olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Julia Crane

Nie było do końca tak, że Ainsley to jedna z najmniej zabawowych osób, jakie przyszłoby wam poznać. Może i owszem, przejadły się jej spotkania towarzyskie w typie tych odstawianych przez jej szanowną rodzinkę, imprezy w ich standardowym ujęciu zwykle nie były dla niej a i we własnych czterech ścianach raczej niechętnie przyjmowała gości, ograniczając się co najwyżej do rzadkich wizyt kilkorga zupełnie najbliższych przyjaciół, ale nie było nigdy tak, że nie działo się zupełnie nic. Atwood bowiem uwielbiała towarzystwo, ale raz że odpowiednie, a dwa raczej nienachalne. Miała więc własną prywatną listę faworytów, wśród których miejsce wysoko, wysoko zajmowała Julia Crane. Pozornie nie było nic co mogło połączyć te dwie dziewczyny, w praktyce jednak stały się sobie bardzo szybko, bardzo bliskie. W rankingu osób, które były Atwood bliskie, Julię Crane wyprzedzał chyba (co niedziwne) jedynie jej narzeczony.

Kiedy więc w pewnym czasie w roku, trochę w standardzie ruchomego święta, przez Londyn przewijało się tyle osób, które k o n i e c z n i e musiały się z nią zobaczyć, głównie po to by marnowała czas na słuchanie pochwalnej litanii dotyczących małych i większych sukcesów samych zainteresowanych, próbowała skutecznie schować się pod ziemię. W całym ferworze zdarzeń więc, złamała jedną ze swoich prywatnych zasad i s k ł a m a ł a informując wszystkich (oprócz Adama, ale biorąc pod uwagę że dzielili że sobą dom byłoby to trudne), że na dzień lub dwa zaszyje się u rodziców, w przeklętym Berkshire, gdzie wzywają ją pewne sprawy osobiste. Więc każdemu według jego zasług, maksymalnie pięć minut, bo ona nie ma więcej c z a s u.

Bardzo w swoim stylu więc zakończyła festiwal marnotrawienia jej drogocennego czasu na obiedzie z krewnymi i znajomymi królika, z którego to prosto pojechała na spotkanie ze swoją przyjaciółką. Powinna pewnie wziąć pod uwagę opcję przebrania się, bo szczucie gołymi nogami w październiku nie było zbyt roztropne pod względem zdrowotnym, ale bycie jedną z londyńskich it girls zobowiązywało i wymagało poświęceń. Pojawiła się w umówionym miejscu, najmodniejszej z knajp znajdujących się nad Tamizą, zajęła miejsce przy zarezerwowanym, koniecznie najlepszym stoliku i oczekiwała przybycia towarzyszki. Julia w żaden sposób nie zdziwiła jej zupełnie idealna stylizacja dziewczyny, otaksowala ją jedynie wzrokiem i to w sposób tak teatralny, że brakowało jeszcze by zacmokała. To zrobiła kilka sekund później, robiąc do kompletu minę z pewnym przekąsem i głosem eksperta oceniła:
- Moja teściowa powiedziałaby że są w u l g a r n e - choć sam przymiotnik dotyczył jedynie czerwonych podeszw jej niebotycznie wysokich botków. Pewnie sam Louboutin zaśmiał się z uznaniem, bo jej komentarz nie wybrzmiałby głośno, gdyby nie fakt że miała na sobie parę identycznych butów. - Następnym razem będziemy się konsultować przez Messengera - dodała że śmiechem, podrywając się by wyściskać Julię. Nie, żeby miały długą przerwę, ot przy niej nawet Ainsley Atwood robiła się wylewna i rzucała się ludziom na szyję. Pozwoliła by to przyjaciółka otaksowala teraz swoim eksperckim spojrzeniem i gdy widziała zwątpienie rysujące się na jej ślicznej buźce, parsknęła śmiechem. Trochę tak jakby mogło to być najlepsze wytłumaczenie dla wszystkiego.
- Nie nabijaj się ze mnie. To efekt nawiedzenia przez członków rodziny. Jestem dzisiaj w roli przykładnej żony i matki - szkoda tylko, że a. nie miała ani obrączki ani dzieci, b. przykładne gospodynie ogniska domowego nie występują w przestrzeni publicznej w krótkich spódniczkach zestawionych z górą wyrwaną co najmniej od seksownej, trochę buduarowej piżamki (nawet elegancki żakiet narzucony na ramiona nie pomagał). - Choć muszę przyznać, że dzisiejszego dnia zwątpiłam w sens jednego i drugiego - co prawda nie na tyle, by na jej dłoni przestał błyszczeć zaręczynowy pierścionek, ale to może kwestia czasu? - Miałam dzisiaj spędzić popołudnie z, jak przynajmniej twierdzi moja matka, najbardziej u d a n y m małżeństwem - wywróciła teatralnie oczami i westchnęła ciężko. - I hej, ja wiem że to slabe kogoś oceniać, ja wiem że powinnam trzymać gębę na kłódkę, ale błagam jak można dać się wmanewrowac - i to na własne życzenie !!! - w bycie taką... Jezu, wydmuszką? Normalnie jak figura woskowa, idealna i nieskalana w swojej roli. Nie wiem co facet musiałby mieć w sobie, żebym porzuciła wszystkie swoje plany i nagle stwierdziła, że moim powołaniem życiowym jest wystawanie przy jego boku, no kurde jak jakiś bibelot - szczęśliwie Adam nawet nie byłby zainteresowany tak płaską kobietą, się nawet Dick, choć byli parą najbardziej nieznośnych bananowych dzieciaków jaka tylko mogła istnieć, by czegoś takiego nie ścierpiał. Atwood, co to w ogóle za wyrzut wspomnień? Zupełnie nagle zrozumiała. Menu. Logo. Nazwa restauracji. Popijała właśnie cudownie smakujące wino w restauracji Remingtona seniora. Bosko. Ze wszystkich miejsc w Londynie trafiły właśnie tutaj? Postanowiła jednak (n a r a z i e) kontynuować swój monolog, resztą spraw martwiąc się później. - Rzucić studia, olać własną pasję i stać się taką... orientujesz się jak są te wszystkie Real Housewives? No to właśnie kimś takim. I ani tam między nimi chemii, ani jakiegoś ognia, jakiegokolwiek pracowania moje-twoje. Jak Boga kocham, Adam wmanewrował mnie ostatnio w wyjście z dziewczynami chłopaków z Chelsea i jak Bóg mi tylko miły nawet one miały więcej... więcej czegokolwiek do tych facetów, a trzeba zauważyć że często są bardziej sezonowe niż niż te śmieszne, różowe korki od Nike'a - wzruszyła ramionami rzekomo obojętnie. Nie, żeby specjalnie lubiła konieczność (choć często lekko dobrowolną) wpasowywania się w świat angielskich WAGs, ale dopóki ograniczało się to do niezobowiązujących imprez lub faktu że zamkną Jimmy'ego Choo tylko po to, żebyś w spokoju kupiła buty, a nie do zwierzeń w tabloidzie i jazdy Continentalem, nie było tak ostatecznie źle. Choć Birkin się, niesławnie, doczekała. Właśnie jednak docierało do niej że Julia musiała znosić na wstępie całkiem sporych rozmiarów monolog, raczej nietypowy dla zwykle lekko, w takim typowo angielskim stylu, zblazowanej Ainsley więc wyszczerzyła w jej stronę ząbki i zaśmiała się perliście. - Język mi się rozwiązał. Wypiłam do obiadu zdecydowanie za dużo podwójnej szkockiej. Ale musiałam sobie jakoś radzić - rozłożyła bezradnie ręce, serwując w stronę przyjaciółki lekko przepraszający uśmiech. W razie czego to nie jej wina, że w żyłach płynie jej szkocka, niekoniecznie krew. A teraz w stężeniu takim, że mogłaby nim obdzielić że trzy inne osoby.
- Nieważne, nie przejmuj się moim gadulstwem. Muszę ci przyznać jednak, że jestem zupełnie rozczarowana tym, że nie masz dla mnie więcej czasu i że jak przystało na porządną tradycję znowu nie byczymy się z tym niedorzecznie drogim winem w tym apartamencie w Ritzu. Mają seksowną, białą pościel - pewnie i zabrzmiało dwuznacznie, zresztą facet siedzący przy stoliku obok właśnie pozwalał sobie obczajać to jedną z dziewczyn, to drugą jakby w ten sposób mógł ocenić czy one w tym hotelu umawiają się na seks, czy o co innego chodzi, ale na Ainsley wyjątkowo nie robiło to wrażenia. W y j ą t k o w o. - Czemu tutaj? - postanowiła więc uściślić, zakładając luźno że chodzi o cokolwiek więcej niż zupełnie bezinteresowna wymiana najnowszych ploteczek.
Choć w tym ostatnio okazywała się mistrzynią, chyba nawet większą niż w tym swoim jeździectwie.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Rzadko mogła usiedzieć na miejscu. Była jedną z tych rodzaju dziewcząt, których wszędzie było pełno i jeszcze na dodatek miała do tego odpowiednie środki, więc samo to, że osiadła w tej podłej mieścinie i na dodatek wyszła za mąż, sprawiało, że sama łapała się za głowę. Pewnie dlatego tak gnała- Europa wydawała się jej tak bliska jak za miedzą, Ameryka kusiła Nowym Jorkiem (ostatnio odkryła, że mężczyzn też mają niezłych) i gdy przyszło co do czego, w rodzinnym domu była rzadziej niż mogła przypuszczać.
Ponownie, nie uważała tego za jakiś problem, bo przecież taka i była przed tym całym małżeństwem i niezależności nie dało się tak po prostu wyplenić z nałożeniem jej obrączki na palec.
Gdy więc pojawiła się okazja kolejnego wyjazdu do Londynu, spakowała walizki i jak w bajkach dla dzieci (które jej mąż coraz częściej cytował patrząc na nią w ten sposób zrobiła puf i zniknęła. Wprawdzie nie zaleciała daleko, ale podczas tego tygodnia zdążyła się w tym mieście rozgościć i efektem czego zdołała też wcisnąć Ainsley Atwood do swojego napiętego kalendarza.
Żartowała, to był jeden z powodów, dla których tak często nawiedzała to miasto.
- Możesz powiedzieć teściowej, żeby poszła się pierdolić - odpowiedziała na jej zaczepkę i wystawiła ząbki w szerokim uśmiechu, ale jakby jej było mało po amerykańsku pokazała wskazujący palec, a potem zupełnie zwyczajnie przeczesała niemal czarne włosy spływające jej kaskadami po równie ciemnym golfie. To była jedna z tych kobiet, że nawet ubrana od stóp do głów robiła wrażenie, choć miała niewyparzony język jak mało kto. I tę spontaniczność, która teraz nakazała jej żegnać się z brytyjską powściągliwością i rzucić na Ainsley zupełnie tak jakby jej sto lat nie widziała albo szykowały się na jakąś okrutną wojnę.
- Polecam, to dobrze robi…na wszystko - i owszem, omiotła strój swojej przyjaciółki czujnym spojrzeniem, ale po wszystkim machnęła ręką i zaśmiała się na jej wytłumaczenia. - To już ten etap, co? Rodzinka i wspólne wypady? - i właśnie w tej chwili dotarło do niej, że mogła przynajmniej swoją teściową zaprosić na ślub, ale mleko się rozlało, ceremonia się odbyła, więc trzeba było przejść nad tym do porządku dziennego i posłuchać przyjaciółki, gdy już zasiadła naprzeciwko niej przy stoliku, a wino jakoś umiejętnie zastąpiło jej wodę. Nie zamierzała na tym dziś poprzestać, ale skoro chef Remington jej załatwił najlepszy stolik to zamierzała najpierw sobie sowicie pojeść.
Nie spodziewała się jednak, że skupią się na jakimś małżeństwie na początek i słuchała Ainsley nieco rozbawiona, bo najwyraźniej mocno ją to wszystko uderzyło. To właśnie z tej troski- bo przecież z niczego innego- oderwała sobie porcję paluszków chlebowych i spojrzała na dziewczynę jak gdyby nigdy nic.
- Pieprzę takiego dobrego męża. Wróć, on mnie pieprzy, właściwie to zależy od pozycji - uśmiechnęła się, zupełnie jakby właśnie nie przyznała się przyjaciółce do pozamałżeńskiego romansu. Poniekąd tak było, bo rzuciła to takim mimochodem jakby nie była to wielka sprawa, co było zgodne z prawdą. Małżeństwo, miłość, zdrada, seks- jak dla niej wszystko powinno znajdować się w osobnych szufladkach i być odpowiednio skategoryzowane. Pewnie dlatego skoro rozmawiali już o idealnych związkach musiała się jej przyznać do tego co ostatnio robi.
- W zeszły wtorek… - uśmiechnęła się i dopiero zauważyła wzrok pana z naprzeciwko, tyle nieco korciło ją, żeby przejść na francuski, ale nie zamierzała mu tego robić. - Wiedział, że wylatuję tutaj i miał zaplanowane coś z żoną, przy mnie do niej zadzwonił i powiedział jej wyraźnie, że ma coś jeszcze na biurku do korekty. Miał mnie i… Niby są kilka miesięcy po ślubie, ale mój Boże, jak on mnie pieprzy to jestem gotowa uwierzyć nawet w Boga. Tacy są ci idealni mężowie. Cudni do zdjęć, do chwalenia się przed rodziną, a potem wymykają się wcześniej i pytają czy masz chwilę, która zamienia się w całą noc - mimo wszystko nie mogła opanować drżenia ud, które przypominały jej zawsze o Flannie. To był romans i to jeden z tych najbardziej pierwotnych, gdy praktycznie bez słowa rzucali się na siebie i wchodził w nią mocno, ale nie mogła opanować uśmieszku na samo wspomnienie tego. Nigdy nie chwaliła się swoimi podbojami i nie zamierzała tego teraz robić, choć pan ze stolika obok był niepocieszony. Zamiast tego spojrzała jednak na przyjaciółkę. - Od teraz chyba zacznę pieprzyć żonatych, ten mój - na to stwierdzenie wywróciła oczami, ale przecież nie wyoutuje go z imienia i nazwiska - jest tak mocno perwersyjny, że zawsze obejmuje mnie dłonią z obrączką i wie, że mnie to rajcuje - skończyła odpowiedź i upiła spory łyk wina, które faktycznie było jednym z tym, za które można było umierać.
- Czemu nie w Ritzu? - zapytała. - Bo biała pościel jest niepraktyczna, poza tym jakbym chciała cię pieprzyć to zdecydowanie nie w łóżku - puściła jej oczko, bo skoro pan spodziewał się tu jakichś scenek to trzeba było mu dać używanie. Julia była jedną z tych, które wręcz paliły się do takich akcji wyszczerzając białe ząbki.
- A tutaj dlatego, bo spotkałam właściciela jakoś kilka dni temu i stwierdził, że będę zachwycona. Jak na razie jem tylko chlebek, więc ciężko mówić o zachwycie. A jak tobie się w związku układa? - bo tym całym przedstawieniu z jej strony pytanie wręcz brzmiało niedorzecznie, ale przecież starała się oddzielić swoje erotyczne przygody od jej statecznego życia narzeczonej. Gdyby mogła, już nakazałaby jej ucieczkę. Jak i teraz, gdy rzeczony Remington z uśmiechem wyglądał za kontuaru, a Julia mimo wszystko musiała mu pomachać.
Gdzieś między słowami wisiało pytanie o to czemu mu tak zależało na jej opinii i czemu ona tak zajmowała się tym starszym, ale wciąż przystojnym mężczyzną, zupełnie nieświadoma jego powiązań z Ainsley. Najwyraźniej wszystko zostaje w (patologicznej) rodzinie.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Julia Crane

Zaśmiała się perliście, słysząc jakże serdeczne pozdrowienia dla swojej przyszłej (niedoszłej?) teściowej. Właściwie to ona osobiście miała dosyć ambiwalentny stosunek do tej kobiety. Z jednej strony była przecież naprawdę w porządku, raczej nienachalnie objawiająca się w życiu swoich dzieci, z drugiej - była typową konserwatystką z wyższych sfer: kobieta tutaj była od bycia żoną i matką, nie od zdobywania tytułów i medali czy robienia pieniędzy. Od robienia pieniędzy przecież zawsze był mąż, co naprawdę ciężko zasuwającą blondynkę doprowadzało do szewskiej pasji. W końcu to właśnie ta rysa na ogólnie raczej akceptowalnym wizerunku względnie udanej teściowej powodowała jednak, że sama Ainsley była w stanie Julii przytaknąć. Komentując to na wstępie delikatnym parsknięciem śmiechem.
- Och, błagam - żachnęła się trochę. - Tego można życzyć osobom, które interesuje seks. A że takie bezeceństwa nie przystoją p r a w d z i w y m damom, pruderyjna Eleanor Cavendish pewnie poświęciła się jedynie te trzy razy, po których na świat przyszli Adam i jego bracia - mówiła to zupełnie swobodnie, naturalnie słowo za słowem i chyba dopiero kiedy skończyła ostatnie zdanie, dotarło do niej że właśnie dywaguje w miejscu publicznym na temat życia seksualnego swojej niedoszłej teściowej i poczuła się samą sobą zażenowana do tego stopnia, że gdyby wcześniej jej policzków nie zdążył delikatnie zaróżowić alkohol, właśnie spaliłaby solidnego raka. - Mogę ją wysłać co najwyżej do diabła - dodała z zupełnie rozbrajającym uśmiechem. Zrobiła to do tej pory tyle razy, że jeden w tą czy w tamtą po prostu nie mógłby mieć znaczenia.
Skubnęła z dłoni swojej towarzyszki kawałek chlebka i zatrzymując ten kęs idealnie przed ustami, jęknęła odrobinę żałośnie:
- Jeeeezu, wiem - szybko zjadła dopiero co skradziony przyjaciółce kawałek pieczywa. - Zupełny bezsens - przytaknęła, kończąc swoją wypowiedź i wzruszyła rzekomo obojętnie ramionami, z lekko przepraszającym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Owszem, razem z Adamem byli na tyle zajętymi ludźmi że te rodzinne spotkania przydarzały się im zupełnie okazjonalnie, ale nawet w takiej ilości potrafiły być wyjątkowo irytujące. Miała na końcu języka jeszcze kolejny komentarz i zapewne podzieliłaby się nim z brunetką, gdyby z jej strony stolika nie nadleciała taka informacyjna bomba. Oczy Ainsley musiały przybrać rozmiary sporych monet, wyrysowała na twarzy pewne teatralne zdziwienie i nawet dłonie przyciągnęła do klatki piersiowej, w tak udawanym szoku była.
- Kochanie, czy ty przypadkiem nie przyznajesz mi się właśnie do zdrady małżeńskiej? - zapytała jednak szybko, przysuwając się w jej stronę odrobinę konspiracyjnie, niczym jakiś szpieg z krainy deszczowców. Znała Julię na tyle, by dobrze poznać jej temperament, ale nawet mimo to nie spodziewała się chyba (?) że z taką łatwością przyjdą jej tak intymne zwierzenia, na dodatek wygłaszane w miejscu publicznym i bez dosłownie żadnego zażenowania. Uwielbiała tą dziewczynę jak mało kogo na tym świecie, ale to był jeden z tych momentów kiedy chyba nie była w stanie za nią nadążyć. Nie wyobrażała sobie siebie, siedzącej tu i teraz, radośnie rozprawiającej o tym jak to ledwo kilka? kilkanaście? dni temu dałaby się przelecieć swojemu eks i nawet oko jej przy tym nie drgnęło. Choć może, była w tym szaleństwie jakaś metoda? Język w każdym razie zaczął ją trochę świerzbić. - Skąd żeś tego swojego boskiego posłańca wytrzasnęła? Pytam dla koleżanki - zanim zapytała, sięgnęła po raz kolejny po swój kieliszek i upiła z niego odrobinę wina, odrobinę się nawet tym szkłem zasłaniając, trochę tak jakby tym pytaniem miała siebie samą zawstydzić. Delikatnie się jednak wyszczerzyła w pewnego rodzaju przebiegłym uśmieszku. Pewnie powinna być raczej zawstydzona tym, z jaką łatwością przychodziło jej ostatnio łamanie swoich świętych zasad - kiedyś przecież wszelka zdrada mierziła ją do żywego, a teraz? Gęsia skórka która przechodziła po jej ciele była zasługą nie październikowego chłodu, a samego wspomnienia dłoni Richarda tak zachłannie przesuwających się po jej skórze, na dodatek dałaby sobie rękę uciąć że nadal czuła na swoich ustach smak tych jego. No i siedziała tutaj teraz niczym jakaś niemrawa cheerleaderka, kibicując romansowi dwójki osób pozostających w małżeństwie. Atwood, gdzie po drodze zgubiłaś jakąkolwiek moralność?
Ale skoro i tak jej nie było, czemu nie brnąć w scenkę rodzajową pod tytułem "mam romans z zamężną ślicznotką?". W najgorszym wypadku chef Remington będzie zmuszony wezwać karetkę do jegomościa, którego mamusia nie nauczyła że to nieładnie podsłuchiwać i z tego wrażenia nieborak dostał rozległego zawału.
- Uwielbiam białą pościel. Jest seksowna - gdzieś w jej głowie do głosu próbowała przebić się bardziej praktyczna część osobowości Ainsley i dodać, że oczywiście nie kiedy chodziło o jej prywatny dom, bo biała pościel była na raz a zmienianie jej było wrzodem na czterech literach, ale miało być seksownie a nie marudząco, więc sobie darowała. - Tęsknię za tym - pieprzeniem, którego nie było, ale któż dochodziłoby się szczegółów? W każdym razie, przysłuchujący się im gość stwierdził chyba, że takie historie to dla niego za dużo i odwrócił się w ich stronę plecami. Ainsley już miała po raz kolejny dzisiejszego wieczora wzruszyć obojętnie ramionkami, ale właśnie zdawała sobie sprawę z tego, że przez to nieszczęsne przyglądanie się plecom pana od podsłuchu, wyglądała tak jakby przyglądała się, i owszem, ale Remingtonowi seniorowi. Przecież wiadomo, że wyłącznie tego jej brakowało dzisiejszego dnia do szczęścia. I że takie spotkania nigdy nie przydarzały się na trzeźwo. Było zresztą w tym ułamku chwili coś na tyle gorzkiego, że przepiła to sporą ilością wina. Kiedyś w końcu żyli tak, jakby Atwoodowie i Remingtonowie byli rodziną, a gdzieś po drodze wszystko pogubiło się na tyle, że nawet nie była sobie w stanie przypomnieć kiedy się ostatnio widzieli, a co dopiero rozmawiali. Mimo jednak całych tych wspomnień życzyła sobie szczerze, żeby ten dzień nie nastąpił dzisiaj. Choć znając czarującą osobowość gospodarza tego przybytku, pewnie nie odmówi sobie podejścia akurat do ich stolika. Ech.
- Właściciel to mój ojciec chrzestny - rzuciła w formie zupełnie randomowej wiadomości i zaśmiała się lekko i cicho. Również i ona dosyć powściągliwie przywitała się lekkim machnięciem skompletowanym z ledwo rysującym się na jej twarzy uśmiechem. Gdyby nie to, nie padłaby randomowa informacja numer dwa: - I niedoszły teść. Umawiałam się kiedyś z jego synem - co prawda umawianie się było gigantycznym wręcz niedopowiedzeniem, kiedy przychodziło do ich związku z Dickiem, ale nie zamierzała wchodzić w tym momencie w jakieś rozczulające szczegóły. - Uhm, zresztą nawet ostatnio... - urwała, bo jednak jakiś nieśmiały głosik w jej głowie, odpowiedzialny chyba za jakiekolwiek resztki sumienia, kazał się jej po prostu zamknąć. - Ostatnio nieważne - zaśmiała się lekko, acz było w tym słychać swego rodzaju nerwowość. Czy to przez to, że właśnie padło pytanie dotyczące jej związku? Aż zrobiło się jej odrobinę gorąco, choć między Bogiem a prawdą nie byłaby w stanie wskazać czy to zasługa Dicka, Adama czy mieszanki whisky i wina buzującej w jej organizmie. - W związku? Mamy jesień, panowie grają więc sobie w tą niedorzecznie drogą piłkę, co za tym idzie sam Adam ostatnio nie ma czasu żyć. Mój sezon się prawie skończył, więc jestem sobie trochę taką znudzoną nie-żonką, która na wychodne z przyjaciółką zakłada wyzywające szpilki i francuską bieliznę. Jeszcze trochę i zacznę się rozglądać za kochankiem - uśmiechnęła się szelmowsko, bo mogła mówić i myśleć co chciała ale właśnie w jej głowie wizualizowało się wszystko co ostatnio Dick zdążył z nią na tym nieszczęsnym stole zrobić. I wszystko czego nie zdążył, również. Musiała się odrobinę opamiętać, bo jak tak dalej pójdzie to jednak pozwoli mu dokończyć dzieła, choćby miała po to lecieć specjalnie do Australii. - A ty? Drugi mąż - zaśmiała się w uznaniu dla tak nietypowego nazewnictwa tym razem jej kochanka. - To wszystko w temacie nowości na horyzoncie? - znając Julię mogło się okazać bowiem, że to jedynie wierzchołek góry.
I na pewno nie była to góra lodowa.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Zapewne londyńska restauracja z gwiazdkami Michelina (aż trzy, co podkreślał dumnie Othello Remington) nie była najbardziej odpowiednim miejscem do dywagowania o życiu seksualnym kogokolwiek, ale cóż, Julia już dawno wyrosła ze słuchania kogokolwiek o tym, co można, a czego nie. W życiu przecież nie namalowałaby ani jednego obrazu, gdyby tak pokornie skłaniała głowę za każdym razem, gdy wypowiadała się starszyzna bądź mężczyźni. Ci drudzy, zwłaszcza, chętnie widzieliby ją w roli niewiele znaczącego bibelotu u ich boku. Kolekcjonowali oni kobiety jak inni drogie samochody, więc jej zdanie miało być tylko przyjemnym szumem, swoistego rodzaju ASMR dla ich męskich uszek, gotowych na pochlebstwa i uwielbienie.
Nikt tak jak Julia Crane nie rozumiał prawideł tego świata i nikt tak głośno przeciwko nim protestował często wyważając z hukiem drzwi. I tak miała szczęście- urodziła się w dobrej rodzinie, miała fundusz powierniczy, była obyta z towarzystwem w Australii i w Europie. Mogła też spędzać czas z ludźmi pokroju Ainsley Atwood, która była olimpijką. Nic więc dziwnego, że korzystała z tych przywilejów po swojemu, zupełnie jakby zjadała ciastko z kremem i oczywiście wylizywała to drugie zostawiając pusty biszkopt, bo jej nie smakuje.
Nigdy nie chciała żyć w zgodzie z jakąkolwiek hierarchią, więc tak, dziś przy martini zamierzała rozprawiać na temat życia seksualnego, bo przecież była mężatką i żadne perwersje nie były jej obce.
Szkoda, że zazwyczaj nie dotyczyły jej umiłowanego męża, który miał niewątpliwie jedną zaletę i nie utrzymywał zbyt zażyłych kontaktów ze swoją mamusią. Po opowieściach dziwnej treści od Ainsley miała wrażenie, że jest zobowiązana, by mu za to podziękować.
- Uważaj, bo z tobą też tak będzie po ślubie. Będziesz miała dzieci to stwierdzisz, że nie ma sensu już rozkładać nóg - zawyrokowała ponuro. - Zawsze mnie denerwowały takie kobiety. Te, które seks traktują jako kartę przetargową i łaskawie dają się pieprzyć dwa razy w tygodniu, bo przecież nie wypada, żeby kobieta CZUŁA przyjemność - dywagowała śmiało próbując przezwyciężyć tego chlebowego potwora, który wypełzał z jej przyjaciółki i nakazywał jej zabierać chlebek, który przecież był Julii i było to już ustalone od samego początku. Tak jak i fakt, że Crane istotą rodzinną nie bywała wcale i najbliżej miała do tej instytucji całkiem niedawno, gdy była rodzicem, ale skoro już z Adamem postanowili się rozstać na dobre to kontakt z Dianą również zanikł. Tak po prawdzie nawet nie wiedziała, gdzie przebywa rzeczony człowiek razem ze swoim przeklętym ojcem i ich wspólnym dzieckiem, bo Londyn był całkiem sporym miastem, a jak na razie szczęśliwie się mijali.
Nie zamierzała jednak o tym rozmyślać podczas tego lunchu, bo wyszłaby na jakąś marudę, a nie pasowało to zupełnie do anturażu tej beztroskiej dziewczyny, którą była przez większość swojego życia.
Tak bardzo, że dopiero słowa Ainsley przypomniały jej o zjawisku, zwanym wyrzutami sumienia i to w tak bezpośredni sposób, że mało brakowało, a złapałaby się za głowę i stwierdziła, że wiedziała, że o czymś zapomniała. Nie była to jednak prawda, bo przecież była świadoma, że ten gorący flirt na zajęciach, a potem seks na prywatnych konsultacjach stoi w sprzeczności z jej przysięgą małżeńską, ale nie przywiązywała do tego wagi. W końcu jak mało kto potrafiła oddzielić seks od uczucia, a jak na razie nie czuła niczego takiego w stosunku do Flanna (a przynajmniej tak sobie wmawiała). Wzruszyła więc ramionkami jak dziecko przyłapane na całkiem niecnym uczynku.
- Nie wiem czy można to traktować jak zdradę. On też ma żonę, oboje jesteśmy dyskretni, dalej to nie pójdzie. Potrzebowałam tego - w gruncie rzeczy była wręcz wybitną egoistką, która zawsze swoje potrzeby zaspokajała na cito i nie mogła zmienić tego obrączka (całkiem ładna, ale nie w jej guście- zupełnie jak mąż). Uśmiechnęła się lekko, gdy padło pytanie o pochodzenie tej całkiem świeżej relacji. Albo przebrzmiałej, bo to nie było tak, że zamierzała ją kontynuować, choć na samo wspomnienie rąk Flanna na swoim ciele miała ochotę rezerwować najbliższy lot i musiała przyznać, że to było zdecydowanie podejrzane, ale przecież nie spotkały się, by to omawiać.
- Nie wiem jak poznają się normalni ludzie. Ja zazwyczaj otaczam się ładnymi modelami, artystami, więc zawsze jest ktoś, kto cię poruszy. Polecam - tak, takie orgazmy zdecydowanie rekomendowała, choć koleżance akurat tego mężczyzny by nie oddała. Nie po tym co faktycznie wyprawiał z nią w białej pościeli hotelowej. Tak, tego typu dekoracje miały coś w sobie, jakąś absolutną magię, która sprawiała, że oblizała niedorzecznie duże usta i spojrzała z zaintrygowaniem na Ainsley.
- Czy ty mnie próbujesz poderwać? - zapytała ze śmiechem, bo jeśli tak to wychodziło jej to całkiem zgrabnie, choć Julia już dawno nie była z kobietą, bo ostatni związek z Marceline skończył się szwami na obu rękach. Nie powinna zaczynać walki z nią na talerze i zdecydowanie nie powinna przyprowadzać tu tej dziewczyny, bo jej słowa nagle zaczęły układać się w jeden wielki neon, który głosił, że faktycznie spieprzyła i nie powinna również zawierać z chefem Remingtonem aż tak zażyłej znajomości.
Aż myślała, że jej chlebek stanie w gardle, więc szybko i nieelegancko przepiła martini.
- Umówiłam się w nim w Ritzu. Z ojcem, nie synem - zastrzegła i choć mogła czekać na ostracyzm ze strony swojej przyjaciółki to coś jednak tu jej nie pasowało i przerwy w wypowiedziach Ainsley zdawały się być coraz dłuższe, zupełnie jakby zostawiała zbyt wiele przestrzeni na interpretację… albo chciała coś ukryć.
- Czy ty się z nim pieprzyłaś ostatnio? - zapytała więc wprost wystawiając palec wskazujący, żeby wiedziała na pewno, że o nią chodzi. - Z synem, nie ojcem - powtórzyła frazę i roześmiała się z absurdu tej całej sytuacji, którą nie pomagał fakt, że właśnie kumpela opowiadała jej o związku ze swoim Adamem. Co za przeklęte imię- rozprzestrzenia się jak zaraza.
Słuchała więc słów nieco jak niecierpliwie dziecko i wręcz w pewnym momencie mało elegancko zaczęła postukiwać o blat, by się spieszyła, bo nie przepadała za tego typem ckliwych opowieści miłosnych. Wszystkie są w gruncie rzeczy polukrowaną górą lodową pełną problemów i wiedziała już na pewno, że ta Ainsley nie jest wyjątkiem.
- To masz kogoś konkretnego na myśli z tym kochankiem czy zadzwonić po swojego? - zażartowała na koniec, a potem wbiła w nią spojrzenie, które mówiło Atwood, że Julia wie doskonale, że tu się rozchodzi o jedne nazwisko i że pewnie wypadałoby je zdradzić, bo inaczej nie da jej spokoju.
Taki przynajmniej miała plan, ale już ewidentnie zaczęła się dławić chlebkiem, gdy usłyszała o szumnym szukaniu drugiego męża. Przez chwilę wydawało się, że przybiegnie do niej sam Othello, ale zatrzymała go dłonią i oprzytomniała.
Ainsley najwyraźniej nie, skoro w tej jakże przelotnej znajomości z Flannem widziała jakieś znajdywanie sobie kogoś na stałe. Nic z tych rzeczy.
Mimo wszystko jednak wyciągnęła telefon i wysłała mu szybko smsa.
j.
to niedorzeczne
jak bardzo chciałabym,
żebyś we mnie był

Odłożyła iphone’a i wreszcie spojrzała na nią z kamienną twarzą.
- Kobieto, czy ty chcesz mnie zabić? Ja z nim się pieprzę, rżnę, bzykam, nazwij to jak chcesz, ale to dalej nie pójdzie - pokręciła zdecydowanie głową i na jej sugestię o innych nowościach jedynie uśmiechnęła się kącikiem ust. - Ja tam się z byłymi nie prowadzam - w przeciwieństwie do niektórych chciałoby się rzec.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Julia Crane

Właśnie orientowała się, że kradzież fragmentu chlebka jej przyjaciółki była zupełnie niepotrzebna, w końcu tuż przed nią stała druga porcja a jej umiejscowienie dość jasno sugerowało, że jest ona przeznaczona dla niej. Cóż. Był to chyba wyznacznik pewnego standardu - Ainsley Atwood nie była zwyczajna do posiadania takich ilości wolnego czasu, aby marnotrawić go na spotkania towarzyskie. Nie była zresztą w ogóle osobą specjalnie towarzyską, więc gdzieś tam głęboko dziękowała wszelkim bóstwom za to niepisane wymanewrowywanie się z wszelkiego towarzystwa. Oczywiście poza cudowną Julią, która przez życie blondynki przetaczała się zwykle w formie małego, dosyć nieszkodliwego huraganu. Nawet mimo to Ainsley za nią tęskniła bardzo i zawsze wypatrywała kolejnej rundy że zniecierpliwieniem.
- Co? Jakim ślubie? - wręcz jeknęła żałośnie, w dość bezpośrednio zauważalnym zdziwieniu. Zupełnie tak, jakby zapomniała że cały ten nieszczęsny pierścionek, który przyszło jej nosić na lewej dłoni jest swoistym rodzajem deklaracji. Wróć. On cały jest w y ł ą c z n i e deklaracją. Jakoś tak mimowolnie na niego spojrzała i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko zdawało się połączyć w jedną całość. - A, ślub. Daj spokój, na razie nie możemy się nawet doczekać porządnej daty a ty mi już dzieci wyrokujesz. Jak, kiedy? Terminarz mam rozpisany na cztery lata w przód i cóż, nie ma tam gratisowych wolnych minimum dziewięciu miesięcy - wzruszyła pozornie obojętnie ramionami. Cały problem polegał w końcu na tym, że ona z jednej strony liczyła się z tym, że nie jest w końcu coraz młodsza (proszę tu również wstawić całą resztę tego bla bla bla szkodliwego świństwa, które wbija się do głowy kobietom), z drugiej jednak - ona nawet nie wiedziała czy sama realnie c h c e być żoną, a tym bardziej matką. - Zresztą, nie mam zamiaru przepoczwarzyć się we własną matkę - aż ją lekko wzdrygnęło. Nie czuła z tą kobietą żadnej więzi na tyle, że na swój sposób właśnie poczuła pewien niesmak i wcale nie chodziło o to, że zaczęła rozpracowywać ten nieszczęsny, czosnkowy chlebek. - Jakoś nie rajcuje mnie życie na oddzielne sypialnie - poczuła się wręcz w obowiązku to poprzednie sprostować, rozłożyła przy tym nawet lekko ręce. Sorry, not sorry, na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu - zdawało się, że taki ogólny sens ma mieć jej wypowiedź.
Za temat bardziej chodliwy uznała więc gorący, nadal pachnący jeszcze nowością romans jej przyjaciółki i to na tym postanowiła się skupić.
- Jezu, Julia - zaśmiała się pewnie odrobinę za głośno i wywróciła mocno oczami. - Ty masz m ę ż a a ten twój cudotwórca ma ż o n ę, co w obu przypadkach oznacza pozostawanie w długotrwałej relacji gdzie slubowaliscie wierność, a uwierz mi na słowo, sypianie z kimś innym się w ten kanon ani trochę nie wpisuje. To j e s t zdrada, kochanie - zacmokała delikatnie, po czym zaśmiała się znowu. Gotowa była przyznać, że tylko ona osobiście jest w stanie uprawiać podobną ekwilibrystykę w poszukiwaniu wytłumaczenia dla swojego ostatniego popisowego numeru w trakcie którego pozwoliła sobie na za dużo ze swoim eks (jak widać, również do puli zdrad w jakiś oczywisty sposób to nie wpadało), a tu proszę - i Julii Crane udzielił się ten motyw. Wszyscy mogli zatem mówić co tylko chcieli, ale one jednak były siebie warte. Sięgnęła po kieliszek z winem, który już dłuższą chwilę stał zupełnie zapomniany, biadactwo, musiało mu być okropnie smutno. Nie zamierzała go więc wypuszczać z dłoni przez kilka najbliższych chwil, zupełnie ignorując że właśnie pojawił się nad nimi kelner, który - za co mu w końcu płacili - zaczął opowiadać kwieciście o tym co najlepszego poleca dzisiaj szef kuchni. Ainsley zawsze uznawała robienie z gotowania fizyki kwantowej za pewną śmieszność, tym bardziej że znając te wszystkie knajpy od Michelina (a prędzej zapędy drogiego wujka Remingtona) efekt finalny będzie po prostu dziwaczny i zajmie co najwyżej jedną dziesiątą talerza, więc dziewczyna się nie naje. Było jej więc zupełnie wszystko jedno co za chwilę wyląduje przed nimi, wymieniła z chłopaczkiem jedynie kurtuazyjną szybką zaczepkę o wino (i tak wiedziała, że wciśnie im najdroższe) i doceniła w końcu moment, kiedy ten zniknął w czeluściach kuchni. Biedak, za sam pomysł pracy w tym miejscu zostawi mu dzisiaj sowity napiwek. - Znowu naoglądałaś się rzewnych romansów? - zaśmiała się, gdy ponownie zostały przy stoliku same. - Nie sugerowałam żadnego żyli długo i szczęśliwie. Wyglądasz na... hm, zaaferowaną. Po prostu pytam - cóż to byłby dopiero za najdoskonalszy z fikołków, gdyby Julia w końcu - w myśl maksymy trafiła kosa na kamień - wpadła w sidła własnych emocji i pragnień, i pewnego dnia wstała oświecona myślą, że ten jej cały k o c h a n e k jest mężczyzną jej życia. Nawet scenarzyści z Netflixa nie przygotowują dla widzów aż takich plottwistów. Uśmiechnęła sie delikatnie do tej myśli, szybko i skutecznie jednak wróciła na ziemię i ponowie słuchała jej w najlepsze. Słysząc jej propozycję, przez chwilę udawała zastanawianie się, pokiwała jednak przecząco głową. Nie zamierzała nawet wyciągać na ten temat dodatkowego komentarza, wiele można rzec o Atwood ale nie to, że ma jakiekolwiek w ogóle pojęcie jak poznają się ludzie. Większość jej znajomości wynikała w końcu z tego, że najpierw była czyjąś córką, potem dziewczyną czy narzeczoną a ostatnio ludzie lgnęli do niej w dziwaczny i niewytłumaczalny sposób bo była olimpijką i bywanie w jej towarzystwie po prostu robiło im dobrze. Zabawne.
- Próbuję? Poderwać? Myślałam, że te konwenanse mamy już za sobą - i znowu z całej dostępnej puli wybrała temat, który uznała za atrakcyjniejszy, do kompletu opatrując go jeszcze całkiem zadziornym uśmieszkiem. Na stole właśnie pojawiło się ich obiecane chwilę temu jedzenie (a raczej coś co aż prosiło się o zdjęcie na Instagrama, jeśli tylko ktoś nadmiernie spuszczał się nad swoim życiem w socialmediach), a i wina zrobiło się jakby więcej, co by więc nie wyjść na niegrzeczną zabrała się do roboty. I zamarła idealnie z widelcem w ustach. Powinna jeszcze głośno i teatralnie wszystko przełknąć.
- Czy ty sugerujesz? - i wykonała dłonią, w której trzymała kieliszek wyjątkowo skomplikowaną pantomimę, która była pewnego rodzaju międzynarodowym znakiem sugerującym momenty, ale Ainsley żadną naiwną dziewczynką nie była i jeszcze zanim usłyszała odpowiedź, wiedziała jaka ona będzie. Ten - niepotwierdzony nadal co prawda - news był jednym z tych z kategorii nadmiar informacji, Atwood czuła się trochę tak jakby ktoś właśnie opowiadał jej o obracaniu jej rodzonego ojca i ścisnęła lekko usta w kreskę, powstrzymując własną wyobraźnię przed podsuwaniem właśnie odpowiednio sugestywnych obrazków.
- Co? - owszem, zareagowała tak jakby nie do końca zrozumiała zadane przez przyjaciółkę pytanie. Problem polegał na tym, że zrozumiała aż za dobrze. - Nnnnnnniiieeeeee... - zaczęła przeciągać, by możliwie jak najlepiej ominąć cały ten temat ale widząc wymierzony w siebie palec i świdrujące spojrzenie Julii, wiedziała, że ona i tak wie, więc nie ma co mijać się z prawdą. - No dobra, tak, ale tylko raz - durna, zupełnie jakby ilość tych razów cokolwiek mogła zmienić. Mimo wszystko uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, w sposób zarezerwowany dla opowiadania o sytuacjach, które wywołują dobre wspomnienia. Owszem, to była zdrada i to w najczystszej postaci, ale najwyraźniej to zapominanie o wyrzutach sumienia musiało przenosić się drogą kropelkową, bo udzieliło się jej od Julii w najlepsze.
- Mam na myśli raczej, że podziękuję za więcej. Fatalny ze mnie kłamca, jak niby miałabym wytłumaczyć nagłą potrzebę wracania do domu zdecydowanie z a c z ę s t o? No właśnie - tak, Ainsley, właśnie zaprzeczając przyznałaś w najdoskonalszy wręcz sposób że owszem, nadal myślisz o tym bezczelnym gnojku zdecydowanie z a d u ż o. Aby zatuszować ten efekt wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia tego... tego czegoś. Kątem oka zerknęła na Julię wypisującą coś na telefonie i dałaby sobie rękę uciąć, że tamta mogłaby się zapierać rękami i nogami a właśnie wysyłała wiadomość do tego swojego cudotwórcy. Niby nie mogła mieć jej tego za złe, zresztą Crane nigdy nie była typem tęskniącej pasjami żonki, wypisującej z uporem maniaka do swojego drogiego męża.
Zdziwiła się jednak, kiedy ta ją opacznie zrozumiała:
- Jezu - jeknęła ponownie. Musiała się zrobić wyjątkowo pobożna w ostatnim czasie, zbyt często wzywała imię faceta od przemiany wody w wino. - Masz jednego męża w domu, tak? Drugiego, nieważne że niekoniecznie własnego masz na wyjazdach gościnnych, tak? - poczuła się jakby weszła właśnie w buty jakieś mocno poirytowanej nauczycielki i aż się roześmiała na to wszystko. - Dlatego nazwałam go drugim mężem. Nie przez to, że w mojej głowie miałyby właśnie bić wam weselne dzwony, dajże spokój - wywróciła swoimi ślicznymi oczkami i złapała się na jednym - jak na relację, która miała szumnie przejść do historii, nadal rozgrzewała Julię do żywego, najwyraźniej więc wszystko zapowiadało się wyglądać odrobinę inaczej, niż sama zainteresowana mogła zakładać. - I hej, j e d e n raz i to przerwany się wcale nie liczy jako prowadzanie z eks! - oburzyła się zdecydowanie za głośno i aż prewencyjnie obejrzała się wokół, czy przypadkiem nie trafiło to do niepowołanych uszu, należących np. do chefa Remingtona. Rozkojarzyla się jednak słysząc piknięcie powiadomienia z Juliowego telefonu.
flann
tak?
opowiedz mi zatem j a k bardzo
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Właśnie tak reagowała Julia niecały rok temu, gdy jej ukochany (widać, bardzo) przebąkiwał, że wypadałoby coś zorganizować. Jakoś przejście między narzeczeństwem, a małżeństwem było dla niej absolutnym sprintem i wówczas nie umiała ogarnąć nawet dokąd się tak bardzo śpieszą. Dziś już wiedziała, że mężowi zależało- może słusznie (?)- na zatrzymaniu jej przy sobie i pewności, że się nie rozmyśli, gdy już zacznie być bliżej oczekiwanego terminu. Tego typu myśli również zaśmiecały jej głowę i wypatrywała wówczas jak nigdy wieści z Londynu łudząc się, że w ostatniej chwili Adam wpadnie i wywiezie ją z tego cyrku, zwanego porządnym i rodzinnym życiem.
Tak się jednak nie stało i Crane jak każdy śmiertelnik otrzymała w końcu to o czym tak zawsze marzyła. To znaczy stabilizację, rodzinę i zapatrzonego w nią męża. Najwyraźniej jednak należało uważać na to czego się pragnie, bo cały plan jej życia na przedmieściach obrócił się w perzynę i w kilka miesięcy po ślubie była jedną z tych znudzonych kobiet, które kompletnie nie odnajdywały się w domowych pieleszach.
Na dodatek on śmiało stwierdził, że może dałaby spokój z tymi gorszącymi obrazkami i wróciła do bezpiecznej fotografii albo najlepiej zaczęli starania o założenie rodziny, zupełnie jakby była jakimś inkubatorem dla jego przyszłych dziedziców.
Nic więc dziwnego, że przejechała się na małżeństwie tak dosłownie, że obecnie zahaczało to raczej o życie obok siebie, a nie ze sobą, choć przecież nie płakała jak nastolatka w poduszkę ani też nie rozrywała szat. Była na to zbyt zblazowana i przyjmowała związek, jakim był, choć jedzenie chlebka w Londynie na pewno nie należało do rzeczy cementujących tę relację. Pieprzenie swojego wykładowcy również, ale nie zamierzała przecież przed Ainsley malować małżeństwa w tak ciemnych barwach. Od reguły przecież bywały wyjątki i pewnie w związkach, gdzie jest miłość, sprawa wygląda zgoła inaczej.
O tym jednak nie miała jak się przekonać, bo jedyna osoba, którą kochała, nigdy nie chciała uczynić jej swoją żoną, więc mogła tylko z daleka obserwować to mityczne szczęście dwójki zakochanych ludzi. Albo z całkiem bliska, bo przecież ta cała żona Flanna też uważała ich za szalenie dobranych, a malarz jedynie dobierał się do niej.
Czy to było dziwne, że była tak sceptycznie nastawiona do tej instytucji?
- Zazwyczaj zaręczyny kończą się ślubem, nawet pomimo napiętych grafików - zauważyła wystawiając jej językiem, ale i tak była dla niej łaskawa, bo w innym wypadku wypomniałaby jej, że skoro miała czas siedzieć tutaj i łoić z nią alkohol to pewnie dałaby rady przejść się do urzędu i zalegalizować ten konkubinat. W końcu nikt nie wymagał wesela na tysiąc osób, na swój własny Julia też ją nie zapraszała czując się bardziej jak podczas stypy niż celebracji miłości.
- Ty chyba po prostu średnio chcesz tego ślubu, bo boisz się, że zamienisz się we własną… - i jak Ainsley zaczęła mówić faktycznie to samo to wycelowała w nią chlebkiem z satysfakcją. - O to, to! - kiwnęła głową i roześmiała się na całego. - Nie wmawiaj więc mi pierdół o tym całym terminarzu, ty po prostu tchórzysz, bo wiesz, że małżeństwo to koniec miłości - parsknęła, bo jakoś nie wyobrażała sobie Atwood w roli szacownej matrony, która ledwo może ścierpieć męża w swoim towarzystwie.
Oczywiście, że miała do czynienia z jej rodzicielką i wspomnienia te były dla Julii jednym z prywatnych piekieł, więc mogła tylko biedulce dolewać wina i raczyć ją pikantnymi opowieściami z australijskich ziem, które postanowił zaszczycić swoją obecnością taki jeden Amerykanin. I przy okazji przewrócić do góry nogami jej poczucie moralności, które i tak zazwyczaj chwiało się w posadach.
- Nazywaj to jak chcesz - machnęła ręką. - Akurat to, że ma żonę to jest największa zaleta tej relacji. Nie muszę się martwić o cały emocjonalny aspekt, ona musi się martwić ogarnianiem go, a ja… spijam całą śmietankę - i to było tak dwuznaczne, że po pierwsze, zaczęła chichotać, a po drugie, ogarnęła, że kelner spoił ich winem, które przypominało najmocniejsze porto i jak tak dalej będzie to faktycznie wylądują obie w łóżku, choć akurat na seks żadna z nich nie będzie miała siły.
Ani na jedzenie, choć zauważyła, że pod jej talerzem znalazła się karteczka, którą odczytała, a potem skinęła głową na kelnera i przekazała własną. Uznawała to za całkiem urocze, zwłaszcza że to flirt dotyczył nie dość, że właściciela to człowieka statecznego i również żonatego, ale skoro już powiedziała Atwood, że ten gatunek mężczyzn ma same zalety to nie zamierzała być gołosłowna, prawda? Ten na dodatek całkiem nieźle gotował, choć była przekonana, że i tak wyląduje gdzieś na hamburgerze, bo tego typu jedzeniem mogły najeść się tylko modelki i to na etapie prób do Victoria Secret lub innego gówna, promującego chore standardy kobiecej urody.
Ona zaś była głodna zarówno fizycznie jak i mentalnie, więc zaczęła przebierać nóżkami w oczekiwaniu na relację z jakiegoś niecnego czynu, którego dopuściła się Ainsley i mało brakowało, a sapnęłaby ze zniecierpliwieniem, gdy ta jej powiedziała wprost, że wydaje się być zaaferowana nową znajomością.
- Och, daj spokój - przewróciła oczami aż do piekła. - On - niemal przez przypadek nie użyła jego imienia i poczuła się przyłapana na gorącym uczynku. - Po prostu zajebiście dobrze mnie pieprzy. Trudno z tego zrezygnować - właściwie na tym polegała cała przekorna historia, że jak na razie wcale nie potrzebowała odwieszać tego na kołek, bo skoro Flann był żonaty to nie liczyła na żadną eksplozję uczuć, ale musiała przyznać, że zaczyna wkradać się między nich rutyna i to nie w tym złym znaczeniu. Po prostu zaczynali się poznawać i okazało się, że nie tylko pieprzenie wychodziło im całkiem dobrze, ale nie zamierzała mówić o tym Ainsley, zwłaszcza gdy się okazywało, że ta cała księżna ma swoje tajemnice i to też z gatunku filmów z różowym logiem.
Kto by pomyślał.
Aż się wyprostowała, by spojrzeć na tę śmiertelniczkę i młodą adeptkę romansu z góry.
- Kto wam przerwał? - wybuchła śmiechem. - I proszę mi tu nie kantować, bo nie wierzę, że nie umówiliście się w innym terminie. Nie jestem aż tak łatwowierna - założyła ręce na piersi i czekała na wyrok wciągając się w tą niesamowitą telenowelę z udziałem obecnego narzeczonego jak i jakiegoś byłego, którym powoli zaczynała być zaintrygowana.
Z tego też powodu nieco roztargniona przeczytała smsa i równie roztargniona postanowiła na niego odpowiedzieć.
j.
a może pokażę ci
jak bardzo,
gdy wrócę z Londynu?

Szybko schowała telefon i spojrzała na przyjaciółkę.
- Dobra, dobra, bo chyba jestem pijana! Ty stwierdziłaś sobie, że gdyby on mieszkał tutaj to weszłabyś z nim w regularny romans? Że jedyne co dzieli twoje narzeczeństwo od zdrady to samolot, na który cię cholernie stać? A może ja za dużo wypiłam i całkiem nie rozumiem? - i na dodatek chyba powinna już przestać im dolewać, ale to trzeba było uczcić, bo nie spodziewała się po swojej jakże poważnej przyjaciółce takiej historii. - Powtarzam, to mój żywy wibrator, żaden mąż, partner, kolega. Tylko z nim sypiam - zaznaczyła z wyższością, bo chyba Ainsley Atwood nie mogła powiedzieć tego samego o swoim byłym, prawda?

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Julia Crane

Wyczekiwała momentu, w którym w jej ślicznej główce pojawią się chociaż jakieś symptomy wyrzutów sumienia, które ustawią ją w kącie, karcąc dotkliwie za to jak marudzi. Była w końcu jedną z tych pieprzonych szczęściar, którym inni mogli śmiało wyliczyć, że mają wszystko, a zamiast to doceniać i każdego jednego dnia dziękować za ten przywilej losowi, ona siedziała tutaj jak jedna z tych zblazowanych dam i jedynie szukała na wszystko wymówek. Spektakularna sportowa kariera, przystojny i bogaty narzeczony z głową na karku, przepiękny dom w jednej z najbardziej luksusowych dzielnic Londynu i przyszłość, która rysowała się w tak świetlany sposób, że ten splendor zahaczy pewnie jeszcze jej wnuki, a ona wybierała się na wagary od tego wszystkiego i jeszcze wybrzydzała. W głowie już słyszała głos własnej matki o tym, jak to się nad sobą użala i najwyraźniej to wraz z wspomnieniem Julii o tej specyficznej kreaturze w ludzkim ciele, najwyraźniej otrzeźwiło ją na tyle, by myślami z powrotem wrócić na ziemię, między śmiertelników.
- Hej, nie jestem Kate Middleton żeby jakaś ewentualna korona gnała mnie prosto przed ołtarz - zaznaczyła w lekko udawanym oburzeniu. Zgarnęła z talerza kolejny kęs i na moment zajęła się przeżuwaniem go, wierząc chyba że w ten sposób ugra choć trochę na czasie. Julia Crane bowiem miała rację. Owszem, Ainsley wcale nie było specjalnie po drodze z tym by w najbliższym czasie lądować przed ołtarzem. Ale wcale nie chodziło o to, że obawiała się spektakularnego końca miłości związanego z wsunięciem drugiej strony obrączki na palec. A raczej o to, że oby owa miłość mogła się skończyć, najpierw w trakcie tego sakramentu musiała się w ogóle dziać. Ainsley przecież nie była głupia i nie zamierzała udawać, że w cudowny sposób przegapiła moment w którym na fundamentach jej związku nie wyrosło wcale udane małżeństwo, a co najwyżej imponująco prosperująca firma. Może jednak całkiem skutecznie pudrowała to ich wiecznym brakiem czasu, ale ostatnie dni spędzone w Australii pozwoliły jej na wytłumaczenie pewnych rzeczy przed samą sobą. To nie było przecież tak, że miała się dać wmanewrować w jakieś aranżowane małżeństwo - jak jej rodzona matka - z człowiekiem, który się do tego nie nadaje (jak jej ojciec). Z Adama był w końcu kawał przystojnego skurczybyka, miał doprawdy cudowną osobowość, ona sama zawdzięczała mu właściwie wszystko co ma i z pewnością byłby dobrym mężem. Miał jednak jeden feler, którego nie dałoby się naprawić. Nie był Dickiem Remingtonem i to głównie z tego powodu Ainsley nigdy nie byłaby w stanie go naprawdę pokochać. Jak więc przyznać Julii rację, nie robiąc tego w zbyt bezpośredni sposób?
- I daj spokój, jedyne co moja matka kocha w moim ojcu to tytuł szlachecki, dzięki czemu mogą ją tytułować lady - aż trochę parsknęła. - Z nami nie jest tak źle. Choć to pewnie kwestia tego, że przed Cavendish nie występuje jeszcze sir - dodała niby poważnie, ale na jej twarzy rysował się odrobinę prześmiewczy uśmieszek. Z zamiaru był to w końcu żart, ale przecież wiedziała że dla chłopców takich jak Adam tego rodzaju tytuły czekają wręcz z imienną rezerwacją. I zupełnie jakby gdzieś lekko przeskoczył wątek, kontynuowała, choć właśnie prawie przyznała się do tego, że z tą miłością do narzeczonego to wcale nie jest takie oczywiste. - Ostatnio oznajmiłam, że weźmiemy ślub po tym jak Chelsea wygra Ligę Mistrzów. Zreflektowałam się później, że od biedy może być Puchar Anglii, ale potem przypomniałam sobie że wywinęli ten numer rok temu, a że chłopaki są w naprawdę świetnej formie to powinnam się pewnie zabrać za wypełnianie zaproszeń - wzruszyła niby obojętnie ramionkami, siląc się przy tym na uśmiech świadczący o tym, że ona naprawdę miała tego ślubu wyglądać i się na niego cieszyć. W głębi duszy jednak wiedziała, że powinna być sobą co najmniej rozczarowana. Czy tego chciała, czy nie, stawała się w końcu własną matką, no może jedynie wersją o jedynie trochę bardziej przysiadalnym usposobieniu.
Szczęśliwie temat sam ewoluował na wojaże bardziej ekscytujące, bo dotyczące nowego związku romansu jej przyjaciółki. Tym razem zaśmiała się więc naprawdę szczerze.
- Jesteś niemożliwa i niepoprawna. Albo niemożliwie niepoprawna - pokręciła lekko głową z niedowierza iem. - Choć nie do końca rozumiem skąd założenie, że aspekt emocjonalny nie istnieje. Bo co jeśli to jeden z tych mężulków, których unieszczęśliwiają własne żony i nagle go oświeci że jesteś miłością jego życia? Ha! Widzisz, może być różnie - pogroziła jej przy tym paluszkiem jak jakaś sroga nauczycielka, choć przecież nie urodziła się wczoraj i wiedziała doskonale, że te wszystkie romanse kończące się wybuchem głębokich uczuć i poważnych związków to co najwyżej mrzonki hollywoodzkich scenarzystów od ckliwych banałów. Nie, żeby miała w tym jakiekolwiek doświadczenie (nos powinien jej zacząć rosnąć jak u Pinokia), ale zdążyła się obyć z tematem, funkcjonując w swojej popapranej, dysfunkcyjnej rodzince. - I O JEZU, JULIA - wywróciła oczami mocno i teatralnie. Ainsley Atwood może nie była żadną niewinną i pruderyjną dziewczynką, ale nie wiedzieć czemu wszelkie tak oczywiste dwuznaczności czy temat seksu w bezpośrednim ujęciu żenował ją do żywego i było to po prostu silniejsze od niej. Był to jednak odrobinę podwójny standard, w końcu w żaden sposób nie przeszkadzało jej, że tak naturalnie - obie w końcu dość mocno w mieście rozpoznawalne - dywagują sobie na temat swoich romansów po środku jednego z popularniejszych lokali w Londynie.
Jak i opowieści o tym kto kogo pieprzył. Albo kto komu przerwał.
- A kto mówi o rezygnowaniu z czegokolwiek? - i mało brakowało, a poprosiłaby przyjaciółkę o więcej pikantnych szczegółów z tego pieprzenia, byle tylko nie opowiadać o własnych przygodach, ale przecież wiedziała że Julia jej tego tematu nie odpuści, więc grzecznie kontynuowała, jak gdyby nigdy nic: - Nawet nie, że do końca przerwał, po prostu się napatoczył... Ummmm... - ojej, wygadanej Atwood jak nigdy zabrakło języka w gębie. - Szwagier. Mąż tej mojej kuzynki z zachodniego wybrzeża - jakie to wszystko było urocze. Bezpieczna historia bez żadnych imion, nazwisk, namiarów. Wiesz wszystko, a przy okazji nie wiesz nic. Perpetuum mobile. - I - O JEZU ALE TY NIC NIE WIESZ - widzieliśmy się następnego dnia. Spędziliśmy razem wieczór - a spojrzenie Julii mówiło więcej niż tysiąc słów. Ona wiedziała. - I noc - a Julka nadal wiedziała. - I poranek - i nadal. - Okej, wróciłam do siebie dopiero po obiedzie - zupełnie jak w tych mądrościach o trzech rodzajach prawdy, Julię Crane interesowała jedynie cała prawda i dopiero w momencie, w którym Ainsley przyznała się do wszystkiego jej odpuściła. A może była to raczej zasługa jej telefonu, który właśnie wibrował jak wściekły? Nie miała serca przerywać jej lektury, na moment zajęła się więc zawartością talerza, a dokładnie rzecz biorąc jedzeniem.

flann
po co zwlekać
może pokażesz mi to w Londynie?

Najwyraźniej jednak wymieniane treści nie były aż tak zajmujące, bo Julia, zupełnie jakby nikt jej nigdy niczym nie przerwał, kontynuowała dalej. A ona sama, że zdziwienie - wynikające z tego, że Ainsley mogła mieć romans - jasno słyszalne w jej głosie, jest nawet całkiem zabawne. I owszem, pewnie odrobinę za długo analizowała treść zadanego przez nią pytania, choć większość czasu w którym milczała, zastanawiała się raczej czy to odpowiedni moment by odsłaniać się aż tak bardzo i zrzucać na Julkę bombę z aż taką prywatą. Cóż, raz się żyje.
- Nawet tak bardzo pijana wyglądasz przepięknie - zacmokała w powietrzu w jej stronę. Typowo kumpelski komplement w ramach przystawki. - I och, nie. Regularny romans w ogóle nie wchodzi w grę - czy przez moment wszystko nie wyglądało tak, jakby poszła jednak po rozum do głowy, albo przynajmniej ułożyła sobie w niej pewne rzeczy? Sięgnęła nawet po wino, przedłużając dodatkowo tą teatralną pauzę. Odstawiła kieliszek, po czym jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie - lub raczej jakby mówiła raczej o przyszłym mężu, a nie o kochanku - kontynuowała: - On nie zniósłby, że miałabym wracać do kogoś innego. Jest dość hm... zaborczy - może i to nie było najlepsze słowo, ale przecież nie była ślepa i wiedziała jak ciężko było im się ostatnio rozstać, a to była tylko jedna noc. Z każdą kolejną byłoby jeszcze trudniej, a nie była w stanie ubrać w ładne słowa tego, że niczym jakaś uniwersalna prawda w ich życiu przewijało się to, że należą do siebie wzajemnie od zawsze, i najwyraźniej na zawsze. Dick zresztą nie był typem typowego kochanka, skazanego na ewentualną łaskę znudzonej wszystkim narzeczonej czy dzielenie się jej czasem albo uwagą. Co gorsza, już na pewno nie był z tych, którzy potrafiliby dzielić się nią. I tak - było to ominięcie w najdoskonalszy sposób dużo prostszego aspektu. W końcu gdyby wszystko w kosmosie poukładało się tak, że mieliby znowu być regularnie razem, ona zrezygnowałaby z narzeczonego tak jak stala. Jedynie jeszze chyba nie dorosła do tego, by to przyznać. Westchnęła na samą tylko tą myśl i wyciągnęła rękę po swój kieliszek, musiała to jednak przepić mocniej.

flann
the langham? jutro? zarezerwuję apartament
chętnie bym popatrzył jak ściągasz z siebie tą czerwoną szmizjerkę
tak jak ostatnio

- Dość skutecznie zajmuje twoją uwagę jak na tylko z nim sypiam, pani ważna - zauważyła z pewnym przekąsem, bo dałaby się pokroić że telefon Julii nie szaleje właśnie w rytm wiadomości wypisywanych przez jej nieodżałowanego małżonka, tylko przez rzeczonego kochanka. Znała Julię na tyle, by widzieć ten ogień w jej spojrzeniu czy odpowiednio interpretować ten cwany uśmieszek. Co więcej, to moralne rozpasanie musiało przenosić się drogą kropelkową, bo i ją wręcz świerzbiło by przypomnieć swojemu prywatnemu kochankowi (jak to niedorzecznie brzmiało, kiedy chodziło akurat o Dicka) o swoim istnieniu, ale najwyraźniej była jeszcze na tyle przyzwoita, by nie wysyłać do niego wiadomości o tak nieludzkiej porze. W jego świecie w końcu było już jutro.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Pewnie i były kobiety, którym zapalały się ostrzegawcze lampki albo przynajmniej czuły się w obowiązku pokuty po tego typu występkach, ale Julia Crane nigdy do nich nie należała. Co gorsza, odkryła po pierwszej zdradzie wiele lat temu, że jeśli Stwórca istnieje to zajęty jest sprawami większej wagi niż jej cudzołóstwo, bo żadna zasłona nie rozdarła się na pół ani nie wylazł z podziemi jakiś upiór, by ją zabrać autostopem na drogę do większego potępienia.
Wręcz przeciwnie, weny miała więcej, czuła się zaspokojona jak nigdy i mało brakowało, a zaczęłaby głośno wymieniać zasady romansu w jakimś influencerskim filmiku na swoim instagramowym kanale. Jedyne co ją od tego powstrzymało to fakt, że dziewczyna była zanadto dyskretna, by dzielić się czymś innym niż swoja sztuka.
- Moja droga - zaśmiała się pozując na ton jej szanownej matki. - Gorzej, ty już na starcie masz tytuł szlachecki - zauważyła i choć jej rodzice byli bardziej bogaci niż dobrze urodzeni to pewnie też projektowali jej wizję odpowiedniego zamążpójścia. Po części więc pewnie przyniosła im hańbę, choć akurat Julia uważała, że to oni powinni się wstydzić. Z nikim (poza jedną osobą, ale był to dla niej nikt) na ten temat jednak nie rozmawiała i teraz też wolała skupić się na drinkach i na rewelacjach, które nie przystoją damom z ich towarzystwa.
Najwyraźniej jednak między teorią, a praktyką panowała tak ogromna rozbieżność, że Crane szła o zakład, że i Ainsley nie była taka porządna jak chciała się widzieć. Wybielanie według malarki już dawno było passe i last season, więc na jej zapewnienia, że jej małżeństwo nie będzie kalką tego rodziców, przewróciła ślicznymi oczętami.
- Każdy się zarzeka, że będzie miał inne małżeństwo niż rodzice. Myślisz, że ja nie? Mieliśmy mówić sobie o wszystkim, a obecnie on operuje w szpitalu, a ja jestem tutaj z tobą. I oczywiście, że jest z tobą źle - zawyrokowała, bo przecież nie rozprawialiby o byłych, gdyby była tak bardzo zapatrzona w swojego narzeczonego. - I oho, uzależniasz swoją przyszłość od grona chłopaczków, którzy biegają za kawałkiem skóry zwierzęcia. Nie wiem czy mam ci współczuć czy już umawiać termin u Westwood. Jej ostatnia kolekcja sprawia, że mam ochotę się rozwieść i zrobić to jeszcze raz - zaśmiała się, ale poniekąd przyglądała się jej nawet z troską. Może i na zewnątrz była jedną z tych lekkoduchów, ale gdy poznało się ją bliżej, dało się zauważyć, że ma całkiem duże serce i właśnie ono zakuło ją teraz, bo chyba nikt nie chciał dla swoich bliskich małżeństwa z rozsądku albo takiego, gdzie dawną namiętność zastąpiła rutyna.
Julia jako świeżo upieczona mężatka mogłaby podzielić się bezcennymi radami, ale aż taką hipokrytką nie była, więc wolała się zamknąć, jeść i przepijać kolejne tematy, które zbierały się jakoś naturalnie, ale tak to już bywa, gdy jedna z przyjaciółek bierze ślub i jest wycięta z życia, a druga właśnie startuje w olimpiadzie. Powinna chyba czuć się zawstydzona jej osiągnięciami, skoro ostatnio próbowała osiąść w domku na przedmieściach- z ogromnym basenem, a przecież bała się wody- i być dobrą żoną. W tym celu nawet zarzuciła chwilowo swoją karierę na kołek, ale potknęła się na pierwszej prostej, zwanej zdradą, a raczej monotonią małżeńską.
To był dostateczny impuls by do wierności małżeńskiej dodać krótkie nie i na słowa Ainsley wzruszyła tylko ramionkami.
- Jestem jak osiemdziesiąt procent tego popapranego towarzystwa, ale ja przynajmniej mówię ci szczerze jak jest. Nie będę ukrywać, że było to miłe odstresowanie i że F…on jest całkiem przystępny - i pewnie dalej droczyłaby się z nią bez końca, gdyby nie fakt, że Atwood zahaczyła o bardzo trudny temat miłości i to sprawiło, że oczy Julii zgasły jak uliczne latarnie. - Mam… Miałam już miłość swojego życia i nie potrzebuję żadnej innej - potrzebować może by i potrzebowała, ale klątwa Adama działała nadal i doskonale wiedziała, że póki Polanski żyje i ma się względnie dobrze- a ona nie przeżyje zaszczytu splunięcia na wieko jego trumny- to wszelkie uczuciowe sprawy są dla niej zamknięte.
Powróciła więc z ulgą do tematu, który się z nimi nie wiązał i na jej pruderię zachichotała jak dziewczynka, która planuje coś zbroić.
- AINSLEY?! Mój ty Boże, weekend u twojej sztywnej rodzinki i zaczynasz rumienić się tak jak oni. Nie wiesz czy wiesz, ale właśnie po to ma się romans, do ruchania. Nie planuję widzieć innych zalet tego człowieka - ale jakieś najwyraźniej miał, skoro dostąpił zaszczytu otrzymania jej numeru telefonu, z czego zaczynał całkiem bezczelnie korzystać.
Nawet jego sms nie wyrwałby jej jednak ze słuchania historii, która o dziwo zapowiadała się bardziej pikantnie niż każda jej. I tylko te słowa o przerwaniu im przez szwagra…
Nie, to wszystko to zasługa tego pieprzonego wina, nie mogło to być tak popieprzone.
- Co to za szwagier? Mówiłaś o nim kiedyś? - zapytała więc całkiem neutralnie, a potem już wbiła w nią spojrzenie i czekała aż zacznie mówić całą prawdę, a nie brodzić wokół niej jak piękny żuraw.
Najwyraźniej jednak miała coś z Meduzy, bo Ainsley wreszcie wygadała się jak na spowiedzi, a ona zakrzyknęła z radości. - Widzisz, ale mnie będziesz pouczać! Ja nigdy nie zostaję nawet do śniadania! - niedługo sobie ranking ułożą która była gorszą Marią Magdaleną.
Myśląc o tym spojrzała wreszcie w ekran telefonu. To był za duży przypadek, za duży. Zbiło ją to z tropu tak bardzo, że wreszcie odłożyła go bez słowa odpowiedzi. Jak kocha to poczeka, prawda?
- Ja zawsze wyglądam przepięknie - zgodziła się z nią powracając do tematu, który zaczynał ją niesamowicie frapować. - Czyli… Myślałaś o tym? O tym, żeby z nim pójść w romans? Jeśli tak to na pewno chcesz tylko romansu? - i gdy tylko biedny kelner się zjawił, zażyczyła sobie od razu dwie butelki. - Na mój gust to się nie ma co chłopakowi dziwić. Nikt o zdrowych zmysłach nie lubi się dzielić - poza nią i Adamem, chciałoby się dodać, ale dokąd ich to w końcu doprowadziło? Na samo wspomnienie sięgnęła po nowy kieliszek i pokręciła głową.
Dopiero sms Flanna sprawił, że się ocknęła i tym razem szybko wystukała odpowiedź.

j.
18?
będę w barze
i nie, tym razem ty mnie rozbierzesz


- Zazdrościsz mi, bo ten twój został w innej strefie czasowej - odgadła bezbłędnie i spojrzała na Ainsley z uśmieszkiem. - Zapytał czy może zarezerwować apartament w The Langham, a mają tam najpiękniejszy widok na Londyn i rozkosznie miękkie łóżka - wyjaśniła nieco zblazowanym tonem jakby właśnie to miało ją przekonać do tej randki, a nie fakt, że po pierwsze, była w JEGO mieście, a po drugie, faktycznie przeszedł ją całkiem przyjemny dreszcz, gdy Flann stwierdził, że będzie się przed nim rozbierać.
Na razie jednak były to plany dalekosiężne, bo jutrzejsze, te zaś dziś zakładały upicie się i wreszcie wydobycie z Ainsley informacji co ma w sobie jej były, skoro tak łatwo przyszło jej zdradzić narzeczonego.
- O co u was chodzi? O seks czy jakieś nieprzepracowane sprawy? - zapytała więc swobodnie dolewając jej wino i czekając na odpowiedź, zarówno od Ainsley jak i od Flanna, któremu w końcu mogła wyskoczyć w międzyczasie jakaś pilna sprawa ze swoją ukochaną żoną.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Julia Crane

Przywykła do tego, że tematy w ich konwersacjach z Julią galopują szybciej niż konie w kluczowej części wyścigu, ale dzisiejszego wieczora ją odrobinę zmroziło, kiedy od zupełnie nieszkodliwej pogadanki przeszły najpierw do wzywania do żywych Dicka Remingtona (choć bezimiennie), a potem wykańczały to stylową posypką związaną z podejściem do życia jej mocno specyficznej matki. Drogi Boże, to to wino, to przeklęte miejsce, czy po prostu nie rozmawiały tak dawno, że teraz tak pędzą? Moja droga. Aż się wzdrygnęła, ale szybko pokręciła głową na boki, tak przecząco i z najbardziej posh akcentem na jaki było ją w tym momencie stać (przez to wino w końcu dość słyszalnie wyłaził jej dziwny, szkocki,) poprawiła przyjaciółkę.
- M o j a p a n n o - i zacmokała z dezaprobatą. Wyszczerzyła się szybko, prezentując swoje idealne - jak to się mówi, hollywoodzkie?! - ząbki i w uznaniu dla swoich zasług (czyli że właśnie nie odsądziła matki od czci i wiary) wyciągnęła się po swój kieliszek i wzięła kilka kolejnych łyków wina. Nawet się trochę zastanowiła czy to tak do końca przystoi (!) wypowiadać się w taki sposób o swojej własnej, prywatnej rodzicielce, ale szybko przypominała sobie, że ich relacja była oziębła już od tylu lat, że nawet gdyby powiedziała jej to prosto w twarz, pewnie pani Atwood by to nawet nie ruszyło. - Wiesz - postanowiła błysnąć inną myślą, bo po takiej ilości własnego w siebie alkoholu, już nie była pewna czy ten nieszczęsny tytuł szlachecki jest dziedziczny, czy nie, a nawet pijana lekko wstawiona nie zamierzała wychodzić w towarzystwie na idiotkę. - Czasem myślę sobie, że moje życie byłoby dużo prostsze gdybym była chłopcem. Moi rodzice byli tak pewni tego, że będą mieli drugiego syna, że gdy okazało się że jednak będę to ja, musieli być realnie rozczarowani - i aż się zaśmiała w głos, próbując sobie to wyobrazić. Choć pewnie powinna w ogóle zacząć od tego, że ona nigdy w życiu by nawet nie powstała, gdyby u Remingtonów nie urodził się Dick. Andrew miał w końcu już jakieś osiem lat, komu chciałoby się jeszcze raz bawić w pieluchy? A raczej zatrudniać kolejny szab ludzi trudniący się wychowaniem ich dziecka, ale po co wchodzić w szczegóły? Z drugiej strony - czy w ogóle mogła się im dziwić? Synowi wszak możesz za wczasu zaplanować spektakularną karierę, dzięki której zapisze się na kartach historii, a córka? Pół biedy jak urodzi się ładna i szybko znajdzie dobrą partię, która zostanie jej mężem. A co, jeśli urody brak? Było to pewnie mocno egoistyczne, ale a. miała lustro w domu, b. miała sztab ludzi odpowiedzialny za to by była IT, więc zapisywała się dość pewnie do pierwszej grupy, ale zasępiła się odrobinę, próbując w pamięci przywołać jakieś niespecjalnie urody dziewczę z tych nieszczęsnych wyższych sfer. A raczej to jakie spotkał je los.
Szczęśliwie z zamyślenia wyrwała ją Julka i kolejne alkoholowej życiowe mądrości.
- Och, to nie tak że jestem jedną z tych hipokrytek, które wierzą że mogą zmienić świat i, że należy im się szczęśliwe zakończenie - westchnęła odrobinę. - Moi rodzice to po prostu taki materiał, że trzeba się bardzo postarać żeby ich nie przebić. Ja nie pamiętam, żeby oni mieli kiedykolwiek wspólną sypialnię. Albo żeby byli w stanie wytrzymać ze sobą na tyle, by zjeść wspólny posiłek. Nigdy nie udawali. Więcej - nigdy nawet nie próbowali udawać - i między Bogiem a prawdą powinno w takim razie zastanawiać skąd wzięła się u nic trójka dzieci, ale szumiało jej już w głowie na tyle, że szczęśliwie uznawała ewentualny seks własnych starszych za temat najgorszy z możliwych, postanowiła przepić więc sprawę winem. Nagle na jej twarzy zarysowało się wyraźne zainteresowanie, zupełnie jakby zignorowała więc pierwszą część wypowiedzi swojej przyjaciółki i westchnęła pytająco: - Westwood? - próbowała chyba w głowie przywołać cokolwiek, co pozwoliłoby na szybko wyrobić jej jakieś zdanie i, o dziwo, ale chyba się udało. - Nie w moim typie - oceniła całkiem surowo, na dodatek zapychając się właśnie kawałkiem swojego jedzenia. Nawet nie skończyła do końca rzuć, kiedy musiała wręcz coś dodać, i - co się rzadko zdarza - zupełnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ze zblazowanej panny, której przewróciło się w dupie zamieniła się w dziewczynę podekscytowaną własnymi możliwościami. - Ostatnio w Paryżu widziałam się z Marią Grazią. Zjadłyśmy przepyszny obiad w La Galerie. I mów co chcesz, ale t y l k o i w y ł ą c z n i e diorowski new look. Byłam zupełnie oczarowana, jak taka malutka dziewczynka w sklepie z zabawkami - uśmiechnęła się z jakimś dziwacznym sentymentem rysującym się na twarzy. - Dla samej tej sukienki mogłabym wyjść za mąż - dodała, już odrobinę samą sobą rozbawiona. Księżna Atwood potrzebowała w końcu swojej bajkowej sukni, czyż nie?
Słuchała jednak Julii dalej. Całkiem sprytnie dalsze wałkowanie tematu ich małżeńskich - bardziej lub mniej - zdrad chciała wyciszać, w końcu ile mogły o tym tłuc tym biednym ludziom przysłuchującym się wszystkiemu ze stolika obok, ale w towarzystwie jej przyjaciółki okazywało się to niewykonalne. Ominęła jednak temat odstresowania i uśmiechnęła się przebiegle, próbując pociągnąć dziewczynę za język:
- Ffffff... Francis? Jak Kuba Rozpruwacz - najpierw strzeliła dumną minę, a potem zachichotała ze swojego porównania jak jakaś rozbawiona nastolatka. Powinna jedynie dodać, że ten julkowy to rozpruwa ale co najwyżej jej poczucie moralności i stałość małżeństwa, ale wtedy Julia dopowiedziała kolejne zdanie i tak trafiła w sam środek tarczy zwanej sercem Ainsley Atwood, że wyłączyła całkiem jego właścicielkę.
Mam… Miałam już miłość swojego życia i nie potrzebuję żadnej innej.
Crane mogła gadać co chciała, ale przecież to było też o niej. Aż zamarła, i gdyby mogła porównać to do czegokolwiek innego, lekko poczuła się tak, jakby właśnie dostała tym stwierdzeniem prosto w twarz a okoliczności wręcz wymuszały, by w końcu się z tym wszystkim zmierzyła. Udała więc wielce pochłoniętą wyjadaniem tego nieszczęsnego fancy dania z własnego talerza - jak w końcu przystało na porządnego gościa restauracji - zignorowała również zaczepki o tym, jak to się rumieni.
Za bezpieczny temat uznała dopiero zapytanie o jej szwagra.
- O szwagrze? Raczej nie - przepiła swój jedzeniowy maraton odrobiną wina, po czym ułożyła sztućce zgranie na talerzu. - Nawet nie wiem czy mogę nazywać go szwagrem. Moja matka ma rodzoną siostrę, ta siostra ma córkę, a ta córka ma męża. O nim mówię. Do tej pory mieszkali w Stanach, w Nowym Jorku ale coś ich podkusiło i przeprowadzili się do Australii. Ona jest kurą domową... tak to się nadal nazywa?, on jakimś wielkim artystą. Powiedziałabym coś więcej, ale wiesz że akurat do sztuki mam mocno ambiwalentny stosunek - cmoknęła przepraszająco w jej stronę, choć w końcu nie był to pierwszy raz, kiedy Ainsley nawet nie próbowała dawać się wciągnąć w jakieś pogadanki dotyczące malarstwa. Choć przecież, kiedy przychodziło co do czego, potrafiła swojego rozmówcę wyjątkowo pozytywnie zaskoczyć, nie była żadną ignorantką. Czy nie tego w końcu oczekuje się od wszystkich tych, przyszłych d o b r y c h żon? - Poza tym, nie znamy się zbyt dobrze. Przemykamy jedynie w jednym uniwersum na rodzinnych świętach, raz widzieliśmy się na Wimbledonie - wzruszyła ramionami, uznając dopiero teraz wymagany opis za zakończony. Czemu właściwie ona opowiada Julce o facecie, który z taką nonszalancją o mało nie przerwał jej romansowego seksu?
I zupełnie jakby własnymi myślami ściągnęła ten nieszczęsny romans. Na dodatek, słysząc jej pytanie trochę jakby... posmutniała?
- Nie - odpowiedziała stanowczo. Tak stanowczo, że wyzerowała zawartość kieliszka i zabrała się za polewanie kolejnej kolejki, tłumacząc swoje szorstkie zaprzeczenie. Westchnęła jednak najpierw. - Pewnie wyda się być jakąś kliszą czy innym banałem, ale nie rozważam żadnego regularnego romansu, bo po prostu wiem jakby to wszystko się skończyło. Znam jego, znam siebie. Znam nas - przerwała, by prychnąć gorzko. - Na następnym spotkaniu uznalibyśmy, że najlepszym pomysłem będzie wrócenie do siebie, nie patrząc na nic i nikogo. I wrócilibyśmy do siebie, przez trochę byłoby pewnie naprawdę fajnie, ale finalnie nie skończyłoby się to dobrze - wzruszyła rzekomo obojętnie ramionkami, serwując jednak przy tym całkiem smutną minę, więc raczej trudno było ustalić czy chciałaby tego powrotu, czy nie, czy wszystko rozbija się jednak o to, że wydają się być sobie pisani a z drugiej strony cholernie im ze sobą nie po drodze? Nie miała zamiaru dokładać czegokolwiek do tego tematu więcej, nagle poczuła się tym wszystkim w jakiś sposób rozdrażniona, a że nie miała pięciu lat to rozumiała przecież że to zwyczajna ludzka zazdrość - w końcu relacja o której opowiadała Julka działa się tu i teraz (z tym wymienianiem przez nich smsów wiedziała to aż nazbyt dobrze) i zapowiadała się na taką, która w żaden sposób rychło się nie skończy. Ta jej za to powinna się skończyć, zanim się zaczęła. Super, nie? Pewnie gdyby była choć trochę mniej wstawiona, odczuwałaby to bardziej, dzisiaj jednak postanowiła to dodatkowo przepić, więc zamiast mówić dalej, po prostu sączyła wino.


flann
nie mogę się doczekać

Zaśmiała się w końcu delikatnie, widząc jak pani on mnie tylko dobrze pieprzy uśmiecha się pod nosem do smsów, które jej ten cały F. wysyłał.
- Czemu mam wrażenie, że kontemplowanie najlepszego widoku na Londyn wcale nie będzie waszym głównym zajęciem? - chwilowa markotność jej przeszła, nawet biorąc pod uwagę że temat jej kochanka został znowu wyciągnięty. Dochodziła do dorosłych i super świadomych wniosków, że - uwaga - tak jak jest będzie lepiej i nadal lekko rozbawiona odpowiedziała Julii: - Strefa czasowa to żaden problem - a na pewno mniejszy niż trwający dobę lot w jedną stronę. - T e n m ó j - zaczęła trochę kpiąco. - Został raczej, ale w zupełnie innym życiu, i to jest cały problem - uśmiechnęła się odrobinę przepraszająco. Za całkiem szczęśliwy zbieg okoliczności uznała więc moment, w których wyrósł nad nimi kelner z kolejnymi talerzami (zupełnie tak jakby pochłonięte rozmową miały czas opróżnić do końca te pierwsze), narobił chwilowego zamieszania, dolał im jeszcze wina i znowu w charakterystyczny, nienachalny sposób się po prostu wycofał.
- Co? - jeszcze tego jej brakowało, żeby miała roztrząsać czy z Dickiem to tak właściwie to jedynie niezobowiązująco się ze sobą przespali (niezobowiązujące jedynie k i l k a cudownych razy), czy poszli na całość na tyle by narobić sobie wzajemnie jeszcze emocjonalnego siana w głowie. Mało brakowało a wywróciłaby teatralnie oczami. - Szczerze? Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Po prostu się stało i równie po prostu wróciłam tutaj, tyle - niby tyle ale ścisnęła usta w mocną kreskę, przez co jasno było widać jak bardzo ją to wszystko uwiera. Chciała się czymś zająć i w tym momencie cholernie żałowała, że nie jest jedną z tych żałosnych dziewcząt, które kiedy nie wiedzą co zrobić z rękoma, wyciągają telefon i dają się pochłonąć piekłu zwanemu social mediami. Powinna tu właśnie siedzieć, nonszalancko zarzucając nogę na nogę i scrollując w najlepsze Instagrama. Szczerze mówiąc jednak, nawet nie wiedziała co takiego miałaby tam oglądać.
- Wiesz, powiedziałaś dziś coś takiego ładnego, że masz, miałaś już miłość swojego życia i nie potrzebujesz więcej. Czuję, że jestem w tym samym położeniu, tylko że nas dotyczy wyłącznie ten czas przeszły. I jakkolwiek to brzmi, nie chodzi o Adama, żadne śluby, inne deklaracje czy cokolwiek innego, po prostu to w ogóle, nigdy nie powinno się wydarzyć - wzruszyła ramionami po raz kolejny i się nawet na moment zagapiła na jakiś martwy punkt. Szybko jednak wróciła myślami do Julki, jakby samo wytłumaczenie to było mało i powtórzyła tylko smutno jeszcze raz: - Nie powinno.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Znajomość z Julią generalnie przypominała wielki wyścig, w którym nie brakowało wymijania, ostrych zakrętów i na dodatek okazywało się zwykle, że w tych koniach (mechanicznych, a jakże) brakowało hamulców, więc trzeba było być gotowym na zestaw pytań, których nikt dotąd nie przewidział. Poza tym przecież Freud dowodził niezbicie, że wszystko zaczyna się od matki, więc może powinny podać swoje wnikliwej wiwisekcji i wyłudzić od nich zapisanie je na jakieś warsztaty odnowy duszy, gdzie za pomocą tych śmiesznych kadzidełek żegnałaby ducha przeszłości i własnych rodzicielek. Musiała głęboko to przemyśleć, choć zdecydowanie nie wyobrażała sobie siebie na bosaka, nawróconą na wegetarianizm i poddaną medytacji. Z tych rytuałów jeszcze od biedy pasowałby jej seks tantryczny, ale jeszcze nie znalazła odpowiednich zajęć, by to wszystko połączyć, więc pozostawały jej naturalne metody radzenia sobie z tym stresem, co zakładało urżnięcie się na wesoło w jednej z najlepszych londyńskich restauracji, a jutro rżnięcie swojego wykładowcy.
Plany miała jak widać zacne i właśnie do takiego clue dochodziła w ciągu jakichś dosłownie trzech minut, gdy zamknęła swoje usta i dała opowiedzieć Ainsley smutną historię dziewczynki, która mogła być chłopcem.
Sagę tak znaną Julii Crane, że niemal namacalnie czuła rozczarowanie własnych rodziców, którzy zamiast witać na świecie kolejnego CEO, byli zmuszeni obcować z blondwłosą istotą, która jąkała się i próbowała uciekać od towarzystwa. Dużo czasu zajęło, by z brzydkiego kaczątka wyrósł łabędź, ale nawet i to nie zaskarbiło sobie ich sympatii, bo zamiast oddać duszę i serce fortepianowi wybrała sztalugi malarskie. Okazało się, że sztuka zaś jest tylko dla wybranych i o dziwo, córka pianistki i biznesmena do tego grona nie należała. Pewnie dlatego, że palce trzeba było brudzić, więc jak potem podawać dłoń adoratorowi?
Westchnęła więc.
- Słuchaj, wszyscy to znamy. Każdy wie, że dziewczyna w towarzystwie to tylko dodatkowy problem, bo trzeba ogarnąć dobrego męża, nazwisko się straci i na dodatek pewnie wywoła jakiś skandal. Jestem najgorszym snem moich rodziców - roześmiała się, choć czuć było w tym również realny smutek, bo nawet jeśli widzieli jej obrazy to nigdy w żaden sposób na to nie zareagowali. Była dla nich perfekcyjnym tłem od czasu ucieczki i niezależnie od tego co by zrobiła, pozostawała nim nadal. Nigdy zaś nie znalazła nikogo, kogo mogłaby przynajmniej częściowo uważać za swoich przybranych rodziców. Kiedyś wierzyła święcie, że w tej roli objawią się jej przyszli teściowe, ale Lucas za śmiało zaglądał w jej dekolt, a rodzice jej męża dostrzegali w niej tylko karierowiczkę, która nie chce się rozmnożyć. Najgorsze, że wraz z tym romansem podjęła decyzję, by w ogóle te plany zawiesić na kołku, więc czekało ją już tylko spalenie na stosie po publicznej próbie zanurzenia jej w wodzie, której przecież bała się bardziej niż diabeł tej święconej. Mogła więc dobitnie uznać, że czeka ją świetlana przyszłość i w imieniu tej wizji mogła wznieść każdy toast, nawet jeśli Ainsley szkalowała świętości.
Cóż, dla Julii- artystki Westwood przemawiała silniej niż jakiś obwieszony świecidełkami z każdej strony Dior, więc parsknęła śmiechem.
- Podejrzewam, że w takiej sukni bym dopiero dostała ataku paniki. Przeżyłam już jeden na własnym ślubie - na którym nie bez powodu zabrakło Ainsley, bo nie chciała, by bliscy patrzyli na wielką tragedię, która stawała się jej udziałem. W chwili jej największej słabości wolała być sama i koniecznie mieć białą woalkę zamiast welonu, by uczciwie stwierdzić, że to pogrzeb, a nie wesele. Nie dziwiła się więc po części rodzinie Atwood, bo tak po prawdzie czy któreś małżeństwo wśród nich było na tyle udane, by uznać je za szczęśliwe? Czy w ogóle po to się je zawierało?
- Chciałabyś, żeby udawali? Bo MY - pierwszy raz wspomniała o mężu - udajemy cały czas. On, że wcale nie chciał dyżuru, ja, że mi przykro, że go wziął i jestem tu sama. Powiem ci, że na dłuższą metę jest to cholernie wkurwiające. Dlatego z nim - wskazała na telefon - jest prościej. On nie udaje, że widzi we mnie cokolwiek oprócz pięknego ciała i dobrego obciągania. Po to właśnie ma się romanse w naszej sferze - i to zabrzmiało jeszcze bardziej gorzko, ale tym razem Julia zaczęła zdawać sobie sprawę, że jeszcze chwila, a w odbiciu zobaczy swoją własną matkę i dopiero zacznie się przeklinać. Czyż nie zarzekała się, że nie będzie tak żyć?
Właśnie szła jej śladami fundując sobie pozamałżeński związek i mało brakowało, a napisałaby do Flanna, że sorry, ale jest zmuszona odwołać w ostatniej chwili. Zamiast tego jednak parsknęła z prób wyciągnięcia przez Ainsley jego imię.
- Freddie! Jak ten z horrorów, ujął mnie swoim hakiem - pokręciła głową rozbawiona i przyłożyła do ust palec sugerując w ten sposób, że nic więcej jej nie powie, a zdecydowanie nie zdradzi jego danych osobowych, bo świat jest mały.
I był.
Słuchała ją uważnie, gdy po jej prośbie wyciągnęła na stół tego dziwnego szwagra z Ameryki, który z każdym słowem zaczynał coraz bardziej przypominać mężczyznę, z którym nie dość, że się pieprzyła tak intensywnie to teraz zapraszał ją na powtórkę. Brzmiało to dość… karykaturalnie, jeśli wziąć pod uwagę, że miał żonę od kilku miesięcy, ale przecież jej Flann również nie zdjął jeszcze z Instagrama zdjęć z podróży poślubnej. Ciekawe czy jego luba zauważyła nagły ruch na jego profilu i te wszystkie gówniary, które kleiły się do pana profesora ku jej dezaprobacie.
- Ostatnio na uniwersytecie, na który chodziłam, pojawił się właśnie wykładowca z Ameryki, Rohrbach chyba… Świetnie maluje, uwielbiam jego prace - podzieliła się z nią sugestią, którą mógł zrozumieć jedynie drugi artysta, choć Julia zdecydowanie wolała, by palce tego malarza malowały po jej ciele, ale o tym mogła za chwilę zamilknąć. Gdy tylko dowie się, że on to akurat rodzina z Ainsley, nawet przyszywana bądź nie do końca określona, ale na tyle bliska, by ten romans, o którym tak nieopacznie opowiedziała, stał się tabu tej kolacji i każdej innej.
Byłaby w stanie złamać tę regułę tylko dla tego wyrazu twarzy Atwood, który obecnie kroił jej serce, więc bez żadnego dłuższego wstępu chwyciła jej dłoń i pozwoliła jej opowiedzieć o miłości niemożliwej, choć po części kilkakrotnie chciała zakrzyknąć, że tak, to też jest jej opowieść. Właściwie powieść, bo powody, dla których powinna unikać Adama, a on jej spisano w kilku tomach, a mimo wszystko wiedziała, że za nim tęskni. Nie z powodu jego samego, ale tego co ze sobą mieli i tego jak kiedyś odnajdywali się nawet w najgorszych momentach swojego życia.
- A próbowaliście kiedyś w ogóle do siebie wrócić? - zagadnęła więc, bo takie katastroficzne wizje mogła snuć ona, która już przerobiła z kilkanaście takich powrotów i wiedziała z czym to się wiąże. Póki jeszcze Ainsley nie podjęła próby to nie mogła wnioskować, że od razu wszystko okaże się jednym wielkim niewypałem. Prawdopodobnie tak będzie, ale Julia już była pijana i chciała najwyraźniej dać szansę tej miłości, choć jej uwagę odwracał wibrujący telefon.
Sięgnęła po niego i faktycznie uśmiechnęła się lekko, ale po części dlatego, że przeszli z Flannem bardzo szybko drogę od wzajemnej wręcz wrogości na uczelni (z jej strony) po takie smsy.
j.
och,
doskonale wiem,
że o mnie myślisz
i może dzięki temu na coś zasłużysz

j.
jakieś specjalne życzenia?

- Jestem wielozadaniowa. Może mnie pieprzyć przed samym oknem - wzruszyła ramionkami z rozbawieniem, ale mówiąc szczerze słowa te padły tylko po to, by trochę odwrócić uwagę Ainsley od wszystkiego co spędzało jej sen z powiek i co miało konkretne imię. Niezależnie od tego czy był w swoim świecie czy w przeszłości, najwyraźniej odcisnął na dziewczynie tak konkretny ślad, że nie dało się tego tak po prostu zmazać alkoholem czy przyjętymi oświadczynami.
- Nie chcę uchodzić za ekspertkę - zaczęła i znowu podniosła do góry telefon. - Ale do cholery, ślub nie sprawi, że o nim zapomnisz. Będzie boleć jeszcze bardziej, bo sama założysz sobie pewne ograniczenia, więc przemyśl to po prostu. Nie popełnij mojego błędu i nie umawiaj się z nieznajomym na seks w hotelu. A jak okaże się psycholem i mnie wrzuci do jakiegoś zbiornika na dachu? - szturchnęła ją delikatnie, by poprawić jej humor, a gdy to nie pomogło, przesiadła się i objęła ją ramieniem całując w skroń. - I skończ z tymi wyrzutami sumienia. Takie historie się dzieją i nikt nie ma prawa cię oceniać, a jeśli zacznie to niech przyjdzie do mnie - skończyła kategorycznie, bo przynajmniej Ainsley zrobiła to dla miłości, a ona… Powinna chyba sobą gardzić, ale robiła to dosłownie od osiemnastki, więc obecnie nie zostało tego za wiele, więc po prostu sięgnęła widelcem po tę miniaturową porcyjkę i kiwnęła głową z uśmiechem do szefa kuchni, obserwującego ich w stosownej odległości.
Nie zamierzała jednak straszyć dziewczyny jej niedoszłym teściem z pudełka, bo już z synem mieli pełne ręce roboty i chyba cały alkohol tego lokalu nie dałby rady w starciu z dwiema sentymentalnymi kretynkami.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Ich relacja - choć nawet jak na relację przyjaciółek - bardzo bliska, wręcz intymna, do tego momentu nie zakładała jeszcze wyciągania niespecjalnie szczęśliwych momentów z dzieciństwa. Wszystkich tych mniejszych lub większych errorów, które doprowadziły je do tego, jakie są teraz. Ainsley przecież również nie była szalona i zdążyła zrozumieć na jak śmiesznych glinianych nogach stoi kolos zwany wyższymi sferami. Okazywało się w końcu że jest to wylęgania wszelkiej maści prezesów, prawników, polityków czy innych gwiazd sportu - ale wyłącznie kiedy chodziło o chłopców. Dla dziewczynek zarezerwowana była lokata drugiego rzędu, czyli co najwyżej polowanie na nazwisko męża z tej samej fabryki wpływowości co szanowny tatuś, obowiązkowo wyglądając obłędnie w uszytej na wymiar kreacji Toma Forda, od biedy co najwyżej z odpowiednio wyrafinowanym hobby. Wyrafinowanym, czytaj jako kosztownym. Ainsley miała na dodatek do wątpliwe szczęście, że wszyscy znajomi jej rodziców mieli wyłącznie synów, więc przez większą część dzieci stwa wszyscy traktowali ją co najwyżej jako całkiem urocze dopełnienie towarzystwa - trochę tak jakby ktoś z twoich przyjaciół mógł się pochwalić szczeniakiem golden retrievera, trzeba to było uwielbiać, rozpieszczać i utrzymywać w centrum uwagi do granic możliwości; kiedy jednak tylko odrobinę dorosła, urządzając sobie dziwaczny rajd pt. czyją żoną zostanie. Zupełnie tak, jakby w XXI wieku abstrakcją było to, by kobieta mogła o tym zdecydować.
- Żebyś wiedziała jak bardzo znam ten ból - pokiwała twierdząco głową. - Jak żyję, mój ojciec wściekł się na mnie jeden raz. Kiedy oznajmiłam, że zamiast wychodzić za mąż już teraz za chwilę, chciałabym pracować, nie wiem, zrobić jakakolwiek karierę. Miałam z dwadzieścia lat? A on dosłownie wpadł w furię - wzruszyła pozornie obojętnie ramionkami. Teraz, kiedy dość autonomicznie jednak mogła decydować o tym co chce ze swoim życiem robić (aha, aha, dobre sobie) mogła twierdzić, że zrobiło to dla niej najmniejszego wrażenia, ale między Bogiem a prawdą otwieranie oczu na to, że to co mówią o twoim ojcu - że furiat, że niebezpieczny, że niszczy ludzi i wszystko musi być wyłącznie pod jego dyktando - to prawda, było w pewien sposób ożywcze. I owszem, było jednym z bodźców, który pewnego pięknego dnia kazał jej się spakować, wynieść całkiem samotnie na Wyspy i choć spróbować nie oglądać się za siebie.
Machnęła więc ręką na to nic, kiedy usłyszała o możliwym ataku paniki spowodowanym suknią.
- Wiem, że pewnie zabrzmi to zupełnie fatalnie, ale mam wrażenie, że nie zależy mi na tym wydarzeniu na tyle, by kawałek francuskiej krępy z logo projektanta mógł zafundować mi atak paniki. Zaliczyłam już jeden, kiedy Adam mi się oświadczał i liczę, że wyczerpaliśmy tym limit - urwała, by przegryźć nonszalancko kawałek czegoś co pewnego pięknego dnia musiało być warzywem, a chyba idąc za ideą kuchni fusion stało się niewiadomo czym. - Wszystko zrobił nie tak - wytłumaczyła się krótko i szorstko, ale nie zamierzała tego uzupełniać o szczegóły. Ludzie i tak już mieli ją za rozpieszczone oannisko, któremu od nadmiaru dobrocinpoprzewracało się w dupie. Choć z drugiej strony, czy biorąc pod uwagę jej pewną antyspołeczność oraz to jak bardzo prywatną osobą była, czy liczenie się z tym, że zakładała że ewentualne oświadczyny będą momentem możliwie najbardziej intymnym, to naprawdę było tak wiele? Najwyraźniej bowiem nie wszystkie kobiety liczą na wystawną szopkę przy ludziach z klękaniem na kolano i całą resztą fajerwerków. Kiedy sobie o tym przypomniała, aż się odrobinę wzdrygnęła, choć równie dobrze mogła to być wina tego, że był październik, angielska jesień i zaczynało być po prostu chłodno. Chłodno również pomyślała o całej tej sytuacji i z perspektywy czasu (albo nadmiaru wypitego wina w połączeniu z sieczką jaką w jej głowie zostawiły ostatnie wydarzenia z młodym Remingtonem) i poczuła się po prostu cholernie postawiona pod ścianą, i że to nieszczęsne tak zdawało się być najbardziej wymuszoną decyzją w jej życiu. Kuszące, kiedy przychodziło do obietnicy spędzenia z kimś reszty życia.
- Co? Oczywiście, że nie chciałabym żeby udawali, ale mówię to jako dorosła kobieta, gdzie temat mi się mocno opatrzył - i co sama zaczynałam równie dobrze robić, o mało nie wcisnęło się jej na usta. - Ale kiedy byłam dzieciakiem miałam naprawdę olbrzymią potrzebę posiadania n o r m a l n e j rodziny, a zamiast tego dostałam guwernantkę, choć przekochaną, w komplecie z jakimś dziwnym patchworkiem z Remingtonami - machnęła nonszalancko dłonią w stronę kuchni, czyli królestwa samego chefa Remingtona. Wino w jej główce szumiało już tak skutecznie, że właśnie zaśmiała się pod nosem, bo przez jej szare komórki przemknęła myśl o tym, że biorąc pod uwagę wszelką zażyłość między ich rodzicami, do kompletu z faktem że mają taką samą grupę krwi, powinni się z Dickiem pokusić na jakieś badania genetyczne, bo mogło się nieszczęśliwie okazać, że ich własna zażyłośc powinna być zdecydowanie mniejsza. Czytane jako: powinni trzymać się od siebie z dala. Skrzywiła się jednak na samą myśl, ale obawiając się pytań ze strony Julii, zaczęła udawać że to wszystko wina wina. Hehe, wina wina.
Równie szczerze zaśmiała się z ujmowania hakiem przez jej przyjaciółkę, ale nie zamierzała tego nadmiernie komentować. Nie była w końcu człowiekiem nadmiernie osadzonym w popkulturze nie była, ciężko byłoby jej prowadzić dalszą licytację na imiona, zamierzała również szanować to, że imię właściwego Julii kochanka miało zostać tajemnicą. Że też nie połączyła odpowiednio kropek w momencie, kiedy kochanek z imieniem na F zaczynał podejrzanie występować w jednym towarzystwie z wykładowcą z Ameryki, Rohrbachem. Flannem Rohrbachem. Przeklęte F.
- To całkiem zabawne, ale mówimy o jednej i tej samej osobie. Flann Rohrbach to mój szwagier - pokiwała twierdząco głową, trochę tak jakby Julia mogła jej nie uwierzyć na słowo. Naprawdę, musiała być już solidnie wstawiona, że w tym momencie nad jej głową nie pojawiła się taka kreskówkowa żaróweczka i by wszystko nie zaczęło się układać w jedną, składną całość. Zresztą, może i nawet by się zaczęła nad tym zastanawiać, w końcu nad czym innym mogła by teraz myśleć niż o aspekcie towarzyskim - wszak na sztuce jakoś wybitnie i specjalnie się znała, ograniczając co najwyżej do podstawowej wiedzy pozwalającej jej co jakiś czas brylować na jakimś wernisażu, choć była to wiedza wyniesiona z zajęć z historii sztuki jeszcze ze szkoły średniej, a legenda głosi że były to te nieszczęsne zajęcia z których się regularnie urywała, by owszem, sztukę studiować, ale co najwyżej miłości (mało brakuje by dodać, że na tylnym siedzeniu samochodu) ze swoim chłopakiem.
Pieprzony Dick Remington.
Wypiła większy łyk ze swojego kieliszka i pokiwała głową na boki, tak negująco.
- Nie. I do tej pory uważałam, że wyszło nam to całkiem na dobre - bo przecież znała i samą siebie, i Richarda na tyle, by wiedzieć że gdyby tylko zostali w jakikolwiek sposób na swoich orbitach to regularne wracanie do siebie stałoby się faktem. Rozstawaliby się, nienawidzili, godzili namiętnie (a to akurat cholernie dobrze im wychodziło!), wracali i sielanka trwałaby do kolejnego spięcia, i tak w raz za razem, raz za razem aż robiliby to z dziwacznie toksycznej mieszanki przywiązania z chęcią posiadania tego drugiego, doprawionego odpowiednią dawką nienawiści. Wołała więc w dickowym życiu przepaść w pewien niebyt niż pozwolić, żeby kiedykolwiek ją znienawidził. Łaskawa pani. - Rozstaliśmy się i ja zaraz wyjechałam do Edynburga, bo studia. Koniec filmu - wytłumaczyła, delikatnie poruszając ramionami. Zerknęła na Julię sięgającą po telefon po raz kolejny i nie zamierzała niczego dodawać, żeby jej nie przeszkadzać. Co więcej, chyba nawet liczyła na to, że w takich okolicznościach temat umrze śmiercią naturalną.

flann
pokażę je jedynie w praktyce

- Jesteś nieznośna - zaśmiała się perliście słysząc o wielozadaniowości swojej przyjaciółki. Nie, żeby śmiała w ogóle w ową wątpić, ale również nie była pewna czy czuje się właściwą osobą do zdradzania jej aż takich sekretów. Z drugiej jednak strony, czy one właśnie nie dyskutowały całkiem żywo na temat swoich romansów w środku najpopularniejszej knajpy w mieście? Złapało ją chyba jakieś kilka sekund porządności i o mało się z tego faktu nie zaśmiała na głos.
Zamilkła jednak na chwilę po krótkim monologu Julii, nie-ekspertki.
- Kiedy ja wiem, że zmiana nazwiska i obrączka na palcu nie sprawią, że o nim zapomnę. Wiem też, że to jest historia do której już nie ma kroku wstecz. Było, minęło, rozdział jest zamknięty i tylko jeszcze powinnam zakopać go głęboko. A Adam... Adam to dobry facet. Pewnie powinnam dodać, że cholernie przystojny, ale wiesz... gdyby nie on, nie wiem czy stanęłabym na nogi po wypadku - pewnego pięknego dnia Ainsley zrozumie, że nie było w tym nic romantycznego czy choćby dobrego, a raczej zwykła kalkulacja na chłodno, gdzie facet sobie ją po prostu wyczekał i urobił, kiedy była najsłabsza, siejąc w jej głowie na dodatek jakieś dziwne poczucie chorego zobowiązania względem niego. To będzie ten sam dzień, w którym ona bez choćby krzty wyrzutów sumienia wymieni go na człowieka, który nigdy by jej takiego świństwa nie zrobił. - I nie byłoby też happy endu pt. Ainsley Atwood, złota medalistka olimpijska. Plus o mnie się nie martw, dobrze wiesz że zupełnie nie umiem w przelotne czy przypadkowe znajomości - zaśmiała się cicho, po czym jednak gwałtowanie spoważniała.
- Wiesz, cały problem polega na tym, że ja nie mam żadnych wyrzutów. Pewnie po prostu jestem złym człowiekiem - wzruszyła obojętnie ramionami i aby się dodatkowo jeszcze zbędnie nad sobą i śwoim popieprzonym losem nie rozczulać, zaczęła się organizować do dolania im kolejnej kolejki wina. Hehe, kolejnej olejki. Jeszcze jedna i dopiero wtedy zostaną sentymentalnymi kretynkami.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Niezależnie od tego jak Julia była z kimś blisko, nie wyciągała nigdy jak magik z kapelusza historii o trudnym dzieciństwie. Wynikało to głównie z przeświadczenia, że zaraz znalazłby się jakiś malkontent, którego naszło na nieśmiertelne teksty o uprzywilejowanych kretynkach, których się poprzewracało od hajsu. Pewnie miałby nawet w tym sporo racji, bo do pewnego momentu trudno było winić jej rodziców za to, że chcieli dla niej najlepszego życia. Dopiero potem wszystko się wykrzywiło i wywróciło na opak tak bardzo, że dziś siedząc z najlepszą przyjaciółką przy stole nie potrafiła do tego wracać. Nie, gdy sama tego nie przepracowała w głowie, choć żyła już na tyle długo, by powoli zacząć zdawać sobie sprawę z tego, że raczej nie nastąpi to nigdy.
Trudno było zastąpić taki rodzaj traumy- ten z gatunku tych najgorszych, gdy najbliżsi okazują się drapieżnikami. Nie zamierzała jednak rozczulać się nad tym, gdy zjadła dobry obiad, a wino z każdym kieliszkiem wchodziło coraz lepiej sugerując potężnego kaca w dniu jutrzejszym. Tak rzadko jednak widywały się z Ainsley i tak bardzo łaknęła jej towarzystwa, że była w stanie pozwolić sobie na tę lekką niedogodność. Do spotkania z Flannem zdąży się na tyle otrzeźwić, by być jak świeżo narodzona. Zapewne złapie też w międzyczasie męża na callu zapewniając go, że tęskni. Nie czuła wyrzutów sumienia, zwłaszcza gdy Ainsley podzieliła się z nią jakże znajomą historią, która powinna zostać gdzieś w dziewiętnastym wieku. Najwyraźniej jednak wyższe sfery pochłonął cywilizacyjny kryzys i rozwijały się na tyle wolno, że jeszcze nie dosięgła ich informacja o tym, że kobieta sama może o sobie decydować. Julia dołożyłaby do tego gwiazdkę w postaci fragmentu o tym, że kobieta może również sama zdradzać i dobierać sobie kochanka, ale być może to byłoby żałosne tłumaczyć jej ogromnego pożądania czyimś tak wzniosłym jak feminizm. Przecież zawsze chodziło tylko i wyłącznie o dobry seks.
- Myślę, że czekałoby mnie to samo. A tak to ukończyłam studia, zostałam matką… pośrednio - i na jej twarzy odbił się grymas, bo to nie tak, że Julia nigdy nie marzyła o własnym dziecku, nawet jeśli kochała Dianę najbardziej na świecie. - A teraz widzisz, mam męża i kochanka. Cholera, to brzmi jakbym szła dokładnie w ślady mojej matki - zachichotała, choć musiała przyznać, że miała lepszy gust. Nie zdradzałaby męża z jakimś trenerem fitnessu, nawet jeśli byłby najprzystojniejszy.
Gdybałaby jeszcze nad tym dłużej, ale było coś w tonie Ainsley, co zdecydowanie jej się nie podobało i choć może miała zerowe pojęcie o zdrowych relacjach międzyludzkich, przykuło to jej uwagę. Nie sądziła nigdy, że będzie się wtrącać do czyjegoś związku, ale nie widziała w oczach tej narzeczonej ekscytacji ze zbliżającego się ślubu ani tym bardziej miłości do partnera. Spojrzała na nią uważnie i już otwierała usta, by się odezwać na ten temat, ale stwierdziła, że nadal nie jest to najlepszy pomysł. Przecież każdy musi oparzyć się sam, by zrozumieć jak bardzo złym pomysłem było wkładanie ręki do ognia. Przynajmniej tak Julia mniemała zastanawiając się po części co najlepszego robi umawiając się na randkę z Flannem, który przecież dotąd irytował ją do żywego swoją popularnością i przekonaniem, że będzie miał całą prowincję u swoich stóp. Może o to właśnie chodziło? O sam fakt, że zabiegał właśnie o nią, co nakręcało ją do nieprzytomności? A może zwyczajnie za dobrze ją pieprzył i niepotrzebnie szukała usprawiedliwienia?
- Nie uważasz, że człowiek, który ponoć jest w tobie zakochany, powinien cię znać na tyle, by zorganizować dobre oświadczyny? Ale spoko, mój mąż stwierdził, że chcę zaręczać się blisko wody - parsknęła i pokręciła głową. Może dlatego to ich małżeństwo szlag trafił, zanim zdążyło się tak naprawdę rozpocząć?
Zaśmiała się jednak, gdy Ainsley zaczęła opowiadać o jej wizji rodziny i wreszcie odstawiła kieliszek wina czując się w obowiązku, by wyjaśnić jej swoją niecodzienną reakcję.
- Widzisz, najwyraźniej my wszyscy jako dzieci chcemy być inni od naszych rodziców, a potem oni okazują się tylko ludźmi i wszystko robimy identycznie - i było to takie głębokie (również zasługa coraz lepiej wchodzących procentów), że roześmiała się na całego. - Chef Remington jest niczego sobie, wiesz? Zawsze miałam jakieś daddy issues - wyjaśniła szeptem, choć jej myśli nadal dryfowały swobodnie w stronę tego pieprzonego malarza i pewnie w innych okolicznościach by ją to zaniepokoiło, ale teraz uznawała to za efekt uboczny jego gorących smsów i faktu, że właśnie połączyła kropki i okazywało się, że to cudowne małżeństwo kuzynki Ainsley to właśnie jej kochanek, któremu małżeństwo znudziło się po… dwóch miesiącach?
Skubany, najwyraźniej szedł na jakiś rekord i chyba była dostatecznie zdeprawowana, bo nie obeszło ją to ani trochę. Nie, gdy była z nim umówiona na jutrzejszy wieczór.
- Mówią, że to dość nieprzyjemny człowiek. Pewnie ma kompleks Boga - a z drugiej strony czy ona mogła postąpić inaczej? Przecież nie powie swojej przyjaciółki, że właśnie uwiodła z pełną premedytacją swojego wykładowcę i na dodatek jej szwagra, świeżo poślubionego innej kobiecie, o czym oczywiście wiedziała po obrączce, ale nigdy nie budziło to w niej wyrzutów sumienia. To on chciał się z nią pieprzyć, więc nie wchodziła butami ani w jego moralność ani w małżeństwo. Ba, tak uczciwie nawet nie zamierzała go rozpieprzać, bo uznawała to za szczęśliwy zbieg okoliczności, że w nim tkwi i zapewne (bardzo) kocha swoją żonę. Przynajmniej dzięki temu nie przyjdzie mu do głowy głupi pomysł, by się w niej zakochać.
Z tego rodzaju uzależnień potem wychodziły same problemy i żywy dowód tej tezy miała właśnie przed swoimi oczami.
- Tylko widzisz, wam wcale to na dobre nie wyszło, skoro z nim sypiasz po kryjomu - zauważyła więc całkiem uczciwie nie chcąc potępiać Ainsley (nigdy w życiu!), a jedynie pokazać jej, że gdzieś jednak był problem i pewnie wcale nie zniknie, a jedynie przybierze na sile. Była niezłą ekspertką w tej dziedzinie i mogła już mniemać, że ten jeden raz prędzej czy później wywróci życie Atwood do góry nogami. Uśmiechnęła się jednak całkiem cwanie, gdy dziewczyna zarzuciła jej, że jest nieznośna i nalała im jeszcze wina.
- Ależ ja sobie doskonale z tego zdaję sprawę. Powiedzmy jednak, że na gościnnych występach wolno mi więcej. W końcu potem planuję powrócić do Australii i zerwać ten kontakt - i akurat w tym momencie była całkiem przekonana, że ten plan dojdzie do skutku, a ona powróci do bycia dobrą żoną. Może po prostu taką, która nie zdradza, a to najwyraźniej w świecie Julii Crane było sporo.
Nie umiała jednak usiedzieć spokojnie, gdy Ainsley wspomniała o wdzięczności z powodu wypadku. Przewróciła oczami.
- Nie, moja mała. To nie jest żaden wyznacznik bycia z kimś- litość, wdzięczność, troska. Nie na tym to polega - odrzekła kategorycznie, ale wiedziała, że gadać to ona sobie może, podczas gdy i tak nic się nie zmieni.
Pewnie dlatego wreszcie złapała ją za rękę i wstała.
- Chodź, mam ochotę zalać się porządnie w trupa i potańczyć. Przynajmniej na chwilę możemy udawać szalone singielki - zdecydowała z uśmieszkiem i zabrała ją nie tylko z tej restauracji, ale i ponurych rozważań na temat dawnych związków.
Przynajmniej tyle Julia Crane mogła zrobić.

k o n i e c
Ainsley Remington
ODPOWIEDZ