gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Zacisnęła usta w wąską linię, nie mówiąc nic, ale w myślach zgadzając się z nim całkowicie. To mogłoby być sensacją, gdyby jej chrzestny bardzo nie pilnował jej prywatności. Zawodnik olimpijski, duma australijskiej gimnastyki artystycznej, trafiła do szpitala - wygłodzona i po przedawkowaniu. Oczywiście, że czegoś takiego nie dałoby się teraz odkręcić jakimś złamaniem.
- Nie musisz przepraszać... nawet, gdybyś przepadał... gimnastyka artystyczna jest bardzo niszowym sportem, większość osób nawet nie wie dokładnie jakim. Coś im dzwoni, ale nie do końca - mruknęła, chyba po to, by generalnie mówić. W każdym razie nie miała mu za złe, że nie był jej fanem. Mało kto był, miała tego świadomość. Jeśli ktoś nie interesował się typowo tą dziedziną, to nie było szans, by wiedział, kim jest Lisbeth Westbrook. Z resztą dla niej było to akurat dobre, z tym cholernym lękiem społecznym, który sprawiał, że zainteresowanie otoczenia paraliżowało ją strachem. Była żenująca.
- Czyli jacht - skinęła głową, słysząc jego odpowiedź, ale nie zabarwiła jej przy tym większym pakietem emocji. - Skoro ci na niej ciasno, to dlaczego tam mieszkasz? - przekrzywiła głowę, pytając całkiem serio. Może dlatego, że ona porzuciła całkiem przyjemny dom rodzinny, na poczet małej chatki w Aborygeńskiej dzielnicy. Może więc... dostrzegała jakieś zależności między nimi, ale nie chciała o nich wspominać pochopnie, najpierw musiała lepiej zrozumieć, co kierowało tym rezydentem, którego znała niespełna godzinę.
- Medycyna brzmi rozsądniej od piruetów... wiesz, moi rodzice są lekarzami, a ja jednak kręcę się w kółko ze wstążką. Może los z nas zakpił i powinniśmy urodziliśmy się w złych rodzinach, na odwrót byłoby nam pewnie bardziej po drodze - mruknęła mimochodem, ale wraz z mijającym czasem, docierała do niej prawda słynąca z tych słów. Państwo Westbrook na pewno byliby dumni z kolejnego dziecka, które poszło ich śladem.
- Dawno już ją straciłam - westchnęła, ale dumna była za wózek. O tym, że po prostu przeraża ją kontakt fizyczny z innymi wolała nie wspominać, wiedząc, że wyjdzie na jeszcze większą wariatkę, a już na tym poziomie powszechnie dostępnej w szpitalu wiedzy, nie wypadała zbyt dobrze.
- Niby tak, ale mam wrażenie, że więcej cierpienia przynoszę im, nadal żyjąc - zaskoczyła ją jego bezpośredniość, ale skoro grał w otwarte karty, ona sama nie czuła potrzeby robić inaczej. - Gdy się obudziłam... nie widziałam u nikogo ulgi. Tylko wyrzuty. Moją pierwszą myślą był żal, że mnie wybudzono - pozwoliła sobie nawet na więcej, bo niesamowicie jej to ciążyło i Alfie stał się pierwszą osobą, której mogła to powiedzieć, nie narażają się na, o ironio, kolejną porcję wyrzutów. - Sama nie wiem, w co wierzę... parę lat temu zginęła moja najlepsza przyjaciółka i lubię myśleć, że trafiła w jakieś dobre miejsce, ale jeśli chodzi o mnie... wszystko mi jedno - wzruszyła ramionami, spodziewając się, że nie należało to do najbardziej poetyckich odpowiedzi, jakie można było udzielić na ten temat.

Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
- Właściwie nawet te popularne sporty mnie nigdy nie kręciły, więc tym bardziej takie - przyznał, bo cóż, Buxton nigdy nie był typem sportowca i pewnie to sprawiło, że jego dziewczyna nie do końca odnajdywała się w ich relacji. To był, oczywiście, żart, bo daleko mu było do typów, którzy obwiniają kobiety o bycie płytką, bo relacja z nimi nie wyszła. Alfie wprawdzie miał wszelkie prawo do bycia wściekłym w teorii, ale w praktyce nigdy nie wyszedł poza ramy klasycznego żalu.
Taki był z niego dobry chłopak i nic dziwnego, że przepraszał obcą dziewczynę, że nie jest fanem jej dyscypliny. W kwestii bycia żałosnym mogli sobie więc podać ręce.
Zastanowił się nad jej pytaniem. Głównie dlatego, że już odpowiedź na nie padła, ale właściwie Lisbeth miała rację powtarzając je. Mógł wynająć sobie apartament, znaleźć pokój, zrobić cokolwiek, by zerwać pakt ze szczurami, a mimo to wegetował dalej w tym porcie.
- Chciałem po raz pierwszy w życiu nie liczyć na ich pieniądze. Jestem rezydentem, wkrótce będzie lepiej, ale chcę się usamodzielnić - odpowiedział zgodnie z prawdą i choć ta misja wychodziła mu marnie i przepadł ostatnio w drogerii z szamponem w ręce to i tak był częściowo z siebie dumny. Zawierał znajomości z ludźmi, na widok których jego matka dostałaby palpitacji, nauczył się prać i nie jadł zawsze śmieciowego jedzenia.
Jeszcze chwila, a naprawdę wyjdą z niego ludzie.
Uśmiechnął się, gdy przyznała, że jej rodzice są lekarzami. Nie, żeby nie wiedział, ale miała rację z tą zamianą rodzin.
- Byłabyś dla moich jak księżniczka Anna. Wiesz, że ona też startowała w olimpiadzie? Moim marzeniom schlebiał jedynie dziadek, ale odkąd dostałem się na staż do Szkocji to trochę im się odmieniło. Potem to spieprzyłem - westchnął i przeprosił ją na sekundę, by faktycznie zgarnąć z korytarza wózek. Nie zamierzał ją zmuszać do fizycznego kontaktu, a noga musiała być prześwietlona i to nie podlegało dyskusji. Jeszcze przed obchodem jej chrzestny zapewne zażąda od niego wypełnionej karty, więc musiał dołożyć wszelkich starań, by wszystko wyglądało profesjonalnie.
Nawet jeśli zadawał bardzo osobiste pytania, a jej odpowiedzi nie należały do tych najłatwiejszych.
Przysiadł się na wózku, który za chwilę miał posłużyć jej.
- Mam być szczery? Jasne, że mają wyrzuty. Niekoniecznie do ciebie, choć ty pewnie dostajesz po łapach. To raczej chodzi o to, że oni… Wiesz, są wściekli na siebie, że zignorowali masę ostrzeżeń i nie w porę zauważyli, że jest źle. Pewnie dlatego wyżywają się na tobie, bo myślą, że krzyk czy jakakolwiek dezaprobata pozwoli im uniknąć tego bólu w przyszłości. Tak właśnie myślę - mógł się mylić, bo w końcu nie znał za bardzo całej sytuacji i dziewczyna mogła odbierać zupełnie inaczej zachowanie bliskich, ale wiedział na pewno, że strach o nią generował masę sprzecznych emocji.
- Widzisz, gdzieś słyszałem teorię, że samobójcy po śmierci nie trafiają nigdzie i są zmuszeni do przeżycia swojego życia w niebycie obserwując bliskich i nie mogąc reagować. To dość podły scenariusz, ale kiedyś traktowali takich ludzi jak wampirów i nie chowali nawet w poświęconej ziemi - tak, zdecydowanie ją dobrze pocieszał. Miał ochotę uderzyć się w czoło, bo dawno nie zaliczył takiej wtopy, ale czasami zaczynał tracić grunt pod nogami, gdy przychodziło do tak trudnych i emocjonalnych tematów.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Skinęła głową, nie ciągnąc już tematu sportu, skoro sam przyznał, że nie jest mu on bliski. Sama Lisa nigdy od nikogo nie oczekiwała zainteresowania tą materią. Raczej była świadoma, że nie tylko u osób, które sportu nie lubią, ale i u jego fanów nie mogła liczyć na szczególną rozpoznawalność. Gimnastyka artystyczna wciąż była dziedziną, która coś każdemu mówiła, ale mało kto kiedykolwiek widział jakikolwiek występ. Całe szczęście było jej to na rękę, zważywszy na jej fobie społeczne i patologiczną potrzebę ukrywania się przed wzrokiem otoczenia.
- Rozumiem - pokiwała głową, kiedy odpowiedział, skąd decyzja o zamieszkaniu na łodzi. Nie chciała przy tym wyjść na kogoś, kto po prostu mówi, że rozumie, kiedy tak naprawdę nie ma pojęcia o sytuacji drugiej osoby, dlatego westchnęła cichutko i ponownie otworzyła usta. - Też wyprowadziłam się od rodziców z tego powodu... mieszkam w małej chatce, w takiej aborygeńskiej dzielnicy w Lorne Bay - wyjaśniła, bo jak na razie nie mogła wiedzieć, że rozmawia z kimś, kto zamieszkiwał te samo miasteczko, co ona. Nie zagłębiała się też w szczegóły, wątpiąc, że te go jakoś interesowały. - I jak ci idzie usamodzielnianie? - zagadnęła jeszcze, by wrócić tematem do jego osoby, a nie zatrzymywać się na jej własnej.
- Jeśli ciebie to pocieszy, pewnie ostatecznie i dla nich byłabym rozczarowaniem... mam do tego talent, z resztą... bez powodu tu nie jestem - uniosła kącik ust w geście, który niewiele miał wspólnego z uśmiechem, bardziej jakimś kwaśnym wyrazem. Cóż, tyle musiało na ten moment wystarczyć. Potem zaś westchnęła cichutko i oswoiła się z wizją wyjechania z bezpiecznej sali na prześwietlenie. Wcale nie przeszkadzało jej ukrywanie się w tych czterech ścianach przed światem.
- Może masz rację - zgodziła się z jego osądem. Czuła, że powinna powiedzieć coś więcej, ale nigdy nie była dobra w rozmowach i teraz brakowało jej słów. - Chciałam po prostu... żeby ktoś mi pokazał, że się cieszy na mój widok, a wszystko było do dupy - dodała, więc, odwracając spojrzenie, bo wiedziała doskonale, jak kiepsko to brzmi.
- Ano... nie najprzyjemniejsza wizja, ale może i by mi się należało - zgodziła się z nim, od razu zastanawiając się, czy widziałaby wtedy Remigiusa, który układa sobie życie z kimś innym, z kimś normalniejszym, kto by go jedynie wspierał, a nie dodawał zmartwień. - Naprawdę by mi się należało - powtórzyła po chwili. - Bo wiesz, gdybym odeszła... nie chciałabym, by poszli dalej i o mnie zapomnieli. Chciałabym, żeby zawsze już za mną tęsknili. Strasznie samolubne, prawda? - zauważyła, nie wiedząc czemu chciała się podzielić z nim tak nieprzyjemnymi myślami, które kompletnie nie świadczyły o niej dobrze, więc wypadałoby je zostawić dla siebie. Zawsze jednak miała jakieś skłonności do udowadniania innym, że jest okropna, to też powiedziała, co powiedziała i niepewnie zwiesiła nogi z łóżka, patrząc na ten wózek.
- Jedziemy? Nie, żebym chciała, ale wiem, że Jonathan będzie zły, jak coś pójdzie nie tak, jak powinno. Czasem mam wrażenie, że tylko on się o mnie martwi, a wiele razy i dla niego byłam podłym dzieciakiem - przyznała, pocierając twarz dłonią.

Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Po części i on rozumiał jej strach przed ludźmi, choć na pierwszy rzut oka wydawał się niezwykle towarzyską personą. Miał jednak swoje fobie, które sprawiały, że nie do końca akceptowało go młode i studenckie towarzystwo. Trudno było im wyjaśnić, że brzydzi się bakterii tak bardzo, że nieraz zdarza mu się przesadzać z szorowaniem swoich dłoni, a najszczęśliwszym człowiekiem jest na sali operacyjnej, gdy przebywa w sterylnym otoczeniu. Obecnie zaś mieszkanie w środowisku, gdzie brud był na porządku dziennym przyprawiał go o migreny, więc najwyraźniej nie był taki dobry w łapaniu sobie nowego życia.
Uśmiechnął się jednak, gdy wspomniała o Lorne Bay i choć dzielnicę Aborygenów znał z niesławnych czasów, gdy odwiedzał swoją dziewczynę, postanowił się nie uprzedzać, zwłaszcza, że Lisbeth wyglądała na kogoś znacznie milszego. Poprawka, miała swój charakterek, ale przynajmniej w tym wszystkim wydawała się szczera, a to- jak zdążył się przekonać całkiem niedawno- było wręcz na wagę złota.
- Ja mieszkam w Sapphire River, właściwie tam woduje moja łajba - wyjaśnił uśmiechając się lekko, bo to był w ogóle paradoks, że ich całkiem drogi statek znajdował się w tak podłej dzielnicy. Pewnie niedługo zacznie sobie wmawiać, że go tam dorwą i zrobią mu krzywdę. Kolejny lęk odblokowany.
- Idzie jak po grudzie, ale znalazłem przyjaciół i dziewczynę - kolejność była całkowicie przypadkowa, zarówno Ginny jak i Sage znaczyły dla niego ogromnie dużo i choć Westbrook była w tym zestawieniu obcą, bardzo nie chciał, by wychodziła z założenia, że jest dla kogokolwiek rozczarowaniem.
- Może i to średnio pocieszające, ale ja cię polubiłem - przyznał więc spokojnie i zastanowił się nad jej egoistyczną w wyrazie potrzebą bycia niezapomnianą. On zazwyczaj chciał być tym, który na ziemi wywrze odpowiedni wpływ i trafi do podręczników, więc tę potrzebę bycia dla kogoś najważniejszą rozumiał doskonale.
- Myślę, że za bardzo ich kochasz, by ich skazywać na takie życie, nawet jeśli tak teraz czujesz. A czujesz, bo jesteś zraniona i chciałabyś samolubnie ich utrzymać przy sobie. Tyle, że pragnienia czy myśli nigdy nie są aż tak egoistyczne jak myślimy. Nie, jeśli nie doprowadzają do takich zachowań - odpowiedział i na jej sugestię o Jonathanie wreszcie wybuchnął śmiechem, bo nie mógł nic poradzić na to, że zdecydowanie widziała dyrektora inaczej niż reszta śmiertelników , w tym i również on, choć przecież akurat Alfie zawsze go podziwiał i miał nadzieję, że kiedyś pójdzie w jego ślady. Obecnie jednak nie czuł się zanadto komfortowo w tej roli, miał wrażenie, że za dużo buzowało w nim emocji, co przekładało się nawet najwyraźniej na rozmowę z tą pacjentką.
- Masz rację. Jutro może mnie skrócić o głowę i nawet twoja pomoc na niewiele by się zdała. Jedźmy - i niestety musiał delikatnie wziąć ją za ramiona, by posadzić na wózek, a potem troskliwie przykrył kocem, bo w tej piżamce (ładnej, musiał przyznać) na pewno było jej chłodno, a już ustalili, że pielęgniarki mocno znęcają się nad nią.
Postanowił więc załatwić wszystko tak, by poszło szybko i sprawnie, a po wszystkim przywiózł ją z powrotem do łóżka i tym razem już musiał na dobre się pożegnać.

zt?
ODPOWIEDZ