wzniósł spojrzenie ku niebu. Wychowywanie dziecka nie było proste - wiedział o tym już teraz, a przecież opiekę nad małą sprawował zaledwie dwa miesiące. - Nie masz pojęcia, jak dobrze chociaż na chwilę się stamtąd wyrwać - przyznał i nie, nie kłamał przy tym. Potrzebował drobnej przerwy, a jednak nie znaczy to, że miał zamiar się na swój los uskarżać. Nie było rzeczy, której nie zrobiłby dla tej dziewczynki. - Gotowałaś? - zapytał, bo jego nosa dobiegły właśnie całkiem przyjemne zapachy. Takie, których nie był w stanie powiązać z żadną konkretną potrawą, dlatego z zaciekawieniem przeniósł teraz spojrzenie na blondynkę. Sam, o czym na pewno wiedziała, w ogóle dla siebie nie gotował.

jezu, przepraszam cię najmocniej, już teraz będę szybsza!
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Tu chyba nie było żadnego cudu, ani też skomplikowanego planu czy specjalnych starań... Codzienność... Tak nimi pokierowała. Oboje mieli swoje doświadczenia, które odcisnęły na nich swoje piętno już na zawsze i jednocześnie pozbawiły w sporej mierze wszelkich, dziecinnych złudzeń. Dość twardo stąpali po ziemi, nie wybiegając planami w daleką przyszłość. Byli tu i teraz, samotni. Niepozorna rozmowa, równie niepozorne spotkanie, jedno i drugie, zaprowadziły ich dość powolnie, ale i spokojnie w to miejsce, gdzie czuli się w swoim towarzystwie dobrze. Addison byłaby w stanie powiedzieć, że w pewien sposób czuła się "pełniejsza", gdy obok znajdował się Graham. Ale nie planowała tego, nie miała żadnych oczekiwań. Całkiem możliwe, że w tym skryty był sekret tego cudu, że żadne z nich nie posiadało wygórowanych oczekiwań, tak więc rzeczywistość mogła zaskoczyć ich całkiem przyjemnym darem, którego nawet nie oczekiwali. Przynajmniej Callaghan nie liczyła na to, że będzie w stanie zbliżyć się w jakikolwiek romantyczny sposób do mężczyzny raz jeszcze, po tym jak potraktował ją jej miłość życia. Tak więc obecność Grahama w życiu Addison była swego rodzaju darem, który blondynka naprawdę doceniała.
Tak jak odwzajemnienie tego gestu, na które się zdobył. Kojące gładzenie dłonią pleców, które wywoływało przyjemne mrowienie, a jednocześnie zapewniało Callaghan poczucie bezpieczeństwa. Subtelne muśnięcie ustami czoła, które wydawało się tak naturalne, a jednocześnie... czułe(?). Nie potrzebowała nic więcej od Flannagana, mogłaby tak stać godzinami, ale... Jedno niepozorne zdanie, o którym Graham nie mógł wiedzieć, że będzie stanowić zapalnik, wystarczyło, by całe ciało Addison napięło się niczym struna, a żołądek zacisnęła jakaś silna dłoń i próbowała zgnieść, z całych sił, niezbyt przyjemne odczucie.
-Aż tak źle? - zapytała, starając się brzmieć lekko, ale do uszu Addison dotarł ten ochrypły ton, na pewno i szatyn go wyłapał. -Próbowałeś jakiejś ziołowej maści albo gryzaka? Podobno delikatnie schłodzone czynią cuda - kontynuowała po odsunięciu się od mężczyzny, tak, by móc na niego spojrzeć, obdarzyć go też krzepiącym uśmiechem. Chciała go wspierać, starała się z całych sił oraz możliwości, które sam mężczyzna dawał blondynce. Addison nie chciała się w żaden sposób narzucać, ani przekraczać granic. Czekała więc za dosłownie każdym razem na zaproszenie. I w takich chwilach jak ta, czuła lekki zawód, że decydował się na nie dopiero teraz, stoją tu przed nią, a nie np. wybierając numer w bezradności. Dodatkowym balastem, który sprawiał, że o wiele trudniej było zdobyć się Addie dzisiejszego wieczoru na uśmiech był fakt, że... Ona nie doświadczy na własnej skórze ząbkowania, a jak się okazało dwa tygodnie temu, mogła całkiem niedługo. I choć nie była przywiązana w żaden sposób do myśli, że rozwija się w niej dziecko, bo przecież nie była tego świadoma, aż do końca, to bolało. Szczególnie, że marzyła o roli matki... Kiedyś. Później odłożyła to na półkę, a teraz... Sama nie wiedziała nic, oprócz tego, że trudno było słuchać o ząbkowaniu Sally. Z wielu powodów. -Trochę - przyznała, odrywając się od Grahama i kierując w stronę kuchennej części salonu. -Tata podrzucił mi trochę dobroci ze swojego połowu, nie mogło się zmarnować... - wyjaśniła, ale tak, jak ona wiedziała, że Flannagan dla siebie nie gotował, tak i on zdawał sobie już sprawę z tego, że Callaghan lubiła zajmować się przygotowywaniem posiłków. Czasem eksperymentowała, a czasem stawiała na klasykę. I tak dzisiejszy przepis, to rodzinna receptura Callaghanów. -Więc mam nadzieję, że jesteś głodny - dodała jeszcze, nakładając porcje na talerze, które zaraz ustawiła na blacie wyspy. Dolała do swojego kieliszka wina, a do czystego dla Grahama. -Och, prowadzisz... - urwała, zagryzając wargę. W duchu dziękowała sobie, że nie dodała: i pewnie nie zostaniesz na noc, bo brzmiałaby wtedy tak, jakby miała pretensje. A przecież nie chciała ich mieć, nie powinna ich mieć. -Zaraz naleję ci wody - dorzuciła więc szybko, wyraźnie speszona, bo w głowie Addie już za dużo swoich oczekiwań zdradziła, a koniec końców... Nie wiedziała czy mogła je mieć. Chyba... Zagubiła się w tej relacji, i wciąż tego nie dostrzegała, trzymając się kurczowo tych bezpiecznych momentów, które tak lubiła i pragnęła, by było jak najwięcej. A zostanie Grahama na noc, stanowiło właśnie jedną z tych chwil, które Addison doceniała najmocniej.

Graham Flanagan

wybaczam, ale i trzymam za słowo, żeby nie było :lol: <3
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie chciał jej zranić. Cholera, nie miał bladego pojęcia, że właśnie to robił, ponieważ ona nie dzieliła się z nim własnymi troskami. Jak miałaby, skoro ostatnio całe jego życie oscylowało wokół dziecka, nad którym przejął opiekę? Graham bez wątpienia znajdował się w dołku - w miejscu, w którym potrzebował kogoś, kto byłby obok niego i wspierał podczas trudów, jakich doświadczał. Potrzebował także kogoś, do kogo mógłby się zwrócić i czasami po prostu opowiedzieć o tym, jakich kłopotów doświadczył konkretnego dnia, nie oczekując wcale, że ta osoba znajdzie rozwiązanie dla wszystkich jego problemów. Nie oczekiwał tego od Addie, ponieważ wiedział, że w tym aspekcie nie mogła być cudotwórcą, a jednak mogła go wysłuchać. Mogła, choć też nie zawsze była obok, aby to zrobić, co sprawiało, że i on niekiedy czuł się odsunięty. Prawdopodobnie niesłusznie, ponieważ sam wspierał ją w stopniu zerowym, jednak to miało miejsce wyłącznie na jej życzenie. To ona nie mówiła mu o stratach, z którymi się mierzyła - o stratach, z którymi mierzyć powinien się również on. Na to jednak nie dostał szansy.
Znów to czuł. Znów miał wrażenie, że kiedy rozmowa dosięga tego konkretnego tematu, między ich dwójką tworzy się jakiś dystans. Niewidzialna bariera, której nie da się tak po prostu przeskoczyć, a żadne z nich nie dokłada starań, aby rzeczywiście to zrobić. Omiótł jej twarz spojrzeniem, a koniuszkiem języka zwilżył swoją dolną wargę, jednocześnie zastanawiając się nad tym, czy podejmowanie tej rozmowy było odpowiednim posunięciem. Co innego miał jednak zrobić? Omijać tematy, które teraz były tak ważną i ogromną częścią jego życia? Nie mógł przecież udawać, że Sally nie istniała, ponieważ zdecydował już o poświęceniu, jakiego miał się podjąć, aby tylko zapewnić jej jak najlepsze życie. Z tego nie zamierzał zrezygnować, niezależnie od tego, jakie miałby ponieść koszta. - Chyba trochę im nie ufam. Ale to nic takiego, Molly umówiła wizytę u lekarza, więc może problem sam się niedługo rozwiąże… Jeśli nie, cóż, jakoś to przeżyję - skwitował w końcu, lekko wzruszając przy tym ramionami. Na jego ustach pojawił się łagodny uśmiech, który sugerował, że nie zamierzał szalenie się tym przejmować. Nie zamierzał też zanudzać jej swoimi kłopotami, ponieważ ten wieczór i dla niego miał być swego rodzaju ucieczką. Miał zagwarantować mu możliwość mentalnego odpoczynku i chyba właśnie na tym Graham skupił się, kiedy poświęcił uwagę jej kuchni. Uniósł jedną brew ku górze, kiedy wspomniała o ojcu, a potem cicho się zaśmiał. Cóż, zdecydowanie nie zamierzał narzekać na to, że gwarantował im kolację, heh. - Oczywiście, że jestem głodny. Jak w ogóle możesz pytać? - zapytał przekornie, po czym w końcu wszedł nieco głębiej. Powędrował za Addie, a później przystanął we framudze drzwi prowadzących do kuchni, uważnie jej się przy tym przyglądając. Lubił obserwować, kiedy krzątała się po domu - wcześniej lubił też obserwować, gdy robiła to u niego, a jednak teraz z oczywistych powodów nie miewał ku temu okazji. Ściągnął ku sobie brwi, kiedy wspomniała o aucie, a później lekko wzruszył ramieniem. - Nic się nie stanie, jeśli wypiję jeden kieliszek - stwierdził, unosząc ciut wyżej kącik ust. Oderwał się od framugi i podszedł do kuchenki, pozwalając sobie zajrzeć do jednego z garnków. - Cały dzień spędziłaś dzisiaj w kuchni? - zapytał żartobliwie, po czym pośladkami oparł się o jedną z kuchennych szafek. - Pachnie świetnie. I pewnie też tak smakuje, co? - zagaił, bo nie, nie wątpił w jej kuchenne możliwości. Niejednokrotnie udowodniła mu, że znała się na rzeczy, a jednak wcale nie oczekiwał, że bezustannie będzie go rozpieszczała w ten sposób. Wręcz przeciwnie, sam też lubił mieć okazję ku temu, aby chociaż trochę o nią zadbać, tylko odkąd miał pod swoją opieką Sally, nie miewał ku temu okazji. Tak naprawdę na nic już praktycznie nie miał czasu.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Ona nie chciała go obarczać dodatkowo, ani dokładać mu trosk, kiedy żadne z nich nie miało wpływu na to co się stało. Addison zdawała sobie też dobrze sprawę z tego, ile trudnych strat, w dość krótkim czasie, dotknęło Grahama i chciał czy nie, musiał z nimi się mierzyć każdego dnia. Callaghan nie potrafiła więc być tą, która dołożyłaby jeszcze jedną cegiełkę do tej chwiejnej wieży, bo nie zależało kobiecie na tym, by w jakikolwiek zaburzać życie mężczyzny, a raczej je podpierać. To też nie tak, że uważała, iż trzymanie czegokolwiek w sekrecie pomoże któremukolwiek z nich. Po prostu... Nie rozmawiali o takich sprawach jak wspólne mieszkanie, a co dopiero potomstwo. Do tego, dopiero niedawno, w życiu mężczyzny pojawiła się córeczka przyjaciół... Dość naiwnie więc Addie uznała, że odciąży Grahama, chociaż tak. Nigdy też czas nie wydawał się odpowiedni. Zdawała sobie sprawę, że ma wiele zajęć - praca, opieka nad Sally i próba dogadania z zastępczą matką. Każda ich wspólna chwila - Grahama i Addison - była jakby wykradziona, czasem chyba też sama Addie czuła wyrzuty, że odciągała mężczyznę od małej dziewczynki. To skomplikowane, ale milczenie odnośnie poronienia... Naiwnie myślała, że robi dobrze.
Nie oczekiwała tego od niego nawet przez sekundę, by rezygnował. Albo milczał. Podziwiała, że bez dłuższej chwili zawahania był gotowy rzucić się na głęboką wodę i stworzyć dom dla tego maleństwa, które zostało samo. Imponowała blondynce troska szatyna, którą okazywał temu dziecku. Tyle że ostatnio... Kiedy obserwowała takie obrazki, nie mogła odrzucić tego żalu wypełniającego serce oraz ciało kobiety, że nie będzie miała szansy uczestniczyć w takich chwilach, kiedy w ramionach byłaby ich córka. Albo syn. Nie pozwalała sobie jednak za długo się nad tym zastanawiać, bo przecież nie wiedziała co byłoby, gdyby ciąża rozwijała się prawidłowo, jak zareagowałby Flannagan. I już się nie przekona. Bez sensu więc były takie myśli.
-Odwiedzę jutro sklep i znajdę najlepszy gryzak na takie okazje, tak w razie kryzysu, żebyś był zabezpieczony - zapewniła z uśmiechem rozjaśniającym nieco strapioną twarz, która skrzywiła się, gdy Graham wypowiadał imię Molly. O ile Addie rozumiała, że wspólnie mają się zająć Sally, bo taka była wola rodziców dziewczynki, o tyle wciąż nie mogła pojąć po co ten cyrk ze wspólnym mieszkaniem. I tak, była zazdrosna o to, że spędzają tak dużo czasu pod jednym dachem. I nie lubiła słuchać o tej kobiecie. Tyle że raz już dała temu wyraz, nie widziała więc sensu w powtarzaniu tego, skoro i tak sprawy miały się tak, a nie inaczej.
-Wiesz... różnie może być - odparła odnośnie jego głodu, a kiedy usłyszała, że jeden kieliszek nie zaszkodzi... Rozpromieniła się, co było widać jak na dłoni, zupełnie jakby stała się o kilka kilo lżejsza, bo to znaczyło, że Graham nie planował szybko uciekać. -W takim razie proszę - podała mężczyźnie kieliszek z winem. Wywróciła oczami na komentarz o całym dniu gotowania, pacnęła też jego dłoń, która zawędrowała na "jej" teren. -Chciałbyś. To wbrew pozorom proste danie, a czy smaczne... Zaraz się przekonasz, zapraszam - wskazała miejsca na wyspie, a by mieć pewność, że tam bez problemu oboje dotrą, złapała Flannagana za dłoń i zaprowadziła do barowego krzesła, żeby mógł na nim usiąść. Sama zajęła miejsce tuż obok. -Smacznego - uniosła swój kieliszek w geście toastu, nie dodała jednak żadnych więcej ckliwych słów w stylu, że za ten wieczór, za nas czy cokolwiek. Chociaż coś takiego przeszło kobiecie przez myśl. Nie musiała, jednak tego mówić, by cieszyć się tą chwilą. Jego obecnością. I że mogli po prostu pobyć razem. Tęskniła za tym, i bez problemu mógł to Graham dojrzeć w oczach Addison - kiedy otwierała mu drzwi, jak i teraz, choć już był obok, to ta tęsknota wciąż jeszcze majaczyła na horyzoncie, pozostając nie w pełni zaspokojoną po wcześniejszej nieobecności, a może bardziej.. niedostępności.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Uwielbiał jej towarzystwo. Uwielbiał troskę, którą go otaczała oraz to, że jednocześnie dawała mu niezbędną przestrzeń. Ciężko było mu odnaleźć się w roli wdowca, a uczucia, którymi niegdyś darzył swoją żonę, doprowadziły do tego, że wierzył, iż podobnych nie obudzi w sobie już nigdy. Obecność Addie nie zmieniła tych poglądów całkowicie - wiedział bowiem, że czegokolwiek by do niej nie poczuł, nie byłoby to równoznaczne z tym, co czuł niegdyś. Obecność blondynki pomogła mu jednak uwierzyć, że jego codzienność nie musiała być tak czarno-biała, jak widział ją do niedawna. Dawała mu ciepło, którego bez wątpienia potrzebował, a on chciał odpłacić jej za to uczciwością. Właśnie dlatego nie sięgał po żadne zobowiązania i nie obiecywał jej rzeczy, co do których nie miał pewności, iż rzeczywiście mógł jej je dać. Ktoś mógłby powiedzieć, że wodził ją za nos, aby dzięki temu kupić sobie więcej czasu w jej towarzystwie bez przyznania wprost tego, że nie był gotów na zobowiązania, a jednak Flanagan widział to inaczej. Przynajmniej do czasu, kiedy w jego życiu pojawiła się Sally. Wówczas przestał myśleć o tak przyziemnych rzeczach, jak jego własne życie uczuciowe.
Jej obietnica sprawiła, że na jego ustach pojawił się uśmiech - w stu procentach szczery, wdzięczny za zainteresowanie. - Mówiłem już, że jesteś najlepsza? - zapytał, bynajmniej nie mydląc jej teraz oczu. Jak każdy, Addison również posiadała swoje wady, ale Graham nie baczył na nie, ponieważ wiedział, że i jemu daleko jest do ideału. Czuł natomiast jej troskę, jej wsparcie i ostatecznie to właśnie te rzeczy były dla niego najważniejsze. Wiedział też, że nie było jej łatwo zaakceptować to, jak obecnie wyglądała jego sytuacja mieszkaniowa, ale Flanagan nie miał pojęcia, jak inaczej mógłby to rozwiązać. Nie chciał siedzieć w tym na pół gwizdka - chciał zaangażować się w stu procentach, ponieważ wiedział, że tego wymaga od niego sytuacja. Gdyby się ugiął i został we własnym mieszkaniu bez możliwości doglądania Sally cały czas, prawdopodobnie nigdy by sobie tego nie wybaczył. Wiedząc, że Addison przyczyniła się do podjęcia tej decyzji, prawdopodobnie w końcu też doprowadziłby do zakończenia tej relacji. Ale może i tak miał to zrobić, skoro w obecnym położeniu to ona nie czuła się dobrze? Tego jednak nie brał pod uwagę.
Obserwował ją uważnie, z rozbawieniem. Lubił, kiedy na jej twarzy gościł uśmiech, a miał wrażenie, że kiedy znajdowała się w kuchni, ten nie znikał wcale. Zaprzestał więc dalszego dobierania się do garnków i chwilę po tym, jak upił niewielki łyk alkoholu ze szkła, które blondynka wcześniej mu podała, pozwolił jej zaprowadzić się do stolika. Tam delikatnie stuknął jej szkło własnym, a później bez słowa chwycił za widelec i zabrał się za kosztowanie tego, co przygotowała. Jak łatwo się domyślić, trafiła w jego gusta, a chociaż te nie były niby szalenie wymagające, jemu i tak smakowało bardzo. To zresztą dość prędko wymalowało się w wyrazie jego twarzy oraz w tym, jak w którymś momencie wydał z siebie pomruk zadowolenia. - Smakuje świetnie. To jakiś tajemny, rodzinny przepis? - zapytał i zerknął na nią kątem oka. Nawet gdyby cokolwiek mu wyjawiła, mogła być spokojna - nie zamierzał tej potrawy odtwarzać, bo prawdopodobnie i tak nie odniósłby na tym podłożu sukcesu. Kiepski był z niego kucharz.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Niewiele musiał zrobić, by udobruchać blondynkę, sprawić, że poczuje się potrzebna. Czasem, tak jak tego wieczoru, wystarczał prosty, niepozorny komplement, który można śmiało uznać za wyświechtany. Na Addison wciąż robił wrażenie, co widać było, kiedy uśmiechała się sama do siebie na wzmiankę jesteś najlepsza. I doceniała to, że jej obecność była zauważalna i nieobojętna, że ktoś, choć w tak prostych słowach, ale potrafił być za nią wdzięczny. To miłe uczucie, tak odmienne od tego, czego doświadczała od tego gorszego okresu małżeństwa, gdy trwałość związku brana była za pewnik, gdy jedynie piętrzyły się brudne sekrety i malało zainteresowanie tym co tu i teraz. Miała więc lęk, olbrzymi, że mogłoby to się powtórzyć, całkiem prędko, a ona oraz Graham mogliby być bohaterami takiego czarnego scenariusza, ale... Czy w ogóle właściwe były takie prognozy? Nie obiecywali sobie nic, doskonale o tym pamiętała. Nie zmieniało to jednak faktu, że zachowywali się czasem... jak zwyczajna para. Czasem częściej niż czasem. A do tego to jak bardzo Flannagan zaangażował się w pomoc córce swoich przyjaciół rozbudzało w Addison złudne nadzieje - czy była tego świadoma bardziej, czy też mniej, właśnie tak się działo. I nie wiedziała, jaki sposób nie wykluczałby mężczyzny z życia Sally, ale uważała, że jakiś na pewno istniał. Na razie też potrafiła uspokoić swoje myśli czarnowidza, racjonalizując wszystko, jednak na dłuższą metę... Czy ktokolwiek dałby radę? Wątpiła. Nie chciała, jednak wątpić w potencjał, tak więc, nie sprzeczała się. Na razie. Tylko jak długo można z lęku milczeć o ważnych dla nas kwestiach? Tego też Callaghan nie wiedziała...
-Dokładnie tak. Mama najczęściej robiła to danie w niedzielę, kiedy wszyscy byliśmy w domu i mieliśmy czas dla siebie... Po obiedzie graliśmy w gry albo oglądaliśmy wspólnie jakiś film, zajadając się lodami, które też sama robiła - wspominając o tych obrazkach z dzieciństwa Addie nieco się rozmarzyła, co było widać po tym nieobecnym spojrzeniu oraz uśmiechu, który wkradł się po raz kolejny na twarz blondynki. To dobre lata, tak beztroskie... -ale dziś nie będzie lodów - dodała, wracając do rzeczywistości. -A jak w pracy? Nawał czy może... udałoby ci się zarezerwować jakiś wolny dzień albo dwa pod koniec lipca? - zmieniła nieco temat, by zbadać grunt, choć widać było, że nie czuła się z tym w stu procentach komfortowo. Po pierwsze - nie chciała niczego Grahamowi nie narzucać, ani nie wychodzić z nadmierną inicjatywą. Po drugie - właśnie dowiedziała się, że Sally miała trudniejszy czas przez ząbkowanie, a i tak Addie wątpiła, że Flannagan, by chciał spędzać dwa dni bez niej, ale... Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, czy jakoś tak? Zbliżały się urodziny Addison i kobieta nie miała pojęcia czy mężczyzna o tym pamięta, czy nie. Nie miałaby też pretensji, gdyby zapomniał. Biorąc pod uwagę, jednak wszelkie okoliczności oraz doświadczenia, które ostatnio ją spotkały, czuła, że chciałaby się gdzieś wyrwać z Lorne, choć na chwilę. I nie chciała robić tego z żadną przyjaciółką czy kumplem. Pragnęła to zrobić z nim (mogliby nawet zabrać Sally, gdyby Molly się zgodziła), choć... Niepewność w realizację tego małego marzenia była całkiem spora, o czym świadczyły drżące dłonie blondynki, uciekający i wracający do szatyna wzrok oraz drżenie głosu, gdy zadała niewinne pytanie o natłok pracy. Wiedziała, kto aktualnie, bezkonkurencyjnie zajmował priorytetowe miejsce w jego życiu. I trochę nie wiedziała, ile uwagi mogła dostać w związku z tym ona, ani ile tej uwagi byłoby odpowiednie.. A ile walki o nią stanowiłoby już popis egoizmu. Tego też się obawiała, że te paskudne, ale tak ludzkie, egocentryczne odczucia mogłyby wziąć nad nią górę i w pewnych momentach nowej rzeczywistości, która chcąc, nie chcąc, stała się też i jej rzeczywistością, mogłyby zacząć się uwydatniać na niekorzyść właściwie... wszystkich. Dlatego też starała się być dość... subtelna w swoich propozycjach oraz zdradzaniu wszelkich pomysłów na cokolwiek, co wychodziło bezpośrednio od niej. Chciała , przecież być wsparciem, nie balastem.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Przez pewien czas wierzył, że brak jakichkolwiek deklaracji był czymś, czym przysługę robił jej. Wydawało mu się, że dzięki temu nie dawał jej złudnych nadziei i nie obiecywał czegoś, czego ostatecznie nie byłby w stanie jej zapewnić. Nie chciał jej przecież zranić, a choć jej towarzystwo I ciepło, które mu dawała, były bez wątpienia czymś, czego potrzebował i bez czego nie umiałby się obyć, nie potrafił dać jej gwarancji, że właśnie tego chciał na stałe. W rzeczywistości szedł więc na rękę samemu sobie, w pewnym stopniu może też się chroniąc? Doskonale pamiętał przecież smak pustki, którą pozostawiła po sobie śmierć jego żony. Pamiętał ten zawód i tę tęsknotę, dlatego był pewien, że nie chciał przechodzić przez to po raz kolejny. Nie chciał narażać się na złamane serce, a właśnie tym ryzykowałby, gdyby zbyt mocno się na nią otworzył. Z drugiej jednak strony, czy niewypowiedziane słowa sprawiały, że jej odejście byłoby mniej bolesne? Najpewniej nie, ale tego oczywiście nie brał pod uwagę, ponieważ i to byłoby dla niego niewygodne. A takich kwestii przecież się unika - on na pewno to robił.
Obserwował ją z łagodnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Lubił, kiedy mówiła o istotnych dla siebie wspomnieniach, ale wcale nie dlatego, że szalenie go to interesowało. Jasne, chciał odkrywać karty jej przeszłości, ale w takich momentach najbardziej skupiał się na błogim wyrazie jej twarzy, który podkreślał, jak szczęśliwe były te konkretne wspomnienia. To był naprawdę przyjemny widok, który mimowolnie i jego uspokajał. W takich momentach Addison stawała się jego bezpieczną przystanią. - Mam trochę zaległego urlopu, więc szefostwo nie powinno robić problemu, ale jeśli to jakieś poważniejsze plany, musiałbym najpierw uzgodnić to z Molly. Wiesz, ona też musiałaby wziąć trochę wolnego, jeśli miałaby zostać z Sally, a prawdę powiedziawszy nie wiem, jak to u niej wygląda - przyznał, ponieważ rzeczywiście się nie orientował. Choć mieszkali w tym samym domu ze względu na małą, tak naprawdę nie łączyła ich większa zażyłość. Rzadko kiedy rozmawiali ze sobą o tak przyziemnych sprawach, jak praca któregokolwiek z nich - chyba po prostu średnio odnajdywali się w swoim towarzystwie. - Co ci chodzi po głowie? - zapytał w końcu, nabijając na widelec kolejną porcję jedzenia. Kiedy wpakował ją sobie do ust, przyglądał się blondynce uważnie, ciekaw tego, co planowała. I czy rzeczywiście mógłby sobie na to pozwolić.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Niezdefiniowane kwestie nie przestawały magicznie istnieć. Nienazwane uczucia nie rozpływały się w nicości. Nienazwane relacje nie zmieniały swojego charakteru. Niewypowiedziane nadzieje nie miały zbyt wielu szans, by się spełnić. Zapewne każdy dorosły człowiek to wiedział, ale wciąż wielu z nich, poranionych przez poprzednie doświadczenia, decydowało się na te niedookreślenia. Rzekomo, chroniąc siebie, innych, całe otoczenie, może i ludzkość. Niby szlachetnie, ale tak naprawdę... Ból to jedyny pewnik, który mogło to zapewnić wszystkim zaangażowanym. Trudno więc określić czemu Addison zdecydowała się dać szansę tej znajomości, kiedy od początku wiedziała, że łatwo nie będzie. Tak jakoś się stało - całkiem dobrze, całkiem i dojrzale - że nie ukrywali od początku swojej przeszłości - on utraty miłości życia, ona bolesnego przekonania o tym, iż nie każdy rozpozna miłość życia, bo przecież nie może być nią ktoś, kto zdradza cię, udając potem, że nic się nie stało. Może to przez brak wygórowanych oczekiwań, może to przez brak nadziei, że to jakkolwiek wypali... ale dała temu szansę, bo chyba zwyczajnie... Potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Bliskości mężczyzny. Takiego, który tak, jak Graham będzie z uwagą przysłuchiwał się opowieściom o tym, co dla niej ważne. Bez zbędnych pytań, czy wtrąceń. Spoglądał na nią z błogim, spokojnym uśmiechem. Kogoś z kim zje posiłek, podzieli się dniem. Kogoś, kto da odrobinę ciepła.
-To jasne... - mruknęła, zamykając sobie usta porcją jedzenia. Nie chciała dać po sobie poznać, że samo wspomnienia imienia współlokatorki Grahama działało na nią, jak płachta na byka. Nie krzywiła się też na wzmiankę o Sally, bo podejrzewała, że troska o nią będzie powodem, by jakikolwiek plan wstrzymać. I tylko odrobinę, naprawdę odrobinę, ścisnęło blondynkę w dole podbrzusza, poniekąd ze wzruszenia, poniekąd z żalu, że taką troską... Otacza "jedynie" dziecko przyjaciół. -Okej, nie musisz mnie namawiać długo... - powiedziała rozpromieniona pytaniem, bo istniało światełko na spełnienie "marzenia". Musiała się nim tylko podzielić, z nadzieją, że nie przekracza żadnych niepisanych przez nich granic. -Mam niedługo urodziny, ale nie powiem ci które, sam musisz pamiętać ile to już ma na karku - zaśmiała się krótko, nieco nerwowo - no i pomyślałam... że byłoby całkiem przyjemnie odwiedzić jakieś inne miejsce. Może góry błękitne w Sydney? Później można się wybrać do The Rocks na kolację, nocleg, spacer... - zagryzła wargę, odłożyła widelec i odsunęła swój talerz, najwidoczniej się najadła. A może to ze stresu jaka będzie reakcja mężczyzny na ten plan, nie była w stanie kontynuować posiłku. -a jeśli to za daleko... to może oceanarium w Cairns? jeśli Molly się zgodzi, jeśli ty byś chciał i uważał, że to okej... Sally może chciałby też zobaczyć zwierzaki? Wiem, że mówiłeś, że ząbkuje, to pewnie nie najlepszy moment... - i tak, z tego stresu, łapiąc ledwo oddech, Addison zaczęła samodzielnie i całkiem nieźle sabotować pomysł krótkiego wyjazdu, którego wizja była tak kusząco niebezpieczna dla blondynki. Bo teraz, kiedy już się tym podzieliła, to nie wiedziała... czy nie chciała za dużo. I poczuła się tak, jakby zapędziła się na środek jeziora pokrytego lodem, a cienka tafla powoli zaczynała się kruszyć. Tak niepewna i pełna obaw w tej chwili właśnie była, co przerażało samą blondynkę. Ale wciąż... Addison uśmiechała się z nadzieją, bo to chyba nie było aż tak oderwane od rzeczywistości, że chciałaby... coś zrobić z nim w ważny dla siebie dzień, skoro lubiła spędzać z nim po prostu czas? Lubiła czuć się z nim bezpiecznie i... dobrze.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Jego codzienność nie była prosta, kiedy się poznali, dlatego Addie stanowiła idealny element, który pomagał mu się z tym uporać. Była blisko, kiedy potrzebował zatonąć w czyichś ramionach, a także wtedy, kiedy chciał po prostu pomilczeć ze świadomością, że obok niego był ktoś, kto go rozumiał. Teraz jednak jego codzienność stała się jeszcze bardziej zagmatwana, a on nadal ją przy sobie zatrzymywał, choć jednocześnie nie był w stanie poświęcić jej tyle uwagi, na ile zasługiwała. Nie był w stanie przebywać z nią tak często, jak mogłaby tego chcieć, ponieważ zbyt dużo czasu i energii pochłaniała opieka nad Sally, która potrzebowała go bardziej. Wmawiał sobie, że Callaghan musiała to zrozumieć, ale czy rzeczywiście miał prawo tego od niej oczekiwać? Czy rzeczywiście powinien zakładać, że przez wzgląd na jego skomplikowaną sytuację, to ona zdecyduje się na wyrzeczenia? Może wziąłby to pod uwagę, gdyby w ogóle zaczął o tym myśleć, a jednak często był zbyt zapracowany i zwyczajnie też zbyt zmęczony, aby jeszcze i temu poświęcić odrobinę czasu.
Nie chciał jej zaniedbywać. Naprawdę chciał dać jej coś, dzięki czemu czułaby, że mu na niej zależało, ponieważ w tej kwestii nic a nic się nie zmieniło. Zmieniło się wyłącznie jego położenie, które utrudniało mu okazywanie tego, ale nie ulega wątpliwości, że pomimo wszelkich komplikacji, on nadal chciał tu dla niej być. Chciał świętować z nią jej urodziny, choć może rzeczywiście nie w Sydney, co było po nim widać od samego początku. Zdradziła go jego własna mina. - Jesteś pewna, że chcesz zabrać ją ze sobą? Podróż z dzieckiem na pewno nie będzie idealna, sam wyjazd również, a jeśli chcesz uczcić swoje urodziny… Nie zrozum mnie źle, chętnie ją ze sobą zabiorę, ale wolę mieć pewność, że wiesz, na co się piszesz - wyjaśnił, omiatając ją uważnym spojrzeniem. Aby dać jej chwilę na zastanowienie, wrócił jeszcze do poprzedniej kwestii. - Ale Sydney to zdecydowanie za daleko. Jeśli Sally miałaby zostać z Molly, powinniśmy wybrać coś oddalonego maksymalnie o kilka godzin drogi. Samoloty często zawodzą, a gdyby nagle coś się stało… Chciałbym mieć możliwość w miarę szybkiego dostania się na miejsce - wyjaśnił, lekko wzruszając przy tym ramionami. Nie potrafił teraz inaczej. Nie potrafił przestać przejmować się takimi szczegółami, dlatego starał się brać pod uwagę każdą możliwość. Nie chciał też okazać się tym facetem, który ucieka od odpowiedzialności, ponieważ ta wydaje mu się zbyt ogromna. Wolał być w pogotowiu na wypadek, gdyby potrzebowała go Sally, ponieważ wiedział, że Molly wcale nie musiała ze wszystkim dać sobie rady. On przecież też sobie jej nie dawał, a we dwójkę radzili sobie już trochę lepiej. Jej także nie chciał więc zawieść.

stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Może prościej obojgu byłoby, gdyby zdobyli się na rozmowę, która pozwoliłaby nieco uporządkować im tę skomplikowaną codzienność. Żadnego z nich nie było, jednak stać na to, by porozmawiać szczerze o swoich oczekiwaniach, które choć skryte, przecież istniały w nich obojgu. Działali po omacku, starając się zatrzymać wzajemnie w swoich życiach. Bez planu. Trudno określić czy takie podejście pozwoli na przetrwanie tej relacji, czy pozwoliłoby przetrwać jakiejkolwiek znajomości w ostatecznym rozrachunku.
Callaghan rozumiała, na tyle, ile to było możliwe. Starała się też szanować decyzję Grahama oraz oddanie sprawie. Czasem tylko łapała się na tym, że obojgu byłoby prościej, gdyby dał jakikolwiek sygnał, że mogła zaangażować się bardziej, że chciałby, żeby ona to zrobiła... Teraz? Czuła się czasem pominięta, czasem ignorowana, a jeszcze innym zupełnie zbędna w tej całej układance. Może nawet jak przeszkoda, która utrudniała Flannaganowi zajęcie się tym, co naprawdę istotne. Żadne z tych odczuć nie było przyjemne, Addie nie znosiła tych chwil zwątpienia. I zawsze tak samo przeklinała siebie, że pozwalała sobie na takie myśli... I nic z nimi nie robiła.
Westchnęła ciężko, czując się trochę, jak idiotka, kiedy zauważyła minę Grahama. Poziom zawstydzenia wzrósł wraz z pytaniami kontrolnymi mężczyzny, które na pewno nie miały znaczyć nic złego, ale jednak.. zabolały blondynkę w pewnym stopniu. -Graham.. - zaczęła niepewnie, spoglądając na twarz szatyna. -Wiem, że to byłby zupełnie inny rodzaj wyjazdu, podporządkowany całkowicie pod Sally. I to okej, bo wiem też, że ona jest dla ciebie bardzo ważna i będzie... Już do końca życia. Chcę wyrwać się na chwilę z Lorne, chcę zrobić to z tobą, ale nie chcę też, żebyś ty czuł się źle, że zostawiasz tu Sally - wyjaśniła swój tok rozumowania, czując że nieco ze stresu serce zaczęło szybciej jej bić, jakby mówiła za dużo, chociaż wcale tak nie było. -Nie jest z nimi aż tak źle, wiem co nieco o tej branży - mruknęła, uśmiechając się krzywo, kiedy wspomniał o zawodności samolotów. Skreśliła pomysł odległego wyjazdu, może kiedyś. -ale będę zadowolona, nawet jeśli pojedziemy do Kurandy, wynajmiemy rowery i objedziemy te piękne tereny wzdłuż i wszerz. Oczywiście, jeśli to byłby wyjazd we dwoje, bo Molly mogłaby zająć się Sally sama, no i odpowiadają ci takie aktywne atrakcje - dodała szybko, uśmiechając się przy tym szczerze. Pozwoliła sobie, by złapać wolną dłoń Flannagana, pogładzić ją opuszkami palców i dodała: -Jeżeli uważasz, że to nie jest dobry czas, by planować jakikolwiek wyjazd, po prostu powiedz - poprosiła cicho, patrząc w jego ciemne, głębokie tęczówki. Nie było już odwrotu od tego pytania. Padło. I choć Addie myślała, że warto było je wypowiedzieć, to teraz czuła się tak, jakby miała zaraz zemdleć. I żałowała, że nie miała odwagi dodać, dlaczego to jest dla niej tak ważne, by mogli spędzić te dwa dni wspólnie, w innym miejscu niż Lorne, ale.. nie chciała dokładać mu zmartwień, bo przecież nie musiał się martwić jeszcze i nią.

Graham Flanagan
come hold me tight
no_name4451
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Zaplątał się w swojej sytuacji. Zaplątał się w tym, jak nagle zaczęła wyglądać jego codzienność, dlatego nie czuł się upoważniony do tego, aby kogoś jeszcze wciągnąć w ten chaos. Jakaś jego część bała się też ją o to prosić, ponieważ sam odbierał to tak, jakby stawiał ją pod ścianą. Nie chciał przecież, żeby zaangażowała się to wbrew sobie - nie chciał, żeby brała udział w czymś, czego sama sobie nie życzyła, dlatego mógł wysyłać jej sprzeczne sygnały, z których zwyczajnie nie zdawał sobie sprawy. Błądził w tej relacji po omacku, jak zresztą we wszystkim, co ostatnio robił. I nikt, i nic nie mogło pomóc mu się w tym odnaleźć.
Wciągnął głębiej powietrze, kalkulując w umyśle wszelkie możliwości. Wiedział jednocześnie, że znów ją zawodzi. Słyszał to w tonie jej głosu, widział też w spojrzeniu, które mu posyłała. Nie był w stanie dać jej tego, czego od niego oczekiwała, i na co bez wątpienia zasługiwała. Wciąganie jej w ten chaos, jakim stało się jego życie, wydawało się nad wyraz niesprawiedliwe, ale czy rzeczywiście mógłby tak po prostu pozwolić jej odejść? Czy mógłby powiedzieć jej tu i teraz, że lepiej byłoby dla niej, gdyby już więcej się nie spotykali? Nie, ponieważ w głębi duszy wiedział, że potrzebował komfortu, jaki Addison mu zapewniała. Potrzebował jej z czysto egoistycznych pobudek i kiedy teraz myślał o tym, że nie był w stanie odpłacić jej za to nawet krótkim wyjazdem, po prostu czuł, że na nią nie zasługiwał. - Nie mogę ci niczego obiecać, dopóki nie porozmawiam z Molly - odezwał się na krótko po tym, jak wsunęła w jego dłoń własną. Zacisnął na niej swoje palce, spojrzeniem wędrując natomiast do oczu blondynki. Chciał dać jej coś, dzięki czemu dostrzegłby w nich ten znajomy blask - dzięki czemu zauważyłby, iż naprawdę była szczęśliwa. - Ale nie mówię też, że tego nie zrobimy. Po prostu daj mi kilka dni, żebym sobie to wszystko poukładał, dobrze? Coś z pewnością wymyślimy - zapewnił, po czym uniósł ich splecione ręce na tyle, aby ustami być w stanie musnąć wierzch jej dłoni. Nie spełnił jej prośby - nie powiedział, że nie był to właściwy czas, choć po części właśnie tak uważał. Gorący okres związany z ząbkowaniem wiele komplikował, a jednak Flanagan pragnął wierzyć, że jeśli odpowiednio się postara, uda mu się to przeskoczyć. Było to z jego strony naiwne, musiał mieć tego świadomość, a jednak nie chciał po raz kolejny jej rozczarować. Nie chciał, żeby w tych jasnych, hipnotyzujących oczach znów wymalował się zawód, za który odpowiedzialność ponosiłby już wyłącznie on.

ODPOWIEDZ